Ivan - 2017-11-22 11:48:06

https://i.imgur.com/1hJPcaD.png


Prócz swojej chwytliwej, cieszącej ucho nazwy, „Pełny Trzos” posiadł wszelkie przesłanki do tego, by stać się oficjalną gospodą przyjezdnych kupców Wolnego Miasta oraz ich ulubioną bazą wypadową. Ulokowana pośrodku Starówki, z oknami wychodzącymi na samą Giełdę, zaledwie rzut kamieniem od portu i znajdujących się tam składów towarowych. Dzień w dzień przewija się przez nią dziesiątki handlarzy zjeżdżających do Novigradu ze wszystkich zakątków Kontynentu, stanowiąc miejsce spotkań, wypoczynku, wspólnych obiadów oraz interesów, nierzadko prowadzonych przy dobrym napitku. Znaleźć tu ludzi niezwiązanych z obwoźnym handlem lub gildią kupiecką jest równie łatwo co koronę na bruku Starego Miasta. Czyli trudno. Większość budynku, w którym mieści się przybytek, zajmują przylegające do niego ściana w ścianę stajnie, w których goście, za rozsądną opłatą mogą powierzyć swoje wierzchowce oraz wehikuły doglądającym ich pachołkom. Część przeznaczona do użytku dla ludzi składa się z parteru, piętra oraz półpiętra nad nim. Sam parter jest przestronny, dobrze oświetlony a przy tym niepodzielony na alkierze lub mniejsze izdebki. Centralną część pomieszczenia zajmuje czworoboczny szynkwas otaczający główny filar gospody, przy którym ustawiono szafki z ekspozycją trunków i nalewek. Od północy rozszerzony nieco o palenisko, z którego serwuje się smaczne i proste dania domowej kuchni w rozsądnej cenie. Przez większość czasu gardła bywalców wyśpiewują na różne głosy rozmaite ody do pieniądza, od spokojnych tonów towarzyszących negocjacjom, po wznoszenie się na wyższe rejestry właściwe dla licytowania. Przychodząc tu z zewnątrz po raz pierwszy odnosi się niebezpodstawne wrażenie, że parter gospody stanowi naturalne przedłużenie placu Giełdy. Fakt, że równie często co obsługująca stoły służba przewijają się tu młode gnomy oraz inni posłańcy, wyłącznie utwierdza w niniejszym przekonaniu. Pokoje gościnne, pojedyncze lub o większej liczbie łóżek,  znajdują się na piętrze. Proste w umeblowaniu, schludne w oporządzeniu, łączące podstawowe standardy z niewygórowanym kosztem.

Właścicielami oraz gospodarzami jest tu małżeństwo Zbyluta i Mileny, byłego kupca bławatnego oraz farbiarki, którzy plajtując z powodu przewrotu w Kovirze w 1249 roku, zdecydowali się przebranżowić oraz zainwestować w gospodę, rozbudowując ją i odnawiając niemal w całości. Na co dzień zarządzają nią wraz z pomocą licznej służby oraz stajennych. Większość pracowników pełniąca obowiązki w obrębie izby to dorabiający synowie mniej znacznych kupców i rzemieślników. Niektórzy z nich, w szczególnych przypadkach są oddelegowywani do przywołania do porządku, jednak to sporadyczne przypadki ze względu na ogólną reputację lokalu oraz bliskość patroli straży na pobliskiej giełdzie. Na kłótnie bez udziału rękoczynów zwykle przymyka się oko, traktując je jako niezbywalny element niektórych negocjacji.

Bezwzględnie zakazane są natomiast wszelkie formy hazardu (z wyjątkiem kupowania ryzykownych akcji giełdowych) bez wyróżniania czy gra się na pieniądze czy bez. Niepisaną zasadą jest także niewielki odsetek nieludzi wśród klientów. Choć zwykle nie zakazuje się im wstępu, przeważnie zajmują gorsze miejsca na uboczu, a sami preferują bardziej kameralne gospody rozsiane w innych dzielnicach miasta. „Trzos” to także dobre miejsce na pozyskanie najświeższych informacji handlowych z różnych i zwykle pewnych źródeł. Inaczej niż w typowych gospodach, właściciel nie zbiera plotek ani nie kupczy nimi. W przeciwieństwie do swoich gości, którym zdarza się podzielić tym i owym, zwłaszcza po zaproszeniu na kulturalną rozmowę przy posiłku.

Dziki Gon - 2018-01-11 18:54:39

Po raz kolejny tego dnia, przynajmniej trzeci, zawitali pod gospodę, a po raz pierwszy – do niej. Zapraszający na spotkanie interesanci przekazali im przez gospodarza wiadomość, by nie spieszyli się zanadto, i że mają jeszcze nieco czasu sami do nich dołączą i rozpoczną spotkanie. Zyskany w tym momencie czas mogli spożytkować według uznania, zaraz po tym jak zakwaterowali się w swoich pokojach. Rysławowi przypadło niewielkie pomieszczenie gościnne na poddaszu. Urządzone skromnie, wyposażone w stolik, dwa krzesła, zamykany kufer oraz łóżko. Siennik był wypchany, kołdra świeża i wyprana, nigdzie też nie było śladów po ewentualnych współlokatorach w postaci myszy czy pluskiew.

Jeżeli zgodnie z zamiarem, Rysław nadal planował kąpiel, dostarczono mu ją. Wtaszczywszy na poddasze odpowiednio dużą balię zdolną go pomieścić, szybko zapełniono ją, donosząc wiadra z zagotowaną uprzednio wodą. Mydło i resztę niezbędnych do zażycia kąpieli rzeczy dostarczono mu również, ma się rozumieć.

Zajmujący pokój piętro niżej pryncypał, uprzedził go wcześniej, by nie oglądał się na niego po zakończeniu oporządzania się, gdyż sam będzie potrzebował zmienić swój opatrunek na nodze. W każdej chwili mógł też zmienić swój ekwipunek, gdyby zaszła taka konieczność miał dostęp do wozu oraz tego co na nim zostawił.

Kanel - 2018-01-11 20:02:52

Nie miał nic przeciwko.

Pokój - luksus. Nie musiał go nawet z nikim dzielić. Dla niektórych to oczywiście normalna rzecz, jednak dla wędrownego najemnika normą było spanie we wspólnej sali czy dzielenie się siennikiem. Niekiedy spało się też pod gołym niebem, choć w urodzajnej Redanii natrafienie na wioskę wcale nie było specjalnym problemem.
No ale grunt, że doceniał. A co za tym idzie - podziękował.

Przytaskał tutaj cały swój, skromny dobytek. Po prostu lepiej nie kusić losu, o.

Naturalnie nadal pisał się na porządną kąpiel i jeśli tylko faktycznie stawało im czasu, wysiedział w balii, póki woda nie straciła przyjemnej temperatury. Potem, siłą rzeczy przymuszony, zabrał się za szorowanie - dokładne, bo i nieobecne w życiu od stosunkowo długiego czasu. Co prawda do okazjonalnej higieny da się przyzwyczaić, jednak nie jest równoznaczne z polubieniem stanu, w którym jebiesz jak stara rzepa zawinięta w brudną onucę.

Czysty i odświeżony, przebrany na miarę możliwości, wylazł dać znać, że wodę można zabrać. Przy okazji nie zaszkodziłoby zagrzać gdzieś ławy, w jakimś bardziej ustronnym miejscu.
Niezależnie od tego jak nieporęczny w tym ścisku a przy ewentualnych kłopotach byłby okazał się miecz, to prócz puginału właśnie owa broń zajmowała miejsce przy biodrze najemnika. Raz - że była droga. Dwa - że bez miecza czuł się nieswojo i od dawien dawna targał go ze sobą, jeśli tylko mógł.

Piwo... Miał chętkę na dobre piwo. Kufelek albo pinta.

Dziki Gon - 2018-01-14 01:07:30


Kąpiel zdecydowanie dobrze mu zrobiła. Pozbycie się zasmrodzonych łachów oraz wymoczenie się w ciepłej wodzie zwróciło mu część nadszarpniętych podróżą i ostatnimi sprawunkami sił. Nadwyrężone ramię okazało się zwyczajnie choć solidnie obtłuczone, co potwierdzała rozlewająca się na nim w bliskim sąsiedztwie barku sino-fioletowa plama, miejscami niemal ciemnoczerwona. Przy rozbieraniu raz czy dwa zarwało jak cholera, jednak krótka przerwa od przeszywanicy oraz wymoczenie go w gorącej wodzie okazało się mieć nań pozytywny skutek. Do tego stopnia, by wychodząc z balii mógł wykonywać nim nieco szerszy zakres ruchów bez przykrych dolegliwości w postaci bólu.

Jego broń zwracała uwagę, jednak służba miejsca nie rzucała mu krzywych spojrzeń ani nie czyniła uwag. Widocznie kupcy podróżujący ze zbrojną obstawą lub pachołkami bywali tu już wcześniej.

Kiedy odświeżony zszedł na dół w poszukiwaniu miejsca do spoczynku i zwilżenia gardła, dostrzegł znajomą twarz oraz dłoń machającą do niego z drugiego końca sali, zza zastawionego kuflami stołu.

Zapraszamy do nas, Synu Fortuny — zagaił doń po swojemu Sersil, gdyż to on okazał się owym znajomym, zasiadającym obecnie w towarzystwie dwóch innych jegomościów, różnych od siebie do przeciwieństwa. Pierwszy z nich, długi, tykowaty i wąsaty z jasnymi włosami zaczesanymi do tyłu, noszący się w krótkiej, przewiązanej tunice i pikowanych spodniach. Drugi z kolei, niski w zielonym kaftanie pistacjowej barwy, z kędzierzawą, kasztanową czupryną i takąż brodą noszoną bez wąsa, przypuszczalnie niziołek.

Dzień minął ci pracowicie, jak mniemam. Rad jestem, że znowu się widzimy. Czego się napijesz? Ci dwaj panowie po mojej lewej i prawej być może zechcą ci się przedstawić, jako że także będą gośćmi na naszym małym posiedzeniu...

Smoliwąs, kupiec. Starszy gildii —  tykowaty podniósł się i podał mu wyciągniętą dłoń.
Halfred z Rdestowej Łąki, handlarz i hodowca — korpulentny tylko podniósł się i skinął, mając za krótkie ramię, by dosięgnąć przez blat.

Oczekujemy jeszcze kilku znajomych, jednak pomimo zaproszeń mogą nie dotrzeć. Większości trudno będzie wygospodarować dziś nieco czasu na nieprzewidzianą okazję. No, ale jak mawiają Świadkowie Lebiody, gdzie dwóch lub trzech zgromadzi się w moim imieniu tam i ja jestem pośród nich. — Uśmiechnął się Akab, a Halfred z Rdestowej Łąki zawtórował mu rozkładając dłonie w parodii natchnionego gestu. Smoliwąs wyłącznie przewrócił oczami.

Póki nie przyniosą nam jadła nie będzie chyba wielkim nietaktem byśmy porozmawiali o interesach? —  upewnił się, odsuwając nieco od siebie wciąż pełny kufel. — Alnair pochwalił mi się, że chcielibyście wdrożyć go nieco do fechtunku. Zapytał też o zgodę, a ja mu jej udzieliłem. Rzecz jasna po tym jak ustalimy kilka reguł — objaśnił. — Między innymi odnośnie tego, jakie honorarium za lekcję zechce pobierać nauczyciel. Przyznam, że myślałem o tym, by przysposobić chłopaka do miecza. Naprawdę bylibyście skłonni się tego podjąć? — Przybysz z Ofiru rozpoczął rozmowę od wybadania sytuacji, chcąc upewnić się czy najmita faktycznie wyraził jednoznaczną chęć nauczania chłopaka, czy dzieciak, wzorem innych łebków w jego wieku, podkoloryzował nieco, gwoli hecy lub krotochwili.

Spoiler:

Kąpiel oraz chwila wypoczynku łagodzą ból w ramieniu Rysława.

Kanel - 2018-01-14 03:53:53

Do prawdziwego ideału brakło w tej kąpieli chętniej dziewki, smacznego jadła i zimnego piwa. W życiu jednak wszystkiego mieć nie można a trzeba się cieszyć małymi rzeczami, szczególnie gdy kiesa nieco szczupła a życie codzienne w wygody nie obfituje. Zatem... może innym razem, innego dnia.

No dobre... wiedział, że tutaj mu nie można, ale jak jakąś łacniejszą zobaczył pannę, to rzucił okiem za falującym biustem, zgrabną łydką czy przyjemną dla oka twarzą. Posłał uśmiech.

- Jak diabli, panie Sersil. - Potwierdził, obierając sobie miejsce przy stole.  - Piwa to chętnie. - Odparł.

Wstał. Uścisnął pierwszą prawicę, przedstawiając się imieniem "Rysław". Drugą dłoń też uścisnął, jeśli tylko mniej rosły jegomość zechciał - najemnik, zważając na fakt, że ma dość długie ramiona, sam się pofatygował.
Cholera wie, czy niziołki uznają taką grzeczność za obelgę - w tej chwili nad tym naprawdę się nie zastanawiał.

I on się uśmiechnął, nic jednak od siebie nie dodając.

- Jak rzekłem. Ino chciałbym, żeby widział chłopak, na co się pisze... Bo mi się zdaje, że obowiązkowy jest i rozsądny, prawda. Niemniej... taka nauka to nie zabawa, na ostrą broń pewnie długo nie spojrzy. - Pokiwał paluchem dla poparcia swych słów. - Jam widział takich chłystków, co to mieczami jak patykami wywijali. Kręcili, machali... To jeden sobie łydkę przeciął, a inny skóry kawał ze łba zdjął. Bo się uśmiali, zagapili czy popisywali. Miecz to nie pokrzywy, są konsekwencje. - Delikatnie stuknął kantem dłoni w stół. Spojrzał na Ofirczyka.
- A w kwestii ceny, to myślałem o sześciu denarach. Po prawdzie jednak, od dziś jestem w mieście i nie wiem, ile tu co warte. Tedy liczę na waszą uczciwość, a i wierzę, że się spokojnie dogadamy. - No, to tyle by było od niego.

Dziki Gon - 2018-01-15 01:19:27

Z pannami w gospodzie nie było tak łacno jak miarkował. Był to przede wszystkim lokal dla podróżujących kupców, stąd większość gości okazała się być raczej statecznymi jegomościami w wieku dojrzałym. Jedyna jaką wypatrzył była z tutejszej służby, a mignęła mu na tyle szybko, by nie dorzucił okiem, nie wspominając o jego zawieszaniu. Nie było to zresztą wielką stratą, jako że cycki trudno było u niej stwierdzić.

Zamówili piwo. Wymienili uściski i uśmiechy.

Staram się, by taki był — odparł Sersil, rady z pochwały na temat podopiecznego. — Przyjdzie na to czas. Ale wie już, że broń to nie zabawka. Wyjaśniłem mu to, a on sam ofirskim zwyczajem odkłada na swoje pierwsze ostrze. Niemniej nie zawadzi mu wstępna nauka, by wyrobić sobie właściwe odruchy. Oczywiście pod wspominanymi warunkami — zastrzegł, wznosząc dłoń dla podkreślenia wypowiedzi. — Pierwszym z nich jest wasza dyspozycyjność, Rysławie. Pracujesz wszak dla pana Schmeissera i nie chciałbym, by kolidowało to z twoimi zawodowymi obowiązkami. Drugim jest dyspozycyjność mojego młodego podopiecznego. Większość dnia spędza w moim towarzystwie, ucząc się kupiectwa, czasami bywa i moim gońcem. Jeżeli będzie dobrze się zachowywał i nie zaniedba nauki, będzie miał pozwolenie na treningi.

Trzeci — podjął po chwili. — To cena. Przyznam, że i mnie trudno powiedzieć. Jeżeli jednak mówimy o podstawach dla młodego chłopaka, które nie zajmą nadto waszego czasu, sądzę że korona od lekcji nie powinna być dla was krzywdząca. Co powiecie?

—  Jesteście waść, kombatantem? — zainteresował się Smoliwąs trafnie odgadując lub słysząc już nieco o Rysławie. — Gdzie nabieraliście umu do miecza? W wojsku czy jeszcze przed? Jeśli można spytać.

Donieśli im piwo. Ociekająca pianą stągiew znalazła się i przed Rysławem. Sersil uprzedził jeszcze jego ewentualną odpowiedź kolejnym pytaniem, tym razem przedstawionym całemu towarzystwu.

Sądzę, że możemy składać już zamówienie na nasz obiad? Rysławie, czy Ignatio mówił, za ile będzie gotowy?
Czekamy niby na Tobiasa i Fazio... — zastanowił się głośno niziołek. — Ale oni mają chyba inne plany na resztę dnia.
Mamy poniedziałek, Halfredzie — odrzekł mu Smoliwąs. — Banki i giełda będą dzisiaj oblegane, nie wygrzebią się do środy.
Względem giełdy, zobacz kto idzie ku nam.
Powitać waszmościów! — rozległ się serdeczne zawołanie nad ramieniem Rysława. Jego sprawcą był nienagannie przystrzyżony, ryżawy jegomość bez zarostu obleczony w dobrze skrojone ubranie, to jest watowany, fioletowo-czerwony dublet ze złotymi elementami, którego subtelne detale wykończenia zdradzały nową kovirską kolekcję. — Wybaczcie spóźnienie, ale wiadomości dochodzą dzisiaj z wyjątkowym opóźnieniem. Jeśli byliśce dzisiaj na starówce, szybko zmiarkujecie o czym mówię. No — dodał z szerokim i nienagannym uśmiechem, gdy przywitawszy się z każdym od jednego machu, zasiadł z nimi przy stole. — Aked z Aedd Gynvael, spekulant i doradca finansowy — uprzedził z kolejnym uśmiechem, dostrzegając nową twarz w towarzystwie. Twarz Rysława, znaczy się.

Widzę, że towarzystwo dopisało. Nie mówię rzecz jasna o ilości, lecz jakości. Detaliści tacy jak wy panowie, z pewnością potrafią docenić taki stan rzeczy. Tylko brakuje mi tutaj kogoś... Gdzież to podział się nasz młody pretendent? Gdzie nasz zażywny kandydat?

Kanel - 2018-01-15 02:35:56

- Dżambia, mam rację? - Zapytał. - Pochwalił się pochwą.

- Będę go nauczał w dniach wolnych od pracy lub po pracy. Jeśli przydarzy mi się konieczność, aby z mym pryncypałem wyjechać, poinformuję. - Objaśnił swoje na sprawę zapatrywanie. Oczywiście, szczegóły należało jeszcze ustalić, i spodziewał się drobnych komplikacji - głównie w kwestii dogadywania terminów -, to jednak nie postrzegał ich jako zwiastunów kompletnego fiaska.

- Powiem wam, że jestem rad, panie Sersil. - Doprawdy, silić się na uśmiech nie musiał. Wżdy nikt go w mieście nie znał, nikt imienia jego nie pochwalił, tedy korona była dla niego zaprawdę godną zapłatą.

Zainteresowane spojrzenie spadło na tyczkowatego jegomościa.
- Owszem. - Zaczął. - Służyłem ja i pod naszym orłem, i na wyspach jako najemnik. Biłem się pod Brenną, w odwodach. Zaś miecza... - Uśmiechnął się. - I nie tylko miecza... W Tretogorze, jeszcze przed wojną. Dziad opłacił mi naukę. - Podniesiony wzrok wybadał reakcję. - Bo ze mną sprawa nie taka prosta. Jestem bękartem rycerza i kupieckiej córki, rzekomo owocem miłości, której na drodze stanęła śmierć. Ojca. Ale... życie jest, jakie jest. - Podsumowawszy, wyłapał pojawienie się naczynia i z wesołym "A!" oraz wzniesieniem prawicy, powitał owe.

Nie rzucił się łapczywie, lecz sięgnął po stągiew
- Nie wiem. Mus mu zmienić opatrunek na nodze, bo był raniony w trakcie napadu. - Objaśnił, rozlewając kolejno do kufli napitek. Spokojnie, przesadnie poszkodowaną łapą nie machał.  Potem się uraczył, sądząc, że w takim środowisku się nie "stuka" kuflami. Chyba, że chcieli, to chętnie.

- Rysław, najemnik. - Powitał go uściskiem dłoni. Wstając uprzednio, rzecz jasna. Jeśli jednak nowa twarz nie miała pytań do niego, wolał im w rozmowę nie wchodzić - mieli swoje sprawy, do których jemu nijak nie trza było się pakować. 

Dziki Gon - 2018-01-16 01:05:13

Nie inaczej — potwierdził Sersil nieco zaskoczony. — Widywałeś już takie ostrza? Niektórzy handlarze na tutejszych bazarach oferują w swoim asortymencie podobne, przedstawiając je właśnie jako dżambie lub kindżały, choć to jeszcze co innego. Chyba nie do końca rozumieją, że na taką broń trzeba sobie zapracować. Tudzież odziedziczyć. — Kupiec uśmiechnął się, być może do własnych wspomnień, gładząc pielęgnowaną brodę. — To coś więcej niż broń, to oznaka statusu, znak ludzi wolnych, gotowych swej wolności bronić. Ot, różnica kultur i obyczajów. Choć wcale nie tak duża jak mogłoby się zdawać. U was, panowie z tego co widzę i miecz nie jest tylko narzędziem pracy. Służy wam rozmaicie, jednak dbacie o niego, pielęgnujecie, zdobicie inskrypcjami czy zaklęciami... Snujecie opowieści czy legendy, jak choćby o Zatrecie Vorucie i jego Balmurze. Kochacie szermierzy i wysławiacie ich w balladach, na przykład o słynnym Białym Wilku. I to jest właśnie ta fascynująca dla mnie mistyka oręża — snuł dygresję cudzoziemiec, zdradzając wyraźne zainteresowanie tematem. — To co, poza przeznaczeniem, odróżnia miecz od topora, po który zdarza się sięgnąć, by zwyczajnie porąbać coś na szczapy. Nie uważacie, panowie?

Ano, coś w tym jest — przyznał grzecznie Smoliwąs, choć widać było, że bardziej interesuje go zawartość kufla, której skrzętnie się pozbywał, wąsem odcedzając płyn od osadzajacej się mu na ustach piany. Halfred słuchał uprzejmie, od czasu do czasu potakując. Nie wyglądał na znudzonego, choć miał niewiele do dodania. Bo choć „tutejszy” , sam wywodził się wszak z zupełnie odrębnej kultury, która miast wojowników w pierwszej kolejności w swych pieśniach i bajędach sławiła umiejętnych gospodarzy, obrotnych kupców, a czasem nawet i sprytnych włamywaczy i łotrzyków.

Po krótkiej dygresji Sersil powrócił do interesów.

Cieszy mnie to niezmiernie Rysławie. Z przyjemnością uścisnę ci dłoń dla potwierdzenia naszych ustaleń  — powiedział i jak powiedział, tak zrobił.— Jeżeli potrzebne byłyby wam jakieś dodatkowe udogodnienia, może sprzęt treningowy czy kawałek wolnego miejsca, możesz mi dać znać. Alnair będzie miał umówioną zapłatę i wręczy ci ją przed każdym spotkaniem. To rozsądny chłopak, powierzał mu wcześniej gotówkę. Chyba, że życzysz sobie przedpłaty już teraz. Mogę opłacić trzy lekcje na zaś.

Zaraz potem nachylili się nad stołem posłuchać nieco o jego losach. Smoliwąs, dla odmiany po ostatniej dyskusji wyglądał na całkiem zainteresowanego. — Zatem Redańczyk. I ze stolicy. Pojmuję. Rzekliście, że na wyspach jako najemnik? No, no.  Służyliście na statku? Tu w Novigradzie to naprawdę niezgorsza rekomendacja. Tym bardziej, że większość Wyspiarzy nie najmuje cudzoziemców. Chyba, że na długie rajdy albo kiedy są w trakcie wojny z innymi klanami.

Co ma u nich miejsce przez okrągły rok — zauważył nie bez racji Halfred, sięgając po kufel.

A żebyś wiedział, Halfred. Handlowałem kiedyś ze Skelligejczykami, jeszcze za młodu. Ja i stary Mordziaty, znasz starego Mordziatego, nie? No. I rzeknę wam, że wkupić się w ich łaski jest niełatwo, a trza przy tym mieć sporo szczęścia. Albo znajomych. Zaraza, gdyby nie podejmował nas eskortą watażka z jednego z tamtejszych klanów, wątpię byśmy w ogóle dopłynęli wtedy do brzegu...

Rozgadałby się bardziej, gdyby nie zagajenie o pryncypała.  Słysząc o jego ranie urwał wnet, nadstawiając uszu.

—  Napadu? Czyli plotka jest prawdziwa, Schmeissera zdybała pod miastem zbrojna banda? Jakże to było?

Eee, chyba nie tutaj. Gdzie, na głównym trakcie od miasta? —  Skrzywił się niziołek, unosząc brew w grymasie powątpiewania. Choć spragniony szczegółów równie mocno co piwa, sam zaczął przysłuchiwać się uważniej, majtając stopami w powietrzu.

Nowoprzybyły przedstawił się, jednak w obliczu trwającej dyskusji, jego pytania zostały zignorowane. Właściwie tylko Rysław pokwapił się, by podać mu dłoń.
O czym właściwie mowa? — Wyszczerzył się, siadając, chcąc ukryć zakłopotanie.

Kanel - 2018-01-16 09:49:42

- U waszych rodaków. - Odparł. - Może kris, puginał o pofalowanej głowni?

- Ha!... Większość z nas łapie tylko krzywe spojrzenia. Zarabiamy na krzywdzeniu tudzież na nauce, jak krzywdzić - tak o nas mówią. Pieśni doczekują się bohaterowie, a nawet i takich czasem nazwą plugawym odmieńcem żerującym na ludzkim nieszczęściu. - Wyszczerzył zęby w pogodnym uśmiechu. - Ale... W sumie macie rację. Drugie miejsce pod tym względem mają chyba włócznie. Znalazło by się kilka magicznych, jak mniemam. 

- Tak mówią, że jeśli wyspiarzom dać toporki, to albo kogoś obrabują, albo zbudują statek i dopiero potem kogoś obrabują. Niemniej, tak po prawdzie, jeśli idzie o topory... - Wystrzelił palcem do góry. - Dobry topór to przyzwoite narzędzie jest. Różni się od siekiery, bo zazwyczaj sporo lżejszy, inaczej osadzony i trzonek ma dużo cieńszy. Od dołu się nań żeleźce osadza... - Tutaj wykonał ruch ręką od siebie. - ...coby nie lza mu było odlecieć hen, gdy się obluzuje. Tedy uważajcie, jeśli ktoś wam chce topór spieniężyć, czy czasem bubla nie wciska.

No to uścisnęli sobie dłonie.
- Nie, zapłata poczeka, aż wykonam pracę. Natomiast chętnie posłużę się w nauce sprzętem, jeśli takowy posiadacie. - Sztachety czy klepki takie złe nie były, dało się cokolwiek z ich pomocą wyjaśnić, jednak lepsze byłby jakieś drewniane miecze albo stalowe tępe ostrza.

- Jak bijesz czarnych, to nawet miodem się podzielą. - Oświadczył z uśmiechem. - To jednak walki między nimi są najciekawsze, panie Smoliwąs. Gdy zejdą się dwa statki i załogi idą na żelazo. Śliski pokład, mało miejsca... Kluczem, waść, jest duża tarcza i sprawna ręka, a łatwo nogę stracić, jeśli za daleko wystawisz. Czasem jakiś świeżo upieczony kaleka rypnie plecami w pokład, to się krypa zabuja. - Umoczył usta w kuflu. Odkaszlnął. - Taką niektórzy mają taktykę, że jak walki burta w burtę są, to na skos wroga atakują. Tańcują z tym naprzeciw siebie i nagle łup, na oponenta kompana.

- A gdzie?!... Tutaj zaraz między wsią, co ją Vizimbora zwą, a miastem. Ale, panowie, to było... Wszyscy oni już martwi. - I tak za dużo już powiedział. Jak się pryncypał im będzie chciał zwierzać, to się zwierzy.

Dziki Gon - 2018-01-17 17:28:22

Nie zrozumieliśmy się. To jak najbardziej dżambia, jednak bywa tu mylnie prezentowana jako kindżał. Niemniej jednak, cieszę się, że wspomniałeś o krisach. Niewiele wiem o tej broni, zdaje się że stanowi ono integralną część ubioru niektórych zerrikańskich kast. Oraz świetny przykład, łączący w sobie zarówno oznakę statusu jak i funkcję ceremonialną. A niemalże magiczna i rytualną. Co jeszcze dobitnie pokazuje, że nasze kultury, choć różne, posiadają pewne podobieństwa, czy punkty wspólne.

Panu Rysławowi to się nie dziwuję, to w końcu zawodowiec... — wtrącił Halfred, oblizując usta po kolejnym łyku piwa. — Ale ty, Sersilu wiesz całkiem sporo na temat broni jak na kogoś, kto mieni się pacyfistą. Jak to w końcu jest?

Jedno nie wyklucza drugiego. Powiem więcej, w Nilfgaardzie mają nawet takie powiedzenie: „gdy chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. A interesują mnie nie tyle broń, co obyczaje i kultura. Której broń stanowi zresztą nieodzowną część.

Prawiście, ale z tymi Czarnymi to dalibyście nam spokój — skrzywił się Smoliwąs. — Oni sobie, my sobie, nie trza nam ich tutaj więcej.

Uparte myślenie, panie Smoliwąsie — włączył się niespodziewanie wystrojony spekulant. — A i od wroga idzie się wiele nauczyć. Ba, zwłaszcza od niego.

Tym bardziej — wyszczerzył się Halfred. — Że kiedy w zimie podejmowaliście chętnego na wynajem składu kupca z Vicovaro, jakoś nie śmierdziały floreny, którymi płacił. A cenę też zaśpiewałeś iście imperialną!
Kupiectwo to co innego! — żachnął się natychmiast kupiec, skubiąc wąsa i wznosząc jedną rękę w obronnym geście.

Na krzywdzeniu? — zastanowił się głośno Sersil, gdy przeszli do kolejnego tematu. — Być może. Ale z tego co mi wiadomo, naucza się po to, aby się bronić. Ale pojmuję, złośliwych nie brakuje.
Ano prawda. Z tymi bohaterami. Z tym, że jest prawda życia i prawda ballady — wtrącił słusznie, choć mało odkrywczo ten, który powiadał się Akedem.

O, znalazłoby się — skomentował temat włóczni Smoliwąs. — Nazw już nie pomnę, wybaczcie waszmoście, dziurawej pamięci, bo to było dawno, ale kiedym bywał na wyspach, to był popularny motyw. Bohaterowie ichniejszych sag, z samym tym, no... Hajmdalem na czele, co to je wyśpiewywują ichniejsi skaldowie, chadzali z włóczniami na olbrzymy. W sumie nie dziwota, że nie pamiętam bo na ich nazwach idzie sobie połamać język.

Rozmowa zeszła na topory. O dziwo, wszyscy, włącznie z niziołkiem oraz wystrojonym słuchali wcale zainteresowani.

To nieco tłumaczy — rzekł na zakończenie Halfred. — Choćby to, dlaczego niektórzy woje są nimi w stanie tak gracko wywijać. Choć mniemam, że gdyby dołączyli do nas panowie krasnoludy, mieliby inny pogląd na sprawę toporów oraz ich znaczenia w kulturze a mitologii. Zwłaszcza ich rodzimej.


Wymienili też uściski dłoni z Sersilem. Właściciel „Korony” mimochodem zapytał, co właściwie byłoby potrzebne na użytek podobnego treningu. Specjalnie spreparowane miecze, czy lza same kije i coś grubego na grzbiet. Bo przyznał szczerze, że nie wiedział jak wygląda to na Północy i czy jest sens inwestować w specjalnie spreparowany sprzęt na tym etapie treningu, dla młodego chłopaka, który nauczy się zaledwie podstaw.

W międzyczasie wątek odbieżał w kierunku walki na statku.

No, i to jest majster do miecza — skomentował Smoliwąs, mając na myśli Rysława. — Jak rzekłem, to niezgorsza rekomendacja w tym mieście. Żołnierzy okrętowych zawsze najmują. A płacą lepiej jak marynarzom.
Chyba jako obstawa do załogi na prywatne handlowe rejsy. Żeby gapić się na fale i rżnąć w kości w jedną i drugą — stwierdził kręcąc głową strojny makler z Aedd Gynvael. — Bo na piechociarza do floty już nie bierą tak chętnie. Teraz trzeba mieć obywatelstwo. A czasem i znajomości.
Eee. Przesada. Może pod Orłami, bo strasznie się nam ostatnio rozpolitykowały. Ale jak masz broń i umiesz się nią posługiwać, roboty ci nie odmówią. A ta jest niezgorsza. Nie lza szorować pokładu, ciągnąć lin...
Tylko nadstawiać karku, gdy zdarzy się heca.
No, a coś myślał?
Cichajcie tam, niech mówi o napadzie pod miastem!

Wszyscy martwi? Położyliście skurczybyków sami? We dwu, znaczy się?
Pod Vizimborą? Dobra Melitele, przecież to zaraz za węgłem. I nikt nie przyuważył? Nie zagrał larum? Żadnego świadka?
Świadkowie, świadkami, ale się pytam gdzie tu patrole? W pogodny dzionek drogę na Vizimborę widać z murów miejskich! Na co idą nasze podatki!
Na procesyje. I nowe lektyki dla Hierarchy.
Ciszej waść!
Uhaha!
Halfrad, dowcipy?
Oj, niechaj go, Smoliwąs. Od kiedy niby jesteś religijny?
A od tedy jak Ciecierad nazwał swojego psa tak jak jego świątobliwość Hierachę, rzekomo na cześć dla niego. I jakoś dziwnym trafem zamknęli mu tartak niedługo potem.
Bo poszedł jako hipoteka pod zastaw kredytu, co go wziął u Gibellinich.
Jakby nie nie czynił sobie firlejów z Hierachy, to mógłby się odwoływać.

Krótką przerwę w swawoli, która zapanowała właśnie przy kupieckim stole stanowiło pojawienie się pieczonego barana, który wjechał na stół do spółki z parującymi półmiskami wypełnionymi z ziemniakami z koperkiem w maśle.

Panowie, pozwolę sobie ponownie zapytać, co z naszym absztyfikantem. Przybędzie dzisiaj, aby nie? — ponowił pytanie Aked, z pełnymi ustami, w zaiste imponującym tempie i z miejsca pochłaniając jeden z kartofli.
Panie Aked, żesz pan nie żryj od razu — strofował go niziołek, handlarz i hodowca. — Pytacie się o wzmiankowanego, a nie raczycie zaczekać, aż chłop zejdzie. A to w zasadzie jego uroczystość. Zresztą pan najemnik powiedział już, że jego pracodawca wnet dołączy.

Kanel - 2018-01-17 18:35:24

- Tu się nie ma co dziwować. Kupiec życie wiedzie niebezpieczne, na szlakach wszak pełno jest wszelkiego tałatajstwa - wiewiórki, bandyci. Trzeba tedy takiemu umieć rozpoznać dobrego najemnika, który w podróży obroni jego i jego towar. A najlepiej, jak owa maksyma mówi, być tak przygotowanym, coby każdemu jednemu się ataku odechciało - ryzyko utraty życia spada, towar nieuszkodzony. He? - Obleciał po zebranych spojrzeniem.

Za czarnymi nie przepadał, ale i podsycać dyskusji nie chciał.

- Nie, panie Sersil. Nie tylko złośliwych... - Zaczął. - Jedni przyuczają do obrony. Inni tylko tak mówią, coby może jakąś ideologię swoim naukom dać. Jak wykorzysta zdolności uczeń - to wszak żywa istota, ma wolną wolę. No... i nie każdy zna, sens nauki, a widzi jeno walkę, przemoc. - Rozłożył ręce. - Przykre... ale właśnie tedy wielu z fechmistrzów włóczy się po gościńcach. Choć i przyznam, że niektórym się poszczęści i nawet koronowane głowy nauczają.

Jeśli chodziło o sprzęt, to starczyłby drewniane miecze. Dla osoby niewprawionej stalowa broń byłaby marnotrawstwem, szczególnie gdy nie chce taka osoba wydawać za dużo pieniędzy. Do nauki postaw, ruchu i prawidłowego manewrowania ciałem stanie zupełnie właśnie drewno.
Jednak, to zaznaczył, przy starciach już wypadałoby mieć taki miecz, jakim faktycznie chce się w przyszłości operować. Trza się oswoić z bronią, z reakcją stali, rozłożeniem wagi a i jest to świetna lekcja dbania o ostrze.

- Najęliby, najęli... Jak są statki kupieckie, spółkowe, to by tam się obywatelstwem nie przejmowali. - Mówił oczywiście o wielkich jednostkach do wypraw dalekomorskich. Normalnie taki statek to wielki wydatek, ale gdy podzieli się wydatki na kilku kupców, to nagle koszta stają się mniej gargantuiczne.
- Tylko mnie, waszmościowie, nie na wody. Przynajmniej póki się nie dozbroję lepiej.

- We trzech... Ale mój kompan raniony jest w głowę. Gdyby nie on, zrazu miałbym trzech na grzbiecie, nie dwóch, i teraz pewnikiem byłbym trup. - Objaśnił. A w resztą dyskusji się nie pchał, bo i o władzy za głośno lepiej nie gadać, i wcale się na owej władzy tutaj nie wyzwał, żeby choć komentarzy próbować.

- A cóż to... cóż to za okazja? - Wypytał, przenosząc łapczywy wzrok z dania na kupców.

Dziki Gon - 2018-01-19 00:45:56

Co do niebezpiecznego żywota kupca wszyscy z siedzących przy stole przytaknęli Rysławowi, niektórzy nawet zamruczeli zgodnie. Bądź co bądź wszyscy siedzący przy tym stole kupcy pamiętali okres, w którym przychodziło im podróżować po świecie od miasta do miasta, zanim na dobre osiedli w bezpiecznych murach. Zresztą służbowe podróże po dzień dzisiejszy były dla nich często koniecznością.

He — podsumował krótko Halfred, choć wcale nie było mu z tego powodu do śmiechu.

Ale jak mawiali, kto nie ryzykuje, ten... No znał to.

Pogwarzyli jeszcze trochę. O różnych rzeczach. O treningu i ekwipażu doń potrzebnym dyskretnie, by nie zajmować zbyt dużo czasu. Sersil powiedział, że pomyśli lub zleci to któremuś ze swoich ludzi i na drugą lekcję powinno być gotowe.
Kupcy, choć dalej zainteresowani ich perypetiami pod miastem, przenieśli część uwagi na jadło, któremu chętnie by się już oddali oraz ewentualnemu oczekiwaniu na pryncypała, którego będzie można łacniej pociągnąć za język.

Jak to jaka okazja? Schmeisser ci się nie pochwalił?
Nie pochwalił się, bo sam o tym nie wie. To niespodzianka.
Ale może wyrzekł mu dlaczego podróżuje do Novigradu. Bo przecie nie tylko w interesach.
—  Musisz wiedzieć — przerwał potok pytań oraz stwierdzeń Sersil będący ewidentnie organizatorem całego spotkania. — Że urządzamy tutaj małe przyjęcie dla Ignatia. Zaprosiłem go tutaj pod pretekstem uregulowania rachunku, ale kiedy przyjdzie anuluję go. W ramach prezentu. Znam go na tyle, by wiedzieć że bardzo ceni sobie praktyczne usługi w ramach podarku — objaśnił najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego planu. — Ale do rzeczy. Zebraliśmy się tutaj ponieważ nasz przyjaciel będzie obchodził dzisiaj swój wieczór kawalerski. Fascynująca tradycja, w której nie miałem jeszcze przyjemności uczestniczyć...

Co? Schmeisser się żeni? Z ki... — zaczął wyraźnie zdziwiony Aked i wraz urwał, orientując się z nietaktu wywołanego tą nieznajomością.
— A to jego pytaj, bo nazwiska wybranki nie pomnę. Ale chadzał do niej w konkury już ho, ho. Będzie szło na drugi rok.
Czuj się zaproszony — podsumował podkręcając wąsa Sersil, ucieszony jak gdyby z wyjątkowo udanego figla.

Pryncypała nie było jeszcze widać, niemniej tłumnie zjawiały się przystawki, w postaci półmisków z pierożkami, szaszłykami oraz krojoną w talarki kiełbasą. Za sięganie po nie przed zjawieniem się bohatera wieczoru, nikt nie strofował ani nie lał po łapach. Zabijali czas rozmową.

A ty? Sam myślałeś się żenić? — zapytał Aked, zagryzając piwo krojoną papryką, która właśnie pojawiła się na stole w zasięgu jego ramienia.
Eee, młody jest. A dla wojaka i marynarza baba to jak kotwica dla statku — podzielił się  życiową mądrością Sulimir oglądając pod światło plaster kiełbasy, tak wnikliwie jak gdyby spodziewał się w nim ujrzeć oblicze świeżo zmartwychwstałego proroka Lebiody.
Przedtem na pewno zechciałby osiąść gdzieś na stałe — włączył się Sersil, rozsiadając wygodniej i splatając dłonie na brzuchu. — Z tego, co rzekłeś nam dotychczas zwiedziłeś ładny kawałek waszego pięknego Kontynentu. Czy któreś z jego miejsc nazwałbyś swoim domem?

Kanel - 2018-01-19 13:38:53

Mhm... No to teraz miał rozterkę. Skoro już tak się gościł na tym wieczorze kawalerskim, to chyba powinien jakoś dopomóc w jego organizacji albo chociaż coś swemu pryncypałowi sprezentować. I lepiej to zrobić na wstępie, nim się upierdoli jak świnia i przyobieca wieczystą służbę za wikt oraz opierunek.

- Ano nic nie mówił. Ale to dziwić się nie ma co, bośmy się poznali dopiero dziś. Zatrudnił mnie i mojego kompana, gdy my zaszli do karczmy w Vizimborze. - Objaśnił. 
- Powiem wam... ani rozpromieniony, ani nic. Trudno poznać, że do panny pędzi. Ale i znać po nim, że człowiek powściągliwy w uczuciach, trudny do rozgryzienia. - Ani chybi, szło o interesy i ślub był pewnikiem jednym z nich. Być może pryncypał jego chciał się do jakiegoś domu bogatego wkupić.
Albo źle go oceniał i on naprawdę zakochany. Huk wie, a nie jemu zgadywać.

- To co?... Planujecie zgodnie z naszą tradycją to zrobić? Bo jak tak, to na jutro sobie nic nie zamierzajcie. A jeśli zaprosiliście jakiegoś krasnoluda z gorzałą, to lepiej się opiszmy jakoś, żeby potem wiedzieli, co na nagrobkach wyryć. - Wyszczerzył się, i napił. O.


- Nie. Raczej nie. Zaś względem żeniaczki... - Uśmiechnął się. - Jeszcze takiej nie poznałem, coby mi w głowie zawróciła. A to też często tylko chwilowe jest. Zresztą, o babę trzeba dbać, trza ją znosić, na całe życie jesteś uwiązany jak kundel... To nie jest życie dla mnie. Może dla innych tak, ale nie dla mnie.

Dziki Gon - 2018-01-20 21:02:40

Z tego co rzekłeś, mieliście już dzisiaj niemałą przeprawę panowie. Tedy nawet się nie dziwię, że nic nie wiesz — skonkludował Smoliwąs.

No, ale swoją drogą to i tak udatnie go rozszyfrował — wyszczerzył się Aked, zdmuchnąwszy nadmiar piany wzbierającej nad jego naczyniem. — Jegomość Schmeisser to mruk jakich mało. Ostatni raz widziałem go zadowolonego jak udało mu się załapać na odszkodowanie za tę starą szopę, co to się zajęła od starej ceglarni na przedmieściach. Trzymał tam stare pakuły, a przed inspektorem darł szaty mówiąc o dorobku całego życia. I uznali mu to, dostał rekompensatę na niebagatela...

Dobry pomysł — przerwał mu niziołek ucieszony pomysłem Rysława, aby się pooznaczać. — Dajcie no któryś kawałek czerwonej kitajki i...

Powoli, powoli — wszedł mu w słowo Sersil. — Tradycja tradycją, ale jak pan Rysław słusznie zauważył, wielu z was jegomoście może mieć plany na dzień jutrzejszy. Nie wyłączając naszego kawalera. Dlatego upraszałbym o nieco powściągliwości w swawoli. Wszak i ona ma swoje granice.

Większość przytaknęła. Nie uznając przy tym za koniecznie nawet szczególnie zmarkotnieć z tego powodu. Większość ludzi z ich branży musiała mieć baczenie na wcześniejsze plany i ustalenia i brać je pod uwagę, nawet po przełożeniu ich na późniejsze godziny i popołudnia.

Dbać bardziej jak o kolczugę — orzekł Smoliwąs, pacnąwszy otwartą dłonią w stół. — Nie każdemu to pisane. — Ej, mądrze gada. Gdybym w jego wieku miał tyle samo umu... — westchnął, choć prawdę powiedziawszy, jegomość nie mógłby uchodzić za jego ojca, najwyżej za sporo starszego brata.

A ja sobie cenię. Moja dobrze gotuje. — oznajmił dla rozjaśnienia atmosfery Halfred i nie wchodząc w szczegóły powiedział najrozsądniejszą w tym momencie rzecz, którą mogła zostać powiedziana na głos. — Napijmy się!

Towarzystwo zgodziło się skwapliwie, stuknąwszy się wcześniej kuflami. Spełnienie toastu akuratnie zbiegło się z czasem, w którym czarna sylwetka byłego poborcy podatków znalazła się we wspólnej sali.

Wybacz, Akab, za spóźnienie, ale musiałem przemyć cholerstwo... — zaczął i zaraz nabrał powietrza orientując się wraz w liczebności znajdującego się za stołem towarzystwa. — Aj, widzę że mamy tu mały zjazd. Witaj Smoliwąs, jak się miewasz Halfredzie, czołem Aked — wyrzucił z siebie niemal jednym tchem wyciągając prawicę i podstawiając plecy pod powitania dawno niewidzianych kumotrów. Bliższych lub dalszych. — Wzięła was nostalgia, a? Zatęskniło się za starymi dobrymi czasami?
Ba. — Sersil rozłożył ręce i przesunął się kawałek robiąc nowo przybyłemu miejsce przy stole. — Tym bardziej, że nadarzyła się okazja. Nie codziennie przychodzi się żenić staremu druhowi.
Co? — Schmeisser uniósł brew, zdziwiony jakby słyszał o sprawie po raz pierwszy. — Panowie, dajcież spokój. Jesteśmy z Adalią po słowie, ale jutro dopiero idę się spotkać ze starym Hauslerem, jej ojcem w tej sprawie... Rad jestem, że was widzę ale doprawdy nie uprzedzajmy faktów.
Tak czy srak, chwila przerwy od obowiązków dobrze ci zrobi, Ignatiusie. Odkąd cię znam nic tylko praca i praca, a tym bardziej że z tego co słyszeliśmy nasze piękne miasto nie przywitało cię należycie.
Dajcież spokój — żachnął się pryncypał, machnąwszy ręką. — Ot koń padł pod miastem, nic wielkiego. Chory był, tedy miał do tego pełne prawo.
Aleś ranny. I pono zbóje zdybali was tuż pod miastem? Rzekniecie jak było? Pono daliście im odpór!
Słucham? — skrzeknął komorzy, ściągnąwszy brwi i prostując się na siedzisku. — Aaa. To, nie ma o czym gadać, naprawdę. Kilku obwiesi zaczepiło nas w drodze do miasta ale to nic poważnego. Odmówiliśmy ich żebrom i pogoniliśmy do lasu. Wystraszyli się mego nowego pracownika, tego tutaj, pana Rysława. Ot i koniec hi...
Jak? A nie było ich więcej? Nie napadali na was i nie ubili waszego drugiego ochroniarza?
Koniec historii — zakończył  dobitnym podkreśleniem pryncypał. — Nie ma o czym opowiadać. A i was prosiłbym o to, żebyście nie powtarzali o tym zdarzeniu gdziekolwiek. Uprzejmie proszę. Pozwolę sobie zakończyć niniejszy temat wyrównaniem rachunku z Sersilem. Rzeknij ile jestem ci winien za pomoc.
Swoją obecność w naszym towarzystwie przez resztę wieczoru — odparł mu na pytanie właściciel lombardu. — Z tym rozliczaniem to był pretekst, żeby cię tu zwabić. Gdybym powiedział, że chodzi o coś innego niż interes, jak nic wymówiłbyś się jakimś wykrętem. A tak? Jesteś. I to prawie punktualnie.
Aj, dajże spokój i nie wygłupiaj się...
Żadnych ale. Zrobił się z ciebie straszny mruk. Trzeba się tobie rozerwać, tak jak pierwszy raz kiedy spotkaliśmy się w Novigradzie. Poza tym, baran stygnie. A dobrze wiem, że bardziej od niedotrzymywania umów nie lubisz tylko marnotrawstwa.

Pryncypał dał za wygraną ku ogólnej uciesze i gratulacji ogółu, zachęcające gwizdy i poufałe szturchanie. I choć wyglądał nieco nieswojo w sytuacji, w której właśnie się znalazł, raz czy dwa zdarzyło mu się nawet uśmiechnąć. Na gratulacje miała przyjść pora, a póki co wzięli się za jedzenie, bez większych ceregieli sięgając po kawałki barana lub odkrawając sobie stosowne porcje. 

Większość nie bawiła się w przesadne ceregiele, jadła rękoma z rzadka pomagając sobie sztućcami, zapijając gorące mięso mnóstwem piwa. Maniery manierami, ale byli we własnym gronie a nie na spotkaniu w interesach.

Halfred, Sersil i Schmeisser zamknęli się na moment we własnym gronie wspominając jakieś zdarzenie, którego byli uczestnikami jeszcze w 1262. Co chwila wchodząc sobie w słowo i poprawiając odnośnie detali opowiadanej historii.
Także mówisz, Rysław, że jeszcze nie spieszno ci na morze? — Smoliwąs oderwał na moment usta od pieczeni, ciamkając jak dzik i sięgając po kufel. — A jakbyś dozbroił się nieco? Kiedy kończy ci się kontrakt z Ignatem? Bo widzisz, kupiłem akcje jednej kompanii z Pont Vanis, która dogadała się z jednym jarlem z An Skellig i zamierzają tam pozakładać kopalnie srebra i otworzyć spółkę górniczą. Na wczesną jesień, kiedy woda nie będzie jeszcze zamarznięta, a letnie sztormy przeminą będzie trzeba tam posłać pierwsze ekspedycyje. Prawie na pewno będzie potrzeba obstawa w załodze. Pisałbyś się? Albo dał radę znaleźć lub polecić pewnych ludzi do takiej roboty?
Doprawdy? Jak nazywa się ta kompania? — zainteresował się Aked, który walczył nożem z wyjątkowo krnąbrnym kawałem mięsa. — Mogę ci ją sprawdzić w swoim spisie, będziesz wiedział czy są wypłacalni. Choć z miejsca rzeknę ci, że to akcja wysokiego ryzyka.
O wa, znalazł się ten, spekulator! — kupiec otarł brodę ze ściekającego tłuszczu, skubnął wąsa. — Na srebrze? To jeden ze stabilniejszych kursów jakie znajdziesz.
Nie wiadomo ile tego srebra w ogóle tam jest. A nawet jeżeli to weź poprawkę na to, że sytuacja polityczna na wyspach nigdy nie była ani nie będzie stabilna ani normalna. Do jesieni twój jarl może przestać nim być, albo się rozmyśli. Dochodzą jeszcze zagrożenia losowe... Słuchaj Smoliwąs, nie będę owijał w bawełnę, wszyscy wiedzą że Skellige to ugór, krzaki i wilkołaki. Nawet jeżeli mają pod ziemią mnóstwo niewykorzystanych zasobów, nie zrobicie tutaj drugiego Koviru.
Ale opłaca mi się podjąć ten wysiłek. Krasnoludzki rzeczoznawca był już na miejscu i potwierdził obfitość złóż. Na czynniki losowe i nieprzewidziane to oni mają ubezpieczenie. A ja dumam o drugim, w postaci dobrze zorganizowanej zbrojnej brygady, może nawet wiedźmina do spółki. Bo za podwykonawstwo i pośrednictwo w organizacji też idzie dostać niezgorszy procent na prowizji. I to nie w przyszłych akcjach a żywej gotówce!
Co nie zmienia faktu, że nadal sporo tu zmiennych i niewiadomych. Rynek zweryfikuje — wzruszył ramionami Aked. — Czasem warto podjąć ryzyko, tym lepiej jeżeli wcześniej się je zminimalizuje. Pewnym jest, że od trzymania oszczędności w banku jeszcze nikt się nie wzbogacił. Nie uważacie, panowie? Myślałeś kiedyś zainwestować, Rysław? Odłożyć nieco grosza? Z dobrym kapitałem startowym idzie nieźle utargować i odłożyć. Zwłaszcza w twoim zawodzie, gdzie warto zawczasu pomyśleć o odłożeniu na mały fundusz emerytalny.

Kanel - 2018-01-21 00:58:41

Było mu, prawda, ugryźć się w język, gdy tylko naszła ochota do paplania o tej nieszczęsnej napaści. Bodaj nawet sam pryncypał mu przykazał, coby nijak o niefortunnym owym zajściu nic a nic nie mówił. No ale chuj, stało się i w należnym temu czasie gotów będzie przyjąć reprymendę tudzież ewentualne konsekwencje, a nawet przeprosi skoro faktycznie zawinił.

- Wstępnie umowę podpisaliśmy do końca lata. Co będzie po jej zakończeniu - tego nie wiem i nic tedy nie chcę obiecywać. Niemniej, na możliwości i perspektywy się nie zamykam, bo w tym zawodzie zawsze szuka się największego zysku. - Uśmiechnął się. - Tylko nie zrozumcie mnie opacznie. Nie łamię umów i nie układam się ze zbójami, jeno lgnę do korzystnych ofert. - Uśmiech zniknął, a Rysław odkaszlnął. - Względem zaś polecania... Nie mam tutaj w mieście nikogo, a i reszta dawnych kompanów gdzieś po świecie rozproszona. Mogę jeno zaproponować, o ile sami już żeście tego nie wykoncypowali, aby ułożyć się z owym jarlem tak, coby za skromny prezent od czasu do czasu ofiarowany, ludziom swoim polecił mieć na wasze bezpieczeństwo baczenie. Wyspy nie są przyjazne obcym, lud tam łupiestwu przyklaskuje, a władzę tak trudno scentralizować, że każdy jeden władyka może sobie niezgorzej poswawolić. Ba, każdy jeden kapitan może sobie swawolić. Zresztą... - Machnął ręką. - Po napaści udanej, to winnego jak wiatru w polu szukać. Tedy, moim zdaniem, mieczem im trzeba zaświecić ale i sakiewkę pokazać - dać wybór znaczy.

Trudny był to temat, ci wyspiarze. Skorzystał więc Rysław i wyrwał się z dyskusji, gdy tylko owa przestała tyczyć się jego specjalizacji. Dziabnął sobie mięsa, dolał piwa, zgarnął kilka przystawek - ogólnie to korzystał.

- He? - Przerzucił wzrok z kawałka baraniego mięsa na kawałek ludz... spekulanta. - Nie mam za co inwestować. Wiecie, panie... teraz takie czasy, że byle dziewce w jakiejś wsi zapyziałej to trzeba kwiatka dać i napitek postawić, nim pójdzie na siano. A że ja najemnik jestem, to o sprzęt mi trzeba dbać, czasem mus się połatać a woda kryniczna i te, korzonki to nie na moje gusta. A zlecenia... Hu... Bywa że okres posuchy długi, a rzadko też trafiają się umowy z których coś by się dało na dłużej uskrobać. - Wyszczerzył się. - A tak całkiem poważnie... Tom ja jedyny dziedzic majątku, o ile matuchna przeżyje ojczyma. Bo dziad synów nie miał, a ojczym już raczej nic nie spłodzi. No ale kto to wie, jak będzie... - Wzruszył ramionami. - Póki co za biedny jestem, by myśleć o inwestycjach innych niż w sprzęt.

Dziki Gon - 2018-01-24 00:22:58

Pojmuję, roztropnie postępujecie — odrzekł Smoliwąs, skinąwszy głową. —  Skromny prezent. Mało powiedziane, bo za prawo do użytkowania kawałka ziemi na których ma odbyć się wydobycie jarl zainkasował niemało. Zarówno w żywym złocie jak i towarze. A ludzi trudno sobie tam zjednać, bo tam albo każdy woj, nawet gołota, nosi się jak u nas wolny kniaź albo jarl zarządzi, że mus płynąć na rajd i potrzebuje wszystkich ludzi. A wtedy szlus. Zresztą w tamtych stronach zawsze lepiej mieć własną obstawę. W razie potrzeby każden weźmie co mu się zmieści w ręce i można próbować się wynosić. Tedy pytam i szukam. Najlepiej ludzi pewnych i sprawdzonych, dobrze by po znajomości — podsumował opróżniwszy swoje naczynie i gestem zamawiając dolewki. — A widzę wiecie nieco o Wyspach, miarkuję też że cenicie sobie etykę zawodowca. A teraz to coraz rzadziej. Porobiło się nam po wojnie różnych, jak to się szumnie okrzykują, kompaniji najemniczych. To jest maruderów i inszych, którzy w przerwach między zleceniami zajmują się zwykłą grasantką, czekając aż trafi się kontakt. A od takiego czekania to lęgną się nie tylko pierdy w dupie ale swawola i durne pomysły we łbach. Gdzie u nich jakakolwiek pewność czy renoma!

Poważnie? A po cóż im? Pić nie piją, a kwiatków przecież nie jedzą. — Spekulant uśmiechnął się, wygodniej rozwalając na oparciu. — Sprzęt? — zapytał w głos. — Wybaczcie pytanie ignoranta, ale widzę żeście już są przy broni. Dumacie sprawić sobie pełną płytową i zdatnego do boju wierzchowca?
Żartujesz sobie Aked, a kto wie czy mądrze by nie uczynił — wtrącił Smoliwąs, choć w słowach Akeda zdecydowanie więcej było zwykłej ciekawości niż żartobliwego tonu. — Idzie wojna.
Zawsze to powtarzasz, Smoliwąs.
Haa! I co się okazało?
Gówno. Wojny były i będą. Jak nie tu to za morzem. Mogę zacząć powtarzać, że jutro będzie bolał cię łeb. Znam cię trochę, więc siłą prawdopodobieństwa okaże się to prawdą, ale nie będę czerpał satysfakcji ze swoich przewidywań, jakby bym wieszczką Itliną...
Jużci!
Tak czy inaczej, jeżeli będziecie mieli kiedyś ochotę pomnożyć swoje oszczędności polecam swoje usługi. Zysk niemal gwarantowany, a marża niewielka. Choć z tego co mi powiadacie, bardziej przydałby się wam dobry jurysta — zauważył, niechając fochy kompana i zwracając się z powrotem do Rysława. — Gdzie, jeśli można spytać, ulokowany ten majątek? I spory li?

Kanel - 2018-01-24 14:40:00

- Aj, źle się zrozumieliśmy, panie Smoliwąs. - Zaczął. - Ogólnie chodziło mi o układność. Bo wiecie, panie, takiego jarla można sobie podarkami zjednać. Tutaj jeno problem być może taki, że tam to pełno takich, co oni ogień a nie człowiek i prędzej im do topora niż do myślenia. Tedy, jeśli taki tam włada, to każdy dzień waszego interesu będzie niepewny, bo głupiego człowieka rozumem się nie ogarnie a on sam skory do najśmielszych wybryków. Zaś względem obstawy... To ja się z wami zgadzam, że trzeba mieć swoich. - Odkaszlnął. - A zapytam tak... Kompania to tam transport będzie prowadzić większymi jednostkami niźli te długie łodzie wyspiarzy, prawda? No ani chybi... Toteż wypadałoby polecić kusze, bo wyspiarze ani dobrze opancerzeni, ani te ich tarcze nie za grube, a i łodzie nisko siedzą. Tedy tylko żeby statki takie te... kasztele miały i wroga kupa popada, nim się na podkład wespną. Sam bym wam przy tym mógł takich ludzi przeszkolić do kuszy a nawet i samą kopalnię pomógłbym ździebko obwarować, coby napadom się oparła, ale robotę już mam, no. - Rozłożył ręce.

- Gdybym tylko mógł, to i owszem... To jednak drogie sprawy są, tedy spokojnie i na miarę możliwości. - Objaśnił.

- Tretogor. A jak to tam teraz jest, to ja nie wiem. Bo wiecie... rzadko zaglądam, a i mnie do tego też nie ciągnie. Wolę wojaczkę, więc pewnikiem sprzedam, jeśli trafi mi w łapy i zakupię sprzęt.  - Uśmiechnął się. - Jak już osiąść, to szkolić komuś ludzi albo przewodzić drużynie. Oby wojować.

Dziki Gon - 2018-01-27 22:10:54

A że układność to swoją drogą. Prawda, że co jeden tam to gorączka. A dochodzi jeszcze kwestia tradycji i inszych, na których są wielce przeczuleni. Do topora oni pierwsi, prawda to. Ale łeb to i tak mają. Z tego co miarkuję, to żeby utrzymać taką hałastrę w ryzach to trzeba mieć nieco umu i potrafić coś więcej niż tylko przypierdolić!

Zapytany o statki, kupiec aż przestał na moment żreć i chlać, czując swój żywioł.

—  Ano większymi. Choć była propozycja, żeby pływać stamtąd ichniejszymi knarami. To taka odmiana sneka, która z kolei jest mniejsza odmianą ich studwudziestek, naczy drakkarów. Mniejsza, ale różni się tym, że szersza czyli zwiększona ładowność. Ja sugerowałem im nefy, bo to porządne statki, podobne w budowie i w sam raz na wyspiarskie warunki. Ale, że to kovirska kompanija, to nie będę uczył dziada jak charchać, tym bardziej że oni zamiarują wystawić swoją specjalność. Znaczy się kogi. Szeroki żagiel, łatwe w utrzymaniu przy niewielkiej załodze, a broni się toto jak pływająca forteca. I nie zawiedzie przy tamtejszych sztormach jak byle galera. Względem kusz, nie wyznaję się na nich, ale większość załóg nadal przedkłada na nie łuki. Nie wiem czy chodzi o specyfikę broni, czy to zwykła zatwardziałość z ich strony.

Tak czy inakszy — Smoliwąs popił całą gadaninę solidnym łykiem piwa. — Wywiążesz się z kontraktu, wpadniesz na jakiegoś znajomka, koniecznie poleć mu tę robotę. Jak powie, że przychodzi od ciebie to pomyślę nawet o małej prowizji od każdej zrekrutowanej głowy. Ale pamiętaj, zależy mi na ludziach sprawdzonych, najlepiej weteranach, którzy wykonają robotę a nie wezmą tyle co zawodowy piechociarz morski. Dobrze dać wiarusom zajęcie, teraz gdy po latach wydali już łupy z frontu. I żeby nie musieli wstępować do straży za psi grosz. Dla niektórych może to być już ostatnia szansa, żeby zasmakować przygody i wojaczki.

Ot, utrafił w sedno — zmarkoniał nieco Aked. — Juryści droga rzecz. Zawżdy to lepiej układać się z wąpierzem niż z takim, bo wąpierzowi zdarza się ostawić w tobie nieco krwi, gdy już skończy pić. Względem tych drugich trudniej jest mieć tego pewność. No, wobec tego nie pozostaje mi nic innego jak wznieść toast za zdrowie waszej rodzicielki. Oby żyła jak najdłużej — dodał wznosząc kufel. Smoliwąs wykazał się manierami i odwzajemnił gest, przełknąwszy obecnie to co mielił w gębie.
Robiło się coraz weselej, a jadła i picia przybywało na stole proporcjonalnie do tempa, w którym go ubywało. Barana zastąpiła gęś, a potem zając. Przystawki zmieniły się na bardziej rybne w postaci krabów i pikantnych węgorzyków w occie, nadających się lepiej pod lane tutaj piwo o jasnym, pszenicznym bukiecie. Niby cichcem, chyłkiem w szeregi najedzonego towarzystwa wdała się również gorzała. Choć jak wiadomo, wyłącznie na użytek kulturalnej degustacji.

Ta ostatnia musiała iść niezgorzej, bo szczególnie wesoło stało się wraz po drugiej połowie stołu, tej przy której debatowali Sersil wraz ze Schmeisserem, ku wyraźnej uciesze rechocącego Halfreda. Jegomościowie, wliczając w to zwykle powściągliwego w emocjach i mrukliwego komorzego rozprawiali dla odmiany nie o maci, ale o kurwie.
Za młodziana, zanim dorobiliśmy się własnych interesów i poszedłem na wojnie zdarzało się, że trzeba było brać jedną na dwu, przez oszczędność.
Tak było, nie zmyśla.
Zresztą, aj, nawet jak przyszło się dorobić to i tak zrazu było widać, że novigradzkie dają w kość i tutaj. Ot dla przykładu, wiecie ile koron kosztuje takie...

W tym momencie, ku ogólnej uciesze wszystkich zebranych za stołem pryncypał wymienił z dokładnością co do koppera ceny wszystkich usług i specjalności oferowanych w lokalnych burdelach, porównując je nie tylko ze sobą ale z tymi z innych miast Kontynentu, biorąc ogólną poprawkę na kursy walut i głośno złorzecząc na zdzierstwo. Gdy koleżkowie kupcy przestali się śmiać lub przytakiwać temu skądinąd poważnemu wywodowi, w powietrzu zawisło nieubłagane pytanie, po którym należało przejść do konkretów.

Passiflora czy „Jedwabny”?
Passiflora!
A Halfred?
No tak, zapomniałem.
Gdzie, wpuszczą go. Ale ja wolę Jedwabny!
Różowy Domek!

Rozpoczęła się dyskusja. Zapamiętała, choć konkretna. Smoliwąs jako były starszy gildii poczuwał się do jej moderowania, rozważając wszystkie za i przeciw, choć prawdę powiedziawszy mało kto przejmował się jego próbami samorządności. Polubownie wypadałoby zapytać się samego kawalera, ale ten wyraźnie się opierał i grymasił nie mogąc wyraźnie zdecydować. Głos Rysława był również brany pod uwagę w dyskusji, choć jako przyjezdny, który ostatnio był w mieście za dzieciaka, czyniono to wyłącznie z grzeczności. Jako ludzie kulturalni byliby również skłonni uszanować jego ewentualnie odmienne plany na resztę wieczoru bez posądzania o odmienną orientację.

Kanel - 2018-01-28 01:15:14

- Jak rzekłem, pływałem ja już z wyspiarzami. Orientuję się... Nie chcę też wypominać, ale zdaje mi się, że tłumaczyli mi to tak... - Spojrzał no, czy kupił sobie uwagę. - Że są te