Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2016-07-28 14:50:50

Vinci

Dezerter

Dom Terrichta Godleya

https://s32.postimg.org/4znwl50fp/Image_the_witcher_3_wild_hunt_21536_2651_0003.jpg



Budynek należący do maga Terrichta Godleya mieści się niedaleko Bramy Zachodniej. Na szczęście w na tyle dogodnym miejscu, by tłumy przelewające się przez ową bramę, nie przeszkadzały rezydentom w zgłębianiu sztuk magicznych, jak też oddawaniu się błogiemu nieróbstwu. Z zewnątrz podobny do wszystkich innych budynków w okolicy, ani ładny, ani brzydki, ani czysty, ani brudny i obdrapany. Nie dość, że nie rzuca się w oczy, to jeszcze kilka czarów właściciela trzyma niechcianych gości na dystans.

Środek schludny i czysty, często pachnący kulinarnymi perełkami gospodyni Adeli. Meble, kolory, materiały znajdujące się w pomieszczeniach pozwalają odpocząć i zrelaksować się. Nie zdradzają także charakteru gospodarza, który niechętnie dzieli się swoją przestrzenią z obcymi. Na parterze znajduje się kuchnia, komórka, sypialnia Adeli. Piętro pierwsze jest przeznaczone na odwiedziny, do wglądu gości. Zaś wyżej znajdują się osobiste komnaty oraz laboratoria.


***



Szum, smród i ruch.

Trzy rzeczy docierały do niego kolejno wraz ze zmniejszaniem się odległości od bramy miejskiej. Na wszystkie te rzeczy był dość wrażliwy. Od jego ostatniej wizyty w Novigradzie minęło parę lat, odzwyczaił się. Zaczął żałować, że nie skorzystał z oferty i nie użył teleportu. Zachciało mu się wycieczek krajoznawczych, więc dostał dokładnie to, czego chciał...

Na szczęście jego szata, co prawda zakurzona i przybrudzona, mówiła co nieco o jego profesji. A ludzi byli przesądni i ani myśleli ocierać się o czarownika. Mimo tego, że musiał trafić na jakiś dzień targowy, bo ruch był niesamowity. Wozy wyładowane kapustą, osiołki niosące jakieś wyroby stolarskie, baby z wielkimi tobołami ukrywającymi zgrzebne koszule i inne rzeczy niezbędne dla funkcjonowania plebsu. Do tego wszędobylskie o tej porze muchy, pokrzykiwania strażników miejskich przeszukujących uważnie jakąś półelfkę, ani chybi podejrzewaną o współpracę z bliżej nieokreślonym wrogiem. Już przez chwilę chciał się wciąć w uroczą scenkę rodzajową, ale dał spokój.

Dość płynnie przemieszczał się wgłąb miasta. Blisko bazaru znajdował się bowiem budynek, w którym mieszał jego były preceptor Terrich Godley i jego niema służąca. Gdyby nie starsza kobiecina, maga pochłonęłyby pajęczyny, kurz i niemyte ubrania. Ethard pamiętał jeszcze, jak wielki bałagan był w stanie wygenerować byłby mistrz. Tylko pracownia na najwyższym piętrze była uporządkowana.

W końcu znalazł interesujący go dom. Złapał za kołatkę i dziarsko zastukał. Teraz trzeba było tylko trochę poczekać. Dom był zabezpieczony magicznie. Właściciel już powinien wiedzieć, kto do niego przyszedł. Oby nie zapomniał o tym drobnym, niegodnym uwagi fakcie. W końcu wiadomość dostał już jakiś czas temu...

Offline

 

#2 2016-07-29 00:23:44

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

Szelest, kurz i pasja.

Terrich Godley westchnął, tonąc.
Opasłe tomiska, między którymi zanurkował, osunęły się niczym domki z kart, wyleciały w powietrze niczym fontanna. Szybkim ruchem kościstej ręki powstrzymał jednak kawalkadę, precyzyjnym złożeniem długich palców sprawił, iż księgi płynnie zawirowały dookoła, miast upaść.
Nie był sam.
- Gar'ean! Uważaj, Terr! - zachichotał z jego ramion miękki, kobiecy głos. - Zgnieciesz nas w tym kiedyś zupełnie! A capite ad calcem!

---

Gdy drzwi rozwarły się czarodziej wyglądał jak zwykle, surowy z wyglądu, chudy jak ghul, ponury i obcy. Dłonie wsadził w poły rozpiętego surduta spod którego wystawała prosta koszula. Patrzył ciemnym jak smoła wzrokiem, spod ciemnych, grubych brwi. Terrich, mimo ogromnych zapatrywań na księgi nie nosił okularów, nie znosił ich. Wzrok swój zwykł wspomagać magią, a dokładniej odpowiednio dobranym wywarem ziołowym wkrapianym do gałek.
- Wejdź - rzekł sucho, przyglądając się Ethardowi nienachalnie, po czym rzucił w stronę kuchni. - Adelko, nakryj w salonie.

Stary czarodziej westchnął, podrapał się po potylicy. Dni mijały i myślał, że młodzieniec zwyczajnie zaniechał przyjazdu. Liczył, że nie wybierze się samojeden w tradycyjną podróż.
No trudno.
- Chodź - ruszył po schodkach na pierwsze piętro, zasiadł wraz z Ethardem w salonie. Pachniało drewnem i żywicą. I książkami.
Po chwil weszła pieczeń i wino.
- Zjedz, napij się i opowiadaj - mruknął Terrich, po czym sam oparł się w fotelu jedynie z lampką wina. Zapatrzył się gdzieś w dal jak zwykle zamyślony kilkoma sprawami naraz.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-07-29 00:26:10)

Offline

 

#3 2016-07-29 08:52:13

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

Ethard skinął głową i wszedł do środka. Przedpokój, schody, salon. Wszystko zostało dokładnie tak, jak było przed kilkoma laty. Zdawało mu się tylko, że w przedpokoju przybył stojak na parasole. Ciekawe skąd ta nowość? Jakiż to szatan podpuścił statecznego i rozważnego czarodzieja do zaimplementowania tak wysoce przydatnego elementu wyposażenia?

Usiadł za ciężkim, dębowym stołem i sięgnął po kielich z winem. Wypił dystyngowanie łyk i zaczął zaczął zastanawiać się, jak do cholery ma się zwracać do dawnego mistrza, a obecnie konfratra? Okazuje się, że lekcje etykiety w Ban Ard mają niewielką lukę w zasobie wymaganej do przeżycia wiedzy.
- Niewiele jest do opowiadania. Po skończeniu praktyk u ciebie mistrzu, ruszyłem do Mariboru. Tam, po kilku przygodach i praktykach u Denuva Astarda wróciłem do Ban Ard, by zdać ostateczne egzaminy. Poszło mi całkiem nieźle. Potem mistrz Traviss powiedział mi w sekrecie, iż odnalazłeś jakieś ruiny vranów. Pomyślałem, że jeśli zechcesz, mógłbym pomóc w eksploracji i ewentualnych tłumaczeniach. Dlaczego mi tak długo zeszło? Przez ten czas łazikowanie weszło mi w krew. Wiedząc, że teraz sporo czasu pochłoną ewentualne badania, postanowiłem skorzystać z wolności.

W tym momencie weszła służąca, która postawiła mu przed nosem polewkę flisacką pachnącą mocno owocami morza. Ethard podziękował skinieniem głowy, po czym zabrał się za jedzenie. Był głody i całkowicie olał zasady savoir vivre, by jak najszybciej wrócić do sedna.
- Będę potrzebował też jakiegoś mieszkanka, w którym będę mógł urządzić gabinet. Nawet jeśli ruiny okażą się niezwykle zajmujące, jeden dzień w tygodniu chciałbym poświęcić na praktykę. Pamiętam jeszcze, że życie tutaj jest dość drogie, a wolałbym być niezależny.
Nie zdążył dotrzeć do momentu, w którym pytał o to, kto sponsoruje badania owych ruin, ponieważ służąca przyniosła drugie danie, równie proste jak poprzednie. Jakiś typ smażonego mięsa z mącznymi zacierkami polane smakowicie pachnącym sosem. Tym razem i Terricht dostał swoją porcję. Ethard uśmiechnął się. Miał szczęście, że trafił w sam środek pory obiadowej.

Offline

 

#4 2016-07-29 21:20:59

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

Terrich słuchał. Nie zwrócił uwagi na słowo, jakim tytułował go w sumie nie tak dawny uczeń. Mało dbał o tak nieistotne dla nauki szczegóły. Jednak jego amarantowe oczy zalśniły lekko, gdy chłopak wspomniał o vranach. Wąskie wargi badacza drgnęły, zaznaczając małą zmarszczkę w kąciku ust. Terrich słuchał. I myślał.
Nie odezwał się, gdy weszła Adela niosąca zupę, przerywając tym samym wypowiedź Etharda. Odczekał, aż podróżnik zje i kontynuuje swą wypowiedź.
I słuchał dalej, zamyślając się coraz mocniej.
Przy kolejnej przerwie na posiłek, podziękował Adeli i poprosił, by na deser przyniosła pączki. Dla trzech osób. Potem pochylił się do przodu, ogromny i chudy, opierając łokcie na kolanach, a brodę na złączonych dłoniach.
- Chcesz pomóc - drążył młodzieńca niezgłębioną czernią swych oczu. - Chcesz pracowni. Chcesz dostępu do posiadanej przeze mnie wiedzy na temat vranów.
Uśmiech, który wypłynął na usta czarodzieja, odsłaniając równe bladożółte zęby, mógł oznaczać wszystko. Chłopak znał ten uśmiech, któremu nigdy nie towarzyszyło choćby lekkie zmrużenie oczu. I nigdy nie żałował, że jego dawny mistrz uśmiechał się doń rzadko.
- Od kilku dni mam drugiego gościa - oświadczył nagle bezceremonialnie Terrich swoim cichym, monotonnym nieco głosem. - Jest nim historyk i archeolog, co więcej znawca ksiąg z elfich bibliotek, które jak wiadomo znane są zaledwie garstce żyjących Aen Seidhe. Jest to doktor Lara Ainewedd, znana raczej jako Biała Mewa. Aktualnie współpracujemy.
Efektowna pauza trwała spożycie całego talerza podanego dania, w czasie której Ethard nie odezwał się słowem. Wiedział, że Terrich zwykł zakańczać wypowiedzi pewnym consensusem swoich zawiłych myśli, czekał więc na kontynuację, zajadając ze smakiem.
Adela znała się na gotowaniu jak mało kto.
Wbrew przekonaniu Etharda, nie była to pora obiadowa, a zwykła kultura przyjęcia steranego podróżą gościa. Podstawa savoir vivre, od którego notabene chłopak odstąpił, jedząc flisackie danie.

Gdy talerze opustoszały, Terrich wrócił do poprzedniej pozycji.
- Chcesz pomóc. Dobrze, wyznaczę ci jakieś zadania. Chcesz pracowni... No... Dobrze, zadbam o wolną izbę na tym piętrze. A ty zadbasz o potrzebne ci przyrządy - Ethard pamiętał dobrze jak stary czarodziej niezwykle osobiście traktował swoją pracownię i nie pozwalał nikomu na wstęp. - Co do wiedzy o vranach... Podejrzewam, że wiesz jak bardzo drażliwy jest ten temat. Powszechna wiedza o nich jest mierna i pełna kłamstw, a ostatnich przedstawicieli tej rasy, trzyma się w klatkach z bobołakami mile stąd. Zresztą... - nagle uciął, lekko klasnął w dłonie. - Jesteś po podróży, odpocznij wpierw, a potem do tematu powrócimy. Myślę też, że najwyższy czas byś osobiście poznał Białą Mewę, skoro już będziecie razem u mnie gościć.
Drzwi prowadzące do biblioteki jak na życzenie otwarły się i wyszła z nich wysoka kobieta o ciemnych długich włosach opadający na plecy.
- Witaj, miło mi cię poznać, Ethardzie - wyciągnęła dłoń w geście powitania i uśmiechnęła się.
Iście po elfiemu.
- Jestem Lara.
Uśmiech ten, jak i dwoje spiczastych uszu obudziły zimne dreszcze na plecach Etharda, dreszcze wspomnień. Nie spotkał jednak nigdy przedtem elfki o tak jasnych oczach jak te Lary Ainewedd, zwanej Białą Mewą.

Po przywitaniu na stól weszły pączury.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-07-29 21:22:14)

Offline

 

#5 2016-07-29 23:40:22

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

- Dziękuję. Jeśli ma osoba stanie się uciążliwą, wystarczy, że powiesz, a się wyniosę. Nie chcę robić najmniejszego problemu.
Oczywiście, jak zwykle, były mistrz nie zostawił mu za wiele pola do popisu i postawił przed faktem dokonanym. Nie zdziwił się widząc elfkę. Terricht już wcześniej wspomniał o tym, że znane są jej biblioteki dostępne Aen Seidhe. Czy to znaczyło, że elfka sama jest wiedzącą, czy tylko zwyczajnie miała dostęp do bardzo interesujących ksiąg? Jak ważna była wśród swojej rasy? Do czego jest zdolna wśród będąc wśród ludzi?
Oczywiście uścisnął jej wyciągniętą dłoń.
- Ethard Parisot. Miło mi.
Nie było mu miło. Pamiętał za dobrze walkę z wiewiórczymi komandami. Znał też zwykłe, zasymilowane elfy, jednak negatywne sytuacje zawsze mocniej zapadają w pamięć.

Nie poczuł się w obowiązku opowiadania jej o sobie. Z resztą wyszła jak na zawołanie, więc pewnie słyszała tych kilka zdań, które do tej pory ze sobą wymienili. Co może znaczyć jej obecność? Czyżby znalezisko było aż tak cenne? Jeśli to Wiedząca, może z tego wszystkiego wyniknąć coś nieprzyjemnego. Coś zdecydowanie za dużego dla początkującego czarodzieja. I jeszcze Terricht, który mimo swoich wad, nie jest aż takim dzieckiem, by nie wiedzieć, że obecność owej Białej Mewy, o której wcześniej nic nie słyszał, nie zwiastuje nic dobrego. Gdyby zapytał wprost, dostał by wykręt lub pobłażliwe milczenie. Musiał więc zagrać w tę gierkę.
- Jak ci się podoba Novigrad, Laro? Ostatnio gdy tu byłem, nie słyszałem o tobie, a o takiej piękności usłyszałbym na pewno. Czyżbyś przybyła tu pogłoskami o odkryciu Terrichta? Sam jestem niezmiernie ciekaw, co może się kryć w owych ruinach. Wiedząc, jak wyglądają i gdzie znajdują się vrany obecnie, ciężko uwierzyć w ich zdolność do stworzenia zaawansowanej cywilizacji. Ale nie jest wam zapewne obca teoria, która mówi, że nacja ta zdegenerowała się z biegiem czasu... Wtedy odkrycie miałoby rzeczywiście wysoką wartość poznawczą.
Chwycił jednego pączka i wgryzł się w jeszcze ciepłe nadzienie.

Offline

 

#6 2016-08-01 23:54:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

- Widocznie nie odwiedzamy tych samych restauracji - ucięła elfka z lekkim uśmiechem.
Nie zareagowała w żaden sposób na komplement. Nawet powieka jej nie drgnęła, gdy usłyszała prosty, tani chwyt, na który może zarumieniłaby się pierwsza lepsza młynarka, ale na pewno nie dorosła, dojrzała jak rumiane jabłuszko w sierpniu elfka, której podobne nieskomplikowane komplementy naprawdę zbrzydły.
- Lara przybyła tu na moją prośbę - odpowiedział na drugie pytanie Terrich, przyglądając się uważniej młodemu czarodziejowi. - Hmm... Mówisz o plotkach, czyżby stary Travis aż tak rozpowszechnił wiedzę o tym odkryciu? Mam nadzieję, że to od niego się dowiedziałeś. Ech... będę chyba zmuszony wysłać mu wiadomość, by powściągnął się nieco. Menda ześle na mnie zaraz pół świata ciekawskich wszędybylskich obwiesiów.
- Bez urazy, Ethard - wtrąciła elfka, chwytając lampkę wina i podnosząc do malinowych ust. - Terrich jest rad z Twojego przybycia. Po prostu nie chcemy tu tłumu ludzi uważających się za odkrywców, a tak naprawdę chętnych spieniężyć wiedzę bez szacunku dla nauki. A nieuważne plotki mogłyby takowych sprowadzić.

Po chwili elfka przestała się w ogóle uśmiechać, słysząc, co mówi Ethard na temat vranów.
- Zdegenerowała! - wtrąciła oburzona. - Widzisz, Terr, jak będą o nas mówić za kilkaset lat ludzie? Elfy będą zdegenerowane - prychnęła iście niczym kot.
- Spokojnie, Laro - powiedział łagodnie Terrich, po czym zwrócił się do byłego ucznia. - Widzisz, Ethard, mylisz się. Badałem tę sprawę wystarczająco dobrze, nie doszło do ewolucji wstecznej, do regresu. Vranowie, bo tak brzmi oficjalna odmiana, nie zmienili się przez lata. Śmiem twierdzić nawet więcej, dokonali progresu, ba, przeskoku. Ale, potwórzę ostatni raz, ten temat to nie pogaduszki przy winie. Tym zajmiemy się jutro z rana, w bibliotece. Przedstawię ci część posiadanych przez nas informacji i znajdę odpowiednie zadanie, do tego czasu powinieneś odpocząć po podróży i przygotować pracownię.

- Może wróćmy do tematu Novigradu - wtrąciła Biała Mewa, kręcąc winem w pucharku, już uspokojona monotonnym głosem Terricha. - Zdecydowanie wolę mniej tłoczne miejsca lub przynajmniej pełne ciekawych bibliotek jak te choćby w Oxenfurcie czy Poviss, ale nie narzekam. To miasto ma swój urok, wieje tu bryzą, codziennie przypływają i odpływają nowe łodzie. Panta rhei.
Na ostatnie słowa Terrich uśmiechnął się delikatnie i, o dziwo, mrużąc przy tym z zadowoleniem oczy.
- A tobie jak podoba się Novigrad, Ethard? Zostaniesz tu na jakiś czas z tego, co rozumiem?

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-08-01 23:56:34)

Offline

 

#7 2016-08-02 21:02:27

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

W co się ten stary Terricht wplątał? Ethard nie miał pojęcia i nawet nie wiedział, czy chciało mu się tego dowiadywać. Ważnym natomiast było, że elfia czarodziejka będzie się przez najbliższy czas kręcić w okolicy i wplatać swoje błyskotliwe riposty oraz kocie odruchy wszędzie, gdzie się będzie dało. Cóż, skoro nie możesz (lub nie chcesz) z tym walczyć, przyzwyczaj się. Więc młody czarodziej wzruszył w duchu ramionami i kontynuował konwersację.

- Oczywiście, że Travis nikomu prócz mnie, a przynajmniej tak mi się wydaje, nie mówił o twoim odkryciu. Niemniej niebezpiecznie byłoby zakładać, że coś takiego przejdzie bez echa i nikt niepowołany o tym nie wie. Ale masz rację, praca jutro. - Ethard spojrzał na pączury, ale jego żołądek ogłosił już sjestę. Z westchnieniem żalu nad niedojedzonym pączkiem przeniósł wzrok na elfkę. - Zostanę. Choć nie wiem, na ile. Podróże mi się spodobały, nie zamierzam zagłuszać zewu drogi zbyt długo. I cóż, Novigrad ma swoje plusy, jak i minusy. Wiadomo, że można załatwić tutaj wszystkie potrzeby, które dostarczają ludzie i cywilizacja. Minusem z kolei jest cywilizacja i ludzie. O ile raz na jakiś czas warto pobyć z innymi, zażyć luksusu, odwiedzić jakiś przybytek o wątpliwej renomie, o tyle zdecydowanie wolę drogę, małe wioski i tym podobne. Małe wioski mają do siebie to, że autochtoni nie są w stanie stworzyć wielowarstwowych intryg. Dzięki temu żyje mi się tam prosto, bez trosk wielkiego świata. Ludzie szybko miarkują, że nie warto kłamać, dzięki czemu żyje się prosto i spokojnie.

Nie był to najciekawszy temat, na jaki mógłby wygłosić swój pogląd. Niemniej tak się zaczynały znajomości i ciężko przeskoczyć ten sztampowy początek. Niektórzy nie uznawali łamania schematu. Ciekawiło go, czy teraz rozmowa się urwie i każdy odejdzie do swoich zajęć, czy też konfratrzy czymś go zaskoczą. W międzyczasie zaczął się zastanawiać, ile taki zestaw małego alchemika może teraz w Novigadzie kosztować. Palnik, retorty, głowice, szalki i cała reszta oporządzenia, a do tego kryształy ogniskujące, które pozwolą mu wsączyć magię do maści i eliksirów. Cóż, tanie rzeczy to nie były, ale raczej powinno go być stać.

Spojrzał jeszcze raz na pączki i w końcu sięgnął po jednego. Żołądek będzie musiał poczekać z odpoczynkiem.

Offline

 

#8 2016-08-03 09:26:53

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

- Rozumiem, co masz na myśli - skomentowała krótko Biała Mewa. - I po prawdzie też tego nie lubię w większych miastach.
Sztampowego wstępu, który zaczął Ethard, stało się zadość. Wymiany poglądów na temat Novigradu zostały zgłębione, a pączki zajęły rozmówców na dobre. Pyszne, rumiane i wyrośnięte, nadziewane różnie: różanym dżemem, kremem waniliowym lub czekoladą, posypane pudrem albo zlukrowane. Istna poezja i rozkosz podniebienia.

Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Terrich wstał, a zaraz po nim Lara.
- No, Ethard - stary czarodziej wytarł usta chustką. - Myślę, że to odpowiedni czas, by oddać cię w ręce Adeli. Czas nagli, a ty masz kilka istotnych rzeczy do zrobienia. - mimo że drzwi do biblioteki były magiczne, otworzył je przed elfką tradycyjnie.
Lara odwróciła się jeszcze przed wyjściem.
- Do zobaczenia jutro - uśmiechnęła się lekko, po czym zniknęła w drzwiach, zostawiając w pomieszczeniu zapach agaru i cedru.
Biblioteczne drzwi zamknęły się za Terrichem, a do pomieszczenia weszła Adela. Niska kobiecina uprzątnęła szybko stół, skinęła na młodego czarodzieja. Gdy wyszli z powrotem na hol, szybkim ruchem tłuściutkiej dłoni wskazała pokój i sypialnię na piętrze, po czym przypomniała o łazience. Na koniec uśmiechnęła się przemiło i wróciła do kuchni.

Łazienka, błyszcząca od drobnej mozaiki kafelek, pachniała morsko. Na środku zamiast podłogi szkliła się, tworząc równy okrąg, tafla wody, parując lekko i tworząc tym samym miękką mgłę wijącą się u stóp.

Pracownia mieściła się na końcu długiego korytarza, z prawej strony. Było to puste, sterylne pomieszczenie o bielonych, pokrytych warstwą ochronną ścianach z licznymi wywietrznikami, w której nic nie pokrywało kamiennej, twardej podłogi. Znajdowało się tu kilka półek i oszklonionych szafek, a także dwa duże blaszane stoły. I wygodny fotel. Terrich mimo swojego zdziwaczenia, pamiętał o komforcie przy pracy.

Naprzeciwko pracowni znajdowała się sypialnia Etharda. Była urządzona tak jak stary czarodziej lubił, drewnem i złoconymi ornamentami. Stało tu solidne, szerokie łóżko z wieloma poduszkami, nieduża komoda, stolik z rozłożystym kandelabrem oraz bujany fotel z ciemnego drewna. Wszystko to komponowało się w jedną, gustowną całość zwieńczoną zawieszonym na ścianie obrazem, przedstawiającym sielankowy,
Na stoliku stała skrzyneczka, z kluczykiem położonym obok. W środku znajdowała się mała karteczka oraz dwa pękate mieszki z pieniędzmi o wysokich nominałach.
Kup coś porządnego do tej pracowni, brzmiał napis zakreślony niedbałym pismem mistrza.

Woda parowała w łaźni, wysoki zegar tykał cicho w holu.
Czas naglił.

Offline

 

#9 2016-08-03 10:29:06

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

Ethard uśmiechnął się. Faktycznie, zapomniał, jak dobrze mu było tutaj wcześniej. Choć nie spodziewał się aż takiej hojności po swoim starym mentorze, był mu obecnie bardzo wdzięczny. W końcu czego więcej można chcieć od życia niż dobrego jedzenia, ciepłej wody w mieszkaniu oraz wielkiego i na pewno wygodnego łóżka? Po podróży, którą przebył, do szczęścia nie było potrzebne nic więcej.

Zdjął z siebie ubranie i położył obok wody. Gdy już zanurkował w balii i poczuł przyjemne, oczyszczające ciepło, spróbował zaczerpnąć nieco mocy. Nie spodziewał się większych oporów i ich nie zastał. W końcu w budynku mieszkał na stałe czarodziej, który niewątpliwie potrzebował mocy do swoich praktyk. Musiał więc wybrać miejsce, gdzie mógłby czynić to bez większych przeszkód. Na początku rzucił prosty czar wytłumiający echo stosowanej w pomieszczeniu magii, potem spojrzał na swoje ubranie i wymruczał krótką inkantację oraz strzepnął palcami. Nie musiał podnosić ciuchów, by wiedzieć, że już są czyste. Czar był prosty, iście jarmarczny. Mógłby dostać za niego naganę od preceptorów, którzy mówili, by używać magii do wyższych celów, do osiągania rzeczy nieosiągalnych w inny sposób. Cóż, każdy ma inny wyznacznik nieosiągalności. Zostało mu jeszcze sporo mocy, z którą nie wiedział, co zrobić, a która domagała się ujścia. Spróbował więc rzucić iluzję nagiej kobiety. Często robił coś takiego ze znajomymi w Ban Ard, więc poszło szybko i zgrabnie, a stworzona piękność była nie tylko miła dla oka, ale też dotyku. Ethard uśmiechnął się szeroko, po czym rozwiał iluzję i już na spokojnie dokończył ablucji.

Wytarciu się i ubraniu, wziął pieniądze swoje, jak i darowane przez mistrza, zabezpieczył się wrednym czarem przed kieszonkowcami, po czym ruszył na zakupy. Trzeba było mu też kilku ubrań na zmianę oraz zestawu chirurgicznego, o czym na początku nie pomyślał. Dobrze, że jednak dostał te dodatkowe pieniądze...

Idę do manufaktury.

Ostatnio edytowany przez Vinci (2016-08-18 14:23:27)

Offline

 

#10 2016-08-05 14:32:09

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

Po dostarczeniu przedmiotów przez tragarzy poszło szybko. Etherd po kolei zaniósł pudła z zakupionymi przedmiotami i ustawił je na podłodze, niedaleko od wejścia do swojego pokoju. Szybko wyciągnął kryształy ogniskujące, które rozmieścił w strategicznych miejscach. I wtedy się zaczęło...

Zaczerpnął mocy, której dzięki kryształom mógł pobrać więcej, szybciej oraz użytkować w mniejszym nakładzie. Dzięki temu zaczął rzucać czary telekinetyczne. Sprzęty z cichym brzdękiem wyfruwały z pudeł i grzecznie lądowały w miejscach, które wskazywał im czarodziej. Kolejnym czarem wprawił w ruch węgielek oraz mokrą ochrę, które to zaczęły rysować na podłodze magiczne symbole i koła. Kolorowy chaos trwał dobrą chwilę. Ethard jednak nie odczuwał żadnego zmęczenia. Moc zawsze przepełniała szczęściem i energią. Nie mogąc i nie chcąc tego powstrzymać, młody czarodziej zaczął się śmiać. Głośno, prosto z serca, tak, jak nie zdarzyło mu się już dawno.

Na sam koniec zostało mu już tylko rzucenie kilku czarów kamuflujących oraz obronnych na wypadek niespodziewanych gości. Nic o dużej mocy, choć do rozbrojenia potrzeba by było trochę czasu. A cóż, on będzie wiedział, że coś dzieje się w jego pracowni...

Usiadł na podłodze, w obrysie jednego z kręgów i odsapnął. Symbolicznie uścisnął sobie dłonie.
- Dobra robota Ethard! Ależ dziękuję, dziękuję. Choć zgadzam się z panem. Poszło sprawnie i gładko.
Po kilku chwilach świętowania tryumfu podniósł się z ziemi i podszedł do aparatury destylującej. Teraz czekało go prawdziwe wyzwanie - wyczarowanie gruszek. Wyobraził sobie strukturę owocu, po czym powoli zaczął ją pleść. Po około minucie i trzech nieudanych paciach, udało mu się stworzyć pierwszą gruszkę. Potem poszło już sprawnie, gdyż po prostu zmultiplikował owoc. Nawet mimo kryształów, poczuł lekkie zmęczenie. Obrał jednak owoce i zostawił na zacier. Już niedługo będzie mógł się raczyć pierwszym wyrobem.

Zmęczony, poszedł się wykąpać i spać. Już w ciepłej wodzie ciągnęło go w niebyt, ale dzielnie wytrzymał do momentu położenia się w miękkiej pościeli. I dopiero tam dał się pochłonąć błogiej ciemności...

Offline

 

#11 2016-08-19 17:31:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

Rankiem cały dom Terrichta Godleya pachniał świeżo wypiekanym chlebem i ciastem porzeczkowym.
Adela, jak na zawodową kucharkę przystało, krzątała się pomiędzy kuchnią a jadalnią bez przerwy, wystukujac chochelką znaną uliczną melodię. Na stole błyszczała zastawa, misa pełna owoców oraz salaterki pełne małych kanapeczek i szaszłyków, a także dwa dzbany pełne parującej jeszcze herbaty. Adela weszła z powrotem do jadalni, by zabrać dwa użyte talerze i kubki, a zostawiając trzeci - pusty. Spojrzała na schody, westchnęła i wróciła do kuchni.

Było wcześnie.
Za oknem poranne słońce ogrzewało zwilżone delikatną mżawką liście i trawy, delikatny wiatr kołysał gałęziami. Na dobre już roztrelowała się pliszka przytulona do gałęzi brzózki, rozćwierkotała po niej nieśmiało zięba, a zaraz zawtórowały jej trzy malutkie kawki. Świat budził się powoli, a wraz z nim zapachy, dźwięki i kolory.

W biblioteczce zatopiona w miękkim starym fotelu siedziała Lara, w niedużych okrągłych okularach z filigranowymi oprawkami. Długie włosy splątała w praktyczny warkocz, zawinięty niczym wąż u jej wciągniętych na fotel bosych stóp. W białych dłoniach trzymała starą, ledwie trzymającą się w całości księgę, zapisaną starymi runami.

Było tu cicho.
Tak cicho, że zdawało się słyszeć leniwie opadający kurz, powoli pokrywający półki, pożółkłe księgi i puszysty dywan.

Terricht Godley zniknął.

Offline

 

#12 2016-08-20 15:36:24

Vinci

Dezerter

Re: Dom Terrichta Godleya

Ethard nie obudził się wcześnie. Po podróży chciał w spokoju wyspać się, wywczasować i dopiero zacząć walczyć o rozjaśnienie mroku historii, o zapełnienie białej plamy, która istniała przed pojawieniem się na tych ziemiach gnomów i krasnoludów. Odkrycia tylko czekały na śmiałków, a pułapki, labirynty i dziwna, ochronna magia czekała na nieostrożnych i niewyspanych magów.

Odgłosy życia w mieście już od dawna przebijały się przez mury domostwa, gdy Ethard podniósł jedną powiekę, a zaraz za nią drugą. Przetarł zaspane oczy, ziewnął, mlasnął, pierdnął, po czym wstał z uśmiechem na ustach i przeciągnął się. Przestał dopiero po usłyszeniu głośnego pyknięcia w okolicach łopatek. Zadowolony, poczuwszy zapach dobiegający z kuchni, wciągnął hajdawery i koszulę, po czym ruszył jeść.

Przez pełne błogości wyspanie przebiło się dziwne uczucie niepokoju i ciszy... Terricht nie był głośnym człowiekiem, ale o tej porze z reguły prowadził jakieś badania w swoim laboratorium, przez co w domu słychać było dziwne syki, bulgoty, mamrotane pod nosem czary i przekleństwa. Dzisiaj było cicho...
Schodząc na dół poczuł ssanie w brzuchu. Uśmiechnął się do wizji świeżego pieczywa. Jednak nie dane było mu się tym nacieszyć. Drzwi do biblioteki były uchylone, przez co mógł dostrzec Mewę. Czemu była sama?
Pchnął lekko drzwi i klapiąc bosymi stopami wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry - uśmiechnął się patrząc bez skrępowania na ładne nogi czarodziejki. - Jak się spało?

Offline

 

#13 2016-09-09 20:34:52

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Dom Terrichta Godleya

Biblioteka nie wyglądała na tą samą bibliotekę, w której czarodziej bywał. Coś się zmieniło, niby mały element otoczenia, który determinował złe samopoczucie chłopaka. Czuł się ociężały, zaś świat rozciągał się i kurczył nieustannie, niby przypadkowo, delikatnymi, wibrującymi ruchami.

Mewa siedziała odwrócona do niego plecami. Mimo faktu, że siedziała niedaleko drzwi, Parisotodnosił wrażenie, że siedzi na drugim końcu świata. Ethard wykonał krok i poczuł ogarniający go chłód i ciche dudnienie w sercu, wybijające znaną tylko jemu melodię. Spojrzał na czarodziejkę, która zdążyła już wstać, dalej kierując wzrok w przeciwnym kierunku -- dopierał teraz ujrzał ją dokładnie. Stała zupełnie naga, a jej plecy pokryte były otwartymi ranami, z których sączyła się posoka wymieszana z gołębimi piórami. Zająknął się, próbował coś powiedzieć, wrzasnąć! Z ust popłynął jedynie blady, nikły świst.

Kobieta w końcu odwróciła do niego głowę. Jej twarz nie przedstawiała niczego, bo większość jej elementów zniknęła. Spoglądał na niego kawałek skóry, w który ktoś siłą wtopił dwa, czarne diamenty oczu.

-Witaj, Ethard. -
Słowa usłyszał w swojej głowie, pochodzące z dołu, z głębi duszy. -Wiem, że na mnie czekasz. Wiem, że mnie chcesz. Oto jestem. Jestem cała! Kochaj mnie! Zabij mnie! Wiem, że mnie pożądasz! NIE MA GOLDEYA! Ten śmieć umarł! Zostałeś tylko Ty! Kochaj mnie, kochaj! Jak zwierzę! Zabij! ZABIJ!

Powolnym krokiem szła w stronę Parisota, klejąc się do każdego okolicznego przedmiotu. Pochłaniała i wypluwała krzesła, biblioteczki, przelewała się przez sterty książek. Dopiero z bliskiej odległości dostrzec można było, że się uśmiecha. Nie był to zwykły uśmiech. Ten kojarzył się z chorobą i głodem, z absurdem śmierci i kanibalizmu. Wyglądał jak rozerwane, gnijące mięso. Koszmar był coraz bliżej.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-09-09 22:34:59)

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.deatch.pun.pl www.xiaolinshowdown.pun.pl www.si.pun.pl www.harrypotter2.pun.pl www.gastrofaza.pun.pl