Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:04:13

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Targ rybny

http://oi59.tinypic.com/2dw7pkx.jpg


Porażająco silny, acz barwny aromat rozpływający się w powietrzu nad tą częścią nadbrzeża nie daje się pomylić z niczym innym, a zadowoli jedynie nozdrza konesera. Ryby. Martwe i wypatroszone, wyciągnięte sieciami z zatoki jeszcze tego samego poranka lub natarte woniącą ostro mieszanką ziół i tanich przypraw, by zamaskować smród zepsucia. Dorsze, plamiaki, drogie halibuty i pospolite ukleje, brzany, karasie, harpie, leszcze oraz płotki… Miejski targ rybny co dzień i co porę obradza w istne zatrzęsie płetw, skrzeli i ogonów, a przebierać lza wśród rozliczności straganów, kramów, sklepików oraz pokątnych sprzedawców. Od poławiaczy z otwartego morza, po miejscowych flisaków znad Pontaru i stawów rybnych na groblach, czy pospolitych kłusowników — kupić przy ich stoiskach idzie niemal wszystko, co pływa w wodzie i nie jest trytonem ani żyrytwą.

Targ jest tedy gwarny, jest pełen ludu i ciasny, i niemożebnie cuchnie. Utartym zwyczajem sprzedaje się tam także wszelkie inne rodzaje jadła. Wystawiają się chłopi ze swoimi plonami oraz świeżymi warzywami z poletek i serami wyrabianymi w chałupach przez baby, sprzedawcy od rzeźników z jatek, zielarze, mleczarze spod miejskich murów, niekiedy nawet hodowcy rogacizny oraz handlarze żywym drobiem i ptactwem. Lza nabyć w potrzebie prawie każdy rodzaj pożywienia. Tak długo, jak długo nie przeszkadza klienteli przesiąkający wszystko smród ryb.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-04-24 18:40:53

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Targ rybny

Woń martwych ryb nagle uwodziła go za nos tak mocno że zbudził się ze swojej pijackiej sennej przygody. Następnym odczuciem zaraz po wybudzeniu był nagły ból z krzyżu.
-W pizde palec... -Rzucił elokwentnie do gapiącej się na niego mewy.
Kiedy zaryzykował własnym kręgosłupem podniesienie się z krzywej, sękatej drewnianej ławeczki ptak jednak się spłoszył.
Usiadł na niej by rozejrzeć się dookoła, stwierdzić gdzie jest... a tak właściwie, to że nie wie gdzie jest. Próbował się podrapać kikutem zwieńczonym hakiem po twarzy, ale w ostatnim momencie się powstrzymał przed wbiciem sobie haka w oko.
Minął rok, a ja nadal zapominam.
Przetarł twarz lewą dłonią a następnie kikut prawej ręki wylądowała na mieszku upiętym do pasa. Przypomniało mu się nagle że wygrał zeszłego wieczoru pojedynek na picie. A właściwie to dwa. Ścisnął w jedynej dłoni mieszek by go zważyć, tak na oko. I tak na oko stwierdził, że nie omieszkał wydać wygranych pieniędzy jeszcze tego samego wieczoru, czy może i nocy.
Honbart dał sobie jeszcze chwilę relaksu w palącym słońcu i woni skutecznie przypominającej jego żołądkowi, że zawsze zwrócić ostatni posiłek i napitek.
Gdy wstał żeby rozprostować kości zauważył że pod ławką schował zawiniątko z brudnej szmaty, a w nim znalazł ugryzioną połowę chleba i dwa jabłka.
Parsknął cicho czymś, co można by uznać za śmiech gdyby się postarać i złapał w zęby jabłko. Pożywny posiłek na parszywego kaca rzadko kiedy trafiał mu się tak łatwo. Chociaż zapewne sam go sobie kupił, stąd nocleg za rybnym targiem.
Trafił na niego już po chwili, z zawiniątkiem przywiązanym prowizorycznie do pasa i pożerając zaciekle kwaśne jabłko.
Wolnym chodem zaczął przemierzać rybny targ, szukając pierwszego lepszego wyjścia na morski widok, by mógł w spokoju zjeść posiłek spoglądając na morski bezkres.

Ostatnio edytowany przez Honbart Cereza (2015-04-24 18:44:50)

Offline

 

#3 2015-04-24 19:56:50

Kawka

Dezerter

Re: Targ rybny

Kawce wiodło się gorzej niż zwykle. Odkąd musiała opuścić targ ten bogatszy... głodowała. Ale głód i wycieńczenie nie przemogły w dziewczynce niepokoju związanego z tamtym miejscem. Nie wróciła tam po tym jak panicz na dziwacznym jednorożcu którego róg znajdował się na brzuszku chciał ściąć jej głowę. Znowu schudła.
Znalezienie jedzenia w gąszczu ulic czerwonej dzielnicy graniczyło z cudem, a tutaj... tutaj były tylko ryby. Ryb nie jadła, bo kiedyś żyły. Wszystkie mają takie smutne oczka... Martwe oczka... Wiedźma, oślica dziewczynki natomiast na wadzę nie straciła. Bo to co udało się im ukraść albo znaleźć, a bardzo rzadko kupić zjadała. Była jednak stara, a więc być może i jej koniec niechybnie się zbliżał.
Kawka siedziała na ziemi a obok niej leżała właśnie Wiedźma przeżuwając ich przed przed ostatnie jabłko. Dziewczynka obejmując swoje chude nogi patrzyła w dal na przechodzących obok ludzi. Miała podkrążone oczy które zamykały się ze zmęczenie, chociaż przespała całą noc pod jedną z obróconych do góry dnem rybackich łodzi.Nie żebrała oczywiście.... z resztą chętnie by to robiła, to dobry zysk i prosty, ale była nieludką, a na takich ewentualnie się spluwa.
Dziewczynka myślała wolno z głodu. Męczyły ją czarne  nie dziecięce myśli. Tęskniła za swoimi chłopakami. Z nimi zawsze było wesoło, no i w gormadzie łatwiej było się wyżywić.... Kawka pomyślała, że tez chciałaby być chora...i dołączyć do nich... ale nic  z tego, choroby elfów były inne niż ludzi. Zakaszlała teatralnie jakby to miało wymusić chorobę. Kilku klientów spojrzało na nią i przyspieszyło kroku ciągnąc za sobą małe ślicznie ubrane i pulchne dzieci.
Kawkę coś w środku zabolało i odwróciła szybko wzrok mrugając szybko i powstrzymując napływające do oczu łzy. Miała dwa wyjścia albo siedzieć tu i czekać na śmierć... albo podjąć jeszcze jeden ostatni wysiłek.
Wiedźma wstała machając wściekle swoim krótkim oślim ogonem na boki. Zaryczała po oślemu, uderzyła kopytem o ziemię i pchnęła dziewczynkę psykiem, tak mocno, że Kawka położyła się na ziemi na boku.
A więc osioł zdecydował. Pora ruszać. Wiedźma jest uparta, nie da jej siedzieć w miejscu przez dłuższy czas. Dziewczynka wstała podpierając się na rękach chudych jak zapałki. Rozejrzała się w około z szeroko otwartymi oczyma.
Ofiara, potrzebuje ofiary. Jest.
Wyglądał groźnie, jego twarz przypominała twarz demona. Czarne włosy, pełno blizn. Kawce przeszły ciarki po plecach. Nie lubiła okradać ludzi, ale ten człowiek... to chyba nie człowiek. Diabeł. Tylko rogów mu brakuje, o nawet szpon ma.... Ale to diabeł pod wpływem alkoholu albo tuż pod wpływie. To czyniło diabła dość łatwym łupem. Dziewczynka wskoczyła na grzbiet Wiedźmy, o wiele mniej zgrabnie niż miesiąc czy dwa temu... Wóz albo przewóz ostatni wysiłek czuła to w drżących od wysiłku mięśniach.
Plan był prostu jak budowa cepa i równie zawodny jak naderwane urządzenie tego typu. Zakonczył się sukcesem tylko raz, reszta prób zakończyła się fiaskiem ale nikt jej nie złapał... Tak więc. Pogoni Wiedźmę do galopu, potem być może nawet do cwału wyminie ludzi, wyciągnie rękę złapie odsłoniętą sakiewkę, która oczywiście pod wpływem pędu się zerwie i ucieknie tym samym tempem kilka przecznic dalej. Schowa się, ukryje osła w jakiś krzakach i przeczekają nagonkę, potem pójdą do starej B i może nawet kupią chleb!
Ślinka niemalże wypływała jej z ust gdy dawała oślicy sygnał do galopu. " Jestem prawie jak rycerz na turnieju " pomyślała z satysfakcją. Wiedźma położyła po sobie uszy i wczuła się w rolę turniejowego rumaka. Cel. Tuż obok. Wyciągnęła rękę, złapała za sakiewkę. Poczuła opór ale nie puściła, wizja chleba była zbyt bardzo kusząca.... i teraz nie wiadomo czy to wina jej małej wagi, czy zbyt małej prędkości czy może zbyt mocno przymocowanej sakiewki, ale... osioł pojechał dalej a jeździec został zawieszony przy pasie diabła. uderzyła nogami o grunt rękę cały czas trzymając na sakiewce. Zabolało, ale nie bardzo się tym przejęła. Spojrzała w górę na diabła... stwierdziła, że niezbyt rozsądne jest wydanie na pasie takiej osoby więc puściła niedoszły obiad. Wiedźma także zorientowała się, że coś jest nie tak i zawróciła. Spojrzała na całą tą scenę zatrzymała się z dwa kroki dalej od nich i zaczęła ryczeć po oślemu. Wyglądało to tak jakby oślica darła się na swoją "podopieczną" za zepsutą akcję, albo na człowieka w czerni aby zostawił ją w spokoju. Cóż... to pierwsze było bardziej prawdopodobne.
Cyrk na kółkach. Drący się osioł i dziecko leżące pod nogami...

Offline

 

#4 2015-04-25 14:50:02

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Targ rybny

Miał się udać bliżej wody, ale nagle poczuł w nosie woń małż, omułków i innych morskich organizmów których zapach na mocnym kacu stwarzał w jego głowie wiatrak napędzany tym smrodem, a im mocniej ów wyimaginowany wiatrak się kręcił, tym bardziej nogi Honbarta się plątały, a żołądek zaczynał się oburzać.
Zakrył nos rękawem i bez chociaż śladu zażenowania zauważył że śmierdzi gorzałą.
Ugryzł ostatni raz jabłko pozostawiając z ogryzki tak nie wiele, że nawet ogryzkiem trudno było by to nazwać.
Później cisnął nim gdzieś w tłum i zapragnął napić się wody.
Albo wina.
Nagle usłyszał za sobą namiastkę tętentu kopyt i z gracją skacowanego czterdziestolatka odwrócił głowę od niechcenia, coby przekonać się że jakiś pieprzony rycerz w lśniącej zbroi nie chce sobie popatrzeć na morze, a po drodze stratuje każdego prostaczka którego napotkają kopyta jego wyniosłego rumaka.
Zdążył zauważyć jednak że to nie żaden rycerski wierzchowiec, a osioł. A jego jeźdźca nie zdążył nawet dobrze ogarnąć wzrokiem ze względu na jego nikłą posturę.
Nie zdążył zareagować aż nim szarpnęło, odruchowo odwrócił się by zniwelować siłę szarpnięcia i nieświadomie pociągnął za sobą dziecko, które nadal dzielnie dzierżyło w dłoniach jego mieszek.
JEGO mieszek.
Honbart zmierzył złodzieja z nietęgim grymasem twarzy, grymasem dawnego kata który patrzył w oczy swojej ofierze nim ściął jej łeb berdyszem.
Dziewczę wychudzone jak stary wisielec, z widocznym zmęczeniem przez życie na twarzyczce. Do tego elfka chyba.
Przysunął do niej prawą, kaleczą rękę, zwieńczoną ostrym hakiem. Szyja dziewczynki była na tyle wątła, że Honbart objął ją hakiem.
Pociągnął ją lekko do góry, żeby poczuła zimną stal na szyi.
-Nie lubię dzieci. -Wycedził, przyglądając się jej.
-Ani jak jakiś osioł tępo na mnie rży. A złodziei nie znoszę... zwłaszcza tych nieudolnych. -Nie spuszczał oka z wzroku dziewczynki i myślał co z nią zrobić. Może i to dziwne, ale Honbartowi zrobiło się szkoda elfki, wygląda jakby czekała na spotkanie ze śmiercią. Normalnemu złodziejowi złamałby już nos zdrową dłonią, ale to tylko mała dziewczynka.
-Mów dlaczego chciałaś mnie okraść dziecko, albo pokażę ci jak się czują ryby zawieszone na haku. -Widział że pewna grupka ludzi ich obserwuje, jednak większość udawała że nic nie widzi.

Offline

 

#5 2015-04-25 19:47:09

Kawka

Dezerter

Re: Targ rybny

Ojej.
Hak oplótł jej szyję dokoła niczym wąż.
Całe jej krótkie życie przeleciało jej przed oczyma... a gdyby miała coś w pęcherzu albo w jelicie grubym zapewne by to straciła. Był przerażający. Dziewczynka teraz widziała nawet rogi, to na pewno jakiś demon... Jego zimne oczy wróżyły śmierć... Zapewne wiedział jak zabijać a mała elfka podświadomie to czuła. Odbranie życie dla takich jak on to jak splunięcie na ziemię. Kawka która jeszcze kilka minut temu beztrosko myślała o śmierci. Ba! Nawet jej pragnęła, teraz coś jej się odwidziało. Życie właściwie jest piękne. Ptaszki śpiewają, koty się ganiają, a ludzie kopią pod sobą dołki, to wszystko wydawało jej się teraz wspaniałe. Jej obiecne tułacze pełne głodu i zimna życie było teraz rajem, a sytuacja w której się znalazła piekłem. Kawka szarpnęła się w bok i zapewne miała zamiar na szarpać się dalej, ale poczuła chłód żelaza. Ostry koniec haka uświadomił jej, że jednak bardzo kocha swoją małą acz własną szyję. Zaprzestała więc szarpaniny. Patrzyła na niego podpierając się na ziemi rękoma przerażonymi oczyma. Przypominała teraz bardziej królika niżeli dziecko, królika nad którym gospodarz unosi nóż. Struchlała ze strachu dziewczynka nie odpowiedziała od razu zupełnie jakby nie rozumiała słów które do niej powiedział. Niepełnosprawna? A może nie rozumie w tym języku?
Wiedźma przestała się drzeć w niebogłosy. Stało się z nią coś nieprawdopodobnego. Położyła po sobie uszy, pochyliła łeb i błysnęła okiem w wyraźnej groźbie wobec gbura ubranego na czarno.  To było ryzyko, z oślica zwykle nie paliła się do walki. Widocznie w jej umyślę zaszło bardzo proste równanie:Dziewczynka+oślica = jabłka, sama oślica= brak jabłek.
Na razie nie szarżowała, ale była bliska. Wyraźna groźba ze strony osła to nie przelewki!
Nie. Strach i przemęczony do skrajnych granic organizm gorzej radził sobie z zaistniałą sytuacją. Analizowała powoli." Skoro mnie nie zabił, to nie znaczy, że nie zabije. " Fakt. Jego groźba była przerażająca, bo mała wiedziała doskonale co czują ryby na haku. Empatyczna byłą w stosunku do zwierząt najbardziej. Wiele razy płakała po cichu nad rybkami na straganach z wytrzeszczonymi, jakby się wydawało ze strachu oczkami.
Czuła, że gdy się przyzna to rzeczywiście skończy jak biedny dorsz.
Dziewczynka uniosła się na tyle na ile było to możliwe, najlepiej do siadu, a jeśli pan z hakiem pozwolił do nawet do stania. Starała sie wyglądać na jak najmniej przerażoną i nadać twarzy wyraz oburzenia.
- Och! Jak pan śmie! Nie masz pan sumienia!  Co za oskarżenie! Ja?! Okraść? To pan mnie zrzucił z siodła! - powiedziała lekko łamiącym się głosem. Wyszło przeciętnie aktorsko, byłoby lepiej, ale jaj stan nie pozwalał na większy wysiłek umysłowy i fizyczny. Starała się przyjąć postawę panicza na białym koniu. W jego przypadku to działało. Jesteś winny? Zwal na kogoś - oto nowe motto.

Offline

 

#6 2015-04-26 01:03:34

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Targ rybny

Honbart nie przydzielił zbyt dużej części uwagi na oślicę, prawdę mówiąc zapomniał o niej gdy tylko zaczęła rżeć jak przeklęta.
Cholerne miasto, cholerny kac, cholerne złodziejstwo i cholerny dzieciak. Czasem miał już tego dość i myślał nad ruszeniem dalej, ale prawda taka, że prędzej spotkał by grupkę banitów która by mu przypomniała że nie może już dzierżyć miecza w prawej dłoni, aniżeli miasto w którym nic by go nie denerwowało. A denerwowało go prawie wszystko, także...
Dziewczę w haku podniosło się w końcu na równe nogi, chociaż nadal było tylko dzieciem w haku i wciąż nie otworzyło ust by odrzec cokolwiek Półrękiemu.
Milczenia też nie lubił. Frustrowało go. A wręcz wkurwiało. W końcu jednak dziecię znalazło swój język i przemówiło.
Honbart zauważył na jej twarzy dziecięcy sposób oburzenia na wszechświat, poniekąd go to rozśmieszyło. Tylko poniekąd.
-Ano kurwa, właśnie ty. Twoja dłoń na moim mieszku to przypadkiem się zacieśniła? -Dzieciak chyba poczuł się za pewnie, więc Cereza poruszył lekko hakiem tak, by elfka poczuła jego ostre zakończenie na swoim karku.
Widział po niej strach i to wyraźny, ale i również odwagę, co niektórzy może by rzekli głupotę, ale no...
-Rodzice nie nauczyli cię jak się zwracać do starszego mężczyzny z bronią, albo chociaż sama się lepiej nie nauczyłaś jak lepiej kłamać? Nie lubię się powtarzać, mów czego ode mnie chciałaś bo zawiśniesz na tym haku. Zawsze mogę nakarmić mewy i kruki twoim wątłym ciałem. Więc wykaż się odrobiną skruchy bo stanie się tak nim ponownie mrugniesz.

Offline

 

#7 2015-04-26 15:43:12

Kawka

Dezerter

Re: Targ rybny

No to klops.
Zauważył, a miała nadzieję, że nie zauważył. Przecież mógł pomyśleć, że rączka zacisnęła się an koszuli pasku, spodniach... ale staruszek wyczuł. Kawka już miała butnie odpowiedzieć, rzucając jakimiś równie bezczelnym zdaniem jak to przed chwilą ale... zamiast tego zdusiła w sobie krzyk gdy hak napiął jej skórę. "rozpłata mnie jak rzeźnik świnię" pomyślała panice. Nie wiadomo czy ze strachu czy też z zimna, a może zmęczenia mała zaczęła się trząść jeszcze bardziej przypominając obraz nędzy i rozpaczy całego świata zebrany w jednym młodym ciele. Rodzice... nosek dziewczynki zmarszczył się w obrzydzeniu na ułamek sekundy kiedy o nich wspomniał. Pusto jej się zrobiło i zapewne znowu dostałaby ataku czarnych myśli gdyby nie fakt, że zupełnie niedawno jakieś niecałe dwie minuty temu zaczęła sobie uwiadamiać, że kocha swój żywot.
Wiedźma w tym czasie zauważyła, żę jegomość ma głęboko gdzieś jej cudowną oślą postać. Mogłaby na niego zaszarżować, ale coś ją postrzymało. Dobrze w sumie, zapewne wtedy drgnąłby i dziewczynak wylałaby z siebie całą krew brudząc bruk. Zamiast tego podeszła bliżej z gorźnie opuszczoną głową jak atakujący ogier i zaczęła uderzać kopytem o bruk jak rozjuszony byk. Stała obecnie półtora kroku od byłego kata.
Kłamstwo... kłamstwo raczej nic nie da. Wie, że chciała go okraść. Wie o tym chociaż jego pytanie dokładnie tgo nie dotyczyło. Czego od niego chciała? Pieniędzy a czegoż by innego. Jegoi groźby wcale nie pomagały jej w skupieniu się.
Pozostało jedno. Powiedzieć prawdę. Wciągnęła powietrze do płuc, a jej oskrzela głośno zaświszczały.
-Pieniądze. Wiedźma jest głodna. - powiedziała wskazując na starającą się zastraszyć  człowieka oślicę, która wcale a wcale na głodną ani zaniedbaną nie wyglądała. O! Udało się jej nawet nie przyznać do winy.
- Wygląda pan na... dobrego człowieka i... bardzo zmęczonego... i...zgubił pan rękę.... i dlatego postanowiłam....pożyczyć je od pana...  - starała się mówić płynnie ale nie wychodziło jej to zbytnio głos jej się łamał, a strach przemęczenie i ryzyko które podejmowała sprawiały, że była bliska płaczu.. Jak przeżyje to będzie miała szczęście... wielkie szczęście w nieszczęściu bo peniędzy nie ma.... z resztą i tak po ich wydaniu wszystko wróciłoby do starego stanu rzeczy.

Offline

 

#8 2015-04-26 19:48:04

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Targ rybny

Honbart przyglądał się dziewczynce. Obraz nędzy i rozpaczy. A strachu na pierwszym planie.
Denerwowało go długie czekanie na odpowiedzi, a wynędzniały wygląd elfki frustrował go dodatkowo. Trudno określić w na ile negatywnym, a na ile pozytywnym dla niej odczuciu.
Odwrócił na dwie sekundy włochaty łeb żeby spojrzeć na osła. Widocznie mu groził ale cóż, osioł to osioł, nie myśliwski ogar czy głodna wiwerna.
Półręki zmrużył oczy i drgnęła mu górna warga, zupełnie jakby sam zmieniał się w zwierzę i zagroził osłowi.
-Wiedźma? -Parsknął od razu gdy tylko usłyszał to słowo.
-Miejscowe wiedźmy konszachtują z elfimi dziećmi i wykorzystują was do odprawiania czarnej magii na cudzych pieniądzach?
Jednak nim skończył mówić dziewczę wskazało na swojego osła, a raczej oślicę.
Posłuchał co jeszcze ma do powiedzenia przypatrując się jej jak kuchcik z nożem pieczonemu świniakowi.
Przez chwilę się nie odzywał, ale w końcu parsknął grubiańskim śmiechem, który można by spokojnie określić zgrzytem zardzewiałej stali i charczeniem ,,świeżo" utopionego topielca.
-Wyglądam na dobrego człowieka i zgubiłem rękę, o kurwa, to jest szansa że ją jeszcze znajdę. -Rzucił lekko roześmiany.
-Pożyczyć... Bo twoja oślica jest głodna. Ona mi wygląda wystarczająco dobrze żebym mógł ją zjeść, ba, żeby pół garnizonu straży miejskiej w tym mieście ją zjadło. Prędzej ty jak wiedźma wyglądasz...
Wiesz jak karzą w tym mieście za złodziejstwo? Zgubieniem ręki. Ale w twoim wypadku to by oznaczało pewną śmierć, chociaż nawet nie udało ci się... ale i za same te uszy byś na szubienice albo pod grot trafić mogła. I co wtedy?

Wciąż przypatrywał się jej biednej twarzyczce i ściskały nim ambiwalentne uczucia.
W końcu zdjął z jej wątłej szyi hak, ale od razu chwycił ją pod lewą pachę jakby była workiem ziemniaków.
Lekkim workiem ziemniaków.
-Idziesz ze mną. Nie próbuj się wyrywać, zapewne biegam szybciej od ciebie. I zawołaj tę Wiedźmę, no już.

Offline

 

#9 2015-04-26 22:40:59

Kawka

Dezerter

Re: Targ rybny

Hę?
Czarna magia? To tą którą używają potwory i demony takie jak ten przed nią? Nie śmiała ani nie zdążyła dopytać bo kapitan hak, zaniósł się nieprzyjemnym dla ucha śmiechem. Oślica przestała grozić i zwróciła jedno ucho ku tyłowi w zdziwieniu. Spojrzała na Kawkę, a ona spojrzała na zwierzę. Obie miały zdziwiony wyraz pyska/twarzy. O co mu chodzi ? Świr ki czy co?
Cóż miały począć.... dziewczynka i osioł zaczęły śmiać się niepewnie wraz z mężczyzną. He he he he- nie szło im to za bardzo, bo w obecnej sytuacji nie było im do śmiechu, a miny przy nim miały nietęgie. Kawka nosiła na twarzy bardziej grymas niż uśmiech.
A nie? Nie można znaleźć jej jak się zgubi? Zafrapowało to trochę dziewczynkę. Źle byłoby zgubić rękę. Oczywiście, że oślica była głodna, zawsze była głodna... i zjadała jak świnia wszystko z rąk dziewczynki.
Groźba, znowu groźba. Czy on... czy on... chcę zjeść Wiedźmę? Zanieść ją do garnizonu i zjeść? Dobrze zrozumiała?
O kolejna groźba! Tym razem odda ją strażnikom, a oni zgubią jej rękę! Dziewczynka spochmurniała i otworzyła buzie ze strachu. Świetnie. A taki wydawał się być miło świrnięty. Tak fajnie się śmiał, świetnie.
O,o! Dziewczynka uniosła odruchowo ręce ku uszom zasłaniając je. Że niby ją zastrzelą? Za uszy?! To chyba wolałaby je zgubić.
O wolna! Hak zniknął, dziewczynka od razu szarpnęła się gotowa do ucieczki, ale ten zły pan złapał ją i pociągnął za sobą. Oślica totalnie zbita z tropu sama podążyła za nimi nastawiając uszy ku przodowi i z zainteresowaniem patrząc na kogoś kto jako pierwszy zamiast niej ciągał elfkę gdzie chciał
Zrobi jej krzywdę! Elfka była niemal pewna, że tego nie przeżyją. Słyszała o złych panach którzy ciągną dzieci w stronę zaułków a one stamtąd nie wracają. A ten tutaj chyba wcale nie chce jej dobra. Wydaje się, że ma wiele pomysłów na zrobienie jej krzywdy. Albo odda ją strażnikom, albo sam odetnie jej rękę.... a co gorsza...
" O bogowie! On zje moją Wiedźmę!" pomyślała w panice. Zaraz po tej myśli zapomniała o strachu o własne życie, bo jak się okazuję chyba kocha bardziej kończące się życie starszej oślicy niż własne... i zaczęła się szarpać.
- Nie Wiedźma! Fe! Siad! Sio! Zostań! No sio mówię! - zaczęła krzyczeć na idącą za nimi oślicę. A ta jak to ona miała w nosie to co myślała elfka. Przekręcała głowę na boki jak pies nie rozumiejąc o co jej właściwie chodzi.
Elfka spojrzała w górę.
- Puszczaj mnie! Puszczaj! Bo... bo... zobaczysz! - wrzasnęła na mężczyznę. Miała Negocjatora przy pasku i zęby jak się ostatnio okazało dość ostre jak na roślinożerce...

Offline

 

#10 2015-06-19 21:00:28

Vinci

Dezerter

Re: Targ rybny

Każde kłębowisko ludzi miało w sobie pewne stałe. Zawsze był to gwar, smród i tłok. Jakoś tak wychodziło, że ludzie cicho siedzieć nie potrafią i nawet w takich miejscach, jak obóz uchodźców, czy rozmodlona świątynia, słychać charakterystyczny pomruk, gadanie, gwizdy, pierdy i podśpiewywanie. Na targu było oczywiście więcej dźwięków. Krzyki przekupek i kupców, skrzypienie dźwigu portowego, stuk kopyt i podkutych butów. Smród, jak smród, szło przywyknąć. Silna woń ryb, potu i wspomnianych wyżej pierdów nie stanowił wyzwania dla mieszczucha. Tak samo, jak falujący tłum, zbijający się wokół "okazji", a uciekający od żebraków czekających na jakiegoś naiwniaka pod murem.
Vinci krążył po placu szukając celu, którego można by było pozbawić ciężaru sakiewki. Pieniędzy już miał niewiele, a potrzeby spore. W końcu plany roiły mu się pod czupryną nieproporcjonalne do mizernego ciała. Mijał sporo różnych dziwów. Brodatych i uzbrojonych Skelligijczyków, bladych Kovirczyków, czy krępych i włochatych Kaedveńczyków. Każdy miał jakiś cel, przepychał się przez tłum i rozglądał za interesującymi towarami. I to właśnie czyniło ich celami Vinciego. Im bardziej zaciekawiona i skupiona na towarze mina, tym większe prawdopodobieństwo na to, iż uda się coś wydrzeć spod przepastnych kapok. Ale to nie na nich czekał Vinci...
Już od kilku dni kręcił się na tym targu, więc zdążył poznać dzienną rutynę dostarczania morskich dóbr, sporadyczne patrole straży, jak też codziennych gości. Jedną z nich była bogata mieszczka. Starsza, około trzydziestki. Jak by powiedział bardziej rozgarnięty z bliźniaków "dziana". I to dziana na dwa baty, jak się zdążył zorientować Vinci. Nikt przecież nie śle powłóczystych spojrzeń i tajemnych liścików do swojego męża. Dookoła mężatki zawsze orbitowała służka, ale akurat tą się chłopak nie przejmował. Widocznie zastraszona, zabiedzona, o wzroku zbitego kundla, stanowiła marną kompanię dla chlebodawczyni, jak i ochronę przed niechcianymi natrętami. Chłopak, podczas poprzednich obserwacji dostrzegł niezwykle spracowane ręce młodej. Ani chybi została wyciągnięta z jakiejś zabitej dechami wioski prosto do wielkiego miasta.

Vinci wyczekał moment, gdy mężatka spoglądała z rumieńcem na twarzy w stronę młodzieńca, bankowo miernego poety i słała mu sygnały. Chłopak już wcześniej widział, gdzie chowała mieszek. Trzeba było tylko podejść, odciąć, co już mu się właściwie należało i dać dyla w tłum.

Offline

 

#11 2015-06-21 04:37:14

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Kradzież była banalnie prosta. Kobieta zupełnie nie zwracała uwagi na szwendających się wokół niej ludzi. Jej całą atencją pochłonął całkiem przystojny, młody marynarz. Jej służka też nie wyglądała na kogoś, kto specjalnie przygląda się otoczeniu. Za bardzo zajęło ją oglądanie sukien przywiezionych zza morza. Stąd zadanie Vinciego nie mogła być łatwiejsze. W tłumie bez przerwy ktoś się przeciskał między ludźmi, popychając kobietę, ocierając o nią. Zręczne dłonie małego złodzieja zupełnie jej nie obeszły. Szybkim ruchem mógł obciąć sakiewkę i rozpłynąć się w tłumie niczym duch.

Niestety, kiedy coś idzie za łatwo należy podejrzewać najgorsze. Tak też było tym razem. Kobieta może i na taką wyglądała, ale głupia nie była. W sakiewce, z którą chłopak wiązał tak duże nadzieje nie znalazło się nic oprócz kilku małych kamyków, całkowicie pozbawionych wartości okruchów jakiejś odległej skały. Plany młodzieńca musiały poczekać. I to nie tylko dlatego że pieniądze, które wydawały się przed chwilą być tak blisko nagle się oddaliły. Silna dłoń złapała go za ramię i obróciła w miejscu niemalże wywracając.

- Dokąd się tak spieszymy, hę?

Mężczyzna był wielki, zarośnięty i śmierdział. Przy boku nosił długą, drewnianą pałkę. Vinci miał okazję go poznać, a przynajmniej o nim słyszeć. Jeden z chłopców od brudnej roboty szefa fisstechowego podziemia. Jego kij, obecnie wiszący luźno przy pasie, połamał kości niejednemu zuchowi, który za długo zwlekał z zapłatą. Mówiono na niego Niedźwiedź, głównie przez wzrost i futro, którym dumnie obrastał. Podobno wychował się w lesie, przygarnęła go niedźwiedzica, która sama straciła własne dziecko. Nikt nie wiedział jednak na ile w tym prawdy. Nie znalazł się jeszcze nikt dość odważny, by zapytać.

- Jest sprawa, dzieciaku. Spieprzył mi pewien koleś. Obstawił się skurwysyn jak jakiś król, nie podejdę do niego, a on ma pieniądze szefa. Musisz mi go wyhaczyć jakoś. Podrzucić mu pewien... upominek. Co tam jeszcze ciekawego znajdziesz, jest twoje, mały. Ja też ci coś dorzucę i jakieś piwo postawię Pod Pręgierzem. To jak, dogadasz się jakoś ze starym Niedźwiedziem czy mam cię inaczej poprosić?

Vinci zapewne już wcześniej ocenił wymiary jegomościa, jego jedna pięść zdawała się być większa od głowy chłopaka, bicepsy grubsze niż ten w jakiejkolwiek części swojego ciała. Zapasy z Niedźwiedziem skończyłyby się niechybną przegraną i nieprzyjemnym bólem każdego centymetra obitej skóry.

Tłum przelewał się z miejsca na miejsce, ryby śmierdziały jak zwykle, kupcy krzyczeli, mężczyźni klęli, mieszczanka dalej zalecała się do marynarza. Wszystko zdawało się toczyć zwyczajnym rytmem i nikt nie zwrócił uwagi ani na zakończoną połowicznym sukcesem kradzież, ani na rozmowę, jaka właśnie się odbywała.

Offline

 

#12 2015-06-22 08:31:11

Vinci

Dezerter

Re: Targ rybny

Wszystko potoczyło się szybko i tak, jak chciał. No... prawie. Nie wiedział, że ludzie płacą za jedzenie kamieniami. Gdyby to wiedział, nigdy nie chodziłby głodny. No cóż, człowiek uczy się całe życie, więc i on wyciągnie z tego odpowiednie wnioski.

A potem Niedźwiedź na niego "wpadł". Szybko przeanalizował sytuację. W końcu wiedział z kim ma do czynienia i czyj to człowiek. Życie też cenił bardziej od możliwości pyskowania tępym drabom.
- Eeee... Sie znaczy, że mam mu coś podrzucić, ale mogę mu jednocześnie coś zwinąć, tak? Cieeekawe. Pokaż mi, gdzie on jest, a ja już się resztą zajmę.
Tak było trzeba powiedzieć, żeby uratować życie. Co innego z wykonaniem. W końcu taki Niedźwiedź nie był miejskim zwierzęciem, w przeciwieństwie do szczura. Niedźwiedź nigdy nie znalazłby szczura, gdyby ten nie chciał być odnaleziony. Choć plecy, które miał zleceniodawca nie zachęcały do sprzeciwiania mu się. Fisstechowy król nie należał do ludzi łaskawych... Aj, potem będzie planował. Na razie opłaca mu się wysłuchać brudasa i zapewne zrobić to, o co prosi.

Offline

 

#13 2015-06-24 18:21:48

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Vinci nie był ani jedynym złodziejaszkiem na targu, ani pierwszym, który uznał bogatą mieszczankę za łatwy cel. A służka całkiem sprytnie poradziła sobie z notorycznie kradzionymi mieszkami pełnymi koron. Niestety nie pomogła to szlachciance później, kiedy marynarz, do którego tak zalecała się poderżną jej gardło, ukradł wszystkie kosztowności i uciekł na morze w tylko sobie znanym kierunku.

Niedźwiedź wyglądał na niezbyt zachwyconego tonem młodego chłopaka. Nie skomentował tego jednak słowem, burknął coś niezrozumiałego pod nosem i odszedł kawałek ciągnąc za sobą Vinciego. Zabrał go w miejsce, w którym wreszcie ludzie przestali na nich wpadać.
- Słuchaj, dzieciaku. Nie wiem dokładnie, kim jest koleś, musisz go sam znaleźć do cholery. Sukinkot jest półelfem. Mryżyk się nazywa. Wiem, że się często kręci w Czerwonej Dzielnicy, popytaj, na pewno go kojarzą. A jak nie tam, to Psiarza poszukaj, komendanta, pono coś o kmiotku wie. Tego to na Giełdzie możesz poszukać, coś się tam dzieje, straży jak nasrał, któryś będzie wiedział, gdzie komendanta szukać.
Niedźwiedź splunął pod nogi, chrząknął głośno i odwrócił się chcąc odejść. Zatrzymał się jednak w półkroku i obrócił głowę do chłopaka.
- I ten, uważaj. Jednego chłopa, większego niż ty, com go wysłał do psubrata, przysłał w częściach. Ktoś mu, skubanemu musiał pomagać.
Wielki mężczyzna sięgnął za pazuchę i podał Vinciemu kopertę.
- Podrzuć mu to, żeby cię tylko nie widział. Będę czekał na ciebie Pod Pręgierzem. Pospiesz się, mały.
Machnął ręką na pożegnanie i oddalił się nie spoglądając więcej za siebie zostawiając chłopaka.

Michelet miał dzisiaj dobry dzień. Sprzedał zwykłą rybkę z morza jakiemuś uczonemu, któremu wmówił, że to rzadki okaz, prawie wymarły. Idiota zapłacił prawie dwieście błyszczących, novigradzkich koron. Nie zmieściły  się Micheletowi do buta, gdzie zwykle chował pieniądze, część musiał zostawić w sakiewce przytroczonej do pasa. Tak dużo to dawno nie zarobił na jednym leszczyku. Szczęśliwy szedł przed siebie unosząc głowę i uśmiechając się. Aż wpadł na jakiegoś wielkoluda, który ciągnął za sobą znacznie mniejszego chłopaka. Obserwował ich przez jakiś czas, oddalił się dopiero, gdy i tamten olbrzym poszedł w swoją stronę. Na wszelki wypadek, udał się w przeciwnym kierunku.




Napisz tutaj posta, co dalej robi Vinci. W razie czego podrzucę Ci nową lokację i wytyczne na PW.

Offline

 

#14 2016-09-09 17:51:52

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

   Młodzieniec, choć nie należący do chuderlaków, wyglądał przy pachołku Arnolda jak wyrośnięte dziecko. Nie odzywał się nawet słowem, kiedy Bogdan wprowadzał go w szczegóły pracy, jaką mu przydzielono, mimo że wielokrotnie miał chęć o coś zapytać. Na język cisnęło się mnóstwo słów, układających się w pozbawione większego sensu pytania. Physalis wiedział, że odpowiedzi nijak nie pomogłyby mu w tym, z czym miał się zmierzyć, a jedynie mogły odwrócić jego uwagę od tego, z czego zdał sobie sprawę dopiero w tej chwili. Do tej pory działał przecież po kryjomu, znienacka. Tym razem miało być inaczej – wdanie się w konfrontację wydawało się nieuniknione do osiągnięcia postawionego przed nim celu. Oto za parę minut miał stanąć z kimś oko w oko i nie dać po sobie poznać, że robi to po raz pierwszy. Z reguły nie miał problemów z oszukiwaniem ludzi, to prawda. Teraz jednak stres dawał o sobie znać, a gdzieś w podświadomości chłopaka czaił się lęk, że w krytycznym momencie doprowadzi go do kompletnego paraliżu, odbierając władzę nad jego ciałem.
   Poczuł, że lewa stopa zanurza się w wodzie.
   Odruchowo odskoczył odrobinę, by na powrót stanąć na suchej nawierzchni. Zerknął uważniej na towarzyszącego mu Kravca. Miał nadzieję, że nie zauważył jego roztargnienia, gdyż wnioski nasunęłyby się same.
   – Te nożyki nadają się nie tylko do pozostawiania za sobą trupów – silił się na pewność siebie. – Równie dobrze służą jako argument dla co bardziej opornych w rozumowaniu.
   Usłyszał ptasie krzyki, które chwyciły jego żołądek w żelaznym uścisku. Byli już blisko.
   – Rozumiem, że w grę nie wchodzą równocenne przedmioty? Każdy z nich ma wypłacić szmal od ręki?
   Cholera, zbyt wiele wątpliwości kłębiło się w jego głowie. Wśród nich słyszał jeszcze przestrogę Felin, która przecież wiedziała już, że ją okłamał, a mimo to próbowała go chronić przed tym, co właśnie zamierzał. Physalis wziął głęboki oddech, wdychając smród patroszonych wszędzie wokół ryb. Nie miał innego wyjścia. Tak przynajmniej sobie tłumaczył.
   Podążył wzrokiem za palcem, którym Bogdan wskazywał mu jego cel. Zdawał się nie słyszeć słów, którymi uraczył chłopaka na koniec, dość tępym spojrzeniem wpatrując się w namierzone paznokciem drzwi. Ruszył bez słowa w tym kierunku, a gdy tylko oddalił się od Kravca na bezpieczną odległość, wreszcie zdobył się na przełknięcie śliny, która nagle uwięzła mu w gardle. Zacisnął zęby. Ciemny płaszcz zatopił się w tłumie marynarzy i rybaków.
   Zapukał, trzykrotnie uderzając knykciem w drewniane drzwi, by następnie, nie czekając na zaproszenie, pchnąć je delikatnie i zajrzeć do środka. Teraz nie było już odwrotu. Wdepnął w gówno, w którym mógł co najwyżej zdechnąć lub brnąć naprzód. Z braku lepszych opcji, wybrał tę drugą.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#15 2016-09-19 13:10:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

– Wolimy szmal – odparł Bogdan rozkładając ręce. – Jest znacznie praktyczniejszy i od razu można go puścić w obieg. Wyjątki robi się tylko w wypadku, kiedy klient proponuje naprawdę unikalny fant.

Pchnięte drzwi odchyliły się swobodnie, ujawniając pas ciemnej szarości z wewnątrz. Nozdrza Physalisa, wypełnione dotąd gamą smrodów z portu, zostały zrazu wypłukane przez suchy zapach trocin, który wwiercał się w nie i drażnił nieprzyjemnie śluzówkę. Pomieszczenie, do którego wszedł, było małe i mroczne, a jedyną rzeczą, która sprawiała, że nie było tu całkowitej ciemności, okazało się być małym paleniskiem przy ścianie. Zawieszono nad nim cynowy garnuszek, zaczepiony na grubym, poczerniałym od sadzy kiju.

Tuż nieopodal, przy małej ławie, siedziała karłowata postać. Kiwając się na krzywym zydlu, jakby pogrążona w półśnie, co jakiś czas podrygiwała i nieruchomiała na nowo. Tuż pod jej nosem leżał talerz z resztkami bigosu, obok zaś talerza butelka i pordzewiały świecznik oblepiony pajęczyną, z pokurczonymi grudkami wosku, z których ledwie wystawały knoty. Postać była ubrana w zgniłozieloną, poplamioną kamizelkę, a na nogach nosiła, sprawiające wrażenie za krótkich, płócienne spodnie. Stopy zaś miała zupełnie gołe i nieproporcjonalnie duże, przykryte jedynie czarnym, gęstym owłosieniem, przypominającym na myśl małpie.

Całkowitą ciszę zakłócało tajemnicze, regularne wibrowanie w powietrzu. Physalis jednak nie potrafił określić co było jego źródłem. Zajmowało go bowiem teraz łajno, prawdopodobnie psie, w które nieopatrznie wdepnął, i które momentalnie zadomowiło się na jego podeszwie.

Karzeł przy stole kichnął nagle, pokrywając usta i brodę w rzadkiej, śluzowatej wydzielinie. Zaraz potem zasnął na nowo, nieświadom niczego.

Offline

 

#16 2016-09-19 18:05:31

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

   Odruchowo rozchylił usta, ażeby ustrzec się przed przejmującym smrodem, jaki panował wewnątrz. Ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu, starając się wyłapać coś, co miałoby prawo go zaniepokoić. Nie widział zbyt wiele, a jedynie kontury poszczególnych kształtów, oświetlane wątłym płomieniem paleniska. Co to za melina? Nigdy nie przypuszczałby, że ktoś, od kogo miał wydobyć tak pokaźną ilość pieniędzy, mógłby żyć w takich chlewie. Może był to zamierzony zabieg, by w ten sposób zmylić tych, którzy mogliby węszyć wokół osoby drzemiącego niziołka? A może miał zamiar udawać, że stracił swe parszywe źródło dochodów i był w tamtej chwili nieopłacalny, do czego za chwilę chciałby próbować przekonać Physalisa? O nie, nie z nim takie numery...
   Nie zamierzał zostawać w tym miejscu ani chwili dłużej, niż byłoby to konieczne. Obszedł więc stół, przy którym spoczął nasz nieszczęsny dłużnik, szerokim okręgiem, obserwując go przy tym uważnie. Nie zamierzał bynajmniej kryć swej obecności – co rusz szurnął obsraną podeszwą o podłogę, zapewne usłaną trocinami. Chociaż spodziewał się w okolicy jakiegoś psiska, nie widział żadnego. Jego uszu dobiegał za to osobliwy dźwięk, który przywodził na myśl ciche warczenie domowego zwierzaka. Zerknął jeszcze tylko, czy faktycznie ten nie czaił się gdzieś na niego.
   Znalazłszy się po drugiej stronie stołu, opadł ciężko ramionami na jego blat, robiąc przy tym sporo hałasu. Miał nadzieję, że taki zabieg wystarczy, ażeby niziołek się ocknął. Chciał załatwić sprawę tak szybko, jak tylko było to możliwe i wynosić się z tego bajzlu. Tym bardziej, że ktoś mógł go tutaj zobaczyć, a z pewnością nie przyczyniłoby się to do niczego dobrego.
   – Wstawaj, psiakrew! Arnold Florent przesyła pozdrowienia! – wybuchnął naraz, nie bawiąc się w jakiekolwiek podchody. Zwyczajnie szkoda mu było czasu na zabawę w domysły, które to mogły ciągnąć się bez końca. – Ufam, że wiesz, po co przybywam?
   Jego niewzruszona twarz i chłodne oczy skierowane były prosto w nędzny obraz zasmarkanego nieludzia. Czuł do niego odrazę i wyższość, chociaż miał się na baczności. Przecież nie wiedział, co mogło się czaić w mrokach zasmrodzonej izby.

Ostatnio edytowany przez Physalis (2016-09-19 18:13:10)


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#17 2016-09-21 01:50:41

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Kiedy Physalis podniósł głos, niziołek zachybotał się na spróchniałym zydlu i omal z niego nie spadł. Wymienione nazwisko Florenta w jednej chwili go otrzeźwiło i sprowadziło do krainy żywych. Zsunął się z siedzenia i trąc pośladkami po podłodze, cofał się do tyłu, nie spuszczając wzroku z młodego człowieka o pobliźnionej twarzy. Kiedy jego plecy dotknęły ściany, nieludź podniósł się na nogi, wycierając zasmarkany nos.

– Kim jesteś? – zapytał, trzęsąc się jak w febrze. – Co tu robisz? – Rozejrzał się gorączkowo dokoła, jakby przestraszony tym, że ktoś mógłby ich zobaczyć. W rzeczywistości, myśli niziołka były dalekie choćby od tak prymitywnych impulsów. Było mu teraz cholernie zimno, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody z przerębla. Małe palenisko, które teraz widział kątem oka, a którego ciepło czuł na prawym ramieniu, przyciągało go jak pole magnetyczne. Nawet nie kontrolował swoich drobnych kroczków, przybliżających go cal po calu do żaru. Chciał po prostu przy nim być.

– Nie znam żadnego Florenta! – zawołał piskliwie, drapiąc się nerwowo po uchu. – Pojęcia nie mam kim ten człowiek jest. Jeżeli przyszedłeś mnie obrabować… Tu nic nie ma. Słyszysz? A t-teraz wynoś się! No już!

Niziołek stanął plecami do kominka, łypiąc na Physalisą parą małych, przekrwionych oczu, blado kontrastującymi z ziemistą, bruzdowatą twarzą.

Offline

 

#18 2016-09-21 09:17:25

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

Zażenowany, przyglądał się całej tej sytuacji. Niziołek wyrwany ze snu nagle doznał przypływu energii, od której aż obalił się na podłogę, nie po to, bynajmniej, by spokojnie na niej usiąść. Począł oddalać się od Physalisa, jednak ten nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić mu zwiększyć odległości. W jednej chwili przestało mieć dla niego znaczenie, jak bardzo brzydzi go ta parszywa kreatura, z którą przyszło mu pracować. Odbijając się lekko od ziemi, przeniósł ciężar ciała nad stołem, wciąż podpierając się ramionami o jego blat, w iście gimnastycznej pozie. Tak więc, gdy tylko ten znalazł się pod ścianą, młodzieniec przypadł do niego, nie pozwalając mu choćby drgnąć w kierunku ognia, ku któremu tak łakomie spoglądał. Nie wiedział przecież, co mógł zakopać wcześniej w żarze, na wszelki wypadek, a co mogłoby zapewnić mu przewagę.
Chyba jednak nie zrozumiałeś, o co mi chodzi – westchnął. Następnie sięgnął lewą ręką ku gardłu karła, zaciskając mocny chwyt na jego kamizelce. Gwałtownym ruchem uniósł pokręconą postać o cal, pozwalając, by jego śmieszne stopy zadyndały w powietrzu. Uśmiechnął się paskudnie. – Chodzi o kasę, jaką przecież sam zgodziłeś się płacić, by chronić swoją zapchloną dupę. Nie wiem, jakie układy mieliście z poprzednim przyjacielem pana Florenta, ale od teraz to mi przyszło zająć się jego interesami. – No tak, na próżno spodziewać się wyszukanego słownictwa i poprawnych odmian słów po kimś, komu do tej pory nie przyszło przeczytać ni zdania. – Musisz wiedzieć, że ja nie będę nikogo na siłę oszczędzał. Tak jak i mnie nie oszczędzano – wycedził przez zęby, wskazując palcem wolnej dłoni na ciągnące się przez całą lewą półkulę czaszki znamię.
No to jak będzie? Dajesz forsę, czy chcesz, żebyśmy się pogniewali? Wtedy czeka nas dłuugi, upojny wieczór – zmrużył oczy, jak gdyby myślał o czymś szalenie przyjemnym.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#19 2016-09-23 19:32:45

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Niziołek pisnął raz jeszcze, kiedy Physalis przeskoczył nad stołem z iście kocią gracją i przygwoździł małą istotę do ściany. Porwany do góry, niby wiecheć siana, począł się szamotać w beznadziejnej próbie uwolnienia. Na próżno. Uścisk młodego zbira był jak ze stali. Kern Vindigan zwiotczał więc, pozwalając swoim kończynom swobodnie opaść. Przedstawiając obraz nieskończonego żalu i mizerności, zastygł, nieruchomy, jak ogrodowy krasnal.

– Jak mu zapłacę – odezwał się w końcu – to będę zrujnowany. Koniec z interesem. Redański wydział narkotykowy sprzątnął mi niemal wszystek ludzi, ostałem się praktycznie sam. Po mnie, z resztą, też przyjdą – przyznał cierpko, a jego broda zaczęła się trząść. – Runą żelaznym wojskiem i pod drzwi staną. Nocą kułakami w drzwi załomocą… Ah, szkoda kurwa gadać, szkoda se ryja strzępić, naprawdę. Mam to w piździe. Puść mnie dam ci te pieniądze i wynoś się precz.

Kiedy stopy niziołka na powrót zetknęły się z podłogą, Kern pokręcił głową z godną pożałowania manierą i nim udał się po gotówkę, sięgnął po butelkę i wypił z niej resztki czegoś, co wykrzywiło gębę nieludzia jak wyżymaną szmatę.

– A tak właściwie to skąd ty, bratku, jesteś? Pierwszem cię widzę. Wcześniej ten kurwisyn Florent wysyłał tu tą swoją wielką małpę. Jebaka był wielki jak szafa Radowida. Ty mi z kolei wyglądasz na świeżynkę w tym biznesie. No, no, nie obrażaj się, nie denerwuj, widzę przeto, żeś też przaśny kwiatek i z nie jednego pieca chleb kosztowałeś. Wżdy z niczego się tak dobrze nie czyta, jak z czyjej gęby. Twoja – Vindigan uśmiechnął się paskudnie – twoja mówi więcej, niż dobra książka.

Kern zbliżył się do drzwi na końcu pomieszczenia. Zamknięte były na sporych rozmiarów, mosiężną kłódkę, zardzewiałą i bardzą starą. Niziołek najpierw wyciągnął klucz i począł nim majstrować, klnąc siarczyście pod nosem, by potem zacząć ją w szale targać, nie zwojowawszy nic, poza cierpkim brzękiem.
– Niech to nilfgaardzka kurwa strzeli! – krzyknął, sperlony potem na twarzy, Vindigan. – To jebaństwo znowuż się zacięło. Jak za każdym, pierdolonym razem! – Kern złapał za zamek i potrząsnął nim ze złością. – Mam tam pieniądze i ostatnią działkę fistechu… Niechby to szlag!

W końcu spojrzał na Physalisa, jakby go olśniło.

– O, ty masz na pewno więcej pary. Weź to, synku kopnij, albo wyważ jako. Mnie trzęsie jak osika. Wyważ, weź co uważasz i idź precz. A Florentowi przekaż, że kuśka mu w rzyć i więcej interesów z nim nie zrobię. A on i też więcej mnie nie zobaczy! Możesz mu też dołożyć jeszcze, że jest końską spierdoliną, o!

Offline

 

#20 2016-09-23 23:37:00

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

W dupie mam twój los –  warknął, zaciskając uścisk pod szyją niziołka. – Jak się nie pospieszysz, nie będą nawet mieli kogo nocą nachodzić. Tym bardziej, że sam przyznajesz, że nie będziesz już nikomu potrzebny. Na co mam cię trzymać przy życiu, skoro i tak nie będę z tego miał nawet korony?
Słysząc, że Kern ma wreszcie zamiar iść na współpracę, wyraz twarzy chłopaka nieco złagodniał, choć zęby wciąż miał zaciśnięte. Opuścił go na ziemię niezbyt delikatnym ruchem. Odstąpił go tylko na krok, pozwalając przejść obok,  by później powłóczyć się w ślad za nim. Pozwolił mu upić łyk czegoś, co znajdowało się w butelce na stole, głęboko wciągając powietrze w nadziei, że uda mu się rozpoznać zapach. Ot, z czystej ciekawości.
Nie lubię czytać – krótko podsumował wywód Vindigana. –  I jeżeli zależy ci na tym, żeby z twojej ktoś jeszcze mógł się czegoś dowiedzieć, to lepiej się pospiesz, bo tracę cierpliwość.
Powiedział prawdę. Choć bardzo starał się zachować zimną krew i profesjonalizm, z każdą chwilą spędzoną w tej melinie stawał się coraz bardziej nerwowy i niecierpliwy. Czyżby ten paskudny nieludź faktycznie go przejrzał i teraz grał na zwłokę, by wyprowadzić go z równowagi i wówczas zadać cios, przed którym ostrzegał go Kravec? Przypatrywał się z uwagą, jak niziołek walecznie szarpie nieposłuszną kłódkę i aż nie mógł uwierzyć, do jak lichych chwytów się uciekał, aby tylko zyskać na czasie. Nie wiedział tylko, co ten chciał w ten sposób wskórać. Czy za chwilę mieli przybyć jacyś pomocnicy Kerna? Tym się nie martwił, w końcu na zewnątrz pozostał Bogdan, któremu może i nie zawierzyłby swojego losu, ale wiedział tyle, że dla interesu Florenta zrobi wszystko.
Physalis strzelił kośćmi najpierw jednej, potem drugiej dłoni, już nawet nie starając się kryć swojego zniecierpliwienia. Miał dość głupawych zagrywek. Chciał tylko zgarnąć tę należną sumę i jak najszybciej przekazać ją zleceniodawcy. Nie mieć już nic wspólnego z tym odrażającym osobnikiem.
Skoro do tej pory dawałeś sobie z tym zamkiem radę, teraz też dasz. Zrobimy tak: ty otwierasz, ty wyciągasz i wreszcie ty podajesz mi pięćset koron. Wtedy ja znikam ci z oczu i już mnie nie zobaczysz... przez jakiś czas. A jak tylko coś mi się nie spodoba, puszczę ci z dymem całą tą chałupę. O ogień już się martwić nie muszę, a trociny dość łatwo mu ulegają. Wszystko jasne? To do roboty!.
Chędożony nieludź. Chociaż co do Florenta miał rację. Mimo to młodzieniec postanowił nie komentować jego słów.

Ostatnio edytowany przez Physalis (2016-09-23 23:40:27)


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#21 2016-09-24 02:28:01

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

– No właśnie nie! – krzyknął z poirytowaniem Kern i splunął na podłogę. – Drzwi zawsze otwierał Michwost, mój ziomek. Teraz zaś ma lepsze zajęcia. Gnije sobie w redańskim karcerze. – Niziołek ponownie wyciągnął klucz i począł grzebać przy kłódce. – Michwost, to była prawdziwa osobistość! Kiedyś mi opowiadał – mruczał pod nosem, próbując poruszyć zapadkę w pomarańczowej od rdzy stali – że jego ojczym chędożył jego matkę trzonem od siekiery. A potem pytał go, rozumiesz, co o tym sądzi. Ewidentny przypadek chorego skurwiela. Chciał się ponoć w ten sposób nad nim poznęcać. Michwost z kolei wziął w odpowiedzi moździerz hutniczy i wsadził go swojej matce w rzyć. Hah, prawdziwy oryginał był z tego chłopa. Do tej pory nie mam pojęcia skąd wziął hutniczy moździerz. No dobra, sprawdźmy teraz.

Vindingan chwycił oburącz krawędź drzwi, zaparł się butem o ścianę i z całych sił pociągnął do siebie. W efekcie, jego twarz spurpurowiała niebezpiecznie, zniekształcona przez nabrzmiałe żyły na skroniach, czole i pod szczęką. Po kilku chwilach padł, osuwając się bezwładnie na ziemię.

– Zlituj się, prędzej się zesram niż to otworzę… – jęknął, sapiąc jak kowalski miech. – Jestem ino małym, pierdolonym niziołkiem! Nie mam tyle siły. Ja nawet tego nie zamykałem. I wiem co myślisz – dodał szybko,  wycierając rękawem koszuli pot lejący mu się do oczu. – Że robię cię w chuja. Ale nie robię! Niech mi Melitele ususzy kuśkę, jeśli kłamię.

Rozłożył się krzyżem na podłodze, wbijając nieobecne spojrzenie w powałę.

Offline

 

#22 2016-09-24 09:03:10

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

Miał tego po dziurki w nosie. Przybył tu jedynie po forsę, a już przyszło mu poznać rodzinne życie członków narkotykowego półświatka. Idealnie, lepiej sobie nie mógł wymarzyć tego dnia. Na dodatek ten nędzny pomiot wdał się z nim w jakieś gierki, zapewne testując jego cierpliwość. Chłopak warknął po nosem, obserwując nieudolne poczynania niziołka. Gdyby nie to, że Kern zdążył już upaść na podłogę, najpewniej sam targnąłby go za szmatę kamizeli i przygwoździł do ziemi. Physalis rozchylił nieco płaszcz, by w razie czego móc szybko wydobyć przytargane ze sobą ostrza. Zbliżywszy się do karłowatej postaci, nadepnął nań, by skutecznie unieruchomić, nieopatrznie posługując się w tym celu butem umazanym w łajnie, którym przywitał go gospodarz przy wejściu do pomieszczenia. Sięgnął po klucz i począł majstrować przy mechanizmie kłódki. Nie robił tego po raz pierwszy, toteż powinno się obejść bez większych problemów. Gdy tylko poczuł, że zamek puszcza, odsunął się od drzwi, szybkim ruchem poderwał niziołka do góry i wydobył jeden ze sztyletów. Stając za plecami Vindigana, przyłożył mu ów ostrze do krzyża.
I tak wszyscy wiedzą, że niziołki już się rodzą z ususzonymi – zadrwił. – Tak czy siak, idziesz ze mną. Jeden niewłaściwy ruch i zatopię w tobie kawał zimnej stali. Panu Florentowi jakoś się wytłumaczę. Ty zaś nie będziesz już miał takiej możliwości. Rozumiesz?
Ustawił Kerna przy drzwiach, których otwieraniem się właśnie zajmowali. Wciąż stojąc za nim, wychylił się nieznacznie, by załomotać w drzwi. Z początku dość łagodnie, byle tylko upewnić się, że w pomieszczeniu, do jakiego próbowali się dostać, nie czai się jakiś zwierz czy stwór. Dopiero później pchnął z całej siły, aby zakończyć już tę farsę, która tak bardzo działała mu na nerwy.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#23 2016-09-25 13:09:02

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Kłódka wcale tak szybko nie poddała się Physalisowi. Wyglądało na to, że karzeł nie kłamał i ta faktycznie była zepsuta, jednak po chwili rozległ się charakterystyczny szczęk dochodzący ze środka metalu, rozwiewający wszelkie wątpliwości. Poderwany za poły kamizeli Kern, poddał się sile chłopaka i posłusznie stanął na nogi. Jego twarz sprawiała wrażenie obrażonej, lecz w rzeczywistości czaiło się w niej coś niedobrego. Zupełnie jakby Physalis był na końcu noża, a nie on sam.

Drzwi otworzyły się lekko i cicho na naoliwionych zawiasach. Przed nimi otwarł się całkowity mrok obramowany przez drewnianą futrynę. Kern zatrzymał się na chwilę, odruchowo, lecz poczuwszy ostrość noża na krzyżu, zaczął powoli człapać w stronę wejścia, aż w końcu doszedł do progu, gdzie znowu spoczął, tym razem o wiele bardziej stanowczo. Milczał przez chwilę, choć wiadome było, że chciał coś z siebie wydusić. Wyglądało jednak na to, że nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby ubrać nimi to, co siedziało mu w głowie. Nareszcie nie wytrzymał i jęknął cicho.

— Słuchaj, ja tam nie wejdę — powiedział stłumionym głosem. Więcej nie zdążył, bo ze środka, gdzie kompletnie nie było widać nic, rozeszło się groźne powarkiwanie. Z każdą chwilą narastało, sprawiając, że Vindigan trząsł się jeszcze bardziej. — Tam jest Puszek. Puszek nie lubi jak ktoś go odwiedza bez zapowiedzi…

Offline

 

#24 2016-09-25 21:05:46

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

Nie wytrzymał. Obrócił (nie swojego) dłużnika przodem do siebie wymierzył w jego policzek.
Masz szczęście krasnalu, że nie wziąłem większego zamachu. Przy następnej odmowie nie będę się powstrzymywać, wierz mi.
Faktycznie, siła uderzenia była precyzyjnie skalibrowana. Uderzenie miało go zaboleć i przestraszyć, jednak nic więcej. Physalis był przekonany, że dokładnie taki efekt uda mu się w ten sposób osiągnąć. Nie miał przecież zamiaru wchodzić do takiej ciemnicy w pojedynkę. Prawdopodobnie ten przeklęty niziołek zdołałby go weń zamknąć, a sam prysnąłby czym prędzej, dając nura w bogatą różnorodność miasta Novigradu.
Wchodzimy razem, będę tuż za tobą. Bądź dużym chłopcem i pokaż, że masz jaja. Chyba nie boisz się byle psiska, tylko dlatego, że zdarzy mu się warknąć?
Młodzieniec był przekonany o tym, że niziołek próbuje go jedynie nastraszyć, żeby ten odpuścił, lub wręcz przeciwnie - odegrać bojaźliwość, byle tylko zastawić na niego jaką pułapkę. Pewny, że da sobie radę czymkolwiek siedziało w mrocznym pomieszczeniu, chciał zakończyć tę szopkę jak najprędzej.
Jeżeli w środku nie będzie pieniędzy, o których mówiłeś, zabiję cię. — Uśmiechnął się. W jego oczach odbijały się wątłe ogniki paleniska. — A teraz wchodź do środka! - rozkazał. Nie pozostawiając mu wyboru, wepchnął w obezwładniającą ciemność, by wejść tuż za nim.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#25 2016-09-29 00:14:48

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Przez chwilę, tuż po uderzeniu, Kern wyglądał jakby chciał powiedzieć, co sądzi o nazwaniu go krasnalem, acz zmęłł tylko w ustach przekleństwo i z poczerwieniałym policzkiem burknął coś jeszcze pod nosem, nim w końcu odwrócił się w stronę ziejącej z wnętrza pomieszczenia ciemności. Wyraźnie nie uśmiechało mu się wchodzenie głębiej do środka, lecz był też świadom tego, że nie ma specjalnie wyboru. Przybyły wykidajło, pomimo młodego wieku, okazał się po wszechmiar zmotywowany, aby zdobyć dłużne pieniądze. Vindingan musiał przy tym przyznać sam przed sobą, że zlekceważył gołowąsa i do samego końca wierzył, że uda mu się wykaraskać z opresji.

Jednakowoż, wszelaki duch uleciał z niego, kiedy tylko usłyszał ponownie ostrzegawcze warknięcie, które wstrząsnęło nim dogłębnie i niemal sprawiło, że omdlały padłby na deski podłogi. Niziołek nienawidził psów, a fobia ta prześladowała go od najmłodszych lat, wraz z incydentem podczas to którego został boleśnie pogryziony w prawą stopę, próbując przeskoczyć niskie ogrodzenie podwórza pewnego wiejskiego pana. Nigdy, przenigdy nie zgodziłby się mieszkać pod jednym dachem z psem, gdyby nie Michwost i jego wieczne zapewnienia, że nikt, tak jak kundel, nie będzie bronił chałupy. To Michwost miał się nim zajmować, to Michwost miał być za niego odpowiedzialny. Lecz teraz Michwosta nie było, ostał się tylko on, Kern Vindigan.

W ostatnim momencie zauważył kątem oka błysk białych zębów. Potężny mastif rzucił się na niego, jak na polnego zająca. Kern, instynktownie zasłaniając się przedramieniem, na których zakleszczyły się ogromne szczęki, sięgnął za połę swej kamizelki, dobywając motylkowy nóż. Z cichym mlaskiem wbił go czworonogowi w podbrzusze, a dla pewności przekręcił  jeszcze nadgarstek, sprawiając, że zwierzęce trzewia wykręciły się jak wyżymana szmata.

Czarne, potężne cielsko runęło na podłogę, znieruchomiało. Vindigan bez słowa upuścił nóż i powłóczywszy nogami ruszył do jednego z kątów, gdzie na chwilę zniknął Physalisowi z oczu. Kiedy wrócił, niósł ze sobą ociężały mieszek.

— Masz i spierdalaj — mruknął, rzucając go chłopakowi. Osunął się na ścianę, gdzie zasiadł niemrawo ze spuszczoną głową.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-09-29 00:16:55)

Offline

 

#26 2016-09-29 13:59:59

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Targ rybny

Reakcja Kerna była tak szybka, że młodzieniec nie mógł wyjść z podziwu. Oto znalazł bodaj jedyny przymiot niziołka, który nie przyprawiał go o zniesmaczenie. Bezbłędnie pozycjonując się i wychodząc z kontrą, powalił potężnego zwierza na ziemię. Physalis wątpił, czy aby na pewno sam byłby w stanie zakończyć ten pojedynek tak szybko i zręcznie. Na wszelki więc wypadek, gdy tylko nóż nieludzia wylądował na posadzce, chłopak szybko przydepnął go podeszwą i szurnął w odległą część pokoju. Odrobina nieuwagi mogła skończyć się dla niego tragicznie.
Znieruchomiał, w milczeniu oczekując powrotu Vindigana. W końcu ten zjawił się, dzierżąc w niesymetrycznie dużej dłoni dość pokaźnych rozmiarów mieszek. Kiedy ten zmienił właściciela, Physalis zważył go w dłoni, sprawdzając strukturę monet. Następnie rozsupłał worek, by na szybko przeliczyć zawartość. Na szczęście z łatwymi rachunkami radził sobie znacznie lepiej niż czytaniem, w szczególności zaś, kiedy chodziło o pieniądze. Doliczywszy się swego, wykręcił usta w sztywnym uśmiechu, którego nie sposób było ocenić jako przyjemny.
No widzisz? Nie można było tak od razu? Oszczędzilibyśmy sobie wielu nieprzyjemności. — Schował mieszek w jedną z wewnętrznych kieszeni. W ślad za nim powędrował również sztylet, coby, wychodząc na ruchliwą ulicę, nie wzbudzić żadnych podejrzeń i nie przyciągać zbyt wielu spojrzeń co bardziej ciekawskich przechodniów.
Wspaniale się z tobą robi interesy, Kern. Ufam, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Życzę udanego dnia — rzucił na odchodne, pchnąwszy wcześniej drzwi. Tym razem jego uśmiech był już w znacznie lepszej kondycji, jako że chłopak był niesamowicie szczęśliwy nie tylko z sukcesu pierwszej misji, ale również z racji opuszczania wreszcie tej zapyziałej nory.
Jasność dnia oślepiła go na krótki moment, toteż natychmiast przyłożył dłoń do oczu, osłaniając się przed światłem słońca. Rozejrzał się uważnie po zatłoczonej alejce w poszukiwaniu postawnej osoby Bogdana. Miał nadzieję jak najszybciej przekazać cenny fant Florentowi i wziąć długą, kojącą kąpiel, by zmyć z siebie ten parszywy smród i resztki stresu, który powoli z niego uchodził.
Dojrzał Kravca niemal w tym samym miejscu, z którego wcześniej obserwowali ruderę Vindigana. Pochłonięty dyskusją ze sprzedającym raki kramarzem, zauważył chłopaka dopiero, kiedy ten wynurzył się z tłumu. Physalis kiwnął głową, wskazując w stronę Bazaru Zachodniego, by zasugerować, że mogą ruszać w drogę.

Ostatnio edytowany przez Physalis (2016-09-29 14:24:28)


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#27 2016-09-30 00:35:28

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Targ rybny

Kern podniósłszy głowę po raz ostatni, spojrzał na Physalisa pustym wzrokiem, nadal oniemiały, nie potrafiący zebrać swego jestestwa w jedność. Psie truchło leżało nieopodal, niemrawe jak on sam, tak samo, rzekłbyś wyzbyte jakiegokolwiek ducha. Jedyne czemu niziołek był w obecnej chwili wdzięczny, to ciemności zaułka, w którym siedział, przysłaniającego ciemną plamę na jego kroczu.

W dobrym humorze, Physalis wyszedł z chałupy, rzucając wcześniej kilka słów na odchodne, słów na które odpowiedziała mu głucha cisza. Płonąc dumą, niczym żagiew ogniem, stanął na nowo przed tłumnym, śmierdzącym portem, starając się wzrokiem wyłapać krępą sylwetkę Kravca. Odnalazł go przy jednym z kramów, gdzie jeden z kupców tłumaczył mu coś żarliwie, kiwając co i rusz głową, z końca której zwisała trzęsąca się kozia bródka. Ogromna postać Kravca wydawała się być kompletnie na to obojętna, jednakowoż w głęboko zapadniętych w czaszkę oczach, iskrzyła wyraźna baczność na to, co się wokół dzieje. W momencie, kiedy chłopak zamknął za sobą drzwi, Bogdan od razu spojrzał na niego, tracąc tym samym resztki zainteresowania chudym jak szkapa kramarzem.

Rosły mężczyzna trzymał w swej wielkiej, jak rivska tarcza, dłoni, małego, czerwonego raka. Odszedłszy kilka kroków od otaczającej go tłuszczy, przywołał Physalisa skinieniem głowy, a kiedy ten był już przy nim, rozerwał skorupiaka i wgryzł się głęboko w blade mięso pod pancerzem.
— Robota odwołana — burknął, mlaskając ostentacyjnie. — Jestem potrzebny gdzie indziej. Powiedzmy więc, że masz dzień wolny. A teraz daj kabzę i spływaj. — Kiedy chłopak zwrócił mu mieszek Vindigana, Bogdan zważył go w ręku, a następnie rozsupłał i wyciągnął piątkę koron. — Masz. Wystarczająco, abyś cosik pobiesiadował, za mało, żebyś przepuścił na dziwki.

Z tymi słowami odwrócił się na pięcie i szybko zniknął w gąszczu ludzi, których liczba zatopiła go, jak skeligijskie morze.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.f1-transmisjeonline.pun.pl www.cagiva.pun.pl www.metal-damage.pun.pl www.nakacu.pun.pl www.preity.pun.pl