Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:04:56

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Brama Flisacka

http://oi61.tinypic.com/156uxok.jpg


„(...) Czym zatem jest handel? Niczym więcej, jak wymianą niepotrzebnego na potrzebne. Przyjmuje on wiele form, chociażby kurwiarstwo! Szkoda, że tym głównie zajmują się królowie.”

Chlevor z Cidaris



Sercem każdego miasta jest port. Natomiast sercem portu — brama flisacka. To tutaj, zanim towary ruszą rzeką do delty Pontaru, są dokładnie sprawdzane, etykietowane i liczone. Wielka brama otwiera się tylko i wyłącznie co dwie godziny, licząc od pierwszego piania koguta, aż do północy. Wtem praca wre w najlepsze, każdy biegnie w swoją stronę, przenosi pakunki na tratwy, wypełnia wnioski, kłóci się z flisakami czy przekupuje okoliczną straż. Należy uważać na sakiewkę, bowiem w tych miejscach staje się ona lekka niczym pawie pióro.

Opis autorstwa Ejiry.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2016-09-05 03:48:55

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Brama Flisacka

Karczma została daleko.


Dotyk półelfki był przyjemny, a jej głos czarujący i pewny siebie, dodający otuchy. Choć nie zatrzymało wirującego świata, wpompowało nowe siły w Temerczyka. Nogi ugięły się pod ciężarem, jak tylko stanął z pomocą kobiety. Wykutym w pamięci mięśniowej ruchem pochował swe ostrza na miejsce, lekko gibiąc się przy tym. Wziął głęboki oddech i z niezbyt widoczną na zmęczonej twarzy radością przyjął pomoc. Oparł część ciężaru na rudowłosej, pozwalając się prowadzić z powrotem do karczmy. Milczał. Skoncentrował się na pozbieraniu do kupy sił i myśli. Jedynie na chwilę ściągnął Muihre z trasy, sięgając swój hełm leżący w trawie. Wojskowy dryl był w nim silniejszy nawet od ran.
W stajni udało mu się opanować ciało, stając już o własnych siłach. Widok całej i zdrowie Piwoszki wywołał słaby uśmiech na twarzy Szczura. Klacz była cała i zdrowa, czekając na Griffina. Był też i Matteo, mistrz lutni. Żołdak rzucił krótkie spojrzenie na trubadura, mocując się z przypięciem hełmu do swojego paska i charknął coś na wzór śmiechu.
- A Tobie co się stało? - zadał całkiem szczere, jak na ten moment, pytanie, zamachując się ręka w kierunku rany na twarzy Matteo. Głos temerczyka był zmęczony, a mimo to spokojny. - Kot podrapał czy ki chuj?
Nie czekał na odpowiedź. Nieznajoma nieznającym sprzeciwu ruchem przyciągnęła go do konia i pomogła wdrapać nań. I ruszyła.
Pierwsze szarpnięcie konia wywołało w Griffinie machinalny chwyt kobiety w okół pasa. Dopiero pierwsza fala świeżego, chłodnego powietrza ocknęła Temerczyka, rozwiewają mgłę w jego myślach. Yvonne. Ruda. Jesteśmy wilkami. Ścigać nas? Trzymać się. Wyszczerzył się do siebie, wtulając w kobietę  na tyle, na ile pozwalał cwał. Burza rudych włosów przyjemnie drażniła jego twarz, a zapach nozdrza. Pozwolił sobie pogrążyć się na kilka chwil w myślach, poukładać wszystko to, co się wydarzyło.
Walka z Bestią, jego słowa przed śmiercią. I Yvonne, która mu nie pozwoliła ich wypowiedzieć. Czyżby to wciąż żywy Fitzgeralt coś mącił? Dowie się tego. Jeśli będzie trzeba, odezwie się nawet do Roche'a. Następnie rozmowa półelfki z blond agentką. Nie znały się. Jego wybawicielka była przypadkową osobą. Na świecie istniała jednak sprawiedliwość, przysyłając mu na pomoc tak osobliwe dziewczę. Na moment dopuścił do siebie przemiłe wspomnienie dotyku rudowłosej nim przypomniał sobie jej słowa. Pogoń. Będą nas ścigać.  Nie. Będą ścigać mnie. Skwitował słusznie w myślach. Wiele zawdzięczał powabnej skelligijce, a honor żołnierza kazał się odwdzięczyć. Griffin nie zamierzał pozostawać dłużny. A dobrym początkiem było oszczędzenie Muihre niepotrzebnych konfliktów z ludźmi świętej pamięci Bestii. Szczur sobie poradzi. Nie był tu sam.
Temerczyk przesunął twarz nad prawe ramię półelfki, obserwując zbliżającą się bramę flisacką, jedną z wielu w Novigradzie.
- Dzięki wielkie, nieznajoma. - odezwał się szczerze do kobiety. - Jestem Ci winny o wiele więcej niż tylko podziękowania. Dług, który na pewno spłacę.
Zamilkł na moment, formułując słowa w głowie. Pozwolił zbliżyć się im do bramy.
- Zostaw mnie za bramą, razem z Piwoszką. Ja sobie dam radę, ptaszyno. Mam tutaj kilku znajomych... A Ty. Ty przycupnij gdzieś, trzymaj się nisko przez kilka dni. Nie wychylaj się. Nie powinni Cie kojarzyć ze mną. - westchnął. Chłopaki nie będą szczęśliwi, że uwikłał się w małe gówno. - Za jakiś czas odszukaj mnie. W Passiflorze. Jeśli spotkasz któregoś z moich - przez których oczywiście rozumiał członków Pasów. - powiedz im, że Szczur przesyła czułe pozdrowienia. I zapytaj o mnie. Pokierują Cię dalej.
Pozwolił Niksie wjechać do Novigradu nim skierował dziewczynę do bocznej uliczki, w której spokojnie mógł przesiąść się na swojego konia. Zwinnie zsunął się z ogiera i przejął wodze Piwoszki, stając przy ognistowłosej.
- Griffin, Szczurem zwanym. Do usług. - przedstawił się. Wciąż obserwując pólefkę, nijako zauroczony całą sytuacją ze swoją wybawicielką. Wsunął nogę w strzemię i wciągnął się na swą klacz, usadawiając się wygodnie w doskonale znanym siodle.
- Matteo, dasz radę samemu znaleźć skrytkę, czy przyda Ci się pomoc? - rzucił krótko do trubadura, który, bądź co bądź, jakiś swój wkład w walkę w Rajzie miał. Następnie Griffin skierował się do Muihre, podjeżdzając blisko.
- Raz jeszcze, dzięki. Wiedz, że żołnierz swój honor ma. I jestem Ci winny. Chciałbym jeszcze zapytać się o Twoje imię, piękna ptaszyno.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-09-09 00:36:54)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#3 2016-09-09 00:34:58

Matteo

Dezerter

Re: Brama Flisacka

- Ryzyko zawodowe - mruknął zapytany o stan zdrowia przez Szczura.
Przez całą podróż poeta, zaprzeczając swojej naturze, trzymał się z tyłu i nie uronił słowa, dopóki nie zbliżyli się do miasta. W tym czasie mocował się z zapasową struną, którą próbował nawlec w miejsce tej pękniętej, ale na poruszającym się koniu nie było to zbyt łatwe i kilka razy musiał zaczynać od początku. Klął więc nieustannie pod nosem i co jakiś czas próbował wypatrzeć tyłek półelfki, która jakby nie patrzeć prowadziła ich w stronę metropolii, ale widoki zasłaniała mu paskudna dupa Temerczyka. No jak pech to do kwadratu.

Gdy podjechali pod bramy miejskie, trubadur już zastanawiał się gdzie spieniężyć konia, który do niczego nie jest mu potrzebny oraz gdzie mógłby upłynnić towar skradziony w karczmie. Przez głowę przeszła mu też niedorzeczna myśl, że mógł po omacku okraść również swoich towarzyszy, ale odegnał ją i wciągnął smrodliwe opary Novigradu. Ach, tak śmierdzi tylko wielka masa ludzka skupiona na małej przestrzeni.
Na słowa rannego roześmiał się.
- Niezły macie gust Szczurze mój kochany, w Passiflorze nie raz wydawało się miesięczne zarobki żeby tylko dobrać się do gładkiej półelfki... - zerknął nieco wystraszony na płomiennowłosą kobietę która jeszcze niedawno nieomal nie poderżnęła mu gardła - albo elfki. Albo krasnoludzicy jak kto lubi. Potwór nie potwór... W każdym razie chętnie tam zajrzę, kiedy podreperuję nieco budżet. A skoro o tym mowa to czas mi w drogę, zobaczymy się potem, może wtedy obejdzie się bez obrywania stołkami, strunami i walk na śmierć i życie!

Spiął konia, który z pewnym ociąganiem ale zareagował. Poprowadził go w stronę rynku miejskiego, tam może jakiś kretyn nabędzie i zwierzaka i część jego ruchomości.

Offline

 

#4 2016-12-05 17:49:26

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Brama Flisacka

- Nie jesteś mi nic dłużny, nieznajomy – uśmiechnęła się lekko. – To naturalne pomóc rannemu, którego ścigają – spojrzała mu w oczy jasnym, szczerym wzrokiem.
Kłamała.
Nie było w tym nic naturalnego, że rzuciła się obcej osobie na pomoc, atakując równocześnie inną równie obcą osobę. A jednak nie był to też przemyślany czyn, nie było w nim żadnego planu czy intrygi. Muihre czuła, jakby wir przeznaczenia zwyczajnie pchnął ją w sam środek tej gmatwaniny i wcisnął wpierw noże w ręce, a potem Szczura.
Wir przeznaczenia? Od razu odepchnęła od siebie tę niedorzeczną myśl, uciekła wzrokiem na bok, przygryzając pełne wargi.
Słuchała słów Griffina i nie wiedziała, co począć dalej, co myśleć. Pozwoliła po prostu kołysać się lekko w kulbace. Milczała.
Nie wychylać się. Passiflora. Szczur przesyła pozdrowienia.
Miasto powitało ich żywym szumem morza i głosów, przebudziło dość drastycznie z rozmyślań, każąc zająć myśli czymś ważniejszym, a mianowicie natłokiem mieszczan, wchodzącym uparcie pod kopyta konne.
Griffin.
- Jestem Muihre – podała dłoń, wymieniając silny uścisk.
Podjechała do Matteo, wymieniając się tym razem poza uściskami również lekkim pobłażliwym uśmiechem.
- Niewykluczone, że jeszcze się zobaczymy - odpowiedziała po krótkim namyśle. - Bywajcie.
Odjechała niespiesznie w głąb tłoczliwego miasta, naciągając szeroki kaptur, kryjąc jasną twarz przed novigardzkim słońcem.

Ostatnio edytowany przez Muihre (2016-12-05 17:55:38)


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#5 2018-03-07 20:22:03

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Fale rozbijały się o kadłub, słońce wyglądało leniwie zza chmur, a Albertyna opierała się o burtę troskliwie przyglądając się pokładowi. Była zadowolona pierwszy raz od dobrych kilkunastu dni. Na horyzoncie było widać już cel ich podróży, dumne miasto Novigrad. Pierwszy raz w życiu podróż tak się jej dłużyła, a bezmiar wody zwyczajnie nudził.  Ostatnie dni minęły nad wyraz spokojnie. Wiatru prawie nie było, co doprowadzało wszystkich począwszy na kapitanie kończywszy na kuchcie do frustracji. Jak wielka była, więc ich radość gdy w końcu ujrzeli upragniony koniec rejsu? Szybko jednak oprzytomnieli i zaczęli się przygotowywać na spotkanie ze stałym lądem. Albertyna z pozoru nadzorowała czujnym okiem eksperta rosnące powoli zamieszanie, ale tak na prawdę błądziła gdzieś krętym korytarzem swoich myśli. Novigrad... kiedy to ostatni raz tam byłam? Chyba rok temu. Niemożliwe jak to szybko przeleciało. Uśmiechnęła się smutno do swoich myśli. Była zmęczona gonitwą z jednego miasta do drugiego. Przeszło jej nawet przez myśl, że naprawdę jest stworzeniem lądowym. Może faktycznie gdybym miała spędzać tyle czasu na morzu urodziłabym się z płetwami. W istocie teraz nie nauczyłam się przecież nawet pływać. Na myśl o tym posmutniała. Wizja dłuższego przystanku w Wolnym Mieście zaczęła ją jeszcze bardziej mamić.  Przez chwilę próbowała sobie przypomnieć rozkład ulic w Novigradzie. Czy ja kiedyś wyszłam za bramy miasta? Zmarszczyła nos i spojrzała w stronę zbliżającego się miasta. Nie, raczej nie.

Z zamyślenia wyrwały ją coraz to głośniejsze krzyki mew. Skrzywiła się. Nienawidziła tych szkodników. Doskonale pamiętała spojrzenie przedstawicielki tego gatunku na moment przed tym jak ta zapaskudziła jej szmacianą lalkę. Przez lata przechowywała ten obraz w pamięci karmiąc nim swoją pogardę dla tych stworzeń. Ze zdziwieniem zauważyła, że już tylko kilkanaście minut dzieli ich od wpłynięcia do portu. W przypływie poczucia odpowiedzialności za statek i jego załogę postanowiła wygłosić coś na kształt mowy motywacyjno–pochwalnej.
– Ehem! Odwaliliście kawał świetnej roboty i mam nadzieję, że nie spartaczycie tego pod koniec. Jak to świetnej roboty, zapytacie pewnie? Jeśli faktycznie chcecie wiedzieć to gówno jak na razie zrobiliście i tu pojawia się możliwość naprawienia tego. Brać się do roboty, a nie gapić się z otwartymi gębami! Mamy dwa dni spóźnienia, nie ma opierdalania się!
Jak to uczy Prorok Lebioda, żeby pozwolić sobie te dwa dni w plecy trza mieć cztery dni w zapasie. No już! Novigrad nas oczekuje!

Poczuwszy się spełniona z zadowoleniem postanowiła się trochę poopierdalać zostawiając wszystko na barkach załogi, bo właśnie po to ją miała.

Widziała już wyraźnie ludzi w porcie. Uśmiechnęła się szeroko. Wszystko jak na razie szło dobrze, wyglądało na to, że obejdzie się bez najmniejszych problemów. Nie krzyczała po załodze, zwyczajnie już chyba z tego wyrosła. Uważała, że jedna dobra przemowa zdziała więcej niż setka wykrzyczanych bluzg. Miała jednak wrażenie, że powinna wygłosić dłuższą mowę i niepotrzebnie się ograniczała. Następnym razem się nadrobi. Jeszcze raz rozejrzała się po załodze. Lubiła niepotrzebnie stresować załogę, ale nigdy by się do tego otwarcie nie przyznała. Wpłynęli do portu.

Ostatnio edytowany przez Pliszka (2018-03-09 21:29:09)


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#6 2018-03-08 23:18:35

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Dla postronnych sytuacja musiała rysować się przekomicznie. Oto niewielka, mierząca może z pięć stóp w kapeluszu podlotka wiesza psy na zgrai umięśnionych marynarzy, których pot zalewał ich wytatuowane ciała. Wśród naznaczonych czarnym tuszem kotwic i imion wybranek serca z pewnością miało się niebawem pojawić kilka makabrycznych scen, przedstawiających najróżniejsze sposoby ukrócenia krzykadła o te dodatkowe kilka cali. Co jeden to splunął na niewymopowany jeszcze pokład, ktoś zmełł przekleństwo, inny zaś śmiało wymamrotał, co miał w tej sprawie do powiedzenia. Każdy jednak zdawał sobie sprawę, że Albertyna, której wachlarz obowiązków podczas tegoż rejsu był wyjątkowo szczupły, miała rację. Choć niewiele mogli poradzić na sztorm, w jaki przyszło im się wpakować, często woleli przegrać w gwinta połowę nieotrzymanej jeszcze zapłaty za ten konkretny transport, niźli spróbować nadrobić opóźnienie.

Tak czy siak, młoda Celleno skutecznie potrafiła ostudzić radość wilków morskich z faktu, że tego wieczoru będą mogli zakosztować w lokalnych specjałach, nie martwiąc się o zawartość mieszka.

Wbrew wszystkiemu, co mogłoby się wpisywać w możliwy scenariusz, włącznie z otwartym manifestem przeciwko rozkrzyczanej smarkuli, załoga wzięła się do roboty. Chociaż oprócz mopów i lin przez pokład przetoczyło się odpowiednio sporo kurew, sukincórek i innych pokrewnych komplementów, robota szła wcale sprawnie. Korzystając z tej chwili, kapitan, odchrząknąwszy, zbliżył się nieco do obserwującego marynarzy dziewczęcia. Stanąwszy tuż obok, przyłączył się do oględzin.

To żeś im dojebała — skwitował, po czym wpakował fajkę do ust i podpalił. — W dzisiejszym świecie trzeba mieć dupę twardą, a i poważanie przydatne bywa czasem. — Zrobił przerwę, by się zaciągnąć, zaczesując dłuższe, czarne włosy za zakleszczoną złotym kolczykiem małżowinę. — Pamiętaj jednak, że czasem lepiej mieć w kimś przyjaciela, niż tylko posłusznego robola. Szczególnie w mieście takim jak Novigrad.

Przeniósł wzrok na stojącą obok młódkę, a podtrzymując fajkę jedną ręką, drugą położył jej na ramieniu.

Obiecałem twojemu ojcu, że w razie czego będę ci taką pomocą służyć, Tyśka. Jako żem jest Rupert an Dimun, a me słowo ważniejsze dla mnie niż mój okręt.

Faktycznie, gdyby wyobrazić sobie typowego Skelligijczyka, wypisz, wymaluj — Rupert. Gęsta, ciemna broda, przecięta dwiema niezbyt długimi bliznami. Potężna sylwetka zawsze odziana w klanowe barwy brązu i bieli. No i fajka, w końcu nie od dziś był marynarzem. Ba! nie byle jakim, o bodaj najsławetniejszym kapitanie z wyspy Faroe słyszał każdy szanujący się żeglarz.

Dobijamy do portu. Zdecyduj, co robimy z towarem, a ja w tym czasie pokieruję chłopaków.

Ruszył przed siebie prężnym krokiem, raz po raz roztaczając wokół siebie kłęby dymu.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2018-03-08 23:19:22)

Offline

 

#7 2018-03-12 20:12:47

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Kobieta oderwała wzrok od załogi i z pozoru śmiało spojrzała na rosłego mężczyznę. Zlękła się, była bowiem święcie przekonana, że przyszedł on uświadomić jej, że podnoszenie na duchu marynarzy jest zadaniem dla kapitana. Podobne sytuacje nader często miały miejsce, toteż strach minął w try migi. Trafnie oceniła, że kapitan nie jest człowiekiem, dla którego kilka zdań w tę czy w tamtą robiło wielką różnicę. Nijak jednak była w stanie zgadnąć czego chce od niej człowiek morza.

Na jej usta wtargnął na ułamek sekundy kpiący uśmiech, a tląca się jeszcze w oczach bojaźń zgasła jak gwiazdy w blasku jutrzenki. Dojebała? Chyba w życiu nikt ci nie dojebał. To było ledwo przyjacielskie pozdrowienie. Natychmiast jednak spoważniała i wysłuchawszy słów mężczyzny pokiwała w skupieniu głową. Coś w tym było. Novigrad w końcu nie był małą wioską. W tak wielkim mieście warto by było mieć kogoś przy sobie, a już szczególnie jeśli posiadało się aparycję i skłonności podobne do tych Albertyny. Ta jednak w swojej niezmierzonej jak dotąd, ale na pewno większej od swojego wzrostu, pysze twierdziła , że da sobie radę z każdym problemem. Różnie to wychodziło. Fakt, że ma jak na razie wszystkie zęby na swoim miejscu zawdzięczała w głównej mierze szczęściu.

Ledwo co powstrzymała się od tego by się skrzywić. W swoim mniemaniu była poważną osobą, toteż uważała zdrabnianie swojego imienia za zbyteczne. Mało tego, znajdowało to na pierwszym miejscu na liście rzeczy, których nienawidziła. Rzecz jasna zaraz po mewach. Gołębi po prawdzie też nie znosiła z całego serca. Nie oznaczało to oczywiście, że nie lubiła wszystkich ptaków. Lubiła pliszki, zawsze bawił ją sposób w jaki się poruszały. Kątem oka spróbowała wypatrzyć przez chwilę okoliczne ptactwo. Nie trwało to ani pół minuty, gdyż po tym jak kapitan się przedstawił, niby od niechcenia, zmierzyła go uważnym spojrzeniem.

Kojarzyła klan Dimun. Sięgnąwszy w głąb swojej pamięci, jak przez mgłę, przypomniało jej się jak niemalże wieki temu jej stryj próbował jej wbić do głowy przyśpiewki o każdym z klanów. Mój stryj był chyba skaldem. Nad tym stwierdzeniem głowiła się późniejsze kilka dobrych minut. Tekst przyśpiewki o klanie Dimun też wypadł jej z głowy ładnych parę lat temu, ale zapamiętała ogólny jej przekaz. Mówiła o tym, że mieszkańcy Faroe to kurwie syny i wielorybojebcy. Skald czy nie skald musiał mieć do do tego klanu wyjątkowy uraz.

Młoda Celleno odprowadziła Skeligijczyka wzrokiem. Prawie się zaśmiała się w głos na myśl o tym, że Rupert an Dimun miałby próbować wychędożyć wieloryba. Po czym przyznała, że chętnie by spotkała znów stryja po tych 20 latach. Ciekawe czy nadal śpiewa takie wesołe piosnki?

Trzeba było jednak wracać do roboty. Nie bez powodu mówi się, że czas to pieniądz. Odebrać sól mieli jacyś przedstawiciele... e tam, zapewne jakiś karczem czy zajazdów. Powinni czekać gdzieś w porcie. Zawsze tak robią. Chyba boją się, że się zgubię w mieście. O tym, że odbiorcy się spóźnią nie było mowy. W końcu to przechrzczona chwilę temu Tyńcią niewiasta miała już dość duże spóźnienie. Rozejrzała się po ludziach stojących w porcie w nadziei, że wypatrzy tych, którym miała dostarczyć towar.

Ostatnio edytowany przez Pliszka (2018-03-13 08:59:19)


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#8 2018-03-14 18:15:33

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Przez pokrzykiwanie Ruperta, przerywane jątrzącymi w dziewczynie nieprzyjemne uczucia odgłosami mew, przedarły się wreszcie szum i gwar novigradzkiej codzienności. Zatłoczony port, swoim zwyczajem, prezentował przybyszom mieszankę wszelkiej maści ras i narodowości na urozmaiconej płachcie okrętów, różniących się barwami i rozmiarem. Jeden z marynarzy wyskoczył przez burtę Elaine, zanim jeszcze dobili do brzegu, lądując ledwo co na drewnianym pomoście, o włos unikając kąpieli w przybrudzonej wodzie. W chwili, gdy kotwica zaryła o dno, kończył już zawiązywać skomplikowany węzeł, cumując łajbę.

Część załogi wciąż uwijała się z oporządzaniem statku, począwszy od polerowania uświnionego algami morskimi pokładu, na zwijaniu żagli kończąc. Pozostali zaś zebrali się przy ładowni, gdzie znajdować się miał transportowany towar, w oczekiwaniu na sygnał od zdecydowanie najwątlejszej spośród podróżników.

Albertyna, póki co, nie spieszyła się jeszcze z wydawaniem jakichkolwiek poleceń. Wolała rozeznać się w sytuacji, poszukując wzrokiem interesantów. Tych jednak dostrzec nie potrafiła, czy to ze względu na olbrzymi ruch w porcie, czy na faktyczny ich brak w okolicy. Chociaż  żeglarze raz po raz odwracali głowy ku statkowi, przechadzając się koło niego, nic nie wskazywało na to, by ktoś bardziej zainteresował się ich przybyciem, niźli ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. Trwało to na tyle długo, by blond dziewczę mogło dojść do wniosku, że nikt się zjawiać nie zamierzał.

Próbę wyłowienia kontrahentów z portowego motłochu bezczelnie przerwała jedna z mew, która, przelatując wysoko ponad głowami marynarzy, dała upust swojej potrzebie, pozostawiając po sobie pamiątkę na ramieniu młodej Celleno. Krzyknęła jeszcze przy tym, jakby miała ochotę zasugerować, że to nie pora na rozmyślanie, a raczej na to, by wziąć się w garść i zadbać o swoje interesy.

Offline

 

#9 2018-03-15 21:13:53

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Albertyna spojrzawszy na ramię nieznacznie się skrzywiła. W pierwszym odruchu chciała zapytać się kogoś z załogi czy nie ma jakąś chusteczkę, ale szybko ten pomysł odrzuciła. Nie były to w końcu wysoko urodzone niewiasty tylko wysocy wzrostem marynarze. Dziewczyno, oni zaraz z ciebie zrobią chusteczkę. Najpierw tej sytuacji trzeba zaradzić, a później zajmę się pamiątkami. Stwierdziwszy, iż widok ptasiego guana na jej ramieniu przynajmniej poprawi humor załodze ruszyła lekko i nieśpiesznie w stronę ładowni. Gdy zmierzała w tamtym kierunku grymas na jej twarzy powoli zmieniał się w łagodny uśmiech, a spojrzenie traciło na wrogości.  Liczyła, że odbuduje swoją opinię w oczach marynarzy. Mogę sobie jeszcze pozwolić na takie ryzyko. Tak zwana ostatnia szansa, psia jucha.

No chłopcy... dobra robota – oświadczyła kiedy już zatrzymała się  obok ładowni. – Nie zwykłam chwalić nikogo przed zakończeniem roboty, ale tym razem zrobię wyjątek. – Wzięła się pod boki i pokiwała głową w zadumie. – W życiu nie miałam lepszej załogi. Brzmi to może tak tandetnie jak kurwa, która jest dziewicą, ale poszło wam jak tak sprawnie jak Temerczykom wieszanie elfów.  Aż miło było patrzeć. Może mało w życiu jeszcze widziałam, fakt, ale dobrą robotę to ja poznam. Ojciec mi mówił, że takie rzeczy czuje się od razu – zaszczebiotała radośnie – Nie omieszkam o tym wspomnieć ojcu, jeśli już o nim mowa. Zawsze mawiał, że dobra załoga warta jest każdych pieniędzy.

Zrobiła małą przerwę podczas, której życzliwie spojrzała na każdego z otaczających ją mężczyzn. Wydawałoby się, że jasnowłosa dziewczyna była zupełnie kimś innym niż ta, która jakiś czas temu, może niezbyt brutalny, ale wyrafinowany sposób, mieszała wszystkich towarzyszy rejsu z błotem. Nie grzmiała już jak kaznodzieja tylko radośnie  ćwierkała jak beztroski wróbelek.

Szkoda mi się będzie z wami żegnać, co prawda może bez wzajemności, bo wiem jak bardzo mogę zaleźć za skórę – zaśmiała się ciepło. – Na prawdę macie mocne nerwy.  Raz prawie wywalili mnie za burtę. To były czasy... Albo kiedy indziej to przywiązali mnie do góry nogami do masztu.  Od takiego małego pływam na statkach, ale jeszcze tak porządnej załogi to nie widziałam. Co jak co, ale dobrze być już na stałym lądzie, prawda? Teraz to tylko...

Bez najmniejszego ostrzeżenia urwała w pół zdania, a na jej dziecinnej twarzyczce zawitał cień smutku. Błądziła chwilę nieobecnym wzrokiem. Minęła dobra chwila zanim znów się odezwała.

No widzicie... Mamy opóźnienie. Trzeba było by wyładować towar, ale nie wiem czy ma to teraz jakikolwiek sens. Zapewne nikt nie czeka na sól. Dwa dni to kurewsko dużo czasu. Musielibyście poczekać, aż sprawdzę sytuację. Skontaktuję się z odbiorcami. Nie mogę was, rzecz jasna, w żaden sposób zatrzymywać. Macie prawo do odpoczynku, wbrew pozorom wiem, że nie była to dla was łatwa i przyjemna praca. Później najwyżej jakoś sobie sama poradzę.

W tym co mówiła było dużo prawdy. Nigdy jeszcze nie miała tak dużego opóźnienia. Była to niby normalna sprawa podróżując statkiem, ale Albertynę jakoś zawsze ten zaszczyt omijał. Aż do teraz. Spojrzała po marynarzach czekając na ich reakcję jakoby licząc, że ktoś podejmie decyzję za nią. W niektórych sytuacjach nie tylko wzrost miała dziecinny.

Ostatnio edytowany przez Pliszka (2018-03-15 21:15:36)


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#10 2018-03-17 10:57:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Kiedy dziewczę rozpoczynało swój przydługi monolog, niektórzy spośród żeglarzy jeszcze walczyli z pracami porządkowymi. Wszędzie dało się słyszeć chlupot wody w wiadrach i szurania szczotek po pokładzie. Teraz, zdawać się mogło, pracowali ze zdwojoną siłą. Raczej nie dlatego, żeby świerzbiło ich, by wysłuchać przemowy. Po prostu chcieli zdążyć przed przywitaniem z mewiej strony, która, jak zrozumieli po jednym tylko spojrzeniu na ramię Albertyny, już szykowała się do ataku.

Wyraźnie byli zaskoczeni nagłą zmianą taktyki Celleno. Niespełna kwadrans wcześniej mieszała ich z pomyjami, które zwykło się wylewać za burtę, teraz raczyła ich dobrym słowem i uprzejmą miną. Co bystrzejszy, choć zgodnie ze stereotypem wielu by się tutaj nie uświadczyło, zrozumiał pewnie, do czego zmierzała. Krzyżując ramiona na piersiach, we względnej ciszy wysłuchali tego, co miała im do powiedzenia.

Kiedy jednak przyszło jej zakończyć, część z nich natychmiast odwróciła się na pięcie i wytoczyła na molo. Zapewne w kierunku pierwszej lepszej karczmy. Pozostali, mniej lotni, potrzebowali jedynie kilku słów zachęty ze strony oddalających się już kolegów, by ruszyć za nimi. Takim oto sposobem na pokładzie pozostała blondynka w towarzystwie Ruperta oraz kilka majtków, którzy właśnie odkładali mopy.

Jeżeli potrzebujesz mojej rady —  przerwał uciążliwą ciszę kapitan statku, spacerując wolno w stronę kobiety. Mimo odgłosów portu i krzyku mew, nagle na deskach Elaine zrobiło się tak nieznośnie cicho, że dało się słyszeć każdy krok żeglarza. Nie czekając na odpowiedź "Tyśki", podzielił się swoimi spostrzeżeniami. — Nie ma sensu przejmować się transportem towaru, dopóki nie ustalisz, czy ustaleni nabywcy wciąż są nim zainteresowani. Nie ma jednak, co zakładać — może po prostu trzeba ich poinformować, że jesteś już w Novigradzie. Ale gdyby jeśli nawet... — spojrzał jej prosto w twarz. Albertyna musiała odnieść wrażenie, jakoby ten chciał położyć jej swoim zwyczajem dłoń na ramieniu, ale niemal natychmiast się zreflektował. — Wiem, że się nie poddasz i kogoś znajdziesz na tę sól. Chętnie udałbym się z tobą, ale pozostawienie statku i ładunku samym sobie nie byłoby zbyt mądre.

Przyłożył fajkę do ust i buchnął z niej dymem.

Offline

 

#11 2018-03-17 21:47:59

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Oczywiście, że dam radę! Ludzie mojego pokroju nie poddają się nawet po śmierci. Choć prawdę powiedziawszy nie wiem, nigdy jeszcze nie umarłam – zaśmiała się serdecznie patrząc hardo na Ruperta an Dimun. – Moi przodkowie i ich druhowie dali radę radę zrobić z niechcianej przez nikogo, zimnej pustyni bogate i silne państwo. To dlaczego ja bym nie miała dać rady sprzedać kilku beczek soli? Nie takie interesy się w życiu robiło. Handel to ja mam we krwi. Wbrew pozorom nie jestem zwykłym, małą, rozwrzeszczaną podfruwajką. Co to, to nie.

Zaraz potem uśmiechnęła się do kapitana wdzięcznie. Choć jego złote myśli nie wniosły do jej zamiarów niczego istotnego, bo sama doszła do podobnych wniosków, doceniała jego pomoc. Zawsze ufała ludziom ze Skellige bardziej niż tym z Kontynentu. Był w tym jakiś tęskny sentyment.

No to trzeba się brać do roboty. Zobaczę z bliska ten cały Novigrad – rzuciła na odchodne uśmiechając się w sposób typowy dla krnąbrnego bachora.

Schodząc z Elaine myślała intensywnie do tego stopnia, że zapomniała nawet o mewiej odznace na swoim ramieniu. Novigrad... Mam! Sól zawsze odbierał taki zgrzybiały staruszek oraz kilku jego synów czy wnuków, a może i jednych, i drugich. Jak mu tam było... Albrecht Moinger.  Zaraza, Moinger może już równie dobrze nie żyć. Ile to no miał lat? Wyglądał na dobre osiemdziesiąt z hakiem. Trudno, najwyżej znajdę jakiegoś nekromantę. Znajdę tego starego pierdziela.

Znalazłszy się na lądzie zaczęła się rozglądać, a raczej wąchać. Od starca bił zawsze uderzający odór spalenizny. Tylko przez to go tak świetnie zapamiętała.

Ostatnio edytowany przez Pliszka (2018-03-17 21:50:05)


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#12 2018-03-20 10:07:47

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Albertyna ochoczo i z werwą zatopiła się w codzienność Novigradu, ześlizgując się z desek pokładu. Musiała być jednak wielce naiwna, sądząc, że wywącha cokolwiek tym swoim maleńkim  noskiem. Tym bardziej w miejscu takim, jak to. Cuchnącym marynarskim potem i patroszoną rybą. Kłębowisko ciał nie ułatwiało zadania, nie tylko rozsiewając wkoło najróżniejsze zapachy, ale potrącając wątłą kruszynę, zagradzając drogę, czy wreszcie po prostu ograniczając widoczność. Jak na złość, żadnego starego pryka po osiemdziesiątce w okolicy albo nie było, albo najzwyczajniej posiadanie oczu na wysokości pępków co poniektórych nie było cechą sprzyjającą wykonaniu tego zadania. Podobnie ze swądem — na próżno jej było poszukiwać czegokolwiek, co śmierdziałoby spalenizną.

Przy zejściu z pomostu, przy którym zacumowano Elaine, nasza kruszynka o mały blond włos uniknęła zderzenia z jednym z setek otaczających ją jegomościów. Ten stał wyprężony, niczym struna, zerkając bystrym okiem, okraszonym ciemną tęczówką, w stronę statku, którego pokład dopiero opuściła. Uchylając się w ostatnim momencie, zerknął pod nogi, by znaleźć tam, jak mu się zapewne wydawało, zagubioną w tłumie Celleno.

Och, ostrożnie, panienko! — zawołał wcale dźwięcznym barytonem, podpierając biodra wielkimi dłońmi. Naraz zaniósł się szczerym śmiechem, od którego szeroka klatka piersiowa zadrgała pod jasną tkaniną jopuli. — Czy to ty przypłynęłaś tym tu okrętem? — Zdecydował się zagadnąć, nie dbając o konwenanse dotyczące niebezpośredniego adresowania rozmówcy. Najwyraźniej uznał, że przewaga wieku z jego strony pozwoli mu uczynić to bez większych poruszeń ze strony Albertyny. Gdyby się przyjrzeć, przez sięgające ucha czarne włosy przedzierała się siwizna. Co do statku, o którym mówił... Nie ulegało wątpliwości, że brodą wskazywał właśnie na Elaine.

Proszę mi wybaczyć, ale nie wyglądasz na turystkę. Zakładam więc, że przyjechałaś tu w interesach?

Offline

 

#13 2018-03-20 19:40:37

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Młodziutka Celleno już dawno zapomniała jaki tłok panuje w Novigradzie i jak trudno jest się w nim odnaleźć osobom takiego wzrostu jak ona. Nie było, więc nic dziwnego w tym, że odzwyczajona od takiego ścisku niziutka blondynka została szybko niemal zadeptana przez ciżbę.

Dziewczyna zatrzymała się i zmierzyła swoją nazbyt rozmowną przeszkodę z pozoru łagodnym spojrzeniem. Lekko skonfundowana odpowiedziała na nagły przypływ wesołości u mężczyzny uprzejmym, aczkolwiek niepewnym uśmiechem. Resztki jej instynktu samozachowawczego podpowiadały jej, żeby nie besztać nowo poznanej, przyjaźnie nastawionej do niej osoby. Zdecydowała zastosować się choć odrobinę do rad jej niezastąpionego kapitana. Bez wątpienia w jej zawodzie zawsze warto było mieć dobrą opinię.

Wysłuchawszy mężczyzny humor Albertyny znacznie się poprawił. Miała nadzieję, że los w końcu się do niej uśmiechnął. Ufała, że spotkany przez nią przechodzień wniesie coś istotnego do sprawy zaginionego, starego Albrechta, a raczej wykluczy Moingera z całej transakcji. O wiele bardziej uśmiechałoby się jej robić interesy z swoim pogodnym rozmówcą niż z śmierdzącym, zgrzybiałym i do tego strasznie marudnym staruchem.  Miała jednak gdzieś z tyłu głowy świadomość, że może to być tylko zwykły miłośnik statków albo co gorsza złodziej. Zdecydowała się mimo to poświęcić mu dłuższą chwilę i uraczyć jednym  ze swoich słynnych monologów dyskretnie pilnując swojej sakiewki. Miała miało wiary w ludzi, choć chciałaby mieć znacznie więcej.

Nie wyglądam ci ja na turystkę... – przemówiła wolno, uśmiechając się przy tym tajemniczo. – Ano masz rację. Gdyby nie praca wszyscy siedzieliby szczęśliwi w swoich chałupach i łepaliby beztrosko gorzałkę, nie doceniając przy tym kwiatów w ogrodzie, które z upływem tygodni dziczałby tak jak owi z pozoru szczęśliwi degustatorzy trunków. Byłyby niedoceniane i pozostawione same sobie jak i wszystko co widzi się na co dzień nie czerpiąc z tego zysku bądź przyjemności. Człowiek potrzebuje zmian i nowych wyzwań, a co jest mu je w stanie dostarczyć? Praca. Otoczenie ma ogromny wpływ na człowieka i jego ambicje. Wiesz co zrobię gdy wrócę do siebie? Podleję swoje kwiaty. Jeśli one jakoś się trzymają to ze mną też nie może być aż tak źle, prawda? Jeśli zaś rozchodzi się o statek, to tak. Elaine znacznie ułatwia mi pracę. Zaiste dobrze jest mieć kogoś przy sobie kto nie narzeka nieustannie i nie męczy pytaniami. Pływasz często statkami? Ja dla przykładu od małego. Hmmm... no dobrze 'małego' nie jest odpowiednim przymiotnikiem. Spróbuj się tylko zaśmiać. Wzrost nadrabiam w wielu innych cechach. Nie ma ludzi doskonałych, ale gdybym była trochę wyższa byłabym idealności bliska – mówiąc to wyszczerzyła zęby w mało kobiecym, szelmowskim uśmiechu.

Ostatnio edytowany przez Pliszka (2018-03-20 19:46:13)


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#14 2018-03-24 18:19:44

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Dziwaczna mina wykrzywiła przez krótki moment twarz nieznajomego jegomościa, ściągając usta i marszcząc brwi. Zapewne nie podejrzewając, że w odpowiedzi na jego przyjacielskie, krótkie niczym wiosenny deszcz, powitanie, uderzy w niego sztorm słów godny skelligijskich kronik. Podniósłszy na powrót gardę opanowania i obiecując sobie, że więcej do tego nie dopuści, odzyskał panowanie nad mimiką twarzy i roześmiał się. Gromko i szczerze.

Gdzież bym śmiał! — zaniósł się śmiechem raz jeszcze, przekonując przy okazji o braku ukrytych intencji, jak chociażby ocena wysokości, na którą wznosił się ponad ziemią czubek jej głowy. Szybko się jednak uspokoił i nie chcąc wyjść na ignoranta, wyłapał choćby jedno zdanie spośród tej istnej nawałnicy. — Elaine, dobra nazwa dla dobrej łajby. Idę o zakład, że nawet przez największe zawieruchy przedziera się bez skrzypnięcia choćby jedną belką? — Podjął się zopiniowania statku, a naraz rozbawienie w jego głosie ustąpiło rzeczowości i wyważeniu. — Ach, co ja bym oddał, żeby móc wybrać się w taką wyprawę. No ale los ludzki własnymi ścieżkami chadza i ani myśli podporządkować się planom człowieczym. Toteż jedyne, co mi zostaje, to przychodzić na wybrzeże i obserwować. A takiego okrętu, jak twój... Noo, nie sposób przeoczyć.

I rzeczywiście, Elaine zdecydowanie wyróżniała się spośród zacumowanych w porcie łajb. Otoczona przede wszystkim przez pomniejsze barki, zapewne należące do rozsianych wzdłuż brzegu domków rybackich, górowała nie tylko rozmiarem, ale i estetyką. Można by rzecz, że wręcz odwrotnie kreowała się sytuacja na lądzie, kiedy to niziutka Celleno, upaprana w mewich odchodach, ginęła w tłumie lepiej lub gorzej, ale z reguły lepiej, ubranych ludzi. Nie licząc żeglarzy, którzy z reguły nie nosili na sobie zbyt wiele.

Można zapytać, skąd i z czym przybywacie? — zapytał. Naraz potrząsnął głową i westchnął. — Ach, gdzie moje maniery, jestem Teagan. I zdaje się, że już nazbyt panience nastaję. Wydawało mi się, że kogoś szukałaś? W takim razie nie powinienem przeszkadzać...

Wyraźnie spochmurniał, choć w gruncie rzeczy wpatrywał się w dziewczynę spokojnym spojrzeniem, oczekując odpowiedzi. Przez cały ten czas pilnie strzeżona sakiewka nie drgnęła ni razu.

Offline

 

#15 2018-03-24 21:48:31

 Pliszka

Dziecko Niespodzianka

Miano: Albertyna Celleno
Rasa: Człowiek
Wiek: 25-30 lat

Re: Brama Flisacka

Albertyna wyraźnie się uspokoiła. Choć osoba Teagana nie zbliżyła jej po prawdzie do odnalezienia kontrahenta, a wręcz odciągnęła od pracy, to nie przeszkadzała jej ani odrobinę.

Ano szukam, szukam, ale po trochu wątpię w sens tych poszukiwań. Zapomniałam już co gdzie jest, dawno mnie tu nie było. Zgubiłabym się jeszcze. To w końcu nie moje kochane Lan Exeter. – twarz dziewczyny rozpłynęła się w łagodnym uśmiechu na wspomnienie najmilszego jej miasta. – Tak, płynę z Koviru i Poviss, a wiozę sól. Jeśli zaś idzie o moje imię to jestem Albertyna Celleno i bardzo miło mi cię poznać Teaganie.

Kovirka znudzona monotonną eskortą soli chętnie odpowiadała na pytania, choć nadal starała się pozostać czujna. Z niewiadomych do końca powodów jej rozmówca stopniowo zaczynał ją intrygować. Ciekawość młodej kobiety było bowiem bardzo łatwo pobudzić, a jakby tego było mało okazało się, że do niedawna przeszkoda na drodze jasnowłosej posiadała wiele przymiotów, które przyciągały jej uwagę.  Zaiste miło było jej posłuchać czegoś innego niż rzucanych wte i we wte przez załogę Elaine kurw. Jakkolwiek pięknie statek się nie prezentował to słownictwo używane na nim zupełnie odbiegało od standardów piękna.

A więc ty z kolei nie jesteś tu przejazdem. Ja nigdy nie umiem zatrzymać się gdzieś na dłużej. Jak już przed chwilą zauważyłeś los nie przejmuje się planami zwykłych ludzi, ot co. Szkoda.  Ja morskich wypraw mam już powyżej uszu. No cóż może i wyżej. – zachichotała lekko i beztrosko ze swojego własnego żartu. – Sama się dziwię, że nikt jeszcze nie pomylił mnie z przerośniętym niziołkiem. Choć może i dobrze się stało. Zapewne nakrzyczałabym na biedaka tak, że przez najbliższe pięć dni nie umiałby się otrząsnąć, czasami zbyt gwałtownie reaguję. Taka już kobieca natura.

Kovirka zrobiła przerwę w swoim monologu bynajmniej nie po to aby załapać oddech. Zwyczajnie przypomniała sobie o tym co widnieje na jej ramieniu i ożył w niej wstyd. Chciała szybko znaleźć Moingera i załatwić co trzeba, a dopiero później zając się czyszczeniem swojej koszuli, podczas gdy teraz zabawiała w najlepsze rozmową pierwszego, lepszego przechodnia prawie zapominając o reszcie świata, a już na pewno o mewiej pamiątce. Nie sposób było nie zauważyć jak bardzo głupio zrobiło się dziewczynie.


Karta Postaci|Monety: 200

Offline

 

#16 2018-03-28 19:26:43

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Flisacka

Oj, nie musisz ty mnie wspominać tej waszej “kobiecej natury”. Znam ci ją nader dobrze. – Ni to się zaśmiał, ni westchnął. – Można rzec, że to własnie z tego względu ostałem tutaj na dobre. Zawsze ciągnęło mnie do dalekich podróży, zwiedzania odległych krajów i poznawania ich obyczajów. Ale tak się jednak złożyło, że niegdyś, będąc przejazdem w Novigradzie, spotkałem ją. Estelle. – Spojrzał w morze i wyraźnie zamyślił. – Nie było ci na tym świecie drugiej takiej. Piękna, inteligentna, a do tego odwzajemniła moje uczucie. Można by rzec – anioł. Ale jej naturze bliżej raczej do piekieł. Możesz sobie zapewne wyobrazić, jak zareagowała na moją propozycję, żeby stąd wyjechać i szukać przygód. – Westchnął raz jeszcze, przenosząc smutne spojrzenie na towarzyszącą mu w rozmowie Albertynę. – Więcej już o tym nie wspominałem, spodziewając się podobnej reakcji. Więc może fakt, że nikt cię jeszcze nie nazwał niziołkiem, wcale nie wyklucza, że zdążył cię już do nich zaliczyć?

Zdecydował się na niespodziewany atak tym dosadnym dowcipem i natychmiast się rozchmurzył. Nie przestając się uśmiechać, wyłowił z tłumu kogoś odzianego w najróżniejsze kolory. Najwyraźniej był to tylko któryś z obchodnych sklepikarzy, handlujący wielobarwnymi chustami. Wcisnął mu monetę w otwartą dłoń, po czym zwrócił się do młodej podróżniczki.

Wybierz sobie którąś, co ci się spodoba. I nie patrz tak na mnie, nie przyjmę odmowy! – Widocznie zdążył już sobie wyrobić na temat Celleno jakieś zdanie, więc spodziewając się natychmiastowej, zapewne ofensywnej reakcji ze strony niewysokiej podlotki, przygotował się na ten atak zawczasu. – Pewnie chcesz załatwić sprawę soli jak najszybciej, a okazja do zmiany odzieży nie trafi się zbyt prędko. Przyjmij więc ten skromny podarek jako... Hmm, zadośćuczynienie. Za ten czas, który ze mną straciłaś.

Uśmiechnął się uprzejmie, nieco po ojcowsku i sam począł przyglądać się prezentowanym chustom.

A komu właściwie masz sprzedać tę sól? Może akurat znam tego niewychowanego drania, który każe damie się szukać po całym mieście, zamiast czekać na przystani. Mógłbym wtedy ci pomóc go odnaleźć... a przy okazji może wspomnieć mu w kilku słowach, jak się powinno traktować kobiety. – Udawał oburzenie sytuacją, wyraźnie dobrze się przy tym bawiąc. Zapewne doskonale rozumiał, że to nie w jego gestii leżało pouczanie kontrahentów Albertyny, a cała ta sprawa nie jest w gruncie rzeczy jego własną.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.animovies.pun.pl www.lechactiveteam.pun.pl www.ostrowiec.pun.pl www.gamecorner.pun.pl www.lotsa.pun.pl