Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:59:30

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Chałupy i gospodarstwa

http://oi58.tinypic.com/10r5vd2.jpg


Vizimborskie zabudowania wyglądają zza prowizorycznych, dziurawych palisad — chałupy i obórki, stodoły, obejścia, stajnie oraz kurniki i zagrody z pasiekami dla bydląt. Niskie, stawiane drewnem i polepą domostwa pokrywa gruba strzecha — za wyjątkiem chałupy sołtysa z wielkim podejściem, która szczyci się dranicą — a podmalowane fasady pozadrapywał wiatr, rozmyły deszcze i zabrudził pył z podwórz. Vizimbora chwali się wcale dużymi połaciami ziemi, ogromem zwierzyny oraz pól uprawnych, a tedy i mieszkańców, aby nadążyć za potrzebami grodu tak wielkiego, jak Novigrad. Nie jest jedyną osadą łożącą do wyżywienia miasta, lecz najbliższą jego okolicy, rozłożoną malowniczo tuż, tuż murów i traktu tretogorskiego. Komu brzydnie gwar oraz duchota metropolii, nie ma daleko, by zażyć świeżości powietrza w Vizimborze, pozrywać malin w chruśniakach i popatrzeć na pasące się kuce, kręcąc nosem na muchy wlatujące za kołnierz oraz wszechobecną woń zwierząt gospodarskich.

W obejściach łażą kury, gęsi z sykiem pędzą szczypać rozbieganą smarkaterię, błąkają się chude psy oraz kozy. Dzieciaki bawią się wokół chałup oraz na balotach sian, kiedy baby pracują w zagrodach, zaś chłopi uginają grzbiety na polach, w pobliskim tartaku, na wyrębie i na groblach. Wsi spokojna, wsi wesoła. Póki żadna bestyje nie podejdzie spod kniei ani komanda Wiewiórek nie porwie morderczy szał.

Ostatnio edytowany przez Licho (2015-02-01 20:50:04)


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2014-12-25 22:08:42

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Nadjechał z południa. Ubrany w materiałową płachtę, okryty szerokim kapturem jeździec powoli zbliżał się do pierwszych zabudowań wsi. Wzbudził niemałe zaciekawienie wśród mieszkańców - wiele dziewcząt pochowało się po chałupach, zaś znikąd na ulicach znaleźli się mężowie i straż miejska, kątem oka obserwując jeźdźca.

Zbierało się na deszcz. Wiatr zagonił ze wschodu ciężkie, srebrnoszare kłęby chmur. miejscami pourywane kłębowiska dawały miejsce słońcu, tworząc złote pasma światła. Dochodziło południe, jednakże przez aurę pogodową wieś powoli zamierała, chowała się przed pojedynczymi kroplami. Bydło było zapędzane do obór, kaczki i gęsi pochowano po prowizorycznych kurnikach. Od strony pól nadchodzili chłopi z kosami, do których to dołączali inni robotnicy, chociażby drwale, czy kupcy. Wszystko dążyło do powolnego zamknięcia się w ciepłej chałupie i stagnacji na czas burzy.

W samym centrum zmobilizowanej bieganiny jechał Vincent, wraz z tysiącem nieprzyjemnych i pełnych niepokoju spojrzeń na plecach. Nikt nie lubił przyjezdnych, a tym bardziej takich, co noszą miecz na plecach.
Słyszał pomruki niezadowolenia, ale nikt nie odważył się jak dotąd stanąć mu na drodze i głośno powiedzieć to, co cała wieś uważała - żeby obcy wziął dupę w troki i czym prędzej wyjechał, bo może przyprowadzić ze sobą potwory lub zarazę jakąś. Sam nie zamierzał tutaj zostawać. Liczył tylko na ciepły poczęstunek i miejsce do odpoczynku po długiej podróży. Potem dupa sama ruszy w kierunku Novigradu szybciej niż Foltest zdążyłby wychędożyć Addę.

Offline

 

#3 2014-12-25 22:49:47

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Chłopi patrzyli. Usmarkany dzieciak pod kurnikiem przestał na chwilę dźgać glizdy końcem patyka, gapił się na jeźdźca z buzią rozchyloną niemądrze i gilem wiszącym spod nosa. W miejscach, gdzie co dzień zmieniała się tylko pogoda jeden sołdat na koniu był jak wojska paradne na obchodzie — tyle różnicy, że dziewki w chałupach pozamykano, miast im dać kwiaty do sypania koniom pod nogi. Ktoś młodym głosem zanucił „Jadą woje, jadą…” i zarechotał. Ejira zamyślił się w kulbace, a miast gospody, zaczęły mu majaczyć mury miasta i most zwodzony do bramy. Nie długo myślał, bo nagle gniadosz rzucił łbem i zatańczył płochliwie na gościńcu, a wojak zachwiał się w siodle — psy z podwórza obiegły zagrodę i wpadły im pod kopyta, ujadając bezmyślnie.

Wieśniak opierający się o palisadę i gapiący jako reszta poruszył brudnym wąsem, jakby zakpił. Odwołał kundle leniwie, a potem uderzył kijem o płot i psy podkuliły chwosty, czmychając w stronę bud. Wskazał żołnierzowi wolną drogą naprzód, a posklejany wąs znowu drgnął.

Jedziecie pan w pobór? — zagadał, kiedy Vincent przejeżdżał pod obejściem. Splótł potężne ramiona na wydatnym brzuszysku, czyniąc groteskowe wrażenie kilku worków uwalonych jeden na drugim. — Ano widno, że jedziecie. Niechaj śpieszno wam tedy… Słonko zajdzie, a się psubraty zamkną się bramą na tych koszarach i splunięciem w ulicę pogonią. Deszcz zaleje, a ani herbu nie uświadczycie pod chmurką — widział kto, żeby pies moknął? Jedźcie, jedźcie — odcharknął za jeźdźcem. — Tu porządne wsi są…

Offline

 

#4 2014-12-25 23:27:32

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Vincent z największym trudem opanował konia, aby ten nie zmusił go do upadku. Z całej siły pociągnął lejce w dół, by pysk, łącznie z cielskiem, z powrotem wylądował na czterech kopytach. Po mężczyźnie przeszła fala zimnego potu, która zaowocowała gniewem i chęcią mordu. Starał się uspokoić, jednakże dalej czuł łopoczące serce w klatce piersiowej, gotowe wyskoczyć w każdej chwili.

Poklepał wierzchowca po szyi, mruknął kilka długich, spokojnych słów. Zsiadł na jeszcze suchą drogę, by podnieść małą sakiewkę, która w wyniku wypadła mu z kieszeni. Nie dziwota, że nikt po nią nie sięgnął - być może dlatego, że wielce prawdopodobny byłby silny kopniak w mordę złodziejaszka. A końcówki butów zbrojone, także trzeba by było zbierać zęby z ziemi. Podniósł skórzany mieszek i jednym, delikatnym ruchem włożył do kieszeni. Nie miał nawet ochoty odpowiadać wieśniakowi, zgodnie z rozsądkiem. Po dłuższym namyśle postanowił jednak uderzyć rozsądek sromotnie w rzyć.

— Nie na pobór, dobry człowieku. Przejazdem. Jedyne porządne miasto w promieniu wielu mil, ot co. — Wtem spojrzał grubasowi prosto w twarz, nie zmieniając kamiennego wyrazu obojętności. Dążył do wręcz celowego zmierzenia chłopa z kawałkiem gówna i dojścia do wniosku, że nie ma żadnej różnicy.
— Psy być może i deszczu nie uświadczą, ale ostre mają kły, a ogony niczym baty. Nie zapominajcie o tym. Nigdy. —

Ostatnio edytowany przez Ejira (2014-12-25 23:29:59)

Offline

 

#5 2014-12-26 21:50:54

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Wieśniak chrapnął nadęcie, zestroszył wąsy i splunął pod nogi, odwracając się.

Do chałupy! — warknął na babkę z zydelka pod okapem, co przyglądała im się tylko, memłając. — Padać będzie.

Parada przejechała, widowisko się skończyło, a wieś oklapła na rzyciach i tylko smarkateria odprowadziła Ejirę do ostatnich zabudowań, wymachując orężem z patyków i z płochliwą fascynacją zagapiając się na mężczyznę w pancerzu oraz wierzchowego konia. Chmurzyło się, powietrze było gęste. Padało już wcześniej, pewno nocą, bo błoto mlaskało żołnierzowi pod okutymi żelazno butami, a kałuże musiał omijać slalomem. Wyłożona brukiem droga czekała tuż, tuż, na moście pod miejskie mury. Z daleka słyszał gwar w bramie, chyba poczuł nawet pieczyste z komina jakiejś karczmy.

Opuścił piechotą wieś, skręcił w wydeptaną ścieżynę, wiodącą z powrotem na trakt, kiedy niebo rozszczepiła pierwsza błyskawica. Zaraz za nią podążył grzmot i Zar odskoczył na chwilę nerwowo. Przytrzymując zaskoczonego ogiera, Ejira spojrzał w stronę starych zagród pod brzegiem lasu, nad którymi strzeliło i ujrzał widok iście niecodzienny. Jakiś biedny idiota zaplątał się na wpół nad palisadą. Nie widział dobrze, bo dzielił ich dobry kawałek łąki, ale sylwetka miotała się i wymachiwała z rozpaczą dziwnie skrępowanymi kończynami, walcząc o wydostanie się, jakby miała żywot postradać. Kiedy nie mruczała burza, wojak słyszał wrzaski o pomoc.

Offline

 

#6 2014-12-26 22:48:19

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Vincent zaśmiał się pod nosem. Scena wyglądała na przerysowaną - zbierało się na deszcz, przypadkiem jakiś człowiek żądał pomocy i to akurat hen daleko od jakiejkolwiek żywej duszy. Jeździec wzruszył ramionami. Idiotów trzeba ratować, bo bez nich nie odróżnilibyśmy granicy szaleństwa.

Zawróciwszy konia, ruszył kłusem przez łąkę. Dokładnie przyglądał się całej scence, jakby wypatrując nadchodzącego niebezpieczeństwa. Wiewiórki? Doppler? Wilkołak? Ki diabeł? Po tym świecie spodziewać można się wszystkiego, dlatego też warto chronić rzyć na wszelaki sposób. Ejira mocno zaciskał uprząż konną, żeby w razie czego cofnąć się na bezpieczną odległość. Gdy był w wystarczająco małej odległości zawołał do biedaka.
— Hej! Coście tam znaleźli, dupę samej Francesci Findabair? Nawet diabeł by się połasił.  —
Napięcie rosło z każdą chwilą, do żył zaczynała napływać adrenalina, serce mocniej biło. Vincent starał się usłyszeć najmniejszy szelest, wypatrzeć najmniejszy gest. Odruchowo wyjął miecz, trzymając go równolegle do nogi, ostrzem skierowanym od boku wierzchowca. Zapowiada się ciekawy dzień. Psia mać.

Ostatnio edytowany przez Ejira (2014-12-26 23:40:34)

Offline

 

#7 2014-12-27 01:04:28

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Ratujcie, panie, ratujcie! Miejcie litość nad duszą! — chłopek zaszamotał się i zaskowyczał jak pies. — Ratuuujcie!

Utknął głupio i pechowo, na wpół przerzucony przez połamaną palisadę. Wisiał na brzuchu niczym ustrzelony koziołek. Iści, musiał biec chyżo jak spłoszony jeleń i słabo wymiarkować sus za ogrodzenie, bo wpadł prosto w deski, zaplątał się w wiążące je powrozy i na dobre utknął za sprawą własnej panicznej szamotaniny. Koszula łopotała na nim rozdarta, a wytrzeszczone w zapadniętej, białej ze strachu gębie oczy utkwił w Ejirze, wykręcając niewygodnie głowę.

Panie, błagam! Zeżrą mię, porwą upiory! Psiakrew, ratujtaaa!

Chłop szarpał się i wył, jakby go diabli ogonami smagali, ale nic się pod lasem nie działo. Drzewa szumiały łysymi gałęziami, wiatr trochę marudził, trochę zawodził nad polem. Ni upiora, ni nawet wilczysko nie wychynęło spomiędzy pni, a tym bardziej Wiewiórcza strzała. Nawet Zar nie zastrzygł uchem, boczył się tylko trochę na wrzaski i na burzowe grzmoty. Mężczyzna był jednak przerażony, jakby się właśnie z własnej mogiły ledwie wydrapał, a takiego strachu nie wywoływali wilcy ani elfy z ogonami u czapek. Ani nawet dupa Franceski Findabair.

Offline

 

#8 2014-12-27 14:32:34

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Chałupy i gospodarstwa

Nadchodziły ciemne chmury. Wiatr nasilał się, kładąc całe pola, od wioski do palisady. Zaczął padać deszcz, przecinając gdzieniegdzie powietrze drobinkami lodu. Vincent zauważył przestraszone, odlatujące ptactwo na skraju lasu. Gęste powietrze wlewało się do płuc, ochładzając ciało.

Ejira podjechał nieco bliżej idioty, mniej więcej na trzy odległości miecza. Nie czuł żadnego zagrożenia, co potwierdził Zar - nawet nie zastrzygł uszami. Wszelkie fizyczne zagrożenie można by wyeliminować w większym stopniu, bowiem zawsze istnieje mała szansa, że głupia kobyła się pomyliła, a Ejira nie zamierzał gubić dziś tyłka. Z większą dozą prawdopodobieństwa stawiał na magię, być może magicznego potwora. Coś się kryło w mroku, za palisadą? A może w samym idiocie? Klątwa, czy jakieś inne gówno? Psiamać, ile by Vincent oddał za jeden z tych znanych wiedźmińskich medalionów. Podobno potrafią wyczuwać magię, a nawet i kłamstwo.
—Jak się nazywasz, człowieku?— wrzasnął, jakby chciał przekrzyczeć burzę. Delikatnie i nieświadomie zbliżał się do palisady, podnosząc miecz coraz to wyżej, ściskając lejce coraz to mocniej. Przeklął najwymyślniej, jak tylko umiał.

Offline

 

#9 2015-02-01 18:13:13

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chałupy i gospodarstwa


   Mężczyzna zaczął szamotać się i wić niczym piskorz, kiedy Ejira postąpił ku niemu tak blisko, tak bliziutko, a nadal szalenie daleko i poza jakimkolwiek zasięgiem. Zdawał się równie groźny, co zasmarkane dziecko, cały pobladły i rozedrgany, z oczami jak szypułki utkwionymi błędnie w twarzy żołda