Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 18:53:28

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Lombard „Korona”

http://oi60.tinypic.com/2cqcy6v.jpg



Lombard w zachodniej dzielnicy miasta cieszy się zasłużoną popularnością przybytku, który nie zagłębia się zbytnio w historię ani pochodzenie przedmiotów, jakie znosi się do niego w lichwę. Ani w to, jakim cudem chudy i obdarty, śmierdzący końskim łajnem przyklejonym do łydek żebrak wszedł w posiadania karafki rytowanej białym złotem i wysadzanej drogimi kamieniami. Nigdy nie wypowiada się tam na głos słowa „paserstwo”, lecz uprzejmy, posiwiały właściciel Korony o zamorskim akcencie nie odmawia żadnemu towarowi, niosącemu ze sobą znaczną wartość. Nie wiedzieć czemu, władze dzielnicy nie wydają się w najmniejszym stopniu interesować prosperującym straganem, nie pokazując się przy nim nawet w osobie poborcy podatków.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-03-02 20:12:15

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Zbliżając się do straganu Myrthiel przygarbiła się, wsparła ciężej na kuli i zwolniła, z nagłym pietyzmem zaczynając wybierać każde kolejne miejsce do podparcia się, mimo, że od paru przecznic chlupała beztrosko przez kałuże. Z dziadową kulą pod pachą poruszała się znacznie sprawniej niż o kiju, z swobodą świadczącą o latach wprawy. W okolicach lombardu jednak cała ta wprawa gdzieś wyparowała.

- Ot i jest - oznajmiła, wlokąc się jak kondukt za pogrzebem. - Jeśli gdzieś ta cholerna proteza miała trafić, to właśnie tu.
Dziwne miejsce na rozpoczynanie poszukiwań protezy, ale niestety, Myrthiel wiedziała jak działał Novigrad. Podobnie jak każde duże miasto. Ktokolwiek miał cokolwiek do opchnięcia zaczynał od lombardu. Zwykle wylatywał z niego na kopach, ale niekiedy, jeśli towar miał odpowiednią wartość, wychodził na własnych nogach, cięższy o koronę czy dwie. Ów nieoficjalny paser oficjalnie przyjmował jeno kruszec, kamyczki i antyki; nieoficjalnie miał równie nieoficjalnych kupców szukających rzeczy szczególnych.
Nietypowych stopów metali, na przykład.

Ominęła starannie kałużę końskich szczyn, odczekała aż minie ich dwóch obdartusów i zmęczona kobieta z czwórką berbeci uczepionych spódnicy jak kleszcze psiego chwostu.
W pobliżu straganu jak to zawsze bywa, kręciło się kilku podejrzanych osobników. Myrthiel zmierzyła ich oceniającym spojrzeniem. Donosiciele, kiepscy złodzieje z wizją bardzo krótkiej kariery, naciągacze kupujący za grosze to czego nie chciał właściciel Korony. I oczywiście przynajmniej dwóch typów, niby stojących tu przypadkowo, ale bacznie patrzących ludziom na ręce. Nikt nie nazwałby ich mianem tak szlachetnym jak ochrona, ale tym niewątpiwie byli. Równie niewątpliwie, co skutecznie. Wskazywała na to choćby pozbawiona lęku, sympatyczna fizjonomia lichwiarza.

- Jakbyś się do tego zabrał?

Ostatnio edytowany przez Myrtille (2015-03-02 20:13:59)

Offline

 

#3 2015-03-02 23:09:29

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Jakby się do tego zabrał? Cholernie dobre pytanie.

Miast poświęcić się temu zagadnieniu lekkomyślnie roztrwonił czas ku temu przeznaczony. Jeszcze w tawernie, gdy sposobności nie brakło, mógł pogłowić się nad ów problemem. Nie uczynił tego. Ważniejszym było dojść do konsensusu ze swym rozsądkiem. Chęć go bowiem wzięła na kolejna kolejkę, a pewnie na tej jednej nie skończyłoby się. Rozważał zakupienie dzbana “na drogę”. Nim się namyślił prowodyrka zdążyła wrócić. Może to i lepiej.

Oczywistym następna okazja do rozważań nadarzyła się gdy ruszyli. Zachodni bazar leżał kawał drogi od niechlubnego przybytku. Ogrom możności dumania. Tym razem uznawszy plan działania za rzecz mniej istotną zajął myśli czym innym. Mianowicie, choć nie była to sprawa największej wagi, nie potrafił zdecydować się czy iść ramie w ramię z beznogą kobietą czy trzymać się w bezpiecznej odległości. A nuż rozwieje wątpliwości przypadkowego szpicla. Z drugiej zaś strony kto do diaska miałby ich śledzić? Ludzie, którzy niegdyś go znali niewątpliwie uważali go za martwego. Z kolei towarzyszka nie wyglądała na taką co by obracała się towarzystwie niebezpiecznym. Marginalnym niechybnie.

Z absurdalności swoich myśli zdał sobie sprawę zbyt późno. Swym niezdecydowaniem zdążył już rozbudzić ciekawość nielicznych tej porze przechodniów. Musieli wyglądać przezabawnie: wzbudzająca litość i odrazę kaleka w towarzystwie trzymającego się w różnych odległościach tajemniczego, okapturzonego typa. Brakowało jeno wychudłego kundla naznaczonego na czerwonym futrze czarnymi pasami. Albo co gorsza jakiegoś elfa-przybłędę.

Pozory normalności począł stwarzać w okolicy bazaru. Jednak i to nie do końca. Kałużę ominął całkowicie przypadkowo, nawet jej nie zauważył. Wpadając na dwóch obdartusów roztrącił ich wywołując zaciekawienie czwórki brzdąców. Dzieciaki bezwiednie pociągnęły matkę za spódnicę prowokując ją do upadku. Na prawdę nie wiele brakowało. Do zdarcia spódnicy również.

Wciąż chował lico pod skąpym cieniem kaptura.

Bez trudu wychwycił dwóch goryli lichwiarza. To nie istotne czy kryło się ich tu więcej. Już ci obaj mogli spuścić nielichy łomot potencjalnemu, podchmielonemu awanturnikowi. Nawet nie obmyślił planu. Nawet nie upomniał się o zaliczkę. Dotychczas nie zdążyło mu się oberwać za jedynie obietnicę zarobku. Zawsze jest ten pierwszy raz.

- A chuj go wie - rzucił nie spoglądając na “pracodawcę”. - Nie płacą mi za myślenie, a za robotę. Umowa obejmowała łamanie ludzi, nie zagwozdek. Wiem jeno - podjął po chwili - że rzucenie się na szalbierza to nie najlepszy zamysł.

Ostatnio edytowany przez Daherte (2015-03-02 23:22:32)

Offline

 

#4 2015-03-03 01:27:45

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Litość i odrazę wzbudzała, można powiedzieć, zawodowo. W pewnym okresie życia w każdym razie. Przydatne skądinąd umiejętności wyglądania jak kupka nieszczęścia powróciły do niej w jednej chwili, gdy tylko wetknęła kulę pod pachę. Podrapana twarz, oklapłe, tłuste włosy odsłaniające czaszkę i niechlujny ubiór dopełniały wizerunku tak doskonale, że gdyby zdecydowała się przykucnąć i wyłożyć obok czapkę, niewątpliwie w jedno popołudnie zarobiłaby na piwo i dziwki. Gdyby jedno bądź drugie ją interesowało.

Jej najmita natomiast miał najwyraźniej jakieś niezdefiniowane problemy, możliwe, że mające coś wspólnego z wódką. Albo to, albo wyjątkowo męczył go tamten śledź. To się przysuwał, to odsuwał, a mrok pod kapturem sugerował problemy egzystencjonalne.

- Śledź ci na żywicie gra, że tak krążysz? - burknęła po kolejnym dziwnym manewrze mężczyzny. - Czy to moje towarzystwo tak na ciebie działa? - Czując na sobie czyjś wzrok zakaszlała rozpaczliwie, aż płuca podchodziły do gardła, zacharczała i splunęła flegmą do kałuży. Uczucie bycia obserwowaną minęło. - Masz babo placek. Opinii profesjonalisty chciałam zasięgnąć, a tu trafił mi się taki nie myślący... Lichwiarz i z nożem na gardle nic nie powie, a ponoć takich co próbowali znajdowano potem... tu i ówdzie, po kawałku w całym Novigradzie. Mściwe to. Jak to cudzoziemcy. O, tamten się nada.
Skinęła głową w stronę chudego osobnika, opartego o ścianę z nonszalancją zawodowego oszusta. Miał wystające przednie zęby i zadarty nos, a coś w całej jego osobie sugerowało obecność łysego ogona. Tłuste włosy, ufryzowane w żałosne loki, opadały mu na kołnierz, niewątpliwie szalenie romantycznie w jego własnym mniemaniu.

Skręciła w wąski zaułek, rzucając przez ramię:
- Przyprowadź mi tego zapasowego Casanovę, byle dyskretnie.
Szczególny nacisk położyła na ostatnie słowo, choć miała podejrzenia, że po próżnicy.

Offline

 

#5 2015-03-03 21:50:45

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Zignorował kąśliwą uwagę. Nawiasem mówiąc i tak przesadnie wyolbrzymioną. Śledź nie należał do najgorszych. Towarzyszka raczej tak.

Nie myślący? A kogóż jędza oczekiwała? Zniewaga ukuła go jak sztylet w serce, bądź jak kto woli, sztylet w rzyć. Tak czy owak bolało tudzież zachęcało do gwałtownej reakcji. Lecz czy poturbowanie kaleki nie świadczyłoby o prawdziwości tejże słów? W prawdzie wtedy nie miałoby to znaczenia. Tylko okazji łatwego zarobku szkoda.

Jeszcze większa chęć go brała na całkowite zaniechanie prośby i zrobienie tego po swojemu. Aczkolwiek idei brak. Do głowy nie przychodziło nic prócz karkołomnej improwizacji, robiąc użytek z pięści. Szanse na powodzenie jak pół na pół. Jeśli bogowie będą sprzyjać uda się. Pytanie czy będą. Wahał się, co rzadko go spotykało. Po namyśle postanowił odłożyć plan na później.

Zbliżył się do wskazanego jegomościa. Fizjonomią nie budził podziwu, więc Daherte nie miał żadnych oporów przed użyciem siły. Spróbował wykręcić dla chudzielca rękę, a w razie niechęci do współpracy poczęstować go kolanem w nerkę. Brał pod uwagę także potrzebę uniemożliwienia ofierze nawoływania o pomoc. Wolną dłonią zaradzi na ów problem.

Czy zakładał możliwość interwencji pospólstwa? Bynajmniej. Kogo obchodzi los marnego oszusta. O ile ktoś to dostrzeże. Co innego nagabywanej w biały dzień kobieciny. Z babami zawsze był problem.
Jeśli wszystko przebiegnie po jego myśli rzuci zapasowego Casanovę pod same nogi Myrthiel. Albo raczej pod nogę.

Offline

 

#6 2015-03-03 23:04:21

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Zaułek w który skręciła była bardzo... zaułczasty. Wąski, że niemal się oboma ramionami szorowało o ściany, a lepiej było tego nie robić, jeśli człowiek nie chciał przykleić się do starożytnej warstwy paskudztwa pokrywającego mury. Rzeczy rozmazujących się pod butami (czy też butem) nie należało analizować zbyt głęboko. Najlepiej w ogóle nie patrzeć. Niewiedza, jak twierdził prorok, jest błogosławieństwem.

Zaułek kończył się nieszczególnie wysokim i nieszczególnie porządnym płotem. Wyglądał właściwie, jakby od przemiany w stertę opału dzielił go podmuch wiatru. Niezbyt silny.
Myrthiel nie oparła się o niego, choć miała chęć. Nie oparła się też o mur. Dźwigająca cały ciężar ciała noga bolała, bolała pacha pod którą niemiłosiernie wbijała się kula. Od garbienia bolał grzbiet, bo dziad proszalny był od niej niższy i kulę miał za krótką. Nawet dusza ją bolała, głównie z powodu spodziewanych wydatków. I po co? Żeby nierozgarnięty bandzior deptał po palcach i groził obcinaniem uszu jakiejś drobnej płotce, którą w czasach bardziej nożnych pobiłaby sama, gdyby jej kaprys przyszedł...

Zmełła przekleństwo w zębach, wyczekująco zerkając na wylot zaułka. Możliwość interwencji pospólstwa najlepiej wykluczyć usuwając pospólstwu sprzed oczu obiekt interrogacji. Tej zasadzie hołdował nawet sam Chapelle.

Ostatnio edytowany przez Myrtille (2015-03-03 23:05:37)

Offline

 

#7 2015-03-04 23:21:41

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Szczurzej postury oszust, zwany na ulicy Hejzelnatem, najwidoczniej nie spodziewał się jakiegokolwiek starcia z wyższym o głowę bandytą - w końcu interesy załatwia się pieniądzem, zaś od pięści i groźnych min dostać można co najwyżej sztylet, prosto pod serce.

—Co... cz... czego, kurwa! Puszczaj, gnoju! — Pod wpływem siły ręka wygięła się jak ugotowany makaron, chłoptaś zgiął się i niemal przyklęknął, próbując wierzgać na wszelkie możliwe strony, bez skutku. Stalowy uścisk Daherte uniemożliwiał większe ruchy, karząc je silnym skurczem wywróconego barku. —Czego! Jesteś człowiekiem Dmytra? Oddałem swoją część! No kurwa, panie, puszczaj! Puszczaj, mówię!

Mało kto obejrzał się za Hejzelnatem i waligórą. Wrzawa ucichła jedynie na chwilę, ponownie wlewając się w pustą przestrzeń ulicy, zamieniając ujadanie chudzielca w głuchy ruch ust. Przechodnie kierowali się bardzo starą zasadą mówiącą, że czego się nie widzi i nie słyszy, tego nie spotka się następnego dnia w ciemnej uliczce, a więc i też przedłuży się swoje marne życie o jeden dzień.

Weszli w cień między zabudowaniami, stając nie dalej niż kilka kroków przed kaleką dziewczyną. Gwar nie sięgał w to miejsce, które sprawiało wrażenie odizolowanego od reszty świata. Hejzelnat, stanąwszy przed dziewką, zaniechał dalszych wrzasków, gróźb i przekleństw. Swoim małym, szczurzym móżdżkiem starał się odgadnąć, o co może chodzić. W końcu, po kilku chwilach, w tryumfalnym wzniesieniu odpowiedział, plując przez zęby —Panie, ja nie rucham byle czego! Puszczajta, na nic się Wam nie przydam! Oddam Dmytrowi jego część, klnę się na grób matki! Na moje maleńkie dzieciątka, co to ledwo z dnia na dzień wyżywają!...— Zaułek rozchodził się echem marnych wymówek i narzekań Hejzelnata, wiercąc w głowie potężną dziurę i powodując migrenę.

Offline

 

#8 2015-03-05 00:48:54

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

- Wieczny Ogniu, co wy wszyscy z tym ruchaniem? - parsknęła, ale bez szczególnej obrazy. Biedne samczyki, nic im tylko o ruchaniu myśleć. Jakże to musiało w codziennym życiu przeszkadzać, jak na widok czegokolwiek choćby marginalnie kobiecego cały rozum spływał do krocza... można by się niemal wzruszyć z tego współczucia.

Oparła się nieco wygodniej na kuli, mierząc skrzekacza spojrzeniem do czubka tłustej głowy po ufajdane buty. I z powrotem. Wiele tam do mierzenia nie było. Myrthiel mogła na niego spojrzeć z góry, dosłownie, i to nawet się nie prostując. Ot, skutki niedojadania w dzieciństwie... choć głos miał dobry, wyrobiony i wwiercający się prosto w mózg. Do innych bolączek teraz zaczął jej dochodzić ból głowy, a to paskudnego i tak humoru wcale nie poprawiało.

- Jakie dzieciątka, obfajdańcu? - wtrąciła się w pół jego tyrady. - A czymżeś je niby spłodził? Przykręć głośność, bo jak tak wrzeszczysz, nie słychać czy ci staw trzeszczy i nie wiadomo kiedy można krzywdę zrobić.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale nie do końca jej wyszło, jak to zresztą zwykle bywa, gdy człowiek uśmiecha się przyjaźnie wcale przyjaznym nie będąc. Efekt końcowy sugerował, że coś przykrego zaraz przydarzy się komuś innemu i że będzie to dla uśmiechającego się szalenie zabawne.

- Oczywiście, że oddasz Dmytrowi jego część. Dmytr rozumie, że można czasem mieć problemy z pamięcią w tym zabieganym mieście. I my po to tu właśnie jesteśmy, żeby zadbać o twoją pamięć. - Nie miała pojęcia kim jest Dmytr, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wszyscy bandyci byli podobni. - Przytrzymaj go porządnie, co? A ty, synku, ani mru mru. Ja nerwowa jestem, jak się przestraszę to mam takie tiki...

A gdy szczurek był już stanowczo unieruchomiony, Myrthiel złapała go za to, co podobno służyło mu do poczynania dzieciaków. Zaciskając palce w sposób nie pozwalający na żadne wątpliwości o jakie tiki jej chodziło, przez chwilę studiowała mieniącą się różnymi barwami fizjonomię oszusta. Za dużo jej dziś gadali o tym ruchaniu, syrenich cyckach i innych chujach. I tak właśnie się to kończyło, narządy rozrodcze rzuciły jej się na mózg, nic dziwnego, że w końcu za nie chwyciła. Choć metoda, trzeba przyznać, była wcale skuteczna.

- Zastanawiasz się pewnie, czy mogę ścisnąć tak mocno, żeby pękły. Wiesz... nie wiem. Możliwe. W ramach poprawiania twojej pamięci, jestem skłonna sprawdzić. - Szarpnęła w górę, niewiele, ot, tyle, żeby musiał stanąć na palcach, jeśli mu zależało na dalszym rozsiewaniu swoich skarlałych genów. - No jak pamięć? Lepiej? Ile jesteś Dmytrowi winien, powiedz, bo pomyślę, że już zapomniałeś!

Offline

 

#9 2015-03-08 02:10:16

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Poszło dość łatwo. Zdecydowanie za łatwo. Wręcz łatwiej pójść już nie mogło. Przypuszczalnie źle ocenił siłę oraz determinację cudaka i stąd to miłe zaskoczenie. Szczurak siły nie posiadał, zaś determinacji tyle, że pewnie te jego dzieciątka również niezaplanowane, wbrew jego woli.

Aby równowaga nie została zachwiana po miłym zaskoczeniu przyszła pora na stropienie. Jego tymczasowa przełożona przerażała nie tylko prezencją, na widok której każdemu mężczyźnie na myśl przychodziło najgorsze. Pierwsze słowa chudzielca zresztą dobitnie to udowadniały.
Jej czyny mówiły same za siebie. Bowiem jak nieludzkim trzeba być aby ni z gruchy, ni z pietruchy stosować tortury tak okrutne, iż na sam widok bolało? Ta obmierzła kobieta czyniła to tak nieskrępowanie jak gdyby właśnie siekała marchew w domowym zaciszu. Nawet jej powieka nie drgnęła.

Z miną męczennika podejmował próby odwracania wzroku. Nieomal cierpiał wraz z tym niewinnym człeczyną. Nikt nie zasługiwał na taki ból, choćby nawet dopuszczał się złodziejstwa na skalę światową.
W pewnej chwili do głosu doszła męska solidarność, a wraz z nią myśli o zaniechaniu tej plugawej roboty. Kto by przypuszczał, że zlecenie okaże się tak bestialskie, nieporównywalne z byle obiciem mordy temu czy innemu. Szczęściem stłumił zamysł, a wraz z nim jak przypuszczał, resztki człowieczeństwa.

Westchnął raz czy dwa i usłuchał kolejnych poleceń okrutnego pracodawcy. Na tym jednak nie poprzestał, gdyż niejako wpadł na pomysł ulżenia w cierpieniu chudego tym samym zastraszając go jeszcze bardziej.

- Dymytr przecie kazał mu jaja urąbać - burknął. - I czasu nie trwonić.

Ostatnio edytowany przez Daherte (2015-03-08 02:13:55)

Offline

 

#10 2015-03-11 21:33:02

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

—Jelkalaaa! Wiszę Jelkalę! Błagam, ostawcie mnie, nadobna! Wszystko, tylko nie to! Dziś do południa zwrócę, przysięgam na wszystko! Na życie! Cofnij rękę, wspaniała! Okaż litość nieszczęśnikowi! Małom zawinił, ledwiem doczekał, Jelkala będzie! Nienaruszona! Oddam podwójnie!— mężczyzna powstrzymywał się od nagłych ruchów, byleby nie naruszyć kruchej równowagi w zaciśniętej ręce Myrtille. Wykręcona ręka przyjmowała coraz to ciekawsze kształty, jednakże strach skutecznie zablokował ból kończyny, skupiając całą uwagę ciała na mniej wymownym, aczkolwiek ważniejszym miejscu. Usłyszawszy propozycję Daherte zdawał się zmarnieć, schudnąć o kilka kilogramów.

Niebo zaszło mokrymi, ciemnymi chmurami, przysłaniając migoczące słońce. Ochłodziło się, zaczął wiać przerywany, ostry wiatr - niedługo zacznie padać. Już teraz zdawało się widzieć pierwsze, smukłe i dziewicze krople wody na przesuszonej ziemi. Ulice spłyną wodą, a być może i posoką.

Na ulicy panowało poruszenie. Przechodnie czym prędzej załatwiali swe sprawy, uciekali do domów przed burzą. Stragany chowały swoje towary pod miernej roboty daszki, niektóre nawet zamykały się na dobre. Dzielnica powoli pustoszała, choć mogło by się odnieść wrażenie, że to nie burza była powodem popłochu.

Powód był zupełnie inny. Rzadko kto słyszał ostre słowo "jelkala". W rzeczywistości pochodziło ono z novigradzkiego slangu rzezimieszków i oznaczało "zagrożenie". Ktokolwiek użył tego sformułowania w zdaniu mógł liczyć na szybkie pojawienie się kilku drabów uzbrojonych po zęby. Kasta przestępcza bardzo dbała o nienaruszalność swoich struktur i była gotowa wyeliminować każdego, kogo uznawała za realne zagrożenie.

W tym momencie, zarówno na końcu alejki, jak również po drugiej stronie rozpadającego się płotu pojawiło się kilku mężczyzn, ubranych w ciemne, wilcze skóry. Przy pasach widoczne były sztylety i pałki, choć jeden z nich, oznaczony czerwoną przepaską na biodrach, trzymał w rękach broń godną tajnych służb - lamię. Dużo niższy od swoich towarzyszy i widocznie chudszy drab o kręconych wąsach przyglądał się całej sytuacji z niewyjaśnionym, skrzywionym uśmieszkiem. Odczekawszy kilka długich chwil, podszedł kilka kroków w stronę końca zaułka.

—No, no, no... A kogóż tutaj mamy? Czyżby to nasz wspaniały klient Hejzelat we własnej osobie? Wspaniale się składa, właśnie miałem ochotę rozliczyć się z wszelkich zaległości. A kim jest wasze szlachetne towarzystwo, panie Hejzelnat? Nie przypominam sobie, żebym zlecał kalece zajęcie się tak małym problemem, jakim jesteś ty. Czyżby zwykłe psy, łase na prosty pieniądz? A może nieszczęśnicy szukający śmierci? Droga panienko, drogi panie, puśćcie mojego klienta, bym mógł się zająć nim osobiście. Oczywiście wymagam od was również odpowiedzi na wszelkie pytania odnośnie celu waszej wizyty w naszych skromnych progach. Ach, byłbym zapomniał... Radzę odpowiadać szczerze. Ślady po lamii goją się bardzo długo lub nie goją się w ogóle.










Offline

 

#11 2015-03-12 17:16:48

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Jelkala, powtórzyła w myślach. Z niczym jej się to nie kojarzyło, a już najmniej z dowolną kwotą pieniędzy. Jednak kilka wyspecjalizowanych neuronów w mózgu zaskwierczało ostrzegawczo, a Myrthiel nigdy nie lekceważyła własnych neuronów. Tym razem ich subtelny przekaz twierdził, że powinna być już pięć metrów dalej i nadal przyspieszać.
Tu niestety napotykała małą trudność...

Dłoń, podobno atakowana tikami nerwowymi, zacisnęła się mocno i na krótko, zgodnie z obietnicą. Po czym cofnęła się tak szybko, że mogłoby się zdawać, że nigdy nikogo za nic nie chwytała, ba, nawet tego nie planowała.
Mimo wszystko nic nie pękło, choć mogłoby się zdawać, że owszem.
Myrthiel odsunęła się z bezpośredniego sąsiedztwa szczurka, na wypadek, gdyby ten zamierzał zrobić coś okropnego, na przykład, porzygać się.

Przeczucie, niestety, jej nie zawiodło. Jelkala? Urocze słówko. Myrthiel starannie zanotowała je w pamięci, obserwując jak czujni nasłuchiwacze nadchodzą. Można by pomyśleć, że niektórzy w tej okolicy nic nie robili całymi dniami, tylko siedzieli i nastawiali uszu na szczególne zawołanie. Zafundowali sobie nawet podobne wdzianka, postępując z niepisaną, kosmiczną regułą wszelkich gangów. Ciekawe, czy w ogóle rozpoznawali swoje nawzajem twarze, czy wystarczyło zarzucić truchło na grzbiet, żeby przyjęli jak swojaka? Była to ciekawa myśl, do rozważenia na później.

Zbliżali się w sposób grożący, tak żeby broń dyskretnie acz znacząco pobrzękiwała. Przynajmniej dwóch z nich widziała niedawno progu Passiflory. Jeden z nich, ten z przepaską, przystanął na moment, by nerwowo podrapać się w krocze; Myrthiel uśmiechnęła się odrobinkę. Wyglądało na to, że gościł u Amis, a dziewczyna, o czym delikwent niedługo się przekona, miała rzeżączkę. Ów przyrząd który niósł w rękach mu na to nie pomoże. Myrthiel nigdy nie widziała lamii, zdarzyło jej się jednak widywać rany, które do tegoż przyrządu pasowałyby jak ręka do rękawiczki. Nie trzeba jej było komentarza, by wiedzieć, jak to się goi.

Szczurek Hejzelat kurczył się z każdą chwilą coraz bardziej, jak świński pęcherz z którego uchodziło powietrze. Poniewczasie chyba sobie uświadomił konsekwencje tej jego jelkali. Teraz znajdował się między dwiema grupami, obiema nastawionymi nieprzyjaźnie. I możliwe, że naprawdę skończy pozbawiony jaj. A wystarczyło, żeby miał więcej... jaj, nie histeryzował i odpowiadał na pytania jak kto mądry, zamiast robić raban...

- Ani jedno, ani drugie, szanowny panie - odparła uprzejmie, zaraziwszy się manierą od wąsatego. - Ja jedynie zasięgnąć informacji chciałam, a ten tu, nie dość, że kłamca, to jeszcze panikarz. I okropnie niegrzeczny - dodała po chwili namysłu.

Offline

 

#12 2015-03-14 02:24:13

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

I po jaką cholerę godził się na tą robotę? I po cóż do diabła mu to było? A mógł w tym momencie beztrosko prać się po gębach z karczemną hałastrą. Połasił się na łatwy zarobek, a zamiast niego wyniesie najważniejszą, bowiem ostatnią życiową lekcję - nie można ufać kalekom.

Osobliwe słówko, które brzmiało niczym wyjątkowo tuzinkowa nazwa mieściny, poznał już wcześniej. Moc owego dopiero teraz. Kto by pomyślał? A powątpiewał w jego siłę tak jak w istnienie bogów. Jeśli faktycznie istnieją muszą mieć teraz niezły ubaw.
Co bardziej niezwykłe efekt Jelkaly przeszedł jego oczekiwania. Sam nieraz stał się świadkiem wykrzykiwania go bez widocznych rezultatów. Z kolei w tym przypadku nie dość, że zaklęcie przywołało wsparcie to i przy okazji w towarzystwie ciemnych chmur diabelne wietrzysko z zapowiedzią rychłej ulewy.

Jeszcze tylko śladów po lamii brakowało na jego licu, zdążył pomyśleć nim cokolwiek przedsięwziął.

Odniósł wrażenie, iż wyprzedził w poczynaniach współtowarzyszkę zbrodni o dobre pół uderzenia serca. Z lekka odepchnąwszy chudzielca jak proszalnego dziada, uniósł nieznacznie ręce ku górze niby demonstrując, że nie miał z tym nic do czynienia. Co złego to nie on. To właśnie tamta dobierała mu się do osobistego dobra.

- Ja ich nie znam - wypalił, kompletnie zapominając o kapturze na czerepie. Co za farsa.
Poszukał u siebie oręża. Oczywiście nie ręką, a jeno myślą.

Offline

 

#13 2015-03-18 21:26:34

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Hejzelnat... zemdlał.

Cała uliczka w tym momencie starała uciszyć chichot. Dwóch rosłych bandytów, na znak wąsacza, złapało szczurze, mizerne ciało i przedstawiło je przed nim. Proces cucenia trwał niespełna kilka minut i obejmował typowe, ostre plaskacze, polewanie wodą, wrzaski. Gdy wreszcie śpiący królewicz raczył się obudzić, stał przed nim nie kto inny, jak...

—P...pan Dmytro!— wyrzucił z siebie Hejzelnat, a wyrzut ten przypominał łkanie i klekot zardzewiałych jaj, tym bardziej, że było to uzasadnione dławiącym strachem i zapachem opróżnianych trzewi. Natychmiast upadł na kolana, bijąc głową o mokrą ziemię. Z daleka Daherte i Myrtille mogli słyszeć niewiele z uciszonych wrzasków szczurzego bandyty, który najwyraźniej przedstawiał Dmytrowi swoją wersję wydarzeń i zapewniał o spłaceniu długu najszybciej, jak to było tylko możliwe. Gdzieś, między nazywaniem siebie przebrzydłym skurwielem a inkantowaniem modlitwy o poratowanie duszy i ciała można było usłyszeć po raz kolejny wzmiankę o dzieciach, co to głodne i zmarznięte chodzą.

Wąsacz jednym ruchem dłoni uciszył nieszczęśnika. Nie było powodów do obaw, w takim przekonaniu chciał utwierdzić wszystkich obserwatorów. Wtem odezwało się wysokie staccato wysuwanej lamii, która chlasnęła Hejzelnata po twarzy, wyrzucając go w tył dobrych kilka metrów, zaś głowę - kilkanaście. Niedaleko Myrtille wylądował nos, zaś Daherte cieszyć się mógł uderzeniem gałki ocznej. Mózg dalej falował w powietrzu, osadzając się gładko na ścianie budynku.

—Nikt... nie będzie... robić ze mnie... idioty.— warknął Dmytro, po czym wręczył zakrwawione narzędzie jednemu z waligór. Wytarł ręce w szmatkę, poprawił wąsy i starał się powrócić do swojej dawnej, nieugiętej i dżentelmeńskiej formy pierwotnej.

—Drodzy państwo, przed chwilą zajmowaliście się moim byłym klientem w sposób, nazwę to, zarezerwowany dla innej kasty społecznej. Ponadto gotowi byliście użyć mojego imienia jako karty przetargowej w bliżej nieokreślonej wymianie informacji. Nie jestem pierwszym lepszym skurwysynem, którego możecie opierdolić złudzeniami, pięknymi zdaniami i elokwencją. To ostatnie tyczy się wielmożnej panienki, bo jak widzę... to ma większe jaja, niż niejeden facet. Ekhem... wracając do sedna, a zarazem wielkiego finału całej maskarady stawiam pytanie: czego tutaj, kurwa chcecie? I bardzo proszę odpowiadać rzeczowo, bo lamia zawsze w moje ręce wrócić może.

Offline

 

#14 2015-03-18 23:12:19

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Bez szczególnego zainteresowania obserwowała dalsze losy szczurzego oszuścika, Hajzelnata. Miał chłopak przesrane, miej więcej od urodzenia, a żeby uściślić, odkąd do kurzego łebka wpadła mu myśl, że go ta jelkala wybawi. No cóż. W pewnym sensie, wybawiła, i to na dobre. Od życia.

Okazywanie czegokolwiek poza bladym strachem przed własną niechybną śmiercią byłoby w tej sytuacji wielce niestosowne. Myrthiel wytrzymała jednak tylko chwilkę, a mianowicie, chwilkę aż do momentu, kiedy lamia trafiła Hajzenata. Źrenice rozszerzyły jej się odrobinę. Brzydziła się mordem, jak każdy koneser na którego oczach jest niszczone dzieło sztuki, a za takie uważała ludzki organizm.
Nigdy jednak nie widziała lamii w akcji, a ta nowość rozpalała w jej duszy ów szczególny rodzaj akademickiego zainteresowania, które skłaniało poważnych profesorów do oglądania gówna szkłem powiększającym. Jej twarz przez moment była polem bitwy dla tych dwóch uczuć, zanim obrzydzenie do wszelkiej maści morderców ustąpiło przed ciekawością.

Ze skupieniem godnym psa węszącego obiad obserwowała ruch lamii, mimowolną, gładką grację z jaką wgryzła się w miękkie struktury twarzy, a następnie malowniczą eksplozję. Nos, który śmignął jej koło ucha nie wzbudził w niej większego zainteresowania, podobnie jak gałka oczna. Przed rozpryskującym się mózgiem ustąpiła nieco, chowając się za Daherte. Tylko odrobinkę, bo jej oczy wbite były tę resztę trupa która nie walała się malowniczo dookoła. A konkretnie, w miejsce, w którym lamia przedzieliła czaszkę na dwoje.
Kształcące doświadczenie. Teraz już wiedziała jak działa lamia i gdyby nie towarzystwo, spędziłaby kilka miłych chwil mierząc to i owo, oglądając strzępki i skrzętnie notując. Nauka mogłaby sporo zyskać...

Zaprzestała gapienia się na trupa i podniosła oczy na wąsacza. Miał plamkę krwi tuż pod okiem i jakiś tajemniczy strzępek na końcu wąsa. Niemniej, nadal robił na niej wrażenie sympatycznego wujka, choć z całą pewnością było to tylko złudzenie wywołane dziecięcym skojarzeniem z wąsami. Kiedy ma się pięć lat, każde wąsy wyglądają na wujka. Potem człowiek albo się leczy z tego złudzenia, albo żyje z nim do śmierci.

Nie spodziewała się, by aż tak bardzo wyglądała a inną kastę społeczną. Wydarzenia tego dnia z pewnością wytrąciły ją z tej, do której zwyczajowo należała... najwyraźniej jeszcze nie dostatecznie nisko, by zostać uznaną za równą szczurkowi. Znaczy, zmarłemu Hajzelnatowi, nie wolno kpić z umarłych. Doczekała do końca przemowy Dmytra, zerkając tylko przelotnie w dół, w poszukiwaniu tych rzekomych jaj.

- Jestem oportunistką - odparła. - Jemu się wypsło, a że zamierzałam postraszyć, czemu nie miałam użyć tego czego najwyraźniej najbardziej się obawiał? Bez szkody by wam było, może i z zyskiem, a na pewno zaoszczędzonym czasem. - Z namysłem podrapała się po brwi, mimowolnie odkryła przecinający ją strup, i wiedziona pradawnym ludzkim instynktem, spróbowała go oderwać. - Nikogo nie zamierzam opierdalać, jak żeście to ładnie ujęli. Informacji szukam. Hajzelnat jak dzień długi stoi... stał, i się lichwiarzowi na ręce gapił. Wywiedzieć się chciałam, czy pewna moja ulubiona własność przez te ręce nie przeszła.

Złe czasy przyszły, jeśli mówiła prawdę i brano ją za kłamstwo. Może idąc tym tropem, należało kłamać, a wzięli by to za prawdę? Ot, zagwozdka, a ona ceniła sobie swoją całość, mając jej mniej niż inni ludzie. Tymczasem gdzie się nie obejrzeć dupa z tyłu.

Offline

 

#15 2015-03-22 00:59:20

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Jego los był przesądzony już na długo przed inkantacją rzezimieszków. Kto wie czy nie wtedy, kiedy podjął ten zabójczy fach. Szczur przy swojej lichej aparycji tudzież lichszej osobowości nie miał szans dożyć czterdziestki. Tak czy owak daleko zaszedł. Ponadto, bezdyskusyjnie, zszedł z tego świata dość spektakularnie czym przypuszczalnie zaskarbił sobie przychylność swawolnych bogów.

Oko rozprysło się pod naciskiem jego podeszwy. Zawsze chciał to zrobić. O dziwo tak jak onegdaj zapewniał go znajomek, sprawiło mu to swego rodzaju niewytłumaczalną przyjemność.
Lada chwila to jego oko mogło znaleźć się w tym miejscu, zatem nie przepuszczał żadnej okazji do przyjemności.

Zrazu nie rozumiał fascynacji śmiercią jednocześnie strachu przed nią jaką nie sposób nie dostrzec u jego towarzyszki. W pewnym momencie przysiągłby, że tak jakby skryła się za nim, choć nieustannie udawała twardą sztukę. Dopiero później pojął. Zresztą sama rozwiała swoją przykrywkę rzucając na lewo i prawo wyszukane słowa. Odkryłby to wcześniej gdyby nie jego lekkomyślność i oczywiście zamiłowanie do wypełniania każdej wolnej chwili na spożywaniu wszelakich trunków.
Jednak rozgryzienie kiedy dopuszcza się kłamstwa mogło jeszcze potrwać jakiś czas.

Postanowił tym razem nic nie mówić. Zresztą nie wierzył, że pomogłoby mu to w jego marnej sytuacji. Zaszkodzić, owszem, mogło. Zamiast tego splótł ramiona na piersi i przestępując z nogi na nogę słuchał uważnie kalekiej kamratki.
Ostatecznie potaknął bezgłośnie skinieniem głowy godnym uczonego zgodnego na niepodważalne argumenty rozmówcy, w pełni je popierając. Szkoda tylko, iż kaptur psuł cały efekt. Co więcej wciąż kryjąc lico czynił wielki nietakt i despekt. Z drugiej zaś strony skoro do tej pory nie poproszono go o ukazanie twarzy czemu miałby to robić teraz.

Zawsze też mógł podjąć próbę wydostanie się z opresji wierząc, że co dwie nogi to nie jedna.

Offline

 

#16 2015-03-24 19:15:54

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Dmytro nie był zadowolony. Na wypowiedź kulawej dziewki skrzywił się nieznacznie, przestąpił z nogi na nogę i splunął przez lewe ramię. Nie miał tego dnia ochoty na jakiekolwiek rozmówki, dlatego też najlepszym rozwiązaniem będzie szybkie i przyjemne pozbycie się dwóch szczurów.


—Najwyraźniej panienka nie rozumie. Tu chodzi o fakt, żeście użyli mojego imienia, a to powinno już dawno utrzymać mnie w przeświadczeniu, że czeka was nic innego, jak sztylet w potylicę. Ani panienka, ani jej towarzysz nie posiadają czegokolwiek, co miałoby dla mnie jakieś znaczenie. Hlevav, Vavel! Do mnie! Zajmijcie się t...— Nie dokończył, bowiem powietrze rozdarł głośny, chłopięcy wrzask posłańca. Ubrany był w niebieskie, przepasane ubranie, zaś na głowie miał zdarty i zmięty, żółty pątlik.

Wbiegł do uliczki zasapany, ledwo trzymając się na nogach. Był najwyraźniej wynajęty na usługach samego Dmytra, gdyż bez większych przeszkód, bez oglądania się na bandytów i bez zwracania ich mało mądrej uwagi padł na kolana przed wąsaczem.

—N...Nasze wo, wo... Wozy kupieckie... Z całego transportu przyjęliśmy jedynie trzy! I to niepełne! Bęcwały gadają, jakoby doszło do rabunku tuż przed traktem, kilka mil od wsi Vyzimbory!
—Że co kurwa? Jakim zajebanym cudem! Przecież transport ubezpieczali konni z Oxenfurtu, do kurwy nędzy!
Specjalnie nadstawiałem dupy, by zablokować beneficjentów! Ceny metalików zdążyły wzrosnąć trzykrotnie, a Ty śmiesz mnie obrzucać gównem?! Kiedy przyjechali?
—Panie, gdy tylko... gdy tylko pojawili się konni wraz z wozami i rzucili, co się stało, żem od razu pobiegł ile sił! Nie dawniej niż trzy chwile temu zdążyli wyładować pozostałości...
—Kurwa, kurwa, kurw...—
Dmytro wierzgał, rzucał się, aż w końcu postanowił wyładować złość na biednym ciele Hejzelnata. Wąsacz kopał, gniótł i przytupywał, miażdżył pozostałości głowy szczurzego bandyty, która zdała pękać jak mały, dziecięcy balonik - oczywiście musiałby być pełen szarawej masy mózgowej, kawałków czaszki i hektolitrów ciemnej, wręcz czarnawej krwi.



—Przecież ja nie mam nikogo do dyspozycji! Większość chłopaków wyjechała z dostawą zboża, a pozostali odbierają depozyt lenny w Ostrorogu! Co ja teraz pocznę... Kurwa mać, poszukaj kogoś, Mel, trzeba wytropić tych psich synów. Jak to możliwe, że kurwa ośmielili napaść na mój konwój! No zapierdalaj! W tenczas! Zbierz kogokolwiek, trzeba wytropić kurwich synów. Jeszcze mi kurwa, kur, kurw... zapłacą!


Z opanowanego dżentelmena jak na znak Dmytro zamienił się w iście paradny widok - przypominał teraz małego, wąsatego diabełka, który dostał krzyżykiem po tyłku. Przynajmniej kolorem polików takowego przypominał. Zdawał się zapomnieć o Myrtille i Daherte, w przeciwieństwie do jego przybocznych bandziorów, którzy ciągle mieli się na baczności.

Offline

 

#17 2015-03-26 17:10:13

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Widząc zakończenie pogawędki na twarzy wąsatego jeszcze zanim ten otworzył usta, Myrthiel zmartwiła się. Tyle zmarnowanej szczerości i taki wynik? Równie dobrze mogła powiedzieć, że jest glinianym garnuszkiem gęsiego smalcu, zamiast się wysilać na prawdomówność.
Jednak jak na sytuację bez wyjścia, nie przejęła się szczególnie. Gdyby przejmowała się ilekroć ktoś jej groził śmiercią, już dawno położyłaby się i sama umarła, zamiast narażać się na stresy. Nie wspominając już o tym, że gdyby umierała ilekroć ktoś jej śmiercią groził byłaby już... jakąś medyczną osobliwością, możliwe, że z własnymi miejscami kultu...

Poza tym po tej szumnie opisywanej Drugiej Stronie znajdowały się dwie osoby, które bardzo chciała zobaczyć. To było znacznie więcej niż liczba osób, które miała chęć oglądać po tej stronie.

Spojrzała obojętnie na Hlevava i Vavela. To takie... żenujące. Zginąć, bo jakiemuś masturbującemu sobie uszy własnym głosem karłowi było przykro, że nigdy o nim nie słyszała... i to w połowie pisania tej piekielnej encyklopedii, teraz cały rękopis pójdzie się chędożyć. Było napisać testement i zostawić kapłankom Melitele.

Zanim ktokolwiek zdążył podjąć jakiekolwiek radykalne kroki, Opatrzność zesłała jakiegoś gówniarza. W innych okolicznościach oznaczało by to, że główna bohaterka miała czas do namysłu, wpadała na świetny plan, i uchodziła z życiem. Przy tym jej towarzysz okazywał się nie prostacim zbójem za jakiego go miała, ale błędnym rycerzem w przebraniu, który z chęcią poświęcał się dla wyższego dobra, to jest, jej przeżycia.
Rzeczywistość oczywiście nie okazywała się tak sprzyjająca. Zapchana facetami o aparycji pięści uliczka nie dawała żadnych możliwości ucieczki komuś z jedną nogą, a zbój był tylko zbójem i nawet go nie było widać spod kaptura.

Nie mając wyjścia skupiła się na gówniarzu, z przejęciem klarującym coś Dmytrowi.

Offline

 

#18 2015-03-31 00:24:14

 Daherte

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Diabelnie korciło go by rzec coś, co dawało nikłą szansę zrzucenia całej winy na towarzyszkę, a jeszcze mniejszą na ocalenie skóry. W końcu on nic złego nie uczynił. A jakże! Rzucił raptem trzy słowa, w których to nie padło żadne imię, a już na pewno nie tego tu wąsatego buraka. Był czysty jak łza, czy jak kto woli jak kropla wódki, jednakże zanosiło się na to, iż odpokutuje za winy kulawej wariatki.

Zaniechał pierwszej lepszej myśli jaka wpadła mu do łysej głowy. Zamiarował pchnąć towarzyszkę pod nogi drania z lamią, po czym rzucić się w te pędy tam gdzie nogi go poniosą. Jednak chwilę potem słusznie stwierdził, że kobieta nie potrzebuje jego pomocy aby się przewrócić. Powinien to rozegrać w inny sposób.

Oddalał się od obdarzonej jajami panienki tak wolno jak tylko potrafił, co rusz ukradkiem lustrując otaczających ich obwiesiów. Kierował się ku płotowi tak bacznie jakby ratował przyrodzenie przed diabelnie ostrymi kłami nieostrożnej dziwki. To wymagało nie lada precyzji i opanowania. I odrobiny szczęścia rzec jasna.

Jeszcze tylko parę uderzeń serca.

Niebieski chłopaczyna poniekąd niósł sukurs. Odwrócił uwagę szefa bandy tak jak tylko można wymarzyć. Niestety tylko szefa. Niestety to co prawił zaciekawiło również jego samego, przez co stracił najlepszą i prawdopodobnie jedyną okazję do rejterady.

Bogowie dobrze się bawią.
Już wiedział co jest grane i jaką misję powierzy im nowy pracodawca ażeby móc zyskać kilka dni więcej tego parszywego żywota. Całe szczęście nikt nie mógł zauważyć jego konsternacji tak wyraźnie wymalowanej na twarzy.
Nie odzywał się. Okazja przepadła, lecz wkrótce nadarzy się nowa.

Offline

 

#19 2015-04-13 14:46:24

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

—Dobra, kurwa — warknął Dmytro, jakby miał ochotę ugryźć się w tyłek —Łobuzy zapłacą. Wy! Chodźcie no tutej! Może jednak przeżyjecie dzisiejszy dzień. I na wszystkie kurwy, zdejmij ten kaptur, to nie teatr, by przebierać się za pedofila.— Wąsacz nie był w humorze na zabawy, choć jego malutka sylwetka połączona z tak dużą ekspresją ruchów prezentowała się prześmiewczo. Ot, mały chochlik z kijem w dupie, nic wielkiego, a jaki ubaw.

Dwóch bandziorów, w zasadzie nieproszonych, wzięło Myrtille i Darte pod ramię i przyprowadziło przed oblicze wąsacza, omijając przy tym zgrabnie szczurze zwłoki. Zdążył się już nieco uspokoić, co widać było po jego postawie - wrócił do wyprostowanych pleców, wzroku wysokiego, tuż znad nosa wskazującego niebo, ręce splecione za plecami, czasem tylko poprawiające zarost nad ustami.

—Dobrze. Bardzo proszę się mi przedstawić. Po kolei, niech zacznie panienka, w końcu damy przepuszcza się w kolejce. Potem, gdy już zapamiętam wasze twarze, a uwierzcie mi, pamięć mam nie byle jaką - odpowiecie mi na propozycję. Novigrad jest miejscem wyboru, dlatego i przed Wami taki wybór stawiam: albo zgodzicie się na propozycję, albo... cóż... sami widzieliście, co się stało, a żaden poeta pewnikiem nie ujmie tego lepiej, chociażby i myślał latami, co ja zdążyłem obrazowo przedstawić w kilka sekund. A mówi się, że poezja góruje nad innymi sztukami... co za bzdura. Poezją można przekonać nielotną dziwkę do zabaw w sianie, zaś taka lamia zdolna jest przenosić góry, tak... Ale wracając do tematu, bośmy się zagalopowali nieco... Tak. Sprawa jest bardzo prosta i na pewno słyszeliście, co przed chwilą mój posłaniec zdążył wycharczeć. Zaginęła większa część mojego transportu. Dokładniej: dziewięć wozów wypełnionych dobrami, w których znaleźć się mogła również i pewna część ciała panienki, dlatego jest to nasz wspólny interes. I oto wybór: albo już dziś, tuż po południu, wyruszycie znaleźć te cioty i nauczyć je szacunku do większych, albo zginiecie. Prościej tego nie da się wytłumaczyć. Oczywiście, za dobrą robotę gotów jestem zapłacić, być może nawet i zapomnieć o dzisiejszym incydencie. Jednakże miejcie na uwadze jedno - nikt nie oszukuje pana Dmytra. Nikt. Nawet skurwiały Hejzelnat. Pamiętajcie.

Offline

 

#20 2015-04-13 16:57:37

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Opatrzność miała dziś najwyraźniej poczucie humoru.
Myrthiel też czuła się niestosownie rozbawiona, gdy tak patrzyła, jak Dmytr pryga w bezgłowych szczątkach Hejzelnata, jak nie przymierzając, koza na łące. Ciemna krew prysnęła na mury artystycznym deseniem, ocalała gałka oczna podzieliła los swojej towarzyszki, jakieś anonimowe chrząstki i odłamki zachrobotały dookoła.
Zaiste, śmiać się i rzygać chciało od tego żałosnego przedstawienia.
Jej poziom szacunku, zawyżony przez natychmiastową reakcję na "jelkalę" i kilka innych początkowych wektorów, teraz spadł mniej więcej do poziomu bruku.

Z całą godnością na jaką stać jednonogą kobietę - to znaczy, całkiem bez niej - dała się zawlec przed poczerwieniałe oblicze nadpobudliwego Dmytra.

W miarę słuchania jego rozwlekłej wypowiedzi przechodziła kolejno różne stany. Od wzmożonej uwagi, ze względu na możliwość ocalenia tyłka, przez znudzenie, chwilowe rozbawienie, starannie stłumione ziewnięcie i nagłą, krępującą ruchy wściekłość. Ten skurwiel wiedział, gdzie się podziała jej pieprzona proteza. Od początku wiedział, szybko skojarzył, a teraz to był... ich wspólny interes. Wspólny, bodaj go pies wychędożył, jego gnój, który miała posprzątać, żeby odzyskać swoją własność. Ta bezczelność, nie da się ukryć, poruszyła jej emocje bardziej niż groźba śmierci.
Na jednak twarzy nie zmieniła się w ogóle.

- Myrthiel - przedstawiła się tym samym tonem, który utrzymywała od początku całego zajścia. A skoro już nie kłamała, to nie było sensu zaczynać teraz. - Panie, jakie mamy wyjście poza przyjęciem tej... propozycji? - skrzywiła usta, grymasem wyrażając co myśli o tej "możliwości wyboru". - I w miarę możliwości naszego trójnogiego zespołu postaramy się znaleźć i nauczyć niektórych szacunku do większych. - Spokojnie popatrzyła na zadzierającego nosa Dmytra. Z bliska był naprawdę niski; sięgał jej tylko niewiele ponad cycki. - Wyjaw mi, mój panie, szczegóły. Kto kierował transportem? Rada bym była usłyszeć słówko czy dwa od naocznego świadka.

Ostatnio edytowany przez Myrtille (2015-04-13 17:05:53)

Offline

 

#21 2015-04-22 18:16:40

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Rozpadało się na dobre. Krople deszczu rozbijały się o wydeptaną ziemię, chowały się w koleinach i odciskach, spływały w dół ulic, niosąc ze sobą wszystkie brudy. Dmytro podreptał przez chwilę, starając się nie ugrząźć w lepkiej glebie. Wyciągnął w bok prawą rękę, w której jak na zawołanie znalazła się metalowa, ozdobna rurka. Na jej końcu można było dostrzec zwinięty, purpurowy kawałek materiału. Po kliknięciu przycisku na rączce materiał odczepił się tworząc szeroki, zgrabny owal. Wąsacz natychmiast schował się pod nim i trzeba przyznać, komiczny wygląd pozostawał w jego naturze.
—Co się tak patrzy panienka jak stary gołąb w ziarno? Parasela nie widziała, czy jak? Zresztą, chuj z tym. Gdybym wcześniej wiedział, to bym kazał Melowi zająć się panienką, a tak... Cóż, musisz go poszukać sama. Złapiesz go za kark i wyjaśnisz grzecznie, że szukasz moich handlarzy. Zapamiętaj również hasło, bez którego nie będzie w stanie Ci zaufać. Sahleem. Powtórz i zapamiętaj... —  Dmytro zwrócił swój wzrok na Daherte
—A Ciebie, kolego, potrzebuję w innym celu. Spotkacie się przed główną bramą za godzinę i trzy kwadranse, stamtąd natomiast wyruszycie w swoją przygodę. Bo pamiętajcie, przed wyruszeniem w drogę należy... coś tam coś tam. Dobra, chłopy! Idziem!— wrzasnął wąsacz, przytulając się do swojego parasela. Hlevav i Vavel chwycili towarzysza dziewczyny za fraki i ruszyli za komendą. Po chwili wszyscy zniknęli z uliczki, zaś Myrtille została sama. Całkiem sama, bowiem nawet na ulicy ciężko było o towarzystwo. Być może i deszcz był zbawieniem, bowiem inną razą ciężko by było wypatrzeć posłańca pośród tłumów na ulicach, a tak - droga wolna i przejrzysta. Tylko gdzie się skierować? Zdawało by się, jakoby Mel pobiegł w lewo, to jest w stronę Starego Miasta, ale mogło być to jedynie złudzenie, lub najprostszy ludzki błąd.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-04-22 18:17:08)

Offline

 

#22 2015-04-27 16:27:41

Myrtille

Dezerter

Re: Lombard „Korona”

Zmarszczyła się, i zrobiła jeszcze brzydsza niż zwykle, gdy pierwsza kropla deszczu trafiła ją dokładnie w czubek nosa. Od jakiegoś czasu zanosiło się na opady, ale Myrthiel miała szczerą nadzieję, że cholerne chmury spłyną nad morze, jak to nierzadko bywało. Deszcz był oczywiście dla tego siedliska ludzkich brudów błogosławieństwem, ale doceniała go tylko spod dachu własnego mieszkania. Na pewno nie wtedy, gdy była zmuszona na jednej nodze kicać po kolejnych zaułkach, w których opady zamieniały zwykłe nieczystości w prawdziwy, niemożliwy do ominięcia ściek.
Po za tym, kąpiele wolała jednak brać w balii, w ciepłej, mydlanej wodzie.

Deszcz miał oczywiście jej preferencje kąpielowe tam gdzie słońce nie dochodzi.

Z trudem powstrzymała się od wytrzeszczenia oczu, gdy Dmytr rozłożył nad głową przenośny daszek. Coś jednak musiało się w jej twarzy odbić; nie sposób, żeby się nie odbiło, skoro wąsaty herszt wyglądał teraz iście jak klaun z objazdowego cyrku. Myrthiel miała niejaki problem, aby nie ryknąć śmiechem, a jeszcze większy, aby się ponownie skupić na Dmytrowych wywodach. Oczy ciągle jej uciekały w kierunku purpurowej materii na rączce. Jeszcze jak w Oxenfurie takie wynalazki nikogo nie dziwiły, tak schowany pod nim niski bandzior, z butami nadal umazanymi krwią, zakrawał na jakiś ponury żart.

- Sah-le-em - burknęła, wymawiając starannie dźwięki. Fatalny akcent, którym charakteryzowała się Starsza Mowa w jej wykonaniu, rozciągał się na wszelkie wyrazy brzmiące choć odrobinę obco. Ten jednak wolała zachować w formie jak najmniej zmienionej, ot, dla rzeczy tak prozaicznej jak uniknięcie kolejnego zabawnego wypadku w stylu tej "jelkali".

Zanim się obejrzała, została w zaułku sama. Zupełnie sama, chyba, żeby liczyć towarzystwo Hajzelnata, rozmazanego po okolicy. Deszcz zaczynał zmywać już jego kawałki ze ścian, po ziemi popłynęły fantazyjne karminowe wężyki, zbiegające się w jeden lśniący strumień sunący środkiem zaułka w kierunku rynsztoka.
Myrthiel obrzuciła zwłoki wzrokiem pełnym żalu - resztki zmasakrowanej głowy nie mogły już dostarczyć żadnych informacji na temat lamii. Podobnie jak on sam. Ot, bezgłowego trupa znajdzie wkrótce ktoś, kogo przepełniony pęcherz zawiedzie w ów zaułek, a za niedługo korpus wyląduje w masowym grobie razem z resztą bezimiennych żebraków... a wystarczyło nie histeryzować i odpowiadać na pytania...

Wymruczawszy pod nosem modlitwę do dowolnego bóstwa, które mogło słuchać i zechciałoby się zająć duszą zmarłego, Myrthiel wykuśtykała z zaułka. Mokra koszula lepiła się do niej, ukazując światu nieszczególnie godne uwagi wdzięki i kanciaste kształty, mazidło którym przyciemniła włosy zaczęło spływać na kark i skronie. Roboty miała nagle dwukrotnie więcej niż planowała, a środków do wykonania jej - o połowę mniej. Jak tu w ogóle na kogoś polować na jednej nodze, czyż ten Dmytr ocipiał do reszty?
Z tą myślą powlokła się przed siebie, rozchlapując kałuże. Aby cokolwiek wskórać, choćby w kwestii znalezienia gówniarza w pątliku, musiała mieć dwie sprawne nogi, choćby i nie swoje. Czyli jakby nie patrzeć, trzeba było wrócić do punktu wyjścia.

zt

Offline

 

#23 2017-11-17 21:53:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Handlarz mięsem nie łgał. Obszar Zachodniego Bazaru był większy niż placyk Giełdy i paradoksalnie, pomimo swojego przeznaczenia do handlu, kramów które miały tu zezwolenie na handel było znacznie mniej. Dominowały banki, sklepy i filie rozmaitych przedsiębiorstw, przeważnie w murowanych siedzibach z porządnie wykonanymi, przyciągającymi uwagę frontami. Poszukiwany lombard udało się Rysławowi wypatrzeć zgodnie z przewidywaniami, gdzieś po zachodniej stronie w pobliżu budynku, którego ozdobny plakat oraz szyld głosił: „Gibellini i Syn”.

Oczywiście nie było zbyt miło i łatwo, w myśl zasady że jeżeli coś może się zjebać, zjebie się jak nic. Przy lombardzie kręciły się trzy osoby: opierający się o niego facet, wysoki szatyn i garbonos w sznurowanej koszuli i dłońmi w skórzanych rękawicach bez palców,  z których jedną trzymał na lekko zagiętej rękojeści saberry wiszącej mu u pasa. Okazjonalnie zamieniał z nim kilka słów człowiek potężnej postury, wystrojony w brygantynę, którą założył na gołe ciało, chyba tylko po to by móc prezentować objętość swoich ramion, która dorównywała obwodowi ud u zwykłego śmiertelnika. Odróżniał go ciemny, równo przystrzyżony zarost oraz para zniekształconych kalafiorowatych uszu, przypadłość często spotykana u zapaśników i zawodowych pięściarzy.
Trzecią osobą był mały, ciemnowłosy dzieciak, zdaje się chłopiec w koszuli i kamizelce w ciepłym pastelowym kolorze, który z braku lepszego zajęcia bawił się z białym kotem kręcącym się koło jego nóg.

Offline

 

#24 2017-11-17 23:02:17

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

Jego konfraternia, chociaż ten bardziej nabity raczej nigdy żadnej wojny nie widział. Raczej. Ten drugi - może, ale trudno tak zgadywać.

Chuj... zaszedł tak daleko, to nie zrejteruje przez dwóch karków. Jak zgadywał - wykidajłów pilnujących bezpieczeństwa interesu. Albo... Albo to był ten z saberrą - w końcu broń, zdaje się, nieco egzotyczna a imię jegomościa też takie się wydawało. Zapewne kluczowym elementem przy ocenie byłaby tutaj karnacja.

Zgadywanki cacanki... Po prostu podszedł. Wzrokiem już idąc, szukał kogoś za tym kramem. Jeśli nie znalazł, to zwrócił się do uzbrojonych, pierwej kiwnąwszy im głową.
- Witam, waszmościów. Posłanie niosę dla właściciela tego stoiska, Korony znaczy, od znajomego kupca Schmeissera. Pilna sprawa.  Orientujecie się może, gdzie właściciel? - Zapytowywał... Wyraźnie, nie po cichu. A nuż dzieciak będzie widział - dzieci lubią się chwalić wiedzą... Chyba.

Jeśli potwierdziło się, że to któryś z nich, pierwej dla upewnienia zapytał o godność.

Aha... jeśli ktoś był przy stoisku, ewidentnie osoba obsługująca, to ją pytał. 

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-17 23:04:20)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#25 2017-11-18 19:55:23

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Przez moment obydwaj taksowali go w milczeniu, przeszywając spojrzeniami, by w następnej chwili wymienić się nimi wraz z porozumiewawczymi uśmiechami.

Rozmawiasz z nim — typek z saberrą odbił się od belki straganu, o którą akurat się opierał, zrobił krok w stronę Rysława, rozkładając szeroko ramiona w powitalnym geście. — Jak mogę ci służyć, żebyś mi zapłacił, o Synu Dobrej Okazji? — spytał, naśladując naleciałości obcego dialektu, mówiąc szybko i akcentując słowa nie przy tych sylabach co trzeba oraz zniekształcając brzmienie niektórych głosek. — Coś byś chciał, a? Proszę, podejdź bliżej, Ojcze Majątku, rozejrzyj się i kupże coś! — Szykując się do kolejnego kroku, został zatrzymany przez tego większego, wyraźnie ubawionego.

Dobra, starczy. Nie wkręcaj klienta — powiedział, łapiąc oddech po ataku nagłego rechotu, od którego zadzwoniły wszystkie sprzączki i płytki w jego brygantynie. Wszedł między nich i zatrzymał się, podpierając się jedną ręka pod bok, drugą zostawiając sobie do gestykulacji, którą uskuteczniał chętnie i zamaszyście podczas mówienia. — To ja jestem właścicielem, nie poznałeś mnie po moich bicach? — zapytał, dla lepszego podsumowania słów zginając i napinając gestykulującą rękę, która powiększyła swój obwód w okolicach dwugłowego ramienia.

Siedzący nieopodal dzieciak oderwał się na moment od zabawy z kotem, przyglądając się tej scenie rozbieganymi oczami.

Offline

 

#26 2017-11-18 20:39:45

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

Bijatyka nie wchodziła w rachubę - nie z tą ręką i nie w mieście.

- Ależ oczywiście, jak mogłem być tak ślepy, żeby waszmościa... kurwa to ważna sprawa jest, nie pora na takie jasełki. Posłanie mam dla niejakiego Adaba czy Abada, czas mnie goni jak cholera a sprawa jest kurewsko pilna. - Nie darł się, normalnie mówił. A potem... Potem odwrócił się w kierunku dzieciaka, nie próbując u tych dwóch szukać zrozumienia. - Chłopcze, wiesz gdzie jest właściciel straganu? Znasz go? - Zapytał. Bo to przecież cholera wie, czy z tymi żartownisiami dojdzie do porozumienia.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#27 2017-11-18 22:32:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Ten od saberry zaśmiewał się tak, że musiał znowu oprzeć się o stragan, by się nie wywalić. Wtórował mu góra mięcha, trzęsąc się w posadach, czerwony na twarzy, ścierając łzy, które ronił podczas napadu głupawki.

Nie chłopie, nie znamy nikogo o kim mówisz — orzekli, gdy uspokoili się już nieco. — A właściciel nie mówił, gdzie idzie. My tu tylko pilnujemy, żeby mu interesu nie wynieśli.  I trochę się nudzimy.

No, nie wkurwiaj się — dodał drugi, na widok jego miny, po której obydwaj znowu zaczęli się cieszyć jak pijani lub niespełna rozumu.

Zagajony dzieciak uniósł głowę i powoli nią pokiwał.

Pan powiedział, że przysłał pana kupiec Szmajser, tak?

Offline

 

#28 2017-11-18 22:56:08

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

A chuj im w dupska... Z najszczerszymi życzeniami.

- Szmajser... - Powtórzył. - Tak, chłopcze. Ten co przypomina wronę albo kurka jakiegoś. Chudy, czarnowłosy, handluje kuszami. Mam coś przekazać właścicielowi lombardu, tylko i tylko jemu. Możesz mnie do niego zaprowadzić? Albo rzec mi, gdzie on teraz? - Skoro trafił na bardziej pomocą osobę, to u niej szukał informacji.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#29 2017-11-18 23:11:34

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

A. — Młody wykrzywił się, zyskując pewność z czyjego polecenia działa najemnik, a jego brwi ściągnęły się komicznie, nadając jego młodej facjacie najprawdziwszą parodię złości. — Jak Szmajser to nie powiem! — obruszył się biorąc białego kota na kolana. — Ostatnim razem biegałem dla niego z posłaniami od banku do banku, po całym bazarze, bo szkoda mu było na gnoma. I co? Nie rzucił nawet koppera! Myślę sobie, kij z mamoną, bo widzę, że sięga na wóz, może dostanę od niego cukierka albo jakiegoś gościńca, a ten pierdziel daje mi jakiejś śmierdzącej kapusty, głaszcze po głowie i mówi, że dobry ze mnie chłopiec i świetnie się sprawiłem! Czaisz to, kurwa? — Chłopiec odwrócił się, wyraźnie naburmuszony. — Mam nadzieję, że utknął w jakiejś paskudnej dziurze i nie może wyjechać. Dobrze by mu tak. Stary chuj.

Dzisiejsza młodzież. Tylko pozazdrościć jej przedsiębiorczości w tak młodym wieku.

Offline

 

#30 2017-11-18 23:23:44

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

Należało się chłopakowi trochę zrozumienia... I wdzięczności, bo właśnie się dowiedział, jak jego pracodawca jest szczodry.  No ale chuj... Jak miał robotę, to już chciał to do końca dociągnąć.

Westchnął. - To chujowo, ale razem z nim i ja będę miał kłopoty. Tedy wiesz, co zrobimy? Ja... - Ściągnął rękawicę. - Ja Ci zapłacę. Trzy denary.  A Ty powiesz mi, gdzie jest właściciel. Bez robienia w chuja. Dobra? - Przykucnął, pokazując przyciśnięte palcami do dłoni trzy monety. - Nie bądź jak ten Szmajser, poratuj człowieka. Dość już mi dzisiaj bandyci kłopotów narobili. No... - Jak musiał zapłacić, to trudno... No i szkoda mu było dzieciaka, bo sam też miał już epizody z niewypłacalnymi zleceniodawcami.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#31 2017-11-19 00:25:09

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

—  Trzy denary?— Dzieciak odwrócił głowę, upewniając się czy indagujący o właściciela jegomość wygląda jak ktoś, kto może dysponować podobną kwotą. Widząc ją w ręku wzmiankowanego, odwrócił się już cały. — Bez robienia —  zastrzegł, unosząc palec i wstając, zrzucając białe kocisko z kolan, które natychmiast skoczyło i smyknęło pod stragan, kryjąc się za jego płachtą.
W porządku. Pan Sesir nie opuścił bazaru. Nie mogę iść z wami i zaprowadzić was do niego. Pan rozumie. — Mały ruszył głową w bok, wskazując dwóch ochroniarzy kramu głośno oceniających tyłek przechodzącej obok straganu służki z koszykiem. — Ktoś musi pilnować tych baranich łbów podczas kiedy oni pilnują interesu. Siła wyższa. — Wzruszył ramionami. — Rozpoznacie go tak czy inaczej bez problemu, trudno pomylić go z miejscowymi. Jest łysy jak tyłek elfiej panny, nosi długą fryzowaną brodę i takie śmieszne zakręcane wąsiska. A ubiera się w luźne szaty albo powłóczyste koszule. Jest Ofirczykiem, ale bardzo dobrze mówi po naszemu. Hmm... Mamy poniedziałek, więc o tej porze znajdziecie go pewnie przed ratuszem. Pan Sesir handluje różnymi zamorskimi rzeczami, w tym biżuterią, a urzędnicy i kanceliści mają żony i kochanki. Te suki bardzo za nimi przepadają. Znaczy, za biżuterią. A kiedy ich kobiety są zadowolone z prezentów od swoich mężczyzn to regularnie dają im dupy, a wtedy tamci zostawiają nasze, nie robiąc niespodziewanych nalotów na stoisko i drobiazgowego kontrolu. I przymykają czasem oko na... Różne inne rzeczy. — Dzieciak zdawał się naprawdę sporo wiedzieć o mechanizmach działania życia i miasta. Także to, kiedy nie powiedzieć zbyt dużo. — Jakby próbowali was zatrzymywać w tym ratuszu, to  mówcie, że chcielibyście się zaciągnąć do piechoty morskiej. Chyba, że zapyta was taki pierdolnięty, łysy z chustą i mieczem co go wszędzie nosi na ramieniu. Temu lepiej rzeknąć, że gdyby równie dokładnie pilnował kto wchodzi i wychodzi ale z łożnicy swojej siostry, to może połowa starówki nie musiałaby się tak często drapać po jajach. — Wyrecytował prawie jednym tchem, jak wyuczonej formułki, by na zakończenie wyciągnąć dłoń w oczekiwaniu na obiecaną zapłatę.

Ratusz czekał również.


Spoiler:

Rysław płaci dzieciakowi trzy denary.

Offline

 

#32 2018-02-07 21:40:10

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Przybywając spod „Trzosu” wzmiankowany stragan lombardu znalazł szybciej niż za pierwszym razem. Znał już nieco topografię miasta, a czekającego na niego w zniecierpliwieniu młodzieńca trudno było przeoczyć z daleka, nawet pomimo jego niewielkiego wzrostu. Widząc górującą sylwetkę Rysława na horyzoncie, wybiegł mu kawałek na spotkanie, po czym zatrzymał się w oczekiwaniu. Chociaż panował nad swoją twarzą całkiem dobrze, nerwowa ruchliwość zdradzała ewidentne przejęcie.

Kawałek dalej widział stragan, przy którym ponownie nie zastał Sersila. I podobnie jak ostatnio kręciło się przy nim i miało nań oko dwóch gości, ten z saberrą oraz napompowany wielgus z odsłoniętymi mocarnymi ramionami. Obydwaj goście snuli się leniwie wokół stoiska, czasem przy nim przysiadali, zawsze poszukując cienia, ewidentnie śnięci. Znający się nieco na życiu Rysław mógł łatwo skonstatować, że obydwaj goście byli nieco wczorajszy, cokolwiek niewyspani i nie miałby wątpliwości, że zalatywałoby od nich, gdyby podszedł bliżej.

Dzień dobry — przywitał się dzieciak, kiwając na obcasach swoich małych butów, patrząc w górę. — Co będziemy dzisiaj robić i co będzie nam potrzebne? — zapytał zaraz jednym tchem, zaraz po tym jak gdy odbębnił przejaw dobrego wychowania w postaci przywitania swojego przyszłego nauczyciela.

Offline

 

#33 2018-02-08 00:05:27

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

Z tą dwójką do rozmowy nie dążył, ale jeśli go przyuważyli, to nie zachowywał się jak nadąsany chuj a po prostu powitał ich wzniesioną gdzieś na wysokość łba prawicą. Pewnikiem byli poinformowani, ale jeśli jednak nikt o treningu im nie wspomniał, to przecie młody mógł wyjaśnić sprawę.

- Witaj. - Uśmiechnął się. - Dziś zaczniemy ćwiczenia, tedy przydadzą się atrapy mieczy, te z drewna. Nie raduj się jednak pochopnie, bo tylko jeśli się postarasz, będziesz miał okazję pomachać bronią. Zaczniemy natomiast od postaw i ruchu. - Odchrząknął. - No... Prowadź. - Przykazał. A jak szli, to mógł popytać. - Powiedz mi - jadłeś już, rozgrzałeś się? E? - Tutaj wiadomo, standard... Posiłek miał być lekki a dzięki kilku prostym ćwiczeniom w ciało wstąpić miało więcej wigoru - tak zalecali mistrzowie.
Zanim ktoś by nazwał go hipokrytą... Po wczorajszym nie było mowy o wczesnym wstawaniu, ćwiczeniu i tym podobnych. Jednak normalnie ćwiczył o poranku i wieczorem, acz... do chleba maczanego w wodzie nie mógł przywyknąć.

- Powiedz mi jeszcze... Biłeś się kiedyś? Z rówieśnikami? Widziałeś jakąś walkę? - Zapytał.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#34 2018-02-08 23:40:30

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”

Na powitanie odpowiedział mu tylko ten z saberrą u boku, unosząc jedno ze swoich ramion w odwzajemnionym geście tak ciężko i ospale jakby trzymał na barkach wszystkie zmartwienia tego świata. Drugi nie odpowiedział, bo nie zauważył go wcale, przymknąwszy oczy kiwał głową w zbolałym grymasie.

Atrapy... — młody skoczył za stragan, rozejrzał się szybko po czym śmignął i wrócił, trzymając dwa nieznacznie różnej długości kije, którym sprokurowano „jelce. — Mam też te klepki, po które pan mi kazał wczoraj iść na ju... Na jutro. Znaczy na dzisiaj — dokończył szybko. —Tylko lekki rympał, bo nie mogliśmy znaleźć rękawic. Mam za małą dłoń. — Młody skrzywił się i kopnął drobny kamyk, który potoczył się po bruku. — Ale pan Sersil mówi, żebym się nie martwił, bo to wyleczalne... Prowadź? — Dzieciak podniósł na Rysława oczy o pytającym wyrazie. — A kędy? Znaczy, gdzie będzie dobrze? Bo wiem, gdzie można będzie znaleźć nieco przestrzeni. A musimy na dworze, bo pan Sersil nie pozwala mi biegać po kwaterze... Możemy znaleźć gdzieś jakieś podwórko, tutaj albo na starówce, byle by nas nie skrzyczeli ani nie pogonili. Eee, ale pana chyba nie pogonią. Nie wygląda pan na takiego, co go gonią i daje się pogonić. Mnie też nie da pan pogonić, dobra?

Jadłem! — odparł szybko i skwapliwie. — I biegałem już dzisiaj trochę, i machałem atrafą żeby się przyzwyczaić!

Zapytany o doświadczenie w boju, jego oczy poruszyły się kilka razy w jedną i drugą stronę, gdy rozum szukał informacji. Przypomniawszy sobie, wyprostował się poważnie, choć przemawiał ze skromnością, która przystaje tylko prawdziwym bohaterom.

Trochę, owszem. Ja i chłopaki pokonaliśmy kiedyś bandę Krościatego i jego brata, małego Dody z przedmieścia. Patykami, a jak podchodzili i kiedy uciekali to kamieniami. Miałem procę, którą zrobił mi Tomcio, taki niziołek co jego mama pracuje w manufakturze, ale się zepsuła. Znaczy się proca, bo manufaktura chyba dalej działa. Potem zrobił mi drugą, ale tą zabrał mi Sersil, bo zbiłem okno czcigodnego Logara. Czcigodny nie widział, że to ja, ale Sersil i tak się zezłościł, bo powiedział, że gdyby widział to zrobiłby mi koło dupy, bo czcigodny Logar to straszny skurwysyn i jakby jeszcze miał matkę to by ją sprzedał za koronę. O ile tak drogo. A właśnie, mam tu dla pana pieniądz co się należy, za lekcję, proszę. No. I widziałem też jak się biją! Raz w gospodzie, dwa krasnoludy, które tak śmiesznie machali rękami i krzyczeli, a potem się pobili. I drugi raz, kiedy Rozbrat, ten duży co pilnuje naszego straganu, o tam przyszedł do jednego pana, do którego wcześniej przyszedł Sersil. Iii Sersil spytał go, czy ten odda mu pieniądze, a tamten pan na to, że jak Sersil sobie zasłuży. To wtedy podszedł do niego Rozbrat, bardzo blisko i zrobił tak, że jakby trochę podskoczył w miejscu i huknął go czołem, a potem się bardzo szybko obrócił z wystawionym łokciem. A tamten zrobił tak! — Młody przewrócił się miękko i z wdziękiem, po czym od razu wstał, jednym podskokiem jak zwolniona sprężyna. — No, tylko leżał dłużej i tak śmiesznie mrugał oczami i coś bełkotał. Nie słyszałem ani nie widziałem co, bo Rozbrat zasłonił go nogą, jak nadepnął mu nią na głowę, a Sersil kazał mi sobie pójść, bo nie powinienem się tu krzątać. No, a z tymi rówieśnikami to też trochę... Ale tylko z kolegami, bo inne chłopaki są większe i starsze i nie dają mi wygrać. I zawsze jest tak, że jak jeden zaczyna to reszta jego kolegów zbiera się z tyłu, a czasem pomaga. Semel, nasz drugi ochroniarz i pomocnik pana Sersila, mówi że to w życiu normalne i żebym się przyzwyczajał, ale to niesprawiedliwe! Kilku na jednego to banda łysego!

Offline

 

#35 2018-02-09 01:31:56

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Lombard „Korona”

- Do podstaw wystarczy. - Orzekł, utrzymując spojrzenie na świeżo zapewne "wykutej" broni. W sumie... nie było źle, bo przynajmniej jelce kijaszkom doprawiono a owe w sztuce władania mieczem miały swoje, nie małe wcale znaczenie. - Dobrze by było, gdyby pan Sersil miał jakieś podwórze. Nie musi być tego wiele, jeno coby nie czuć się jak w klatce. Wtedy nie będziemy się musieli troskać, czy ktoś by nas chciał przepędzać czy by nie chciał. Bo wiesz... - Spojrzał na młodego. - Nie mogę tak bić każdego drącego mordę łachmaniarze, jeśli zacznie biadolić na nasze ćwiczenia. Straż, grzywna i te sprawy... A że nie jestem obywatelem, to pewnie by mi dopier... dowalili niezłą sumkę.

- To dobrze. Bardzo dobrze. Bo sam też będziesz musiał ćwiczyć, tak ze dwa razy dziennie. Praktyka czyni mistrza. - Odparł.

- Normalne, normalne... Kto ma przewagę, ten ją wykorzystuje, tak to już jest. - Przytaknął zdaniu nieobecnego tutaj pryncypała młodzika, podciągając przeszywanicę w celu ukrycia korony w tajnej kieszonce. Do reszty wypowiedzi chłopaka nie zamierzał wracać, bo po tym słowotoku czuł się jak na kacu i naprawdę miał potrzebę wyklarować z tego jakiś konkret.
Uh... Ogniu, gdyby był tak wczorajszy jak tamtych dwóch, wpakowałby młodzika do beczki z kapustą i oddał na najbliższy wóz. Nie żeby go nie lubił... Ba, dzieciak wydawał się być sympatyczny. Ale mówił stanowczo za wiele. No... oby tak entuzjastycznie do ćwiczeń podszedł.
- Dobra... krótko. Idziemy tu, na jakieś podwórze. Prowadź. - Kiwnął na młodego głową. - Słuchaj... Głupi nie jesteś, uczyć się chyba chcesz, tedy ja Ci wyłożę co i jak. A jest tak, że potrzebujesz solidnych podstaw, aby władać mieczem. Tedy z początku treningi mogą się wydawać nużące, bo machać wiele nie będziesz. Postawy, przejścia i ruch - ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#36 2018-02-11 20:26:43

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Lombard „Korona”


Podwórze? — młody zastanowił się przez moment, a zastanowieniu towarzyszyły dwie krótkie rundki chodzenia w kółko. — Dobra, mam! —  Młody klasnął w dłonie i podskoczył, a zaraz potem wysłuchał oraz zapamiętał sobie gorzką skądinąd naukę o przewadze, uzyskując jej potwierdzenie u drugiego starszego i bywałego męża. A zaraz potem, zgodnie z danym mu poleceniem, poprowadził. Właściwie to smyknął jak piorun po mokrej trawie nim przebrzmiało drugie z wypowiedzianych przez Rysława „ćwiczyć”.  Młody zrobił to wcale wdzięcznie, wyprzedzając nieco najmitę, gracko mijając nadchodzących z naprzeciwka ludzi i wszelkie inne stworzenie. Gdyby nie wzrost wojaka oraz jego długi krok, ani chybi straciłby młodego z oczu. A tak udało mu się mieć go na oku, dopóki nie dotarli na miejsce.


Spoiler:

Rysław jest do przodu o jedną koronę.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wampiry.pun.pl www.rlcforumpl.pun.pl www.kp500x.pun.pl www.nonsensecrew.pun.pl www.minecraftworld.pun.pl