Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#51 2016-02-04 04:05:35

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Poza tym, że w ogóle podjął te walkę, w trakcie jej trwania Sigurd nie popełnił żadnego błędu. Korzystając ze skromnej porcji wydzielonego mu czasu, uczynił wszystko co mógł by przygotować się do obrony. Wszystko co było potem, zdarzyło się w mgnieniu oka i było już wyłącznie kwestią odruchów i pobudzającej krew w żyłach adrenaliny.

Nagły kopniak i jego blokada zachwiały w równym stopniu zarówno samym wiarusem jak i napierającym w jego stronę łysym. Wątroba była nienaruszona, samego uderzenia nie poczuł prawie wcale jako, że skupiło się ono w głównej mierze na drewnianej ręce.

Nagły, punktowy ból popłynął od łokcia rozlewając się na całe ramię osłabiającym zimnem. Zaraz potem dzwonienie w lewym uchu dało mu znać, z której właśnie oberwał. Szczęśliwie niecelnie, bo jedynym objawem było nagłe puchnięcie i lekka kołowatość. Utrzymujący się i obejmujący część szczęki ból miał przyjść dopiero po walce, i zostać na dłużej.

Kilka razy poczuł też coś pod pięściami, towarzyszyły temu zwykle pobrzmiewające głuche odgłosy, kilka przypominających plaśnięcie dźwięków i ponad wątpliwość jeden, który był chrupnięciem. Przepychany kułakami i ramionami ciężar, który napierał na niego od frontu jakby zelżał, kątem oka Sigurd zobaczył jak krewki napastnik inicjujący całą rozróbę klapnął na tyłek pod jednym filarem, zwiesiwszy głowę i kiwając nią przez moment, może łudząc się, że oszalały po trafieniu w punkt błędnik jednak pozwoli mu wstać.

Nie zdążył sięgnąć po gwoździe, nagłe i niespodziewane uderzenie w potylicę zamroczyło go na moment, choć nie na tyle by stracił równowagę i świadomość. Coś wbiło mu się w okolice żeber ale zdaje się, że było to tylko kolano drugiego, który zastępował teraz wyłączonego z gry kompana, zachodząc go od boku i przymierzając się do przejścia na bliższy dystans. Powietrze momentalnie uleciało z jego płuc, mimowolnie musiał się zgiąć. Jeżeli było w tej sytuacji coś pocieszającego to to, że nigdzie nie widać było pozostałych dwóch uczestników bijatyki oraz ich herszta. Choć ten ostatni fakt wcale nie zwiastował niczego dobrego.

Offline

 

#52 2016-12-09 22:18:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Wiatry przygnały dzierlatkę do Novigradu – kobieta najwyraźniej szukała jakiegoś zajęcia, a tak rozwinięte miasto, jak to, mogło je zapewnić. W dużych metropoliach zawsze się coś dzieje, niezależnie od pory dnia i roku, toteż mając nadzieję na jakąś okazję, Nasturcja w końcu się tam znalazła.

Tkwiła w nim już dobry tydzień – urzędując w portowej spelunie, dumnie nazywającą się „Kelpie”. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się dla niej znajdzie, oczywiście prócz licznych ofert sprzedaży swojego ciała w zamian za marne grosze. Poszukując pracy, Nasturcja miała jednak możliwość zwiedzania Novigradu – nie każdy wszakże mógł podziwiać jedno z większych, jeśli nie największe miasto na kontynencie. Oglądając budynki i widząc wokół siebie niezliczoną ilość mieszkańców, delektując się specyficzną kulturą panującą tutaj, zdążyła poznać po trosze port i jego układ, a przynajmniej najbliższe otoczenie tawerny, w której rezydowała. Tak też całkiem niedaleko niej, trzy, góra cztery zakręty dalej, późnym wieczorem, gdy niewielu ludzi szwendało się po uliczkach portu, Nasturcja wracała ze spotkania z potencjalnym klientem, który chciał kogoś wynająć do najemniczego zadania. Niestety szowinistyczna świnia od razu skreśliła dzierlatkę, gdy tylko zobaczyła jej płeć, nie chcąc nawet dopuścić jej do słowa. Po kolejnej porażce, wracając z innej karczmy, gdzie było spotkanie, do uszu dziewczyny dobiegł przytłumiony dźwięk, będący jakby krzykiem, nagle urwanym przez coś lub kogoś. Dzierlatka słyszała to, ponieważ znajdowała się zaledwie za winklem i po sekundzie miała wgląd na całe zajście.

Otóż kobieta, bo nie sposób było pomylić tej skąpo ubranej postaci z żadną inną płcią, właśnie osuwała się po ścianie jakiegoś budynku. Nad nią stała zakapturzona postać, w prawej dłoni dzierżąc krótki miecz jednoręczny, z którego skapywało coś ciemnego – sądząc po rozciętym gardle prostytutki, której profesja również nie pozostawiała cienia wątpliwości, była to krew. Nasturcja mimo tego, że nie widziała twarzy mordercy, miała dziwne wrażenie, że jego oczy właśnie w tej chwili, gdy jego głowa odwróciła się w jej stronę, świdrują ją i oceniają, jakie zagrożenie stwarza. Finalnie uznawszy, że nie warto, persona ta odwróciła się na pięcie i zwiała, zaraz znikając w mroku.

Tymczasem kobieta, która padła ofiarą ataku, leżała już w pozycji półleżącej, oparta o ścianę czyjegoś domostwa, co jakiś czas tylko drgając w pośmiertnych konwulsjach. Oczy miała szeroko otwarte, a lico zastygło w czystym przerażeniu. Podcięcie gardła spowodowało szybką śmierć dziewczyny, z której wciąż wylewała się posoka, barwiąc na ciemny kolor jej szmaty mające imitować ubrania i rozlewając się wokół. Jednocześnie w chacie, przy której działa się cała akcja, nastało jakby poruszenie, zaświeciło się nawet światło. Nasturcja, stojąca kilka metrów przed ciałem, już teraz wiedziała, że zaraz ktoś stamtąd wyjdzie – otworzy drzwi i zobaczy zamordowaną kurwę i ją, będącą świadkiem zdarzenia... tyle, że często nie to przychodzi świadkowi na myśl, gdy widzi ofiarę i stojącą obok niej obcą osobę. Choć więc Nasska nie miała niczego do ukrycia, musiała wziąć taką możliwość pod uwagę i podjąć szybką decyzję, co w tym momencie zrobić. Uciec, czy porozmawiać z mieszkańcem domu, który wyjdzie, by zobaczyć, co spowodowało taki hałas?

Offline

 

#53 2016-12-10 16:50:43

Nasturcja

Dziecko Niespodzianka

Miano: Nasturcja
Rasa: Człowiek
Wiek: 23

Re: Tawerna „Kelpie”

Gdy Nasturcja przybyła do Novigradu, miała szczerze mówiąc nadzieję na szybki zarobek. Nie, żeby przymierała głodem albo miała wielkie wymagania, ale rezerwa finansowa to rezerwa finansowa i już. A miasto tak gwarne, tłoczne i z pewnością pełne mrocznych sprawek, musiało coś przecież oferować dziewczęciu ze skłonnością do kłopotów? Cóż, najwyraźniej jednak to nie jest zbyt bogata oferta - przyznała wreszcie sama przed sobą po ostatniej porażce. Co za idiota jej się trafił! Zobaczył wytatuowaną babę pod bronią, ale oczywiście szukał jakiegoś wielkiego draba. Szowinista. Albo pedał. Na pewno pedał, uznała Nasska, głównie ponieważ ją to rozbawiło.

Wydawało się już, że po prostu wróci bezpiecznie do ciepłych pieleszów w "Kelpie", kiedy trafiła nagle na morderstwo. W każdej innej sytuacji pewnie by zareagowała, ale teraz, gdy myślami wciąż była przy tej nieudanej rozmowie, po prostu stanęła. Nie spuściła wzroku, gdy tamten łypał chwilę za nim. A potem sukinsyn czmychnął, nim go zdołała zatrzymać.

W pierwszym odruchu chciała pobiec śladem mordecy, ale hałas powiedział jej, że ktoś się lada moment pojawi na ulicy. Sytuacja była patowa. Nasska mogła uciec, ale jeśli zostanie przyuważona? Ile rudowłosych panien w tatuażach i pod bronią mogło się kręcić w okolicy? Siedziała już w tej tawernie zbyt długo, żeby jej nie rozpoznano po pobieżnym nawet opisie.

A z drugiej strony stanie tutaj jak lebioda było również chujową opcją.

Nasturcja szybko rozważyła, jak by zareagowała jakaś wielkomiejska kretynka na jej miejscu. Odpowiedź na takie pytania jest zawsze jedna: jeśli udajesz kretynkę, zachowuj się jak kretynka. Toteż nim jeszcze ktoś się pojawił, Nasturcja złapała w płuca haust powietrza i zaczęła wrzeszczeć:

- Morderstwo! Ludzie, morderstwo! Na pomoc!


Karta Postaci  | Monety: 150 KN

Offline

 

#54 2016-12-18 17:41:55

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Wrzask młodej kobiety rozbudził również kilka innych domostw. Tu i ówdzie w oknach ubogich chatek zapłonęły chybotliwe światła kaganków, a z domu, przy którym działo się morderstwo, wyszedł pierwszy z jego mieszkańców, trzymając w dłoni świecę.

Brzuchaty mężczyzna w samych gaciach i z kilkudniową szczeciną na gębie miał z początku bardzo zły wyraz twarzy. Ktoś przecież zakłócił jego sen, wrzeszcząc wniebogłosy, a pierwej hałasując przy jego mieszkaniu. Mina mu zaraz zrzedła, gdy zobaczył ciało kurwy, wciąż ciepłe. Za jego plecami pojawiła się kobieta, drobna, wysuszona. Jej słomiane włosy były rozczochrane, a ona sama trzymała się za napęczniały brzuch. Pisnęła i przykryła usta dłonią widząc zwłoki. Z sąsiednich domów również wychodzili ludzie, w większości styrani pracą mężczyźni i kobiety, zdezorientowani hałasem panującym na zewnątrz. Wszyscy zaczęli szeptać do siebie, widząc prostytutkę... a przy niej Nasturcję, która wydarła wszystkich z łóżek swoim krzykiem. Lecz cóż miała zrobić, jeśli nie krzyczeć? Inne rozwiązanie niechybnie doprowadziłoby ją do nieciekawej sytuacji i jakże przyjemnego miejsca w więzieniu, a potem może i stryczka.

Ktoś zawołał, żeby pójść po straż. Ktoś podszedł do prostytutki, ale nie dotykał jej - sprawdzanie, czy jeszcze dycha było tutaj zbędnym zabiegiem. Ciężarna kobieta natomiast podeszła do samej Nasturcji, powoli i jakby niepewnie, po czym zapytała drżącym od emocji, cienkim głosem:

— Co tutaj się stało? — najbliżej stojący nadstawili ucha, niektórzy patrzyli prosto na kobietę; jedni podejrzliwie, drudzy po prostu przestraszeni.

Offline

 

#55 2016-12-21 19:09:44

Nasturcja

Dziecko Niespodzianka

Miano: Nasturcja
Rasa: Człowiek
Wiek: 23

Re: Tawerna „Kelpie”

Powinnam omdleć? Zacząć się jąkać?, spytła Nasturcja samą siebie. Żałowała, że nie uczyła się nigdy aktorstwa; jak raz przydałoby się trochę zdolności w tym kierunku. Cóż, błędy przeszłości rzadko można naprawić, więc Nasturcja spojrzała na kobietę ze zgrozą tak doskonałą, jak tylko umiała pokazać, nie wyglądając przy tym jakby ją ząb rozbolał.

- Morderstwo - powiedziała, zgodnie z prawdą zresztą. Mocno oczywistą, ale zawsze prawdą. - Ktoś ją zamordował! Widziałam jak ucieka. Tam pobiegł. - Wskazała kierunek. - Bałam się... bałam się, że i mnie zamorduje - dodała nieco ciszej, bo to już było najzwyklejsze, ordynarne kłamstwo. Spróbowałby to dostałby po ryju, o! - Więc zaczęłam wrzeszczeć.

I żebyście pochopnych wniosków nie wyciągnęli, dodała w myślach. Tak, z tego powodu też wrzeszczała.

Chciałaby, żeby coś się już zaczęło dziać, bo po prawdze pogoniłaby za mordercą, kimkolwiek był. Czuła, że jeśli ktoś się pofatyguje powiadomić szeroko pojęte władze tego miasta, uda jej się wkręcić w coś interesującego. Byle nie do lochów. Zza krat ciężko węszyć.


Karta Postaci  | Monety: 150 KN

Offline

 

#56 2017-01-08 13:49:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Kobieta słuchała, a na jej twarzy widać było wyraźnie namalowane zmartwienie i szok, a także lekki strach. Nie straciła jednak przysłowiowo głowy, a przynajmniej nie w całości, bo choć była przerażona, to potrafiła jeszcze wyciągać wnioski i myśleć jako tako na trzeźwo. Nasturcji nie umknął fakt, iż ta zerknęła mimowolnie na jej broń, wyeksponowaną odpowiednio. A choć łuk w tym przypadku do obrony wiele się nie zda, to i tak młoda kobieta nie wyglądała na taką, co się bała. A przynajmniej chwilami.

Wraz z najbliższą ciżbą zerknęła w stronę, gdzie uciekł sprawca. Jak można było się jednak spodziewać, nie było po nim nawet śladu. Wzrok ludzi szybko skierował się z powrotem w stronę Nasturcji. Jakiś blondwłosy elf wtrącił się do rozmowy.
— Jak wyglądał? Widziałaś coś prócz tego, jak ucieka?
— Kurwa, Lothaen, daj żyć kobiecie. Przyjdzie straż, to wypyta. Tobie gówno do tego — odezwał się jeszcze ktoś inny. Elf zburaczał na twarzy ze złości, ale najwyraźniej na tym jego ciekawość się skończyła. Nim ktokolwiek inny zaczął wypytywać Nasturcją o okoliczności, przebieg, a może i skutki całego zajścia, wrócił jeden z mieszkańców portu, za sobą ciągnąc dwoje strażników. Z początku ich twarze wyrażały znudzenie, a może i irytację, jakby trudno było im uwierzyć w słowa obywatela Novigradu, lecz miny im szybko zrzedły na widok prostytutki. Jeden z nich podszedł do zwłok i przykucnął przy nich, zaś drugiego pokierowano do dzierlatki. Ciężarna i elf szybko się usunęli mężczyźnie z drogi. Strażnik, ubrany jak typowy przedstawiciel swojej klasy, był przedstawicielem płci brzydkiej w wieku średnim. Twarz, poorana już zmarszczkami, była surowa, a głęboko osadzone, jasnoniebieskie oczy świdrowały osobę Nasski. Zapytał praktycznie o to samo, co chwilę temu kobieta, głosem niskim, w którym brzmiała nuta podejrzliwości. I on wpierw otaksował najemniczkę wzrokiem, również zatrzymując się na łuku oraz nożu myśliwskim do oprawiania zwierzyny. Choć dzierlatka nie miała na sobie krwi, która niedawno skończyła tryskać z ran prostytutki, była jedyną osobą widzącą sprawcę. Co za tym idzie, jedynym świadkiem i jednocześnie... możliwą podejrzaną. Nikt jednak na razie jej nie zarzucał.

— Co tutaj się stało, proszę pani? Proszę opisać wszystko dokładnie.

Offline

 

#57 2017-02-24 21:17:28

Nasturcja

Dziecko Niespodzianka

Miano: Nasturcja
Rasa: Człowiek
Wiek: 23

Re: Tawerna „Kelpie”

Nasturcja westchnęła głęboko. Miała ochotę powiedzieć pachołowi, że jak widzi, kogoś zamordowano, ale zdobyła się na cierpliwość. A przynajmniej wystarczająco dużo cierpliwości, by rzeczowo przekazać:

- Wychodziłam tutaj, zza tego winkla. Zobaczyłam tę tutaj biedną damę. - Wskazała prostytutkę. - Osuwała się po ścianie domostwa, w miejscu, w którym jak pan widzisz, spoczywa. Gardło miała przerżnięte, zapewne przez zakapturzonego człowieka z krótkim mieczem, który uciekł w tamtym kierunku, o. - Pokazała rzeczony. - Później zaś zbiegło się zacne towarzystwo, by patrzeć na mnie podejrzliwie i zadawać powtarzalne pytania.

Uśmiechnęła się do strażnika tak ładnie jak się da z twarzą pooraną zielonymi tatuażami, a potem uznała za stosowne nadmienić:

- Wiele czasu nie minęło, a sądząc po rzeźni jaka się tu dokonała, morderca schlapany jest krwią. Może byśmy tak chociaż spróbowali go dogonić?

Ostatnio edytowany przez Nasturcja (2017-02-24 21:18:06)


Karta Postaci  | Monety: 150 KN

Offline

 

#58 2017-02-25 18:04:04

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

— ROZEJŚĆ SIĘ! — słychać było głos drugiego ze strażników, który szybko zajął się sprawą motłochu nagromadzonego w tak krótkim czasie. Od czasu do czasu machał zachęcająco swym mieczem, przeganiając maruderów. Została tylko ciężarna kobieta, jej mąż oraz jakiś mężczyzna, który wyglądał na mocno zmartwionego. Do tego przez krótka chwilę był tam ten sam mieszkaniec portu, który przyprowadził straż miejską na miejsce zbrodni. Szybko jednak się zmył z polecenia kolegi przesłuchującego, prawdopodobnie niosąc wieści do pozostałych ziomków strażników. Coś w końcu trzeba zrobić z tą prostytutką.

Jej rozmówca słuchał cierpliwie, założywszy ręce na tors. Gdy skończyła relację, uśmiechnął się krzywo i odparł:

— Panienka niech już zostawi pogoń za zbrodniarzem w naszych rękach. Sami zajmiemy się sprawą, nie potrzebujemy cywili do pomocy — znowu przy tym zerknął podejrzliwie na broń Nasturcji i dodał: — Tymczasem będziemy musieli zaprowadzić panienkę do kordegardy, żeby spisać zeznania i dowiedzieć się czegoś więcej. Może przypomni sobie panienka coś więcej w tej kwestii...

Nasturcja miała dziwne wrażenie, że strażnik jej nie wierzy. Jego mimika twarzy, mowa ciała czy nawet głos mówiły same za siebie, że kobiecie z bronią ufać nie wolno, nawet jeśli nie jest upaprana juchą. Odwrócił się więc za siebie i powiedział do swojego kompana:

— Nosal, dasz radę przypilnować zwłok? Muszę zaprowadzić panienkę do kordegardy.

— Raczej nie wstaną, nie? Zresztą zaraz ktoś tutaj i tak przylezie, więc różnicy to mi nie robi — burknął Nosal, po czym wrócił do sprawdzania ciała. Tymczasem rozmawiający z Nasską ruchem głowy wskazał ulicę za kobietą i rzekł:

— Panienka przodem — i rudowłosa chcąc nie chcąc musiała pójść ze strażnikiem.


(Część dalsza posta)

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2017-02-25 18:05:10)

Offline

 

#59 2017-03-26 21:15:37

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

Poczuł dotkliwie osłabienia jego kalekiej, lewej strony cielesnej. Przestraszył się trochę, że zablokowanie ciosu protezą mogło wywołać jakieś trwałe i szkodliwe zmiany w łączeniu z jego ciałem. Niemniej, pomimo ciosu w głowę i wyeliminowania jednego z jego przeciwników, walczył z tym, żeby wygnać z głowy napływ myśli. Gdzie był Sypki? Gdzie pozostali trzej? Czemu to wszystko się stało? Popełniłem błąd, ale gdzie? Kiedy powietrze boleśnie z niego uleciało, momentalnie się skulił i zasłonił żebra prawą ręką. W głowie usłyszał szybki impuls, który kierował jego działaniami. Głos, który szepnął mu prędką myśl mówił Co Ty byś zrobił? Wyobraził sobie więc, że skoro jest schylony, to cios może przyjść z dwóch kierunków - kolejny raz w potylicę, od góry, albo kolanem w odsłoniętą głowę. Musiał więc uciekać z zasięgu krótkiego i brutalnego ciosu, który mógłby zakończyć jego karierę.

Po zgięciu się, postanowił jak najszybciej wyprostować, odsłaniając prawą ręką żebra, by zasłonić nią głowę, równocześnie robiąc szybki i jak najdłuższy wykrok lewą nogą w bok, by odskoczyć. O ile mu się to uda i nie zostanie trafiony jakimś nagłym atakiem, spróbuje uderzyć w kierunku przeciwnika prawą ręką w ćwiekowanej rękawicy na odlew, odwracając się w jego kierunku. Z impetem uderzenia prawą ręką będzie musiał się delikatnie odwrócić, więc pokieruje tą siłą, by zrobić wykrok lewą nogą, a prawą włożyć w kopnięcie skórzanym butem w jak najwyższe osiągalne dla niego miejsce. Jeśli według swojego wewnętrznego przeczucia będzie czuł w nogach, że dosięgnie głowy, to kopnie w głowę, próbując ją frontalnie nadepnąć. Jeśli będzie miał wątpliwości co do swojej gibkości, wtedy kopnie w korpus, by oddalić niebezpieczeństwo kolejnego przeciwnika.

To chyba było jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, skoro jego słowa nie poszły mu za dobrze - musiał eliminować tych, którzy chcieli eliminować jego. Sam w sumie nie znał za dobrze słowa eliminacja i trudno byłoby mu je wypowiedzieć.

Jeżeli. Powtarzam. Jeżeli uda mu się odepchnięcie kopniakiem, to rozejrzy się, by dojrzeć pozostałych z bandy. Jeśli ich nie dostrzeże, pójdzie za ciosem i naprzemiennie zacznie uderzać rękoma z wykrokami - lewa noga, to prawa ręka. Prawa noga, to lewa ręka. A raczej lewa proteza, nie ręka. Jeśli dojrzy bandę, dostosuje się wariantem takim, że jak dostrzeże nóż, to wyjmie swój. Jak nie, to wyjmie z dawnym planem dwa gwoździe przy pasie i wsunie je między palce prawej dłoni, by wyrównać szanse.

Tak. Chyba tak będzie miał zamiar zrobić według następujących wydarzeń.


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#60 2017-03-28 00:43:00

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Mający łeb na karku i oczy dookoła głowy Halfdan zawirował jak fryga, przygotowany nie tylko na to, by nie sprzedać tanio swej skóry, ale odpłacić pięknym za nadobne pragnącym otoczyć go napastnikom, garbując ich własną. Coś nawinęło mu się pod rękę i nie trzeba było długo czekać, by to coś wywinęło hołubca, waląc się na deski podłogi oberży, przy wtórze suchego trzasku i obelżywych sugestii rzucanych pod adresem człowieka powiadającego się Sigurdem.

Nieulękły niczym poborca podatków podczas rewizji i nieustępliwy jak sraczka po marynowanych grzybach, kątem oka dostrzegł skradający się ku niemu kształt. Częstując go starannie wyselekcjonowanym kopnięciem z bogatego repertuaru, poczuł opór, zorientowawszy się, że posyła go przynajmniej na kolana. Dokładnie w tym samym czasie, coś zawisło mu na plecach, wbijając przegub w grdykę. Nim zdążył zrobić cokolwiek z tą aktualną i palącą kwestią, spadło na niego zrozumienie. Równie nagle co on sam na ziemię.

Napływające myśli niczym fala przyboju rozbiły się ostrym i kamienistym brzegu rzeczywistości. Nie popełnił błędu w żadnym miejscu, skurwysynów było zwyczajnie zbyt wielu. I choć zdążył zmachać się okrutnie, podstępny atak nie wybił mu jeszcze resztek tchu z piersi. Razy, którymi bronił się od napastnika, nie ułatwiały mu roboty. Niefortunnie w tym samym czasie cała reszta, okrążała go wyczekująco niczym sępy.

I właśnie w tej chwili, do środka wpadł kochany i niezawodny Sypki, udowadniając, że z równym powodzeniem mógł zasłużyć na przydomek "Lotny". Zziajany jak poszczuty psami wędrowny truwer, wpakował się do gospody w towarzystwie wysokiego jegomościa o brązowych, lekko szpakowatych włosach, ubranego w zapinany płaszcz z postawionym kołnierzem. I choć nie przypominał Nihiego z żadnej strony, Sigurdowi nie trzeba było przyglądać mu się dłużej, by zrozumieć, że ma przed sobą swojego człowieka. Nie byle kogo, wnioskując po słabnącym właśnie uścisku i widoku wielgachnych ciołków, którzy spuściwszy golone głowy, trzymając się za rozbite nosy, bądź zbierający z podłogi luźne zęby, kornie maszerowali ku wyjściu.

No, kurwa, rzeczywiście — skomentował zastany bezład, przybysz przyprowadzony tu właśnie przed ochroniarza Sigurda, zajętego opieraniem się o najbliższą belkę stropu i wypluwaniem swoich płuc na czubki butów. — Jeszcze nam brakowało tego, żeby nasi nie wiedzieli kogo ciulać. Wybaczcie to małe nieporozumienie. Są nowi, nie zdążyliśmy ich zaanonsować — Ku zdziwieniu Sypkiego, a może nawet samego Halfdana, szpakowaty swoje słowa skierował do zarośniętego obdartusa, prowodyra całego zajścia. Tego samego, który dosłownie moment wcześniej trzymał go za łeb.

Nic trzymam urazy — wychrypiał tamten, z pomocą podanej prawicy dźwigając się z podłogi i rzucając swojemu niedawnemu oponentowi przelotne spojrzenie. Rzucając je, Sigurd zauważył to nie bez dozy satysfakcji, zza dorodnej śliwy rozlewającej mu się właśnie na większość prawego oczodołu.

Konrad Regenschein — przedstawił się ten w płaszczu. — Przepraszam za niezapowiedziane powitanie. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby Nihili nadal żył.

Offline

 

#61 2017-03-28 13:51:34

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

W oczy niewątpliwie zajrzał mu strach, bo spodziewał się, że nóż, który wcześniej widział, prędzej czy później rozetnie mu żebra jak spełniający się w swoim fachu rzeźnik, tnący świniaka. Przecięte gardło też nie sugerowało nic dobrego. Człowiek tak zbyt długo nie pożyje. Sigurd przeżył już niejedno i delikatnie obawiał się, że z tego może akurat nie wyjść. Na licho. Przeżyłem bitwy i magiczne zasadzki. Zadźgają mnie w tawernie. No ja. Zacisnął zęby, jakby czując nadchodzącą śmierć prędkimi stęknięciami zadawanych ciosów i szelestem przesuwanych po podłodze butów.

Widok Sypkiego zaś nigdy chyba nie sprawił mu takiej przyjemności, jak teraz - z lubością wpatrywał się w jego twarz, jakby był najpiękniejszą z dam tutejszych zamtuzów. Niemniej, nie mógł okazywać strachu i słabości. Trudno jednak nie było okazywać słabości, kiedy czuł palący ból i płuca, które zdawały się rozdarte od środka, broczące raną wysiłku i odzyskiwanego spokoju. Pięknie Sypki. Pięknie. Spodziewał się, że jego odsiecz przyniesie mu chlubny ratunek i sprawiedliwość wymierzoną w kolejnej porcji boju. Zamiast tego, jego dawni napastnicy rozchodzili się potulnie, co znaczyło, że ma przed sobą kogoś wyraźnie na tyle ważnego, by mieć go po swojej stronie w razie potrzeby.

Starał się stanąć jak najbardziej wyprostowany i opanowany. Na tyle spokojny i dumny, na ile pozwalała mu ta niekorzystna dla niego sytuacja. Słowa, które skierował ku niemu mężczyzna w płaszczu, potwierdziły fakt, że zaszło nieporozumienie i czuł satysfakcję, rozumiejąc, że ktokolwiek zna tutaj Halfdana Hobsa, zaufanego człowieka Nihiliego i dawnego najemnika w Novigradzie. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że nowo przybyły kieruje swoje przeprosiny do obdartusa, godząc w pewność siebie Sigurda, który starał się nie stracić swojego tonu. Komu zajebał w głowę? Kto był na tyle ważny, a wyglądał w ten sposób?

Nie trzymam urazy słysząc to, Sigurd najbardziej obojętnym i neutralnym spojrzeniem, jakie potrafił teraz przyodziać odpowiedział na spojrzenie obdartusa, myśląc intensywnie. Obdartus z posłuchem i rębaczami. Swój?

Bój był słodki jak miód, spijany spomiędzy młodych piersi. Pomimo tego, że widocznie zbliżało go to do niechybnej klęski, to satysfakcja i wewnętrzne spełnienie przepełniało go. Wprawność bojowa nie została utracona, więc jego ciało pamiętało to, w czym tak dobrze się sprawdzało. Jeszcze nie umarłem. Jeszcze ciało nie gnije.

Próbował przypomnieć sobie imię nowo poznanego, ale wydawało mu się, że nigdy go nie słyszał. Zastanawiał się, jak mu się przedstawić. Halfdan Hobs, człowiek Nihiliego? Sigurd z Kaedwen, weteran wojenny? Kupiec? Czy może nazwać się na wstępie Pszczelarzem? Wtedy jednak doszło do zakończenia zdania. Otworzył szeroko oczy, nie mogąc opanować swoich emocji.

- Jak kurwa - dał upust, otwierając usta i nie zamykając ich w niemym zaskoczeniu, czując, jak ucieka z niego poprzednia duma po spełnionym boju, który teraz wydawał się całkowicie nieważny - Jak to Nihili nie żyje? Kiedy? Kto? - dodał na samym końcu pospiesznie, czując rosnący w nim gniew, wpatrując się w Konrada z napięciem na twarzy. Jeśli Nihili był martwy, oznaczało to, że bardzo prawdopodobnym było to, że Oni w końcu go dopadli. Był tutaj znany jako Halfdan, więc mógł być za to zabitym. Mógł być również zabitym za bycie Sigurdem, ale emocje zaczynały brać nad nim górę.

Pytania mąciły się w głowie. Kto zabił Nihiliego i czemu dopiero teraz się o tym dowiedział? Do kogo ma teraz się zwrócić? Całe życie podążał za kimś, a teraz kogoś takiego zabrakło. Pustka, jaką wywołała ta wiadomość, mogła być zapełniona tylko jedną rzeczą. Z rosnącym gniewem pokiwał głową w kierunku Konrada z akceptacją, sięgając po swój miód - Sigurd z Kaedwen. Kupiec tkacki i miodowy - przedstawił się otwarcie, chociaż wiedział, że zabrzmi to jak przykrywka. I miało tak zabrzmieć. W takiej sytuacji nie mógł się przecież chować. Szybkim spojrzeniem otaksował Sypkiego. Czy on wiedział? Nie. Raczej nie.

Mój Nihili.


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#62 2017-03-29 15:40:43

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”


Ciszej. Nie tutaj — przemówił niespodziewanie ten zarośnięty, unosząc dłoń w geście urywającym dalszą dyskusję. Konrad, ten w płaszczu, także pozwoliwszy swoim płucom na odpoczynek po dłuższej przerwie, przytaknął mu, uprzednio rozejrzawszy się po wnętrzu i ciżbie, z której dolatywały ich pojedyncze spojrzenia. — Jesteś w domu, chłopie — parsknął, słysząc słowa Sigurda rozbrojony nieco tym „kupcem tkackim”. — Łebski ten wasz parob. Dobrze się złożyło, że na siebie wpadliśmy.

Żaden parob! — Sypki uniósł się honorem i z przygięcia. — Jam szlachcic — pochwalił się. — Choć ubogi.

Regenschein nie zakwestionował. Miast tego gestem dał im znać, by podążyli za nim do odosobnionej izby. Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu z zastawionym stołem, które podobnie jak większość wnętrza karczmy, prezentowało się zdecydowanie lepiej niż jej zewnętrze. Pozbawione typowych dla wystroju tawern ozdób, w postaci zawieszonych lin, sieci i obrazów o tematyce marynistycznej, prezentowało się schludnie i skromnie a wszechobecny w porcie zapach ryby był dobrze maskowanym zapachem suszonych kwiatów wiszących tu i ówdzie pod powałą.

Siedzący naprzeciwko obdarty zmienił się nie do poznania. Rozbiegany, błędny wzrok uspokoił się, odkrywając oczy o inteligentnym i wnikliwym wyjrzeniu. Obserwując pozostającego w bezruchu człowieka, rejestrowało się coraz to więcej szczegółów, odróżniających go od zwykłego ulicznego lumpa, na którego był zdecydowanie zbyt dobrze odżywiony i uzębiony.

Zdaje się, że z Flądrą zdążyłeś się już poznać — chrząknął Konrad, wskazując mu na siedzącego naprzeciw rozmówcę a niedawnego dusiciela. — To jeden z naszych najdawniejszych współpracowników. Jest z nami od dłuższego czasu.

Od pierwszej nilfgaardzkiej — przyszedł mu w sukurs przezwany Flądrą. — Od początku do końca kadencji nieodżałowanego arcyszpiega. Jeszcze do niedawna mający przejść w stan spoczynku, odliczający dni do zasłużonej emerytury w centrali.

Kilka znajomych strun poruszyło się w pamięci Sigurda. W przedwojennym Novigradzie to miano było dosyć głośne w półświatku. Słynny na całe miasto żebrak, reprezentujący biedę herold podziemia. Słynący z walki na pięści i noże ulicznik, z którego radami liczyli się nawet watażkowie lokalnych gangów.

Konrad bez słowa rozłożył ręce, przeszedł po pomieszczeniu, zatrzymując przy drzwiach do głównej izby. Uchylając je na moment, upewnił się, że mogą rozmawiać, ruchem i gestem dłoni zamawiając u gospodyni cztery kufle.

Nihili miał zastąpić go na stanowisku. Nie wiemy kto. Wiemy, że przed miesiącem. Obrażenia wskazywały na nóż i czekan lub zbliżone doń narzędzie. Typujemy lokalne porachunki, nie wykluczamy polityki.— Mężczyzna zamknął drzwi, podejmując przerwaną wcześniej rozmowę.

Zwłaszcza że lokalne porachunki a polityka to ostatnio jedno i to samo — dodał z uśmiechem Flądra, bawiąc się nożem o wąskim ostrzu tuż nad blatem stołu.

Flądra bada tę sprawę razem z nami. Poprosiłem go o to, jako utajnionego współpracownika. Wie o nim...

Coraz więcej ludzi — ucharakteryzowany lump, pokiwał głową, zatrzymując przekładane właśnie ostrze między palcami. — Swego czasu, poza szefem w centrali nie wiedział o mnie nikt. Ale przyszły zmiany i...

Trzymamy się tego, co mamy — uciął mu szybko Regenschein. — Większość i tak nie ma o tobie pojęcia, Flądra. I właśnie dlatego cię potrzebujemy. Podobnie zresztą, jak i ciebie Sigurdzie. Kogoś takiego jak ty, nowego...

… dla odwrócenia uwagi. Bo podejrzewają zdradę. Ktoś w naszych szeregach się rozpruł. A potem rozpruł Nihiliego — uprzedzanie wniosków i kończenie zdań, było najwyraźniej zawodową przypadłością Flądry. — A ja, jak widzisz szukam. Przykleiłem się do was... — Ruchem głowy wskazał na Sigurda i Sypkiego — … Po tym, jak usłyszałem waszą gadkę. Byliście nowi, rzucaliście się w oczy. Stąd nasz mały wypadek. Nie miej go Konradowi za złe, ostatnio miał sporo pracy.

Nie wkurwiaj mnie — przestrzegł Regenschein, przejeżdżając sobie dłonią po twarzy, samemu decydując się w końcu spocząć pomiędzy nimi. — Już i tak na każdym kroku pytają mnie, czy aby faktycznie Novigrad nazywają miastem Płomienia z powodu Wiecznego Ognia. Najpierw „Pręgierz” potem „Grot”. Tutaj karczmy płoną częściej jak znicze ze świętym ogniem.

Bez sensu — obruszył się, milczący do tej pory Sypki, nieodrodny syn redańskiej ziemi. — Jak robić zajazd i palić to właśnie wszystko oprócz knajpy! Gdzie się bez tego napijesz i wyśpisz po robocie?

Prawda? — Uśmiechnął się szeroko Flądra. — A szykuje się nam kolejny pożar. Znasz się na tym, Sigurd? Igrałeś już kiedyś z ogniem?

Offline

 

#63 2017-03-29 18:32:10

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

Gdyby nie ostatnia wiadomość, uśmiechnąłby się delikatnie na słowa Sypkiego o jego wysokim urodzeniu. Chociaż nawet tak dobrze dobrane słowa w tej sytuacji nie potrafiły go rozweselić.

Gdy już znaleźli się w pomieszczeniu, Sigurd nadal pozostawał trochę obojętny i spięty, bo niedawne wiadomości i cała ta sytuacja zaskoczyła go. W innych okolicznościach śmierć współpracownika albo kontaktu byłaby co prawda smutną stratą, ale z tym trzeba by było się liczyć. Śmierć Nihiliego jednak oznaczała dla niego bardzo wiele - był może jego jedynym, prawdopodobnie bezinteresownym przyjacielem w ciągu całego jego życia. Fakt, miał Sypkiego, ale to nadal nie było to samo. Jakby stracił brata, który bardziej był mu bratem, niż jego dobrani bracia z innej matki w Świerku. Oparł jedną rękę o krzesło i podrapał się po brodzie drewnianą dłonią, taksując po raz kolejny obdartusa i Konrada spokojnym wzrokiem.

Imię Flądry istotnie zapadło mu w pamięci, jeszcze z czasów ukrywania się w Novigradzie. To trochę bardziej skłoniło go do zaufania im. Niemniej, prawdziwy szpieg nigdy nikomu nie ufa. Mogą mówić mu jedno, a mogli zrobić drugie. Nie mógł wykluczyć tego, że cała ta szopka jest istotnie prowokacją. Gdyby miał jakiekolwiek poszlaki i zdobyłby dowody, nie wahałby się, żeby ich zabić. Ale, jeśli na prawdę służą Redanii, to czy powinien zabijać patriotów? Bez Nihiliego wszystko się sypało. Czuł się jak głuchy w ciemną noc, gdy nie świeci księżyc, potykając się o przeszkody i wypatrując po ślepiach w ciemnościach - czy wilk, czy owca.

Sigurd nic nie mówił. Słuchał i czekał, rozumnie wpatrując się w osoby mówiące, kiwając czasem głową dla potaknięcia. Chłonął informacje, chcąc się dowiedzieć jak najwięcej, zanim zabierze głos.

- Na pewno będę chciał się dowiedzieć jak najwięcej o tym, jak zabili Nihiliego. Współpracowaliśmy od - tutaj znów podrapał się po brodzie i wbił spojrzenie w sufit, licząc lata i minione historie - W sumie odkąd pamiętam. Dopadnę tego, kto to zrobił. Prędzej czy później. Jak zawsze.

- Ty zaś, drogi Flądro... - wskazał go palcem unosząc lekko brwi do góry dla podkreślenia swych słów - ...mogłeś mnie znać jako Halfdana Hobsa albo Pszczelarza. I wybacz również wcześniejszą sytuację. Wiedziałem, że ktoś słucha, ale nie wiedziałem dla kogo - wykrzywił lekko usta, jakby w grymasie smutku i rozżalenia, co miało teoretycznie usprawiedliwić jego wcześniejsze zachowanie.

- Lokalne porachunki - podkreślił, podnosząc jeden palec do góry - Lokalni co prawda może, ale na pewno w związku z polityką. Ktoś deptał nam po piętach. Mnie się zawsze upiekło. Ale Nihili... - tutaj zatrzymał się, nie wiedząc, co powiedzieć, więc urwał temat, tak jak wcześniej swoją wypowiedź urwał Konrad.

- W końcu coś się zaczęło dziać. A teraz to - podniósł wzrok najpierw na Konrada, a potem na Flądrę, robiąc stanowczą przerwę i pauzę.

- No ale jako, że jesteśmy po fachu, to Wam zaufam. Więc pewno. Znam ja ogień. Znam ja miecz i wyrywanie zębów. Ale przed jakimś wypadem mam pewną rzecz do zrobienia - wciągnął dramatycznie powietrze do płuc, nadymając się lekko.

Wyciągnął się w krześle i położył znacząco rękę na barku Sypkiego, trzymając ją tam przez sekundę:

- Obiecałem Sypkiemu, że po podróży morskiej pójdziemy na kurwy, co pomoże mi teraz również odświeżyć umysł i pozbyć się trucizny z jajec. I alkohol, żeby przyjąć do wiadomości śmierć Nihiliego. Był mi przyjacielem. Bratem wręcz. Czasem skurwysynem, bo przez niego nie mogłem pójść na Thanedd. Ale... Możecie na mnie liczyć w każdej sytuacji. A jeśli szukacie kretowiska, dajcie cynk naszym, że mnie ufać do końca nie wolno, bo szemrane mam kontakty i coś mogłem sprzedać. Jeśli my go nie znajdziemy, to może on znajdzie mnie
- pokiwał głową pewnie, wygłaszając swój monolog, jakby faktycznie w niego wierzył i był całkowicie oddany swoim słowom.

- Chociaż wolałbym uniknąć potyczek z czarodziejami. Miotacze uroków wysadzili pode mną konia i raz porwali, sucze syny. Nie mam już, kurwa dłoni, na oko bielmo wchodzi a ucho też jakieś plugawe. Jak mi przez Was utną i kutasa, to nawet powrót Dijkstry albo król na czele szarży Was nie ochroni przed zemstą kaleki-eunucha, zamiast drewnianej ręki i kutasem, to hakiem bodzącym - zażartował na sam koniec, uśmiechając się szeroko, chociaż trudno było mu wyprzeć smutek.

Starał się pokazać im, że jest faktycznie potrzebny i nie jest zwykłym pionkiem na szachownicy. Równocześnie musieli mu zaufać i go polubić. Czyżby nie łatwiej byłoby udawać prostego rzeźnika i półgłówka? Może. Ale jeśli ma pomścić Nihiliego, to jako on sam. Nie pod przybranym imieniem i w przebraniu. On jako on.

Jedyne, co mógł zrobić, to im początkowo zaufać i wdrożyć się w sprawy. Jeśli oni mieli coś z tym wspólnego, chociaż to wątpliwe - zabije ich wszystkich. Najważniejsze było znaleźć odpowiedzialnych za śmierć Nihiliego. Łatwiej jednak będzie,  jeśli to on da się znaleźć Im.

Ostatnio edytowany przez Halfdan (2017-04-05 15:41:51)


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#64 2017-04-12 00:05:57

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

I dowiesz się, w swoim czasie — zreplikował agent operacyjny Regenschein, strzelając oczami i potupując obcasem wysokiego, oficerskiego buta. — Gdybym sam wiedział więcej, nie siedziałbym tutaj. — Przerzucie podpowiadało Halfdanowi, że nie ma na myśli wyłącznie tej małej karczemki. Siedzący przed nim człowiek zdradzał wszelkie symptomy kogoś, komu Novigrad, pomimo krótkiego pobytu w nim, zdążył zajść za skórę równie głęboko co kolce mayheńskiego batoga.
— Myślisz, że nigdy nie dostałem w gębę? — Wskazany łże-obdartus, pochylił się nieco, wbijając nóż w blat, samemu krzywiąc gębę jak po podłym sznapsie. — Postąpiłeś roztropnie.

Ale Nihili... Tym razem Flądra nie dokończył. Pozwolił, by cisza wybrzmiała, robiąc to za niego. Do spółki ze spojrzeniem, które posłał Pszczelarzowi. Spojrzeniem oczu, które nie widywały już wcześniej śmierć druhów. — Przypomnij sobie wszystkich, którzy deptali. Bo oni mogą dalej pamiętać o tobie.

Ufamy, że znasz. I ufność w tobie pokładamy. Nie zawiedź nas — przytaknął mu stary szpieg, słuchając, co ma do powiedzenia. I czekając, aż odezwie się ponownie, po to by parsknąć na wzmiankę o jego planach. Sypki, choć sam przygnębiony wieściami ożywił się natychmiast, wesoło krzyknąwszy. Regenschein pokręcił głową.
Niech idą — uspokoił jego obiekcje Flądra, zanim tamten doszedł do głosu. — Mów dalej.
Czarodziejami? — Obydwaj rozmówcy wyglądali na zaskoczonych. — Jesteś w Novigradzie, a nie Gors Velen, nic się pod tym względem nie zmieniło. Magików jak na lekarstwo, a wychylają się niechętnie. Chappele może i zmięknął, ale nie na tyle, żeby im popuścić. Poza tym Thanedd. Sam rzekłeś.
Gdy po chwili, z sobie tylko właściwym wyczucie czasu, gospodyni wniosła kufle, co rychlej, a i wręcz demonstracyjnie pospiesznie opuszczając izbę, Flądra podniósł rzyć ze swojego stołka.
Korzystając z okazji — powiedział, wznosząc swój kufel. — Chciałbym wznieść toast za nieobecnych.

Offline

 

#65 2017-04-13 20:57:42

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

Ci tajemniczy oni... Zawsze gdzieś tam są i czekają. Patrzą. Gonią. Zabijają. Żeby ich znaleźć i zabić musimy wiedzieć, kim są. Ale to przecież już wiecie. - chciał powiedzieć, ale powstrzymał się od tego komentarza, by nie ględzić zbytecznie i bez powodu rzucać słowa, które już zostały wypowiedziane.

Nie mógł ich traktować też jak amatorów i byle rabów, więc mówienie oczywistego mogłoby potwierdzić ich przypuszczenia co do braku rozgarnięcia i intelektu u Sigurda. Zamiast tego postanowił odpowiedzieć na kwestię czarodziei.

- Czaromioty z jakiegoś powodu mnie nie lubią. Przewinęli mi się kilka razy w życiu. To, co się z nimi wiązało zawsze szło w parze ze śmiercią i zniszczeniem  - wzruszył ramionami z obojętnym i neutralnym wyrazem twarzy, delikatnie tylko unosząc brwi.

Widząc, jak Flądra wbija nóż w stół, odruchowo, ale nie ostentacyjnie sprawdził, czy również on ma nadal swoją broń tam, gdzie być powinna. Stanowczo też bardziej spodobał mu się pomysł wypicia toastu. Co innego bowiem, jak toasty, spajały ludzi i budowały mosty? Co? - seks? wspólna walka? wieloletnia przyjaźń? sekrety?

To toasty - te wzniosłe, oraz te mniej wyszukane, mówiły swymi gestami więcej, niż długie monologi i pieśnie. Tak było przynajmniej w przekonaniu Sigurda.

- Toast za nieobecnych. Za nas z Wami! - powtórzył najpierw jak echo, a potem zakrzyknął zawzięcie, marszcząc czoło przy toaście. Podczas podnoszenia swojego kufla zajrzał do jego środka, wpatrując się w ciecz.

Nigdy nie przestawaj być czujnym. Brak ostrożności jest tym, co często nas zabija wspomniał słowa Nihiliego i westchnął mimowolnie, czując kłucie w sercu, gdy podniesiony kufel skierował do ust, wymieniając z każdym symboliczne spojrzenia "zdrowia".

Na pierwszy łyk, pomimo toastu, nie wypił dużo. Znad kufla wpatrywał się we Flądrę i Konrada, czy aby oni wypili wszystko, bo wtedy winien by był pójść w ich ślady.

- To, panowie. Co z tym pożarem? Gdzie i dlaczego ma noc rozbłysnąć, jakoby księżyc słońcu żar zabrał, rozświetlając mroki? Czyli, to w ogóle po co, kurwa, palicie? -  uśmiechnął się na sam koniec delikatnie, by jego wypowiedź nabrała ironicznego i delikatnie żartobliwego wydźwięku.

Ta mimika twarzy według jego mniemania powinna wykluczyć w jego krótkiej wypowiedzi sugestię, że ma do nich jakiekolwiek pretensje. Sam domyślał się, że chodzi tutaj o konkurencję i jej wykluczanie. Walkę o wpływy. Wolał się jednak tego dowiedzieć od nich i utwierdzić się w tym przekonaniu.

Poza tym, trzeba było już zacząć robotę. Czas najwyższy do działania. Bo działać trzeba, a nie gdybać wokół tematu i bać się dojść do sedna sprawy, jakoby muchy wstydziły się na gównie usiąść, brzęcząc rozpaczliwie z podejrzeniami, coby gówno aby nie kwiatkiem się okazało.


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#66 2017-04-19 00:18:26

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

I za chuj z nimi — dokończył cicho Flądra, stuknąwszy się kuflem z pozostałymi i opadając na swoje miejsce, spełniwszy swój toast. Broń Sigurda, podobnie jak niedawno wzniesiony toast była zupełnie na miejscu.
Nikt nie skomentował poruszonej przez Pszczelarza kwestii czarodziei inaczej niż tylko krzywym uśmiechem i porozumiewawczym spojrzeniem. Nie byli w końcu amatorami. Widzieli, z czym to się je. Zresztą co innego spaja ludzi lepiej niż wspólna niedola? Nawet jeśli ludzie ich pokroju mieli za sobą niejeden spalony most. Lub inne konstrukcje, spalone zupełnie dosłownie.

Gdy Sigurd przeszedł do konkretów i sprawy najbardziej palącej, Sypki pokaleczył się ironią, przecząc swej niedawnej lotności. Z nierozumiejącą miną wydobył zza pazauchy zwędzoną kapitanowi fajkę z zamorskim zielem, oferując ją pryncypałowi. Regenschein parsknął, Flądra tylko uśmiechnął i zaczął deklamować. Porządnie, unikając emfazy.

— W rozpaczliwym rozdzwonieniu na pożary pełnym skarg,
Próżno dzwony zaklinają rozwścieczony, głuchy żar,
A żar w górę, w górę, w górę,
Napastliwie i zuchwale,
Z desperacką żądzą parł,
Aby dziś, dziś - albo wcale -
Zająć przy księżycu tron.
Dzwoni dzwon, dzwon, dzwon!


Edgar Allain. „Pożar Mirthe” — oznajmił na zakończenie, wykazując się nie tak powszechną wśród wywiadowców znajomością liryki.

Prozą, panowie, prozą — ponaglił miłujący historię najnowszą Regenschein, za nic mający sobie poezję i truwerstwo. Flądra, zgodnie z życzeniem przeszedł do sedna. Przedłużająca się cisza mogła sprzyjać wyłącznie bzyczeniu much.

Chodzi o konkurencję. I jej wykluczenie. Ale przede wszystkim o pozyskanie środków. Bo tak się składa, że znajdujemy się w środku wojny. A nerwem wojny jest pieniądz. Sigurd, powiem krótko — zielone oczy starego rezydenta, spoczęły na nowoprzybyłym po raz drugi od wzniesienia toastu. — Trzeba puścić z dymem kilka folwarków wokół miasta. Parę manufaktur, może jakąś kopalnię. Puścić z dymem, popioły rozsiać po okolicznych ziemiach, żeby użyźnić glebę. Pod nowe gospodarstwa zaprzyjaźnionych ludzi, takie jak twoje własne, stworzyć dla nich miejsca pracy, napędzić koniunkturę. Zwalczyć ogień ogniem, odwracając uwagę od pożarów w mieście. I jeszcze zainkasować za to pieniądz.

Znasz Vizimborę i tereny wokół — potwierdził Konrad, bawiąc się pustym już kuflem, obracając go do góry dnem i pozostawiając mokry ślad na stole. — Flądra zaangażuje spotkanie z dalszymi wytycznymi, kiedy już zorientujesz się już w mieście i załatwisz własne sprawunki. Nie mitręż dłużej niż to będzie konieczne.

Offline

 

#67 2017-04-19 20:16:10

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

Chuj z nimi.

Z krótkim tylko wahaniem sięgnął po skierowaną ku niemu fajkę, wsłuchując się w słowa Flądry. Sam pamiętał, jak dziewkom wiersze i poematy recytował, ale chyba żaden z jemu znanych nie wpasowałby się w kanon, ustanowiony przez obecnego mówcę. Tym bardziej Flądra mu teraz zaimponował wielce, wykazując się znajomością sztuki, co Sigurd kwitował znaczącym skinięciem głowy z aprobatą, samemu dając sobie chwilę wytchnienia na fajkę Sypkiego, jakkolwiek by to w jego głowie nie brzmiało.

Z obecnej pozycji graczy przy stole można by się było domyślać, że Konrad jest tym, który te karty rozkłada i tasuje gdzieś pod stołem, przeglądając je zawzięcie. Co jednak trafi się Sigurdowi? To, co przepuści do niego Flądra, a co sam wybierze z tego, co przekaże mu Konrad. Najgorzej z talią miałby w tej sytuacji Sypki, ustawiony najniżej.

Jak najbardziej zrozumiale i inteligentnie wpatrywał się w rozmówcę - jako którym był wtedy Flądra, objaśniający całą kwestię palenia miejsc zbytku i pijaństwa. Musiał wyglądać tak, że zrozumiał i wie, jak dalej postępować, więc jakby na nieme potwierdzenie pokiwał głową, odrywając wzrok na ścianę obok, sztucznie nieobecny i zalany falą myśli.

- A więc chcecie spalić konkurencję... To całkowicie zrozumiałe i rozsądne. A na metaforycznej i dosłownej glebie popiołów i starego żywiołu ognia macie zamiar wybudować gospodarstwa, tak? - dodał na koniec trochę sceptycznie, marszcząc delikatnie brwi.

Nie do końca wierzył, że faktycznie chcą tam budować gospodarstwa. Chociaż, w sumie dobra gospodarka i rola mogły przynosić zyski - szczególnie, jeżeli zdobędzie się monopol. Monopol na co? Na zboże? Na chleb? I tak statki przywiozą z Łukomorza albo innego północnego regionu całe ładunki. Bez sensu. Bez składu. Fakt, było to logiczne i rozsądne pod względem strategicznym. Niszczenie konkurencji i przejmowanie koniunktury. Czyste interesy napędzające ciężar kieszeni. Coś mu jednak w tym nie pasowało - jakaś dziwna, mała zębatka drapała go gdzieś z tyłu głowy. Nie miał jednak pojęcia, co mu się mogło nie spodobać w tej całej rozmowie, a co się ze sobą nie zgadzało.

Nawet spróbował sobie przypomnieć wszystkie dialogi od wejścia do gospody. Nadal nie znalazł tego drażniącego punktu. Szpilki w potylicy.

- Tylko miodu mi nie ruszajcie, waćpanowie. Budujcie Wy manufaktury, magazyny, spichlerze i warsztaty. Ale ule ni. Ni. - uśmiechnął się, by jego słowa miały żartobliwy wydźwięk, świadomie delikatnie zmieniając dialekt na bardziej północny. Niemniej, mówił śmiertelnie poważnie. Jak ktoś mu spróbuje zwalczać markę, to może mu się ręka omsknąć z pochodnią.

- A co to do ognia, to iskrę mogę wskrzesić nawet dzisiej w nocy. Niemniej, przydałoby się rabów. Aj ano zdałoby się rabów. Dajcie mi rabów, a dzisiej jaśniej będzie mrok jaskrzył się niż dzień. Palec Boga nakieruje. Ręka ludzka czyn wyrządzi. Ano, ale powiedźcie, drodzy pany. Kto z ino tutejszych na pewno jest naszą konkurencją? Jaka frakcja, co znana jest Wam z nazwy i upodobań politycznych? Nie pytam oczywiście o państwa - tutaj wyjaśnił naprędce, bo tak to miało zabrzmieć.

Wygłaszając swój monolog zdał sobie chwilę na przerwę, by wyraczyć się silnie dymem z fajki, co zapił również swoim napojem.

- Pytam o grupy takie, jak nasza. Komu tak na prawdę mogłoby zależeć na tych paleniach? Może to co prawda dobra reputacja na mieście, ale chyba lepsza by się zdało, jako by na kogo innego wina spadła, hę? - wzniósł lekko brwi do góry, z ukosa również uśmiechając się do Sypkiego, by następnie powrócić spojrzeniem do Konrada i Flądry.

Za nas z Wami. I za chuj z nimi - powtórzył niemrawo w myślach, chociaż tak na prawdę miało to dla niego zupełnie inny wydźwięk, kiedy uprzejmie błyskał bielmem do współ-biesiadników. 

Spoiler:

Po teoretycznym końcu powyższego dialogu toczącego się pomiędzy tymi 4 postaciami byłbym skory do przeskoku czasowego, mającego za zadanie pominąć wizytę w burdelu i niegrzeczne poematy i erotyki, które byłyby związane z moją prozą. Sugeruję po prostu z Gospody dać mi plac zabaw z zabawkami, co parzą. Pozdrawiam.


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#68 2017-06-20 01:30:49

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”

Dokładnie tak. Wyjmujesz mi to z ust, Sigurdzie — na twarzy Flądry nie drgnął nawet jeden mięsień. Konrad przysłuchiwał się w milczeniu a Sypki dłubał w nosie. Początkowo ostrożnie, dając pozór, że tylko podszczypuje jego czubek, w rzeczywistości pakując paluch prosto w nozdrze, kiedy myślał że nikt go nie widzi. W powietrzu słychać było bzyczenie krążącej pod sufitem muchy i donośny metaliczny zgrzyt. To była tryby pamięci Sigurda, mielące  w poszukiwaniu igły.

Ule? W ogóle. Ni uli ni pasiek — przysiągł Flądra. Regenschein przyszedł mu w sukurs, również przytakując, z każdą minutą coraz mniej przypominając kogoś kto wie o czym mowa. Wyglądał na przemęczonego. Biedak musiał mieć ostatnimi czasu całe mnóstwo problemów.

Dostaniesz. Mam tu akurat trzech chłopaków, za starych, dobrych czasów robili dla Heńka Łańcucha, znają się na rzeczy. Jedli a raczej kradli chleb z niejednego pieca — zapewnił długowłosy, gdy mowa była o rabach.

A ode mnie jeszcze dwóch. Zabierz ich ode mnie w pizdu, bo z braku zajęcia zaczną niedługo mazać chujami po ścianach. Byli starsi szeregowi z zaciężnego wojska. Też doświadczeni, nieledwie kilka dni prawie puścili z dymem "Grot Włóczni", skurwysyny — ożywił się nagle śnięty do tej pory Konrad.

Sam widzisz — rad z obrotu wydarzeń Flądra pacnął o blat stołu. — Razem z tobą i twoim ubogim szlachcicem będzie was akurat na porządną hecę. Kto jest naszą konkurencją? — powtórzył Flądra, odchylając się na oparciu. — A co ty, wieści nie czytasz? Zresztą, podejrzani mają być ci co zawsze.

Czyli — wtrącił Konrad, nachylając się nad stołem i unosząc dłoń — Miejscowy element, najlepiej nieludzie.

— A grupy takie jak nasza, oficjalnie nie istnieją. My też, kurwa, nie istniejemy. Teraz przybliż się trochę, bo nie zamierzam podnosić głosu. Powiem ci wszystko co i jak a ty zapamiętasz. Całą resztę, łącznie z dzisiejszym spotkaniem oraz nami samymi zapomnisz. Przynajmniej do czasu, gdy spotkamy się po raz kolejny. A zatem...



Zatem gdy wczesnym rankiem statek dobił do portu, a z jego kołyszącego pokładu wylali się Sigurd wraz z Sypkim, swoje pierwsze kroki skierowali właśnie do burdelu. Kaedweńczyk był nikim więcej jak kupcem miodowym i materiałowym. Incognito także oficjelem. Oficjalnie go nie było, a już na pewno w "Kelpii" tego poranka. W jej okolice zapuścił się dopiero w godzinach wieczornych, kiedy to zgodnie z przekazanym mu wszystkim co i jak, miał umówione spotkanie ze swoimi towarzyszami broni in spe. Rabami, rębajłami, frantami i zabijakami osieroconymi przez wojnę z dawnych watażków sprawującymi nad nimi komendę.

Zgodnie z obietnicą, było ich pięciu. Stojący najbliżej, krzywo ogolony, z małpio zwisającymi rękami dryblas o błędnych, wiecznie rozbieganych oczach, którego wołali "Znasz Kaedwen?".  Niewiele niższy, choć barczysty chłop z krótką szczeciną ciemnych włosów na czerepie zwany "Jajco" bez żenady bawiący się dębową pałą, którą z rzadka odkładał za pas. Był też niejaki "Ułomek", łysy gówniarz co rusz wybuchający donośnym śmiechem, każącym zastanawiać się co jest większe - jego ubytki w uzębieniu czy w sprawnych klepkach. I byli też dwaj byli szeregowi od Konrada, których militarna proweniencja i przeszłość zdradzała przy każdym ruchu. Sigurd odgadłby to nawet, gdyby przyszli tu bez swoich pozbawionych emblematów mundurów typowych dla najemnych lancknechtów, a przebrali się za kapłanów. Starszy był wąsaty, w berecie i zwał się bodaj "Szajba". Drugi, młodszy, w manieryzmach niemal identyczny, z ogoloną jak po tyfusie głową i blizną przechodzącą przez oko powiadał się jako "Szczun". Albo odwrotnie, choć zresztą miało to niewielkie znaczenie. Pomimo różnicy wieku, mateczka armia, w myśl zasady "jebać, karać, nie wyróżniać" doświadczyła obydwu jednakowo.

— To ma być ta ich banda? — pojechał po bandzie Sypki, tłumiąc rechot, gdy wraz z Sigurdem wychodzili im na spotkanie.  — Jesteśmy pewni, że ich potrzebujemy?

Czekała ich pracowita noc. Obejmująca podróż tuż za Wielką Bramę, do znajdujących się pod murami manufaktur, warsztatu grotnika, młynu za Bramą Klasztorną i pewnego gospodarstwa w bliskim sąsiedztwie Vizimbory. Szczegóły schodziły póki co na dalszy plan w obliczu zdobycia odpowiednich narzędzi i poznania się na tym z kim właściwe ma się do czynienia.

Offline

 

#69 2017-06-22 15:51:12

 Halfdan

Coś więcej

Miano: Sigurd z Kaedwen, kupiec
Rasa: Ludzie
Wiek: 34

Re: Tawerna „Kelpie”

Który z nich był lepszym aktorem? Który lepiej zabawiał się marionetkami w tym całym teatrzyku. Flądra. Konrad. Z czwórki która tutaj się znajdowała ufał tylko sobie i Sypkiemu. Flądra. Konrad.

Flądra. Konrad. Nihili.

Konrad był rozkojarzony, zamyślony. Widocznie nie zajmował się tą sprawą tak zaciekle. Nie przykładał do niej większej wagi, bądź tak próbował wyglądać. Wyglądał jak ktoś, dla kogo obecna rozmowa jest czystą formalnością - spokojnymi interesami i pogawędkami. Nie wydawał się czujny i ostrożny w rozmowie. Flądra zaś zachowywał trzeźwość. Tak, jakby grał.

Sigurd grał w Wielką Grę od lat. Myślenie i domysły sprawiły mu ogromny ból, gdy marszczył czoło. A przynajmniej zmarszczyłby, gdyby w tym pomieszczeniu w ogóle był. Czym jednak był "Grot Włóczni". Naturalnie, gospodą, ale swojską, czy ichniejszą? Puścili z dymem czyiś przybytek, czy swój? Nowe Miasto przemknęło mu przez głowę. Palić chcieli w Nowym Mieście? Boć prawie spalili, a nie spalili. Suczesyny - pochwalił ich w myślach.

Gdy Sigurd pozbył się z organizmu trucizny, szturchnął Sypkiego w żebra:
-Eja, Sypki. Coś nie tak jest. Ale nie bój nic. Pamiętaj tylko, że nie ufamy nikomu. Szczególnie rabom od Flądry. Oni nie dla nas pracują. Zastanawiam się nad tymi drugimi. Żołnierz służyć Redanii będzie wiernie, zależnie od tego, kto wydaje rozkazy. Trzymaj się mnie.

Nie ufajmy im. Sumienie jego mówiło mu głosem innym, jakby nie swoim. Jakiś nieswój był ten głos. Przypominał mu głos samego Nihiliego. Poprawił przy pasie żelazną maskę, którą miał zamiar założyć dzisiejszego dnia.

Znasz Kaedwen. Smutne to, w jakim świecie przyszło nam żyć. Może im jest łatwiej? W głupocie i beztrosce żyć z dnia na dzień w biedzie, prostocie i przemocy pozbawionej celu? Znasz Kaedweny, Karyny i inne elementy niższych partii społecznych.

Zastanowił się. Był kupcem. Weteranem wojennym. To widać na pierwszy rzut oka. Tego nie było co ukrywać. Wolał polegać na żołnierzach - czuł się z nimi bardziej związany, niż ze zwykłymi rębajłami.

- Czołem panowie! - powitał ich uśmiechnięty, ale i surowy - Jestem Sigurd. Sigurd z Kaedwen.

Postanowił przedstawić się "oficjalnie", jeśli chodziło o ludzi powiązanych z Konradem i Flądrą. Halfdanem lub Pszczelarzem na razie być nie mógł. Na razie nie.

Uśmiechnął się kącikami ust o Sypkiego, gdy mówił do reszty - Podobno macie doświadczenie. Ja też mam doświadczenie. Byłem nawet dziesiętnikiem w piechocie, podczas bitew o Sodden - ukłonił się delikatnie w kierunku żołdaków.

Zabieg ten miał na celu delikatne zjednanie się z nimi, oraz pokazanie, że nie jest ich wrogiem, a ma z nimi coś wspólnego. Oczywiście skłamał z byciem dziesiętnikiem piechoty. Był dziesiętnikiem jazdy prawie w każdej bitwie, jaką stoczył. Ruszał na wroga konno. Oni jednak byli szeregowymi, więc maszerowali całymi dniami. Walczyli w błocie, krwi, flakach i gównie. Konie tratowały ich, a często jazda spóźniała się i ociągała, gdy paniątka i rycerstwo zwlekało z przybyciem na pole bitwy. Bycie dziesiętnikiem jazdy mogło ich poróżnić, nie zbliżyć.

- Macie wszystko, co potrzeba do roboty, psubraty? Zabraliście to, co jest potrzebne? Narzędzia? Ekwipunek? Możemy ruszać, czy komuś chce się srać, zapomniał noża, dziecko do snu utulać? - spytał rzeczowo, tylko trochę ironicznie. Nie mógł przecież przed nowymi podopiecznymi pokazać, że nie ma pojęcia, jakich narzędzi potrzebowali do spalenia gospody. Pochodni? Mieli broń. Mieli determinację i noc po swojej stronie. Wystarczyło pójść i spalić. Huj, jakiej gospody? Na wieś przecie. Za Bramę Klasztorną.

- Do Bramy idziemy grupkami. Ci od Flądry idą w zasięgu wzroku za nami. Patrzeć, czy nikt nam ogona nie obcina i nie jedzie po rajtach. Ci od Konrada z nami, z przodu, ale za mną i Sypkim. Idziemy tak, aż będziemy za miastem. Może koło grotnika. Tam robimy postój i lecimy z robotą. Zrozumiano? - wyprostował się i nabrał powietrza w płuca, by zwiększyć swoją sylwetkę żołnierską jeszcze bardziej.

Ułożenie takie sprawiłoby, że automatycznie grupa zapamiętałaby, w jakich formacjach się poruszać, a raby od Flądry odruchowo zostawałyby w swoim otoczeniu, gdyby podzielił ich na dwie grupki. Dodatkowo, śmiech tamtego Jajcarza będzie kierował na nich uwagę, więc lepiej, by on z Sypkim zdążyli przejść. Jeśli szedł z dwoma kapłanami, to mógł na razie uchodzić za bogatego kupca, czy bardziej szlachcica, rycerza. Wolał jednak, by szli tuż za nim, by jak najmniej osób mogło zobaczyć, że ma na sobie herby.

Musiał coś z tym zrobić. Jeśli ktoś go zobaczy za miastem, to go rozpozna. Będzie musiał je jakoś zasłonić. Z płaszcza usunąć. Z tarczy tego nie zmyje. Kurta w romby raczej nie rzuci się tak w oczy. Z tarczy da się wyjaśnić, że krzyż popularny. Co jednak z płaszczem? Zdjąć go i schować? Znając jego pecha, znajdą w krzakach. Jak nic, kurwa, znajdą. Jakie gówno. O! Gówno. Nie, lepiej błoto. Lepiej błoto.

W okolicach grotnika potrzebował tylko błota. Czegoś, czym można malować, a co da się łatwo zmyć. Jemu i jego ludziom to się przyda.

- Za Redanię - przypomniał sobie podczas marszu.


Zwykł być nazywany Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla


http://i.imgur.com/QanTF98.jpg

Offline

 

#70 2017-07-20 21:30:57

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Tawerna „Kelpie”


Kompania, wzorem maruderów powitała go wymruczanymi smętnie pierdzącymi odgłosami.
Ze zwieszonymi na kwintę nosami, spod pochylonych łbów patrzyła niego zbieranina, która w jednej chwili zrobiła się ponura jak burdel w poniedziałkowy poranek. Ze schematu wyłamał się tylko jeden z wiarusów, ten starszy i wąsaty, który na wzmiankę o Sodden uderzył kułakiem w pierś, podkręcając wspomnianego wąsa. Wszystko w geście solidarności z drugim piechociarzem, znającym od podszewki wieczne maszerowanie za jazdą, wdychającym końskie bździny lub bycie przez nią tratowanym, gryząc piach.

Zaindagowani o „narzędzia”, dwaj od Flądry wystąpili przed szereg, dźwignąwszy za dwa ucha stojący nieopodal kuferek, stawiając go przed Sigurdem i uchylając wieko. Zapach zawartości rąbnął go w nos z siłą dobrze wymierzonego ciosu zanim w ogóle zdążył się jej przyjrzeć. Smród nasączonej destylatem bawełny używanej niekiedy na rozpał w dymarkach, mieszanina dziegciu z alkoholem, nasmołowane pakuły, wełna i pochodnie. Zapach całości był na tyle mocny, że można było postawić na nim szopę.

Podział na dwie grupy odbył się sprawnie i bez protestów, zaproponowany układ zdawał się hałastrze odpowiadać i być dla niej równie naturalny co przepijanie wypłaty w karczmie w oczekiwaniu na awanturę. Szli razem, w jednej kompanii, złączeni jedną dolą i wspólną robotą, równi wobec patriotycznego obowiązku wobec ojczyzny. To znaczy równi oraz równiejsi.

Szli za miasto, za Bramę Klasztorną, może do grotnika.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.forum4u.pun.pl www.mazurski-ots.pun.pl www.playmoviefree.pun.pl www.crimecraftforum.pun.pl www.karczmadnd.pun.pl