Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#51 2015-11-14 22:30:36

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Młoda poetka krzyknęła zaskoczona bezczelnością wiedźmina, gdy ten w mgnieniu oka obezwładnił ją wprawnym chwytem – i Jakert miał szansę prawdziwie nacieszyć się mocnym sopranem dziewczyny, bo krzyczała nieprzerwanie przez całą drogę. Niestety zupełnie nie w taki sposób, jak gdyby przyszło im się spotkać na trawie pod krzakiem bzu w Belleteyn. Bardzo brzydkie słowa, głównie obelgi, które kierowała do niego pomiędzy łapanymi z trudem oddechami, nie były w żadnym wypadku elementem konsensualnej zabawy.

Szarpnęła się dziko na widok scenki zastanej przed gospodą, ale stalowy uchwyt przyginającej kark do ziemi dłoni nie pozostawiał jej zbyt dużego pola manewru.

Aloszę – czy też raczej Tiberta, jak nazwała go jego nowa rodzina – poznała od razu, choć był zupełnie inny, niż pamiętała. To oczywiste, że zmienił się ogromnie od czasu gdy miał pięć lat. Trudno oczekiwać, by mógł pozostać tym samym drobnym, łagodnym, serdecznym chłopczykiem o pucołowatej buzi. Ale w końcu, do licha, Burza i on byli bliźniętami, zawsze kropka w kropkę, prawie nie do odróżnienia. Przynajmniej wtedy, dawno. Dziewczyna nie spodziewała się, że wiedźmińskie mutacje mogły zmienić jej brata aż tak drastycznie. Swoją drogą ciekawe, czy to tylko kwestia tych osławionych, owianych tajemnicą przemian, czy swoje "zasługi" miał tu też Jakert ze swym lekceważącym, bezczelnym stylem bycia. Młody Kot, zdawało się, wchłonął był tę manierę nad wyraz skutecznie i prezentował teraz światu w jeszcze bardziej wyrazistej, niemal karykaturalnej formie. Kwintesencją maniery – bo Burza nie chciała wierzyć, że natury – był jego straszny, nieludzki uśmiech.

Lotta przez bardzo krótką chwilę myślała, że na widok tego uśmiechu rozpłacze się z przerażenia. Ale przecież nie była już dzieckiem. A bać się własnego bliźniaka to jak bać się siebie. "Nie wolno bać się siebie, to pierwszy krok ku przepaści" – powtarzała pewna strasznie mądra czarodziejka, zabierając niegdyś przestraszone Źródło do Aretuzy.

Łatwo jej było mówić.

— Braciszku...? — Jakże nie na miejscu zdawało się teraz to słowo. Jakże dziwnie zadźwięczało w pełnej napięcia i grozy ciszy. Jakże inaczej Burza wyobrażała sobie to spotkanie. — To ja. — Jak bardzo to wszystko było nie tak. — To ja, Lotta... Spójrz. — Zerknęła na niego swoimi niespokojnymi oczami spod burzy włosów, które w nieładzie spowodowanym szarpaniną zasłoniły jej pół twarzy. — Pamiętasz mnie przecież, prawda?

Serce łomotało jej jak oszalałe, koci medalion ciążył na szyi, krew huczała w głowie. Biedny Gawron, że też musiał zostać uwikłany w to wszystko.

— Jakert, łajdaku — westchnęła zrezygnowana dziewczyna, raz jeszcze próbując wyrwać się z rąk starego Kota, choć już bez wielkiego przekonania. — Zabieraj łapy, bo pożałujesz, przysięgam.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2015-11-14 23:22:11)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#52 2015-11-15 04:34:18

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Wiem. Wiem, siostrzyczko. Nie bój się, za chwilę będzie po wszystkim. — Twarz Tiberta złagodniała na chwilę, na jeden krótki moment, w którym wypowiadał do siostry uspokajające słowa. A potem zmieniła się znowu.

Puść ją albo odrąbię ci łapę — warknął przez zaciśnięte zęby, szarpiąc za przecinający pierś i skórzaną kurtkę pas. Piękny miecz, o szerokim obosiecznym ostrzu, z oplatającym go jelcem w kształcie krzywej ósemki stylizowanej zdobieniami na połykającego własny ogon węża, sam znalazł się w wyciągniętej ponad barkiem dłoni.

Ładna robota. — Starszy wiedźmin spełnił żądanie, wypuszczając dziewczynę i mocniej chwytając poetę, tak by ten nie mógł zbiec ani się poruszyć. — Widać, że krasnoludzka.

To katzbalger. — Zataczając w powietrzu koła lekko zaokrąglonym czubkiem krasnoludzkiego ostrza, powoli i po okręgu zbliżał się do Jakerta, który nie spuszczając z niego wzroku natychmiast dopasowywał się do jego pozycji, wciąż zasłaniając się poetą niby tarczą. — Co zrobiłeś z Verderem?

Z panem pięknym? — Młody Kot błysnął zębami w krótkim uśmiechu. — Wyliże się z tego. Na weselu już raczej nie zatańczy. Na tym ani żadnym innym. Ale z czasem powinien być w stanie chodzić. Może nawet samodzielnie. Szczęśliwie znajdowaliśmy się na terenie świątyni, więc szybko zajęła się nim jakaś miła nowicjuszka. Nie dałbyś wiary jak ślicznie razem wyglądają.  — Bert skrócił dystans, błyskawicznie zmieniając kierunek chodu. Jakert, nie pozwoliwszy się zmylić rozmową ani ruchami miecza, błyskawicznie, razem z Gawronem obrócił się w jego kierunku, niczym odbicie w zwierciadle.

Dobrze wiesz, że ci tego nie podaruję, skurwysynu — wycedził Tio, bujając się na lekko ugiętych nogach i wachlując skierowanym ku dołowi ostrzem w powolnych, nieregularnych ruchach, mających zmylić patrzącego.

Ja też. — zawtórował mu chrypiąc, pochwycony Gawron. — Załatwcie to między sobą ale nie mieszajcie do tego Lotty. Pozwólcie nam odejść, przynajmniej jej. Zaklinam was.

Zignorowali go obydwaj. Stojący naprzeciw, wpatrzeni w siebie zimnym, gadzim i nienawistnym wzrokiem. Milczenie przedłużało się dramatycznie. W końcu przerwał je Jakert zwracając się bezpośrednio do dziewczyny, nie odwracając spojrzenia od ucznia.

Wybieraj. Albo Gawron albo on. Zabiję śpiewaka jeżeli nie każesz mu odejść.

Nie słuchaj go — wtrącił się natychmiast Tio.  — Wracaj do środka i zaczekaj tam na mnie. Nie chcę żebyś na to patrzyła.

Wylegający z gospody tłumek, cofnął się i zaszemrał widząc to co właśnie za chwilę miało rozegrać się na dworze. Większość z powrotem cofnęła się za próg, kilku najodważniejszych wciąż patrzyło na całą scenę przez uchylone drzwi z jeszcze bardziej uchylonymi ustami.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#53 2015-11-15 22:52:38

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

— Co takiego?!

Oswobodzona Lotta zaraz jakby odzyskała siły. Można było pomyśleć, że i ona miała w sobie coś z kota – postawiona przed bardzo nieładnym ultimatum bez chwili zastanowienia skoczyła na starszego wiedźmina z pazurami.

Gdyby pozwoliła sobie wtedy na sekundę refleksji, może pojęłaby, że właśnie zamaszystym gestem podpisała wyrok śmierci na swojego rudego przyjaciela. Ale nie zdążyła pomyśleć. Rzuciła się na Jakerta jak samobójca w otchłań. Z krzykiem, a jakże. Nie zważając na nic, kierowana niepowstrzymanym impulsem.

— Przestań, nie będzie tu żadnego zabijania!

Morderczy wzrok dziewczyny zdawał się przeczyć jej słowom, obwieszczając staremu kotu, że czarnowłose stworzenie za moment rozerwie go na strzępy, choćby gołymi rękami. Jeżeli Lotta faktycznie w transie wywieszczyła mu śmierć, to teraz gotowa była wykonać osobiście zasądzony przez Przeznaczenie wyrok. Tym razem z jej władczego tonu, niosącego w sobie ponurą grozę nadciągającej nawałnicy, byłaby dumna nawet Amalia. I tylko bardzo, bardzo czułe ucho wychwyciłoby drżenie, którym ten głos był podszyty. Pech chciał, że wszyscy trzej towarzyszący Burzy mężczyźni dysponowali ponadprzeciętnym słuchem.

— Dlaczego tak się uparłeś, żeby zniszczyć mi życie? — syczała i prychała. — Co ja ci takiego zrobiłam? Kim ty tak naprawdę jesteś, Jakert?!

Nie czas było teraz pytać o Verdera i o to, czym im, do wszystkich diabłów, zawinił, choć taka chwila bez wątpienia jeszcze miała nadejść. Wszystko jej jeszcze wytłumaczą. Obydwaj po kolei. Wszystko.

— Co z wami jest nie tak? Z jednym i drugim, kurwa! — Krótki rzut oka na Tiberta zawierał wymieszane w równych proporcjach wściekłość, siostrzaną miłość i niedowierzanie. — Czy żeby poucinać sobie te puste łby naprawdę musieliście specjalnie angażować mnie? Tak bardzo wam jestem do tego potrzebna?! O co wam tak naprawdę chodzi?!


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#54 2015-11-16 03:15:55

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

O ciebie — odpowiedzieli a zaraz potem parsknęli jednocześnie. Obydwaj pełni gorzkiej ironii, widząc jak bardzo są do siebie podobni. Dostrzegając, że jedyna rzecz, która ich dzieli jednocześnie ich łączy, będąc dla nich wspólną i najważniejszą.

Nie mogę pozwolić byś odeszła razem z nim. Zrozum, on nie jest... Cofnij się, psiakrew! Ja nie żartuję! — Stary Kot, cofnął się sam przed oszalałą Burzą, pociągając za sobą poetę.

Ostatnim co zobaczyła były rozszerzone oczy Ijona.

Lotta, dziecko — wydusił z siebie rudy śpiewak — Odsuń się, prędko!

W obliczu nagłego natarcia dziewczyny Jakert osłabił koncentrację, umykając sprzed jej zasięgu, na moment zmienił pozycję, odwracając się bokiem do czyhającego na niego Tiberta.

Zaatakował w jednym, szybkim niczym nie czekająca na grzmot błyskawica, ruchu. Klinga katzbalgera błysnęła i zawyła, Kert w ostatniej chwili odskoczył, wpychając Gawrona w ramiona Lotty. Zatrzymując się pod akacją, podniósł srebrną klingę w skośnej paradzie. Przez rękaw zahaczonej ostrzem koszuli przesiąkała krew.

Pierwsza dla mnie! — Bert zaśmiał się perliście, z miejsca przechodząc do wypadu. Kert wyszedł mu na spotkanie, w przypominającym lustrzane odbicie ruchu, wiążąc obydwie klingi szybkim młyńcem.

Gdyby ktokolwiek nie będący człowiekiem, zechciałby w tej chwili dostrzec przebieg walki obydwu wiedźminów, musiałby dysponować jakimś czarodziejskim urządzeniem zdolnym zapisywać wspomnienie obrazu i odtwarzać je w zwolnionym tempie, jako że ich pojedynku niemal nie dało się dostrzec gołym okiem.

To było starcie dwóch fryg, jednakowo czarnych i niewyraźnych rozmazanych kształtów wirujących to w jednym, to w drugim, to w zupełnie przeciwnych kierunkach. Zatrzymujących się zaledwie na ułamki sekund, przy wtórze akcentujących ich ciosy błysków kling i muzyki towarzyszącej ich spotkaniom, która nawet dla najbardziej czułego ucha zlewała się teraz w jedną nieprzerwaną  kakofonię, szczęków, jęków i zgrzytania. Stal i srebro. Lewa i prawa. Obcas, czubek buta. Unik, zwód, wyminięcie, szybka finta z sinistra, momentalny, zdradziecki wrąb ponad unikniętym patinandem. Klątwa, śmiech, uderzenie, jedno, drugie, cała seria. Wystawiona ukośnie klinga wibruje jak kamerton przyjmując na siebie zamaszyste, katowskie niemal cięcie wyprowadzone z półpiruetu. Obrócili się razem, tuż przy sobie, niemal dotykając plecami. Bert ciął ukośnie, z  góry, z wyprowadzonego z bioder zamachu, Kert pchnął z przyklęku jednorącz, samym czubkiem miecza wymierzonym w odsłonięte rozkrokiem udo i pachwinę młodego. Tibert zareagował błyskawicznie, wykorzystując impet uderzenia, zamienił je w zasłonę, odbijając wrażą klingę. Nim zdążył zripostować na szyję, starszy Kot, użył wolnej ręki składając palce do znaku Aard.

Odruchowo skrzyżował przedramiona, chcąc odrzucić od siebie wraży czar Heliotropem. Ale medalion miała siostra.

Ukierunkowana w telekinetycznym podmuchu moc, sprawiła, że huśtawka zaplątała się w koronie robinii a młody wyrżnął plecami o pachnącą wiosennym deszczem ziemię, zasypany białymi płatkami, które pod wpływem siły znaku odpadły od drzewa. Wyglądał, jakby właśnie mieli go pochować. Zapowiadało się na to tym bardziej, że upadek pozbawił go miecza.

Zerwał się na nogi. Mistrz był już przy nim zamiarując się przyszpilić go do pnia incartatą. Gdyby zasięg i ułożenie terenu, pozwalały na zwykłe pchnięcie, Bert zginąłby już dawno. Za czas potrzebny preceptorowi do cofnięcia się i podejścia po okręgu, kupił krótki rozpęd.

Wypadł  jak do palestry i ze skrętem tułowia, nurkując pod ostrzem, doskoczył z boku, huknąwszy Kerta zamaszystym hakiem w skórzanej, ćwiekowanej rękawicy. Prosto w miejsce, w które musiał nie tak dawno dostać od kogoś innego.

Nie doleciało do szczęki ale błędnik poczuł co trzeba. Tio poprawił  z czoła  w nos, wykręcając uzbrojoną w jego własną klingę rękę mistrza. Kert splunął mu prosto w oczy, gęstą, zalewającą mu usta krwią z nozdrzy, zamachnąwszy się na niego dobytym nie wiedzieć kiedy i skąd puginałem. W tym samym momencie Bert szarpnął się całym ciałem chcąc odebrać trzymany uparcie srebrny miecz.

W ciszy jaka nagle zapadła, wydawało się, że niemal da się usłyszeć głuchy, przytłumiony odgłos skapującej na ziemię krwi. Wszystko to trwało nie dłużej jak kilka, zaledwie kilkanaście sekund.

Kot powoli i łagodnie opadł na kolana. Ostrze bezwładnie wypadło z jego dłoni a wzrok na moment zatrzymał się na tej o którą była tego wszystkiego pierwotną przyczyną i najważniejszym powodem. Gadzie oczy świdrowały ją wzrokiem a usta poruszały się niemo, nim w końcu, z wyraźnym wysiłkiem udało mu się wydobyć z nich dźwięk.

Tibert, ty durniu. — Srebrna klinga przeszywała na wylot pierś starego kocura wychodząc przez jego plecy w niemal dwóch trzecich długości. Poznaczonych magicznymi glifami, symbolami i jego własną krwią. Dłoń odwróconego do niego plecami Berta wciąż znajdowała się na rękojeści. Wbijając ją uderzył do tyłu, kierując sztych przeciwko nauczycielowi. Jakert chciał mu powiedzieć, że zapomniał o paradzie. Że bez niej, plecami obracać może się wyłącznie do trupa. Że walcząc z humanoidem, by mieć pewność przebicia komory i uśmiercenia go na miejscu, należy celować pomiędzy czwarte a piąte żebro. Że okręcając się, za bardzo odsłonił tętnice pachową. I fatalnie pomylił tempo kroków po wyjściu z trzeciego piruetu.

Ale nie zdążył. A umierając wyszeptał tylko — Wspaniały z ciebie Kot.

Jego ciało zwiotczało, Tio, niegdyś Alosza, kopnął je czubkiem wysokiego buta, wyciągając obciążoną klingę z wciąż krwawiącej jeszcze piersi. Krew, wszystko lepiło się od krwi. On, Jakert, miecze, ziemia pod jego stopami, w końcu Lotta, jej sukienka.

I dogorywający w jej ramionach Gawron z rozerwaną szyją.

Zauważyła to dopiero teraz, gdy było po wszystkim. Któreś zbłąkane ostrze trafiło śpiewaka, zahaczając o główne naczynie. Widziała jego wzrok, choć pełen lęku to jeszcze bardziej przepełniony troską i strachem o nią samą. Krew uchodziła z niego czysto i wartko, jasnym, przesiąkającym przez kołnierz tużurka strumieniem. Czuła jego ciężar, jak leci jej przez ręce, prosto ku ziemi, która nie napojona jedną ofiarą, domagała się kolejnej.

On umiera— stwierdził oczywiste Tibert, stając nad siostrą, przyglądając się całej scenie parą kocich, pozbawionych emocji oczu.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#55 2015-11-21 05:09:24

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

W ciszy po burzy ledwo słyszalny, łamiący się szept poetki rozbrzmiał niewiele głośniej niż wiatr w liściach akacji.

— Jakert, ja nie chciałam, żebyś... — Mokra od krwi sukienka sprawiła, że dziewczynie zrobiło się bardzo zimno. — Na bogów, Alosza, Tibert, dlaczego tak...?

Nagle wszystko zrobiło się strasznie poważne. Strasznie prawdziwe. Burza z miejsca uświadomiła sobie, jak bardzo na pokaz i na postrach były jej własne mordercze gesty i krzyki. Jak bardzo nie przystawały do realności śmierci. Przecież ona naprawdę nie chciała, żeby komuś tu stała się krzywda. Zwłaszcza z jej powodu, cokolwiek miałoby to znaczyć. Nikomu nie życzyła źle. A teraz stary wiedźmin – ten sam, o którego ramię opierała się parę chwil temu, sycąc wzrok i duszę pięknym wiosennym zmierzchem – leżał martwy w jeziorze krwi.

Wspomnienie gasnących oczu Jakerta miało wrócić do Lotty jeszcze wiele razy w życiu. W niejednym śnie i niejednej wizji. Niejedną bezsenną noc z rodzaju tych, kiedy nachalnie wracają do nas wszystkie rzeczy, które zrobiliśmy źle, młoda poetka miała spędzić w kompanii starego Kota. To było okrutne z jego strony – tak na nią popatrzeć, osuwając się w nieistnienie. Tak przeszywająco. Z takim wyrzutem. A najbardziej zagadkowe, niezrozumiałe i przerażające było dla dziewczyny wrażenie – krótki lecz wyraźny przebłysk absolutnej pewności – że nie po raz pierwszy widzi jego śmierć.

A był jeszcze Gawron.

Mentor i powiernik, kochany przyjaciel, który teraz – bezsensownie wplątany w coś, co go właściwie nawet nie dotyczyło – w zastraszającym tempie bladł, jakby wleczony do krainy umarłych w ślad za Jakertem. Nie, jego śmierci Burza już by nie zniosła. Zwłaszcza śmierci, którą miał ponieść przez jej własną bezmyślność, przez jej błąd.

— Nie! Nie umiera, wcale nie umiera! — krzyknęła do swojego brata Lotta, jakby wystarczyło powiedzieć to z wystarczającym przekonaniem, aby stało się prawdą. — Nie umiera! Gawron... wszystko dobrze, nic ci nie będzie! — Ręce jej latały, kiedy próbowała tamować uciekającą z rany przyjaciela krew. Zresztą to na nic, i tak nawet nie umiała tego porządnie zrobić. — Alosza, kochany... Nie stój tak, pomóż mi! Jesteś wiedźminem, masz na pewno jakieś wiedźmińskie... mikstury, które mogłyby... jakieś... nie pozwól mu się tak wykrwawić... Każ komuś biec po medyka... Nie stój tak! Nie patrz w ten sposób! Słyszysz mnie?!


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#56 2015-11-30 17:41:49

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Tak trzeba, siostrzyczko — odpowiedział jej natychmiast, pewnie i bez zawahania choć stał z mieczem w dłoni nad truchłem kogoś kto był mu mistrzem i przez wiele lat jedyną życzliwą osobą.

Przysięgam ci, że nie pozwolę by kiedykolwiek nas rozdzielono. Przysięgam, że zabiję każdego kto spróbuje mi cię odebrać. Przysięgam na piekło i niech piekło mi w tym dopomaga. — Nie zważając na juchę, którą byli zbryzgani, objął siostrę. Krew na jego rękach, krew na jej sukience. I jedna, wspólna krew płynąca w ich żyłach. Odnalezieni i złączeni po latach. Lotta wiedziała, że mówił prawdę. Kiedy ją obejmował, gdy gładził jej włosy, ucisnął skronie i ucałował jej czoło. Żadnej iskry, żadnego spięcia ani mrowiącego skórę wyładowania. Wydawało się, że trzyma ją w ramionach całą wieczność, nawet przez moment nie oglądając się na pobojowisko, na martwego Kerta, na oniemiałych ze zgrozy i pełnej niezrozumienia fascynacji gości wesela, którzy przyglądali się całej scenie na progu gospody w kompletnym milczeniu. W końcu, na skrzących się od ćwieków, skóry i wszechobecnej broni jeźdźców, którzy nie wiedzieć kiedy i skąd, pojawili się nagle w ogródku przed "Grotem" otaczając splecionych Berta i Lottę luźnym i szerokim półkolem, ewidentnie na coś czekając.

Dopiero jej krzyk wrócił go do rzeczywistości. Przypominający mu o tym, że oprócz nich znajduje się tu jeszcze ktoś kto właśnie umierał. Tibert popatrzył na siostrę, zupełnie bez zrozumienia, nie pojmując jej intencji i przyglądając się jej wysiłkom, charczącemu śpiewakowi, poruszającemu ustami na których wykwitały czerwone bańki. Chciał zapytać ale tego nie zrobił. Skinął tylko i odstąpił kilka kroków. Była jego siostrą, nie chciał sprawiać jej przykrości. A przynajmniej pocieszyć. Jeden z otaczających ich ludzi, podprowadził bliżej luźnego konia, a Bert sięgnął do juków. Po szkatułkę na eliksiry o wyścielonych wymiętymi pakułami przegródkach. Tym razem w jej wnętrzu nie było nieporządku, młody wiedźmin z miejsca trafił na właściwy dekokt. Nie mogąc znaleźć tkaniny zatrzymał się na moment.

A potem ruszył w kierunku wciąż świeżego trupa starego Kota i wypruł z jego koszuli kawał materiału. Z jedynego miejsca, do którego nie dotarła sącząca się posoka. Pochylając się, zerwał mu medalion i wrócił do siostry.

Odszpuntowując flakon rozlał część mikstury na ręce i prowizoryczny opatrunek. Obwiązawszy ciasno szyję poety, resztę dał mu do wypicia. Eliksir będący dla każdego poza wiedźminem śmiertelną trucizną.

To też go zabije — wyrzekł od razu, patrząc na rozszerzające się źrenice człowieka i jego twarz, która — choć trudno było w to uwierzyć, pobladła jeszcze bardziej. — Ale uspokoi i odejmie ból.  On chyba chce coś powiedzieć. — Bert przybliżył się, choć wcale nie musiał. Po prostu wiedział, że tak trzeba. Gawron poruszył ustami, ochrypły, niezrozumiały szept wydobył się z jego połatanego gardła. Przeciekająca przez bandaże krew czerniała i zasychała momentalnie, tak, że przez chwilę wydawało się, że przestaje płynąć.

Lutnia — powiedział na głos, podnosząc się. — Mówi, że chce swoją lutnię.

Zgromadzony w gospodzie tłum zaszemrał, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Nikt nie krzyczał, nikt nie wołał pomocy ani medyka. Ani nawet cholernej straży. Ludzie zaczęli się rozstępować. Pokaźna sylwetka Zadlasta zamajaczyła na tle rozchodzącego się na boki tłumu. Młody charakternik zauważył od razu, wychodząc mu na spotkanie. Bez wyrzekania jednego słowa, trzęsąc się i pocąc, wyszedł przed próg i podał jej bratu instrument, by zaraz potem, również nie wyrzekając się jednego słowa cofnąć się o krok i posłuchać.

Wkrótce słuchali wszyscy, a muzyka, która w zupełnej ciszy niosła się po okolicy była niezwykła. Żaden z trwających w nagłym otępieniu i wzruszeniu słuchaczy nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Choć podczas trwania koncertu nikt nie odezwał się nawet słowem, wszyscy wiedzieli.

To nie była muzyka z tego świata.

Lotta wiedziała, że grana przez niego pieśń była autorstwa barda Jaskra i nosiła tytuł "Jak mija czas". Znała każdą nutę, każdy chwyt i każdy akord ale ta gra wymykała się wszystkim prawidłowościom sztuki. Nie była wyłącznie naśladownictwem ani aranżacją. Płynęła prosto z serca. To była magia, czysta i największa jaka istniała, jedyna prawdziwa. Taka, której nie uczy się w Aretuzie ani żadnej innej szkole. Której na próżno szukać w magicznych księgach i grymuarach. Ta sama, którą przekazywał jej od momentu ich pierwszego spotkania.

To była sama sztuka, płynąca prosto od serca w jego żyłach razem z krwią. Niosąca się echem pośród ciepłej, wiosennej nocy, coraz wolniej i ciszej. Stojący na progu Reniel objął pannę młodą, zastygająca razem z nim niczym posąg z elfiego marmuru przedstawiający zakochanych. Kolorowe druhny, zwykle rozszczebiotane i hałaśliwe, milczały roniąc łzy wielkie jak grochy. Zadlast beczał, zatykając usta dłonią. Jeden z pachołków, zdaje się, że ten o podobnym do Tiberta imieniu, osunął się powoli plecami do ściany chwytając twarz w dłonie. Niespodziewane towarzystwo w skórach, pospuszczało głowy, ewidentnie zakłopotane, nie wiedząc jak się zachować. Im również szkliły się oczy, choć później zarzekali się, że to wyłącznie od fisstechu.

Ostatni dźwięk przebrzmiał. Oparty o drzewo Gawron, delikatnie ułożył lutnię obok, spoglądając w górę, na kwitnące kwiaty akacji. Symbol nieśmiertelności, prawdziwej i nieprzerwanej, osiąganej wyłącznie z użyciem prawdziwej magii. Patrzył na nie oraz na przebijające między gałęziami gwiazdy, zakrywane przez nadciągające właśnie chmury.

A potem skonał. Z uśmiechem na ustach i zupełnie tak jak gdyby zasypiał strudzony bardzo długim dniem.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#57 2015-12-13 21:20:41

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Lotty nie wzruszyła ballada. Prawie jej nie słyszała, zajęta bezmyślnym śledzeniem obsypujących się z drzewa płatków akacji.

Znała, owszem, znała każdą jej nutę, każdy chwyt i akord. Każdy wers i każdą zwrotkę. Wszystkie tak samo pretensjonalne i głupie. Najmniej udane dzieło mistrza Jaskra w jej prywatnym rankingu. Publiczność lubiła ten utwór i zawsze chętnie sypała groszem, kiedy go razem z Gawronem wykonywali. Ale od dnia, kiedy Ijon pożegnał się z życiem, Burza już nigdy więcej go nie zaśpiewała. Nigdy. Nie dlatego, że umarł z tą pieśnią na ustach. Po prostu jej nie znosiła.

Nie przemówiła do niej owa rzekoma magia, którą podobno odczuli wszyscy tam obecni. Magia tak samo kłamliwa i bezużyteczna, jak wszystkie inne jej rodzaje. Dym i lustra, nic prawdziwego. Nie zaszkliły jej się oczy. Stała jak kamienny posąg, bynajmniej nie elfi – żaden szanujący się elf nie wyciosałby tak żałosnej, pozbawionej życia figury. Sztywna na ciele, szara na twarzy, nieruchoma i lodowata. Brudna. Skulona w sobie. Nie starała się nawet nic usłyszeć poprzez huk krwi wewnątrz własnej czaszki. Gardziła łkającą gromadą weselników. Po co te łzy? Tak ich nagle obchodził wędrowny grajek? Nikt nie zawołał medyka ani cholernej straży. Wszyscy wylegli tylko z gospody, żeby uronić łezkę na koniec wzruszającego przedstawienia. Jakby nikt nie rozumiał, że tu naprawdę umarł człowiek.

Lotta przestała spoglądać w kierunku śpiącego pod drzewem Gawrona. Jej przyjaciela już tam nie było, był tylko kawał mięsa i sterta zakrwawionych szmat. I był Tibert, młody Kot, szalony morderca, jedyna bliska osoba.

— Powinniśmy go pochować, nie może tak tu leżeć — powiedziała dużo później do swojego brata. — I jego też. — Obejrzała się na zwłoki Jakerta. — Dlaczego zamordowałeś swojego nauczyciela? — Pytanie zabrzmiało tak obojętnie, jakby nie dotyczyło niczego poważniejszego niż wybór przystawki na weselnej uczcie. Cóż, Lotty nie było już stać na żadne widoczne zaangażowanie. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele się skończyło.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#58 2015-12-17 01:28:11

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Tibert patrzył na siostrę. Na nagle nieobecną i milczącą Lottę. Wpatrywał się w nią intensywnie jak gdyby to właśnie teraz a nie przed momentem, ujrzał ją po raz pierwszy po wielu latach rozłąki. Na brudną, zakrwawioną i zapadniętą w sobie. Patrzył a patrzeniu temu towarzyszyło skupienie i wysiłek malujący się na jego twarzy, pobielałe knykcie, i drgający miarowo choć ledwie zauważalnie medalion. Zupełnie jak gdyby słuchał głosu, którego tu nie było. W zupełnej ciszy, w której dało usłyszeć się obijające o ściany ćmy i cykady, jedynych muzykantów dających jeszcze koncert tego wieczora.

Bert zamrugał po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, słysząc że mówi do niego. I odpowiedział od razu, natychmiast po zadaniu pytania.

Odebrał mi moje życie— wyrzekł spokojnie, sprawiając wrażenie lekko zaskoczonego. — Ja odebrałem jego. To znaczy, że jesteśmy kwita.

Byli. I nie mogło być inaczej. Od samego początku, od momentu w którym po raz pierwszy, jako zapłakany, wydarty rodzinie i zagubiony malec ujrzał zmęczoną, złą twarz starego wiedźmina, wiedział że to będzie musiało skończyć się w ten sposób. Już wtedy, przed wieloma laty kiedy wpatrywał się w nią po tym gdy ten już zasnął na ich pierwszym postoju. Z silnym postanowieniem i pewnością, że inaczej być nie może. Tym samym, które później towarzyszyło mu podczas Wyboru, Zmian i Prób. Tym, które dało mu siłę pozwalając je przeżyć, i tym które przez lata utrzymywało go potem przy życiu.

O nie, to nie Kert był jego nauczycielem. To nienawiść i wynikająca z niej rywalizacja z nim była tym, co uczyniło z niego prawdziwego Kota. To głęboko zakorzenione niczym potężny, prastary dąb przekonanie w jego duszy o tym, że dzisiejszy dzień w końcu nastąpi i nie będzie on dziełem przypadku a czegoś więcej. To było przeznaczenie.

Bert nie wahał się i walczył, żeby zabić. Był pozbawiony wątpliwości Jakerta, starego i sentymentalnego durnia spełniającego prośbę ich matki, nieudolnie próbującego być mu rodziną. Ojcem, którym sam zdążyć nie został, patrzącym na niego z dumą nawet po tym jak sam przebił mu serce jego własnym mieczem. Umierającym choć pocieszonym przez świadomość, że jego wychowanek będzie od niego lepszym. Nawet pomimo pogardy, którą do niego żywił.

Pochowamy— zgodził się, bo nie umiałby jej w tym momencie odmówić. —Szajba, Szczun!— Dwóch tykowatych, wąsatych jegomościów przystąpiło do Berta w kilku szybkich, niemal jednakowych ruchach. —Zabrać mi to stąd. Nie tego. Wiedźmina. — dodał wskazując ciało dawnego mistrza. Wywołani, ciągnąc za trupem krwawy ślad, powlekli go za sobą, by potem przerzucić przez siodło, nie siląc się przy tym na dokładność i delikatność.

Przenosząc wzrok na stertę zakrwawionych szmat będących kiedyś poetą, posłał spojrzenie milczącemu członkowi swojej obstawy, mężczyźnie o twarzy bez wyrazu i bardzo zimnych, bladozielonych oczach. Nim zdążył skinąć głową, ten już był przy ciele Gawrona i z wprawą kogoś, kto robił to tysiące razy, wziął je na ręce a później na rozciągniętą między dwoma wierzchowcami płachtę.

Co z lutnią?— odezwał się głosem równie pustym i pozbawionym wyrazu co jego spojrzenie. Wręczył ją Tibertowi, który od razu wyciągnął ją w kierunku Lotty.

Weź ją, siostrzyczko. Musimy stąd jak najszybciej odjechać. Nie powinniśmy zostawać tu nawet chwili dłużej.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#59 2016-01-05 19:31:50

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

— Rozumiem — odpowiedziała Bertowi siostrzyczka, szczerze wierząc, że niniejszym raz na zawsze kończy temat Starego Kota. — Zapomnijmy o nim.

Nawet jej się nie śniło, jak okropnie się wówczas myliła.

— To? — Lotta odruchowo chwyciła wyciągniętą ku niej lutnię. — Nie chcę. Weź to. Zabierz. Nie chcę. Nie chcę, rozumiesz?

Dziewczyna podała instrument z powrotem Tibertowi, a wobec braku reakcji z jego strony ze złością rzuciła arcydzieło lutnictwa na ziemię. Struny jęknęły oskarżycielsko, potwornie oburzone na taki brak szacunku. A Burza nie była nawet pewna, skąd jej niechęć do tego przedmiotu. Czuła po prostu, że nie mogłaby zagrać na tych przeklętych strunach nawet jednego dźwięku. Że prędzej w przypływie furii roztrzaskałaby to pudło o ścianę albo o czyjś łeb.

— Tak nam spieszno? Dobrze, zabiorę tylko swoje zabawki. Weźmiesz ze stajni mojego konia? Taki dropiaty. Zapłać im tam za fatygę, ile należy. — Podała bratu swoją sakiewkę. — Ty! — rzuciła władczo do mężczyzny o zielonych oczach. Wydał jej się z nich wszystkich najrozsądniejszy. — Chodź ze mną, pomóż mi.

Nie obejrzała się, czy faktycznie poszedł.

Tym razem jakoś niezbyt trudno było przecisnąć się przez tłum weselników. Nikt nie miał chyba wielkiej ochoty wchodzić w drogę dziewczynie, która – jak później wspominali niektórzy – więcej przypominała wygłodzoną strzygę, niźli młodą obiecującą poetkę.

Dopadłszy do pokoiku na piętrze, Lotta czym prędzej zdarła z siebie zachlapane krwią ubranie. Z pewnym żalem kopnęła sukienkę gdzieś w kąt czy pod łóżko. Nie zamierzała jej więcej dotykać. Trzęsące się ręce nie ułatwiały dziewczynie zadania, ale wreszcie udało jej się trochę obmyć i przebrać, potem pozbierać swoje tobołki, łącznie z pozostawioną w pościeli dziwną księgą, którą po chwili namysłu zawinęła w prześcieradło. Żeby się nie zniszczyła. I żeby nikt się jej niepotrzebnie nie przyglądał.

Po tym wszystkim Burza z niejakim wahaniem pochyliła się nad rozrzuconymi malowniczo dobrami doczesnymi Gawrona. Kolorowe ubrania, połamane pióra, wiecznie przeciekająca buteleczka inkaustu, kawałek suchego chleba, niedopite wino... Same śmieci. Wzięła tylko jedną rzecz. Mały zeszycik. Ijon zwykł notować w nim zasłyszane przyśpiewki, własne ballady i wiersze, a czasem też zupełnie prywatne przemyślenia i mądrości. Zwykle okropnie świńskie.

Nie powinna była do nich teraz zaglądać. Nie powinna była teraz siadać na łóżku i tak się rozklejać nad rymowanką o cyckach młynarzowej córki. Głupia Lotto, ty pretensjonalna gąsko.

— Weźmiesz to na dół? — rzuciła do zielonookiego, podając mu część swojego spakowanego dobytku. Nie wysługiwała się nim dlatego, że była leniwą księżniczką. Zwyczajnie bała się, że za bardzo latają jej ręce, żeby bezpiecznie znieść coś cięższego po schodach. — Och, jeszcze jedno. Na parterze w alkierzu powinna zostać jeszcze moja książka. Taka mała. Z wierszami. Zabierzesz ją też? A ja zaraz... zaraz... za chwilę... — Pociągnęła nosem, udając, że wcale nie ryczy. Że to tylko katar, bo choć przyszła już wiosna, to przecież wieczory wciąż bywały chłodne.

*



Kilka długich chwil później (zapewne dłuższych, niż liczył Tibert, nakazując siostrze pośpiech), drzwi gospody rozwarły się z hukiem i w wylewającej się z wnętrza plamie światła stanęła rozczochrana strzyga w szaroniebieskiej, prostej sukience o nieco przydługich rękawach. Wyglądała żałośnie, ale było jej wszystko jedno.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#60 2016-01-07 03:01:15

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Bert, z dziwnym zaciekawieniem i niezrozumiałą dla siebie fascynacją spojrzał na instrument, gdy ten nagłym ruchem i hałasem przyciągnął uwagę jego zmysłów. Podnosząc go z ziemi, spróbował nawet brzdąknąć dłonią o struny ale szybko zrezygnował widząc, że brudzi go krwią. Podając lutnię stojącemu najbliżej Szajbie, skinął na wóz i ciało poety.

Na wzmiankę o koniach i płaceniu za nie mężczyźni zarżeli jak wzmiankowane zwierzęta ale zaraz potem, słysząc ton i bezpośrednią manierę z jaką dziewczyna zwraca się do zielonookiego, wysokiego i chudego jak tyka mężczyzny o kasztanowej grzywie włosów golonej na skroniach, większość z kompanii w skórzanych kurtkach zamarła, odwracając się w jej kierunku. Kilku z nich ze słyszalnym świstem wciągnęło powietrze.

I wypuściło je jeszcze głośniej kiedy okazało się, że Mistrz Przecinania jak gdyby nigdy nic, podąża za nią bez słowa sprzeciwu, nie zatrzymując się ani nie rozmówiwszy się przedtem z Tibertem.


Gdy weszli do środka nikt nie miał najmniejszej nawet ochoty wchodzić w drogę dziewczynie, która więcej przypominała wygłodzoną strzygę, niźli młodą i obiecującą poetkę. Której rodzony brat nie był człowiekiem i potrafił zabijać w wyjątkowo paskudny sposób, który bez wahania zamordował kogoś kto przez lata chciał zastępować mu ojca. Którą właśnie, zakrwawioną i potarganą, eskortował wysoki i chudy jak ghul mężczyzna, którego oczy, choć pozbawione gadzich tęczówek - przyprawiłyby niejednego upiora o stany lękowe.

Zielonooki uśmiechnął się milcząco w odpowiedzi, przyjmując podane mu przedmioty i odwracając pełne skupienia spojrzenie od wzoru utkanej w kącie pokoju pajęczyny. Wyraz ten nadał jego twarzy niemal takiej obcości, że przez tę krótką chwilę zdawać by się mogło, że patrzyła na nią zupełnie inna osoba.

Wziął na dół, tak jak mu kazała. Zostawiając ją samą, nie sprawdzając czy to faktycznie tylko katar. Gdy uchylał drzwi, słyszała dobiegający z parteru obcy i uspokajający głos przemawiający do gości:

"— ... pozostaje pod kontrolą. Nie ma powodów do paniki."

Ktokolwiek wypowiadał te słowa, wiedział co mówi i wnioskując z ciszy jaka zapadła po jego wyjaśnieniach, wiedział jak łagodzić nastroje. Nie kłamał również, a przynajmniej nie całkiem. Powodów jeszcze nie było ale miały dopiero nadejść.


*



Tibert poruszył się jako pierwszy, odwracając się w kierunku gospody. Spoglądając na jej szyld i na pobielałe, przestraszone twarze wyglądających z niej ludzi, wciąż nie będących pewnymi czego właściwie byli świadkami. Dwóch konnych zbliżyło się do niego, jeden coś mówił, to było pytanie. Twarz Berta, wykrzywiła się z nienawiścią i pogardą gdy odpowiadał.

Pomógł siostrze wspiąć się na konia, zakrwawionej i potarganej. Patrzył na nią, zrównując się z nią na swoim wierzchowcu. I choć wyglądała teraz jak obraz nędzy i rozpaczy i tak czuł się spokojniejszy. Po raz pierwszy od wielu długich lat.

Właśnie dlatego nie oglądał się za siebie. Wiedział co za sobą zostawili i nie obchodziło go to w najmniejszym stopniu. Liczyło się tylko to, że przed nimi było wszystko.

Pozostawiona drużyna Berta spojrzała w niebo, na nadciągające chmury. Wiedzieli, że mają niewiele czasu i sporo pracy. Zabezpieczywszy teren już przedtem, by stary wiedźmin nie umknął ich przywódcy, mogli z miejsca wziąć się do roboty. Miecze i pochodnie błyszczały w ich dłoniach gdy zmierzali w kierunku budynku i gdy potem barykadowali drzwi z gośćmi w środku.

Później mówiono, że w gospodę trafił piorun.



Ciąg dalszy nastąpi.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#61 2017-06-22 13:29:48

 Imre Hogenn

Dziecko Niespodzianka

Rasa: Krasnolud
Wiek: 72

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Przybył do Novigradu niedawno. Nie wiedział gdzie można znaleźć porządną gospodę, nie wiedział gdzie może być choć trochę czysto, piwo nie smakuje bardziej wodą niż piwem i gdzie miałby większe szanse na uniknięcie kradzieży lub pobicia. Postanowił więc podchodzić do tych miejsc ostrożnie, nie musiał wyrabiać sobie dodatkowych problemów w życiu. O tym przybytku słyszał tylko tyle że kiedyś spalił się do cna. Znając zabobony uznał, że tak pechowe miejsce nawet po odbudowie może nie mieć zbyt dużo gości, co już było dla niego obiecujące.

Otaksował pobielane zewnętrze gospody, a że widywał już gorsze speluny w mniejszych miasteczkach i na zapomnianych przez bogów traktach zdecydował się ruszyć do drzwi, obok których zataczał się jakiś pijaczek. Zręcznie, jak na niego, wyminął człowieka który był już skłonny zacząć z nim jakąś pijacką pogawędkę zapewne myląc go przy tym ze swoim zagubionym w karczmie druhem, i pchnął drzwi.

Wnętrze było dla niego miłym zaskoczeniem. Po tych wszystkich zapadłych dziurach w których przesiadywał w swoim życiu, patrząc na czyste i zadbane wnętrze, zwisające przy suficie suszone zioła i kwiaty pomyślał, że wszedł do jakiegoś droższego przybytku. Zaraz jednak wpadło mu na myśl, że w tak dużym mieście to pewnie norma. Cóż, najwyżej go wywalą - też z resztą nie pierwszy raz w życiu. Tym razem jednak obiecał sobie, że zdąży dopić piwo.

Starając się nie rozglądać na boki żeby nie irytować innych gości, ruszył przed siebie w kierunku niewielkiego stołu z dwoma ławami po obu stronach. Usiadł ciężko, zdejmując hełm i rękawice. Topór postawił obok siebie, oparty na ławie. Zaraz też zakrzątał się obok niego posługacz, sprzątający puste stoły.

- Garniec piwa...proszę. - Mruknął do niego Imre, po chwili dodając zwrot grzecznościowy. Bądź co bądź nie chciał żeby w jego piwie oprócz wody znalazło się coś nawet bardziej niepożądanego. Zaraz też wręczył człowiekowi wygrzebaną z mieszka koronę. Domyślał się że z jego wyglądem awanturnika, karczmarz może obawiać się co do zapłaty. Po chwili na stole znalazł się zamówiony trunek. Krasnolud rozsiadł się wygodnie i nalał sobie piwa, wsłuchując się w miły dla jego ucha gwar gospody.

Offline

 

#62 2017-06-25 17:46:24

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Postanowił zrobić sobie przerwę od pracy, ileż mógł siedzieć w swej kuźni, co prawda było to jego ukochane miejsce, no ale bez przesady, żyć jakoś trzeba. Udał się na górę swojego pokoju,  zrzucił z siebie ubrania pracownicze. Wzuł na siebie zwykły strój, taki w jakim zwykł wychodzić na miasto. Nałożył na swoje oblicze kaptur, coby niechciani goście go nie zaczepiali i udał się w stronę Nowego Miasta, wcześniej dokładnie zamykając swój dobytek i chowając klucz w ścianie. Szedł raźnym krokiem, było dość tłumnie, więc czasem musiał się przeciskać pomiędzy innymi ludźmi.

Z zasłyszanych plotek, słyszał, że odbudowano gospodę, która nosiła miano "Pod grotem włóczni", jednak przechodnie, których podsłuchał odradzali sobie nawzajem, gdyż podobno miejsce to jest nawiedzone i nic dobrego tam ich nie spotka. Zigg lubił takie miejsca, gdyż wiedział, że w nich nie spotka go żadna obelga, która mogła by wywołać niemałą jatkę.

Zbliżał się pomału swoimi kroczkami w stronę wspomnianej karczmy, można było poznać to również po tym, że coraz łatwiej było mu się poruszać, na trakcie prowadzącym do drzwi wejściowych nie było już widać, żadnej żywej duszy. Gdy zaszedł przed drzwi gospody, pchnął je, po czym dziarskim krokiem wszedł do środka, zsunął z swej głowy kaptur, podszedł do lady.

-Gospodarzu, mahakamskiego dwójniaka, najlepiej w dużym kuflu - zwrócił się w stronę człowieka stojącego za barem.

Sam za to usiadł na stołku, który znajdował się w pobliżu, po chwili przed nim stał duży garniec z mahakamskim, chwycił za rączkę kufla, podniósł do ust i upił sobie porządnego grzdyla. Rozejrzał się po sali, szukając jakiejś żywej duszy, poza gospodarzem. Jakie węgielkowe oko dojrzało pewną osobę, która popijała jakiś złocisty trunek, mógł śmiało założyć, że na pewno było to piwo a nie jakieś szczyny. Chwycił za swój kufel, po czym ruszył w stronę tegoż stołu. Usiadł na przeciwko jegomościa.

-Napijmy się razem, co tak sam będziesz próżnował? - rzucił do jak miał nadzieję, przyszłego kompana do rozmowy.

Ostatnio edytowany przez Kris (2017-06-25 17:59:44)


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#63 2017-06-29 13:56:49

 Imre Hogenn

Dziecko Niespodzianka

Rasa: Krasnolud
Wiek: 72

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Rozmyślając nad przewagą alkoholu krasnoludzkiego nad ludzkim, zauważył wchodzącego do gospody rodaka. Odprowadził go wzrokiem od drzwi do baru, ponownie napełniając swój kubek piwem. Już dawno nie miał okazji napić się w karczmie w towarzystwie innego krasnoluda, ba, już od dawna w ogóle nie pił z kimkolwiek. W drodze bywając tylko w zapadłych, wsiowych budach z podłą gorzałą, zatłoczonych przez pijanych chłopów nie mógł raczej liczyć na kompanów do picia.

Zaskoczyło go mimo wszystko, że ów krasnolud po odebraniu od gospodarza garnca z mahakamskim miodem, którego obecności tutaj Imre w ogóle się nie spodziewał, ruszył w jego kierunku, a nawet nie tylko - przysiadł się i zagaił. Przez jego myśl przeszło nagle, że chyba zbyt dużo czasu spędził siedząc w głuszy i włócząc się po traktach. Odchrząknął.

- Pewno, miło będzie w końcu nie upijać się samemu. - Uśmiechnął się, sam nie wiedział - bardziej do siebie, czy do rozmówcy.  - Imre Hogenn, topór do wynajęcia. Do usług. - Przedstawił się, uderzając lekko po czepcu wspomnianego oręża. Zaraz potem, uznając to za obyczajne, rozlał resztę złotego płynu do dwóch kubków, jeden stawiając naprzeciw gościa.

- Rad jestem widząc rodaka tak daleko od Mahakamu, od dawna tu mieszkacie panie...? - Zakończył pytająco Imre.

Offline

 

#64 2017-07-08 10:26:56

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Domysły jego były wręcz rewelacyjne, ot znalazł się kompan do rozmowy i do kufla, przysiadając się, liczył na to, że może dowie się czegoś ciekawego od swego pobratymca.

- Ziggrund Farkas, kowal. Jeśli potrzebujesz najprzedniejszej zbroi, albo naostrzyć swój topór, zapraszam do mnie. - Pociągnął duży łyk z kufla.

Cóż to był za smak, idealna goryczka, z nutą swojskiego życia, normalnie aż młodsze lata się przypomniały, mimo tego, był zaskoczony, że karczmarz posiadał tu jeden z tych wyjątkowych trunków. Poznany krasnolud, podzielił się z nim swym piwem, jako, że obyczaj nakazuje w takich chwilach, przyjęcie browaru. Zigg chwycił łapą za szklanicę, pociągnął dość mocno, po czym wypluł napój na podłogę.

- Jak Ty kurwa możesz pijać te szczyny? Coś Ty porządnego piwa nie pił? - Lekko poddenerwowany krasnolud, przesunął swój kufel w stronę Hogenn'a.
- Napij się tego, a już innego nie będziesz chciał - uśmiechnął się zachęcająco.

Farkas wykonał kilka głębokich oddechów, bądź co bądź uspokoiło go to w znacznej mierze, więc po chwili zastanowienia, kontynuował rozmowę.

-W sumie przeniosłem się tutaj pod koniec wojny, karwasz twarz, nie pamiętam o co ona wtedy była, ale krwawili wszyscy po równo. Osiedliłem się tutaj, dzięki kilku wygranym w karty udało mi się postawić swój dom wraz z kuźnią. Imre powiedz mi jak krasnolud krasnoludowi,
cóż to Cię sprowadziło do tego może i zamożnego, ale równie parszywego miasta?


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#65 2017-10-10 02:17:28

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Gromkie, oj gromkie śmiechy niosły wypełnione po brzegi sale gospody. Im wieczór dojrzalszy, tym więcej się miejsca robiło w środku, chociaż ludu wcale nie ubywało. Do stolika, przy którym siedzieli już Zigg i Imre, dosiadła się wesoła kompania prosto z podróży. Ciekawa to była zgraja, roześmiana i rozśpiewana. Jeden z nich, który jeśli wiara w okrzyki  zachęty do dalszego przygrywania na lutni, zwał się Ollopo.

Miałem ci ja dziewki dwie — śpiewał mężczyzna z bródką.

Srałeś a nie miałeś! — odkrzyknął mu inny, od razu przechodząc w rechot.

Jedna ładna druga nie!

Prawda była taka, że grał lepiej niż śpiewał i rymował. Dało się jeszcze posłuchać tych wyuczonych utworów. W najgorszym, a kto wie czy nie najlepszym wypadku, nadwyrężony słuch można było sobie łatwo złagodzić kolejnym łykiem gorzałki, której w gospodzie nie brakowało.

—  Hejże, panie. — rzekł mężczyzna z bródką. Wstał od stołu i chybocząc się między kompanami, co nie zostało niezauważone, przeszedł — a właściwie przepchnął się — bliżej obu krasnoludów, wciskając między nich najpierw lutnię, potem własne, kościste dupsko.

—  Z Mahakamu wy, dobrze mówię? — spojrzał się najpierw na Imre, zaraz potem na Ziggrunda.

Offline

 

#66 2017-10-10 16:26:55

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Popijając dalej powolnymi łyczkami swój złocisty trunek, spoglądał na towarzysza. Wyglądał, mówiąc oględnie jak siedem nieszczęść. Jakby mimo powszechnego mniemania o krasnoludzkiej, mocnej głowie do picia, on jej nie zachował. Spoglądając przez okna karczmy można było dojrzeć pomału zapadający zmrok, a goście zaczęli zlewać się strumieniem.

Muzyka zagościła w lokalu, co prawda instrumentalnie było nieźle, jednakże wokal pozostawiał wiele do życzenia, więc Zigg raczył się swoim trunkiem, coby nie ogłuchnąć od tej fuszerki.

No a jakże inaczej panie, kurwa myśmy się tam wychowali, o takie rzeczy nas kurwa pytać, zlitujcie się - walnął gromkim śmiechem.

Korzystając z okazji, że coraz więcej ludzi wybuchało gromkim śmiechem, sam dołączył się do nich, walnął przyjaźnie po plecach trubadura

A Ciebie co tu sprowadza, grajku? Ta dziura nie dla takich pięknisiów, tu jest twardy i brutalny świat, tak go zresztą wszyscyśmy urządzili - westchnął po cichu.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#67 2017-11-29 17:18:58

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Ollopo – bard od siedmiu boleści, wcisnąwszy się, zapytawszy o pochodzenie dwójki krasnoludów,  sięgnął po stojący po drugiej stronie kufel z własnym piwem. Roześmiany od ucha do ucha, przytknął do ust naczynie, by spić nieco trunku. Pech chciał, że młodego, skrajnie nieutalentowanego grajka akurat "przyjaźnie" uderzył po plecach Zigg. Zamiar był szlachetny, krasnolud skory do rozmowy, tylko konsekwencje całego zajścia... cóż, nie takiego obrotu sprawy spodziewał się... właściwie nikt z tutejszych.

Zwykłe zadławienie. Zigg uderzył interlokutora nazbyt mocno po plecach, aż tego szarpnęło do przodu, gdzie zatrzymał się brzuchem na kancie ławy, opluwając się piwem i z hukiem odstawiając je na blat. Sam zaś zrobił się czerwony na facjacie, nie wydając jednak charakterystycznego dźwięku kasłania. Poruszał tylko ustami niczym jakaś ryba, uporczywie starając się złapać oddech, bezskutecznie. Rechot jego kompanii wkrótce zamarł, gdy ten nadal się nie odkaszlał, a nawet poczerwieniał jeszcze bardziej, złapał się za gardło, a oczy wyszły mu z orbit. Wtedy przerażeni towarzysze zorientowali się, że może coś być jednak nie tak i wstali od stołu. W sumie dosiadło się ich razem z Ollopo pięciu, a dwóch z nich dobiegło do barda i zaczęło klepać go intensywnie po plecach, działając chyba wedle zasady, czym się zatrujesz, tym się lecz. To jednak nie pomagało i po chwili zsiniały na gębie trubadur osunął się nieprzytomny, nadal nie potrafiąc złapać powietrza ni oddechu. Towarzystwo w karczmie zaczęło powoli cichnąć, widząc rozgrywającą się na ich oczach tragedię. Imri siedział spanikowany na swoim miejscu, a sprawca tego dramatu... cóż, pasowało chyba coś zrobić, nieprawdaż?

Offline

 

#68 2017-12-18 19:35:33

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Zdążyła przed zamknięciem bram. Na szczęście. Nie znała okolicy, nie wiedziała gdzie można bezpiecznie przenocować poza Novigrdem. A o karczmie "Pod Grotem Włóczni" słyszała wiele dobrego, jeszcze w Blaviken.
Popytała to tu, to tam i w końcu wskazano jej odpowiednią drogę. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła odpowiedni szyld. Zaraz coś zje i napije się, po trudach podróży należało jej się. Zadowolona z siebie zostawiła Arlo w stajni i pchnęła drzwi do karczmy, po chwili wchodząc do środka.

A tu takie zaskoczenie - cisza. Cisza jak makiem zasiał. W karczmie? Zmarszczyła brwi, rozglądając się nieco niepewnie dookoła i próbując ustalić powód tejże dziwnej sytuacji. Wyglądało na to, że powód znajduje się przy jednym ze stołów, wokół którego zgromadzili się chyba wszyscy bywalcy.
Przecisnęła się łokciami między ludźmi i nieludźmi i zaklęła paskudnie patrząc na całą sytuację.

Ale zanim zdążyła zareagować, w grę wkroczył postawny krasnolud. Skrzyżowała ręce na piersi, przyglądając się całej sytuacji z nieukrywanym rozbawieniem.

Ostatnio edytowany przez Riona (2017-12-18 20:20:02)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#69 2017-12-18 20:05:07

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Widząc co się dzieje, pierwszą jego myślą było, żeby wykorzystać zamieszanie i jak to się robi w zgiełku. Spierdolić. Jednak mimo całego swego uprzedzenia do niektórych ludzi, czasem jednak odczuwał lekką sympatię do nich. Zwłaszcza takich, pociesznych, pijanych grajków. Dopił szybko swoje piwo. Wstał z siedzenia i drąc się na całą karczmę.

-Co wy idioci, robicie? Chcecie go zabić? - Warknął na towarzyszy barda.

Sam podszedł do grajka, rozpychając się łokciami i strzelił jakiemuś kutafonowi prosto w ryja, bo nie chciał go puścić. Zwrócił się do dwóch towarzyszy Ollopo, żeby zamówili u karczmarza solidny kubek zimnej wody. Osobiście chwycił grajka, podniósł go do góry, skinął na towarzyszy grajka.
-Pomóżcie mi go utrzymać podniesionego, spróbuje mu pomóc, nie mam złych zamiarów naprawdę - rzekł z wielkim przejęciem w głosie.

Mimo niechęci do krasnoluda, dwóch ludzi barda pomogło mu, po czym pochylił chłopa do przodu i zastosował kilka uciśnięć nadbrzusza, w taki sposób, żeby udrożnić drogi oddechowe trubadura. Miał nadzieję, że to przyniesie skutek.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#70 2017-12-18 20:28:41

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Przyglądała się poczynaniom krasnoluda, marszcząc brzydko brwi. Rozbawienie trochę zmalało. W końcu pokręciła głową i przecisnęła się jeszcze bardziej między zgromadzonymi.

- Próbujesz go wychędożyć? - spytała, skinęła na krasnoluda i uśmiechnęła się paskudnie - Mocniej naciskaj, psia twoja mać. - warknęła podchodząc jeszcze bliżej - Tu uciskaj, wyżej. No uciskaj żesz, kurwa.

Krasnolud pewnie nie był zachwycony, że oto właśnie jakaś smarkula dyktuje mu, co ma robić, ale miała to w dupie. Wiedziała, że ma rację.
Ale na nic to wszystko. Mężczyzna ani myślał odzyskiwać przytomność. Zsiniał jeszcze bardziej i wyglądało, jakby też i bardziej zwiotczał. Za późno zareagowali, chłop był przecież do uratowania.

- Znachorzy, cholera jasna. - burknęła pod nosem, patrząc dookoła, a ostatecznie zawiesiła ponure spojrzenie na krasnoludzie.

Mogło tak się zdarzyć, że oto właśnie znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Że też musiała się wtrącić! Ale żeby nikogo dłużej nie drażnić swoją obecnością, w końcu odwróciła się na pięcie i ruszyła spokojnie w stronę szynkwasu.

Ostatnio edytowany przez Riona (2017-12-19 07:21:59)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#71 2017-12-18 22:28:45

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Wesoła się sytuacja zrobiła w karczmie, nie ma co.  Chuderlawy bard okazał się być zbyt chuderlawy dla krasnoluda, jakim był Zigg. I przez to właśnie leżał nieprzytomny, nie mogąc złapać oddechu. Jego twarz była lekko straszna. Przez uchylone powieki widać było, jak jego gałki oczne są wywrócone, a on sam miał uchylone usta. Usta, z których nie wydobywało się powietrze, podobnie do nosa. Twarz miał zsiniałą, jakby napuchniętą. Zigg po małych problemach z dojściem do grajka, gdyż został od niego odsunięty w pierwszych chwilach, w końcu do niego dopadł i chwycił go pod pachy, próbując chłopakowi pomóc. Faktycznie, nie dawało to rezultatów, bo trzymał nieporęcznie, nieco za nisko. Czas tedy uciekał i coraz bliżej było chłopakowi do zgonu niźli dalszej biesiady.

Podeszła wtedy młoda dziewczyna, nieco wulgarna w obyciu, chociaż, jak można było podejrzewać, jej chęci były szczere. I krzyknęła na Zigga, by ten robił to lepiej. Owszem, zrobił to, a raczej zaczął, ale w tej chwili ciało zaczęło jakby wiotczeć, chociaż mogło mu się to tylko zdawać. Uciskał i uciskał, ale po jakimś czasie odkrył, że w sumie to już nie warto. Za długo zwlekali, gdy ten stracił przytomność.

W sumie to paskudna śmierć, tak się udusić od przyjacielskiego klepnięcia.

Jeszcze paskudniej zaraz może skończyć Zigg, który trwał tuż przy ciele oraz Riona, która dyrygowała krasnoludem. Już teraz znajomkowie oraz inni bywalcy karczmy patrzyli krzywo na tę dwójkę - a znalazłoby się paru takich, co z łatwością mogli pokonać jedną trzpiotkę i krasnoluda... obydwoje słyszeli także szepty o przeklętych nieludziach i wiedźmach czy głupich kurwach. Szczególnie zaś kompania Olloppo była rozeźlona na poły z byciem zrozpaczonym. Pewnym było, że trzeba było jakoś wybrnąć z sytuacji, bo w tym momencie wszyscy chyba obwiniali bezpośrednio Zigga i pośrednio Rionę za śmierc biednego grajka. I wtedy trzasnęło drzwiami, zawiało świeżym powietrzem i ktoś chyba gdzieś pobiegł.


Spoiler:

Uprzejmie proszę od tej chwili o nieingerowanie w NPCów, tylko pisanie działań własnej postaci. Wasza wola, jak to rozwiążecie, powodzenia.

Offline

 

#72 2017-12-19 23:01:41

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

-Nosz ja pierdole, co za chuderlawiec, że też na mnie trafił, duvvelsheyss - zaklął siarczyście, rozglądając się po towarzyszach barda, którzy miny mieli nietęgie.

Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, skończy tak jak biedak, któremu się zeszło. Nie zastanawiając się długo. Zwrócił się do towarzyszy zmarłego.

-Panowie nie przechodźmy do rękoczynów, wiem, że to moja wina. Życia Waszego przyjaciela Wam nie zwrócę, jeśli zaś jakoś mogę wynagrodzić Waszą żałobę, to proponuje tanie ceny na oręż i uzbrojenie. - Spojrzał błagalnym wzrokiem na ludzi go prawdopodobnie już otaczających, w lewym oku błysnęła iskierka zapalczywości.

Gdyby jednak nie udało się dogadać, czuł, że ma dobry dzień by obić kilka mord, prawdopodobnie kompani trubadura też mogli pośrednio przyczynić się do śmierci barda. Nieumiejętna pomoc zazwyczaj szkodzi bardziej niż jej brak. Zwlekali wszyscy zbyt długo. Jedyne co teraz można było zrobić to pogrzebać zmarłego i niech go Melitele wiedzie przez ścieżki życia pośmiertnego.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#73 2017-12-20 12:40:35

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Schowała nos w kuflu z piwem - raczej okropnym, jeśli być szczerym - i udawała, że jej nie ma. Nie szukała z nikim kontaktu wzrokowego. Odwrócona tyłem do sali i oparta ramionami o szynkwas słuchała tego, co działo się w centrum zamieszania. Uchwyciła jeszcze fakt, że ktoś przed chwilą opuścił karczmę w pośpiechu, co oczywiście mogło świadczyć o tym, że po prostu chciał iść do domu. Ale równie dobrze mogło wiązać się z nadciągającymi kłopotami.

Kątem ucha słyszała, jak krasnolud próbuje załagodzić sytuację. Ale sytuacja chyba wcale nie chciała dać się załagodzić. W karczmie czuć było wrogą wesołość, jak zwykle, gdy w takich sytuacjach uda się znaleźć kozła ofiarnego.
Spojrzała w stronę drzwi, ale z obecnej perspektywy wydawało się, że są cholernie daleko, a między nią, a wyjściem stoi milion ludzi. Dobrze, że chociaż karczmarz sprzedał jej to piwo - miała czym zająć ręce.
I pomyśleć, że nie spędziła w Novigradzie nawet godziny, a już chyba właśnie wdepnęła w niezłe gówno. Tatko miał rację mówiąc, że spierdoli wszystko, czego się dotknie, łącznie z przyjściem na świat.

Oparła głowę na dłoni i upiła piwa, mając wciąż upartą nadzieję, że wszystko skupi się na krasnoludzie.

Ostatnio edytowany przez Riona (2017-12-21 08:46:28)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#74 2017-12-23 21:51:57

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Co kurwa? — zapytał jeden z otaczających biednego krasnoluda bywalców karczmy, chudy, łysy, cwaniaczkowaty jegomość. Elokwentnemu porzekadłu zawtórowali inni, potakując lub mawiając podobnie. Jeden z towarzyszy trubadura, postawny, przystojnej aparycji, w dobrym, podróżnym ubraniu, lecz i z bronią za pasem, stanął tuż przed krasnoludem. Górował nad nim i to o dobrą stopę, jeśli nie więcej. Wyglądał na nieźle wkurzonego, ale i jednocześnie wstrząśniętego śmiercią Olloppo. Nie wyglądał tak czy siak, jakby kryptoreklama kuźni Zigga mogła ukoić pustkę w sercu mężczyzny po stracie przyjaciela.
Twoja wina — wycedził przez zęby ochrypniętym głosem, trochę głucho, jakby powtarzał za krasnoludem te słowa. — Twoja wina to za mało powiedziane, ty gruba krasnoludzka larwo. Zaufaliśmy ci, dosiedliśmy się, chcąc okazać przyjaźń, a ty zabiłeś naszego przyjaciela! Uważasz jeszcze, że możesz nam to zrekompensować jakimiś pieprzonymi zniżkami?! — Jegomość postąpił krok do przodu, jakby miał całkiem niecne zamiary, ale w tym momencie karczmarz zza kontuaru krzyknął rozeźlony:
Ani mi się kurwa twoja mać nie waż go dotykać. Poleciał ode mnie chłopak już po straż, zaraz przyjdą. To porządna gospoda w porządnej dzielnicy, nie będzie mi się tutaj żadne z was napierdalało jak w jakiejś podrzędnej dziurze w starym mieście!

Pomruki niezadowolenia wydobyły się z ust zebranych, którzy ciaśniej otoczyli trupa i stojącego nadeń Zigga, jakby powstrzymując go przed ucieczką. Pech jednak chciał, że w chwili, gdy odezwał się karczmarz, spojrzenie mężczyzny stojącego nad krasnoludem prześlizgnęło się także po Rionie. Następnie wrócił do niej wzrokiem, zmarszczył brwi i zapytał się wystarczająco głośno, by parę gąb również wlepiło ślepia w złodziejkę.
Ta pannica to aby czasem też nie próbowała, ekhem, "pomóc" w ratowaniu naszego Olloppo? — znów przytaknięcia, tylko inaczej niż w przypadku krasnoluda, wzrok mężczyzny błysnął bardziej lubieżnie, niejednoznacznie. I tak też wystąpił on przed tłumek, zaraz podchodząc do dziewczyny i łapiąc ją za ramię za szybko, by mogła jakoś zareagować i za mocno, zdecydowanie za mocno. Piwo wyślizgnęło jej się z dłoni, kufel brzdęknął o podłogę, rozchlapując wokół trunek, w tym na buty tejże dwójki.
Pewno spiskowałaś z tym zapchlonym nieludziem, żeby ukatrupić naszego Ollo, hę? Na pewno, widać po twojej twarzyczce. Nie martw się, ciebie też nie ominie sprawiedliwość — rzekł, rozeźlony, nadal widocznie rozemocjonowany, o tym chrypiącym głosie, jednakże akcentując dziwnie ostatnie słowo. Nikt inny prócz parsknięć, szeptów i pojedynczych wyzwisk pod adresem krasnoluda nie odezwał się. Wyglądało na to, że obydwoje będą musieli poczekać na straż, która na pewno nie uwierzy, że to był po prostu wypadek.
Albo tylko jedno z nich będzie czekało na straż?

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2017-12-23 21:52:56)

Offline

 

#75 2018-01-04 11:09:43

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Chciałem polubownie, ale skoro się nie da —  przerwał na chwilę, słysząc głos karczmarza, po czym wrócił do urwanej myśli. — Panowie no patrzcie co za cham i prostak, nawet nie możemy sobie dać po ryju, bo jakże wielce szacowna gospoda, a pewnie sporo ludzi tu strutych pod stołami leżało - dokończył cicho, zwracając się do swoich oprawców.
To była dość dziwna sytuacja, sam wiedział, że raczej ciężko będzie mu się z niej wykaraskać, więc spróbował metody, która zawsze powinna zadziałać, znaleźć inny obiekt, który w jakiś sposób się naraził.
A jeśli o tą dziewkę chodzi, to nie wiem skąd się ona wzięła, pierwszy raz ją na oczy widzę, panowie — odrzekł nieco zaskoczony, gdy został posądzony o kumoterstwo z nią.
Ażeby swoją twarz trochę zachować, zarzucił kaptur na głowę i korzystając z lekkiego zamieszania powstałego przez stwierdzenie karczmarza. Zigg zwinnym jak na krasnoluda ruchem spróbował wydostać się z otoczenia bandytów.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#76 2018-01-04 12:12:18

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Zamknęła oczy, zgodnie z zasadą "jeśli ja was nie widzę, wy mnie też nie" i uparcie tkwiła przy szynkwasie, ściskając mocno kufel. Czy się bała? Oczywiście! Przecież właśnie mogła stać się ofiarą w jakiejś dziwnej sytuacji, której początku nawet nie znała. Weszła w jej trakcie do karczmy, kiedy krasnolud już próbował ratować tamtego mężczyznę - Olloppo, jak zdążyła się dowiedzieć. Co działo się wcześniej - nie miała pojęcia. A jedyną jej bronią był niewielki nóż. Patrząc na ilość osób w karczmie, równie dobrze mógłby to być widelec, albo patyk.

Wciągnęła głośno powietrze, kiedy karczmarz wspomniał o straży i jeszcze głośniej je wypuściła, gdy mężczyzna za jej plecami zwrócił na nią uwagę. A miała nadzieję, że o niej zapomnieli. No żesz kurwa ich mać. Jak to było z tą nadzieją? Matka głupich, czy jakoś tak, nie?

Po chwili poczuła mocne szarpnięcie za rękę, aż z tego wszystkiego upuściła kufel na podłogę. Spojrzała w górę, na twarz mężczyzny, nie kryjąc nienawiści.

- Puść mnie, kurwi synu! - wycedziła przez zęby, chociaż przez ostatnie minuty cały czas powtarzała sobie, żeby być spokojną i nie wypalić z niczym głupim, co mogłoby jej jeszcze bardziej zaszkodzić, jak choćby wypowiedziane właśnie zdanie. Targnęła ręką, próbując wyswobodzić ją z uścisku tak mocnego, że niemal czuła, jak pali ją skóra - W rzyć mnie pocałuj. Ja nie miałam nic wspólnego, ani z waszym kompanem, ani jego śmiercią, ani tym bardziej z nim! - dodała głośniej, wskazując głową na krasnoluda, który najwyraźniej próbował dać nogę - Zdaje się, że wasz główny winowajca właśnie próbuje spierdolić. - dodała z paskudnym, złośliwym uśmiechem, przez chwilę patrząc w stronę krasnoluda, a następnie spoglądając znów prosto w oczy mężczyzny.

Ostatnio edytowany przez Riona (2018-01-04 18:27:51)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#77 2018-01-12 21:26:50

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Sytuacja była, ciężko użyć tutaj innego słowa, napięta. Bardzo. Z jednej strony zgraja podchmielonych mężów otaczała biednego krasnoluda i aktualnie także młodą dziewkę, która prócz paru słów zachęcających do ratowania barda wątpliwych umiejętności nie zrobiła niczego złego, a z drugiej zdenerwowany karczmarz, który powstrzymywał ową zgraję przed aktem przemocy. Kto wie, czy jego, jeśli można tak to ująć, pedantyzm właśnie nie ratował życia tejże dwójce? Pewnym było, że jeśli znajdowali się oni w innej, wspomnianej nawet przez gospodarza karczmie w starym mieście chociażby, nie mieliby takiego szczęścia - a nawet żadna straż by tutaj nie zawitała.

W rzyć to ja ci mogę co najwyżej coś wsadzić, głupia krowo. Uważaj, bo uwierzymy, żeś nie kamratka tego krasnala zasranego! — odparł mężczyzna targający dziewczyną. Jednakże jej słowa nie pozostały bez echa. Wskazując na głównego winowajcę całego zajścia, pozwoliła grupie w porę zorientować się w ucieczce krasnoluda, którego szybko pochwycono za fraki i brutalnie znów zawleczono na środek. I tym razem nie cackano się, tylko jeden z oprawców, którzy to pilnowali Zigga właśnie przed takimi zajściami aż do przybycia straży,  zacisnął pięść i przywalił mu raz a porządnie, aż kowal zębami zadzwonił, a w nosie coś mu chrupnęło. Przed oczami zatańczyły mu ciemne plamy, głowa nieco odskoczyła. Towarzystwo zarechotało, karczmarz skrzywił się jedynie - ale dopóki nie była toczona tutaj jakaś porządna rozróba, mógł jednak przymknąć oko na własnoręczne wymierzanie kary. Poza tym, krasnolud chciał uciec! Trzeba było nauczyć go dyscypliny przed przyjściem strażników.

Podczas gdy Zigga wyzywano od morderców i kurwich synów, mężczyzna rozmyślił się i targnął Rionę poza karczmę, mamrocząc coś o daniu nauczki głupiej kurwie. I już raczej było wiadome, o jakiej nauczce była mowa, gdy tylko ten zaczął ją ciągnąć za karczmę, do... stodoły. Przyspieszył trochę, gdy ujrzał raźno zdążające sylwetki, zapewne straży miejskiej.

Offline

 

#78 2018-01-16 10:43:50

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

I po raz kolejny nadzieja okazała się matką głupich, kiedy to przez głowę Riony przeszła obiecująca myśl, że skoro już krasnolud dostał po gębie, to może i uwaga trzymającego ją wciąż mężczyzny skupi się ponownie na nim. Nic z tego. W kłębie zamieszania jakie powstało w karczmie, jegomość targnął ją za rękę jeszcze mocniej i na siłę wyciągnął na dwór.
Riona próbowała. Wierzgała, kopała, gryzła - wszystko na nic. A nawet jakby na opak, jej działania zamiast przynosić korzyść, tylko rozjuszały bardziej mężczyznę, przynajmniej takie miała wrażenie. Nawet nie zauważyła straży, która zmierzała do karczmy. Gdyby zauważyła, zapewne zaczęłaby się drzeć wniebogłosy. Jęknęła za to mimowolnie ze strachem, widząc w końcu dokąd ją ciągnie. Nie, Riona nie była tchórzliwa, ale wiedziała, że w starciu z nim, nie ma szans - przecież właśnie oto ciągnął ją jak szmacianą lalkę, jakby stawiany przez nią opór nie robił na nim żadnego wrażenia.

Może warto było zmienić taktykę? 

- Poczekaj. - powiedziała spokojnie, ale stanowczo, kiedy już znaleźli się śmierdzącej stodole. Położyła mu wolną dłoń na przedramieniu - Po co te nerwy? Może i mam niewyparzoną gębę, ale umiem być miła. Nie trzeba się na mnie denerwować. - coś nawet, jakiś grymas przypominający krzywy uśmiech, pojawił się na jej ustach, kiedy przyglądała mu się w nikłym świetle. Mogłaby nawet uznać go za atrakcyjnego. Mogłaby, gdyby nie zaistniałe okoliczności.

Może uda jej się wyjąć nóż z cholewki? Może zrobi to tak szybko, że on się nie zorientuje?
Przecież umie, wie jak to się robi, a drżące dłonie jej w tym nie przeszkodzą. Musi tylko poczekać na odpowiedni moment.

Ostatnio edytowany przez Riona (2018-01-16 13:38:52)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#79 2018-01-22 23:48:05

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Wiedział, że nie ma zbyt dużych szans na pokonanie grupki, która go otacza. Próba jego wyswobodzenia się została uznana za chęć ucieczki. Niespodziewanie pięść wylądowała na jego nosie.

To ja już ich upierdolę, a co, skoro ja mam siedzieć, to niech i oni posiedzą, ale pewnie te jebane kurwy, psia ich mać wiary memu słowu nie dadzą.

Pokręcił głową, dłonią dotknął nosa, docisnął, przekręcił mocniej i nastawił go sobie. Odetchnął głębiej piersią i splunął krwią, która zaczęła spływać mu tylną ścianką gardła. Wziął pobliski stołek. Usiadł na nim. Splótł ręce na klatce piersiowej. Do wyzwisk był przyzwyczajony, nie robiło to na nim żadnego wrażenia.

- To co, grzecznie sobie poczekamy na straż, a potem będziem się tłumaczyć z tego co tu zaszło - rzekł beznamiętnie.

Wzrokiem wyłapał spojrzenie gospodarza. Wiedział, że źle postąpił. Przypływ chwili, chęć spróbowania obrócenia przewagi na swoją stronę. Skinął ze skruchą w jego stronę, przykładając na chwilę pięść do piersi. Wrócił więc do swej możnaby rzec stoickiej postawy. Lat na karku wszak miał już niemało. Może drzewiej by starał się w inny sposób, ale teraz. Miał zaś wyrobioną swą reputację kowala. Zmartwieniem jego było zaś, czy jego certyfikat przetrwa. Mimo wszystko, był to zwykły wypadek. Jednako, ofiara poniosła straszliwy skutek, jakim jest śmierć. W myślach pomodlił się do swej bogini. [...]Ocal mnie najświętsza panienko, Melitele.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#80 2018-01-25 21:45:11

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Riona

Panna nijak nie widziała sylwetek, które być może kątem oka mignęły jej, gdy była szarpana na tyły karczmy. Być może także zapomniała, że jest w tej "lepszej" części miasta, gdzie jak wiadomo porządek musi być i gwałty raczej nie były na porządku dziennym. Jednakże gdy silniejszy i dominujący mężczyzna ciągnął ją do szopy, dlaczego miała pamiętać, że tutaj jej krzyki nie zostaną zbyte odwróconym spojrzeniem czy prychnięciem? Była prostą dziewuchą, wychowaną w prostej społeczności. Straż by jej pomogła, gdyby tylko zawołała. Ale tego nie zrobiła.

Jej reakcja zadziwiła mężczyznę. Spodziewał się z jej strony raczej oporu, nie... zachęty. To nieco ostudziło jego zapał i rozjaśniło umysł.  Rozluźnił chwyt, na tyle, że Riona przestała odczuwać ból. Odchrząknął - ale skoro dziewczę samo się godziło na to, dlaczego nie miałby skorzystać?
Coś taka chętna nagle? — zapytał z lekką podejrzliwością w głosie. Zaraz po tym pchnął ją na słomę i stanął nad nią, wytężając wzrok w półmroku. — Ściągaj gacie. — burknął, sam rozpinając pas. Od Riony teraz zależało, co zrobi.


Zigg

Długo na straż czekać nie trzeba było. Łaskawie Ziggowi pozwolono przysiąść na stołku, a widząc, iż ten nie kombinuje więcej, część się rozeszła kawałek dalej, zostawiając najzagorzalszych rasistów, ciekawskich gapiów i same towarzystwo leżącego, zsiniałego trupa Olloppo, który gapił się wytrzeszczonymi gałami gdzieś w przestrzeń. Przy okazji krasnolud widział, jak pyskatą smarkulę jeden z kamratów barda ciągnie na zewnątrz - nawet tutaj, w Nowym Mieście zdarzały się takie przypadki, szczególnie, gdy dochodziło do eskalacji wzburzenia. Nos bolał, aczkolwiek nastawienie go nieco pomogło, nie tamując jednak kapiącej zeń krwi.

Niedługo po wyjściu owej dwójki do karczmy wkroczyło trzech mężczyzn i młody chłopak. Ten ostatni musiał być tym, który na początku wybiegł w wieczór, aby znaleźć straż. Ubrana w mundury strażników, cała trójka krytycznie zlustrowała zaistniałe wydarzenie. Na końcu podeszła do zgromadzenia, które z szacunkiem się rozstąpiło. Najwyższy rangą mlasnął niezadowolony i wskazał kolegom zwłoki. Ci szybko je podnieśli i wyszli, a za nimi dwoje jego kompanów, mamrocząc coś o przypilnowaniu sprawunków pogrzebowych.
Rozumiem, że to wina krasnoluda? Co tu się dokładnie stało? — parę osób zaczęło mówić równocześnie, ale dowódca uciszył ich machnięciem ręki i wskazał głową na Zigga. — Mów, ino krótko, nim cię do karceru zabiorę.

Offline

 

#81 2018-01-26 09:57:31

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się za to, wesoło - rzec trzeba, jak na Rionę i zerknęła na niego dość hardo. Pewno to przez rękę, która w końcu przestała palić z bólu. Po chwili zaś klapnęła cicho na słomę, kiedy mężczyzna ją popchnął.

Wypuściła powietrze, żeby co nieco uspokoić nerwy i odchyliła się na słomie, jakby właśnie miała spełnić żądanie ściągnięcia gaci. Niedoczekanie. Zamiast tego wierzgnęła nogą z sił całych, trafiając spodnią częścią podeszwy prosto w krok jegomościa, przy którym on właśnie majstrował. To, co miało za chwilę ujrzeć światło dzienne, nie ujrzało go, a dziewczyna korzystając z chwilowego zamieszania, spowodowanego siarczystym kopniakiem, zebrała się ze słomy rychło, acz niezgrabnie. Sięgnęła do cholewki buta i błyskawicznym, pewnym ruchem wyjęła z niej nóż, po czym zamachnęła się, żeby dźgnąć nim niedoszłego kochania.

Ostatnio edytowany przez Riona (2018-01-27 13:30:08)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#82 2018-01-27 12:53:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Riona

W zamierzeniu Riony plan miał wypaść gładko i bezproblemowo. Niestety wszechświat nie zawsze spełnia życzeń, nawet jeśli ich pragnienie jest naprawdę wielkie. Otóż dziewczyna kopnęła mężczyznę w domyśle tam, gdzie się ten aktualnie rozpinał. Niestety jej noga lekko zboczyła z trasy i trafiła bardziej w pachwinę, niźli same genitalia. Poza tym kopniak był słaby, bo Riona musiała się srogo postarać, aby w ogóle sięgnąć tam z leżącej pozycji. Na szczęście wytrąciła z równowagi gwałciciela na tak krótki czas, by powstać ze słomy. Po nóż sięgnęła, owszem. Zdołała go również wyciągnąć, ale napastnik kątem oka widział, co knuje dziewczę i w ostatniej chwili usunął się z jej pola manewru, dłonią odtrącając jej rękę z ostrzem. Sztylecik upadł na bok, na podłogę i Riona pozostała bez jedynej ochrony, w dodatku z dwa razy bardziej rozwścieczonym mężczyzną, który w zamiarze chciał teraz zrobić jej poważną krzywdę. Nawet pofatygował się o wyciągnięcie z pochwy przy boku własnego puginału.
O ty mała kurwo, ja cię zaraz nauczę porządku — warknął wyraźnie rozwścieczony, postępując krok w stronę Riony. Rozwiązanie było raczej oczywiste, chociaż mogła boleć dziewczynę strata noża. Pytaniem było tylko, co zrobi dalej, gdzie ucieknie, skoro mężczyzna był na tyle zdeterminowany, by popełnić w porządnej dzielnicy morderstwo z gwałtem i na pewno będzie ją gonił?

Offline

 

#83 2018-01-27 16:10:16

Riona

Dziecko Niespodzianka

Miano: Riona
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 lat

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Siarczysty kopniak? Dobre sobie, panno Riono. To, co według dziewczyny wydawało się mocnym wierzgnięciem, na mężczyźnie najwyraźniej nie zrobiło większego wrażenia. Stała więc teraz, kompletnie bezbronna, w dodatku w sytuacji, powiedzmy delikatnie - nieciekawej. Może jednak trzeba było zdjąć gacie i pozwolić mu zrobić to, co zrobić chciał? Wtedy nie wyglądał tak strasznie, jak w tej chwili, może nawet byłoby przyjemnie?
Wyglądało na to, że już się tego nie dowie. Z zasadzie to wyglądało też na to, że mogą to być  jej ostatnie chwile. Rozpinanie bluzki i zachęcanie raczej już nie przeważą szalki na jej stronę.

Głupia gęś z ciebie, Riona. Tym razem przeciągnęłaś strunę i szlag cię trafi za chwilę, jak nic. Wychędoży cię jak będzie chciał i zarżnie jak prosiaka na wesele. Oj tatko miałby ubaw, jakby cię teraz widział. Pewno jeszcze klaskałby i zachęcał go, żeby cię usiekł. - pomyślała, zerkając tęsknie na klepisko, gdzie leżał jej koser.

Tak, była to ta chwila, kiedy Riona bała się nie na żarty i dałaby wiele, żeby być daleko stąd. Wiedziała przecież, że nie ma nad nim żadnej przewagi.
Kilkoma niepewnymi krokami wycofała się jak najdalej od niego, jednak szybko dotknęła plecami drewnianej ściany. Zerknęła między deskami, zauważając, że dwóch ludzi ubranych w mundury, pewnie strażników, wynosi z karczmy ciało. Było z nimi dwóch kolejnych mężczyzn, ale pojęcia nie miała kim są. Riona z założenia nie ufała nigdy żadnej straży, wiele razy przekonała się, że tacy jak ona nie mają co liczyć na zrozumienie, jedynie na pogardę i oskarżenie. Ale żyło się raz i jeśli być szczerym, to dziewczynie bardzo zależało na tym, żeby to życie nie zakończyło w ciągu kilku następnych chwil. Już lepiej gnić w jakimś lochu.

Patrzyła z napięciem na mężczyznę, nie próbując nawet ukryć strachu w oczach. Za plecami wymacała skobel od drzwi do szopy i otworzyła go. Drzwi rozwarły się w jednej chwili, a Riona tracąc oparcie, upadła prosto na bruk.

- Ratunku! Pomóżcie! - wydarła się na całe gardło, jakby chciała, żeby cały Novigrad się obudził.

Ostatnio edytowany przez Riona (2018-01-27 18:42:59)


Karta Postaci
Monety: 200 denarów

Offline

 

#84 2018-02-27 00:06:59

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Siedział tak, trochę się uspokoiwszy. Krew co prawda ciekła mu dalej z nosa, ale mógł z pewną dozą uznać, że oddycha się prawidłowo. Po jakimś czasie zobaczył jak młodzieniec wpada z dwoma strażnikami. Lud stłoczony w karczmie bardzo chętnie by zarzucił krasnoludowi, celowe i specjalne zabójstwo grajka. Tak jednak nie było. Ciężko będzie też uwierzyć w to straży, ale cóż, spróbować nigdy nie zaszkodzi.

- Panie komendancie, to był po prostu wypadek. Wiem, że skutki tego są opłakane. Rozmawialiśmy sobie z moim kompanem o życiu i takich tam zwykłych dyrdymałach. Po jakimś czasie przysiadł się, miej go Melitele w opiece grajek. Niestety już nieboszczyk. Nosem się nie przejmujcie, zrośnie się. Piliśmy ze sobą piwo i klepnąłem towarzysza po plecach. Widocznie trafiłem niefortunny moment, gdy denat akurat przełykał złocisty trunek. Zakrztusił się. Próbowałem mu pomóc, wcześniej próbowali jego przyjaciele. Nie udało się go uratować. Koniec tej smutnej historii - uronił łzę nad nieboszczkiem.

Na starość coś nam się Zigg wrażliwy zrobił, może na krzywdę ludzką. Cholera go wie. Jedno zapewne go cieszyło, że mimo złamanego nosa, nadal oddycha a serce w jego klatce bije mocno.

Ostatnio edytowany przez Kris (2018-03-13 22:23:35)


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#85 2018-03-11 07:39:19

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

— Dobra, dobra. Nie rycz mi tu tylko — warknął strażnik, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia. Płaczący krasnolud był ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował.

Mężczyźni rozejrzeli się po karczmie, badając sytuację. Potem kilku zerknęło po zebranych, lecz wzrok tych uciekał przed studium sprawiedliwości. Oczywistym był fakt, że większość wolałaby wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, niżeli angażować w to organy prawne.

Jeden z przybyłych oficerów, o niewdzięcznej urodzie będącej niezbyt atrakcyjnym połączeniem orlego nosa i spiczastej brody, a który już wcześniej uchodził za dowódcę, krzyknął:

— Flin! Hej, Flin! Ogłuchłeś? Chyżo wróć!

Do karczmy wrócił jeden z członków zespołu, wynoszący przedtem ciało nieboszczyka.

— Zerkłeś na ofiarę?
— Tak jest!
— I co, można założyć, że doszło do morderstwa?
— Ciężko rzec... Ofiara się udusiła, temu nie sposób zaprzeczyć. Oczy wybałuszone...
— Tak, tak, widziałem.
— Więcej wykaże autopsja.
— Przyjąłem. Odmaszerować, żołnierzu.


Dowódca podrapał się po głowie, a potem milczał przez czas jakiś, zbierając myśli.

— Zrobi się to tak. Krasnolud zostanie aresztowany pod zarzutem morderstwa...

— Taaak! Sprawiedliwość jest po naszej stronie! — wybuchł ktoś z radością w tłumie, a zawtórowała mu reszta z aprobatą.

— Cicho! Utkać gęby, nim więcej ludzi pozamykam. Świadków ni czego nie potrzebujem, a nieludziem się już zajmiemy. Hej, chłopcy, skujcie podejrzanego, a wy, już, rozejść się, sprawa zakończona.

— A kiedy będą tego kurwisyna wieszać?
— nie dawał za wygraną jeden z mężczyzn, który przybył w to miejsce razem z nieżyjącym już Olloppo.

— Jak będą wieszać to znajdziecie stosowną adnotację w miejscu... Szeroko dostępnym wszystkim mieszkańcom Novigradu.

— Znaczy gdzie?

— Znaczy spierdalaj w podskokach, bo skończysz w karcerze za utrudnianie... tego, organom władzy, prowadzenia śledztwa.


Do Zigga podeszło dwóch strażników, bez słowa zakładając mu na nadgarstki i kostki nóg długie, być może zbyt długie, łańcuchy.

Offline

 

#86 2018-03-13 22:38:23

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

- Panie, jakiego morderstwa? - strach zajrzał w oczy krasnoludowi.

Rozumiał on konsekwencję swojego czynu, ale, żeby aż tak bardzo? Zastanawiało go również, co się stało z tą dziewuszką, mimo wszystko jako jedyna chciała coś pomóc i zaradzić. Z tłumu słychać dało się wrzaski, o wieszaniu i podobnych rzeczach. Nie chciał zginąć, a już nie w taki sposób.

Cholera jasna, jebane miasto, pierdolony w rzyć grajek, trzeba było siedzieć w kuźni albo pójść na ryby. Miasta mi się psia mać zachciało. Pierdolnąć sobie w czerep to mało.

Po wymianie zdań strażników z towarzyszami nieboszczka, na twarzy Zigg'a przemknął lekki uśmieszek, który zaraz znikł. Nie rozumiał po co aż dwóch członków zespołu krępuję mu nadgarstki i kostki. Nie mruknął nawet słowem, ale miał niewyobrażalną chęć wybuchnięcia śmiechem.

Ciekawe czy dałoby się w razie ataku, wykorzystać do czegoś te łańcuchy?

- Panie komendancie, była tu jeszcze dziewoja, która gdzieś zniknęła, ale raczej powinna być w okolicach karczmy, zaczepiali ją kamraci zmarłego - wypalił tak ni stąd ni zowąd.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#87 2018-03-21 21:03:20

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Zigg został wyprowadzony z karczmy w towarzystwie oficerów. Odprowadzani przez wiwat mieszany z gwizdami i pijackim bełkotem, wyszli na zewnątrz gdzie miejski odór pachniał krasnoludowi jak najświeższe powietrze. Wóz, na który załadowano ciało, trajkotał już po błotnistej drodze i zaraz nikł im gdzieś, skręcając dalej w głąb miasta. Strażnicy, niezbyt subtelnym popchnięciem dali nieludziowi znak aby szedł przed siebie. I w rzeczy samej, podejrzany wraz z eskortą kierowali się do przodu w stronę strażnicy, idąc ulicami tam prowadzącymi. Z czasem jednak trasa zaczęła się zmieniać. Z początku krasnolud mógł sądzić, że powodem jest chęć pójścia na skróty, tudzież chęć uniknięcia publicznego linczu, lecz później nie ulegało już wątpliwości, że miejsce gdzie się znajdują jest jeszcze dalej od strażnicy niżeli karczma, z którego go zabrano.

W końcu głównodowodzący miał dać znać dosadnie na czym stoi sprawa. Idąc jednym z novigradzkich zaułków, gdzie nie zapuściłby się nikt o zdrowych zmysłach i o pragnieniu nie zarażeniu się jakimś cholerstwem, dwóch oficerów przyszpiliło Zigga do do jednej z chat, tak, że nogi nieludzia zawisły bezwładnie kilka dobrych cali nad ziemią.

— Słuchaj no — powiedział ten z orlim nosem. — Niczego nie bój. W karcerze nie czeka cię nic dobrego. Dajesz dziesięć koron, zdejmujemy ci kajdany i wszyscy idziemy w swoją stronę. Co ty na to?

Offline

 

#88 2018-03-22 00:56:34

 Kris

Coś więcej

Miano: Zigg
Rasa: Krasnolud
Wiek: 65

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Wyszli z gospody, zachowywał się wzorowo jak na więźnia przystało. Ryzyko czasem jest opłacalne. Jeden niefortunny ruch i mógłby wylądować na dołku. Ewentualnie skończyć gorzej. Farkas zdziwiony, że wiodą go w zupełnie innym kierunku od strażnicy chciał ich zapytać o powód. Jednak wrodzony instynkt kazał mu zamknąć usta. Nagle znaleźli się w okolicy jakichś zapuszczonych chat. Został przyszpilony do jednej z budowli. Czując jak usuwał mu się grunt pod nogami przeczuwał najgorsze. Wtem odezwał się dowódca i Zigga zatkało kompletnie. Straż oferująca uwolnienie, mógł uznać to za dar albo zrządzenie losu. Wolność wszakże warta była każdej ceny. Ciężko rozstać się prawie z całym majątkiem swojego życia. Jednak od czego miał swój fach kowala. Najważniejsze, żeby przez jakiś czas nie pojawiał się w Nowym Mieście. Straż może i mogła mu puścić płazem ten niecny występek. Jednak rozwścieczona gawiedź, wiedziona rządzą zemsty już nie.

- Skoro tak stawiasz sprawę, jestem w stanie dać dziesięć koron za wolność. Klniecie się na honor, że nie zmienicie decyzji? Nie chciałbym wpaść z deszczu pod rynnę. - westchnął krasnolud.

Cóż jednak mu pozostało, postanowił zaryzykować. Z każdej szansy choćby nawet takiej wypada skorzystać. Doskonale wiedział, że w karcerze mogą spotkać go znacznie nieprzyjemniejsze okaleczenia.

- Stoi, panie kapitanie - odrzekł hardo kowal.

Jeśli istotnie dokonali wymiany, korony za wolność, rzemieślnik udał się w te pędy do swojej kuźni. Kluczył mało uczęszczanymi dzielnicami, w duchu dziękując Melitele za cud.


Karta Postaci  | Monety: 1 novigradzka korona

Offline

 

#89 2018-03-22 20:19:11

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Gospoda „Pod Grotem Włóczni”

Mężczyźni trzymający krasnoluda raczej nie należeli do tych, którzy honor posiadali, kiedy zainteresowani byli wzięciem łapówki, sami wcześniej takową proponując. Aby jednak udobruchać krasnoluda, przytaknęli wszyscy, wyraźnie rozluźnieni. Przekonani, że nieludź  będzie się targować, odetchnęli w duchu, zarobili bowiem więcej niż przypuszczali.

— Spokojna twoja rozczochrana — odpowiedział dowodzący z miną człowieka, który nie po raz pierwszy przeprowadza takową transakcję. — My jesteśmy ludzie słowa. A sumka dziesięciu koron z pewnością pomoże nam wymazać z pamięci dzisiejszy incydent.

Kiedy Zigg wręczył im gotówkę, ci szybko sprawdzili zawartość mieszka i przeliczyli monety. Kontenci, że wszystko się zgadza, puścili kowala luzem, zdejmując wcześniej założone kajdany.

— No, bywaj! — powiedzieli na odchodne, rechocząc między sobą.


Mistrz Gry napisał:

Zigg traci 10 koron. Odejmij z ekwipunku.

z.t -> Kuźnia Zigga.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zslia.pun.pl www.rymy.pun.pl www.politologia07.pun.pl www.wspolnotajp2.pun.pl www.moherpowerpaintballteam.pun.pl