Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2017-12-09 17:15:29

 Ivan

Wieczny Ogień

Łaźnie miejskie

https://i.imgur.com/eK5VhAP.png


Usytuowane w samym centrum Czerwonej Dzielnicy, w sąsiedztwie Teatrum, miejskie łaźnie w ciągu ostatniej półtorej dekady od oddania ich do publicznego użytku, zyskują sobie na popularności jako miejsce spotkań i odpoczynku osób wszech stanów oraz ras. Powstałe jako produkt uboczny rozbudowy wciąż poszerzanej miejskiej kanalizacji, stanowią sztuczne ujęcie ogrzewanych ciepłem  ziemi  wód opadowych poddanych procesowi głębokiej filtracji. Hydraulika całego przedsięwzięcia została zrealizowana z wykorzystaniem umiejętności projektantów miejskich śluz oraz wiedzy głównego sponsora całego przedsięwzięcia, Sebastiana aep Gorveraina. Urządzone podług nilfgaardzkiej modły, zostały przekształcone w kompleks rekreacyjno – kąpielowy do odpłatnego korzystania. Koszt „całodniowego” pobytu w tym miejscu liczony od otwarcia do zamknięcia, bez uwzględniania dodatkowych usług wynosi zwykle 2 korony. Cena osiągalna dla zwykłego zjadacza chleba, jednak odpowiadająca wartością garncowi gorzałki, co powoduje dylemat skutecznie odstręczający motłoch od wizyt tutaj. Z powodu panującego w Novigradzie klimatu, praktycznie trzy czwarte kompleksu znajdują się pod ziemią, a jednopiętrowy, murowany budynek nad powierzchnią stanowi przedsionek właściwych łaźni. Znajdują się tu przebieralnie, w których można zawierzyć swój dobytek na przechowanie oraz uiścić opłatę za wstęp. Dla tych, którzy nie mają ochoty na dłuższy pobyt, tudzież liczą każdego koppera, istnieje możliwość wynajęcia zwykłej balii, a także usług balwierza lub dziewki łaziebnej. Na tych, którzy zapłacą i zdecydują się zejść niżej, czekają po dwie pary usytuowanych koło siebie basenów z ciepłą i gorącą wodą (po jednej na każde pomieszczenie), jeden z zimną oraz łaźnia parowa, komnaty masażu, sala gimnastyczna oraz sale wypoczynkowe, to jest tepidaria. Każde z pomieszczeń znajdujące się w innej części, oddzielone od poprzednich zwykłym przejściem lub ażurowymi, drewnianymi zasłonkami. Największym powodzeniem cieszą się baseny z wodą gorącą i łaźnia parowa, w której chętnie zażywają kąpieli po pracy liczni w tym miejscu goście. Kogo stać opłaca sobie masażystę lub słono płaci za wynajęcie jednego z mniejszych basenów do prywatnego użytkowania z dala od wspólnych zbiorników. W przerwie od kąpieli można skorzystać z jednego z dwóch tepidariów, znajdujących się na przeciwległych krańcach całego kompleksu, celem wypoczynku i zażycia jadła lub napoju. Dla preferujących aktywny wypoczynek zostaje sala do gimnastyki wyposażona w nieco wyższe sklepienie oraz ciężary do podnoszenia. Całość pomieszczeń okraszona jest mozaikami, drobnymi kolumienkami oraz pilastrami. W rozsądnych ilościach, bez nadmiernego przepychu, zwykle z wyobrażonymi na nich nasuwającymi się motywami akwarystycznymi i mitologicznymi.

Pomysłodawcą oraz obecnym właścicielem całości jest wspomniany już Sebastian aep Gorverain, z pochodzenia Nilfgaardczyk, przybyły do miasta jeszcze przed wojną, w roku proklamowania Emhyra var Emreisa Wielkim Cesarzem Imperium. Nawiązawszy porozumienie z lokalnymi władzami (czemu, jak głosi fama, towarzyszyły niemałe pieniądze na łapówki) z powodzeniem przeniósł i zmonetyzował popularne w Cesarstwie termy na grunt Wolnego Miasta. Interes kręci się po dzień dzisiejszy, gwarantując regularny przychód i stanowiąc główne źródło jego utrzymania. Sam pozostaje aktywny w finansowym życiu miasta, nierzadko imając się dorywczych interesów, w czym pomagają mu liczne i odpowiednie znajomości. Przez łaźnie regularnie przewija się biznesowa i towarzyska śmietanka miasta, chętnie korzystając z gościnności Sebastiana spragnionego najnowszych plotek i informacji wprost ze stolicy świata.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#2 2018-02-02 16:26:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Łaźnie miejskie

Przybyli z  „Pełnego Trzosu”.

Ło pierona! — zakrzyknął osuwający się w głąb basenu Halfred, zanim ręce siedzących obok kolegów, wyciągnęły go wraz z kędzierzawą czupryną ponad parującą powierzchnię wody, plującego i parskającego.

Muszę przyznać Sersil, że miałeś całkiem dobry pomysł z tą łaźnią — przyznał mu grający z nim (i przegrywający) w szachy Schmeisser, przesuwając swojego gońca, by zagrozić jego wieży znajdującej się po skosie na wymalowanych na rogu basenu polach. Cudzoziemiec w odpowiedzi uśmiechnął się tylko, skinąwszy głową, co sprawiło że czubek jego długiej brody zanurzył się w wodzie.

Osiądziesz w Novigradzie, to nie będziesz sobie imaginował, żeby nie przyjść tutaj chociaż raz w tygodniu — odezwał się Aked, po wyłowieniu niziołka, dłonią przylizując sobie mokre włosy, klejące się do głowy z powodu pary i kąpieli.

Ujdzie — przyznał z mieszanką zadowolenia i niechęci Smoliwąs, podstawiając pusty puchar jednej z kręcących się po okolicy gołych do pasa łaziebnych, która dolała mu wina. — Ale względem osiadania, to puściłbyś nieco pary z gęby o swojej wybrance, co? Bo milczysz aby zaklęty. Krasna ta twoja Adalia Hausler?

Aj! — Schmeisser odpłynął, dosłownie, bo na drugi brzeg basenu, dając Sersilowi czas zastanowić się nad ruchem, i w przenośni, rozmarzywszy się. — Jeszcze jak! Stary Hausler, jej ojciec ma w mieście własny zakład dziewiarski, apartament w kamienicy na starówce, udziały w wielkiej manufakturze, gospodarstwo pod Crinfrid i jeszcze okrągły fundusz oszczędnościowy w redańskim banku pocztowym! Taka to panna!

A, to ładna — przyznał Halfred, po tym jak odbiło mu się wodą z basenu.

Zbiornik, w którym obecnie się znajdowali był wypełniony gorącą wodą oraz przeznaczony tylko dla nich, po wynajęciu go przez Sersila. Sersila, który znając nieco „cholernego nilfgaardczyka” lub „przeklętego czarnego”, będącego właścicielem łaźni, opłacił każdemu z nich wejściówkę do łaźni po okazyjnej cenie. I poczęstunek w postaci ciężkiego, słodkawego wina oraz zaostrzających pragnienie na nie suszonych owoców. Pomimo wcześniejszego zaprawienia się w „Trzosie” trunek cieszył się wzięciem, jako że panująca w łaźniach atmosfera sprzyjała przyspieszonemu trzeźwieniu. Poza tym lza było skorzystać z innych usług i rozrywek, które tu oferowano, choć już na własny koszt.

Nie wiem czy wiecie, ale w pewnym sensie to drugi obiekt w tym mieście, zainspirowany nilfgaardzką kulturą i tamtejszymi rozwiązaniami, panowie.
Co? — przeraził się Smoliwąs.
—  Niby gdzie, Sersil?
—  Wielkie Teatrum.
Eee, toście przesadzili. Teatra i insze są i częścią i naszej, północnej znaczy się, kultury.
Ale w tutejszym odbywają się nie tylko przedstawienia ale regularne walki i pojedynki. Zwyczaj zapożyczony od starej cesarskiej tradycji gladiatorów. Do dzisiaj zresztą w ichniejszych prowincjach można spotkać mniejsze szranki czy areny. Choć faktycznie, na Północy także. Trudno orzec, czy to rzecz zapożyczona czy uniwersalna, niezależna od geograficznych szerokości.

Kilka spojrzeń padło na Rysława, którego towarzystwo uznawało za eksperta w tych sprawach.

W sumie — zastanowił się Smoliwąs. — To nie takie odległe od tradycji kułacznych bojów, popularnych nawet teraz . A i Wyspiarze też lubili się wzajemnie prać dla draki. Orężnie czy bez. A czasem i orężnie z gołymi grzbietami. Sam nie widział, alem słyszał.

Offline

 

#3 2018-02-02 19:17:52

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Łaźnie miejskie

Składaka to składka, a on choć nie przy kasie swój honor jednak miał i jeśli weszło takie postanowienie, dołożył się równo z innymi. No, o ile go było na taki wybryk stać bo z pustego przecież nie nalejesz.

Rozsiadł się wygodnie, zanurzył i pogrążył głównie w nasłuchiwaniu. Spacer pomógł ździebko wytrzeźwieć a serwowane tutaj trunki akurat nie wpadały w jego gust, albowiem win, w szczególności tych słodkich aż do mdłości, nie lubił i popijał jeno odrobinę dla zwykłej uprzejmości.

Krótkim uśmiechem podsumował opis damy jego pryncypała. Ten wyraz twarzy oznaczał "zgadłem".

- Hmm... - Westchnął. -  Jak mówił pan Smoliwąs... Idzie wojna. Wojna zawsze idzie, bo walczyć jest po prostu po ludzku. Toteż zawsze będą areny, szranki, pola turniejowe... I to jest, panowie, ta uniwersalna rzecz. Kult siły na którym da się nieźle zarabiać. Prawda jest taka, że formę czy zasady można zapożyczać, sama jednak walka obecna jest w każdym społeczeństwie. - Spojrzał, czy słuchają. - No wyspiarze... oni biją się na piechotę i nie jest u nich wcale dyshonor chwycić w zapasach za jaja, bo przecież słaby punkt to słaby punkt. Drzewiej też u naszych rycerzy tak było, że mniej te turnieje zasadami napompowane były i miały symulować bitwę. Teraz zaś to w konia nie lza celować, to po wysadzeniu z siodła przeciwnika należy z nim walkę pieszą kontynuować. - Chyba zaleciało truizmem, ale w tym stanie... po prostu myśleć się nie chciało.

- Tako jak i my... Bractwa choćby, o. Często są turnieje sprawności właśnie w mieczu i walka toczy się tam do pierwszej krwi.  Wiecie, pocięte poliki, postrzępione uszy, płytkie rany. - Walka bez opancerzenia była popularna, bo i mało kiedy ma się okazję walczyć z kimś naprawdę solidnie opancerzonym. Acz... Rysław pobierał i nauki w tym kierunku, aby na w razie czego móc się bronić. Nie żeby chciał wkurwiać jakiś rycerzy, ale gdyby został przez jakiegoś postawiony pod przysłowiową "ścianą"... Być albo nie być. 


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#4 2018-02-03 17:51:10

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Łaźnie miejskie

Składka to składka. Chociaż istniał pierwotny zamiar jej przeprowadzenia, Sersil zorganizował wszystko samemu, nie nalegając na zwrot gotówki. Rysław jako pierwszy wyłamał się ze schematu,  a za nim podążyła reszta kupców. Ostatecznie i tak zapłacili mniej normalnie.

Ma rację. Utarg z biletów i wejściówek na walki, nawet amatorów to zawsze pewny zysk — poparł jego słowa pryncypał. — Tyle, że patrząc na owe walki, inscenizowane boje czy starcia trudno nie oprzeć się wrażeniu, że kult siły idzie nam w zupełnie złym kierunku. Czasem więcej w tym cyrku i jasełek niż prawdziwych umiejętności. Naganiacze oraz właściciele tych interesów robią co mogą, by się rozreklamować, niekiedy udziwniając cały ten proceder. Nasyłają na siebie wojów w różnym rynsztunku, lubo każą im stawać przeciw bestiom, bywa że takim, których nie uświadczysz nawet we zwierzyńcu.

Turniej, nieczęsta to ostatnio rzecz w naszych stronach. Tu nie królewski dwór ani nawet jego okolica. Tu za rozrywkę służą nam ordalia albo starcia w teatrum właśnie, jeżeli trafi się akuratnie jakaś dobra walka. Kościół Płomienia akceptuje je, bo ma z nich profit w postaci podatku, ale czyni to niechętnie. Turnieje otwarcie potępia, choć nie ściga zawzięcie. O, na przykład kawałek za przedmieściem, w kierunku jak na Gors Velen jest kilka polanek, w tym jedna duża, na której ze dwa roki temu urządzali coś w rodzaju pieszych zawodów. Do pierwszej krwi, pojmania albo obalenia. Nie pamiętam dokładnie, ale zjechało nam nieco do miasta majstrów od miecza i panów zbrojnych. Choć niewiele prawdziwie znanych nazwisk, bo te chyżej stawiają się na turniejach, gdzie można podlizać się książątkom, lubo samym władcom — spostrzegł Smoliwąs.
Bractw jest za to kilka, regularnie działających, podobno nawet niezłych. Ale pierwszeństwo wciąż mają tutaj te dotowane przez miasto. Bo mamy tu paru zawodowych szampierzy, czy szermierzy sądowych. A Wieczny Ogień lubi być przygotowany na dowodzenie swojej racji w ordaliach. Część owych mistrzów miecza albo zakłada własne, albo regularnie w takowych trenuje. W każdej wolnej chwili.
Mus narzucać rygor, kiedy kwestią jest bić albo nie być.


Spoiler:

Rysław dorzuca jedną koronę do zrzutki za wstęp.

Offline

 

#5 2018-02-03 21:41:28

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Łaźnie miejskie

- Pewno że jasełki i cyrki, tak być musi. Jakby brać dwóch szermierzy i kazać im się prać, to koniec byłby taki sam, jaki jest na ordaliach. - Spokojnie powiódł spojrzeniem po przedsiębiorcach. - Rachu-ciachu i... no, do piachu albo do lecznicy. A lud domaga się dawkowania krwi, uciechy z walki, temu właśnie trzeba im różne ciekawe zabawki w łapy dać, trochę pancerza narzucić i zabawa trwa, bo i figlują, skaczą, piruety kręcą. - Uśmiechnął się. - Ani chybi rozumiecie, prawda? To interes jest, i co tam kładzie do głowy prostaczkom, to kładzie, a co naprawdę sobą reprezentuje... no to inna sprawa.

- Ano rzeczywiście mało kuszące dla takiego rycerza. Bo rozumiecie, koń to nie tylko koń, ale i to symbol jest. I... zwiększa wartość okupu, bo zwycięzca konia bierze i zbroję. A tak na piechotę i to pewno z chamstwem, które jeszcze przypadkiem ci dołoży i po honorze da. - Pokiwał głową. - Gra nie warta świeczki, o mały rozgłos i niską nagrodę się bić. Co innego właśnie turnieje, bo tam to więcej na jednym przeciwniku ugrasz niźli tutaj turniej zwyciężając. Ale to dobrze... srogie pany, i nie można się tutaj śmiać, to są często. Dobry sprzęt, lata przy mieczu - nie zawsze, ale właśnie często. Jakby to było zbrojnym pachołkom dokazać przy takim przeciwniku? - Westchnął. Oj, ponapierdalałby się...

- Dobry to interes dla miasta tak dopłacić, bo szkoła mniej weźmie. Więcej ludu się zapisze, a tam to do tasaka i do miecza, i do włóczni czy do innej broni. Potem jest kogo na mury albo w pole posłać, albo na statki. Idealnie pod pobór. - Pochwalił, bo się należało. Przecie dobrze jest ludzi do służby przygotować, tedy się prędzej do niej zgłoszą. Przynajmniej jakiś procent...

- Znam ja człeka, co on by wybrał bić, nawet jeśli by oznaczało nie być. A zwał się ów rycerz Henryk i w herbie miał byczą głowę. Adekwatny herb, bo chłop był na schwał - mojej postury i prawie tegoż samego wzrostu.- Rozsiadł się wygodnie, odchylił głowę i spojrzał w sufit. A co tam, poopowiada, najwyżej mu przerwą, jeśli się znudzą. - Razem walczyliśmy w wielkiej wojnie i prawdziwy był to zaszczyt, bo pan Henryk godnym był podziwu wojakiem, choć w rycerskie cnoty raczej niezbyt bogatym. To taki typ, co wyśpiewać potrafił jeno odę do wpierdolu, przygrywając sobie pięścią na twoim ryju. Ale jak on to robił... Klasa. - Przymknął oczy. Westchnął. - Prawdziwa klasa... Zwali go tedy Kosodzierżcą, Burzą, albo... Gromem. Jak prowadził do szarży, to raz za razem - i nawrót, i nawrót, kopie uderzały jak gromy właśnie. A kiedy pieszo mu było walczyć, między wrogiem on jak chłop z kosą między łanami zboża. Na miejscu usiedzieć nie potrafił, tedy często na furaż z nami ruszał. I raz takeśmy trafili, że sobie wioskę widzimy i mamy ładnie podjechać o zapasy zapytać, dziewki poszczypać po tyłkach, a tam dym już widać z daleka i wrzawę jakąś słychać. Bliżej podjeżdżamy i już wiada, elfy na usługach u czarnych. Daleko sobie bratki pozwoliły - myślimy. Tedy zakrzyknął Henryk "bij, zabij!"... - Tutaj machnął zaciśniętym kułakiem ponad głową. - ...i zaraz ostrogami zakuł. To my za nim, bić i zabić, póki tamci rabunkiem zajęci. No jak żeśmy wpadli do wsi... Oj działo się a miny mieli bezcenne, i uśmiechy im się w mig poszerzyły, kiedy mieczykami pogłaskaliśmy. Tedy krzyczy do mnie Henryk "konie im, konie brać" i tak przy kapliczce na dwoje poszła nasza kompania. My na konie, a on poszedł grupujące się elfy bić. - Nieśpieszny łyk wina. Ciamknięcie, westchnięcie. - Zdobyli my te konie szybko, bez oporu. Jeden co wartę trzymał, czmychnąć chciał, ale Sven z Wysp zrobił go włócznią jak odyńca. Chudego, bez szczeciny, ale jednak... Potem ruszamy, wspomóc naszych i widzimy... Elfy wcisnęły się między budynki obejścia - desperacja. Włócznie nastawiają, z łuków chcą szyć, a on na nich, frontem. Strzały na zbroję przyjął, dwie włócznie zaraz pod pachą zgarnął i łomocze łachmaniarzy klingą. Oni tam próbują, ale tu kolczuga, tam płyta i coś nie idzie. Nasi zaraz włóczniami cisnęli, za kusze chwycili. Myśmy już od tyłu ich zajeżdżali, też cosik żeśmy rzucili i potem na nogi, i w nich kupą - "hej, bić chłopy" i "rachu-ciachu, elfa do piachu". Miecz tu, miecz tam, pod stopami truchło! Zaciekła to była walka, oj zaciekła... żyć oddać nie chcieli, ale mus im było do końca walczyć, bo między dwie ściany poszli. - Dłonie jakby zamarłe w próbie uczynienia oklasku demonstrowały ową przestrzeń między ścianami. - Aj... poranili naszych, poranili, ale co to był za dzień, co to były za wdzięczne dziewuchy... Pan rycerz trzy na sianku przerobił, spił się gorzałą. Aż branie zapasów podarowaliśmy sobie. Henryk skłamał, że tam akurat nic nie było, a i tak za zdobycie koni i żelastwa go pochwalili. Ech... - Westchnął. - To był swój chłop. Było mi po wojnie iść do niego na służbę, to bym dobrze miał. Chociaż... - Uśmiechnięty rozciągnął się jeszcze bardziej, pod wodą założył nogą na nogę i sięgnął po nazbyt słodki napitek. - ...wcale nie narzekam, bo zacna z was kompania.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2018-02-03 21:51:20)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#6 2018-02-05 01:28:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Łaźnie miejskie

Raczej, że rozumiemy — Aked skomentował jego krótki wywód o koniach. — Zwłaszcza, że panowie rycerze bywający na turniejach nie zwykli dosiadać zwykłych podjezdków, a pełnokrwistych rumaków hodowanych w najlepszych stajniach. A wartych tym więcej, bo przeszkolonych do warunków bojowych. Cena jednego takiego wierzchowca dochodzi w Novigradzie do dwustu koron — skalkulował, obliczając coś na szybko w myślach.

Z tymi szkołami też prawda. Ostatnio miasto nieco weń zainwestowało. Nie trzeba być już paniczem ze służbą, by opłacić sobie lekcje szermierki. Nie są to prywatne kursa, jak u znamienitniejszych mistrzów, którzy z tego żyją, ale jak na wyszkolenie na mur w sam raz. Ja sądzę, że to dlatego, że władze wiedzą co się święci i chcą przygotować obywateli, jak rzekł Rysław. Otóż uważacie panowie, mam taką teorię, że...

Że będzie wojna. Tak, Smoliwąs, wiemy — dokończył za niego jeden ze zmęczonych ciągłym krakaniem kolegów, tym razem Schmeisser.

Względem szkół i fechtunku — wspomniał nawiasem Sersil, zwracając się do Rysława. —Jeśli jutro, późniejszym porankiem będziesz mieć chwilę wolnego, możesz przeprowadzić pierwszą lekcję z mym podopiecznym. — Wszystko wskazywało, że będzie wolny, a to za sprawą pryncypała, który wspomniał jakoś niedawno, o tym że będzie szedł spotkać się z Hauslerami z samego rana i nie będzie potrzebował Rysława przynajmniej do południa.

Słysząc, że szykuje się opowieść o wojnie, biorący w niej udział Schmeisser oraz ciekawy opowieści i świata Sersil porzucili na moment swoją partię szachów (i tak mającą się zresztą ku końcowi) i odwrócili by posłuchać. Smoliwąs, choć nie biorący udziału w żadnej bitwie, za to biorący siebie oraz patriotyczne kwestia na poważnie, przygotował się do gawędy, polecając napełnić swój puchar z winem, który zdążył opróżnić od ostatniej dolewki. Lubiący plotki, a nie lubiący odstawać od towarzystwa Aked także skorzystał z nowego pełnego pucharu, szturchnąwszy Halfreda by uważał. Halfred, który wytrzeźwiał na tyle, by nie słuchać tego co się doń mówi jak świnia grzmotów, nadstawił uszu.

Aj, kurwa — podsumował z ciężkim westchnięciem nagle osowiały były komorzy, w którym fragment opowieści o zajechaniu do wsi celem uzupełnienia zapasów obudził stare wspomnienie z czasów wojny i drzemiące w nim demony.

I tak to się powoli żyje na tej wsi — dodał Halfred, którego umysł nie do końca zdążył za opowieścią, jednak udzielił mu się nastrój.

Ech, zakładając, że mielibyście jeszcze do kogo iść na służbę. Wielu zacnych mężów co dzielnie stawało podczas wojny i wsławiło się wyczynami a fantazją, jeśli ją przeżyło to zeszło potem na dziadów. Rozpiło albo pogubił ich fisstech... — Pokiwał głową Smoliwąs z miną bezsprzecznego znawcy tematu.

Albo poszli do lasu. Jako regularna grasantka. Bo co innego walczyć o pokój, a co innego w nim żyć.

Porządek oraz kres chandry nastąpiły za sprawą Sersila, obytego z więcej niż tylko jednym obyczajem cudzoziemca, który w swej roztropności wiedział jak się zachować w kręgu zarówno kulturowym jak i przyjaciół.

Wznoszę tedy toast. Za naszych kompanów. Tych, których podejmujemy dzisiaj, naszego starego druha Ignatia oraz Rysława, który także nam się udał, a których sami również mamy za zacną kompanię. Ale także i za tych nieobecnych, których odebrała nam wojna. Lub ciężkie czasy, które nastały po niej.

Spełnili toast, choć jeszcze nie ostatni jaki miał paść tego wieczora. Choć po uskutecznieniu właśnie tego, atmosfera na powrót zrobiła się pogodniejsza.


Offline

 

#7 2018-02-05 11:46:35

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Łaźnie miejskie

Ach tak... Mocna pierś, silne członki, szeroka głowa i rączość okazywana w każdym kroku! Duma to dla możnego pana, móc się popisać takim zwierzęciem. Nie każdego jednak stać na ową rozrzutność i nie każdy dumnego ogiera dosiądzie, często gęsto więc wybiera się spokojniejsze wałachy. - Przeniósł spojrzenie na Akeda. Uśmiechnął się. - Aj, nie zgubiliście przypadkiem jednego zera?

- I dobrze to, chłopców razem można przyuczyć. Wystawiać razem, kiedy zawody. Toć oni winni się szyku uczyć, kroku, współpracy... A grupa mała lepsza i tak niźli żadna. Przytaknie mym słowom każdy, kto batalion świeżych w marszu obaczy. Nie dajcie bogi, żeby kazać im składnego odwrotu czy natarcia. - Niczego nowego im nie powiedział, bo sposoby owe popularną były w miastach formą szkolenia oraz zachęcania obywateli do żołdackiego przyuczenia.

- Jeśli pan Schmeisser nie będzie miał nic przeciwko. - Tutaj rzucił spojrzenie pryncypałowi, aby ostatecznie potwierdził lub zaprzeczył. Bądź co bądź, plany czasem się zmieniały. - Tylko w takim wypadku nie lza mi długo siedzieć, bo potem nie idzie się dobudzić.

- A gdzie tam... Henryk to bogaty pan, nie żaden najemny rycerzyk. On na wojenkę ze sobą przywiódł, rozumiecie, sześciu innych rycerzy, trzy tuziny sierżantów i prawie setkę kuszników. Pewnikiem bawi na lokalnych utarczkach czy lata od turnieju do turnieju. Ej... - Westchnął. - A że zarozumiały nie był jak inni, tośmy go lubili.

Skinął głową. Podniósł kielich i upił.

- Za pomyślność wszelkich interesów. Za pannę Adalię i za naszego kawalera. - Jak tak, to tak... też wzniósł toast.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#8 2018-02-05 19:40:16

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Łaźnie miejskie

No raczej, że zgubił — odezwał się Halfred, który znał się nieco na cenach szeroko pojętego żywca. —  Dobry wierzchowiec bojowy potrafi kosztować tyle co mała nieruchomość. Nie przesadzam.

Pan Schmeisser nie będzie miał nic przeciwko — odrzekł mu sam pryncypał. — Właściwie możesz mówić mi po imieniu, Rysławie — stwierdził, choć nawet przyjaciele mówili mu po prostu Schmeisser, Sersil zwał go Ignatiem, a krasnoludy Ignacem. A cała reszta „kutwą” lub „tym starym skurczybykiem”.  — I skoro sam mam jutro wstać, to nie zabawię już długo panowie. Pora nam do gospody, długi dzień za nami.

Jasna rzecz — przytaknął im uprzejmie Smoliwąs. — Nawet wypadałoby się zbierać, bo od tego przesiadywania w wodzie jestem robię się pomarszczony jak stary Taschmitz na rzyci.

Skąd — odezwał się Aked, rozciągając usta w szerokim uśmiechu — Wiesz jak wygląda rzyć starego Taschmitza?

To tylko tak się mówi — wyjaśnił burkliwie Smoliwąs.

Tylko ty tak twierdzisz — oznajmił Halfred.

Śmiechu i swawoli nie było końca. Choć tak po prawdzie to był, bo musieli się zbierać. Spełnili tedy jeszcze kilka skromnych toastów, włącznie z tym zaproponowanym przez Rysława oraz rozeszli w przyjaźni, nawet nie bardzo chwiejnym krokiem. Panowie kupcy w swoją stronę, a Rysław i Schmeisser, na powrót do gospody.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.crimecraftforum.pun.pl www.karczmadnd.pun.pl www.razem.pun.pl www.forum4u.pun.pl www.playmoviefree.pun.pl