Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:16:00

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Chram Melitele

http://oi60.tinypic.com/33jr3ab.jpg



Jedna z dwóch — obok kultu Kreve — innowierczych świątyń w obrębie miejskich murów. W ciszy, w pokoju, w bezludnej otulinie parku, z datków wiernych pobudowano skromny chram, w którego opoce każdy może znaleźć azyl od pędu i gwaru miasta. Kamienne krużganki otaczają skromny, lecz prześliczny wirydarz obsadzony barwnym kwieciem — tulipanami, narcyzami, nieśmiertelnikami, goździkami i krzewami róż — i przyozdobiony fontanną, w której kąpią się i piją wróble. Pod murami rosną karłowate drzewka, pędy roślin, wspinają się po fasadach i kolumnach. Na klombach nowicjuszki hodują majeranek, bazylię, szałwię, rutę, rozmaryn, krokosz i szpikanard oraz rozliczność innych ziół. Większość z nich służy leczeniu naparami chorych oraz rannych w miejscowym eremitażu, przerobionym na szpitalik. Chram z otwartymi ramionami przyjmuje wszelkiego rodzaju darowizny, lecz nigdy nie słyszało się, by kazał płacić sobie za opiekę nad potrzebującymi. Nawet gdy liczba potrzebujących znacznie przerastała liczbę sienników w samotni, czystych okładów oraz spracowanych rąk do pomocy. Matka Katara — głowa świątyni — czuwa, by wrota przybytku były otwarte dla nieszczęśników dzień i noc.

Rozmiary kompleksu są skromne, lecz wystarczające, by spełniał swą funkcję. Mieści eremitaż dla schorowanych, leacht, w którym przechowuje się relikwie, dormitoria dla adeptek oraz izby nowicujeszek, a także osobne sypialnie dla kapłanek. Wszystkie pomieszczenia łączą się w cieniu łukowatych empor, wyglądając witrażami na ogród. Sala modlitewna z posągiem bogini Melitele jest iście niewielka, za to otwarta dnie i noce dla każdego, kto pragnie zaznać w niej spokoju i spróbować usłyszeć w ciszy głos matki-opiekunki.

Ostatnio edytowany przez Licho (2015-02-01 16:34:16)


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-01-04 02:31:49

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- "O jakżeś inny był przed laty,
gdy pierwsze mi zrywałeś kwiaty
i jakby zaklęć twoich skutkiem
burza szalała nad ogródkiem!
Wiodłeś mnie śmiało między głogi,
młody, namiętny... i ubogi..."

Przejęty dziewczęcy głos niósł się po ukwieconym wirydarzu chramu Melitele. Ta, którą wszyscy znali pod imieniem "Burza", siedziała na skraju fontanny i czytała, wkładając w to czytanie całe serce. Tutaj jej występom, jej śpiewom, deklamacjom i rzewnym opowiastkom nie akompaniował wyjątkowo jej mentor i towarzysz Ijon - tylko cichutki plusk wody i westchnienia rozmarzonych podlotków.

Otaczała ją bowiem gromadka podekscytowanych adeptek - dziewuszek rumieniących się jak piwonie i chichoczących głupiutko przy każdym opisanym w wierszu "namiętnym jak letnia ulewa pocałunku" i przy każdej wspomnianej "burzy zmysłów i rozkoszy". Burza uważała je w skrytości ducha za młodziutkie kózki, niemądre i egzaltowane, ale sama nie przewyższała ich znacząco ani wiekiem, ani też rozsądkiem i życiową mądrością. Po przyjeździe do Novigradu przyszła tutaj, podziękować dobrej Melitele za wybawienie z kłopotów, jakie ścigały ją w Brugge. Nieopatrznie zasiedziała się do wieczora i - wierząc, że nie ma nikogo w pobliżu - postanowiła poćwiczyć jeszcze w tak miłym i cichym otoczeniu recytację miłosnych poematów przed występem. Spragnione pikantnych opowieści adeptki zleciały się jak pszczółki do miodu... i już nie mogła się od nich opędzić. Schlebiało to chyba jej próżności, bo następnej nocy przyszła znowu.

Matka Katara - opiekunka świątyni - nic nie wiedziała o tych nocnych czytaniach, które odbywały się pod jej dachem już od tygodnia. Gdyby wiedziała, przepędziłaby pewnie młodą demoralizatorkę na cztery wiatry... Ale dzięki temu spotkania te miały urok zakazanej tajemnicy. Siedziały tak tu więc przy jednej świeczce, zalane blaskiem księżyca - adeptki w białych nocnych koszulach, podobne gromadzie niewinnych aniołów, Burza między nimi - czarnowłosa, zadziorna, w prostej sukience koloru chabrów, z "Igraszkami" markiza La Creahme lub - jak dzisiaj - z jaskrowymi "Niedolami miłowania" w dłoni.

- "Gdy z ramion naszych plotłeś splot,
za każdym kocham ryczał grzmot!
I błyskawicy płonął knot,
gdyś na me usta..."

Wtem dały się słyszeć czyjeś kroki. Czyżby to Matka Katara miała odkryć wreszcie to tajne dziewczęce zgromadzenie? Oj, posypałyby się baty...

- Pssst, ktoś idzie!

Świeczka zgasła w jednej chwili, książka zniknęła pod fałdami chabrowej sukni, a wszystkie dziewczęta - łącznie z Lottą Ysayee, zwaną Burzą - przybrały niewinne, modlitewne pozy.



Cytat wzniosłej pieśni pochodzi stąd.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2015-01-04 02:33:22)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#3 2015-01-04 11:44:21

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Sześć lat minęło, jak przybył w te strony.
Wszedł do klasztoru, czy światem znudzony,
Czy za grzech jakiś pokutę odprawia,
Ale przed nikim grzechu nie objawia.



Echo kroków ucichło a na jednym z krużganków znajdującym się od strony sali modlitewnej zamajaczyła smukła sylwetka mężczyzny. Słaby ogień niektórych z palących się pochodni oświetlał bladą, spękaną od wiatru, poznaczoną drobnymi bliznami twarz. Twarz o nieładnych żółtych jak u żmii oczach których źrenice kurczyły się lub rozszerzały drażnione grą świateł ogrodu. I choć nieznajomy nie miał przy sobie widocznej broni każdy ruch jego ciała zdawał się zaprzeczać temu faktowi.

- Chwała bogini.- Pozdrowił uprzejmie choć beznamiętnie adeptki wychodząc ze światła dostatecznie szybko by żadna z nich nie zdążyła dokładnie przyjrzeć się błyszczącemu na jego piersi znakowi. Głos miał niski i zachrypnięty ale nie znać w nim było nuty groźby czy niechęci.

Obcy zbliżył się, nauczony doświadczeniem nie bliżej niż na sążeń. Tym razem nie było przy tym słychać jego kroków, swoją obecność zasygnalizował nimi zawczasu po tym jak jego wyczulony słuch pozwolił mu usłyszeć odległe dziewczęce głosy jeszcze w trakcie seansu pod posągiem.

- Matka Katara kazała przekazać, że pozostanie jeszcze chwilowo zajęta. Później ruszy na obchód.- Przemówił spokojnie i wyraźnie pochylając lekko głowę by ukryć nienaturalny blask swoich oczu. - Jedna z was ma odprowadzić mnie do depozytu. Najlepiej ta która i tak miała wychodzić.- Powtórzył słowa starszej kapłanki a prześlizgujące się po dziewczynach spojrzenie zatrzymało się na tej która wyróżniała się pośród nich najbardziej. W tym samym momencie coś drgnęło w okolicy piersi nieznajomego i przypuszczalnie nie było to jego serce poruszone nagle wieczorną poezją.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-04 11:53:08)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#4 2015-01-05 04:38:57

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Słyszały panny? - syknęła Burza do reszty dziewcząt i klasnęła w dłonie. - Do łóżek, gąski, raz-dwa, koniec tych modłów na dzisiaj! I niech łaskawa Melitele czuwa nad waszymi niewinnymi snami! No już! - W głosie bardki, udającej w tej chwili surową starszą siostrę, można było wyczuć echo z trudem powstrzymywanego chichotu, a figlarne mrugnięcie, choć dyskretne, nie mogło umknąć przecież komuś o spostrzegawczości wiedźmina.

Adeptki zerwały się jak stado spłoszonego ptactwa i z furkotem rozbiegły po swoich dormitoriach, po drodze jeszcze usiłując uciszać się nawzajem. Bez wątpienia nie mogły się już doczekać, kiedy oddadzą się w objęcia swoich spokojnych - i  na pewno czystych jak łza - marzeń sennych.

Na klombie, przy którym stanął mężczyzna, jarzyły się w półmroku żółte kwiaty wiesiołka. Nad nimi uwijały się zaś bure ćmy, zwabione ich mocnym zapachem, który niósł się po zapadnięciu zmroku wyjątkowo intensywnie.

- Chętnie szanownego pana odprowadzę, ale proszę nie mieć mi za złe, gdybyśmy się po drodze zagubili! Bo ja to sama zapominam ciągle, którędy do wyjścia, a co dopiero jak trafić do tych pomieszczeń, w których nie zwykłam bywać zbyt często... 

Pochłonięta swoim własnym paplaniem dziewczyna dopiero teraz tak naprawdę spojrzała na niespodziewanego gościa. I struchlała. Jego mina i sylwetka nieprzyjemnie skojarzyły jej się z dwoma funkcjonariuszami tajnych służb Temerii, którym się nie tak dawno cudem wywinęła... Na samo wspomnienie Burza uniosła brwi w przestrachu - do tego każdą z nich w inny sposób, co wyglądało nieco komicznie. Ale postanowiła być dzielna.

- A, a, aaa co tam szanowny pan zostawił w tym depozycie, jeśli wolno spytać? - zapytała, podnosząc się pomału i ostrożnie do pionu, nie odrywając oczu od nieznajomego i szczerząc się w szerokim uśmiechu, mającym zamaskować niepewność.

"Na pewno wielki tasak, którym mnie zamorduje, zanim Matka Katara zdąży usłyszeć mój krzyk" - odpowiedziała sobie sama w myślach, pomału godząc się już ze swoim marnym losem i nie widząc szans na ucieczkę. "Albo zatruty sztylet, który mi wrazi w samo serce. Z pewnością." Burza oczami wyobraźni widziała już własny pogrzeb. Zapłakane twarze ciotki i wuja, pijanego z rozpaczy Ijona, grającego na stypie wszystkie swoje smętne ballady... "Albo taką beczkę z kolcami w środku, do której..."

Ostatnio edytowany przez Aishele (2015-01-05 04:40:26)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#5 2015-01-05 12:51:59

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Nieznajomy chwilę patrzył za odlatującymi adeptkami łowiąc w rozszczebiotanym stadzie pojedyncze pełne ciekawości spojrzenia i słysząc dolatujące go strzępki mnożących się podekscytowanych pytań. Młode uczennice zdawały się być poruszone niespodziewanym pojawieniem się nocnego gościa równie mocno co swoim sekretnym spotkaniem i talentem przewodzącej mu recytatorki.
Mężczyzna odwrócił wzrok wierzchem dłoni odganiając sprzed twarzy zbłąkaną ćmę. Gdyby miał w sobie więcej z romantycznego bohatera pewnie by westchnął. Bo oto niechybnie stał się w tej chwili pożywką dla plotek. Szczęśliwie tylko dla smarkul zamkniętych w murach chramu bo raczej mało prawdopodobnym jest by odwiedzający chram goście dali wiarę pogłoskom o wiedźminie w świątyni. Sama Katara polecając mu przekazać wiadomość musiała również być świadomą sprawy i  w razie potrzeby gotową jej dopilnować.


Gdyby nie prośba Czcigodnej nie zamierzałby się w ogóle ujawniać ze swoją obecnością. Wszedłby i wyszedł bez szmeru ni szustu, niewidoczny w ciemnościach nocy jak wypisz wymaluj skrytobójca po wykonanym zleceniu. Albo kochanek po schadzce- powiedziałby ktoś czyje skojarzenia i horyzonty sięgały dalej niż jego własne , przyziemne i paskudne jak ściek pod rzeźnią.

To, że Katara poleciła mu przekazać dziewczętom wiadomość i poprosić o odprowadzenie się do wyjścia nie miało bynajmniej nic wspólnego z małym zakazanym zgromadzeniem, Czcigodna Matka jak wiedział również czytywała Mistrza Jaskra. Powód, domyślił się wiedźmin był zupełnie inny. I miał ładne, ruchliwe oczy o nietypowym odcieniu.

- Nic nie szkodzi.- Przemówił w końcu krzywiąc wargi w grymasie który u ludzi i innych ras oznaczał uśmiech. - Tak się składa, że znam drogę. Chciałbym jednak byś towarzyszyła mi ku ochronie i obronie jako, że to właśnie mój miecz pozostawiłem w depozycie.- Czując strach i niepewność dziewczyny rozłożył ręce w otwartym zapraszającym geście wskazując  kierunek i podając jej kluczyk z numerowaną plakietką, który otrzymał od furtianki przy wejściu.
- Żaden ze mnie pan a tym bardziej szanowny. Jestem wiedźminem a zwę się Treyse.- W pierwszej chwili wiedźmin zwany Treysem zamierzał ruszyć przez krużganek w kierunku wejścia czekając aż młoda truwerka podąży za nim. Zanim zdradziło go choćby jedno drgnięcie mięśnia, pochylił się podnosząc zgaszoną niedawno świeczkę i wynajdując dla niej leżący nieopodal kaganek. Jego knot zapłonął na nowo po tym jak mężczyzna dotknął go palcem wskazującym składając drugą dłoń w szybki, umykający obserwacji gest.

- Mój błysk przebije ciemności, moja jasność mroki rozproszy.- Zechciał podać  jej go z tymi słowami licząc na znalezienie wspólnego języka. Była to bowiem jedyna w jego mniemaniu poetycka sentencja jaką prócz pewnej ordynarnej przyśpiewki o furmanie potrafił sobie na tę chwilę przypomnieć. Zaryzykował uznając, że ta pierwsza bardziej przypadnie jej do gustu.

- A cóż to chowasz pod suknią, dziewczyno?.- Zagaił ruszając z miejsca w stronę wejścia i depozytu. - Chyba nie Dhu Dwimmermorc ani żaden grymuar?- Dodał rozwiewając niedwuznaczność pytania. Ale to nie wdzięki czarnowłosej ani tym bardziej poezja nie interesowały go tutaj najbardziej.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-05 22:18:17)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#6 2015-01-06 06:06:13

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Dziwne to spotkanie i dziwna rozmowa, kiedy nie wiadomo, czy bać się, czy śmiać. Po krótkim wahaniu świątynna demoralizatorka młodzieży zdecydowała się jednak na to drugie i zaniosła się głośnym chichotem, którego echo musiało niechybnie dotrzeć do samej Matki Katary, zanim dziewczyna uznała za stosowne nieco się opamiętać.

- Muszę przyznać, że choć trochę już w życiu widziałam i słyszałam, to wiedźmina spragnionego ochrony i obrony, i to jeszcze z moich rąk, nigdy! No ale dobrze, zgoda, chodźmy...

Wzięła z rąk mężczyzny metalowy kluczyk i w tej chwili obydwoje poczuli lekkie pstryknięcie, jakby mały piorun przeskoczył między ich palcami. Burzy to już nie dziwiło - ona wiecznie chodziła naelektryzowana. Do sterczących w górę i niemożliwych do ujarzmienia włosów już przywykła, do iskierek strzelających w ciemności, kiedy nakrywała się wełnianym kocem - też.

A więc to wiedźmin, nie żaden znowu tajny funkcjonariusz, który chciałby jej połamać palce. Z dwojga złego to już lepsze. Mniej niebezpieczne. Chyba. I bardziej niesamowite... Nie skomentowała, kiedy z jakimś niezwykle natchnionym wersem na ustach podał jej zapaloną na powrót świeczkę. Nie skomentowała, ale uśmiechnęła się, dostrzegając jego starania. Uśmiech zaraz jednak ustąpił miejsca niespokojnemu zmieszaniu.

- Ja? Co? Pod sukienką? - Burza zdążyła spłonąć rumieńcem, zanim zorientowała się, czego naprawdę dotyczyło pytanie. - Ach, to! Nic z tych rzeczy, jeno, ee, modlitewnik - zełgała, chowając książkę dla odmiany za plecami. - A skoro już o chowaniu mowa, to co skłania wiedźmina do przetrzymywania swojego cennego miecza w świątynnych murach? Rozumiem, że tu bezpiecznie, no ale... Słyszałam, że wiedźmin nie rozstaje się z mieczem nigdy! Nawet w kąpieli, nawet w łożu! A co, jak zaraz wyskoczy na nas jakiś... ghul albo inny... A, no tak, wtedy ja mu ukręcę łeb tymi wielkimi rękami...

Dziewczyna tak się rozgadała, że zapomniała się nawet przedstawić. Ale i imię mężczyzny - odwiecznym zwyczajem wszystkich imion nowo poznanych ludzi - wyleciało jej z głowy, zanim zdążyło w niej się na dobre zagnieździć. Więc byli jak gdyby kwita.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#7 2015-01-06 14:47:59

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Pozornie nie zwrócił uwagi na ukłucie wyładowania chociaż kot na jego piersi targnął się jak żywy. Cholera- pomyślał spoglądając dyskretnie na roześmianą dziewczynę- W co ty mnie wpakowałaś Czcigodna?

Szedł przodem z rzadka tylko zwalniając by otworzyć przed nią drzwi lub ostrzec o stopniu. Wydawałoby się, że prawie nie ogląda się za siebie i nie zwraca na towarzyszącą mu dziewczynę większej uwagi. Ale jego nadludzkie zmysły dostrzegały to co umykało zwykłym ludziom i profanom. Nienaturalnie wydłużający się płomień w niesionym przez nią kaganku nie gasnący pomimo przeciągu. Rzucane przez niego cienie o nienaturalnych nawet jak na cienie kształtach zdające się żyć innym życiem niż tym przykazanym im przez odwieczne prawa natury.

Arcykapłanka wiedziała o tym wcześniej a  przeczucie w tych sprawach nie myliło jej nigdy. Tej nocy miało wydarzyć się coś jeszcze. A on najwyraźniej miał przy niej czuwać. Gdyby nie dług wobec świątyni i to, że sama zdążyła go zainteresować zapewne w ogóle nie pakowałby się w ten błędny wir.

- Nie wyznaję się na modlitwach.- Refleks płomienia zdradził obnażone w uśmiechu zęby pomimo ciemności. - Ale tej którą czytałaś nawet przyjemnie się słuchało.- A na pewno przyjemniej niż tego przeklętego brzęczenia w uszach przywodzącego na myśl rój zerrikańskich szerszeni. Egzorcyzmów ewokowanych przez Czcigodną. I szumu własnej krwi kiedy w końcu wracało czucie w kończynach a ja mogłem stąd odejść do czasu następnej wizyty i kolejnej sesji. Która, jeśli wszystko dobrze się ułoży i jeśli pożyję dostatecznie długo wypadnie dopiero w przesilenie. -Za każdym kocham ryczał grzmot. I błyskawicy płonął knot... Apokaliptyczna krew i gromy, ani chybi jakiś apokryf.- Pokręcił głową w udawanym zastanowieniu. Nie zagajał dalej. Nie chciał spłoszyć jej nieopatrznym, zadanym wprost pytaniem. O niej samej i tak więcej powie mu jej aura którą tak silnie emanowała.


- Wiedźminowi zdarza rozstać się z mieczem. Względem zaś łoża i kąpieli zdecydowanie preferuje wtedy towarzystwo dziewek.  Miecz na terenie świątyni zdaje jak większość gości na prośbę Czcigodnej żeby uniknąć nieładnych skojarzeń i związanych z nimi nieporozumień.- Tak jak chociażby wtedy kiedy przybył tu po raz pierwszy, bez zapowiedzi i niezauważony. Omal nie porażony klątwą przez zaskoczoną arcykapłankę biorącą go za mordercę na zlecenie albo złodzieja relikwii. I zresztą całkiem trafnie, choć wizyta nie była służbowa.


- Masz okazję przyjrzeć się ostrzu skoro tak bardzo cię interesuje- Zatrzymując się skinieniem głowy wskazał na wnękę zamkniętą za zakratowanymi drzwiczkami usytuowaną nieopodal wrót wejściowych przy których właśnie się znajdowali. - Bądź tak uprzejma i podaj mi moją broń.- Miecz o którym mówił wiedźmin zamknięty był samotnie, znajdując się na najniższym wmurowanym wieszaku zaczepiony poziomo o jego dwa wystające uchwyty. Był nie dłuższy niż pięćdziesiąt cali, miał okute zbrocze, proste jelce i oprawioną skórzanymi paskami rękojeść. Wykonany był ze stali syderytowej z niewielką domieszką dwimerytu. I choć nie było to widoczne gołym okiem, każda osoba o magicznych zdolnościach w zetknięciu z bronią rozpoznawała materiał bezbłędnie.
Wiedźmin trwał w oczekiwaniu na kolejny dowód mający potwierdzić to czego chciał się dowiedzieć.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-06 17:06:25)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#8 2015-01-07 02:46:59

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Dziewczyna, niezmiernie ciekawa legendarnego wiedźmińskiego ostrza i już gotowa opisać je ze szczegółami w jakimś wstrząsającym wierszu, odstawiła na bok kaganek, przy nim położyła książkę, posłusznie wyciągnęła ręce po miecz, podniosła go... i zaraz z brzękiem upuściła na posadzkę.

- Przepraszam.

Ktoś niewtajemniczony pomyślałby pewnie, że to skutek jej wrodzonej i nieuleczalnej niezdarności, ale nie, nie o to chodziło. Dotyk dziwnego metalu okazał się zaskakująco przykry, aż niemożliwy do zniesienia. Gdyby tylko Burza trochę bardziej uważała na zajęciach w Aretuzie, wywnioskowałaby zaraz, że ma do czynienia z dwimerytem. Że ten momentalny zawrót głowy, serce wybite z rytmu i wszechogarniająca słabość to reakcja na blokadę płynącej w jej krwi magii. A nie na przebywanie sam na sam z mężczyzną w środku nocy i w zacisznym odosobnieniu. No przecież!

Przeprosiła, ale nie schyliła się, żeby podnieść upuszczony przedmiot. Jakoś nie mogła się przemóc do jego ponownego dotknięcia. Stała więc tylko z głupią miną i zerkała rozbieganymi oczami to na wiedźmina, to na wnętrze skrytki, to na podłogę, to znów na sufit. Uśmieszek, błąkający się po jej ustach, przyjął przepraszający odcień.

W ciszy, która zapadła między nimi, Burza bezwiednie poczęła nerwowo wyłamywać sobie palce - dobrze, że nie widział tego Ijon, bo zawsze strasznie go to denerwowało i zwykł na ten widok krzyczeć, że nie będzie więcej uczyć gry na lutni kogoś, kto nie ma szacunku dla swoich dłoni.

- Przepraszam - powtórzyła wreszcie, by przerwać to kłopotliwe milczenie. - Jest, eee, okropnie ciężki, pewnie dlatego mi upadł - zmyśliła w końcu, szukając dla siebie jakiegoś sensownego usprawiedliwienia. Liche, bo liche, ale zawsze jakieś.

A po krótkiej chwili namysłu zadała jeszcze ostrożne pytanie, przekrzywiając głowę i dla odmiany zatrzymując nagle spojrzenie na twarzy mężczyzny:

- Co właściwie sprowadza do przybytku Melitele kogoś, kto nie wyznaje się na modlitwach? Bo chyba nie religijny żar i pragnienie skrycia się w matczynych ramionach Bogini?


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#9 2015-01-07 19:44:31

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

Ditko szedł ostrożnie jak cholera przez całe Nowe Miasto, unikając strażników i bogaczy mających ochotę przetrącić kark lub pobić "żebraka" bo tak pewnie musiał wyglądać.
W końcu trafił - chram Melitele - tutaj pomagają biednym i słabym, więc przy odrobinie perswazji pomogą i mu. Jednakże, musi być ostrożny - to dalej teren wroga.

W środku były dwie osoby - cholernie duży zabójca (kucyk, półmilitarne ubranie, pewne detale, postawa ciała) i ładna ludzka kobieta, nie mająca żadnych ciekawych cech wyglądu.
Irracjonalny strach spowodował że mimowolnie szedł bardzo cicho. Dopiero gdy byli w prostej linii od niego, gdzie normalny człowiek mógł go zobaczyć wyprostował się całkowicie i dość głośno powiedział.
-Dzień dobry! Ja... ja przepraszam że przeszkadzam. - splótł dłonie za plecami, lekko zdenerwowany. Na starość mi przyszło iść do kapłanów... żeby tylko nic nie zjebać.

Ostatnio edytowany przez Ditko (2015-01-07 19:46:13)

Offline

 

#10 2015-01-07 21:15:48

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

- Zabawne. A mówią, że pióro jest cięższe od miecza.- Reakcja dziewczyny na kontakt z orężem nie zaskoczyła go bardziej niż karzeł w płaszczu z kapturem który nadszedł chwilę potem. W chodzie był cichy jak mysz ale już od samego wejścia zdradzał go zapach. Przywodzący jednoznacznie na myśl pracownika tartaku.
Wiedźmin w dwóch szybkich skokach i jednym jeszcze szybszym ruchu podniósł swój miecz zanim metaliczny brzęk upuszczanego ostrza zdążył na dobre rozbrzmieć w opustoszałym przedsionku.

- O to samo spytałbym jego.- Odpowiedział wielkolud na pytanie ludzkiej kobiety nie mającej żadnych ciekawych cech wyglądu poza byciem ładną. - Nic nie szkodzi.- Zwrócił się bezpośrednio do tego w płaszczu choć wiarygodności temu zapewnieniu sporo odbierał ważony w dłoniach miecz. - Nie przeszkadzasz.-
Ale może ja przeszkodę tobie. Wystarczy żebyś dalej trzymał łapy za plecami i spróbował sięgnąć po łuk.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-07 21:20:52)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#11 2015-01-07 22:34:44

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Ostrzejsze, mój panie - sprostowała Burza, bo tak przecież brzmiał ów aforyzm o piórze i mieczu. - Pióro jest ostrzejsze od miecza. Ostrzejsze, nie cięższe... A! Kto to?

Dziewczyna pozbawiona ciekawych cech wyglądu obróciła się nagłym i nerwowym ruchem. Daleko jej było do spostrzegawczości, jaką dysponował "cholernie duży zabójca", dlatego pojawienie się niziołka było dla niej niespodzianką. Zwłaszcza, że był środek nocy.

- To znaczy... - Zlustrowała przybysza od stóp do głów. Nikczemny wzrost, kręcone włosy, mocna woń gorzały i leśnego mchu... Chyba nie stanowił zagrożenia. Pewnie po prostu przyszedł się pomodlić albo coś w tym rodzaju. - Ekhm, kim jesteś i czego tutaj szukasz o tak późnej porze? W czymś pomóc? Jeżeli przyszedłeś złożyć ofiarę na rzecz świątyni, to trafiłeś do właściwej osoby - dodała z bardzo poważną i przekonującą miną. Dziewczyna przyjęła stateczną pozę i rozłożyła ręce w chwalebno-powitalnym geście, jak to miała w zwyczaju witająca gości Matka Katara. W końcu mogłaby być tutaj kapłanką, dlaczego nie?


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#12 2015-01-07 22:47:22

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

Ten człowiek ma naprawdę dobry refleks. Dobrze że jestem na terenie świątyni, jest szansa pół na pół że mnie nie zabije bez powodu.
Ditko uśmiechnął się nerwowo.
-Ależ panie dobrodzieju, pan by mi odrąbał głowę zanim zdążyłbym wyciągnąć strzałę, zresztą ja nie umiem strzelać w pośpiechu. -skłamał. Ukłonił się kobiecie jak potrafił i splótł ręce na brzuchu.
-Pani dobrodziejko, słyszałem że kapłanki Melitele, jako kobiety uczone i dobrego serca pomagają ubogim i głupszym, to jest takim jak ja. Mam pewną bardzo ważną dla siebie rzecz, ale nie jestem w stanie z niej skorzystać bez pomocy uczonej. Pomyślałem że znajdę tutaj dla siebie pomoc. Zresztą, jestem w zamian oddać coś dla dobra świątyni. - siłą woli utrzymał uśmiech na twarzy, ale jego oczy skakały od kapłanki do zawodowego mordercy.

Offline

 

#13 2015-01-07 23:46:49

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Powiedziałem to na głos? Zastanowił się. A może ten halfling jest po prostu nadzwyczaj domyślny? Ma szczęście, że jest na terenie świątyni. Katara nie darowałaby mi gdybym umoczył kogoś w tych murach bez powodu.

- Nigdy w życiu nie pomyślałbym żeby odrąbać głowę strudzonemu pielgrzymowi.- Również skłamał bawiąc się refleksami płomienia na klindze. - Ale z bronią nie lza dalej. Jako strażnik świątynny mam pilnować tej reguły.- W końcu mógł być strażnikiem. Nie było to stwierdzenie zupełnie pozbawione prawdy, zdarzało mu się już bywać osobistą ochroną czy gwardią. W kompanii emanującej aurą jak Portal Benaventa dziewczyny udającej niezdarną miłośniczkę poezji a teraz i kapłankę i tak było to niewielkie kłamstwo.

-Siostra Cyntia chciała rzec, że nie może udzielić pomocy bez skromnej ofiary.- Zawodowy morderca mogący być strażnikiem świątynnym oparł się o ścianę próbując odgadnąć narzędzie odpowiedzialne za bliznę na twarzy gościa. - Ale najpierw przedstawcie sprawę.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-07 23:52:07)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#14 2015-01-08 00:07:45

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Tak jak rzekł nasz poczciwy braciszek Vertvern, strzegący tego świętego miejsca... - rzekła czarnowłosa "kapłanka", ze słodkim uśmiechem dorzucając kolejne kłamstewko do sterty wypowiedzianych już tu do tej pory przez tę krótką chwilę - ...po uiszczeniu drobnej ofiary służę wszelką pomocą. Tak każe nasza reguła, od której wyjątku uczynić mi nie wolno. Ale wierzę, że to nie problem i że symboliczne zasilenie świątynnego skarbca to tylko radość dla każdego wiernego. A zatem... czego ci trzeba, strudzony wędrowcze?

Oby Wielka Melitele miała teraz na głowie coś lepszego, niż nasłuchiwanie tych świętokradczych bredni, wygadywanych w jej novigradzkim przybytku... Chociaż gdyby miała dobry nastrój, może uśmiechnęłaby się pod nosem na pomysł ochrzczenia czarnowłosego zabijaki imieniem bohatera ckliwej ballady.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#15 2015-01-08 16:20:51

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

Strach zabełtał mi zbytnio w głowie. Trzeba się skupić - pomyślał i wziął oddech.
-Otóż, siostro ee...Cyntio, mam pewien dokument którego nie jestem w stanie odczytać, a który odczyta każda chyba kapłanka. Ee... - Ditko nie był przyzwyczajony do długich wypowiedzi - Ale muszę mieć obietnicę, że ee... tekst, tak tekst w nim zawarty będzie tajemnicą, zupełnie jak, ta... - pstrykał palcami - no, tajemnica spowiedzi. Dokładnie, tak właśnie. Bardzo ważne żebym tylko ja i "spowiadająca" - zaakcentował to słowo - wiedzieli co tam jest napisane. To dla mnie bardzo ważne i zapewne niezwykle wymagające od kapłanki, więc będę w stanie to e... wynagrodzić, oddając część swojego majątku świątyni. - odetchnął. Nie użył ani jednego wulgaryzmu i korzystał ze skomplikowanych słów. Był z siebie naprawdę dumny.

Offline

 

#16 2015-01-08 17:42:33

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Chciał splunąć na posadzkę by pokazać co tak w zasadzie myśli o tajemnicy spowiedzi. Opamiętał się nie chcąc niepotrzebnie przedłużać tych jasełek, zwłaszcza że tak gładko im szło. Dziewczyna w mig łapała podpowiedzi i nawiązania nie wypadając przy tym z roli. On sam musiał tylko groźnie wyglądać a w tym miał akurat miał wprawę potwierdzoną wieloletnią praktyką.

Może pokurcz trzyma tam receptę na środek przeciw mendom i wstydzi się o tym gadać. Zupełnie jak gdyby kapłanów obchodziły jego małe grzeszki i zamierzali o nich rozpowiadać. Albo od razu przybijać pismo na drzwiach świątyni.

Odbijając się od ściany usunął się w mrok poza zasięgiem kaganka udając, że nic nie słyszy oraz, że wszystko co się wokół dzieje nie jest go w stanie zainteresować. To ostatnie przychodziło mu zresztą całkiem naturalnie.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-08 20:50:21)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#17 2015-01-09 02:23:58

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Pomoc prostym i nieuczonym braciom w ich kłopotach to nasza misja i święty obowiązek. Drogi pielgrzymie, możesz być pewien, że cokolwiek wyczytam tu z twego tajnego pisma, choćby mnie kołem łamano, zostanie pomiędzy nami oraz łaskawą Melitele, która słyszy tutaj każde nasze słowo...

"Oj, oby lepiej nie słyszała" - pomyślała "kapłanka", jednocześnie przyozdabiając swoją twarz najłagodniejszym, najbardziej wzbudzającym zaufanie uśmiechem, jaki tylko miała w bogatym arsenale swoich min na każdą okazję.

- Twój sekret, czymkolwiek się okaże, jest u mnie bezpieczny, jakbyś go wyszeptał prosto w studnię bez dna. A zatem... Ofiara - przypomniała raz jeszcze, wystawiając lewą dłoń. - I dokument - dodała, wystawiając również i prawą.

"Ciekawe, czy Matka Katara rzeczywiście miała ruszyć na obchód świątyni..." - przemknęło Burzy przez myśl. Wolałaby nie musieć się przed nią tłumaczyć ze swoich psikusów i komedii.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#18 2015-01-09 15:39:52

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

Zbój przedstawiający się jako "strażnik świątynny" (którym pewnie jest, co nie zmienia faktu że wygląda jak zbój) odsunął nie na wystarczającą odległość, więc Ditko odrobinę się rozluźnił. Wysłuchał spokojnie świętej paplaniny i wyciągnął papier dany mu przez Dziwnego Człowieka z Bródką i dał kapłance. Potem pogrzebał w mieszku z drobnymi i wyciągnął pół tuzina kopperów.
-Pani dobrodziejka weźmie na potrzeby świątyni, będzie na obiad dla jakiegoś kaleki. - podał i uśmiechnął się. Szczerze.

Ostatnio edytowany przez Ditko (2015-01-09 18:00:11)

Offline

 

#19 2015-01-10 03:43:31

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Sześć zmatowiałych monetek zabrzęczało w dłoni "siostry Cyntii" i w mgnieniu oka zniknęło z pola widzenia. Niziołek, tak jak wcześniej i wiedźmin, mógł poczuć iskrę wyładowania, kiedy jego ręce zetknęły się na moment z niezwykle długimi i kościstymi palcami dziewczyny. Ale przecież to nic takiego niezwykłego, prawda? Przecież to się zdarza.

Burza przysunęła sobie świeczkę i zdmuchnęła opadający na oczy kosmyk włosów, żeby lepiej widzieć. Przypatrzyła się badawczo dokumentowi, najpierw prędko przeczesując wzrokiem całą jego treść, zanim jeszcze w ogóle powiedziała coś na głos... Pokiwała głową, wciąż w milczeniu, celowo budując napięcie i wzbudzając lekki niepokój w sercu oczekującego na odpowiedź Ditko... Aż wreszcie wyszeptała z teatralną manierą:

- Zaprawdę, dziwny to list... - Pokręciła głową z udawanym zdziwieniem. - A zatem nadstaw ucha, drogi pielgrzymie, bo wypisane jest tutaj, co następuje... - Zaczęła czytać, koniuszkiem palca wodząc wzdłuż linijek tekstu. - "Howard Benedict Rakes. Skoro świt idź do gospody Pod Grotem Włóczni w Nowym Mieście i znajdź Ijona z Cidaris. Wręcz mu dokładnie trzy korony novigradzkie i powiedz, że najbliższa burza przyniesie mu bogactwo - po tym pozna, żeś swój. To, co od niego usłyszysz, zachowaj w pamięci, po czym skieruj swe kroki do pracowni alchemika Konstantina el-Khuffashi na Bazarze Zachodnim i przekaż to, coś zapamiętał. On ci powie, co masz czynić dalej. To by było na tyle. Pozdrawiam miłościwie..." Och, jest coś jeszcze, ale tego chyba nie powinnam... - mruknęła dziewczyna z wahaniem, unosząc brwi i marszcząc lekko nos. - Nie, to nic ważnego. Melitele nie pochwala słów, które nie niosą bliźniemu prawdy ani dobra, jeno przytyk i złośliwość... Nic to nie wnosi do ogólnej treści listu, słowo daję.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#20 2015-01-11 01:12:38

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Biorąc pod uwagę novigradzkie ceny jedyny obiad na jaki kaleka mógłby liczyć składałby się z cienkiej polewki i kilku pajd chleba, w dodatku niezbyt świeżego. Gość świątyni może był niegramotny ale na pewno nie głupi a okazałby się gdyby wysupłał więcej. Lub przyszedł do innej świątyni.

Obserwował niziołka dostatecznie długo by zyskać pewność że gdyby ten chciał zadośćuczynić wszystkim kalekom których sam stworzył musiałby rozdać na jałmużnę całą majętność  a ciało wystawić na spalenie. O to ostatnie nawiasem mówiąc było w Novigradzie nietrudno jeśli naraziło się służbom bezpieczeństwa. A on roztropnie nie chciał i by uniknąć denuncjacji przyłazi jak za potrzebą do jedynego chyba chramu w okolicy który nie podlega całkowitej kontroli kościoła Wiecznego Ognia. Pierdoli ledwie znad podłogi o dobroci serca i konieczności pomocy, cyniczny jak żołnierska prostytutka w trakcie oblężenia. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo. I nic dziwnego biorąc pod uwagę, że obydwaj jesteśmy z  tej samej branży.

Słuchając jak dziewczyna odczytuje list stare nawyki momentalnie dawały o sobie znać każąc zapamiętywać miejsca i nazwiska łącząc je w potencjalne kontakty. Wkrótce sam będzie rozglądał się za pracą, może będzie okazja zapolować.


-Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli!- Podpowiedział chcąc przełamać wahanie dziewczyny. Chciał usłyszeć resztę, nudziło mu się pod tą ścianą.

Ostatnio edytowany przez Treyse (2015-01-11 01:18:19)


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#21 2015-01-12 19:38:37

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

Pieeerdoolooony gnóóój... - pomyślał ze złością - jak chciał się umówić do roboty, to mógł podać swój adres. Miał podać swój adres... chyba że to jakaś zagadka, ale wątpię.
-Ekhm, nie wie pani kim jest i gdzie mieszka Howard Benedict Rakes? Z tego co kojarzę jest lichwiarzem. - tak, to elegant powiedział na pewno.
Ciarki mu przeszły po plecach gdy wielkolud to powiedział.
-Z całym szacunkiem, częściej od prawdy wyzwala klucz, wytrych lub piłka, w zależności od sposobu uwięzienia. - odpowiedział po chwili namysłu drabowi. Zwrócił się spowrotem do kapłanki - Ale wracając do tematu: może się pani nie krępować, usłyszałem różne niemiłe słowa w życiu, to usłyszę i to. W końcu to słowa lichwiarza, nie pani.

Ostatnio edytowany przez Ditko (2015-01-12 19:41:58)

Offline

 

#22 2015-01-12 20:50:34

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- A zatem... ykhm... dopisek brzmi: "PS - Jesteś niski". O, tyle.

Nim Ditko zdołał przetrawić tę bez wątpienia szokującą dla niego wieść, fałszywa kapłanka bez większego namysłu ani wahania, zachowując przy tym anielsko niewinne oblicze, wsadziła liścik prosto w płomień świecy. Na pewno w dobrej wierze... Żeby zawarte w nim informacje pozostały tajemnicą spowiedzi. Ogień w żarłocznym rozbłysku pożarł wszystkie cenne informacje.

Niziołek nie wyglądał już na niewinnego, strudzonego pielgrzyma... Zaprzeczała temu i treść listu (w istocie brzmiąca "odrobinę" inaczej, niż to dziewczyna tu przedstawiła), i ta wygłoszona niebacznie opinia na temat uwalniania się, od razu przywodząca na myśl kogoś, kto na uciekaniu z aresztu spędził przynajmniej pół życia - a przez drugie pół robił rzeczy, za które go tam zamykano.

Burza skryła oczy pod rzęsami i skromnie spuściła głowę, by drgający podbródek nie zdradził rodzącego się gdzieś w jej trzewiach chichotu.

- Przykro mi, nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Moje życie kręci się wokół modlitwy, sprzątania chramu, dbania o świątynny ogródek i niesienia ulgi chorym nieszczęśnikom... - wyszeptała przepraszająco, nadając swoim słowom i obliczu tak smutny wyraz, że aż sama się wzruszyła. Tak bardzo chciałaby przecież pomóc... Tak bardzo. - Braciszku Vertvernie! Skoro i tak nas podsłuchałeś, to może jesteś w stanie wspomóc informacją naszego drogiego przyjaciela?


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#23 2015-01-13 12:28:01

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Dopisek nie przypadł do gustu wiedźminowi. Mała strata bo nawet gdyby okazał się bardziej odkrywczy i zabawny byłoby wątpliwym, że poprawiłby mu teraz humor popsuty przedłużającą się szopką.

- Starczy tego chędożenia siostrzyczko Cynthio.- Stwierdził rozbrojony "braciszek Vertvern" który za braciszka mógłby zostać uznany tylko i wyłącznie przez jakiegoś biednego kalekę, któremu z braku strawy omamy rzuciły się na mózg. Rozbrojony pozostawał wyłącznie w sensie metaforycznym bo miecz który do tej pory obracał w dłoniach był teraz przewieszony przez jego plecy.

- Jestem wiedźminem i wbrew powtarzanym przez nieuków i demagogów teoriom nasz cech nie przynależy do jednego zawodowego stowarzyszenia z kurwami i lichwiarzami. Zresztą... A zaraza, niech będzie. - Charakternik pokręcił głową. To wszystko i tak przypominało już kiepską komedię wystawianą w teatrzyku kukiełkowym na rynku podczas jarmarku. Wiedźmin, niziołek i truwerka przychodzą do lichwiarza, zupełnie jak początek jakiejś krotochwili. - Dawno mnie tu nie było. A kiedy bywałem nie słyszałem o żadnym Howarcie Benedykcie. Flądra albo Dalko Ojboli mogą coś wiedzieć. Jeśli ciągle żyją.- Zastanowił się chwilę. - Ale jeśli żyją to na pewno piją gdzieś na kredyt albo szukają okazji w okolicy. Uczynimy tak samo i pójdziemy się naradzić, jeśli trzeba poślemy kogoś żeby zasięgnął informacji. "Pod Grotem Włóczni" jest całkiem niedaleko i nada się na bazę wypadową. Poza tym Dwimveandra najwyraźniej zna drogę. - Dodał wyrastając jak cień tuż obok dziewczyny chwytając jej ramię w silnym jak imadło uścisku. Puścił je niemal natychmiast czując ukłucie i towarzyszące mu pieczenie na powierzchni skóry dokładnie w tych samych miejscach co podczas rytuału Czcigodnej. Nie wiedział czy dziewczyna faktycznie była Dwimveandrą, mógł tylko przypuszczać a w zbudowanych na miejscach Mocy świątniach przypuszczenia nierzadko mogły okazać niedokładne lub wyolbrzymione. - Idziesz, złodzieju?


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#24 2015-01-14 03:13:48

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- C-co, co? Zaraz! Chwila! Przepraszam bardzo! W co ty mnie tu, psiakrew, wplątujesz?! - krzyknęła na wiedźmina, nie zawracając sobie już dłużej głowy tytułowaniem go "poczciwym braciszkiem" ani "szanownym panem". Pełen pogody i miłości bliźniego uśmiech też zniknął z jej twarzy niby starty ścierką. Ludzie mówiący o "oczach ciskających błyskawice" nie widzieli nigdy prawdziwej, kipiącej złością Burzy... Była przyzwyczajona do wciągania innych w różne hece, ale nie do bycia samej w nie wciąganą. - Ja tu nie zamierzam...

Boleśnie zaciśnięta na jej ciele dłoń, twarda i silna na wzór wykutej z żelaza ręki posągu, kazała zamilknąć i spowodowała dziwne doznanie. Inne niż to wiążące się z dotknięciem dwimerytu, ale w jakiś sposób pokrewne. Jakąś rozedrganą wibrację powietrza tuż przy skórze, piekący ból, rozbłysk pioruna pod powiekami.

- O co chodzi?! - Obróciła się na pięcie i teraz to ona ścisnęła ramię wiedźmina tak samo, jak on jej zrobił przed chwilą. Trochę po to, żeby mu "oddać", trochę zaś by sprawdzić, czy osobliwe odczucie się powtórzy. - Może trochę więcej delikatności w tych pieszczotach, dobra? W słowach też. Nazywanie kogoś złodziejem nie jest zbyt miłe. A jak ja jestem dwimvaendrą, to ty chyba chędożonym kupcem bławatnym. Wypraszam sobie! Jak również wypraszam sobie wrabianie mnie w jakieś lewe interesy ze złodziejami, lichwiarzami i wiedźminami, z jakimiś flądrami i innymi!

Fałszywa kapłanka nieźle się wzburzyła, chwila namysłu kazała jej jednak zmienić zdanie. Nocny spacer do karczmy, w której miała wynajęty pokój, w towarzystwie tych dwóch osobników powinien przynajmniej być w miarę bezpieczny - jeśli poczynić śmiałe założenie, że oni sami niebezpieczeństwa nie stwarzają.

- Dobra, macie szczęście, że i tak tam idę. Pod ten grot włóczni, znaczy. To was mogę zaprowadzić.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#25 2015-01-14 22:07:58

Ditko

Dezerter

Re: Chram Melitele

No dobra, drab nie był świętym drabem, ale świętokradczym drabem. To odrobinę mi zmniejsza szanse na przeżycie, ale w sumie nic specjalnego.
-A ja jestem myśliwym i okazjonalnym łowcą nagród i wbrew temu co mówią o naszym zawodzie nie jestem jak widać - klepnął się w brzuch. Wrażenie byłoby lepsze gdyby był gruby, ale niziołcza budowa ciała i tak powodowała że wyglądał oklapło - maszyną do zabijania. Nie można tu palić tytoniu, prawda? - spytał, wyciągając fajkę i upychając w niej ziele.
Westchnął słuchając kłótni.
-Ładna by z was była para wiedźmaku, odrobinę się znam na tym... A z nas byłaby grupa, ale muszę cię uspokoić. Lichwiarz o którym mówiłem chciał tylko jednego sprawnego najemnika, ta cała zagadka to pewnie tylko jakiś sprawdzian. - odpalił fajkę
-Dodatkowo "Pod grotem włóczni" jest dla mnie bardzo za drogie. - zaciągnął się. Chwilę zachwycał się smakiem, po czym wrócił do tematu.
-W sumie dostałem o co prosiłem, zapłaciłem i wszystko. To nie są jakieś wielkie tajemnice, ale nie lubię biegać po mieście z okrzykiem "hej, może będę pracować dla lichwiarza", rozumiecie. I tak będąc najemnikiem i niziołkiem jednocześnie połowa osób w Novigardzie chętnie by mnie skopało. Hmm... to coś jeszcze? - spytał, odwracając się w stronę drzwi.

Offline

 

#26 2015-01-16 18:44:49

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Wobec narzekań i protestów dziewki był niewzruszony niczym posąg wykuty z żelaza lub samotny ostaniec w trakcie burzy a jedynym co się zmieniało była jego twarz. Mimowolny grymas uśmiechu wypełznął powoli na jego oblicze zupełnie szczerze i niewymuszenie i był równie paskudny co myśli, które go wywołały. Swego czasu wypuścił wątpia Fergalowi, czarnoksiężnikowi z Balmoralu. Ścigał Szalonego Telenzara przez pustynne katakumby tak długo, że przez wywołaną ciągłym zagrożeniem paranoję ten postradał zmysły jeszcze bardziej. Przegryzł gardło Gilchrista Kruczej Śmierci i smażył piromantkę Mearę aż gałki oczne pękły i wypłynęły jej z oczodołów. Był pewien, że jeśli przyjdzie taka przykra konieczność z jedną pyskatą smarkulą również będzie sobie w stanie poradzić. Właściwie to w duchu sięgał już nawet po swój miecz z zamiarem użycia go w wyjątkowo niedelikatnej pieszczocie polegającej na wypłazowaniu tyłka krąbrnemu dziewczęciu ale ostatecznie nie wcielił tego zamiaru w życie. Nie wiadomo czy dlatego, że dziewczyna w końcu zamilkła czy ze strachu, że mogliby ich wziąć za parę.

- Ot, szkoda.- Stwierdził i choć drapieżny grymas zniknął z jego twarzy nie wyglądał jak ktoś kto przejmowałby się takim drobiazgiem. - Gotówka by się przydała a tak znowu przyjdzie kombinować i zastraszać.- Naciągając rękawice poprawił ułożenie miecza na plecach. I tak będzie musiał się rozejrzeć i wypytać kogo trzeba. - Komu w drogę temu drzazga w nogę. Może zdarzy się kiedyś okazja, żeby razem popracować a póki co trzymaj się blisko cienia i z dala od kopniaków.- Powiedział wiedźmin po czym zamarł jak ogar który złapał trop.

- Matka przełożona właśnie wyszła z kaplicy.- Powiedział w zupełnej niemal ciszy. - To niezły moment żeby opuścić święte mury. Zwłaszcza, że mamy sporo do omówienia na osobności.- Nie czekając aż zaleje go kolejna fala sprzeciwu i złorzeczeń popchnął dziewczynę w kierunku wejścia wytrzymując nienaturalne doznanie. Chciał by szła jako pierwsza. Pióro jest w końcu ostrzejsze od miecza a nawet w tej części Novigradu bywało niebezpiecznie po zmroku.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#27 2015-01-17 00:55:37

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Chwila, tylko wezmę... Już, idę, no już!

Dziewczyna całkiem przytomnie zdążyła jeszcze złapać zostawioną na boku książkę i po świeczkę. Może i wiedźmin - jeśli to, co się o nich powiada, nie jest bujdą - śmiga po ciemnych korytarzach równie swobodnie, co po zalanych popołudniowym słońcem uliczkach. Nie byłoby to takie dziwne, zważywszy na te jego oczy... Może taki mutant i odmieniec nie potyka się na schodach w środku nocy. Może zdolny jest mknąć otulony mrokiem tak samo sprawnie, jak zwierzak, którego podobiznę nosi na piersi. Tak, taki wiedźmin to ma klawe życie... Ale Burza akurat wiedźminem nie była, potrafiła więc cenić sobie drobne udogodnienia, jakie dawało światło świecy.

Opór był bezcelowy, zresztą Burza wyczuła, że tolerancja jej towarzysza na dyskusje i protesty robi się jakby mniejsza, ruszyła więc do wyjścia bez szemrania. Wkrótce znaleźli się na zewnątrz świątyni. Dokoła było pusto, tylko wielkie drzewa - pod osłoną nocy zawsze wydawały się młodej poetce jeszcze większe, jeszcze starsze i jeszcze dziwniej szeleszczące. Ale tym razem zajmowała ją historia dużo bardziej zagadkowa niż sekretne życie starych lip i dębów. Czego chciał od niej ten najemny łowca potworów o aparycji zbira i ogładzie rzeźnika, którego dotyk za każdym razem powodował strasznie dziwne uczucie? Ten wiedźmin kłaniający się najwyraźniej Wielkiej Melitele, obnoszący się z brzydko wyszczerzoną kocią paszczą na piersi chyba tylko po to, żeby jego własna paszcza poprzez kontrast wydała się postronnym nieco bardziej sympatyczna? Ten cały... ach, jakże on, do diaska, miał na imię?

- Proszę? No to co takiego mamy do omówienia? - Szczera ciekawość i autentyczne zdumienie zabrzmiały w głosie pyskatej smarkuli. - I to koniecznie na osobności? Z wyrazu twarzy wnoszę, że nie chodzi o oświadczyny. O co zatem?


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#28 2015-01-17 12:16:13

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Chram Melitele

Śmigając bez problemu ciemnym korytarzem zostawił za sobą świątynie i Wielką Melitele, którą nawiasem mówiąc razem ze wszystkimi trzema jej aspektami gotów byłby wymienić za przystawkę  z marynowanych węgorzyków. Jak każdy wiedźmin nie wierzył w żadnych bogów. Ale kapłanki i ich umiejętności okazywały się nierzadko cenną pomocą tam gdzie zawodził miecz i wiedźmińskie czary. A z tym warto było się już liczyć zwłaszcza jeżeli pomoc ze strony czarodziejów odrzucało się z tych obliczeń w pierwszej kolejności.

- Aura którą roztaczasz jest gęsta jak smog pod Mahakamem. I prawie można ją kroić.- Zaczął kiedy byli już na zewnątrz. Porównanie choć trafne było nieco wyolbrzymione. Nieco.- Zasadniczo podobne anomalie występują w dwóch przypadkach.- Kontynuował spokojnie i prawie beznamiętnie krążąc powoli po otoczonym drzewami  półplacyku przed świątynią. - W obecności aktywnego magicznie przedmiotu lub odnawiającej się klątwy. Klątwę wykluczyłem z miejsca bo przekleństwo o tej sile zabiłoby cię już dawno. Pozostaje niedostrojony lub spaczony artefakt emanujący na zewnątrz. - Wiedźmin zatrzymał się naprzeciwko dziewczyny raz jeszcze lustrując okolicę i mrok pomiędzy drzewami. - Oświadczyny będą musiały zaczekać. Nie mam wolnego pierścionka ale może znajdę jakiś u ciebie. Chyba, że to heks, amulet lub cokolwiek innego co wyniosłaś ze szkoły albo od preceptorki. - Ciemność wieczoru, śpiew cykad, szum drzew. A w ciemności wpatrujące się w nią dwie pary kocich oczu, jego własnych i medalionu.
- Rozbieraj się.- Rzucił nagle i od niechcenia jak gdyby prosił o kolejny dzban piwa w oberży.
Byli już poza świątynią więc Czcigodna będzie musiała mu to wybaczyć w myśl doktryny miłosierdzia przyświecającej jej religii.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#29 2015-01-18 07:16:17

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Co?! Tak tu, teraz? - wydukała zszokowana dziewczyna, wytrzeszczyła oczy, a jej lewa brew uniosła się w tak dziwny sposób, że ułożyła się niemalże w znak zapytania. - Liczyłam się z taką propozycją, ale zarazem miałam nadzieję usłyszeć ją w nieco innych okolicznościach... - dodała po chwili, na moment odzyskując rezon i po raz kolejny próbując żartobliwego tonu. - Przy tym plac przed chramem Melitele to trochę zbyt ekscentryczne miejsce na paradowanie z gołą rzycią, nie uważasz? - Ale wiedźmin wyglądał na całkowicie wyzutego z poczucia humoru.

Ściśnięte gardło. Śpiew cykad. Łomot serca. Szelest liści.

- Słuchaj! - Raz jeszcze postarała się przemówić wiedźminowi do rozsądku. Popatrzyła szczerze i niewinnie najpierw w jedną, potem w drugą parę kocich oczu. Bardzo się starała, by jej głos brzmiał spokojnie. Żeby ręce się jej nie trzęsły. - Nie wiem, o co ci chodzi. Nie mam ze sobą żadnych amuletów, żadnych pierścionków, żadnych spaczonych czy niespaczonych artefaktów. Nic nie wyniosłam, nic nie ukradłam, jeśli o to ci idzie! I nic takiego nie znajdziesz, choćbyś osobiście zdarł ze mnie koszulę, gwarantuję. Co cię interesuje jakaś moja aura, do cholery? Jak ci się nie podoba, jak cię niepokoi, to idź sobie precz, oglądać inne aury. Nie radzę ci jej kroić, jakakolwiek gęsta by nie była. Własną aurą się zainteresuj, a w moją racz nie wtykać swojego garbatego nosa. Dlaczego mnie męczysz?! Proszę, zostaw mnie w spokoju...

Ostatnie zdanie Burza wyjęczała błagalnie i cokolwiek histerycznie, marząc o tym, by odwrócić się na pięcie i bardzo szybkim i zdecydowanym krokiem opuścić przyświątynny park, zarazem jednak nie mogąc się zdobyć na żaden ruch.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2015-01-19 00:14:26)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#30 2015-01-21 17:16:21

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Wiedźmin przed zdobyciem się na ruch nie miał oporów. Wykonał ich kilka, bardzo zresztą szybkich.  Problem tkwił w tym, że zorientował się zbyt późno. Zaabsorbowany aurą dziewczyny nie wyczuł tej drugiej, słabszej choć stabilniejszej, która ledwo sygnalizowała obecność swojego właściciela nawet pomimo aktywnych zaklęć. Dobywany miecz zdążył krótko świsnąć w powietrzu zanim wypadł mu z dłoni i po raz drugi tego wieczora z głośnym brzękiem spadł na ziemię. Na krótką chwilę bezgłośny rozbłysk rozświetlił przyświątynny park każąc cieniom tańczyć w urwanym refleksie nienaturalnego białego światła. Twarz charakternika wyglądająca w na jeszcze bladszą niż zazwyczaj wyszczerzyła zęby w stężałej masce gniewu i zaskoczenia zanim gadzie tęczówki zniknęły wewnątrz czaszki ustępując białkom. Zanim jego ciało padło bezwładnie na ziemię zdążył wziąć zamach z półpiruetu w trakcie przenoszenia ciężaru ciała z jednej nogi na drugą. Zaśmierdziało przypiekaną skórą.

- Bez obaw. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.- Przemówił spokojny głos gdzieś z ciemności. Chwilę później wzrok dziewczyny mógł dostrzec obleczoną w płaszcz smukłą sylwetkę jego właściciela. Mężczyzny, chyba człowieka, który z trudem ukrywając zdenerwowanie starał się iść spokojnie w jej kierunku.

- Nazywasz się Lotta.- Stwierdził nie zapytał podchodząc bliżej. Miał drapieżną twarz o ostrych, podobnych elfom rysach. Grzywa ciemnych włosów zdawała się być znajomo naelektryzowana i potargana jak skrzydło rannego ptaka. Niekiedy przy poruszeniu odsłaniała dwa bliźniacze znamiona znajdujące się na policzku.

W pierwszej chwili chciał dotknąć jej twarzy jednak powstrzymał się dość szybko jak gdyby wiedząc czym może się to skończyć. Lub z powodu wciąż jeszcze dymiącej od rzuconego przed chwilą zaklęcia dłoni. - Nie jesteś tu bezpieczna. Człowiek... Mutant, którego przed chwilą spotkałaś jest... Był najemnym mordercą. Hyclem i łowcą wyspecjalizowanym w odnajdywaniu osób obdarzonych Darem.- Poprawił się patrząc w kierunku zesztywniałego ciała charakternika, którego pierś nie unosiła się już od dłuższego czasu. Nieznajomy starał się mówić spokojnie i powoli tak by cokolwiek mogło dotrzeć do mogącej pozostawać w pewnym szoku dziewczyny. - Nic ci nie jest?

Offline

 

#31 2015-01-21 23:07:47

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Nic. Nie wiem - wychrypiała dziewczyna drżącym głosem i wydawało się, że zaraz zacznie krzyczeć tak, że z nieba posypią się kolejne pioruny. Ale tak się nie stało. - Chyba nic. Lotta, tak, mam na imię Lotta. Skąd wiesz? Skąd to wiesz?!

Może i parę osób na tym świecie znało jej prawdziwe imię, może i nie był to jakiś wielki i straszliwy sekret, ale - poza rodziną - to zwracano się do niej w ten sposób głównie w szkole. W szkole, której przedstawicielem ten osobnik raczej nie mógł być z prostej przyczyny - była to szkoła wyłącznie dla dziewcząt. Oprócz tego wszędzie przedstawiała się jako Burza, bo to tak bardziej dramatycznie i z fantazją, a to się przecież liczy, zwłaszcza kiedy stawia się pierwsze kroki w poetycko-muzycznym świecie. Ijon z Cidaris, jej nauczyciel, też na przykład z uporem maniaka kazał się zwać "Gawronem", zamiast po prostu tak, jak go ojciec z matką nazwali.

- Zabiłeś go, o kurwa, na śmierć - skonstatowała po chwili, zmieniając na moment temat. Pomimo ciemności próbowała przyjrzeć się leżącemu wiedźminowi, ale nie mogła skupić wzroku. Oczy latały jej od połyskującego miecza, poprzez koci medalion, aż po stężałą w nieprzyjemnym grymasie twarz mutanta. Krew w żyłach dziewczyny jakby zamieniła się w lód, kiedy uświadomiła sobie, jak mało brakowało, by to ona tutaj leżała zamiast niego.

- Mam na imię Lotta - powtórzyła po chwili, odrywając wreszcie i tak mało widzące oczy od swojego niedoszłego mordercy, a kierując je na oblicze wybawcy. - A ty masz na imię...? Znamy się?

W jakimś nagłym odruchu złapała go za rękę tak poufale i śmiało, jakby wcale nie widziała go właśnie po raz pierwszy w życiu. Coś z prędkością błyskawicy przemknęło przez jej myśli, ale zniknęło, nim zdążyła to uchwycić. Pozostało tylko odległe echo gromu, przetaczającego się gdzieś pod czaszką...

- Znamy się - stwierdziła z przekonaniem. - Znamy się, jestem pewna... A teraz wybacz, ale jestem zmuszona przerwać tę doniosłą chwilę w nieelegancki sposób, odór przysmażonej skóry sprawia, że chce mi się rzygać. I płakać. I w ogóle.

Lotta zwana Burzą zdobyła się jeszcze na blady, przepraszający uśmiech, po czym pospiesznie oddaliła się w stronę różanej rabaty, żeby w trybie natychmiastowym zrealizować oba zamiary.

- Dzięki, że mnie uratowałeś! - zawołała po chwili słabym głosem. - Naprawdę! Dzięki! - Gdyby nie fakt, że równocześnie zanosiła się szlochem, brzmiało to zupełnie tak, jakby dziękowała za podanie upuszczonej rękawiczki albo coś równie błahego. Ale w istocie była swojemu nieoczekiwanemu wybawcy tak bardzo wdzięczna, że nawet nie potrafiła tego ubrać w żadne sensowne słowa.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#32 2015-01-21 23:25:04

Hontharon

Rozbitek

Re: Chram Melitele

Włócznia wisząca nad paleniskiem rzucała cienką, poziomą kreskę cienia na oświetloną ścianę. Gwar wesołych rozmów niósł się po pomieszczeniu, zmieszany z zapachami wychodzącymi zza przepierzenia. Tam gospodarz przyszykowywał strawę dla gości. Gawiedź chlała piwo, rozprawiała na różne tematy oraz narzekała na wszystko i na nic. Gawron nie uczestniczył w tych swawolach. Nie to, że miał coś przeciwko rozhoworom, piwsku albo plotkom. Po prostu - nie miał ochoty na nic z tych rzeczy. Za bardzo się zamartwiał. Burza nie wracała już drugą noc do swojej alkowy. Nie po to płacił oberżyście za dwa pokoje, żeby jeden z nich pozostawał wciąż pusty....

Wstał od stoła, prowokując skrzypienie poskładanej z desek ławy. Potem skierował się w stronę kredensu, za którym sterczał gospodarz tego przybytku, robiąc swoje gospodarskie czynności. Ijon przyłapał go na wycieraniu zabrudzonego dzbana. Mężczyzna zakłopotał się poważnie, widząc barda w stanie trzeźwości. Już chciał mu dolewać piwa do dopiero co wyczyszczonego naczynia, ale Gawron powstrzymał go stanowczym słowem.

- Nie tym razem - powiedział, opierając się o ladę. - Widziałeś ją dzisiaj?

- Tę młodą? Dzisiaj nie - karczmarz od razu zauważył, że grajek ma wyjątkowo paskudne samopoczucie.   
- Wiesz dokąd wcześniej poszła?   

Karczmarz, co ciekawe, wiedział. A nawet pokazał mu palcem i życzył powodzenia. Ijon podziękował szczerze, a potem przeszedł na podwórze. Puginał za cholewą prawego buta, sakwa z monetami w wewnętrznej kieszonce płaszcza, lutnia przewieszona przez ramię, a przez drugie przewieszona torba. Wszystko, co potrzebne do życia, miał teraz przy sobie. No, prawie wszystko. Maszerował raźnym tempem, rozglądając się na różne strony. Ten bardzo przydatny nawyk uważnego lustrowania całej okolicy nabył jeszcze za młodu. Wtem, podczas gdy wzrokiem powędrował akurat w prawo, jego uwaga została przyciągnięta przez rozbłysk jasnego światła. Jak głownia rozpalona w zupełnej ciemnicy. Jak płomień zobaczony przy zamkniętych oczach. Ijon skierował się właśnie w tamtym kierunku. Znał swą towarzyszkę dobrze i wiedział jedno: jest duża szansa na to, że znajdzie ją tam, gdzie magicznie błyska światło.

Krok. Krok. Krok. Stanął za zakrętem. Daleko przed nim wznosiła się fasada chramu Wszechmatki. Otwarta brama przypominała z jego perspektywy pozbawioną zdobień ramę obrazu. Obrazu namalowanego ręką amatora. Dwie postacie stojące oraz jedna leżąca. Często przerabiany motyw w sztuce. Gawron zatrzymał się po przejściu paru siągów. On zauważył stojące pod świątynią postacie i prawdopodobne jest, że one także zauważyły jego. W końcu sterczał na tej drodze sam. Jak strach na wróble czuwający nad ugorem. Dosłyszał słowa, potem wcale głośny wrzask, a następnie dostrzegł, że jedna z dwóch osób oddala się w stronę świątynnego ogrodu. Dał susa naprzód, ale znów przystanął. Burza czarnych włosów. To ona! Przed chramem znalazł Lottę.

- Tu cię mam! - Posłał głos na drugą stronę zaułka, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie zaszło.

Ostatnio edytowany przez Hontharon (2015-01-21 23:26:21)

Offline

 

#33 2015-01-22 22:10:11

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

- Wiem. Wiem o tobie bardzo dużo dziewczyno, szukałem cię już od dłuższego czasu.- Powiedział a spojrzenie jego dziwnych, bladych oczu stało się jeszcze intensywniejsze. I wyrażało coś więcej niż zwykłe poruszenie i ciekawość.

- Zabiłem.- Skupioną i troskliwą twarz wykrzywiła szalona mieszanka pogardy i zadowolenia. - Znajdując przy okazji ciebie. Naprawdę trudno o bardziej fortunny splot wydarzeń podczas jednego wieczora.- Dodał trzęsąc się pod płaszczem w urywanym spazmie śmiechu.- To samo spotka każdego kto spróbuje mi cię odebrać. Nieważne czy będzie wiedźminem czy wiedzącym.

Wyładowanie przy dotyku dla większości ludzi osobliwie nieprzyjemne zdawało się nie sprawiać mu najmniejszego dyskomfortu. - Och nie, nie znamy się.- Odwzajemnił uścisk sięgając po jej drugą dłoń i powoli, niemal pieszczotliwie składając obydwie we własnych w geście poufałości i przywiązania. - Jeszcze. Nazywam się Torio.- Widząc, że potrzebuje się oddalić pozwolił jej na to choć nie spuszczając przy tym z oka i nie oddalając się  bardziej niż na trzy kroki. - Dobrze ci to zrobi. Niezdrowo byłoby teleportować się z pełnym żołądkiem. - Stwierdził podchodząc bliżej by okryć jej plecy połą swojego wystrzępionego na brzegach płaszcza o czerwonym odcieniu. Pachniał wilgocią i bliżej nieokreślonym ostrym zapachem który nawet pomimo zaistniałej sytuacji mógł sprawić, że łzy napłynęłyby jej do oczu. - Nie jesteś tu bezpieczna.- Uprzedził jej ewentualne pytanie zaciskając dłoń na jej barku jak gdyby w każdej chwili dziewczyna mogła ulecieć bądź okazać się nieprawdziwa. - Nie tylko on...- Tu ruszył głową w kierunku stężałych zwłok mutanta.- Mógł wiedzieć o twojej obecności. Musimy stąd uchodzić, zgubić trop poza miastem.

Krzyk przybysza przerwał jego wyjaśnienia. Mężczyzna przedstawiający się jako Torio uniósł dłoń koncentrując wolę i przywołując Moc. Powietrze wokół zdawało się zgęstnieć przytłaczając korony obecnych drzew niewidzialnym ciężarem.

- Wynoś się stąd pętaku. Zanim cokolwiek co tu ujrzałeś zacznie cię dotyczyć i będzie za późno.- Powiedział ze spokojem nie podnosząc głosu. Wiatr zdawał się nieść jego słowa nawet pomimo dzielącego ich dystansu.

Offline

 

#34 2015-01-23 21:53:49

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Torio? Torio... - Czyż we wzburzonych przepaściach pamięci, wśród skłębionej masy wspomnień o ludziach ważnych i drogich sercu, nie było nikogo o tym imieniu? Szukała, szukała gorączkowo, ale rozedrgany umysł nie był chętny do współpracy. - ...i mówisz, że się nie znamy? W takim razie dlaczego mnie szukałeś, skąd ta troska? Kim jesteś? Jak się tu znalazłeś, jak znalazłeś mnie? O co w tym wszystkim chodzi?!

Lawina pytań - ale jak ich nie zadawać w takiej sytuacji? Bo co to było, co wydarzyło się tu przed paroma chwilami? Zbieg okoliczności? Przeznaczenie? Niewiedza była dla Lotty potworną udręką.

- Co?! Teleportować się?! Nie! - zaprotestowała, słysząc te słowa. -  Dokąd, dlaczego... Kto... Nie chcę uciekać, przecież ja nic nikomu nie zrobiłam...!

To, że komuś w Novigradzie nie podobał się fakt jej istnienia, zdawało się teraz oczywiste i przerażające... Ale sama myśl o teleportacji boleśnie ścisnęła jej trzewia i przywołała falę niemiłych wspomnień. W szkole raz, jedyny raz, kazano jej przejść przez portal - ćwiczebny, zupełnie stabilny, bezpieczny. Odchorowywała to jakieś dwa tygodnie i nigdy więcej nie dała się do tego zmusić. Zanim zdążyła to wszystko wytłumaczyć Toriowi*, ktoś im przerwał. Ktoś znajomy. Ktoś, kogo przecież nie miało prawa tu być, a jednak coś go tutaj sprowadziło. Ślepy los?

- Nie, poczekaj! - powstrzymała tajemniczego maga, łagodnie chwytając go za uniesioną dłoń. - Ja go znam. To... przyjaciel. Obawiam się, że cokolwiek tutaj dotyczy mnie, dotyczy już poniekąd też i jego... Gawronie! - krzyknęła. Nie wyrwała się i nie pobiegła w stronę barda, bo za bardzo kręciło jej się w głowie z emocji, no i coś sprawiało, że nie chciała oddalić się nawet na krok od czarnowłosego mężczyzny, do którego z ufnością przylgnęła. Ale to, że Ijon też się tu zjawił, było cudem. Już drugim cudem w ciągu ostatnich paru chwil. - Gawronie! Chodź tu! Gawronie, skąd wiedziałeś, dokąd... gdzie mnie... - Burza urwała, nagle znowu zanosząc się szlochem. - Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam... Mało brakowało, żebym... już nic, nigdy...




/ * Dobrze odmieniam to imię? ^^


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#35 2015-01-24 01:22:53

Hontharon

Rozbitek

Re: Chram Melitele

To coś, co przygnało Gawrona z tawerny prosto pod chram, na pewno nie mogło zostać nazwane zrządzeniem losu. Nie tego ślepego. Choć maszerował przez zacienione aleje Nowego Miasta prawie po omacku - nie odnalazł jeszcze ładu w chaosie ciasnych uliczek - to tęsknota za Burzą zastępowała mu mapę oraz wyznaczała drogę jego śpiesznym krokom. Zmartwienia ukazywały mu się pod postacią drogowskazów. Gnał więc przed siebie, wodząc wzrokiem w różne strony. Nie miał nawet pewności, że w ogóle znajdzie swoją towarzyszkę gdzieś w Novigradzie. Dwie doby to dość dużo czasu, żeby znaleźć się hen daleko poza murami.

Ale Ijonowi się poszczęściło. Znowu. Stanął przed gmachem świątynnym, przed groźbą niespodzianej śmierci z rąk zdeterminowanego maga. Nie cofnął się jednak na dźwięk jego ostrych słów. Strach otoczył go ciasnym pierścieniem, ale nie odebrał mu władzy nad ciałem. Ani nad umysłem. Błogostan, spowodowany pewnie obecnością dziewczęcia, przez moment nie pozwalał mu zaznać przerażenia. Bard nie po całości zdawał sobie sprawę z zagrożenia, które zostało skumulowane w ręce czaromiota i które bezustannie wisiało nad jego życiem jak katowskie toporzysko. 

Gawron usłyszał ostrzeżenie, tak samo jak usłyszał głośne nawoływania Burzy. Na początku nie ruszał się z miejsca. Nie chciał narażać się na niebezpieczeństwo. Stercząca przed nim postać nie była uzbrojona, a jednak miała czelność rzucać w jego stronę poważne groźby. Wniosek nasuwał się sam. - Kurwa, nie jest dobrze - powiedział do siebie szeptem. Zaraz potem nabrał nieco brawury, widząc jak grożąca skonem dłoń maga opada pod naporem starań Lotty. Zachęcony drobnym gestem, zaczął wolno posuwać się do przodu. Kroczek za kroczkiem. Przeszedł obok powalonego na glebę ciała, zachowując beznamiętną twarz. Nie przyglądał się zwłokom. Nie było to łatwe, ale ubzdurał sobie, że opanowanie pomoże mu jakoś wydostać się z kłopotów. Czarnowłosa wołała go przez cały czas. Ijonowi droga na kraniec zaułka wydała się nad wyraz męcząca. W momencie, w którym znalazł się opodal różanej rabaty, do jego uszu nie docierały już żadne słowa Lotty, a jeno jej płacz oraz ciche, pojedyncze przepraszam...

Broń schowana w bucie przypomniała mu o swoim istnieniu, ale on nie zwracał teraz uwagi na uporczywe otarcia. Na nic zda mu się stal w starciu z takim przeciwnikiem. Zresztą, nie miał przecież pewności, że ten mężczyzna okaże się zaraz jego wrogiem. A nawet gdyby, to wcale nie noża używał do rozstrzygania podobnych casusów. Mowa sprawdzała się w takich sprawach dużo godniej, więc śpiewak wcisnął haust powietrza do płuc i powiedział parę słów od siebie...

- Co się tu podziało? Do kurwy nędzy... - wzrok Gawrona otarł się o truchło uzbrojonego faceta.

- Burza? Dziecko, spójrz na mnie! Co tu się stało?

Ostatnio edytowany przez Hontharon (2015-01-25 13:40:40)

Offline

 

#36 2015-01-25 11:18:35

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

To coś, co przygnało ich wszystkich we wspólne miejsce i okoliczności nie było ślepym losem ani fortuną. Czas miał pokazać, że było to trzecie z trójki rodzeństwa znane jako fatum lub przekleństwo.

Przypuszczalnie czarodziej przedstawiający się jako Torio zawahał się na moment pod wpływem słów dziewczyny. Ale nie na tyle by osłabić wolę i koncentrację.

[i]-Musisz mi zaufać. Nie chodzi o to co komukolwiek zrobiłaś ale o to kim i czym właściwie jesteś dziewczyno. O to, że choć Rada i Kapituła nie istnieją to wielu z dawnego Bractwa nadal pamięta o tobie i twoim niezwykłym talencie. Takie jak ty zwykło się ekranować i poddawać szkoleniu albo definitywnie wygaszać. A ty swoje szkolenie ukończyłaś przedterminowo i nielegalnie. Uważają cię za zagrożenie.-


Dziewczyna słyszała jego słowa wyraźnie choć od dłuższego czasu nie otwierał ust. Zrobił to dopiero gdy rudy podszedł dostatecznie blisko by mógł go wyraźnie zobaczyć.

-  Dzięki mojej obecności nic.- Uprzedził odpowiedź dziewczyny na pytanie przybysza - Stój gdzie stoisz profanie. I nie waż się do niej zwracać póki sam ci na to nie pozwolę.- Powiedział wykrzywiając twarz i unosząc dumnie głowę.- Pożegnaj się ze swoim przyjacielem Lotto, możecie nie zobaczyć się już więcej.[/i]

Offline

 

#37 2015-01-29 03:01:15

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

- Dlaczego?! Nie! Nie! Przestań! - dziewczyna zaczęła się awanturować. - Dlaczego tak do niego mówisz?! Torio, proszę...! Nie mogę tak zniknąć, nic nie rozumiesz! Ja razem z nim pracuję... i się uczę... Jutro, do licha, mamy tu śpiewać na przyjęciu zaręczynowym!

Przyjęcie zaręczynowe nie było zmyślone dla efektu. Rzeczywiście mieli razem z Ijonem wystąpić następnego wieczoru. W duecie. A duety mają to do siebie, że dobrze, jak składają się z dwóch osób! Gdyby jedna z nich teraz teleportowała się gdzieś do lasu z magiem o imieniu Torio, ta druga musiałaby szukać nagle kogoś na zastępstwo albo oddać dawno już przepitą zaliczkę... Tak tak, same kłopoty. Ale Lotta przejmująca się tym, że nie dotrzyma jakiegoś zobowiązania - no tego to jeszcze ten świat nie oglądał.

Burzę oburzał ten władczy, wielkopański ton, jakim czarnowłosy zwracał się do Ijona. Ale czuła, że to nie żarty i że chwilowo mało co tutaj zależy od jej woli, dlatego szybko zbliżyła się do przyjaciela, padła mu w ramiona i uściskała go tak, jakby faktycznie mogli za moment rozstać się na zawsze. Bo mogli.

- Nie wiem, co tu się dzieje... Ten... - przełknęła ślinę - ...ten typ, który tam leży, przed chwilą chciał mnie zamordować. Mało brakowało, żebym to ja była tam na jego miejscu, tylko poszatkowana na kawałeczki. Ale nie zdążył. To wiedźmin, był szybki, ale nie zdążył... - Biedna Lotta ciągle trzęsła się tak, że aż zęby jej dzwoniły. - Oczy miał jak kot, jak bardzo zły i brzydki kot, mówię ci...

Po lodowatej i białej jak oblicze upiora twarzy Lotty ściekały krople potu, mieszające się ze łzami, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć.

- On mnie ocalił - szepnęła przyjacielowi do ucha, ruchem głowy wskazując maga o czarnej czuprynie, naelektryzowanej tak samo jak jej własna - więc chyba nie chce mojej zguby... Ufam mu... Ale nie zostawiaj mnie, nie odchodź... Nie pozwól, żeby los nas rozdzielił... Tak się boję. Wymyśl coś, proszę...


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#38 2015-01-30 16:00:44

Hontharon

Rozbitek

Re: Chram Melitele

Gawron wrósł w ziemię. Stał w pozornym bezruchu na nogach sztywnych jak konary. Całe mnóstwo zapytań do aroganckiego maga powstało nagle w jego pustej ze strachu głowie. Wiedział dobrze, że nie dostanie od niego żadnych odpowiedzi. Nawet skoro poprosi. Ogromna gruda problemów zsunęła się potem do jego gardła. Przez moment zdawało się, że zostanie tam na zawsze, odbierając mu potężną broń - mowę. W pierwszym odruchu chciał zareagować na słowa czarodzieja jawną agresją, ale powstrzymał się przez wzgląd na resztę zdrowego rozsądku, która hulała gdzieś swobodnie po komnatach jego świadomości. Otworzył odpowiednie wrota i - ku swojemu zaskoczeniu - odnalazł odrobinę roztropności. To nie czas, żeby się z nią na dobre pożegnać. Teraz jeno kontenans może ich uratować. Burzę oraz jego samego, bo oboje są obecnie w opałach.

Nie mógł się poruszać, ale uważnie słuchał - nastawiając zaostrzonych uszu - co Lotta miała do powiedzenia. Jej czerwonawe usta, często roześmiane, a obecnie smutne, ujawniały światu bardzo, ale to bardzo ważne słowa. Słowa będące szczerą prawdą. - Jebać to przyjęcie zaręczynowe - odezwał się głos w jego czerepie. - Po prostu nie chcę ciebie stracić. Bo przecież nie chciał. Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie. Ciepłą noc na dworze panny Koriss. Z czułością wspominał wspólne obchody Lammas każdego sierpnia każdego roku. To stało się ich małą tradycją. Jak może spędzać Święto Żniw bez swojej uroczej Burzy? Ano, nie może...

Poczuł uszczypnięcie gorąca. Nie spodziewał się tego. Czarnowłosa ukochała go z czułością. Otoczył ją ramieniem. Ostrożnie. Jego lutnia upadła na glebę, ale żadna struna nie zechciała im zaśpiewać. Ijon westchnął szeroką piersią. Gruda niepewności - stercząca w jego gardle niczym kromka nieświeżego pieczywa - wreszcie dała się jakoś pożreć. Okropny smak zmartwienia! Wszystko w nim krzyczało potrzebą buntu. Chciał wciąż trwać przy Lottcie. Chciał bawić się z nią w karczmach. Chciał ją pocieszać i denerwować. Chciał spędzić z nią Lammas. To nie jest jeszcze czas, żeby się z nią na dobre pożegnać...

Obserwował białość jej czoła. Schowany za pasmem czarnych włosów alabaster. - Przepraszam, że do tego doszło - szepnął jej na ucho, choć niepotrzebnie obniżał głos. Torio z pewnością wszystko usłyszał. - Nie chciałem tego dla ciebie, dziecino. - Gawron mocno przycisnął dziewczę do siebie w obawie, że za moment będzie otulał jeno cichą pustkę. Że Burza wyparuje jak poranna rosa, a jej ciepło zmieni się w nicość. Nie chciał marznąć. Nie sam.

- Zabierz mnie ze sobą - powiedział głośno. Teraz już nie szeptał. I nie zwracał się wcale do Burzy. Jego wzrok powędrował w stronę sterczącego obok czarownika. - Nie zostawię jej. Wiesz to doskonale. Obaj to wiemy. Przestań udawać kogoś gorszego i unosić się dumą. Skoro nie chcesz się poniżać, ja mogę zrobić to za ciebie. Zrobię to z rozkoszą! Dlatego proszę... chcę powędrować z wami - bard wzniósł jedną rękę ku górze w nic nieznaczącym geście. - Nie obchodzi mnie to, gdzie chcesz nas zabrać. Weź nas razem albo zostaw Lottę i mnie w spokoju. Mogę ci zapłacić, mogę coś obiecać. Zastanów się, może nawet do czegoś się przydam? Podaruję to, co będziesz chciał...

Nie rozdziela się zrośniętych drzew... - mówi sam do siebie, wewnątrz swojej głowy.

Ostatnio edytowany przez Hontharon (2015-01-30 16:05:18)

Offline

 

#39 2015-02-01 01:01:10

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Tajemniczy przybysz spojrzał na obydwoje zza grzywy swoich potarganych włosów mrużąc przy tym mętne, nieobecne oczy przywodzące na myśl topielca lub upiora. Bladą twarz wykrzywił półuśmiech a poły jego wystrzępionego płaszcza rozpostarły się niczym smocze skrzydła pomimo braku wiatru. Unosząc dłoń z wyprostowanym palcem skierował ją w ich stronę jak gdyby z zamiarem wypowiedzenia oskarżenia lub straszliwej klątwy.

-Nigdy! Dziewka będzie moja żywa lub martwa i nikt nie ośmieli się stanąć pomiędzy nami! - Mógłby powiedzieć  coś równie banalnego poprzedzając to serią podobnie dramatycznych gestów gdyby był bohaterem jednej z ballad i powieści, które parze truwerów być może nie raz i nie dwa przyszło śpiewać w duecie.

Prawda jak zwykle okazała się być o wiele brzydsza i całkiem banalna. A oni zaczynali dostrzegać to co zrazu umknęło im w ferworze zamieszania i ciemności ogrodu.

Przedstawiający się jako Torio mężczyzna, przypuszczalnie człowiek i prawdopodobnie czarodziej z trudem powstrzymywał szybką nerwowość swoich ruchów wyniosłą postawą i zamaszystymi gestami. Unosząc głowę w pozornie butnej pozie robił to celowo pod pretekstem lepszego rozejrzenia się po okolicy. Choć sam trup tego uzbrojonego, którego na początku położył czarem zza węgła rzuconym pod magicznym kamuflażem  nie robił na nim większego wrażenia to w tej chwili niemal oblepiał go spojrzeniem zdradzającym niemą zgrozę i niedowierzanie. Sam trup zresztą poza nienaturalnym ułożeniem i brakiem widocznego oddechu trzymał się całkiem nieźle. Zalatywał spalenizną ale nie znać było na nim śladu zwęglenia ani oparzeń.

- T-taak.- Odezwał się swoim spokojnym, przypominającym wyraźny szept głosem maskując zająknięcie przeciągnięciem sylaby. - Masz rację przyjacielu. Hem, przyjacielu Lotty, czym...Kimkolwiek jesteś. Od miesiąca nie miałem okazji żeby porozmawiać. Brzmię, mogłem zabrzmieć równie pretensjonalnie jak mój dawny mistrz.- Zaśmiał się krótko choć z wyraźną ulgą. Szok i nerwy ulatywały z niego jak z rozprutego bukłaka, dopiero teraz pozwolił sobie rozluźnić gardę.  Mimo to spoważniał natychmiast w chwilę potem przełykając ślinę i patrząc prosto na rudego.

- Dziewczyna przeżyje. Ty również, jako gwarancja mmm, współpracy. Szczerości intencji, moich. Nadto zaś, już od  bardzo dawna... Ktoś musi to zobaczyć. Oni...- Ruszył głową w kierunku zwłok starając się nie zatrzymywać na nich spojrzenia.-  Nie. Nawet nie próbują. A dziewka jest jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna. Anomalia, unikat, mały fenomen. Ja...- Torio zaplątał się na dobre, przerywając ciszę westchnieniem raz jeszcze obejrzał się na drzewa. - Łatwiej mi wytłumaczyć kiedy będziemy na, w pracowni, tak. Tyfus, ja w ogóle nie powinienem był pojawiać się w mieście ale kryształ pokazał... Musiałem jej pomóc. Czarobójca, tfu.- Przetarł twarz dłonią uprzednio odgarniając z niej włosy. Cerę miał niezdrową, znać było, że od wielu dni nie zaznał świeżego powietrza i snu.- Stworzę portal. Temporalny dla nas, wejdziecie pierwsi. Niewielki radius, moja pracownia jest niedaleko od Novigradu. Nie musicie się niczego obawiać.- Zapewnił dla odmiany z przekonaniem tym razem patrząc prosto na dziewczynę i nerwowo oblizując spękane wargi.- Ale nie możemy też dłużej zwlekać. Echo może... Kapłani, służba świątynna, albo inny zakamuflowany mag albo najmita... Takie towarzystwo możemy sobie sprowadzić na kark jeśli zmitrężymy tu jeszcze dłużej.- Wytłumaczył w pośpiechu starając się być przy tym choć odrobinę precyzyjnym.

Zaraz potem bez ostrzeżenia zaczął czarować. Rozedrgany, świetlisty obrys w formie nieregularnego okręgu o falujących krawędziach emanował mleczną nicością bezkresu mającej niewiele wspólnego z jakimkolwiek naturalnym światłem. Portal pojawił się tuż obok niego, na niewysokim kamiennym parkanie i był niewiele większy niż przeciętne okno.

- Tuż za wami. Jest stabilny ale nie zwlekajmy proszę.- Powiedział mrużąc oczy i wykonując ostatnie gesty dłonią upewniając się co do zgodności punktu docelowego.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-02-01 11:17:48)

Offline

 

#40 2015-02-05 23:31:39

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Słowa Gawrona były prawdziwie wzruszające. Niby dziewczyna miała świadomość, że rudy śpiewak bez trudu potrafił wpływać na emocje innych swoją gładką gadaniną, z całkowitą świadomością, celowością i czasem z wyrachowaniem, bo to przecież część jego zawodu. Niby słyszała go już parę razy w akcji. Niby podejrzewała, że może teraz trochę koloryzować, żeby osiągnąć swój cel... ale właśnie ten cel, do którego Ijon zmierzał, kazał jej wierzyć w jego szczere intencje. W szczerość jego przyjaźni. Gdyby miał ją tylko za chwilową towarzyszkę, łatwą do zastąpienia kimkolwiek nowym, gdyby miał ją tylko za ciężar i źródło kłopotów, nie wysilałby się tak bardzo.

Torio po bliższym oglądzie wydał się jakby bardziej ludzki i przyziemny. Ta nerwowość w jego ruchach, ten niezdrowy wygląd... Magia pierwszego wrażenia nie mijała jednak nigdy tak do końca, Lotta więc mimo wszystko czuła do niego szacunek. Zresztą zasłużony, bo bez interwencji magika pewnikiem gryzłaby już piach.

- Hej, słuchaj, popisałeś się już znajomością mojego imienia, więc pozostańmy przy nim - zaproponowała uprzejmie, aczkolwiek stanowczo. - Nazywanie mnie "dziewką" mało mi się podoba, wiesz? Dobra, niech ci będzie, wchodzimy w ten portal... ale potem opowiesz mi wszystko od początku. Przede wszystkim o sobie. WSZYSTKO, jasne?

Spróbowała się uśmiechnąć, żeby dodać sobie animuszu, ale tym razem uśmiech wyszedł jej kwaśniejszy niż agrest w maju. Bała się, potwornie bała się włazić w ten teleport. Stabilny, jasne. Wszyscy tak mówią, a potem znajduje się każdą kończynę w innym królestwie... Ale nie było innego wyjścia. No nie było. Niech to szlag.

Przy zwłokach wiedźmina-hycla leżała upuszczona w tym całym zamieszaniu książka, która z wyjątkowym wyczuciem dramatyzmu otworzyła się akurat tam, gdzie kończył się ostatni czytany przez Burzę wiersz:

"Deszcz pada. W sennym płaczu rynien
odchodzę. Tyś wszystkiemu winien."

Dziwnym zbiegiem okoliczności wszystko się zgadzało. No, może poza tym deszczem...

...chociaż Lotcie tuż przed wejściem w jaśniejący teleport wydało się, że niebo zaczyna się nieco chmurzyć, a na dłoń spada jej kilka pojedynczych kropel. Zęby jej zgrzytały, do piersi przyciskała wilgotny od nocnej rosy egzemplarz "Niedoli miłowania" Mistrza Jaskra, drugą ręką trzymała mocno dłoń Gawrona, a pod zaciśniętymi powiekami widziała ciągle tę brzydką kocią paszczę. "Słowo daję, dzisiaj to już definitywnie straciłam serce do kotów" - zdążyła jeszcze pomyśleć, zanim wszystkie myśli zniknęły, wyparte przez potworne, niewyobrażalne zimno.

cdn.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2015-02-06 02:01:44)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#41 2015-03-07 15:14:38

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Eremitaż chramu Melitele. Kilka minut po zniknięciu Lotty i Ijona w towarzystwie obcego mężczyzny przedstawiającego się jako Torio.

- Matko Kataro? Kim jest ten mężczyzna?
- Naukowym paradoksem. Kotem który nie jest ani żywy ani martwy.
- Matko Kataro?
- Nieważne, pomóż mi z jego kaftanem skoro już tu jesteś.
- Och jej, co to takiego?
- Sigil. Normalnie uśpiony teraz na powrót aktywny. Możesz odejść dziecko. Powiedz innym żeby wracały do dormitorium. Pod żadnym pozorem nie życzę sobie aby mi teraz przeszkadzano.
- Tak jest Matko, chwała Bogini.
- O tak dziecko, chwała.


- Aaach! Ooo, psiakrew!
- Leż, nie podnoś się jeszcze.
- Alys? Ja.... Jak?
- Fibrylacja komór i okres interletalny wywołany zaklęciem, reanimowałam cię.
- Czarodziejska gnida, wziął mnie z zaskoczenia...
-  Możesz poruszać rękami?
- Mogę, posłuchaj Alys...
- Milcz wiedźminie. Nie każ mi żałować, że zadałam sobie trud sprowadzając cię tutaj.  Wstań, przejdź się i rozruszaj mięśnie, będziesz musiał odszukać dziewczynę.
- Boli, cholera. O tak, ją też sobie znajdę i rozmówię tak jak powinienem był od początku. Źle zrobiłem, że słuchałem twoich rad. Nie będzie żadnych podchodów ani delikatności. To nie jest żadna dziewczyna tylko...
- Ani słowa więcej najemny zbirze. Swoje bandyckie metody możesz stosować do spółki z Zangenisem i tą kanalią Stegoborem ale oświadczam ci, że jeżeli temu dziecku stanie się krzywda to pożałujesz, że w ogóle cię stworzono mutancie.
- Opamiętaj się Alys, nie będę...
- Prosiłam o protekcję i dyskretną obserwację! To nie polowanie ani kontrakt! Jesteś gorszy niż Brehen!
- Poddaję się. Odłóż to i porozmawiajmy bo znowu pobudzisz dziewczęta. Zamierzam sprowadzić ją żywą. Co do czarodzieja niczego nie obiecuję.
- Masz dług wobec mnie Kocie. Będziesz mógł spłacić go naprawiając swój niedawny błąd. W przeciwnym wypadku zapomnij o mojej dalszej pomocy i łasce. Wiedz też...
- Hm?
- Zawdzięczasz jej życie. Kontakt z dziewczyną aktywował twoje tatuaże. Gdyby nie doczekałbyś chwili w której cię znalazłam.
- Zapamiętam. Mój miecz i medalion.
- Miecz mam. Medalion został skradziony.
- Co? Potrzebuję obydwu, nie mogę polować bez...
- Wiem. Na twoje szczęście wiem też jak temu zaradzić.
- Pięknie kurwa. Drżę z niecierpliwości. Albo to kolejny efekt uboczny twoich czarów.
- Milcz. Będziemy potrzebowali też pomocy magii.
- Przygotuj zaklęcia. Sytuacja jest chyba dostatecznie wyjątkowa.
- Jedna czarodziejka nie wystarczy, odszukasz dodatkową pomoc. Znam kogoś kto będzie w stanie jej udzielić.
- Poprosić obcą czarodziejkę by wmieszała się w nieswoje sprawy. Prościej się nie da.
- To mistrzyni magii Taudiel Re Vaard. Zlokalizowałam ją na Starym Mieście. Bogini najwyraźniej ci sprzyja bo zgodnie z relacji twojego znajomka niziołka w tamtym kierunku powędrował też złodziej amuletu.  Poleciłam mu czekać przy wejściu, przekaże więcej szczegółów.
- Ruszam. Dzięki za pomoc Alys.
- Wiedźminie?
- Aha?
- Nie nazywaj mnie tak. Nigdy więcej.





- Dziękuję wam za przybycie. Czuję się naprawdę zobowiązana.- Mówiąc "wam" Czcigodna Matka Katara miała na myśli wyłącznie jedną osobę. Kiedy trójka spod "Pręgierza" przekroczyła bramy chramu stara kapłanka zdziwiła się nieledwie widząc trzy zamiast dwóch oczekiwanych postaci. Wiedźmin bez słowa skłonił się w parodii dworskiego ukłonu przywołując na twarz krzywy uśmieszek. Spojrzenie jakie posłała mu wtedy starsza kapłanka świadczyło aż nadto o tym, że obydwoje znają się już od dawna i że gdyby czasu było dość to Katara wyegzorcyzmowałaby go na miejscu z uwzględnieniem gorącej smoły i rytualnej skaryfikacji.

- Nie mogę od was wymagać pomocy jednak zmuszona jestem o nią prosić. W sprawie wspólnej zarówno dla dobra magii jak i kultu Bogini. Tuszę, że wiedźmin przekazał o co chodzi?

- O zasranego czarodzieja który bezpodstawnie porwał aktywnie magiczną smarkulę. Będącą przypuszczalnie Źródłem lub mającą spaczoną aurę. W grę wchodzi naruszenie co najmniej trzech edyktów waszej nieistniejącej już Kapituły.- Odezwał się wiedźmin spod ściany sali modlitewnej w której obecnie się znajdowali.

- Prawda przemawia ustami prostaczków.-Kapłanka po raz kolejny spiorunowała go wzrokiem. - Udało mi się ich zlokalizować na podstawie księgi którą zgubiła oraz śladu aury pozostawionego na wiedźminie. Nie jestem w stanie powiedzieć gdzie dokładnie się znajdują ale będę mogła was tam przenieść. Miejsce jest zabezpieczone czarami, to stabilne occultum. Jednostronna teleportacja będzie możliwa ale transport z powrotem tylko po nawiązaniu aktywnego obustronnego połączenia z kimś kto będzie już na miejscu. Mam na myśli was, szacowna Taudiel.

- Rozpoznaniem i likwidacją porywacza zajmę się ja. Waszą rzeczą będzie zagwarantować nam spokojny powrót. Oraz niewykluczone ekspertyzę w kwestii dziewki.

- Jeżeli ta zechce jej się poddać. W pierwszej kolejności to wierna mojego kultu i zamierzam zagwarantować jej wolność i bezpieczeństwo.

- Zgadza się. Ruda siksa od mojego medalionu ma trzymać się dość blisko żebym mógł składać znaki i na tyle daleko żeby nie ochlapało jej zbyt wiele krwi. Będziemy współpracować. Zupełnie jak kot i lis z bajki.

- Za nią także odpowiadasz wiedźminie.

- Mówi się trudno. Jeżeli mamy jeszcze jakieś niejasności proponuję przedstawić je teraz. Szanowne panie?

Offline

 

#42 2015-03-09 23:39:40

Taudiel Re Vaard

Dezerter

Re: Chram Melitele

Spacer do chramu, mimo że wymagał narzucenia szybkiego tempa, był całkiem przyjemny. Na ulicach Novigradu śmierdziało znacznie mniej niż pod prawie spalonym Pręgierzem. W samej świątyni niemalże pachniało. Tam wreszcie Taudiel mniej więcej dowiedziała się, czego się od niej oczekuje. Na szczęście nie musiała zbyt szybko odpowiadać, miała dość czasu, by odsapnąć po szybkim marszu.

- Niejasności chyba nie ma. Jest kwestia wyjaśnienia paru spraw. Powiem teraz, coby wszyscy mieli jasność. Gardzę magikami łamiącymi prawa Kapituły. Jej edykty swój cel, najwyraźniej niejasny dla wszystkich, miały i on, niezależnie od stanu instytucji, która je wydała, się nie zmienił. Jednak nie moim obowiązkiem jest wymierzać sprawiedliwość. Takich praw nigdy sobie nie rościłam i rościć nie zamierzam. I dlatego zgadzam się wam, szlachetna matko Kataro i tobie, wiedźminie pomóc pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, chcę, żeby dziewczyna poddała się badaniom, niezależnie od swojej woli. Nie wiemy, co się z nią obecnie dzieje, może okazać się, iż zacznie stanowić zagrożenie dla innych. A gdyby tak się stało, zmuszona będę nalegać, by sprawę tę powierzono czarodziejom.

Pozwoliła przetrawić swoim rozmówcom pierwszy warunek. Sama w tym czasie odetchnęła, wprowadzając niezbędny tlen do wciąż zmęczonego ciała.

- Po drugie, wolałabym, byś się wiedźminie z egzekucją czarodzieja-porywacza nieco wstrzymał. Nie wiem, czego on chce i skąd o dziewczynie się dowiedział. Warto byłoby poznać kierujące nim motywy. Wolałabym z nim na spokojnie porozmawiać, zanim zdecydujesz się sprawdzić jak twoja cudowna klinga tnie jego parszywe kości.

Zaczekała na ewentualne protesty zanim powróciła do przemowy.

- Pozostaje też ewentualna zapłata. Nie pomagam wam, bo potrzebuję łask, dobrych uczynków na swoim sumieniu ani pieniędzy. Żadna z tych rzeczy mnie nie interesuje. Nie oczekuję w zamian nic poza wdzięcznością. Wdzięcznością, która objawi się waszą pomocą, gdy ja o nią poproszę. Wyświadczę wam przyjacielską przysługę. W zamian zaś, jak to jest miedzy przyjaciółmi, będę mogła liczyć na stosowne odwdzięczenie się, jeśli tego zapragnę. Czy moje warunki wam odpowiadają? - Zatrzymała się na chwilę, obrzuciła wiedźmina i kapłankę spojrzeniem. - Jeśli tak, to przejdźmy do konkretów. Rozumiem, że moja rola w chwili obecnej ograniczy się do otworzenia portalu i upewnienia się, że przejdzie przez niego dziewczyna, wiedźmin, czarownik, elfka i oczywiście ja. A jak sytuacja zacznie robić się nieciekawa, użyczyć moich zdolności, by doprowadzić do sytuacji, w której wymienione osoby się tu ponownie znajdą. Czy dobrze rozumiem?

Może najwyższy czas zastanowić się nad utworzeniem Kapituły i Rady Czarodziejów. Ktoś do cholery powinien prawnie regulować poczynania samowolnych magików. Obecnie na porywacza mogli co najwyżej nakrzyczeć za niemoralne zachowanie, które nie powinno mieć miejsca. Mogą odwołać się do etyki zawodu, co byłoby całkiem zabawne, i obyczaju społecznego. Najwyższy czas, żeby coś z tym zrobić. Teraz za karę mogli mu ewentualnie naszczać na buty. Albo, co było całkiem prawdopodobne, zastosować cichy samosąd. A przecież jeszcze nie tak dawno przykładnie by go skazano. Oficjalnie i zgodnie z prawem. Nie to, co teraz.

Offline

 

#43 2015-03-10 14:59:17

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Re: Chram Melitele

Najbardziej przypadkowa i niechętna członkini omawianego trójkąta, tudzież piąte koło u wozu, aż do tamtej pory słuchała hardych, twardych i zapartych wymian zdań zdecydowanie mniej niż więcej, wywalając język lub gimnastykując ramiona w obelżywych manewrach za plecami wiedźmina z każdym słowem, którego nie znała oraz skutecznie unikając bezpośredniej konfrontacji wzrokowej z przełożoną chramu. Według kilku nieprzychylnych plotek ruda elfka mogła być domniemana winną zniknięcia z apsydy jednego rytualnego lichtarza w samym środku piątkowej nieszpory. Wcale wygodnie było jej w sferze domniemań.

Retoryczne pytanie czarodziejki zasiało ciszę w modlitewni oznaczającą ni chybi zgodę, zaś cisza zmusiła Marie do podsumowania sobie nakreślonego w ferworze pretensjonalnych słów oraz gestów planu działania. Marie zmarszczyła tedy brwi i nosek.

Chyba się po łbach z końmi kopaliście, jeśli myślicie, że się dam na długość kija podejść waszym zasranym teleportem — oświadczyła zwięźle. Spodziewała się pogardliwego spojrzenia wiedźmina i natychmiast zgięła łokieć w bardzo dosłownym przekazie, który wywołałby panieński rumieniec nawet na gębie kransoluda, nawet szewca albo poborcy lichwy. Były na świecie gorsze rzeczy, niźli pogardliwi wiedźmini. Teleportacje. Wypaczenia, rozszczepienia, wylądowanie na środku chędożonej pustyni albo rzycią na szpicy wieży. Czarnoksiężnicy, czarodziejki. Nawet pierdolonym kapłankom nie można już było ufać. — Zgodziłam się iść z dobrej woli. Do kata, IŚĆ. I pójdę, psiakrew, bo wszak nie mam ni krzty wyboru, ale trzymajcie wasze zasrane czary, wasze kuglarskie sztuczki i portale z dala ode mnie, tak? — Elfka łypnęła wrogo, trochę dziko i trwożnie, z ramionami splecionymi na piersi, zaparta plecami o ścianę salki. Bo magia była straszna, tak jak straszny był pogrom, pożoga albo smok. Nie widziała żadnej ujmy w obawianiu się smoka. — Prędzej pojadę do waszego stabilnego occultum na jeżozwierzu, niżeli się, kurwa mać, teleportuję.

Musieliby ją przymusić. Ciągnąć za buty i odrywać od framugi. A Kotna miała wyjątkowo brzydkie przeczucie, że w całej ichniej paplaninie o odpowiedzialności, prawach, Kapitułach, sprawiedliwych pomstach oraz odsieczach magicznie spaczonym dziewkom, na ostatek tym właśnie miała cała farsa miała postanąć. Odrywaniem ludzi od framugi. Teraz mogła najwyżej nie sprzedać tanio skóry. Albo uciekać, ale wcale nie chciała się przekonywać, z jaką prędkością śmigały w powietrzu pioruny kuliste, ani czy wiedźmini biegali jeszcze szybciej.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#44 2015-03-15 23:22:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Przeczucie jak zawsze nie myliło Alys. Katary.- Pomyślał wiedźmin od razu poprawiając się w myślach choć wątpił by kapłanka czytała go w tym momencie. Uczynił to wyłącznie by uszanować jej prośbę. I przede wszystkim dlatego by przypomnieć sobie samemu, że coś pomiędzy nimi skończyło się po raz kolejny. Choć po prawdzie nawet wtedy, kiedy obydwoje byli młodsi nie zdążyło nawet zacząć się na dobre.
Tak czy srak bladolica czarodziejka przedstawiona mu jako Mistrzyni Re Vaard zgodziła się pomóc niemal bez wahania. Miała warunki a jakże, widać też było, że schlebia jej być proszoną o pomoc przez dyletanta i profana takiego jak on zwłaszcza, że dyletant wolałby usiąść gołym tyłkiem na jeżu niż prosić kogoś z dawnego bractwa o pomoc. Bractwa z którym wszak miał sporo w przeszłości związków o rozmaitym charakterze z czego zdecydowana większość pozostawiła trwały ślad nie w miłych wspomnieniach a na skórze i klindze ostrza ze stopu stali syderytowej z domieszką dwimerytu.

W porównaniu z całą resztą białowłosa czarodziejka o wyglądzie osobliwym nawet jak na czarodziejkę mogła uchodzić za świętą. Kto wie, może nawet męczenniczkę. Wiedźmin w porę zapanował nad twarzą by nie objawić uśmiechu wywołanego przez tak niedorzeczną myśl.

- Sram na sprawiedliwość.- Odrzekł czarodziejce wiedźmin wyjątkowo sprzeciwiając się odwiecznym mądrościom wypisywanych przez żaków na murach. To jej siostry, zemsty pożądał teraz najbardziej. Chciał dać przykład terroru nawet jeśli miał on odbyć się przed niewielką publicznością składającą się z kilku przy nim obecnych oraz koronera, któremu ewentualnie dane będzie odnaleźć ciało. Ewentualnie. - Ale weźmiemy go żywcem jeśli to będzie możliwe. Celem interrogacji.- Choć było to słowo którego nie powinien znać miał okazję słyszeć je wielokrotnie podczas pracy dla służb specjalnych. Zwykle używano go tam w charakterze eufemizmu określającego robotę na warsztacie w sali tortur.


- Dziewczyna.- Powiedziała w końcu Matka Katara składając dłonie i podchodząc bliżej. - Zostanie otoczona dyskretną ochroną. Zgodzę się ją ekranować ale wyłącznie pod moim nadzorem i współpracą. Bez alarmowania reszty konfraterii i niepotrzebnego rozgłosu. Względem zaś wdzięczności...- Starsza kapłanka zamyśliła się spoglądając na ogród przez jeden z witraży. - Zapasy świątyni są do waszej dyspozycji. Mówię tutaj o naszym herbarium, gwarantuję, że spora część tutejszych okazów może okazać się wam użyteczna. Jeżeli sytuacja stanie się mało interesująca... Czcigodna Katara powoli przeniosła swoje spokojne wejrzenie na charakternika. - Wiedźmin zadba o wasze bezpieczeństwo ryzykując życiem i zdrowiem. Możecie nim dysponować jak zaprogramowanym golemem. Zezwalam i gwarantuję wam to.

Golem skrzywił się krótko z wyraźnym niesmakiem. Bo choć przywykł do podobnych porównań to zawsze miał ochotę demonstracyjnie spluwać kiedy słyszał je po raz kolejny. Niestety spluwanie na terenie poświęconej ziemi zostało mu programowo zabronione.

Gdy odezwało się piąte koło u wozu wiedźmin z wielką przyjemnością zechciał skorzystać z okazji i dać upust swojej niechęci karcąc ją po raz kolejny. Wyciągając dłoń w kierunku jej twarzy zamierzał uśpić ją znakiem lub zgnieść jej wścibski nos między palcami. Zanim zdecydował które z tych dwóch Katara powstrzymała go ruchem dłoni. Sądząc po stłumionej klątwie i krótkiej wibracji Mocy, będącej czymś więcej niż samym tylko gestem.

- Nie wiem za jakie grzechy biedne dziecię los związał cię z tym o tutaj ale obiecuję ci, że wynagrodzę ci wszelką udrękę związaną z pokutą przez którą przyszło ci przechodzić.- Odezwała się nad podziw łagodnie i cierpliwie kapłanka zwracając się bezpośrednio do rudej elfki. - Zaczynając chociażby od ofiarowania ci trybularza i vasculum, których zapomniałaś zabrać razem z lichtarzem. Prawdę powiedziawszy nigdy nie znosiłam tych bibelotów, dostałam je w prezencie od jednego z tych nawiedzonych durniów z kościoła wiecznego ognia. Bogini nie potrzebuje podobnych zbytków a oficjalnie nie mogę ich wyrzucić.- Dodała szeptem nachyliwszy się ku dziewczynie.

- Czarodzieja też możesz oskubać. Jestem pewien, że znajdziemy jakiś bibelot w jego kolekcji. Zdajesz się za nimi przepadać.- Podchwycił szybko wiedźmin który zwyczajowo słyszał wszystko pomimo obniżonych głosów.

Offline

 

#45 2015-03-18 23:27:44

Taudiel Re Vaard

Dezerter

Re: Chram Melitele

Patrząc na wiedźmina i kapłankę Taudiel zaczęła zastanawiać się, co też może bądź mogło ich łączyć. Mogłaby zapewne czytać wiedźmina bez większych kłopotów, ale póki co nie chciała odbierać sobie przyjemności, jaka płynęła z czystej, nieskalanej magią dedukcji podpartej licznymi, oby jak najsłuszniejszymi, domysłami. Matka Katara, co widać było wyraźnie po jej twarzy, do najmłodszych nie należała. Prawda jest jednak taka, że zaprogramowany golem również nie. Wiedźmini, podobnie jak czarodzieje, starzeli się znacznie wolniej. W wieku blisko stu lat mogli sprawiać wrażenie, jakby dopiero co przekroczyli czterdziestkę. Mężczyzna mógł więc być w wieku kapłanki, a może i nawet nieco starszy. Z pewnością ta dwójka znała się wystarczająco długo, by pozwolić sobie na pewne spojrzenia czy słowa, które wybaczyć można tylko starym przyjaciołom. Starzy i dobrzy przyjaciele? A może coś więcej? Może kiedyś. Teraz już nie. Ale głęboka zażyłość między nimi pozostała.

Z rozmyślań, dedukowań i domysłów wyrwał czarodziejkę protest rudowłosej elfki. Wzięła głębszy oddech i pozwoliła kapłance zająć się rozwiewaniem wątpliwości. Sama spojrzała na mężczyznę z uśmiechem, o którym ciężko było powiedzieć coś ponad to, że na pewno nie jest szczery.

- Uroczo - mruknęła w odpowiedzi na wypowiedź wiedźmina. - Korzystając z twoich jakże elokwentnych zwrotów, gówno mnie obchodzi sprawiedliwość. Znacznie bardziej interesują mnie konotacje jakie ów osobnik posiada i ich implikacje. Mniemam, że jednak nie jesteś głupi, choć mam wrażenie, że usilnie starasz się mnie do tego przekonać, i domyślasz się, co mogą oznaczać potężne kontakty u czarownika porywającego Źródła? A Edyty i Kapituły nie są do wymierzania sprawiedliwości, tylko do trzymania pewnych niebezpiecznych skurwysynów w ryzach. Czy teraz mamy jasność, skąd moja zachcianka interrogacji?

Wiedźmini to jednak urocze istoty. Choćby chciał musiał podczas szkolenia wykazać się odrobiną inteligencji. Jeszcze większą jej dozą, by zaufała mu osoba taka jak Katara. A on postanowił udawać głupiego. Zaprogramowany golem, psia jego mać.

- Jak sobie życzysz. - Spojrzała na kapłankę, jeśli zajdzie taka potrzeba, nikt, czy to Katara, czy Chapelle, nie powstrzymają jej od krótkiego raportu w następnym liście do Sabriny. - Dziewczyna będzie mogła zdecydować, co ma się z nią dalej stać. Przynajmniej w granicach rozsądku. A za ten sposób okazania wdzięczności podziękuję i przyjmę z przyjemnością.

Herbarium. Świątynne herbarium. To robiło wrażenie. I otwierało tyle możliwości. Chramy Melitele słynęły z hodowli roślin z całego świata. I Taudiel miała mieć dostęp do nich wszystkich. Ileż ta wdzięczność potrafi zdziałać. Nawet kapłanki wpuszczają magów do swoich świątyń.

- Postaram się nie narażać zanadto waszego zaprogramowanego golema. Szkoda by było nie usłyszeć więcej jego zgryźliwych i jakże celnych uwag. Jak powszechnie wiadomo, nikt nie sprawia większych niespodzianek i rozczarowań niż golemy, których to zachowania i plany znamy tak dokładnie. A smutno  byłoby tak nigdy się już więcej nie zdziwić, nieprawdaż?

Spojrzała na wiedźmina i zaczęła się zastanawiać, czy jego szacunek do kapłanki jest wystarczającym gwarantem bezpieczeństwa?

Offline

 

#46 2015-03-19 20:57:02

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Re: Chram Melitele

Kotna zaburczała, wydęła usta, zacisnęła ramiona na piersi. Twarz jej była zasię odbiciem bitwy rozsądku z beznadziejną pazernością. Prosta życiowa dewiza elfki, która do tej pory pomagała jej podjąć właściwą decyzję w znakomitej większości niejasnych sytuacji — idź, gdzie dają i spieprzaj, skąd biją — tym razem doprowadziła ją do rozterki i dysonansu na skraju wytrzymałości emocjonalnej. Dawali jej kij. Kij miał dwa końce. Jeden koniec w postaci rozerwania teleportem albo trafienia piorunem przez czarnoksiężnika był krwawy, niesympatyczny, ale drugi aż uginał się od ciężaru zdobnego trybularza i rzeczy tak cennej, że Maria nie potrafiła powtórzyć jej nazwy. Oraz od czarodziejskich bibelotów. Maria znała w Novigradzie punktu skupu i sprzedaży bibelotów, w których te czarodziejskie były wyjątkowo chodliwe. Tak chodliwe, że kiesa jej puchła u pasa na samą myśl. A głowa nad wyborem.

Pamiętaj o koniu, Maryjka, powiedziała sobie w myślach. Przyjdzie zima i nie wypasiesz klaczy na trawce. A za lichtarz dostałaś ładną sumkę, pamiętasz? Wcale ładną. Myśl, Maryjka. Bądź dzielna i myśl o pieniążkach. Jakoś to będzie, jakoś sobie poradzisz. Schowasz się za wiedźminem. To tylko magia. Troszkę magii. Psiakrew.

Zajęczała rozpaczliwie, dając do zrozumienia, co myślała o zadziwianiu się zaprogramowanymi golemami-niespodziankami. Popatrzyła na golema i popatrzyła na kapłankę, nieco bardziej podejrzliwie. Albo kapłanka miała bardzo dobry dzień — w co Kotna miała śmiałość wątpić, zważywszy na dobór zgromadzonej w modlitewni kompanii — albo elfka wdepnęła nieświadomie w taką kabałę, że nawet w najgorszej jędzy Novigradu wzbudzała już tylko niepożałowaną falę litości.

Pójdę — wymamrotała. Łypnęła spode łba. — Znaczy, teleportuję się, do kata. Jeśli muszę. Zaraza.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#47 2015-03-24 14:03:12

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

W porównaniu z czarodziejkami nawet monstra takie jak wiedźmini mogły uchodzić za urocze istoty, był to niezaprzeczalny choć często zapominany fakt.

- Tak, mamy jasność.- Nie siląc się na uśmiech odpowiedział zdawkowo i niemal od razu z grzeczności tylko nie zagłuszając komentarza o zasadności i celu istnienia edyktów zgryźliwą lub celną uwagą.  Wielka szkoda bo miał kilka niezłych.
O konotacjach i implikacjach pomyślał również, a jakże, być może nawet wcześniej od szacownej Tau, która postanowiła mu to teraz wielkodusznie uświadomić wypisz wymaluj ucząc dziada jak charchać. Nie miał nic przeciwko interrogacjom, chyba, że przeprowadzanym w obecności osób z byłego bractwa. Konotacje i implikacje miały to do siebie, że zwykły mnożyć się jak wszy w kożuchu oraz wędrować tam gdzie nie powinny. Wskazując powiązania z przeszłością i objawiając rzeczy, których wolał nie objawiać. Zwłaszcza komuś nazbyt domyślnemu.

Po czarnoksiężniku przyjdzie kolej bym sprawdził i ciebie bladolica. Najpierw obowiązki potem przyjemności.- Pomyślał poprawiając ułożenie miecza na plecach.- Jeśli rzecz jasna wyjdziemy z tego żywi.
Wyjdziecie, powiedział obcy głos w jego głowie. Na tyle obcy by nie mógł być jego własnym.
My, może. Pomijając nawet całkowity brak planu i przygotowań. Jestem w końcu profesjonałem, czarodziejka też nie wypadła krowie spod ogona a ryża... To diablę przypuszczalnie z niejednego pieca kradło chleb. Ale dziewczyna?
Żyje. Miała dostatecznie dużo czasu, oni najpierw zawsze dużo gadają, powinieneś wiedzieć.
Wiem. Przestań mnie czytać Alys, skoro odstawiłaś alraunę zachowuj się na tyle lat na ile wyglądasz.

- Połączenie jest stabilne!- Świetlisty obrys z pulsującą wewnątrz nicością identyczny z tym niedawno zamkniętym przed świątynią pojawił się przed nimi powoli rozszerzając się niczym wyrwa w rzeczywistości. - Teraz albo nigdy. Bogini czuwa nad wami.

- Niewątpliwie.- Przytaknął wiedźmin podchodząc jako pierwszy, krótko zerkając na białowłosą czarodziejkę. Mimo wszystko wolał by to ona czuwała nad nim. A przynajmniej ubezpieczała tyły.

- Trzymaj się blisko mój talizmanie.- Powiedział do mijanej elfki zgarniając ją pod ramię i wręczając puginał o wąskim ostrzu. - Ani się obejrzysz a będzie po wszystkim.

Wchodząc w wyczarowany przez kapłankę portal nie wiedział jeszcze jak bardzo się myli.


[Kontynuacja]

Offline

 

#48 2016-11-28 18:38:01

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Przestraszona postępkiem brata Lotta krzyknęła coś i bardzo chciała rzucić się na pomoc skatowanemu młodzieniaszkowi, ale... Ale co? Nie, właściwie nie umiała później do końca wyjaśnić, dlaczego pozostała bierna i po prostu odwróciła głowę. Musiał być to chyba wpływ zwodniczo łagodnych słów, gestów i uśmiechów Tiberta, który prędko zasłonił jej ten nieprzyjemny widok rozlewającej się krwi i stanowczo powiódł ją spod pracowni alchemika w stronę chramu Melitele, nie pozwalając oglądać się za siebie.

Dlaczego on taki był? Dlaczego miał w sobie tyle agresji? Młodej poetce nie mieściło się to w głowie. Ledwo się spotkali, a już leżą wokół nich same trupy, poczynając od najniewinniejszego ze wszystkich Gawrona, biednego śpiewaka, który zapewne nigdy w życiu nie zrobił nawet nikomu krzywdy. Burza znów przypomniała sobie pogrzeb, jaki mu sprawili – jemu i Jakertowi – w brzozowym zagajniku za miastem. Właściwie namiastkę pogrzebu. W zagajniku, nie na cmentarzu, jak należy, a i nawet to musiała na Tibercie i jego kolegach wymusić. Gdyby im nie kazała wykopać tych dwóch grobów, gdyby nie popatrzyła na nich tymi swoimi oczami, których się bali, to pewnie najchętniej zostawiliby zwłoki na śmietniku, jakby to nie była w ogóle ich sprawa. Tylko jej jednej przeszło przez myśl, by obydwu zabitym chociaż zamknąć oczy i podarować po symbolicznej monecie na drogę, a potem przysypać mogiły kamieniami, by ciał nie odkopały dzikie psy. Przygrywając niezdarnie na lutni Ijona, pożegnała obydwu balladą o odlocie jaskółek, najsmutniejszą jaką znała, a kosmyk rudych włosów przyjaciela, przewiązany wstążeczką, przechowywała od tamtego czasu pomiędzy kartami swojej ulubionej książki.

Z Zachodniego Bazaru brat i siostra wędrowali ku Nowemu Miastu długo i bez pośpiechu, sporą część drogi przebywając w milczeniu. Dopiero gdy zarysowała się przed nimi ciemna ściana parku, skrywającego w swym sercu świątynię, Burza odważyła się odezwać. Tyle czekała, by wreszcie porozmawiać ze swoim cudownie odnalezionym bratem, a teraz, kiedy wreszcie byli sami i mieli spokój, nie wiedziała, od czego zacząć.

Zaczęła od końca.

— Kto to był, tam pod magistratem? Dlaczego mu to zrobiłeś?


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#49 2016-12-05 02:30:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele


Jechali stępa, jeden za drugim, sześciu jeźdźców i dwa trupy. Pospiesznie sformowany pogrzebowy korowód, którego powód, ubrany w skrwawioną, odświętną sukienkę dosiadał dropiatej klaczki idącej strzemię w strzemię z Myszą Tiberta. Jechali z południa, od strony bramy zamkowej, bezmyślnie i ryzykownie, unikając schwytania za sprawą szczęśliwych znaków na niebie i tych rzuconych na strażników warty przez młodego wiedźmina. Jechali, dopóty twarda nawierzchnia wiodącego do miasta traktu nie ustąpiła mokrej ziemi i pokrywającemu ją miękkiemu dywanowi ściółki. Gdy okolica wydała się odpowiednio odludna, zsiedli z koni i wzięli się do pracy. Kopali, unikając patrzenia dziewczynie w oczy. Woleli patrzeć na dłonie jej brata, których bali się jeszcze bardziej. Bo chociaż nie był to ich pierwszy raz ani las, nikomu nie uśmiechało się kopanie dodatkowych dołów. Sprawiwszy się, wrzucili do środka obydwu poległych, przysypując mogiły kamieniami.

Nagrobek kotowi – pomyślał wtedy Bert, spoglądając w dół, na białe i pokrzywione ciało swojego niedawnego mistrza, przypominając sobie ukrytą i zapomnianą mądrość starych podań.

Półtorak za utopca.
Za wąpierza grosze cztery.
A nie tykaj człeka ni elfa.

Młody kot parsknął, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej drobną monetę, wypuścił ją z dłoni, pozwalając jej spaść na dół.

Gdybyś ty, stary kocie na upiorach przestawał. Gdybyś tylko trzymał się z dala. Nie skończyłbyś tutaj. W połowie czasu swego życia straciwszy z oczu szlak nieomylnej drogi. Swój wiedźmiński Szlak. Ten, na który tak bardzo samemu chciałeś mnie zawrócić. Miecz przeznaczenia faktycznie ma dwa ostrza. A jego drugim, obok śmierci, jest ironia. Ochrzczony w ogniu, a pogrzebany w ziemi, w której ucztować będzie na nim robactwo. Koniec godny przybłędy. Moja w tym sprawa i zasługa, żeś trafił na śmietnik historii. Kolejny porzucony na nim upiór przeszłości. Przeszłości, której najlepiej poderżnąć gardło i głęboko zakopać.

Posłuchał piosenki siostry, samych słów wyłapywanych z osobliwej i drażniącej jego ucho kakofonii wibracji i rezonansów, niemającej nic wspólnego z muzyką i rytmem krzyżujących się ostrzy. Mimo to ich sens ulatywał mu niczym same jaskółki. Ptaki symbolizujące odrodzenie. A przede wszystkim nadzieję.

Bert skrzywił się zauważalnie, spluwając. Nienawidził tej suki. Osierociła go dawno temu, a on w odwecie porzucił ją w dniu swojej Próby. Razem ze wszystkimi, którzy wchodzili razem z nim.
Nie szkolili ich na bohaterów. Mieli być zawodowcami.

Dziwił się swojej siostrze. Dziwił tym bardziej że jaskółki, na które przychodziło jej patrzeć, zawsze latały nisko.

Tibert odwrócił głowę, spoglądając w dal, na odległą łunę miasta, na swoją siostrę, na cel który im przyświecał. Nastał wiosenny zmierzch. Otwierano tawerny, ludzie powoli wylegali na ulice, szukając ulotnych chwil, poznając się i zapominając, tętniąc i rozlewając się w samym sercu cywilizacji niczym krew pompowana przez arterię. Młody wiedźmin czuł się dziwnie lekko, w jednej niepowtarzalnej dla siebie chwili zadumy przepełniony radością, jaką daje taniec z mieczem, smaku zwycięstwa a nade wszystko rozkoszą polowania. Nad Novigradem zapadała noc i właśnie to dodawało mu otuchy.

Znajdowali się nieopodal chramu. Siostra spytała go o coś. Odpowiedzi na pierwsze pytanie udzielił jej z miejsca.

— Handlarz narkotyków.

Po drugie, musiał wrócić pod zagajnik pod miastem. Nie był do końca pewien, ale odpowiedź miała związek z uczuciem, które towarzyszyło mu podczas „pogrzebu”. Uczuciem, które wróciło pod magistratem. I jeszcze wcześniej, wtedy gdy kawałek po kawałku skrawał Franza do kanału, powodowany naukową ciekawością, zaczynając od nosa, chcąc obejrzeć jego przekrój u kogoś, kto regularnie zażywa fisstech.

Bo kocham cię nad życie, Lotko! — oznajmił i roześmiał się perliście. Kłamał. To była miłość nad więcej niż tylko jedno życie.

Pora na moje pytanie — powiedział, zawracając w marszu, z uśmiechem na twarzy, podchodząc w jej stronę.

Czy w Aretuzie poddali cię sterylizacji i wyjaśnili, jak aktywnie magiczne Źródła reagują na halucynogeny? — wysoki but z klamrą nastąpił na jej stopę, a twarz brata znalazła się tak blisko, że omal nie zderzyli się czołami. Upadłaby, gdyby nie to, że w tym samym momencie jego ręka wystrzeliła, by złapać ją za ramię i nie pozwolić na to. — Muszę wiedzieć, jeżeli zamierzasz pieprzyć tu wszystko, co się rusza i częstuje cię działką.

Dłoń w skórzanej rękawicy ścisnęła jej policzki jak obcęgi, przywodząc twarz do ogrodzenia, za którym znajdowała się świątynia. Dobywana klinga syknęła głośno i niecierpliwie.

— Powiedz mi, siostrzyczko. Moja posrana siostrzyczko-idiotko — cedził jej brat, przez wyszczerzone w nieładnym grymasie zęby, wskazując ostrzem na dormitorium kapłanek. — Powiedz mi, albo schowam miecz, dopiero gdy urządzę małym adeptkom szlachtuz, przy którym masakra w Iello zostanie uznana za towarzyski nietakt.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-12-05 02:58:26)

Offline

 

#50 2016-12-08 01:04:09

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

— Zaraz zaraz. Po kolei. I co, że handlarz narkotyków? To wszystko? To powód, żeby go skatować? — Burza zmrużyła oczy, niezupełnie rozumiejąc. — O co ci tak naprawdę chodzi?

Wbrew sytuacji ona także czuła się lekko, głupio lekko, idiotycznie beztrosko. A sprawcą tego stanu mógł być wyłącznie ten pachnący wiosenny wiatr który uderzał twarze nocnych wędrowców i niósł ze sobą uczucie przedziwnej, dzikiej wolności. Uczucie bardzo cielesne i namacalne, a jednocześnie nierzeczywiste. Tak bardzo sprzeczne z owym strasznym napięciem, jakie istniało pomiędzy rodzeństwem a całą resztą świata.

— Wiesz co, nie pamiętam, czy wyjaśnili, niezbyt dobrze mi szło w szkole! Może ty mi powiesz, jak jesteś taki strasznie mądry? Zejdź z mojej nogi i zabierz tę rękę, bo to boli, kretynie.

Lotta ze złością rąbnęła bliźniaka łokciem w brzuch. Zaraz jednak zrobiło jej się z tego powodu strasznie głupio. Przecież to był jej ukochany brat, największy skarb, najbliższa osoba. Przeprosiła. Ucałowała. Przytuliła. Zaczęła mówić powoli i ze spokojem, nawet prawie nie kłamiąc, tylko troszeczkę naginając fakty.

— I nie, niczemu mnie nie poddali, jeśli chcesz wiedzieć. Uznali, że nie jestem żadnym Źródłem i to wszystko to tylko jedna wielka pomyłka. Za to twój mózg — dodała ze skrzywioną miną, nagle na powrót zaczynając się gotować ze złości i podnosząc głos — twój mózg to ci wiedźmini chyba gruntownie wysterylizowali, co? Może nikt ci tego nie wyjaśnił do tej pory, ale nie możesz urządzać przypadkowym ludziom rzeźni za każdym razem, kiedy coś ci się nie podoba! Stary, znajdź sobie może dziewczynę, bo ci odbija! Myślałeś o tym?! A kogo ja zamierzam pieprzyć, to nie twoje zmartwienie, Tibert.

Cóż, prawdę mówiąc niepokój młodego wiedźmina był uzasadniony, bo jego rozchwiana emocjonalnie siostra była aktualnie gotowa przespać się z całą jego bandą koleżków-zakapiorów, pojedynczo lub w większej kompanii, gdyby tylko miała dzięki temu cień szansy, by znów zobaczyć nad sobą parę tamtych żółtych kocich oczu.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.narutoshinobifighterz.pun.pl www.fragnatic.pun.pl www.grad.pun.pl www.esperanna.pun.pl www.shaman-king-forever.pun.pl