Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:57:14

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Puszcza

http://oi59.tinypic.com/2nlxxjr.jpg


Las — te jego ostępy, które ostały się i oparły wyrębom — od zawsze budził w mieszkańcach Novigradu niepokój. Tajemnicze dla mieszczucha dźwięki oraz odgłosy żywej głuszy, cienie i przemykające sylwetki zwierzyny pobudzały wyobraźnię do najupiorniejszych domysłów. Otaczająca Novigrad knieja jest stara. Bardzo stara. Wiele sękatych, szerokich pniami na okrągłość ucztownego stołu drzew pamięta czasy, kiedy szum ich pobratymców rozbrzmiewał w miejsce ludnego grosu. Puszcza trwa przez karczowania, przez wycinki i wybieranie chrustu z jej obrzeży, przez cwały i szarże za Wiewiórkami po miękkim poszyciu z mchu oraz liści, przez tratowanie jej jarów i wąwozów. W głębi lasu najstarsze drzewa swoimi koronami nadal przysłaniają światło dnia, a dzikie zwierzęta przemykają w ich cieniu.

Puszcza trwa i puszcza nie przebacza śmiałkom. W jej gęstwiny odważają się zapuszczać jedynie elfy oraz ci, którzy wierzą, że znają ją niemal tak dobrze, jak ona zna ich — nawet ci pewnego dnia po prostu się przeliczają, po prostu się mylą i wychodzą w las ostatni raz. Wilki wielkie jak bydlęta, lesze i syczące w matowiach boruty, czarcie kręgi straszące konie... Czyich pleców nie dosięgnie opierzona szaro strzała Scoia'tael, tych pewnikiem nie przegapi przycupnięta na gałęzi drzewa bruxa lub oszalały w pełnię likantrop. Starsi mieszkańcy Vizimbory w zimowe wieczory bajają o upiorach z Kurhanów, snujących się między pniami, mrożąc i ścinając lodem ziemię. Mroczne legendy podsyca płomień prawdy — nim ludzie obłapili północne ziemie na dobre, stara knieja wiele razy była świadkiem masakr dokonywanych w pogromy na uciekających nieludziach, a wierzby nad stawiskami podobno czasem w noce płaczą nad rozlaną na ich korzenie krwią...


Opis na podstawie opracowania Saliny.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-09-20 21:41:35

Octris

Dezerter

Re: Puszcza

Octris przebywał w drodze od wielu dni. Nie pamiętał już kiedy ostatnim razem odwiedził jaką gospodę czy też karczmę. Przecież doskonale wiedział, że w takich miejscach często mają jakieś infornacyję o potworach, które w okolicy podobno bytują. Jednak te przybytki, które mijał albo opuszczone były, albo załadowane po sam dach, a ich właściciele o żadnych dziwnych czy też niebezpiecznych stworzeniach nie słyszeli. Octris zaczął się zastanawiać co też się stało, że potwory, jak ludzie ciemni nazywali stworzenia, których natury do końca zrozumieć nie mogli, specjalnie się pochowały i nosa nie chcą wściubić na światło dzienne gdyż na jakiego wiedźmaka mogą się napatoczyć. Mężczyzna jednak wiedział, że mężów o jego profesji również niewielu pozostało więc i pracy powinno być więcej. Jednakże jak na razie o żadnym zleceniu nie usłyszał. Jechał więc dalej często dając swojemu rumakowi odpocząć by nie musiał nosić jego ciężaru na grzbiecie. Zmierzchało już gdy nagle na drodze, którą podróżował Octris, coś zamajaczyło. Jednakże odległość była dość spora, a wiedźmin nie przyjrzał się dokładnie co tak naprawdę dostrzegł. Przyśpieszył więc z lekka i dotarł do miejsca, gdzie wydawało mu się spotkać jakieś stworzenie czy też człeka, jednak to co zobaczył przeszło jego pojęcie. Na drodze zauważył rozciągniętą postać człeka, który krwawił i był dość mocno poszarpany. Rany, które leżący mężczyzna miał na swoim ciele zwiastowały atak mantikory, jednak samego stwora Octris na razie nie widział.

Offline

 

#3 2015-09-21 17:21:12

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Puszcza

Wiedźmin podróżował samotnie a ścieżkę, którą obrał trudno było zaliczyć do królewskich traktów. Przebiegająca skrajem puszczy, wyjeżdżona między gęstwiną dróżka nie była jednak zupełnie nieuczęszczana o czym łowca potworów mógł się przekonać natykając na trupa po niecałych pół godzinach jazdy połączonej z marszem. Denat był średniego wzrostu  ludzkim mężczyzną w sile wieku. Ubranym w pozostałości po luźnym, sznurowanym kaftanie i maskującej opończy. Leżał na ściółce, rozciągnięty nieopodal przydrożnego rowu godząc w korony drzew nabiegłymi od krwi białkami, ciągle jeszcze wilgotnymi. Cokolwiek go zaatakowało, zrobiło to niedawno, jasna, tętniczna krew z rozerwanej szyi jak i ciemniejsza, pochodząca z rozprutego brzucha nie zdążyły jeszcze dobrze zaschnąć.
Brak samej mantikory, który każdy normalny człowiek powitałby z największą ulgą Octrisowi wydał się wyjątkowo nie na miejscu. Mając już do czynienia z tymi stworami wiedział, że nie porzucały zazwyczaj swoich ofiar ledwo je wybebeszając. Drgający na piersi medalion dawał o sobie znać choć zdecydowanie zbyt słabo biorąc pod uwagę okoliczności. Stwór, którego podejrzewał jako sprawcę niedawnego zajścia na pewno okazałby się bardziej terytorialny. Przynajmniej na tyle by zostać przy padlinie i skorzystać z okazji by zakosztować mutanta w charakterze drugiego dania.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-09-21 18:24:29)

Offline

 

#4 2015-09-23 18:51:32

Octris

Dezerter

Re: Puszcza

Octris przykucnął nad trupem i zaczął studiować jego rany. Dla niego właśnie tak zachowywała się i tak atakowała Mantikora. Jednak już samo to, że potwora porzuciła truchło zabitego człeka nie zwiastowało nic dobrego. Zastanawiał się co mogło spowodować takie zachowanie u stworzenia. Jedyne rozwiązanie jaki mu przychodziło do głowy było równie potworne co logiczne. Lecz oględziny ciała zabitego nie dały jasnej odpowiedzi na nurtujące wiedźmina pytania. Oczywiście wiedział, że istniała jeszcze jedna możliwość. Mantikora mogła wojować z człekiem i gdy poradzić sobie nie mogła wbić mu swój kolec jadowy w ciało. Wówczas tłumaczyłoby to  zostawienie przez stwora zewłoka, lecz to nie zwalniało wiedźmina z czujności. Podniósł się z klęczek i nasłuchiwać zaczął. Miał nadzieję, że może coś usłyszy. Chociaż zastanawiał się czy zwykły szum nietoperzych skrzydeł Mantikory coś mu pomoże. Potwora z wysoko atakowała i przemieszczała się w locie dość szybko. Także Octris nie tylko wzmógł swoje zmysły lecz również i czujność wyostrzył. Po chwili do mężczyzny nawet dotarło to, że chwilę przed atakiem myślał, że jak tak dalej pójdzie to będzie musiał przeczekać brak zajęcia w wiedźmińskim siedliszczu. Zastanówcie się o co zamierzacie prosić, bo przy odrobinie pecha możecie to otrzymać. pomyślał mężczyzna i wrócił do lustrowania okolicy. Jednak dalej niczego dostrzec nie mógł. Po chwili doleciał do niego jakiś szelest na który Octris lekko wyciągnął miecz, który miał przytroczony na plecach i czekał stąpając dookoła własnej osi co jakiś czas zmieniając kierunek by mu się we łbie nie zakręciło. Ostrze miecza w jego rękach co jakiś czas łapało nikłe światło słoneczne, jakie przebijało się przez drzewa.

Offline

 

#5 2015-09-24 19:10:26

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Puszcza

Oprócz obnażonego gardła i jamy brzusznej wiedźmin okdrył również vulnera morsa- zespół ran gryzionych i kąsanych pokrywających nogi nieszczęśnika od kolan w górę. Obrażania  przechodziły niekiedy w rany szarpane, zwłaszcza w okolicach wewnętrznej strony uda będącego pierwszym źródłem krwawienia co znać było można po najdłuższym i najbardziej sczerniałym śladzie z krwi pozostawionym na ściółce.
Zadowalając się pobieżną nekroskopią jako potwierdzającą jego teorię Octris odstępuje od dalszych oględzin zaczynajac nasłuchiwać i obserwować otoczenie.
Zaalarmowany szelestem dobywa miecza co rusz zmieniając pozycję, w każdej chwili gotowy przyjąć niespodziewany atak.
Podczas jednego z obrotów omal nie potyka się o niewielką klatkę zmajstrowaną ze sztywnego drutu, służącą do polowań na drobną zwierzynę. Zaraz dostrzega też kolejne dwie, porzucone w rowie w niedalekim sąsiedztwie niedawno odnalezionych zwłok.  Poza tym nic się nie dzieje. Niespodziewany hałas w oddalonych zaroślach od lewej strony ścieżki gdzie natknął się na trupa ucichł momentalnie. Wiedźmin pozostał sam wsłuchany w szum hulającego w koronach drzew wiatru i dobiegających z oddali stłumionych uderzeń końskich kopyt zwiastujących, że wkrótce będzie miał tu towarzystwo.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-09-26 14:10:23)

Offline

 

#6 2015-09-26 00:31:42

Octris

Dezerter

Re: Puszcza

Wiedźmin nagle przestał wirować wokół własnej osi. Zauważył ową klatkę, która o mało nie doprowadziła do jego upadku. Po chwili zaczął już więcej rozumieć co jednakże nie mogło wytłumaczyć trupa człeka na drodze. Rany, które wcześniej tak bardzo pobieżnie oglądał, by znaleźć potwierdzenie swojej teorii również zaczynały mieć większy sens, jednakże dale uważał, że tego nieszczęśnika musiał zaatakować jakiś stwór, którego ludzie uważają za coś z rodziny potworów. Nie tylko rany, które widział to potwierdzały ale i przestrach na twarzy trupa. Octris dalej zachowywał czujność i zaczynał się zastanawiać czy nie ma do czynienia z jakowym kłusownikiem, który natknął się na coś, co postanowiło sobie z niego właśnie kolację zrobić. Tylko cały czas pozostawało pytanie. Cóż to mógł być za stwór. Mantikora, którą wiedźmin od początku podejrzewał i brał pod uwagę w swoich rozważaniach, tak mogłaby się nie zachować. Poza tym stał tyle czasu nad truchłem człeka, iże dawno już powinien usłyszeć chociaż szum jej nietoperzach skrzydeł co świadczyłoby o tym, że gadzina powraca. Jednak w puszczy panował spokój co trzeba było powiedzieć napawało Octrisa lekkim niepokojem. Przecież każdy wiedźmin i nie tylko członek tego cechu wie, że przed burzą zawsze jest właśnie takowa cisza. Dlatego Octris jeszcze bardziej wzmógł swą czujność. Dopiero po krótkiej chwili stania bez ruchu i wsłuchiwania się w otaczającą go przyrodę usłyszał uderzenia końskich kopyt. Mógł podejrzewać, że jeźdźcy zbliżają się do niego. Teraz do głosu doszła jedna z cech wiedźmina, która bardzo często zadziwiała innych w jego cechu. Octris szybko ocenił zastaną sytuację i choć wyglądała ona nie ciekawie zawsze mógł się jakoś wytłumaczyć tym, którzy nadjeżdżali. Przecież właśnie panika mogła by go tylko zgubić. Znów klęknął przy ze włoku i zaczął uważnie studiować rozłożenie ran i powoli docierało do niego również, które miejsce było pierwotnym celem ataku. Klęczał z jedną ręką złożoną na rękojeści miecza leciutko wysuniętego z pochwy gdyby konni nie chcieli mu wierzyć na słowo. Wolał dmuchać na zimne niż dać się wziąć na powróz. Nie chciał również walczyć z ludźmi, gdyż wtedy nie był by lepszy od nich ale w obronie własnej mógł zrobić wiele, a i gdyby go taka potrzeba zastała człeka również by zaatakował jeśliby jego życiu chciał zagrozić. Czekał na rozwój sytuacji  klęcząc nad trupem starając się nie zauważać tego, iże owy mężczyzna prawdopodobnie kłusował w tej puszczy.

Offline

 

#7 2015-09-26 16:00:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Puszcza

Cokolwiek zabiło kłusownika musiało być wyjątkowo zajadłe i na pierwszy rzut oka zdawało się dysponować więcej niż tylko jednym garniturem zębów. Wszystko wskazywało na to, że coś pokąsało go w biegu zmuszając do upadku by potem sięgnąć  ku gardłu praktycznie zabijając na miejscu. Brzuch otwarty został już po fakcie, specyfika rany jasno wskazywała na wyżartą wątrobę. Odciśnięty na skórze rysunek kłów- Octris pamiętał to jeszcze z czasów wspólnych polowań z ojcem- przypominał ślady pozostawiane zazwyczaj przez wilcze kęsy. Problem w tym, że nie był to jedyny ślad  jakiego mógł się tu doszukać. Był też inny wzór zębowy, należący do czegoś o mniej wydłużonym pysku i krótszych kłach występujący naprzemiennie z ranami po zakrzywionych pazurach znaczących trupa w różnych miejscach po całej długości uda.

- Tprr! - rozległo się już z całkiem bliska. Trójka  jeźdzców w przeszywanicach  z łukami na plecach ściągnęła lejce, dalej podjeżdżając stępem. Jądący na przedzie mężczyzna o podłużnej twarzy zwieńczonej wydatną szczęką skrzącą się od ciemnego, kilkudniowego zarostu siłą rzeczy dostrzegł go jako pierwszy. Zatrzymując konia zeskoczył z siodła wyciągając zwieńczone zakrzywioną protezą haka lewę ramię w kierunku uzdy wierzchowca by móc go prowadzić. Nim zdążył podejść i wypowiedzieć choćby słowo uprzedził go podążający za nim towarzysz, ogorzały błondas o zakolczykowanym uchu.

- Hej!- Krzyknął zmarszczywszy czoło dostrzegając pochylonego nad martwym kłusownikiem charakternika. - Coś za jeden? Co ty tak z tym...

- Zatknij się Rożen- przerwał mu idący na przedzie potwierdzając swój stopień w hierarchii nie tylko poprzez honorowe miejsce w szyku. - Moja rzecz go wypytać.

Ogorzały żachnął się, spluwając i samemu zsiadając z konia. Jego śladami poszedł również trzeci, dopiero co ukazujący się oczom wiedźmina łysy i pokryty tatuażami drab o karku grubym jak u buhaja. - Ja go znam, to Łopuch. Traper. Bywał czasem w Vizimborze, łowił kuny dla kuśnierza z Novigradu.

-E?- zastanowił się ten nazwany Rożnem mrużąc oczy. - Po mojemu to on na jakiego zbója albo szabrownika patrzy!- ocenił zapominając lub będąc zupełnie nieświadomym faktu, że sam wygląda zarówno na jednego jak i drugiego.
- Mówiłem o trupie.- Podziarany wzruszył ramionami samemu podchodząc bliżej. Trójka jeźdzców zagrodziła łowcy potworów drogę przyglądając mu się badawczo.

- Wiedźmin. Czarownik.- Skonstatował ten z hakiem podchodząc jeszcze bliżej choć z zachowaniem rozsądnego dystansu. - Nie ma potrzeby sięgać po broń, nie mamy wrogich zamiarów.- Zapewnił choć na przekór słowom mimowolnie opierał zdrową dłoń na obciążonym bronią pasie.
- Można wiedzieć co szanowny pan wiedźmin porabia w naszej puszczy? I czego udało mu się dowiedzieć?- dodał skinąwszy głową w kierunku zwłok niegdysiejszego trapera.

Offline

 

#8 2015-09-27 00:44:12

Octris

Dezerter

Re: Puszcza

Octris po dogłębniejszej analizie tego co zastał na miejscu powoli zaczynał zmieniać zdanie. Jednakże wierzyć mu się nie chciało aby likantrop mógł zapuścić się na te tereny. Oczywiście nie widząc stwora, a widząc tylko rany jakie owa potwora zostawiła ciężko było w stu procentach odgadnąć poprawnie co też mogło zaatakować kłusownika. Może to i było dziwne, ale wiedźmin nie czuł do trupa, którego miał przed sobą żadnych uczuć. Nawet nie było mu żal owego nieszczęśnika. Sam uważał, że przyroda, a w szczególności zwierzęta i ich różnorodność jest bardzo potrzebna i ubolewał nad tym czasami, jak ludzie marnują ten niesamowity świat zwierząt jakie żyją na całym kontynencie. Wiedział również, że sam do tego niszczenia się przyczynia ale starał sobie wmówić, że robi to dla słabszych od siebie. Cały czas nie mógł dojść do jednoznacznego wniosku co to za stwór zaatakował kłusownika i jakie stworzenie go zabiło. Podniósł się dopiero gdy usłyszał człowieczą mowę. Odwrócił się bardzo powoli i spokojnie choć cały czas był spięty i gotów do ataku.
- Mości panowie. – rzekł i zatrzymał się w pól słowa. Nie wiedział jak ma traktować owy oddział czy też patrol w przeszywanicach. Już sam wygląd stojących przed nim mężczyzny zwiastował kłopoty, które Octrisowi potrzebne nie były. Przez dłuższą chwilę miarkował słowa i zastanawiał się czy wyrzec całą prawdę czy też coś ukryć. W końcu wreszcie się zdecydował i otworzył usta.
- Wołają na mnie Octris, a z tym mieczem klęknąłem nad tym nieszczęśnikiem by obaczyć jak poważne rany do jego zgonu doprowadziły. – powiedział całą jak na razie prawdę. Po czym zaczął przysłuchiwać się rozmowie mężczyzn. Cały czas kątem oka obserwował ich ruchy i w każdej sekundzie był gotów na atak choć jego pozornie niedbała postawa nie zwiastowała tego w ogóle.
- Zbójem ni szabrownikiem ni też innym zbirem nie jestem. Choć być może wielu ludków mnie za takowego uważać może. W końcu moja profesja prawie taki sam strach wywołuje u prostego człeka jak i u wykształconego czarodzieja. – rzekł choć może nie do końca wszystko co mówił było prawdą. Jednakoż właśnie z takimi reakcjami się spotykał gdy swój zawód, a raczej pochodzenie ujawniał. Dopiero po chwili odetchnął z ulgą gdyż usłyszał z ust jednego z mężczyzn, który na dowódcę tego oddziału czy też hanzy wyglądał.
- Macie rację waćpanie. Jestem wiedźminem jednakże do czarownika mi prawdę mówiąc bardzo daleko. – stwierdził jakoby uściślając wiedzę mężczyzny. Może nie był po ton nauczyciela ze świątynnej szkółki ale wypowiadający te słowa mógł się urażony poczuć choć nie było w gestii wiedźmina go obrażać.
- Co się zaś tyczy ostatniego pytania jakie pan zadał to odpowiedź jest prosta. Otóż szukałem pracy po okolicznych wioskach i siołach lecz jej nie znalazłem więc w drogę dalszą wyruszyłem i na tego truposza się natknąłem. Więc do oględzin przystąpiłem. A co mogę o tym nieszczęśniku, a raczej o jego ranach powiedzieć nie będzie raczej zbyt wielkim odkryciem. – rzekł patrząc nadal na mężczyzn.
- Ustalić mi się udało, że zwierzę, które zabiło tego nieszczęśnika mogło być likantropem jak również mordu mogła mantikora dokonać, a później truchłem wilki mogły się zainteresować. Jedno co wiem z całą pewnością to fakt, że zwierz owy najpierw rozerwał udo tego człeka i pozwolił mu się na śmierć wykrwawić. – wyrzekł tonem spokojnym lecz było z nim i coś z profesorskiej maniery. Może i nie wszystkim taka wypowiedź spodobać by się mogła ale tylko tak dało się wytłumaczyć ślady jakie wiedźmin zastał i mógł u trupa zidentyfikować. O wyjedzonej wątrobie nie wspomniał gdyż ten fakt ludzie w przeszywanicach sami mogli zauważyć. Także w sumie Octris powiedział im wszystko co mógł odkryć w tak krótkim czasie jaki miał na oględziny zarówno miejsca jak i śladów na ciele człeka, który leżał martwy niedaleko niego.

Offline

 

#9 2015-10-02 01:13:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Puszcza

Wszyscy trzej wysłuchali uważnie słów wiedźmina, nie przerywając. Milczał nawet ten ogorzały, dotychczas wyszczekany i nazbyt podejrzliwy. Cierpliwie i bez komentarza, chociaż bez szczególnego zainteresowania przetrzymali też fragment jego przemowy na temat wiedźminów i ich postrzegania w społeczeństwie. Ożywili się natomiast wyraźnie kiedy podzielił się z nimi swoimi spostrzeżeniami na temat znalezionego w dole przy drodze ciała. Wymienione pospiesznie spojrzenia i skinienia, którym towarzyszyły pomruki dowodziły pełnej lub częściowej aprobaty dla jego wniosków.

— Że mogli to być wilcy to jużeśmy swego czasu ustalili. Ale atakują wyjątkiem regularnie, okrutnie zawzięcie i niebezpiecznie blisko ścieżek co drzewiej rzadko się zdarzało. Nie sposobna ich przy tym przyuważyć czy wytropić.

— Próbowaliśmy zastawiać wnyki — wtrącił się mrukliwie łysy. — Ale nie czynimy tego od czasu...

— Mantikora, powiadacie. — Przerwał mu szybko dowódca powracając do głównego wątku. — Dalej mi niż bliżej do eksperta w sprawach wynaturzeń i inszego plugastwa ale swoje wiem i widziałem. Ale mantikory w tej okolicy, nigdy.  Względem zaś lykantropa to po czym właściwie miarkujecie, że mogła być to jego sprawka?

— Likantrof? — zapytał na głos  ten ciemniejszy, spoglądając po towarzyszach.

— Wilkołek. Mężowilk. — pouczył go pokrótce łysy.


— Wygląda na to, że robota sama cię znalazła charakterniku— stwierdził  po chwili przywódca hanzy kiwając głową w zamyśleniu. — Od jakiegoś już czasu patrolujemy okolicę natykając się na trupy takie jak ten tutaj. Stróżujemy puszczę za prośbą i poleceniem starszego nad tartacznikami i wójta Vizimbory. Ochotnicza służba leśna. — Mężczyzna rozluźnił się nieco, podchodząc bliżej. — Nie  jestem też żaden pan ino prosty chłopak z lasu. Możesz mi mówić Iago. Ci dwaj za mną to Rożen i Jukes. Jeżeli sam nie masz nic przeciwko, radzi będziemy twojemu towarzystwu, Octrisie— oznajmił wyciągając ku niemu, wolną dłoń, ze zrozumiałych względów lewą, zanim którykolwiek z jego towarzyszy zdążył mieć coś przeciwko. Rożen nie odezwał się choć zdążył otworzyć gębę w niemym zdziwieniu i proteście. Ten drugi, podziarany, Jukes panował nad twarzą lepiej choć tlące się w jego oczach zimno nie uszło uwagi Octrisa.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-10-22 00:53:11)

Offline

 

#10 2017-10-09 13:34:15

Szpak

Dziecko Niespodzianka

Re: Puszcza

Dla kogoś znającego leśne ostępy, wejście w głąb puszczy było jak wtargnięcie na rynek wielkiego miasta w trackie jarmarku. Bogactwo zwierzyny cechujące tutejszą knieję musiało wynikać z mitów narosłych wokół niebezpieczeństw, jakie czekają każdego, kto ośmieli się przekroczyć linię, za którą wiekowe drzewa wypierają z krajobrazu krzewy i niższe drzewka. Nie oznaczało to jednak, że Galarr nie wierzył w te opowieści. Galarr doskonale wiedział, że nie wszystkie są bajaniem zgrzybiałych staruch. Niejednokrotnie w trakcie swoich łowów natknął się na tropy, których nie potrafił dopasować do znanych sobie gatunków zwierząt. I wówczas rozsądek nakazywał mu zawrócić. W myśl zasłyszanej onegdaj zasady "poluj byś to ty jadł, a nie został zjedzony".

Trop, którym podążał w chwili obecnej był świeży i z całą pewnością bezpieczny. Sarny wszak nie jedzą myśliwych, przynajmniej tam, skąd pochodził. Świeże grudki ziemi dookoła niezbyt głębokich śladów. Średniej wielkości zdobycz, ale to dobrze. Poczciwy Siwek nie będzie musiał się za bardzo męczyć, żeby pokonać resztę drogi dnia dzisiejszego. Mam tylko nadzieję, że trawa na polance, na której go zostawiłem nie przestanie mu smakować. Szukanie konia z sarną na plecach, nie należy do najwygodniejszych.

Rozmyślania przerwał widok zwierzyny, która przemknęła między pniami. Jeszcze zbyt daleko, by oddać pewny strzał. Szpak zamarł w bezruchu. Patrzył i słuchał. Ważne było wszystko. Ptaki na gałęziach, które spłoszone mogą zaalarmować sarnę, zrywając się do lotu. Suche gałęzie leżące pośród runa leśnego, których należało unikać, tak jak zwierzę winno unikać wnyków. Snopy światła słonecznego przepuszczane przez coraz bardziej gęstniejące listowie, w których można było dostrzec powolny taniec pyłków roślinnych. Ileż razy błysk klamry odbijającej promień słońca dał znać zdobyczy o zbliżającym się niebezpieczeństwie?

Przyjdziesz do mnie, czy ja mam przyjść do ciebie?

Ostatnio edytowany przez Szpak (2017-10-09 13:38:05)


Karta Postaci  | Monety: 210 denarów

Offline

 

#11 2017-10-11 03:26:44

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Puszcza

Im dalej w las, tym ciaśniej tuliły się drzewa i wszelkie zarośla. Jeszcze trochę brakowało do zmierzchu, więc krótki spacer nie miał prawa zakończyć się źle. Nijak właściwie, kolejna przechadzka za zwierzyną, bo tam gdzie ślady ludzkiej obecności powoli się zamazywały, swoją kolej losu odnajdywał myśliwy. Niebo było całkiem czyste. Gdzieniegdzie tylko przesunęła się ledwie myśl o białych chmurach, szybko rozwiewana przez spokojne tchnienie natury.

Zauważyła go. Usłyszała wołanie lasu, który jednostajnym rytmem szumiących liści, ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem. Świadoma parszywego końca sarna przemknęła sprytnie między pniami, schowała się między knieje, ale strach miał zbyt wielkie oczy. Zwierzęta niczym się w tym od ludzi nie różniły, bo po prawdzie i człowiek potrafił się jak wilk zachować. Smród strachu i pośpiechu czuć było co najmniej na pół stajania. Pech chciał, że ta akurat spryciara, miała niezwykłe szczęście, przechodząc po kawałku polany w śmiały pęd.

Szpak zbliżał się do polany nie spuszczając zwierzyny z oczu. Była w takiej odległości, że mógł sobie zdawać sprawę jaki będzie przebieg następnych kilku minut. Nie minie wiele zanim zwolni, pocieszona tymczasowym spokojem. Była młoda, najpewniej odłączona od rodziny, więc odrobinę nerwowa i zagubiona. Może sama wróci tam gdzie ją myśliwy zastał?

Sam półelf wchodził właśnie na niewielką polanę. Trawa rosła tu wysoko, jednak nie na tyle, aby się w niej zgubić. Nie było znać, aby ktokolwiek się ostatnio tędy przechadzał. Buty i dolna część odzienia do wysokości połowy łydki mężczyzny, została nieco zroszona przez wilgoć. Od strony, którą wyszedł Galarr stało stary – pewnie oberwany podczas burzy – spróchniały pniak, we wnętrzu którego coś dźwięcznie pobzykiwało. Nieopodal, na cztery kroki w prawo, leżało ścięte drzewo. Musiał je ktoś tak tutaj zostawić niedawno i w pośpiechu, tłumaczyły to milczące, sprawnie wyciosane, łyse pniaki, które skupiły się za powalonym drzewem.

Offline

 

#12 2017-10-11 12:51:06

Szpak

Dziecko Niespodzianka

Re: Puszcza

W takim razie idę do ciebie. Bystre oczy Galarra błyskawicznie podążyły za ofiarą, która zerwała się do ucieczki. On sam ruszył ostrożnie i powoli. Nie należało podsycać strachu zwierzęcia i alarmować przy tym pozostałych mieszkańców lasu. Strach dodawał sił, determinacji i wyostrzał zmysły. Teraz kiedy myśliwy i zwierzyna zdawali sobie sprawę ze swojej obecności, o wyniku tego spotkania decydował jeden błąd. Półelf nie lubił popełniać błędów.

Wychynął na polanę. Zbadał wysokość słońca na nieboskłonie, by określić jak wiele czasu pozostało mu na łowy. Ogarnął wzrokiem szczoty traw rozciągające się przed nim. Trzeba było stąpać ostrożnie, by nie nadepnąć na jakiegoś pełzającego, mało gościnnego mieszkańca tej polany. Na pierwszy rzut oka dostrzegł dwie osłony, zza których można było prowadzić dalszą obserwację zachowania sarny. Zdecydowanie wygodniejszy dla szybkiego oddania strzału był spróchniały pień, jednak bzyczenie dobiegające z jego środka spowodowało, że zrezygnował. Rój os nigdy nie należał do sprzymierzeńców myśliwego. Przygarbiony ruszył więc w stronę ściętego drzewa.

Półelfa zaalarmował fakt, że drzewo nie zostało zabrane z miejsca wycinki. Coś, lub ktoś, musiało skutecznie przeszkodzić drwalom w dokończeniu roboty. Niewykluczone, że odpowiedź na to pytanie będzie znajdować się między łysymi pniakami, których skupisko rozciągało się w tej chwili dokładnie przed nim. Nie zapominając jednak, dlaczego się tutaj zjawił, wolno uniósł głowę zza drzewa, żeby sprawdzić jak daleko zawędrowała potencjalna zdobycz.


Karta Postaci  | Monety: 210 denarów

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.lingwistyka.pun.pl www.imir2010.pun.pl www.rammstein.pun.pl www.fani-metin2.pun.pl www.l2pl.pun.pl