Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 18:53:12

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Wielka Manufaktura

http://oi61.tinypic.com/2epo5lc.jpg



Wielka Manufaktura dorobiła się swego przezwiska — „Kobyła” — nie bez kozery. Nie bez kozery nazywa się ją też „Wielką”. Największy od Zatoki Praksedy po ten brzeg Jarugi konglomerat zakładów rzemieślniczych produkuje w Novigradzie niemal wszystkie wyroby, jakie dostać można w swe ręce na rynkach i jarmarkach Północnych Królestw: ceramikę i porcelanę, sukna, tkaniny, skóry, artykuły żelazne, odlewy, kafle, heblowane drewna, wyroby złotnicze, sztukaterie... Manufaktura tętni życiem, szczęka, bucha, dzwoni i pluje iskrami dzień i noc, by nadążyć za rosnącym zapotrzebowaniem mieszkańców Novigradu oraz ościennych królestw. Warunki roboty są niejednokroć parszywe, harówka wyciskająca siódme poty z mięśni, a płaca marna, ale nigdy nie brak tam rąk do pracy ani ludzi dość zdesperowanych, by za kilka kopperów naciągać sobie grzbiet, dorzucając węgla do olbrzymich pieców czy rozłupując młotami kruszce. Novigradzki rynek nie patrzy na wzrost ani kształt uszu, w kuźniach nierzadko widać tedy urabiających się krasnoludów lub półelfki i kwarteronki za krosnami.

W cieniu kamiennych manufaktur swoją enklawę odnaleźli również rozmaitej maści rzemieślnicy, unikający przepadnięcia w morzu i rozliczności towarów oferowanych na miejskich targowiskach. Czy trzeba oszlifowania ostrza, czy wykucia całkiem nowej broni, czy haftu na wamsie, koronek dla panny lub nowych podków dla konia — lza szukać wśród manufaktur. Zaprzęgnięte w czasie wojny do pracy oraz wytwarzania zasobów militarnych cechy po nastaniu pokoju zaczęły rozkwitać, zapewniając miejsce oraz popyt każdemu rodzajowi fachowca z parą zdolnych rąk: bednarzom, brązownikom, bursztynnikom i jubilerom, cieślom, stolarzom, dekarzom, rzeźnikom na jatkach, dziewarzom oraz tkaczom, kowalom i miecznikom... W dzielnicy rzemieślniczej zdobyć można niemal wszystko — tak długo, jak długo starcza na to sakiewki.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-02-23 21:37:51

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Wielka Manufaktura

Posterunek był zadziwiająco zadbany. Nie było to coś, czego można się było spodziewać po wąskiej, staro zabudowanej kamieniczce, wciśniętej między cekhauz a garbarnię jak nie przymierzając palec między dwa półdupki. Przenikający wszystko smród wilgotnej, niewyprawionej skóry, łoju oraz płynącego pod fasadą rynsztoku był nieunikniony, ale budynek straży zdawał się tym bardziej stać na forpoczcie porządku całej ulicy Powroźniczej. Pachołek w chodakach czekał na rogu, żeby zabrać konie do nieobecnej w polu widzenia stajni.

Uważajcie pod nogi — przestrzegł Ejirę sierżant Skaenn, przechodząc po prowizorycznej kładce nad rynsztokiem, który ich dzielił od budynku. Do drzwi komendy wiodły cztery kamienne schodki.

W środku dowodzący zwolnił Brunna i Jasnego, pozostał jedynie Vesno. Sierżant z wyraźną ulgą ściągnął kołpak z przerzedzonej łysiną i siwizną głowy, i spojrzał na Nilfgaardczyka nieporuszenie. — Zdajcie mu broń, ino wszystko — polecił. — Nie chcecie, by komendant nakazał przeszukanie, wierzcie mi. Taka procedura. Wszystko się wyjaśni, to dostaniecie pas z powrotem.

Pokryty zgrubiałymi bliznami czerep sierżanta lśnił lekko w blasku świec, kaganków i żelaznych pochodni na ścianach. Izba frontowa była pusta, surowa, ale starannie zamieciona — broń ostra i stępione miecze dla rekrutów połyskiwały z drewnianych stoisk w jednym kącie, a w zasięgu wzroku nie walał się ani jeden przedmiot lub śmieć, który nie zdawałby się niezbędny. Okute buciory stały rządkiem pod drewnianą ławką. Były uchylone drzwi po lewo od wejścia, z których wydobywało się światło paleniska oraz trzask polan i przytłumione głosy. Były schody na górę — tymi udali się Brunn i Jasny — i były schody na dół. Nawet w kamiennych murach słychać było dzwonienie, nieustający klangor, dęcie miechów i metaliczny szczęk żelaza na ulicach Kobyły.

Ejira nie mógł widzieć, kto dokładnie znajdował się za uchylonymi drzwiami, ale w poświacie rozlanej na ścianę i klepisko grały cienie. Jeden wyprostowany i jeden przygarbiony, skulony wręcz, chyba nawet drżący, albo to światło paleniska płatało figle.

Skaenn podciągnął pas, powiódł kaprawymi oczami w tę samą stronę. — Zdajcie broń — powtórzył. — I czekajcie tutaj, to nie potrwa długo. — To powiedziawszy, chrząknął i udał się do izby po lewo, zwiastując się krótkim zapukaniem.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-02-23 21:38:00)

Offline

 

#3 2015-02-24 19:48:16

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Wielka Manufaktura

Wnętrze pachniało wilgocią wymieszaną z żelazem. Przestąpiwszy próg Ejira wszedł wgłąb ciemnej sieni, która wyglądem bardziej przypominała zakład rzemieślniczy, niźli siedzibę straży. Ustawiony w rzędzie wojskowy ekwipunek i pozorny porządek sugerowały albo marny status jednostki, albo ogromne braki w ludziach. W każdym z tych przypadków wysuwał się jeden wniosek - nastały bardzo ciężkie czasy.

—To wszystko, co posiadam. Nie ma potrzeby przeszukania, kapitanie.— rzekł z wyraźną nutą znużenia, nie kryjąc frustracji. Gdyby nie ten cholerny Pratt, już dawno jadłby pieczone ziemniaki z kwaśnym mlekiem, połyskując oczami na ładne krągłości dziewek z "Trzech Lwów" - w końcu tylko to mu pozostało, bowiem słyszał pogłoski, jakoby jego ulubiony "Pręgierz" stał właśnie w płomieniach. Gówno wlewało się do uszu wojaka.

Zdjęty pas rycerski i sztylet znalazły się w rękach pachołka zanim Skaenn zapukał w dębową ościeżnicę. Ejira stał tuż przy ścianie naprzeciwko twardych, hebanowych drzwi, które pożarły sierżanta. Z pokoju dochodziły jedynie delikatne szmery, ale można było odczuć w nich pewną tendencyjność, wręcz powtarzalność. I nie spodziewał się, by były one przyjemne.



Offline

 

#4 2015-03-03 12:36:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Wielka Manufaktura

Skaenn nie skłamał, nie potrwało to długo. Niezrozumiała w strzępach słów wymiana zdań za drzwiami była krótka, ostra i precyzyjna, za każdym pytaniem podążała żołnierska odpowiedź. Potem zapadła cisza, na chwilę, która zdawała się złowrogo ciągnąć. Ejira usłyszał dziwnie znajomy kwilący lament, lecz ten natychmiast został uciszony. Cienie zafalowały w półmroku na ogrzanej poświatą posadzce. Vesno, w milczeniu studiujący na ławie czubki swoich ubłoconych buciorów, nagle podniósł głowę.

Z pomieszczenia wyszedł Skaenn, a jego poniszczone przez wódkę i wojaczkę oblicze było ponure, nie wyrażało żywych emocji. Otarł kropelki potu z lśniącego czoła. Za sierżantem wytoczył się nie kto inny, jak chudy Pratt. Kleił się do żołdaka, kulając z opuszczoną głową, schowaną w nienaturalnie szerokich ramionach. Skaenn przywołał Vesnego, a potem spojrzał na Nilfgaardczyka czujnym, przekrwionymi oczami.

Komendant was oczekuje.

Pratta sierżant zabrał ze sobą, a ich śladami podążył Vesno, zostawiając dobytek Ejiry bezpieczny na ławie. Zniknęli w cieniu, udając się schodami na dół. Wszyscy trzej milczeli, w korytarzu słychać było tylko pochlipywania podrostka oraz cichy trzask polan w pomieszczeniu obok.

Pokój był niewielki. Panował w nim taki sam surowy i niemal pedantyczny porządek, jak u frontu komendy. Murowane palenisko w ścianie stanowiło jedyne źródło ciepła i główne światła, nie licząc żeliwnych lichtarzy w każdym rogu oraz świec na dębowym biurku. Biurko stało na samym środku, odwrócone od ognia, ciężkie i dźwigające stosy skrzętnie zorganizowanych pergaminów, gęsie pióra oraz poplamiony inkaustem kałamarz. Pod systematycznie ułożonymi i opisanymi archiwami posterunku uginały się regały pod ścianami. Poza tym, izba była wyżęta z życia. Zarówno zydel przy biurku, jak i ten służący petentom był prosty, twardy i niewygodny.

Mężczyzna w ciężkim nakryciu z niedźwiedziego futra na barkach i z przyprószoną siwizną brodą obrócił się na dźwięk kroków, lustrując Ejirę krogulczo bystrym spojrzeniem. Nie nosił munduru, ni stopnia, ni odznaki. Ale sposób w jaki prostował plecy, w jaki spoglądał równemu sobie wzrostem wojownikowi prosto w oczy, spoczywając dłoń na wypolerowanej głowicy miecza u pasa, był nieodrodną cechą dowódcy. Dowódcy, który nawykł do posłuchu.

Nie będę guzdrał się w powitaniach ani wyjaśnieniach. Nie cierpię mitrężenia. — Głos również miał adekwatny, pozbawioną zawahania, żołnierską manierę wyrzucania z siebie ciężkich słów. Blask ognia wydobywał z jego oblicza każdą szramę, bruzdę i zmarszczkę, nadając jej groteskowo surowy wygląd. To nie był człowiek, który spędzał ostatnie lata życia, obrastając w tłuszczyk wśród wygód i przywilejów na garnku miejskich urzędów. — Mam furmankę pełną martwych nieludzi, zmierzającą tutaj, a na niej dwóch Scoia’tael. Mój syn-idiota nie żyje, ale przypuszczam, że oto i czego można spodziewać się po chłopaku z rudej matki. Mam martwego chłopa i Pratta, kolejnego imbecyla, który nie potrafi wykrztusić z siebie nic więcej, niż obłąkane zapewnienia o diabłach, które porwały Bońka nad strumieniem. I mam was. — Krogulcze oczy mierzyły Ejirę chłodno. — Uzbrojonego, opancerzonego włóczęgę, który dał się namówić półgłówki na ratowanie mojego syna-idioty.

Nie ciekawi mnie, kim jesteście, jaki jest wasz interes w Novigradzie ani czemu mój podkomendny uprzedził, żeście dziwnej wody krętacz. Na razie. Być może mnie zaciekawi, w zależności od tego, jakiej odpowiedzi udzielicie na pytanie: co wydarzyło się w lesie? Jedyni powróciliście stamtąd żywi. Wy i Pratt, który zarzeka się nie pamiętać nic, poza swoimi diabłami.

Offline

 

#5 2015-09-03 12:35:22

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Wielka Manufaktura

Akurat mitrężenie było jednym z ulubionych zajęć Ejiry. A nie, zaraz, o inne słowo chodziło...


— W lesie... W lesie doszło do masakry. Szukałem Waszego syna. Grupa Wiewiórek napadła na mnie. — wojak oparł się o pobielaną ścianę. — Gdyby nie konni, pewnie leżałbym teraz w tamtym gaju z poderżniętym gardłem, albo strzałą między oczami. Nie wiem, dlaczego tam się znajdowali i co było tego powodem. Wiem jedynie, że musiałem zabić elfkę, inaczej byłoby odwrotnie. — myśli buzowały mu w głowie, co chwila nachodząc nową warstwą uczuć. Należało kłamać, tylko w ten sposób ochroni zarówno siebie, jak i resztki Scoia’tael ukryte w okolicznych lasach.

— Powinniście porozmawiać z Waszymi podwładnymi, powiedzą Wam dokładnie to samo, co ja, komendancie. To samo, co opancerzony włóczęga, który akurat przejeżdżał tutaj tego ranka.

Twarz zdawał się mieć ciemną, zszarzałą, jakby pracował w kuźni przez całe swoje życie. Odpowiedział komendantowi lodowatym spojrzeniem, być może nieco smutnym, ale to mogło być jedynie złudzenie.



Offline

 

#6 2016-08-03 22:31:28

Vinci

Dezerter

Re: Wielka Manufaktura

Czas uciekał. Słowa, które powiedziała elfka na pożegnanie, kołatały się młodemu czarodziejowi pod czaszką. Teoretycznie miał jeszcze jakieś cztery godziny, zanim zajdzie słońce i będzie trzeba zająć się czymś innym niż zakupami. Oczywiście praktycznie czasu miał jeszcze mniej, ponieważ nie każdy rzemieślnik pracował cały Boży dzionek. Widząc trzech robotników, prawdopodobnie po zmianie w którymś zakładzie, podszedł do nich i machnął im przed oczami koroną.
- Witam panowie! Potrzebni mi jesteście do przeniesienia kilku rzeczy. Teraz dostaniecie po koronie, a jak wszystko dotrze bezpiecznie na miejsce, jeszcze po cztery.
Pokraśnieli z dumy, gdy nazwał ich panami. Nawet nie spróbowali pobić go i po prostu zabrać pieniądze. Nie, żeby im się to miało udać... Wysiłek wytężył pobrudzone sadzą oblicza. Nie musiał im czytać w myślach. Błysk chciwości zajaśniał im w oczach.
- Jaśniepanocku, sie znacy, ze to pinć koron bedzie po poniesieniu?
- Tak. Za mną!

Szybko trafił na sklep z wyrobami szklanymi. Tam wyładował skrzynkę menzurkami, alembikami, rurkami, moździerzami, pojemnikami na maści i mikstury. Bez żalu rozstał się z jednym pękatym mieszkiem podarowanym przez Terrichta. Wszystko było mu potrzebne, by móc tworzyć dekokty pomagające ludziom lub ładunki wybuchowe, gdy zdenerwuje do ta cała Biała Mewa.

Po drodze do krawca, zajrzał do wyrobnika zajmującego się sprzętem medycznym, gdzie nabył igły, skalpele i piły na gwałtowniejsze przypadki. Zanim dotarł do znanego sobie partacza, trafił też do lombardu, gdzie zauważył kryształy ogniskujące. Przeskanował je delikatnym czarem, czy aby na pewno działają i nie są jakąś podróbką. Wynik badań zadowolił go, po czym po długich targach i lekkiej manipulacji telepatycznej udało mu się je nabyć za cenę, którą uznał za rozsądną.

Na sam koniec odwiedził gnomiego krawca, do którego chodził się ubierać jeszcze w czasach praktykowania u Terrichta. Mały szyld był ledwo widoczny pośród innych w sporym budynku ułożonym w literę "U". Podwórko było całkowicie przeznaczone na stragany z przeróżną znajomością, zaś okna odznaczały się na brudnym, obdrapanym tynku całą paletą barw nęcącą, by wejść i sprawdzić, jakie to cuda właściciele mogą zaoferować. Ethard wszedł w znaną sobie wnękę, która aż prosiła się o zapach starych szczyn. Jednak zapachem, który tam dominował, była woń kulek na mole wydobywająca się zza mocnych, dębowych drzwi. Zapukał w nie i już po chwili otworzył mu mały, szary człowieczek z wielkimi okularami na nosie.
- O! Kogóż ja widzę! Zapraszam, zapraszam!
Czarne, szczeciniaste włosy zaczesane na bok zafalowały, odsłaniając długie ucho z zatkniętym zań ołówkiem oraz metrówkę owiniętą niczym szal dookoła krótkiej szyi. Ethard wszedł zaproszony gestem dłoni o długich, zręcznych palcach. Stanął w niewielkim pokoju, gdzie ściany pokryte były od podłogi, aż po sufit różnymi próbkami materiałów i ozdobników. Okręcił się dookoła zadziwiony ilością kolorów.
- Cóż, widzę, że się rozwinąłeś Zaimosie. Nieco więcej tu tego, niż ostatnim razem - wydusił z siebie w końcu.
- Trochę czasu upłynęło. Ale ale! Nie przyszedłeś tutaj na pogaduszki, ale pewno po jakiś zgrabny surducik, nieprawdaż?
- Tak właściwie po jakieś trzy komplety wyjściowych ubrań i coś trudnego do zniszczenia, w czym mógłbym pracować. Wiesz, jakieś modne teraz w Novigradzie rzeczy i coś, jak z dawnych zamówień.
- I jak mniemam, chcesz mieć to na wczoraj? - śmiech gnoma był suchy i nieco wymuszony. - Cóż, wszystko da się zrobić, tylko potrzebuję miary. Widać, że nieco zmężniałeś.
Ethard parsknął krótko.
- Trochę czasu upłynęło. Zapewne wiesz, gdzie dostarczyć? Pieniądze standardowo zostawię z góry.
- Standardowo - gnom przechylił nieco głowę. - Oczywiście.
Od razu wyciągnął skądś taboret i zaczął okrążać młodego czarodzieja pobierając miary z każdego możliwego miejsca na ciele. Ethard stał spokojnie, gdyż wiedział, że trafił w ręce profesjonała. Osoby, która po wielu trudach związanych z byciem nieludziem, trafiła w końcu do cechu i wykazywała się niezwykłym wręcz kunsztem. Mimo tego gnom miał niewielu ludzkich klientów ze względu na rasizm. Niemniej ubierały się tutaj takie osobistości, jak choćby Vimme Vivaldi, a tego już nie można zignorować. Zaimos znał się na modzie i tworzeniu ubrań, można mu było pod tym względem zaufać.

Po zebraniu danych, Ethard pożegnał się i wyszedł wprost na czekających tragarzy. Jeszcze tylko krótka podróż do domu Terrichta i będzie mógł odpocząć. Oczywiście dopiero po tym, jak rozłoży sprzęt i puści przepali szkło jakimś jabłkowym zacierem...

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Idę do domciu.

Ostatnio edytowany przez Vinci (2016-08-18 14:24:23)

Offline

 

#7 2017-03-12 18:08:24

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Wielka Manufaktura

MUSTAFA

Ciemne, krogulcze oczy komendanta zwęziły się lekko. — A jednak zawezwałem wpierw was, nie swoich ludzi, opancerzony włóczęgo — odparł. — Zwolnię was zasię, gdy przedstawicie mi zdarzenia jedno po drugim, kolejno od chwili, gdy heroicznie zdecydowaliście się odszukać mojego syna. No, juże. Na waszym grzbiecie to nie są płyty, jakie się ściąga ze stryszku po dziadzie służącym zza wojen ekspansyjnych. Wy również nie nosicie się, jak byle roztropek, co zwinął ze stryszku zbroję po dziadzie. Wiecie, jak się zdaje raport. Zdajcie tedy raport.

Gdybyście mieli jakiekolwiek wątpliwości względem tego, czy nie pominąć jakichś fragmentów owego raportu, pomyślcie o wsiach, zagrodach i gospodach, które mijaliście w drodze do bram Wolnego Miasta, pomyślcie o chłopskich i kupieckich wozach na traktach. Te wsie i te wozy karmią miasto, karmią ten posterunek i dostarczają polan ogrzewających ogniem tę izbę. A Scoia’tael im zagrażają. Napadają, rabują, mordują i palą dla własnej krwawej uciechy, zaślepieni swą rasistowską agendą i żądzą zemsty. Widzieliście, co robią z karawaniarzami broniącymi swoich wozów, z chłopami broniącymi zagród? Ja widziałem, moi ludzie widzieli. Dziesiątki razy.

Żadna krzywda nie przyjdzie w murach Novigradu tym, którzy w swej uczciwości dostarczają jego władzom informacji o działaniach terrorystów i przyczyniają się do położenia kresu ich bezprawnym poczynaniom, rzezi na niewinnych. Jednak tym, którzy jakkolwiek udzielają im pomocy... — Trzask paleniska w kominku dokończył za dowódcę, w jego oczach tańczyły refleksy płomieni nadające im drapieżny, srogi wyraz. Przez krótką, lecz wymagającą charakteru chwilę w milczeniu mierzyli się spojrzeniami, komendant i były żołnierz, opancerzony włóczęga. — Herb i barwy na twoim ramieniu przyblakły, ale nadal dają się odczytać. Twój język nie zapomniał ojczystej mowy. Światli musicie być, jak na wagabundę, by zawędrować aż tutaj, do Doliny Pontaru. Może nawet dość światli, by słyszeć wcześniej o namiestniku Chapelle i o tym, jak w podziemiach miejskiej kordegardy obchodzi się on ze szpiegami.

Psiakrew, miejmy to z głowy. Zdajcie raport, żołnierzu. Co do słowa.

Offline

 

#8 2017-03-28 19:10:33

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Wielka Manufaktura

Były żołnierz opowiedział, co się stało na polanie, przynajmniej tyle, ile zdołał spamiętać. Nie miał jednak ochoty dzielić się ani rozmową z elfką, ani informacjami o Wiewiórkach. Tym bardziej, że jego persona wywarła nieciekawe nastawienie do jego zagranicznej osoby u tego zatwardziałego dziada. W takich okolicznościach należało być oszczędnym w słowach i zamiarach, co kosztowało Ejirę wiele wysiłku i stłamszonych nerwów.

Nie chciał stawać po którejkolwiek stronie konfliktu. To nie była jego wojna, więc wszelkimi możliwymi sposobami starał się z niej wyrwać.

-To wszystko, co zdołałem zapamiętać. Wróćmy jeszcze do pytania o to, dlaczego pozdjąłem się szukania tego chłystka. - założył ręce na piersi i spojrzał sierżantowi w twarz. - Liczyłem na odnalezienie chłopaka i, być może, jakikolwiek pieniądz za odratowanie. Noce są coraz zimniejsze, a karczmy przy gościńcach coraz droższe. Parę monet ułatwiłoby mi życie, chociażby na kilka najbliższych dni.- ciężko było przyznać się do chudej sakiewki, szczególnie niegdyś szanowanemu żołnierzowi. Ejira wolał mieć jednak całą tę przyjemną rozmowę z głowy i znaleźć się znów na trakcie.

Powrócił myślami do rozmowy i nieciekawego sierżanta. -Całą historię już znacie. Co więc teraz, panie sierżant? Chciałbym również przypomnieć, że przy całej tej krzątaninie zaginął mi wierzchowiec.-

Offline

 

#9 2017-04-30 00:22:55

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Wielka Manufaktura

Panie komendancie— z naciskiem poprawił Ejirę dowódca straży, tonem i wyrazem malującym się na twarzy sugerując, że takiej korekty spodziewał się udzielać mu pierwszy i ostatni raz. Pomiędzy mężczyznami znów zapadła chwila przepełnionej tanim napięciem cisza; ta również zdawała się ciągnąć znacznie dłużej, niż trwała w rzeczywistości. Przerwał ją, zgodnie z konwenansem, interlokutor wyższy rangą oraz statusem. — To wszystko. Usłyszałem od was, co chciałem. — Zgodnie z rytuałem utrzymywania taniego napięcia, komendant nie sprecyzował, czym było wspomniane „co”. Wrócił na drugą stronę swojego uginającego się pod ciężarem woluminów pulpitu i opierając się o niego obiema dłońmi, zawołał za jednym spośród swych mniej rozgarniętych podkomendnych.

Ten człowiek jest świadkiem w sprawie toczącego się śledztwa. Wydajcie polecenia na wszystkie bramy, że do czasu jego rozwiązania nakazuję, by nie opuszczał murów miasta. — Mówił do dłubiącego w nosie chłopaka, ale jego krogulcze oczy nie przestawały świdrować Echa. — Na dzień dzisiejszy udzielam zwolnienia. Wydajcie mu z powrotem rynsztunek i sprawdź, czy chłopcy przyprowadzili ze sobą jego luzaka. A teraz daj mi tu Skaena.

Nie było czułych pożegnać ani złowieszczego „do następnego spotkania”. Podrostek wyprowadził junaka z izby, po czym niechlujnym gestem wskazał mu korytarz prowadzący na zewnątrz kamienicznej komendy, na wypadek gdyby tak istotna informacja zdążyła wylecieć przesłuchiwanemu z głowy.

Ku niewątpliwej uldze Vincenta, Zar rzeczywiście czekał u niego do podejściu budynku, uwiązany do opłotka i rozglądający się nerwowo na boki. Zarżał cichutko na widok znajomego człowieka, wydając z siebie jedyny dodający otuchy dźwięk pośród miejskiej kakofonii oraz rechotania ordynusów spod komendy miejskiej straży. Pod stajnią chłopcy sierżanta Skaena opróżniali właśnie furmankę z jej „ładunku”, bezceremonialnie zrzucając ciała zabitych nieludzi na oszczany, uwalany obornikiem dziurawy bruk. Sztywne, pozbawione życie ciało Glyswen wyglądało prawie sztucznie, jak wielka lalka. Jeden z pachołków wykonał nad przeciągniętą na skraj wozu elfką kilka obscenicznych ruchów, rycząc jak baran, po czym dołączyła ona na ziemi do Burego Wilka i krasnoludów. Kałuże szczyn powoli zabarwiły się czerwienią.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.xiaolinshowdown.pun.pl www.deatch.pun.pl www.harrypotter2.pun.pl www.si.pun.pl www.killarneypopolsku.pun.pl