Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:21:30

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Brama Oxenfurcka

http://oi57.tinypic.com/suydua.jpg



Elementem reprezentacyjnym każdego zamku jest jego brama — i w tym przypadku nie jest inaczej. Ogromną, żelazną bronę otaczają dwie strzeliste wieże łucznicze wraz z samborzą.

Najdelikatniejsza część muru pilnowana jest przez dwa oddziały zawodowych rycerzy oraz grupę łuczników, osadzonych na obu basztach. Nie sposób pozostać niezauważonym, a tym bardziej wedrzeć się na teren donżonu. Krata nieczęsto jest podnoszona — jedynie na przyjazd ważnej persony, posłańca lub chociażby zmianę warty. Czujnemu oku strażników nie umknie najdrobiejszy szczegół, gościniec prowadzący do przybytku obserwowany jest przez okrągłą dobę, zaś w razie zagrożenia żołnierze nie zawahają się użyć argumentu stali. Są bezwględni, drastyczni i pewni w swoich czynach.

Należy uważać na wyczynek, bowiem najpierw padają strzały, potem zaś pytania.


Opis autorstwa Ejiry.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2016-12-04 01:55:57

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

   Bogdan nie odpowiedział. Przynajmniej nie od razu. Wyszedł razem z Physalisem na zewnątrz, człapiąc swym wolnym, sennym krokiem. Chłopak wiedział już nie od dziś, że jest to tylko pozór i tak naprawdę Bogdan byłby w stanie w ułamku sekundy urwać komuś łeb, jeśli tylko byłaby taka potrzeba. Rosły mężczyzna opierał na prawym barku kuszę, podczas gdy druga ręką swobodnie zwisała.
   — Muszka to taki sam skurwiel jak i Kern. Tyle powinno ci wystarczyć — odpowiedział ciężkim głosem, sprawiającym wrażenie pochodzenia z najciemniejszej pieczary niżeli ludzkiego ciała. — Poza tym jest groźny i cwany. Nie tak jak Kern. Znacznie bardziej.
   Żwawym krokiem przeszli przez czerwoną dzielnicę i skierowali się na południe ku Nowemu Miastu. Bogdan był tym razem jeszcze mniej rozmowny niż zwykle, co z pewnością nie umilało podróży. Widać było po nim zimny profesjonalizm, którym ten człowiek wręcz emanował na podobieństwo złowróżbnej aury. Wykidajło, tudzież egzekutor Florenta, nie odezwał się nawet gdy bawiące się na ulicy dzieci przez przypadek opryskały go drobinkami błota. Olbrzym spojrzał wówczas tylko na swą upstrzoną brązowymi kropkami kamizelę i poszedł dalej, nie oglądając się nawet na towarzyszącego mu Physalisa.
   Kiedy w końcu zabrał głos, minął już dobry kwadrans drogi, a oni sami mijali właśnie bank, z malowniczym szyldem "Cukiernicza Kasa Pożyczkowa", głoszącym nazwę przybytku.
   — Jedna z głównych dróg przechodzących przez Novigrad. Łącznie jest ich dwie, ale pewnie już to wiesz — powiedział, kiedy w końcu wyszli na koniec wąskiej uliczki Nowego Miasta, mając przed teraz przed sobą szeroką, wyłożoną kostką drogę, przypominającą trakt. Po drugiej stronie prezentował się szpaler starych, zabytkowych kamienic. — Niech cię nie zwiedzie ich wygląd. Za tymi pięknymi starowinkami są slamsy, gdzie elfy i inne nieludzie zdychają z głodu, zżerane przez wszy. Od tych kamienic i do samego portu ciągnie się Stare Miasto. Domyślam się, że już tam bywałeś.
   Bogdan jednak nie przeszedł przez drogę główną i nie skierował się w stronę Starego Miasta. Skręcił w lewo, idąc wzdłuż budynków Nowego Miasta. Niedaleko przed nim i Physalisem rozciągało się potężne cielsko zamku, miejsca gdzie rezydował sam hierarcha.
   — Zamek to też nie jest nasz punkt docelowy. Ominiemy go i udamy się do Bramy Oxenfurckiej.
   Gdy Kraviec i Physalis stali już przy wspomnianej bramie, olbrzym stanął nieopodal w cieniu i chwilę czekał, obserwując grupkę strażników, która właśnie studiowała wnętrze wozu obdartusa, chcącego wejść do Novigradu. Kiedy przy grupce zakręcił się strażnik o wąsatej i srogiej aparycji, Bogdan skinął na niego, a ten, zauważywszy go, ale nie dając tego po sobie poznać, opuścił dyskretnie zgromadzenie i spokojnie odszedł w zacieniony punkt.
   — Kto? — zapytał, udając zaciekawienie dwójką żaków, spacerujących w stronę Nowego Miasta.
   — Muszka — odparł spokojnie Bogdan.
   — Vizimbora. Tartak.
   Wydawało się, że miał być to koniec wymiany zdań, bowiem strażnik od razu ruszył w kierunku swoich towarzyszy.
   — Jak to tartak? — warknął bezgłośnie Kraviec. — Nie mów mi, że...
   — Tartak, Vizimbora — powtórzył strażnik i oddalił się.
   Bogdan zaklął paskudnie, a potem podrapał się po głowie. Wyglądał dość dziwacznie, jako że obraz wytężonego umysłu zupełnie nie parował się z jego prymitywną aparycją.
   — Chyba musimy anulować akcję — rzekł, na powrót już opanowany. — Nie damy rady wyjąć tego skurwiela.           

Offline

 

#3 2016-12-11 12:45:06

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Choć kroki Bogdana padały na ścieżkę w dość powolnym tempie, Physalisowi nie dane było tego odczuć. Olbrzym, nawet spacerując, stanowił obiekt, za którym ciężko było nadążyć. Stąd też, raz po raz odbijając się sprężyście od ziemi, młodzieniec zrównywał się z Bogdanem, by naraz znów zostać nieco z tyłu i powtórzyć operację. Przy okazji starał się wywiedzieć cennych informacji na temat Muszki, jednak poza paroma ogólnikami, jakimi go uraczył, Kravec nie był zbyt rozmowny. Choć z reguły milczenie chłopakowi nie przeszkadzało, tym razem czuł się nieswojo. Może dlatego, że wolałby wiedzieć więcej odnośnie tego, co miało ich czekać, kiedy dojdzie już do konfrontacji.
Kiedy Bogdan przyspieszył, Physalis przyspieszył również. Jeszcze szybciej przebierając nogami szedł tuż za nim, by nie martwić się przeciskaniem pomiędzy przechodniami. Obserwując okolicę, jego wzrok napotkał naraz opartą o jedno z szerokich ramion kuszę. Zastanowił się, czy typ, któremu postanowili złożyć wizytę, faktycznie jest tak przebiegły, skoro ktoś, kto ostatnio określił skrzętnie skryte dwa sztylety jako niepotrzebne w tej pracy, sam postanowił wyposażyć się w broń.
Wzdrygnął się, gdy Kravec, bez żadnego ostrzeżenia, postanowił się w końcu odezwać. Nie powiedział jednak niczego, co mogłoby zaskoczyć chłopaka — topografię miasta znał wyśmienicie, pomimo niezrozumiałości szyldów, jakimi mijany właśnie bank zapraszał przechodniów do wstąpienia weń. Nie znał też nazw wszystkich dzielnic, alejek i bram. Nie przeszkadzało mu to bynajmniej w swobodnym poruszaniu się po najróżniejszych zakamarkach miasta.
Tak, bywałem w tych okolicach. A elfy, krasnale i ich wszy mało mnie obchodzą, dopóki tego paskudztwa nie przywloką do nas — rzucił od niechcenia, nawet nie patrząc w stronę budynków, za którymi rzekomo miało rozciągać się osiedle biedoty. Spoglądał przed siebie, przemykając wzrokiem po kolejnych wieżach i potężnych ścianach zamczyska. Serce aż załomotało mu w piersi, gdy sobie uzmysłowił, jak wspaniała panorama miasta musiała się rozciągać z pozycji jednego z wyższych punktów budowli. Powziął sobie za cel, by kiedyś się tam wybrać. Dopiero po chwili zatracania się w rozmyślaniach przedstawił sobie, że może w ten sposób po raz kolejny ściągnąć na siebie uwagę straży.
Wtedy to, zdawać by się mogło, wywołał wilka z lasu. Stojąc u boku Kravca, przyglądał się kontroli pojazdu, zwracając szczególną uwagę na strażników. Starał się zauważyć, jaką bronią dysponują i czy są bardzo drażliwi; tak na wypadek ewentualnej nocnej eskapady w te okolice. Zbierając wywiad środowiskowy, przysłuchiwał się uważnie rozmowie dwójki mężczyzn, jednak nie zrozumiał tej tajemniczej, raczej przykrótkiej wymiany zdań.
Tartak? Vizimbora? To jakieś miejsce? — zapytał, kiedy "informator" już odszedł. — I dlaczego to taki problem? Przecież jakoś sobie poradzimy — powiedział poważnym, pewnym siebie głosem. W ten sposób starał się go przekonać do kontynuacji zadania. Może i nie miał zielonego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi i od czego tak właściwie zależeć ma powodzenie ich działań, jednak niezbyt przyjemnym był mu scenariusz, według którego mieli przejść taki kawał na marne. I to tylko po to, żeby, najpewniej następnego dnia, znów się tu udać i próbować szczęścia?

Oczekiwał na decyzję Kravca, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę niewiele miał do powiedzenia.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#4 2016-12-18 02:32:37

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

   Bogdan spoglądał w bliżej nieokreśloną dal. Nie kryjąc swej złości, zacisnął złowróżbnie usta i zatoczył kilka kręgów na pięcie. Cedził coś jeszcze pod nosem, kiedy w końcu spojrzał na Physalisa, jak gdyby dopiero sobie przypominając o jego obecności. Słowa chłopaka nie poprawiły w żaden sposób jego i tak już paskudnego nastroju.
   — Wyobraź sobie, że tak. To jakieś miejsce. A problem jest i to dość istotny. A teraz chodź, nic tu po nas.
   Waligóra odwrócił się i skierował w stronę, z której nadeszli. Ponownie zapanowała nieprzyjemna cisza, tym razem jednak Physalis mógł czuć zły omen wiszący w powietrzu. Nie ulegało wątpliwości, iż Bogdan wie dokąd zmierza, a persona, bądź miejsce, które chce odwiedzić wydawały się być bardzo ważne. Dla niego i dla sprawy. Nieświadomy więc niczego i z pewnością mocno zagubiony chłopak towarzyszył dzielnie wyróżniającej się w novigradzkiej florze postaci.
   Wyszli poza rejon zamku, a idąc przez skróty zahaczyli o dzielnicę Starego Miasta. Wokół szumiało, wręcz brzęczało, kiedy przechodzili jedną z ulic. Nie były to jednak odgłosy targu, do których Physalis mógł być przyzwyczajony, a muchy, paskudne i tłuste, oblepiające, niby grzyb, twarze bezdomnych uliczników. Kraviec, jeżeli w jakiś sposób poruszony tym widokiem, nie dał tego po sobie znać. Kroczył dalej, nie zatrzymując się choćby na chwilę, dopóty nie rozpostarły się przed nimi drzwia, niecieszącej się dobrą sławą, karczmy "Pod Pręgierzem".
   Nim weszli do środka, Bogdan wydobył z siebie dwa słowa:
   — Pilnuj sakiewki.
   Kiedy znaleźli się w przybytku, ich nozdrza uderzył nieprzyjemny swąd stęchlizny i starego capa. Wokół pełno było obdartej, szczerbatej klienteli, tnącej z głośną swawolą w karty, przelewając przez gęby tamtejsze specjały. Bogdan zajął jeden z małych stolików  w kącie, a widząc na nim bliżej nieokreślonego pochodzenia maź, westchnął tylko bezgłośnie i wyprostował na ławie.
   — Jak myślisz, po co tu jesteśmy? — zapytał, krzyżując ręce na piersi.     


[html]<fieldset><legend>Notka</legend>
Kolejny post pisz TUTAJ.</fieldset>[/html]

Offline

 

#5 2017-06-04 22:45:14

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Po południu przy bramie... Też coś! — prychnął pod nosem, wodząc spojrzeniem za wolno mknącym po nieboskłonie słońcem. Młodzieniec przylgnął do chłodnej ściany, skryty w jej skąpym cieniu, skąd mógł obserwować sytuację pod rzeczoną furtą. W jego dłoni raz po raz błyskała moneta, zręcznie uwijając się pomiędzy kolejnymi palcami. Jedna z ostatnich, jakie mu się ostały.

Kiedy opuścił kuźnię, podążył za instrukcjami Orlaith, w rezultacie odnajdując kupca, o którym wspominała. Ten nie tylko szybko dopasował odpowiedni pas oraz pochwy, ale również zadbał o atrakcyjną cenę swoich towarów. W ten sposób wciąż był w posiadaniu połowy należności, jaką zobowiązał się zwrócić czarnowłosej, o ile nie pomylił się w tych skomplikowanych rachunkach. Drugą część miał nadzieję uzbierać możliwie jak najszybciej, coby doprowadzić do rychlejszego spotkania.

Do tego stopnia, że Physalis musiał walczyć sam ze sobą, by nie opuścić na chwilę swego posterunku, celem zagłębienia się w gęstniejący co chwila tłum i spróbować szczęścia. Miał jednak na uwadze, że gdyby taka akcja zakończyła się fiaskiem, musiałby zniknąć z tej okolicy na kilka dni, a na to nie mógł sobie pozwolić. Przecież zaraz mieli wyruszać.

No właśnie. Kiedy dokładnie? Byłoby dobrze, gdyby na przyszłość ubiegał się o bardziej precyzyjne wskazówki odnośnie umówionych spotkań. Młodzieniec miał wrażenie, jakoby w tym czasie zdążyłby już dwukrotnie okrążyć cały Novigrad. Nawet strzegący bramy wartownicy, ci sami, którzy wcześniej przyglądali mu się przez chwilę, teraz ustępowali miejsca przejmującym ich obowiązki kolegom.

Czy to z oddalonych dość znacznie domostw, czy może z zamkowych okiennic, do jego nozdrzy docierał rozkoszny zapach pieczonego mięsiwa. Naraz Physalis przypomniał sobie, że nie zjadł tego dnia zbyt wiele, toteż wydobył zza pazuchy nieco niekształtne jabłko, które podwędził z jednego z mijanych kramów, kiedy przyszło mu poczekać na dobranie pasujących pochew. Wypolerował je wewnętrzną częścią ciemnego płaszcza, po czym zatopił w nim zęby, rozkoszując się słodyczą jego miąższu. Bystre oczy nadal lustrowały okolicę w poszukiwaniu znajomych twarzy.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#6 2017-06-06 01:30:32

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

Nim Physalis zdążył zjeść do końca jabłko, przy bramie zaczęło się dziać coś interesującego. Jeden ze strażników pilnujących wejścia do miasta, odbił się od ściany muru, na której do tej pory leniwie spoczywał i żwawo sięgnął po opierającą się tuż obok gizarmę. Młoda twarz żołdaka zdradzała zarówno poddenerwowanie, jak i ekscytację. Schowany w cieniu Physalis miał się wkrótce dowiedzieć dlaczego.

W stronę bramy zmierzał nie kto inny, jak sam Bogdan Kraviec. Olbrzym tradycyjnie wyróżniał się na tle tłumu, lecz teraz był równie widoczny, co Wielka Szpica w samym centrum Novigradu. Choć ubrany wcale skromnie, nosząc wcześniej widziany przez chłopaka czarny, dobrze skrojony kaftan, szedł w towarzystwie o dość ciekawym konterfekcie. Była to licząca około tuzina osób konfrateria, której znakomita większość wyglądała prawdziwie paskudnie. Twarze wspomnianych jegomościów były ekscentryczne i po prostu brzydkie. Niemal każdy nosił znamię po złamanym nosie, patrzył pustymi, kaprawymi oczami, przypominającymi rybie ikry, a ich blade lica i dziwolągowatość wprawiały człowieka w zastanowienie; skąd, u licha, Kraviec zebrał tych uliczników. Z jakich czeluści miasta ich wyciągnął?

Olbrzym przywitał się ze strażnikiem, krótkim i rzeczowym uściśnięciem prawic. Obaj mężczyźni wymienili między sobą kilka skąpych słów, których Physalis nie mógł usłyszeć, po czym Kraviec wrócił do swoich i zaczął z nimi cicho dyskutować. Na jego słowa, jeden z ziomków, wysoki i chudy jak tyka, o anemicznej twarzy i zapadniętych oczach, zaśmiał się głośno, niemal zbyt ostentacyjnie i skrzyżował na piersi chude jak wity ramiona. Stojący obok jego kolana, ledwie widoczny niziołek z kozią bródką, również się uśmiechnął i wymienił, także bez skrępowania, rzeczowy komentarz:

— Będzie rzeź!

Offline

 

#7 2017-06-26 20:22:27

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Co do diabła... — Physalis zmełł przekleństwo, wypluwając przy tym ziarenko jabłka, którym o włos się nie zakrztusił na widok przybyłej bandy. Miał zaledwie kilka chwil, by przyjrzeć się zebranym obwiesiom, pokonując wtenczas dzielący ich dystans. Zastanawiał się, po kiego grzyba Kraviec zbierał ich wszystkich przy bramie, skoro, jak chłopakowi się do tej pory wydawało, mieli działać z ukrycia, nie rzucając się w oczy postronnym. Tym bardziej zamkowej gwardii! I choć wyglądało na to, że strażnicy nie mieli nic przeciwko takim zgromadzeniom, młodzieniec nie potrafił wyzbyć się uczucia, jakoby było to nieostrożne i zwyczajnie głupie.

Kompania prezentowała się iście... bandycko. Nie trzeba było tęgich głów, by jedno spojrzenie dawało obserwatorowi pojęcie na temat zajęcia, jakim trudnili się jej przedstawiciele. Physalis zdawał sobie sprawę, ile problemów mogłoby mu przysporzyć, gdyby ludzie zaczęliby kojarzyć go z tą szajką. Mimo to nie zdecydował się na skrycie głowy pod kapturem, teraz leniwie zwieszającym się na jego plecach.

Jesteśmy w komplecie? Możemy ruszać? — zagadnął Bogdana bezpośrednio, nie starając się nawet przedstawić pozostałym typom spod ciemnej gwiazdy. Podejrzewał, że prędzej czy później ktoś upomni się o jego tożsamość, a zbytnia otwartość i ochota do zacieśniania więzi mogła być źle rozumiana. W mniemaniu chłopaka postawienie dwóch konkretnych pytań komuś, kto zapewne był przywódcą tej hołoty, wydawało się dobrym rozwiązaniem.

Niewzruszonym spojrzeniem przebiegł po wszystkich zebranych twarzach, mimo że zdążył się im już dostatecznie długo przyjrzeć. Chciał jednak, by każdy z nich też, choć na chwilę, skupił na nim swą uwagę, bynajmniej nie starając się o nią.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#8 2017-07-26 03:15:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

W chwili, w której Physalis przemówił, wszystkie spojrzenia zebranych zwróciły się w jego stronę. Kaprawe i złe oczy opryczników patrzyły na chłopaka z niekrytą niechęcią, widząc w pachołku Florenta nikogo więcej jak nieopierzonego gołowąsa, który prawdopodobnie będzie plątać się między nogami, do tego z wątpliwymi umiejętnościami i jakimkolwiek doświadczeniem przy mokrej robocie. Physalis mógł nawet usłyszeć jak z ust do ust przechodzą ciche szepty, spośród których dało się wyłapać pojedyncze słowa, takie jak pupilek, kochanek, czy chłopczyk.

Na ratunek, nieoczekiwanie, przyszedł sam Bogdan. Waligóra oparł dłonie na biodrach i odpowiedział Physalisowi tak zwyczajnie, że przez to aż nienaturalnie i nieprawdziwie. Wszystko wskazywało jednak, że jego intencje są szczere.

— Komplet jest, a jakże. Tyle, że będziemy musieli poczekać do wieczora. Nie będziemy jednak mitrężyć czasu i wykorzystamy go jak najokazalej. Trzeba przygotować teren. A więc tak, Nikoł i Pestka — tu zwrócił się do brodacza w znoszonym kaftanie o dwóch różnych tęczówkach, zielonej i niebieskiej, oraz do wcześniej wspominanego niziołka z kozią bródką — pójdziecie w las, na zachód od wsi, od strony tartaku. Obsadźcie kusze i wybadajcie punkty strzelnicze, oraz zwiadowcze. Starajcie się nie rzucać w oczy, jeśli jednak doszłoby do konfrontacji, robicie wasz ulubiony manewr. Tylko, kurwa, bez żadnych popisów, to nie cyrk. Traszka — ospowaty jegomość, z czepcem nachodzącym na oczy, skinął głową — przed bramą stoi już kibitka załadowana samogonem. Pojedziesz do wsi pod pretekstem nabicia kabzy. Nie szczędź gorzały nikomu, im więcej ludu pośpisz tym lepiej. Godunow — tu wszyscy zerknęli na anemicznego, chudego dryblasa w lnianych szatach — ty sam wiesz najlepiej co masz robić. Kanał, torba i na hejnał uruchamiasz procedurę. Yon i Ritz, wy będziecie mi towarzyszyć bezpośrednio przy spotkaniu, jako środek ostrożności, samojeden bez obstawy wzbudziłbym podejrzenia — dwaj ponurzy siepacze mruknęli coś pod nosem. — Sowiejka i Gobycz, obierzecie kusze i usadowicie swoją rzyć tam gdzie wskaże wam kolejno Nikoł albo Pestka.

Na koniec Kraviec zwrócił się do smukłego elfa, trzymającego się od reszty w niewielkim, acz zauważalnym odstępie. Na ramieniu nieludzia opierał się najbrzydszy i jednocześnie najbardziej intrygujący łuk jaki Physalis mógł kiedykolwiek widzieć. Wydawał się być stworzony z elementów, które znaleźć można przy slamsowych śmietniskach starego miasta w Novigradzie. Brzydki, pozbawiony symetrii i poobwieszany czymś co przypominało zgniłe algi, ukrywał w sobie drzemiącą moc. — A Ty Relph, rozpoczniesz całą tą zabawę — oznajmił Bogdan, na co elf mrugnął twierdząco, nie mówiąc ani słowa.

Nim jednak ktokolwiek zdążył się rozejść, Kraviec objął Physalisa ramieniem, odsunął go kilka kroków od grupy i wskazał wszystkich kułakiem z takim samozadowoleniem, jak gdyby przedstawiał chłopakowi swą własną winnicę pod Toussaint.

— Ty z kolei możesz wybrać kogo chcesz i zdecydować komu chcesz pomóc. Każdemu z nich możesz się przydać.

Na te słowa, każdy spojrzał na starego oprycha z kwaśną miną.

Offline

 

#9 2017-08-13 10:39:47

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Przyglądał się badającym go spojrzeniom, które towarzyszyły mu od momentu przyłączenia się do bandy rzezimieszków. Co prawda nie liczył na przyjemne powitanie, ale nie spodziewał się, że każdy jeden ze sprowadzonych zbirów będzie do niego tak uprzedzony. Zapewne sprawa miałaby się inaczej, gdyby ważył z dwa worki ziarna więcej, miał łapy jak dębie konary, a w gębie brakowało kilku zębów. Żadną z tych cech bynajmniej nie mógł się poszczycić, zatem przyszło mu zebrać te wszystkie wątpliwe komplementy. Zacisnął szczęki, podświadomie starając się, by jego młodzieńcza twarz nabrała groźniejszego wyrazu. Nim zdążył opuścić brwi, zaniechał, zdając sobie sprawę, że musiałby wyglądać wśród tejże zbieraniny jak naburmuszony chłopczyk. Przybrał więc obojętną pozę, jak gdyby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z reakcji, jaką wzbudził. Z niewzruszoną miną przyglądał się kolejnym oprychom, którym Bogdan wydawał właśnie polecenia, starając się zapamiętać ich przydomki.

Wyglądało na to, że strategia była już wszystkim dobrze znana. Physalis pomyślał nawet, że nie wykonywali jej oni po raz pierwszy. Dodatkowo zdumiewał go fakt, że wszyscy bezapelacyjnie zgodzili się na przywództwo Kravca, choć w tej sytuacji główną rolę mogły pełnić obiecane pieniądze za pomoc w sprawie Muszki.

Wybrał, zanim jeszcze wielkolud dokończył przypominanie planu. Jedno spojrzenie na trzymany przez ostatniego wspomnianego mężczyznę łuk pozwalał chłopakowi sądzić, że nie było to zajęcie, w którym mógłby się grupie na coś przydać. To samo tyczyło się kuszników. Pozostawały więc jedynie cztery opcje, choć i spośród nich wykluczył kilka. Towarzyszenie Godunowowi albo  Nikołowi i Pestce nie wchodziło raczej w grę, jako że szykowali się oni do jakichś manewrów, w których faktycznie więcej byłoby z nim kłopoty, niżeli pożytku. Nie chciał również wybrać się z Kravcem. Pomijając fakt, że postura Physalisa raczej nie pasowała do ochroniarza takiego dryblasa, nie chciał dać pozostałym argumentu, jakoby faktycznie był czyimś kochasiem. Co więcej, to zadanie miało dać mu możliwość nawiązania cennego kontaktu z innymi przedstawicielami tej branży.

Pójdę z Traszką. — Zerknął na szczęśliwego zwycięzcę, spodziewając się wymownego, obrzydliwego widoku niezadowolenia. Mimo to miał zamiar skonfrontować się z nim już teraz. Im wcześniej, tym lepiej. — Jeżeli znajdą się jacyś niepijący odmieńcy, dobrze byłoby zadbać, by w razie potrzeby nie mogli dobyć swej broni. — Spróbował wytłumaczyć swą decyzję, po czym spojrzał na Bogdana. — Jeszcze jedno... Tym razem też ma się obejść bez rozlewu krwi?

Chłopak wolał o to spytać, póki miał możliwość otrzymać odpowiedź bezpośrednio od swego przełożonego. Choć spodziewał się, że planowana akcja miała diametralnie różnić się od sceny z niziołkiem, chciał to ustalić przed wymarszem.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#10 2017-08-13 21:08:28

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

— Bez powodu nie sieczemy. Nie trzeba nam problemów ponad te, które już mamy. Jeżeli jednak zdarzy się, że trzeba będzie żelazo obnażyć, upewnij się dwa razy, nim uznasz, że to całkowicie konieczne. Jak już rzekłem, ta robota ma być cicha i sprawna.

To powiedziawszy, Kraviec pchnął chłopaka w stronę Traszki, który nie wydobył z siebie żadnego komentarza i wszystko przyjął ze sporą dawką obojętności. Skierował się zrazu za bramę gdzie stać miał obiecany wóz, nie mówiąc przy tym ani słowa, nie żegnając się, ani nie pozdrawiając kompanów. To samo z resztą poczyniła reszta. Każdy odwrócił się w swoją stronę i nim zdążyłbyś mrugnąć raz, czy dwa, nikt nie ostał się przy oxenfurckiej bramie z całego zgromadzenia. Także Bogdan zniknął jak pozostali, nie czekając na Physalisa, ani na kogokolwiek, kto by mógł mu zadać jakoweś pytanie. Tacy to właśnie byli ludzie olbrzyma, bo znali się oni wszyscy jak łyse konie i niejednokrotnie przeprowadzali różnej maści operacje zarówno tu, w Novigradzie, jak i poza nim, jeszcze z dawnych czasów się znając. Wszystkim przewodziło stare jak świat powiedzenie: Raz maty rodziła, i każdy z nich, dożywszy dziś dzień, wierzył, że słowa te przynoszą dobre monetę, bo każdy nowy świt dla tych zabijaków był być może ostatnim.

Tak jak dzisiaj.

Traszka szedł wolnym krokiem, pozwalając się dogonić Physalisowi. Raz, czy dwa obejrzał się na chłopaka, patrząc na niego spod ciężkich powiek, pozornie tylko sennych, które jednak czujne były na podobieństwo zajęczych.

Przed bramą rzeczywiście stał mały wóz, solidna dwukołówka, do której zaprzęgnięto rześką, gniadą klacz. Wozu pilnował jakiś młody pachołek, który kiedy tylko zobaczył zbliżającego się Traszkę, skinął mu głową i oddalił się czym prędzej. Traszka z kolei, będąc już przy kibitce, poderwał lnianą plandekę, którym była przykryta, wsunął rękę i po chwili wydobył gąsiorek. Odkorkowawszy, poniuchał nosem zawartość i uśmiechnął się, kontent.

— Kiedy batiuszka Kraviec coś przyobieca, to nie rzuca słów na wiatr. Dobry to samogon, duża moc w nim — powiedział, poprawiając czepiec i podając butelkę chłopakowi aby i on spróbował. — Trzeba będzie uważać, abyśmy się i my nie uwędzili. Jeśliś przyszedł do mnie, bo robota moja najłatwiejszą się wydaje, to uważaj, bo łacno pozorów nabrać. Upić kogoś tak, aby ten się pospał, a samemu trzeźwym się ostać to wcale sztuka jest, bo jak z kimś gorzałę rozlewasz, to za wylewanie za kołnierz ci kto może nieprzyjemność sprawić. — Traszka poprawił swój kożuch, który był włosiem do góry odwrócony i podszedł do klaczy, egzaminując ją zaraz. Głaszcząc muskularną szyję zwierzęcia, zacmokał. — Dobry to koń, widać, nie szkapa. Wraz w Wyzimborze będziem, jak nas pociągnie, głowę daję! No. Wsiadaj na wóz, nie ma co czasu mitrężyć.

Ruszyli powoli, po błotnistym i rozdeptanym wjeździe do miasta, mijając innych ludzi, którzy w przeciwną stronę, novigradzką właśnie, ruszali, ciągnąc ze sobą wozy wyładowane dobrami, ale także kolaski, w których siedziały baby z dziećmi, a obok człapało powoli bydło na spęd.

Traszka widać miał do Physalisa podeście najzupełniej neutralne, nie widać było po nim by młodzieniec mu jakoś wadził. Nie widział też problemu, ani dyshonoru jakiego w tym, aby z nim rozmawiać.

— Pierwsza to twoja taka robota? Jeśli tak, to wiedz, że dziś będzie jucha na wsi. Jakoż Kraviec przyobieca, to tak jest. Muszka to srogi łotr, urósł w Novigradzie i upasł się tamtejszymi bogactwami, jak nie przymierzając bąk nektarem. A jeszcze niedawno to wcale gołodupiec był i tylko dzięki łasce pana Florenta zaistniał. Ha, będziem-li gorzałkę rozlewać. Pamiętaj, aby ostrożnie wszystko podejmować. Kupców udajem i bimber nam spędzić lza. Promocyje zrazu jaką wymyślimy, tak aby jak najwięcej ludu pospać. Zabieg to kravcowy, bo nie wiada-li kogo Muszka mógł powerbować na miejscu i czy chłopstwo aby rabanu w razie czego nie podniesie i po straż do miasta kto nie pogna. Takoż należy upić jak najwięcej ludzi, byleby nie bić, bo siła ich to porządni ludzie.

Offline

 

#11 2017-08-20 21:55:11

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Nie obejrzał się nawet, kiedy Kraviec pchnął go w kierunku mężczyzny, w którego towarzystwie miał przystąpić do odegrania swojej roli w planowanym przedstawieniu. Przygotowany na to, by udzielić odpowiedzi na pytania, jakiekolwiek kłębiły się w głowie mężczyzny, Physalis ruszył za kroczącym już naprzód mężczyzną. Prędkość samoorganizacji tej, wydawać by się mogło, skleconej naprędce drużyny była zadziwiająca. Nim młodzieniec zdążył dogonić Traszkę, wszyscy rozeszli się w swoje strony. Odebrał to jako dobry znak w kontekście przygotowywanej akcji.

Wreszcie zrównał się z nowym towarzyszem doli. Ten jednak, zamiast zasypać go pytaniami odnośnie jego osoby, rozpoczął swoje dywagacje, wcale rzeczowe. Wyglądało na to, że poznanie partnera nie było dla niego sprawą kluczową. Czyżby mężczyzna na tyle wierzył zdaniu Bogdana, żeby wziąć za pewnik, że Physalis był kimś godny zaufania, na którym w razie czego mógłby faktycznie polegać?

Chłopak przejął bukłak, zaciągając się ostrą wonią. Choć miał nadzieję, że nie będzie mu dane kosztować tegoż trunku, słowa Traszki szybko uświadomiły go o błędach w rozumowaniu. Nie chcąc wyjść na mięczaka, przycisnął szyjkę butelki do ust i przechylił. Zapiekło, jednak dopiero podczas przełykania. I to znacznie bardziej, niźli się tego spodziewał. Natychmiast zasłonił usta lewym nadgarstkiem, zanosząc się kaszlem. Natychmiast oddał naczynie.

Nie sądziłem, że my również będziemy zmuszeni pić — wydusił z siebie, kiedy już odzyskał oddech. — Nie to, że nie podołam! — zreflektował się natychmiast, ustawiając ponownie do pionu, niemal nie dając po sobie poznać, że dopiero co prawie zadławił się ognistą wodą. — Po prostu wolę mieć trzeźwy umysł. Nie tylko przy okazji jakiejś większej akcji.

Usłuchał polecenia, pakując się na wóz. Prawie nie zwracał uwagi na mijających go ludzi, w głowie układając już plan, jak mógłby wymigać się od spożycia zbyt dużej ilości alkoholu. Obawiał się, że potencjalni nabywcy wykażą się iście sportową kondycją alkoholową, a z niego samego grupa nie będzie miała żadnego pożytku. Wolał nawet nie myśleć o konsekwencjach.

Panie Traszko — spojrzał na niego, a w oczach młodziana można było zauważyć tak rzadko w nich obecną iskrę niepewności. — Czy mógłbyś mi dać jakieś wskazówki odnośnie tejże sztuki? Zapewne masz więcej doświadczenia w tej kwestii, a ja chętnie nieco bym z niego przyswoił.

Speszony, odwrócił wzrok, spoglądając na drogę. Nie trzeba było tęgich głów, by zrozumieć, że z chłopaka materiał na ochlejmordę był żaden. Wątły, a do tego jeszcze niewprawiony. Także i Traszka musiał dojść do podobnym wniosków.

Zapewne zastanawiasz się zatem, dlaczego wybrałem takie właśnie zadanie. Otóż, — podjął, zapewne starając się w jakimś stopniu usprawiedliwić. — może nie znam się na alkoholach, ale znam się na ludziach. Wiem, jak ich oszukać. Jak myślą, na co zwracają uwagę. Jeżeli tylko zechcę, bez problemu staję się rybakiem, myśliwym, czy choćby członkiem rodziny królewskiej.

Spozierające spomiędzy przymkniętych powiek szafiry lustrowały właśnie siedzącego obok mężczyznę, starając się wyczytać z tej księgi jak najwięcej.

Wiem, kiedy patrzą. Kiedy należy być ostrożnym, a kiedy to oni powinni być uważniejsi. A wtedy dzieje się magia. Przedmioty znikają i zmieniają właściciela. — Spojrzał w niebo, obserwując lawirujące w powietrzu ptaki. — Pomyślałem, że może w ten sposób będę wam przydatny. Jednak wracając do pytania… Nie jest to moja pierwsza misja tego typu, ale zdecydowanie jedyna na taką skalę. Wcześniej pan Florent zlecał mi jedynie mniejsze zadania, ot robota dla samodzielnego młodzika. Tym razem ma być inaczej.

Wyjął zza pazuchy pół bochenka chleba i wyciągnął w kierunku mężczyzny, sugerując, by się poczęstował. Później sam oderwał spory kawałek.

A co z panem? Długo siedzisz w tej branży? — zapytał, przeżuwając pierwszy kęs.

Ostatnio edytowany przez Lis (2017-08-20 21:55:44)


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#12 2017-09-29 01:24:21

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

Traszka ściągnął lejce, kiedy dwukołówka zachybotała się niebezpiecznie na nierównym trakcie i kiedy naprowadził pojazd, zaśmiał się dobrodusznie, zerkając na Physalisa.

— Nie masz się co i frasować. Wżdy trzeba umieć z ludźmi rozmawiać. Każdy chołopiszka, który tam, w Vizimborze siedzi, to człowiek ulepiony z tej samej gliny co, czy ty. A w człowieka trzeba umieć zajrzeć, zrazu będziesz wiedział jak takiego podejść. Jeden, wystaw sobie, jest pyszny i lubi prawić o własnym jestestwie, drugi to milczek, co ledwie kilka słów wydusi i za ozor trzeba go ciągnąć. Sztuka polega na tym, aby sobie każdego zjednać, miodem i gorzałką czupryny podkurzyć, ega chełpić, tak jak kotu pod brodą drapiesz, a ten wraz mruczy. Ale i ten człowiek jest jak ten kot, bo gdy za mocno go popieścisz to gotów on cię podrapać do i juchy popuścić. Takoż więc trzeba być ostrożny.

Tu mężczyzna przerwał, wyciągnął z połów kożucha sznyt kiełbasy i gestykulując nią zaciśniętą wraz z lejcami, nie przestawał prawić, a tłumaczył Physalisowi dalej, jak najwierniejszemu żakowi.

— Skoro powiadasz, żeś taki zacny kuglarz, najlepiej będzie jak poudajesz mojego pachołka. Przynieś, podaj, pozamiataj. Albo nie. Będziesz mi synem. Syn wiarygodniejszy, którego bimbrownika stać na pachołka? Zatem jako mój syn, rozprowadzać będziesz gorzałkę. Po prawdzie, więcej robić nie musisz. Imaginuje sobie, że samogon rozejdzie się jak świeże raki. — Odpowiedź młodzieńca najwyraźniej ukontentowała Traszkę, bo cmoknął i dźgnął go łokciem. — Wiem przeto, żeś nie kiep, bo Kraviec takich do roboty nie bierze. Choćbyś był jego bękartem, prędzej utopiłby cię w bryndzy na Starym Mieście, niżeli wziął do ekipy. Mocny to chłop, ten Kraviec, siła ludzi trzęsie się przed nim w Novigradzie. Oh, ilu on już posłał na tamten świat. Powiadają, że gdyby nie on, to by Florenta już dawno nie było.

Traszka odgonił latającą koło jego głowy muchę.

— Do sedna. Jak umiesz zgrabnie ludzi rozbroić to faktycznie przyda się ta umiejętność. Bylebyś nie poknocił tej misji, bo gdy poznają się po nas to i sam Lebioda by nas z tej kabały nie wyciągnął. Trzeba będzie robić to ostrożnie, jak już się chłopy popiją. No! Będzie jucha, będzie jucha! — Traszka zaśmiał się, cicho i świszcząco.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2017-09-29 01:25:38)

Offline

 

#13 2017-10-28 23:05:38

Lis

Mistrz Gry

Miano: Physalis
Rasa: Człowiek
Wiek: 20 - 25

Re: Brama Oxenfurcka

Wóz toczył się naprzód w tempie, które młodzieniec uznał za okrutnie powolne. Kilkukrotnie musiał walczyć z niepohamowaną potrzebą zapytania o odległość, jaka ciągle dzieliła ich od wsi, do której zdążali. Physalis uznał jednak, że byłoby to niezbyt... nieprofesjonalne.

Sama wizja wzięcia udziału w przedsięwzięciu na taką skalę radowała serce i gotowała krew w żyłach. Nawet cień strachu, jaki rzucała myśl o sknoceniu zadania, nie potrafił ostudzić jego zapału, którego jednak nie dawał po sobie poznać. Nie wykluczał jednak, że Traszka zdążył go przejrzeć. Choć z początku go o to nie posądzał, mężczyzna wydawał się wcale bystrym kompanem. Na jego propozycję odnośnie roli, w jakie mieli się wcielić, przystał niemym skinięciem głowy.

Kiedy Traszka zaczął prawić o Kravcu, chłopak przyglądał się mu z nutką niedowierzania. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że Bogdan był osobistością w Novigradzie znaną, ba, może i poza granicami miasta... Ale nigdy nie przypuszczałby, że jego postać cieszy się takim szacunkiem i poważaniem w branży, a zapewne i w innych kręgach. Chociaż Physalis nigdy by się do tego nie przyznał, z tamtą chwilą sposób, w jaki zapatrywał się na olbrzyma, zmienił się kompletnie.

Spokojnie, będę ostrożny — skwitował rady mężczyzny, prezentującego przed nim wszelkie ewentualności.

Wzrokiem omiótł ciągnącą się przed nimi drogę, tym razem baczniej przyglądając się mijanym podróżnikom. Niemal natychmiast zwrócił uwagę na pewien szczegół, który zaraz postanowił przedyskutować.

Chyba powinienem zostawić płaszcz i broń na wozie. W końcu mamy wtopić się w tłum, prawda? Nie ulega wątpliwości, że nieco odbiegamy wyglądem od typowych wieśniaków. A przynajmniej taką mam nadzieję? - prychnął pod nosem, najwyraźniej rozbawiony własnym dowcipem. — Daleko jeszcze? — zapytał raczej podświadomie, zanim zdążył ugryźć się w język.


Karta postaci  | Monety: 9 novigradzkich koron

Offline

 

#14 2017-11-09 12:15:18

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Brama Oxenfurcka

Wóz trajkotał po błotnistej i wyjeżdżonej drodze prowadzącej do Vyzimbory. Traszka uśmiechał się tajemniczo, pozwalając młodzieńcowi swobodnie się wypowiadać i podpowiadać swoje spostrzeżenia. Lejce trzymał luźno i beztrosko, wydawać się więc mogło Physalisowi, że te zaraz mu wypadną i wkręca się między koła wozu. Traszka miał jednak wyraźnie wszystko pod kontrolą, a jego zachowanie i estyma koiły nerwy. Dało się więc rozpoznać, niczym na akademickiej ilustracji porównawczej, czym jest doświadczenie, a młodzieńczy zapał.

— Pamiętaj, synu. Nadgorliwość gorsza od nieludzi — skwitował, cicho rechocząc.

Wieś lada moment poczęła wyłaniać się na widnokręgu. Z początku dało się widzieć jedynie krokwie największych stodół, zaraz potem wyłoniły się też mniejsze domostwa. Lecz zanim Physalis i Traszka w samej Vyzimborze się znaleźli, mijali jeszcze przez jakiś czas pola i łąki, a wśród nich resztki znużonego chłopstwa wracającego przed zapadnięciem zmroku do swoich chałup. Traszka wyraźnie nad czymś dumał, nie zdradził jednak konkretów, być może uznając je za nieistotne.

Nareszcie, ku domniemanej radości tego młodszego, dwójka mężczyzn dotarła do samego środka wsi, czym można było określić gołą, niczym nie zagospodarowaną połać ziemi, która otaczał ponury pierścień chałup. Traszka wraz zeskoczył z wozu, ładując po kostki w gumnie i jął powoli ściągać plandekę z beczek.

— Samogon przywieźlim! Najprzedniejsza gorzała na północy!


Następny post pisz tutaj

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2017-11-09 12:16:50)

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.xiaolinshowdown.pun.pl www.gastrofaza.pun.pl www.harrypotter2.pun.pl www.killarneypopolsku.pun.pl www.si.pun.pl