Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:00:11

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Plac Ludów

http://oi59.tinypic.com/153nv5k.jpg



Wyłożone kamieniem alejki i łukowate bramy, wiodące spod świątyni oraz z zakątków Dzielnicy Klasztornej spotykają się przy rozległym placu. Zaokrąglony ryneczek otaczają wyłącznie stare domostwa, z podcieni usunięto stoiska oraz stragany, po których ostały się jedynie ślady na bruku, zaś zwyczajowo stawianą w centrum okręgu studnię zastąpił starannie zbity, drewniany podest. Nie pręgierz, szafot ni szubienica, ku zaskoczeniu przyjezdnych, lecz mównica.

Regularnie cichy, spokojny Plac Ludów wypełnia się po brzegi kolorowym tłumem, wsłuchanym w wyniesioną ponad nich sylwetkę. Zazwyczaj jest to duchowny, miejscowy kapłan lub nawet proboszcz lokalnej świątyni wygłaszający orędzia, a niekiedy okolicznościowe kazania dla wiernych. Równie często jednak na drewnianym podwyższeniu ujrzeć można prostego człeka Novigradu — urzędnika, kupca, rzemieślnika… nawet członka miejskiej straży bądź robotnika z nadbrzeża. Na Placu Ludów, na tamtym podeście, nikt nie jest swym statusem, nikt nie jest urzędem, rangą ani profesją. Wszyscy są mieszkańcami grodu. Każdy prostak w tłumie może wysłuchać lub zostać wysłuchanym, dokładając swą inicjatywę do życia, polityki i administracji miasta — ponoć pojawiały się tam takie, które rzeczywiście zrealizowano. Tak długo, rzecz jasna, jak głoszący z mównicy ma właściwy kształt uszu, zaś jego przekonania nie kłócą się z sakralnymi doktrynami.

Ostatnio edytowany przez Licho (2015-02-01 21:31:33)


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-08-27 20:36:18

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

Był w fatalnym nastroju. Samotne picie może wpędzić człowieka w depresję.
Dlaczego pił? Wielu powiedziałoby, że z przyzwyczajenia. Inni, że w poszukiwaniu inspiracji. Jeszcze inni, że ze złości. Każdy miałby trochę racji.
Nawyki alkoholowe Namira nie były żadną tajemnicą. Niejeden widział go pijanego w jakiejś podrzędnej spelunie. On sam nie próbował nawet temu zaprzeczać. W końcu był artystą, nie musiał się nikomu tłumaczyć.
-Pierdoleni prostacy! Artysta pije, bo musi! - zwykł zakrzykiwać w takich sytuacjach, oczywiście o ile był wówczas w stanie wydusić z siebie chociaż kilka słów. Faktem było, że nieliczni zwracali na niego uwagę. Nie był pierwszym pijakiem, który wydzierał się wniebogłosy, a w większości melin nikt nie zdawał sobie sprawy, że on naprawdę jest malarzem.
Złość miała źródła w jego pracy. Od dłuższego czasu zmuszony był tworzyć obrazy tego samego typu. Malował krajobrazy lub nienaturalnie wyidealizowane portrety. Czasem komuś spodobała się jego wizja jakiejś bitwy, czy przedstawienie jakiegoś miejsca. Dzięki takim dziełom stawał się "szanownym panem artystą" lub "mistrzem", jak zwykli go tytułować nazbyt entuzjastyczni wielmożowie. Najwyraźniej uważali, że taki tytuł przynależy każdemu artyście. W każdym bądź razie, sięgali chętniej do sakiewki, gdy ich wizja artysty zgadzała się z tym, co widzieli na własne oczy. Sytuacja zmieniała się drastycznie, gdy tylko Namir wyciągał swoje... mniej popularne obrazy. Wśród nich znajdowały się abstrakcje, niekiedy dzieła surrealistyczne lub obrazy niezwykle realistyczne. Nie ukazywały one jednak uwielbianych przez bogaczy łąk czy pięknych ptaków. Malarz skłaniał się bardziej ku brutalnym scenom, chorobom, zaś w łagodniejszych przypadkach - mrocznym obrazom, pełnym negatywnej symboliki. Niestety, z "mistrza" zmieniał się w "dziwaka", a w najlepszym przypadku "ekscentryka".
Nie każdy podzielał jego pasję.

Biła od niego intensywna woń gorzałki, chociaż nie był pijany. Jeszcze. Z jakiegoś nieznanego nikomu powodu skierował swe kroki na Plac Ludów. Nie pragnął tam odnaleźć ani spokoju ani inspiracji. Tego dnia kompletnie go nie obchodziły. Pragnął się czymś zająć. Liczył zatem, że ktoś pojawi się na mównicy. Problemy innych go raczej nie dotyczyły, ale czasem lubił sobie o nich posłuchać. Mało prawdopodobnym było, że miał zamiar komukolwiek pomóc. Słuchanie stanowiło pewnego rodzaju rozrywkę. Bardzo specyficzną. Namirowi sprawiała jednak przyjemność. Trafiając wreszcie na plac, rozejrzał się pobieżnie. Mimowolnie oparł się o ścianę i zmrużył oczy, czekając. Bóg wie na co.

Offline

 

#3 2015-08-30 23:13:24

Evony

Dezerter

Re: Plac Ludów

Wśród setek nic nieznaczących, szarych postaci przemierzających Plac Ludów, niczym światło w ciemnościach pojawiła się Hrabina Marburg. Co wysoko postawiona persona robiła w Dzielnicy Klasztornej? Wszak jej miejsce było w Nowym Mieście, wśród innych arystokratów. Dla "stałych obserwatorów" ulic, kontrolujących sytuacje i "prześwietlających" wzrokiem każdą osobę pojawienie się Hrabiny nie było niczym nadzwyczajnym. Dobra i bogobojna kobieta często odwiedzała świątynię, spędzając wiele godzin na modlitwie, następnie spacerowała przez plac, wspierając drobnymi datkami ubogich.

Dobra i bogobojna... Tak, te dwa słowa świetnie obrazują to, jak jestem odbierana. Robię to tak często i w taki sposób, że nikt nie dostrzega w tym fałszu i starannie odegranej roli. Ubogich wspieram na tyle ostentacyjnie, żeby każdy mógł zobaczyć rzekomą dobroć. Ten sam mechanizm stosuje w trakcie modlitwy, gdy w pełnym skupieniu pokornie pochylam głowę, modląc się o przebaczenie moich występków, których przecież nie mam tak wiele, bo jestem "dobra i bogobojna".

Hrabina wkroczyła na plac ludów wraz z dwójką strażników. Samotne spacery przysługiwały Kassidy tylko i wyłącznie w prywatnych ogrodach rodzinnej posiadłości, dalsze wycieczki wymagały "eskorty". Pierwszym powodem posiadania obstawy przez arystokratkę były względy bezpieczeństwa. Drugi powód znany był tylko wtajemniczonym w sekrety urody Kassidy, a dokładnie szerokości jej talii. Hrabina słynęła ze swoich dwudziestu sześciu cali i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie korzystne dla jej wyglądu zaokrąglenia oraz słusznych rozmiarów biust.
Jak więc to jest Pani Hrabino, że Pani talia jest wąska a dupa szeroka? Nie jest tajemnicą, że arystokratki upodobały sobie noszenie gorsetów, a te odpowiednio zaciśnięte potrafią z potężnej matrony uczynić anorektyczną piękność. W przypadku Kassidy wiązanie tego elementu garderoby przypomina siodłanie konia pod tym względem, że wymaga dość niewybrednego traktowania i pomocy służby. Jedna służąca przytrzymuje kolanem plecy Hrabiny, a druga ciągnie sznurki gorsetu, zaczepiając je o kolumny łoża i gdy osiągnie odpowiedni rozmiar, łaskawie wiąże fantazyjną kokardę w okolicach łopatek. Nie jest tajemnicą również to, że niejedna arystokratka traciła przytomność przez niedotlenienie organizmu, jak mówi przysłowie :"Chcesz być piękna? Musisz cierpieć." Tak więc poza względami bezpieczeństwa, obowiązkiem strażników jest dopilnowanie, aby Kassidy nie utraciła przytomności w drodze do posiadłości.

Marburg od dwudziestu lat nosiła gorset i rzadko miewała incydenty związane z niedotlenieniem, przyzwyczaiła się do tego dyskomfortu i dumnie prezentowała swe oblicze, nie dając po sobie poznać, że coś jej doskwiera. Swobodnym ruchem przemierzała Plac Ludów, oddając się rozmyślaniu o krokach, które podejmie w drodze na scenę polityczną Novigradu. Czarny materiał sukni co jakiś czas dotykał ziemi, odsłaniając buty na wysokim obcasie Hrabiny, którymi dodawała sobie wzrostu. Mimo umiarkowanych ruchów, Kassidy dostrzegła kątem oka mężczyznę w zielonym płaszczu. Intuicja podpowiadała Hrabinie, że warto poświęcić mu chwilę uwagi. Niecodzienny wygląd kusił ją jak pudełko wypełnione czekoladkami, obiecując liczne przyjemności. Kamienną twarz kobiety ozdobił kuszący uśmiech, który pojawił się w momencie mijania się dwójki bohaterów. Na chwilę przed tym incydentem, Hrabina zastosowała stary numer pewnej wyzimskiej baronowej, polegający na (z pozoru niezdarnym) upuszczeniu jakiegoś przedmiotu pod nogi ofiary, dając szansę przyszłemu rozmówcy na nawiązanie kontaktu. Owym przedmiotem była srebrna bransoletka, kształtem przypominająca węża, który pożerał własny ogon...

Ostatnio edytowany przez Evony (2015-08-30 23:21:00)

Offline

 

#4 2015-09-04 21:26:53

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

Setki ludzi, żaden z nich niewystarczająco interesujący, aby rozwiać nudę nieuchronnie ogarniającą Namira. Wygłaszane na mównicy przemowy, postulaty czy błagania nie przykuły jego uwagi nawet na krótszą chwilę. Nie było w nich emocji, tragedii, inspiracji. Brakowało im tego, czego malarz poszukiwał, a wręcz potrzebował. Wszystko było jednak zbyt normalne, zbyt oczywiste. Sprawy dnia codziennego go nie interesowały. Poszukiwał ukrytych treści pomiędzy ostrożnie dobieranymi słowami, nie zdołał jednakże wypatrzeć niczego konkretnego. Nieoficjalna cenzura nałożona przez Kult Wiecznego Ognia skutecznie mu to uniemożliwiała. Swoboda wypowiedzi była pozorna i każdy o tym wiedział oraz respektował. Chyba że życie było mu nie miłe.

-Wieczny Ogień... a fajki nie ma od czego odpalić, psia mać - sama fajka krążyła już w jego palcach. Z reguły podążała ona za nim wszędzie, niczym jakaś ważna pamiątka lub talizman. Niestety, zawsze pojawiał się ten sam problem. Z palenia nici, gdy ognia nie ma. Zmuszony był więc do beznamiętnego obracania fajki w dłoniach. Nie zdołał powstrzymać samowolnego, cichego westchnięcia, które miało poprzedzać jego odejście. Wszakże nic nie zwiastowało interesującego zwrotu akcji.

Bardziej pomylić się nie mógł. Coś, lub raczej ktoś przykuł jego wzrok, gdy po raz ostatni, mozolnie lustrował Plac Ludów. Setki nic nieznaczących, nieinteresujących, szarych ludzi. Byli zbyt... zwyczajni by przyciągnąć uwagę. Kobieta zdecydowanie wyróżniała się od reszty. Nie sposób było nie zauważyć dwójki strażników podążających za nią niczym cienie, gotowych naskoczyć na każdego potencjalnego napastnika. Ich obecność dawała do zrozumienia, że cały ten motłoch zaszczyciła swą obecnością osoba ważna i wpływowa. Co prawda, Namir z takimi ludźmi miał już wcześniej do czynienia. Z reguły nie poświęcał im więcej uwagi niż musiał. Tym razem było zupełnie inaczej. Hrabina samą swoją obecnością zdołała go zaintrygować. Chociażby tylko dlatego, że okazała się przynajmniej chwilowym sposobem na nudę. Efekt ten potęgowały atrakcyjne kształty, które aż krzyczały, by na nią spoglądać. Liczył się z tym, że przyjemność wkrótce się zakończy. Kobieta minie go i zniknie w tłumie, podążając do swego celu.

Kolejny błąd. Jej twarz ozdobił powabny uśmiech, który niewątpliwie zbił artystę z tropu. Nie takiego obrotu spraw się spodziewał. Nie mógł jednak narzekać. Jego wzrok momentalnie skierował się na ziemię, gdzie leżała upuszczona przed chwilą bransoletka. Z pozoru przypadek, wynikający z niezdarności, jednakże w połączeniu z gracją oraz pewnością jej kroków, wydawało się to dziwne. Myśl o nieprzypadkowości tej akcji przemknęła przez głowę Zella. Styl bycia hrabiny był jednak zbyt fascynujący, by zbyt długo rozmyślać nad jej intencjami. Podjął więc rozpoczętą przez nią grę. Odwzajemnił uśmiech, chociaż daleko mu było do miana kuszącego, czy chociażby przyjemnego.

-Pani pozwoli - powiedział, szybko schylając się po przedmiot. Uniósł go delikatnie, przejeżdżając palcem po chłodnym materiale. Zdołał mu się krótko przyjrzeć -Uroboros. Nieskończoność. Początek i koniec. Niebanalna symbolika. Naprawdę ciekawy wybór- skomentował, umieszczając bransoletkę na otwartej dłoni i wyciągając ją w kierunku kobiety. Miał wrażenie, że trzeba było jedynie pociągnąć rozmowę.
-Trudno nie zauważyć, że mam przyjemność rozmawiać z damą zarówno piękną, jak i niezwykle ważną. Szlachetne rysy twarzy, nieskazitelna skóra. Do tego tę piękne loki. Aż się prosi, aby upamiętnić pani urodę na płótnie- Nie bał się wypowiadać tego typu słów. Tego typu otwartość (w połączeniu z odpowiednią dawką komplementów) była jego zdaniem najlepszym sposobem na rozpoczęcie rozmowy z kimś o szlachetnym urodzeniu.
-Gdzie się podziały jednak moje maniery. Namir Zell, malarz. Do usług - skłonił się lekko. Zdecydowanie poprawił mu się nastrój, niemal zapomniał o wcześniejszym zdenerwowaniu. Pozostawało mu jedynie liczyć, że zdoła utrzymać zainteresowanie hrabiny chociaż przez chwilę.

Offline

 

#5 2015-09-09 19:32:37

Evony

Dezerter

Re: Plac Ludów

- Po zastawieniu przynęty, spokojnie idź przed siebie, udając, że nic się nie stało. W międzyczasie licz do trzech. Gdy padnie "trzy" a cel nie przywoła Cię do siebie, pożegnaj się z przynętą. Oznacza to, że byle błyskotka jest warta większej uwagi, niż Ty. Jest to dla kobiety o tyle bolesne, że może zburzyć poczucie własnej wartości... Osobiście żaden mężczyzna nie odmówił sobie przyjemności rozmowy ze mną. Patrz i ucz się Kassidy...

Delikatny dreszcz emocji, raz, przyspieszone bicie serca, dwa, puls na szyi jest wręcz wyczuwalny, jakby chciał opuścić ciało Hrabiny, trzy... Sukces! Hrabina poczuła jak ogarnia ją spokój, połączony z samozachwytem. Kobieta odwróciła głowę szybkim ruchem tak, żeby jej włosy zatańczyły na wietrze, uwalniając przy tym słodki zapach jaśminu. Złote loki znalazły się na lewym ramieniu Kassidy, zasłaniając nieco piersi, ciasno upięte w gorsecie.

W kręgach arystokratycznych rozmowa była uważana za część sztuki. Kassidy przyjęła taktykę zachowania umiaru w każdej sytuacji. Uśmiech- sympatyczny, umiarkowany, gesty- stanowcze, nie ostetnacyjne. Tego wymagała "klasa", ukrywanie emocji tworzyło "maskę", która nadawała kobiecie tajemniczości, czyniąc ją przy tym osobą godną zainteresowania. Identyczną taktykę zastosowała w rozmowie z mężczyzną w zielonym płaszczu, ważąc dokładnie każde słowo.

- Ciekawa interpretacja... Rzadko spotykana wśród mieszkańców Dzielnicy Klasztornej. Interesujące.- tajemniczy uśmieszek Hrabiny miał na celu skusić mężczyznę do dalszej rozmowy.- Dziękuje za zwrot bransoletki. Jestem Pana dłużniczką.- powiedziała, przyjmując od mężczyzny ozdobę, która po chwili wylądowała na nadgarstku arystokratki.

Och to idealny materiał na ucznia... Jest jak czyste płótno, które tylko czeka na uzupełnienie przez odpowiedniego artystę. Gdyby go odpowiednio ogolić, trochę doczyścić i spiąć włosy czerwoną wstążką...W dodatku jest malarzem, co sprawia, że moja Leannan Sidhe aż podskakuje z radości. Pan Namir jest obowiązkowym uzupełnieniem mojej kolekcji.

- Kassidy Morgana Marburg.- przedstawiła się, wyciągając rękę do ucałowania, tak jak nakazywała etykieta. - Mężczyźni zwykli wychwalać moją urodę, jednak żaden nie pokusił się na słowo o przymiotach wewnętrznych, które wykraczają poza cielesną powłokę.

Wzmianka o portrecie wywołała u Kassidy wspomnienie korytarza rezydencji Marburg, wypełnionego ikonami przedstawiającymi poszczególnych członków rodu. Do pełnej kolekcji brakowało tylko dwóch postaci - Leannan Sidhe i Sebastiana. Poza tym była to świetna okazja, do bliższego poznania Namira, odkrycia jego tajemnic i przekonania go do siebie. Hrabina była również ciekawa reakcji drugiego przedstawiciela rodziny Marburg...Może wywoła w nim cień zazdrości? Jak powszechnie wiadomo, to uczucie zawsze dodaje pikanterii w związkach.

- Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić  Pana do mojej posiadłości. W międzyczasie omówimy szczegóły tego "upamiętnienia mojej urody na płótnie".- wskazała mężczyźnie drogę prowadzącą do rezydencji Marburgów. - Chciałabym, żeby opowiedział mi Pan coś o sobie. - kątem oka zerknęła na miny dwójki strażników, którzy nie po raz pierwszy obserwowali gierki prowadzone przez Hrabinę.

Namir wzbudzał w kobiecie coś w rodzaju fascynacji. Kassidy nie potrafiła rozróżnić, czy jest to spowodowane tym, że mężczyzna przypominał miłość jej życia, czy fakt, że mógłby być cennym pionkiem na szachownicy jej intryg.

Ostatnio edytowany przez Evony (2015-09-09 20:36:36)

Offline

 

#6 2015-09-16 22:02:10

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

Hrabina prowadziła z nim pewną grę. Nie wiedział jakie są jej intencje ani co pragnie osiągnąć. Czyżby w jej głowie zrodził się jakiś plan? Lub został obiektem jednorazowej fantazji, która zostanie zapomniana po jej spełnieniu? Myśli Namira szybko odeszły od tych hipotez. Nie potrafił się na nich skupić. W jego głowie zrodziło się natomiast kolejne pytanie - czy są w stanie grać w grę kobiety na tych samych zasadach?

Od razu dostrzegł, że bardzo się różnią. Nie chodziło tutaj o wygląd czy status społeczny. Największe kontrasty pojawiały się w osobowości. Ona - ułożona, zdyscyplinowana. Każdy jej ruch był dokładnie przemyślany. Drobne gesty, uśmiechy, każde słowo - były częścią większego przedstawienia. Stanowiły sztukę, którą Namir rozumiał, doceniał, lecz niestety nie potrafił powtórzyć. Pod tym względem nie byli równorzędnymi graczami. Jego życiem kierował chaos, impuls. Bywało to uciążliwe, lecz miało również swoje dobrze strony. Stawał się nieprzewidywalny. Potrafił reagować, spontanicznie odpowiedzieć na wydarzenia dziejące się wokół niego. Obraz szlachcianki, który powstał w jego głowie, w pewien sposób go podniecał. Pociągała go inność. Miał nadzieję, że intrygujące wyobrażenie nie zostanie wkrótce rozwiane. Nagle zapragnął, żeby fascynacja kobiety była chociaż w połowie tak silna jak jego.

Bogata wyobraźnia malarza podpowiadała mu różne scenariusze, wśród których prym wiodły wszelakie intrygi, w jakie mógł zostać wciągnięty. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że to wszystko mogło być przypadkiem. Niewinne upuszczenie bransoletki, niezamierzone spotkanie. Nie mógł nic na to poradzić. Takie było jego wyobrażenie o szlachcie. Ciągle coś knuli. Po cichu pragnął być częścią przygody z ballad, gdzie jego spontaniczność i chaotyczny spryt zmierzyłyby się z dystyngowanym intelektem magnatów. Marzenie zapewne bardzo odległe, jak zresztą wiele innych.

-Proszę się nie kłopotać. Ściąganie długów nie jest moją specjalnością- pozwolił sobie na kolejny uśmiech. Nie krył zbyt dobrze swoich intencji. Był on naturalny, bez dozy tajemniczości. Ukazywał czyste zadowolenie. Pozwolił hrabinie odłożyć bransoletkę. Ujął jej dłoń swoją dłonią, po czym pochylił się, by ją ucałować. Delikatnie musnął ustami, wykorzystując tą chwilę najlepiej jak potrafił. Pozwolił, aby jej zapach wypełnił jego nozdrza, cieszył się każdą chwilą kontaktu z jej delikatną skórą. Niestety, nie mógł sobie pozwolić na zbytnią otwartość. Nie chcą przedłużać, uwolnił dłoń Kassidy ze swojego ujęcia, prostując się powoli.

-Niezwykle miło mi panią poznać-wyrzucił z siebie po chwili ciszy. Przez cały ten czas starał się ze swą rozmówczynią utrzymywać kontakt wzrokowy. Nie próbował przełamać nieobecnego wyglądu, jaki błękitne oczy często mu nadawały. Uważał to za jeden z niewielu atutów jego aparycji, który starał się wykorzystywać kiedy tylko mógł.

I wtedy pani Marburg zaskoczyła artystę. Zmusiła go do ruchu. Co więcej, został zaproszony do posiadłości kobiety. Tego zdecydowanie się nie spodziewał. Przez jego twarz, niczym cień, przemknęło zaskoczenie. Starał się je ukryć pod maską obojętności, połączonej z niewielkim uśmieszkiem.
-No cóż... Jestem jedynie skromnym malarzem. Moje życie to sztuka. Zapewnia mi dach nad głową, posiłek. Jest moją pasją i moim sposobem na życie - wzruszył delikatnie ramionami -Czego więcej chciałaby się pani o mnie dowiedzieć?

Offline

 

#7 2015-09-26 01:13:54

Evony

Dezerter

Re: Plac Ludów

Fascynacja Hrabiny skierowana w stronę malarza była uwarunkowana przez jej słabość do artystów. Kassidy odczuwała potrzebę bycia wychwalaną przez kochanków w "godny" sposób, najlepiej w postaci wiersza lub wyidealizowanego portretu. Komplementy były dla niej pustymi słowami, wszak przez wiele lat mężczyźni dbali o jej próżność. Wraz z kolejnymi dziełami opisującymi Hrabinę, rosło jej ego, które na chwile obecną było bardzo wymagające. Marburg potrzebowała Namira w swojej kolekcji, żeby ponownie "dokarmił" jej próżność. Miał być jej zwierciadłem Nehaleni, tym uprzejmym.

Namir miał coś jeszcze, do czego Hrabina nie przyznałaby się przed samą sobą, co być może dostrzegała nieświadomie. Każdy z jej partnerów musiał posiadać odpowiednie cechy wyglądu, które po dopracowaniu tworzyły obraz łudząco podobny do jej brata. Hrabina nie dopuszczała do siebie myśli, że nowo poznany malarz mógłby oprzeć się jej urokowi i zrezygnować z pozycji partnera. Chciała zrobić z niego swojego "ucznia", którym posłużyłaby się w kolejnych intrygach. Przyglądała się uważnie Namirowi, wyobrażając sobie moment, gdy wprowadzi go na "salony". Wiedziała, że z czasem Leannan Sidhe upomni się o swoje trofeum. Na samą myśl o przyszłości malarza, twarz Hrabiny ozdobił intrygujący uśmiech.

Ulubionym elementem etykiety był dla Kassidy gest całowania w rękę. Było w nim coś pociągającego, jakby ten nic nieznaczący pocałunek miał przypieczętować jakąś obietnicę. Uwielbiała ten moment, gdy twardy zarost mężczyzny dotykał jej dłoni. Poczuła na skórze oddech Namira, była pewna, że jaśminowy krem spełnił swoje zadanie. Po chwili cofnęła subtelnie dłoń i gestem zaprosiła malarza na spacer w kierunku posiadłości Marburg. Zdolność empatii Hrabiny nakazywała wsłuchanie się w ton głosu rozmówcy, tak, żeby wyłapać z niego wszystkie emocje, nawet te najgłębiej skrywane. W początkowych etapach znajomości nie było to specjalnie skuteczne, jednak nie zaszkodzi spróbować.

- Potrzebuję dwóch portretów- własnego i brata. Na czas pracy mogę ci zapewnić dach nad głową i posiłek.- powiedziała spokojnie Kassidy. - Stawkę ustalimy, gdy zobaczę twoje dzieła. Wraz z bratem potrafimy dokładnie docenić i wycenić sztukę, więc nie obawiaj się strat.

Strażnicy utrzymywali odpowiednią odległość od Hrabiny, która poruszała się bardzo sprawnie mimo niedogodności związanymi z niecodziennym strojem. Czarny materiał sukni falował z każdym krokiem kobiety, a dźwięk obcasów uderzających o chodnik rozchodził się między budynkami. W trakcie rozmowy arystokratka również dbała o kontakt wzrokowy, co często krępowało rozmówców. Niektórzy uważali, że jej przeszywające spojrzenie przebija się przez cielesną powłokę, jakby próbowała dopatrzyć się głęboko skrywanych tajemnic.

- Namirze, chciałabym wiedzieć wszystko... Interesuje mnie przeszłość osób, z którymi pracuje. Rozumiem fakt, że niektórzy potrzebują czasu, żeby się otworzyć. - Emocje Kassidy ponownie skryły się za "maską".

Ostatnio edytowany przez Evony (2015-09-27 17:53:50)

Offline

 

#8 2015-10-04 01:27:42

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

Cień grymasu przemknął przez jego twarz. Negocjacje dopiero po ukończeniu przez malarza portretów oznaczały, że jego reputacja nie zbliżała się chociaż minimalnie do jego ambicji. A były one wysokie. Chciał aby okrzyknięto go największym malarzem, jakiego widział Novigrad. Ba, wszystkie Królestwa Pólnocy, Nilfgaard, może cały świat. Jego ego zostało brutalnie potraktowane, nie zresztą pierwszy raz. Zamiast dzieł, nad którymi potomni będą piać z zachwytu, tworzył portrety dla szlachty, której ród może zniknąć z kart historii w ciągu kilku lat. Tylko taki rodzaj sztuki trafiał do większości ludzi. Namir nigdy nie zdołał tego przetrawić. Schował jednak swój ból pod maską obojętności.

-Dwa portrety nie powinny stanowić większego problemu-- kiwnął głową, powstrzymując wzruszenie ramion. Była to dla niego codzienność, już od długiego czasu nie postrzegał tego jako wyzwania -Muszę jednak uświadomić zarówno panią, jak i pani brata, że potrzebował będę czasu. Tego wymaga perfekcja. A poza tym... do portretu potrzeba z reguły pozować. W bezruchu oraz przez długie godziny. Jeżeli zniesiesz to, pani, to waszą rodzinną galerię ozdobią dzieła najwyższej klasy - podrapał się lekko po brodzie. Czasem lubił to robić, bez większego powodu. Uważał, że wygląda wtedy, jakby nad czymś się zastanawiał.

Starał się pozostać obojętnym, nie zdołał ukryć jednak delikatnej nutki rezygnacji, przebijającej się przez jego głos. Mimo całego zainteresowania hrabiną, dla artysty był to kolejny znienawidzony już portret. Czuł jednak na sobie wzrok kobiety, która jakby próbowała wyczytać jego emocje. On jednak przez większość czasu krążył spojrzeniem gdzieś indziej, odpływając niekiedy myślami. Oprócz malowania, pragnął z Kassidy zrobić więcej. O wiele więcej. Odpływał w swe najdalsze fantazje, po to tylko, aby po chwili wrócić do brutalnej rzeczywistości - gdzie kobieta wciąż była ubrana, a oni nie znajdowali się nawet w sypialni.

-Wszystko...- zaśmiał się lekko. Nie było w tym żadnej nerwowości czy wymuszenia -Wszystko, to całkiem sporo. W większości nic ciekawego bądź istotnego. Skracając jednak tą nudną historię do najważniejszych faktów. Pochodzę z Wyzimy, z rodziny kupieckiej. Przy pierwszej okazji wyniosłem się z tego cholernego miasta. W Novigradzie przynajmniej potrafią docenić sztukę. No, i bliskość Oxenfurtu dodaje mu prestiżu. Mieszkam sobie tutaj spokojnie od wielu lat, w niewielkim domku- uśmiechnął się lekko. Oczywistym było, że nie chce swojej pracodawczyni podawać zbyt wielu szczegółów. Nie widział takiej potrzeby, nie stwierdził tego jednak wprost-Nic ciekawego, niestety. Jednak nie każdy niesie ze sobą ciekawą historię, czyż nie?

Offline

 

#9 2015-11-17 00:55:15

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Plac Ludów

Panie? Eee...Haganie? Panie Haganie? Mistrzu? — indagował delikatny, dziewczęcy niemal głos należący do młodego, na oko nie więcej niż piętnastoletniego pacholika ubranego w zapinany na guziki kiepsko skrojony kaftanik, obcisłe nogawice i żółte ciżemki. Dzieciak był chudy, piegowaty i  nosił włosy związane w rudawy harcap sięgający karku a niemal pleców. Lekko wystające zęby oraz wpatrzone w oczekiwaniu i bojaźni błękitne oczy, które podnosił właśnie na artystę o fizys brodatego draba, nadawały mu wyglądu przerażonego gryzonia.

Yyy...— zająknął się młodzieniec, nie będąc pewien czy może zaczynać i czy w ogóle zwrócił na siebie uwagę malarza. Hagan milczał bowiem od dłuższego czasu, z gasnącym na twarzy uśmiechem spoglądając w bliżej nieokreślony punkt gdzieś pośród wielobarwnego niczym paleta farb tłumu, przelewającego się po placu to tu to tam. Jasnowłosa piękność, z którą niedawno rozmawiał, zniknęła po pytaniu zawieszonym w powietrzu. Nie wiedział kiedy dokładnie. Czuł i domyślał się, że jego świadomość odmówiła mu posłuszeństwa. Czuł również, że była to sprawka zdobytych na lewo grzybków zakupionych na użytek własny oraz sztuki. Nie wiedział jak długo to wszystko trwało ani czy kobieta, którą właśnie widział w ogóle była prawdziwa. Fakt, że z podobną łatwością udało mu się pozyskać klientkę tej klasy i urody, w dodatku chętną i wychodzącą z inicjatywą, zakrawał zresztą na piękny choć równie abstrakcyjny co niektóre  jego dzieła sen, przystający o wiele bardziej do historii rodem z tanich pieśni i romansów, rodem z tych sprzedawanych podstarzałym damom na Giełdzie w piętrzących się stosami księg na stoiskach z kiepską literaturą.

Wybaczcie, że sobie pozwalam... Ale wyście są ten sławny artysta-malarz? —Cichy i nieśmiały głos młodzika dotarł do niego przez zasłonę zamyślenia.

Offline

 

#10 2015-11-19 00:15:27

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

Wbił puste spojrzenie w tłum leniwie przemierzający Plac Ludów. Usłyszał łagodny, może trochę przestraszony głos. Najwidoczniej pragnął zwrócić jego uwagę. Zignorował go. Nie lubił, gdy mu przerywano nawet najbardziej trywialne czynności. Humor momentalnie przestał mu dopisywać. Dosłownie kilka chwil wcześniej towarzyszyła mu piękna dama. Namir nie był w stanie pojąć, jakim cudem stracił ją z oczu. Przez cały czas łapczywie rozbierał ją wzrokiem. Hrabina nie mogła tak po prostu stracić zainteresowania i odejść. Nieruchome spojrzenie spokojnie analizowało skupisko bezwartościowych postaci. Ona była niczym róża pośród wszystkich tych chwastów. Przykuwała wzrok, wyróżniała się. Zniknęła, tak po prostu. Wspaniały sen dobiegł końca, malarz powrócił do szarej i irytującej rzeczywistości. Jego własne pytanie odbiło się echem w jego głowie. Zaprzeczył sam sobie. Każdy ma do opowiedzenia historię ciekawą. Mało kto jednak pragnie się nią dzielić.

- Czas zacząć dawkować te grzybki... - pomyślał. Podobne sny na jawie zdarzały mu się już wcześniej. Miało to miejsce najczęściej w prywatnej atmosferze. Tymczasem rozmawiał z powietrzem na środku placu, niczym szaleniec. Nie zdołał przejąć się tym zbytnio. Był w końcu artystą. Miał prawo, a wręcz nawet obowiązek, być dziwnym. Twórca bez barwnej i ekscentrycznej osobowości był nudny. Tymczasem uśmiech zszedł z jego twarzy. Nagromadziła się w nim irytacja. Halucynogenna rozmowa z hrabiną zdołała rozwiać jego zmartwienia tylko na chwilę. Miał ochotę napić się, zapalić fajkę i ułożyć się do snu. Wpadł w podły nastrój. Zawiódł się na swojej wyobraźni. W tej realistycznej wizji nie zdołał wprowadzić swej postaci do komnat sypialnych jasnowłosej piękności. Nadzieja na przyzwoity zarobek oraz przynajmniej przyzwoity seks prysnęła. Zdenerwowanie skutecznie pogłębiał parobek, który swoim nieśmiałym głosikiem próbował zwrócić na siebie uwagę. Zell nie obdarzył go nawet ukradkowym spojrzeniem, wciąż skupiając się na... właściwie bliżej nieokreślonym punkcie, gdzieś w oddali.
- Ta, sławetny, uwielbiany i utalentowany - rzucił oschle. Jego reputacja w Novigradzie była różna, jednakże nikt nie mógł mu zarzucić braku talentu - Psia krew, mówże czego chcesz. Byle szybko, bo zajęty jestem.

Offline

 

#11 2015-11-21 02:56:47

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Plac Ludów

Młodzieniec zawahał się widząc nieobecne spojrzenie Hagana i jego twarz, zmienioną wyłącznie na chwilę, ukradkowym zerknięciem w jego stronę. Każdy sen, nawet ten piękny i czarowny, nie mógł trwać wiecznie. Zwłaszcza ten piękny i czarowny — mógłby poprawić się w myślach artysta, który bardziej niż ktokolwiek inny wiedział jak niepewnym jest w dzisiejszych czasach przyzwoity zarobek. Oraz względy i łaska możnych dam, szczególnie takich będących przyzwoitymi partnerkami w sprawach zgoła nieprzyzwoitych. Przede wszystkim jednak, najtrudniej było dzisiaj o porządnego dilera.
Rzeczywistość upomniała się o malarza równie nagle i oschle co on sam upomniał pazia. Młodzieniec zmitygował się natychmiast, zginając w ukłonie. Dwornym, choć odrobinę niezdarnym.

Nazywam się Merkurio i reprezentuję interesy mojego pana, Karstena Dorana di Grigio, miłośnika i mecenasa sztuki — przemówił, zgodnie z życzeniem artysty ograniczając się do najpotrzebniejszych informacji, z pominięciem dodatkowych tytułów i pochlebstw. — Jegomość pragną zaprosić szanownego pana do swojej rezydencji w sprawie nie cierpiącej zwłoki a wymagającej waszej obecności i waszego talentu. — Zamrugawszy oczami, wyrostek kiwnął głową, jak gdyby samemu chcąc upewnić się, że to co powiedział jest prawdą. — Jeżeli się zgadzacie, pan kazał mi przyprowadzić Was bezzwłocznie. I przekazać, że podejmie obiadem.

Offline

 

#12 2015-11-28 01:15:18

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Plac Ludów

- Miłośnik i mecenas sztuki. Ho ho. Do tego uraczy obiadem. Taką propozycję ciężko odrzucić - rzucił z przekąsem.  Puste tytuły irytowały Namira. Każdy szlachcic był w stanie zatrudnić parobka, określić się znawcą malarstwa. Wspomnianego Karstena artysta nie podejrzewał ani o przesadną wiedzę, a tym bardziej o szczere zamiłowanie do sztuki. W wyższych sferach panowała specyficzna moda. Bogacze posiadali swoje fanaberie, aby utrzymać się w ich towarzystwie należało się dostosować. Malarz szczerze gardził ludźmi, którzy w ten sposób traktowali jego pracę oraz pasję. Musiał jednak na nich żerować, karmić ich bajeczkami i komplementami. W jakiś sposób musiał w końcu zarabiać.

- No dobrze, Merkurio. Prowadź, zobaczymy czego jaśnie pan Karsten pragnie od mojej skromnej osoby - nawet nie starał się ukryć nasiąkniętego ironią głosu. Nie musiał udawać miłego, zwłaszcza nie przed jakimś paziem. Wciąż rozpamiętywał piękną blondynkę. Gdzieś w głębi duszy chciał pozostać w swojej halucynacji chociaż trochę dłużej. Niestety, zamiast pięknej kobiety musiał męczyć się z osobą rudego chłopca. Kolejne losowe, niespodziewane zdarzenie obudziło w nim podejrzenia. Grzybki mogły okazać się dużo mocniejsze, niż pierwotnie się zdawało. Pozostawało mieć nadzieję, że nadchodzące spotkanie z rzekomym mecenasem i miłośnikiem sztuki nie okaże się kolejnym przywidzeniem.

Offline

 

#13 2015-12-04 01:21:17

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Plac Ludów

Paź wyprostował się nagle, stając na baczność i prawie udałoby mu się strzelić obcasami, gdyby nie fakt, że ciżmy kiepsko się do tego nadają. Nie słysząc żadnych pytań, życzeń ani wątpliwości ze strony artysty, młodzian odwrócił się, skrywając wyrywające się westchnienie ulgi, po czym ruszył przed siebie rzuciwszy uprzednio "Szanowny Pan pozwoli za mną". Jedyne słowa, które zdarzało mu się wypowiadać przez resztę drogi były krótkimi komunikatami takimi jak: "proszę tędy", "teraz w lewo", "proszę uważać na głowę" kiedy to wiódł poetę przez mniej uczęszczane uliczki i skróty, wykazując się większą znajomością miasta niżby oczekiwało się po wypacykowanym gołowąsie jego pokroju.

W końcu, po krótkim spacerze udało im się dotrzeć na miejsce. Do rezydencji di Grigia. Domostwa po przekroczeniu progu którego, wątpliwości odnośnie tego czy to wciąż jawa czy już sen, miały nawiedzić Hagana jeszcze nie raz.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.sasiedzi.pun.pl www.discordia-forum.pun.pl www.ninjabatlle.pun.pl www.jpog-center.pun.pl www.netkomp.pun.pl