Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:17:12

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Rezydencje wielmożów

http://oi57.tinypic.com/x393ed.jpg



Świeże powietrze, szerokie, zadbane i czyste ulice, świergot ptaków. Przeplatane zielonymi parkanami place, przykryte wielobarwnym kwieciem. Zapach cynamonu zmieszanego z pomarańczami. Brak złodziei i przestępców, wszędzie obecne czujne oko straży miejskiej — to tylko niektóre cechy jednej z najbogatszych ulic Novigradu. Spotkać tu można jedynie majętnych kupców, ważnych polityków, konsulów czy arcykapłanów — oczywiście w towarzystwie większych niż góra osiłków, mało myślących — dużo wojujących. Z rzadka ujrzeć można osobę z niższej kasty, przeważnie służbę salonową lub posłańców. Wszak bez odpowiedniej przepustki łatwo można stracić zęby, a w najgorszym przypadku życie.

Domy znacząco wyróżniają się spośród reszty miasta — wysokie, podmurowane kamienice z potężnymi okiennicami, okalające je freski — wszystko świadczy o dobrobycie i wysokiej randze społecznej.

Miast tawern znaleźć można restauracje, miast zamtuzów — domy schadzek. Wszystko okryte zostało płachtą pieniądza, choć chyba każdy rozpozna, że korupcja, nielegalny handel i spiski zawsze pozostaną w sercach.

Opis autorstwa Ejiry.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-12-04 01:22:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Hagan

Posiadłość Karstena Dorana di Grigio, miłośnika i mecenasa sztuki, et cetera, okazała się być trzypiętrową, porośniętą bluszczem kamienicą z przestronnym balkonem, stylem przypominającą nieco rezydencje kovirskich kupców w Lan Exeter. Nieco, gdyż nieograniczona podatkiem od frontu siedziba szlachcica w kwestii szerokości mogła uchodzić za pełnowymiarową a wystrój wnętrza oraz niektóre motywy architektoniczne charakteryzowały się  elementami zdradzającymi wpływy z dalekiego południa.

Wpuszczeni do środka przez czekającego przy drzwiach zwalistego cerbera, zawezwany artysta wraz z Merkuriem podążali korytarzem wyłożonym na całej długości kilkuczęściowym dywanem z frędzlami, mijając stylizowane na kolumny, wystające ze ścian płaskorzeźby, pełniące swoją milczącą wartę zbroje z ozdobnymi ryngrafami, wygaszone łuczywa tkwiące w plecionych we wzorzysty motyw metalowych uchwytach, okna z witrażami i pokrywającą gdzieniegdzie ściany tapiserię. A także obrazy. Przede wszystkim one. W większości repliki, jak sądził. W dodatku cholernie dobre. Przynajmniej na tyle, by nie mógł mieć całkowitej pewności, czy  faktycznie nimi były. Już na wejściu powitał go nieco psychodeliczny "Krajobraz rzeczny z krokodylem" o osobliwej palecie barw, autorstwa Seraphiniego. Obracając twarz ku zachodniej ścianie, jego wzrok natychmiast przykuła "Łuna nad Cintrą", bardzo młode dzieło nieznanego artysty, zyskujące na szczególnej popularności i zainteresowaniu po wojnie.
Będąc w połowie drogi, przez odbicie w kovirskim zwierciadle, spod lekko opuszczonych rzęs spoglądała na niego dumnie i nieco zalotnie Anna Henrietta, utrwalona na portrecie sławnego Van Diciego z Toussaint, z przyczyn znanych tylko nielicznym, zwana w niektórych kręgach artystycznych "Damą z łasiczką" .
Zaraz potem, w miejscu w którym korytarz nieco zakręcał, usłyszał niemal namacalny, pełen ekspresji "Krzyk" Szalonego Dei z pastelowego obrazu Vardeda Munchana.

Podczas swojej krótkie podróży, mijali też inne dzieła, a jego artystyczne oko błyskawicznie wychwytywało łączące je style i motywy. A były nimi najczęściej zarówno młode kobiety, jak miało to miejsce w przypadku ujrzanych jeszcze po drodze "Narodzin Lary" czy "Dziewczynie z błękitną perłą"oraz szalejący żywioł, powtarzający się jeszcze na "Tor" pędzla Bru Aegela, uchodzącą za kanon w malarstwie Starych Ras.

W końcu dotarli do celu swojej wędrówki, gdzie za dwuskrzydłowymi drzwiami czekała na nich sala jadalna. Umeblowana nie gorzej niż niektóre komnaty w pałacu samego cesarza Nilfgaardu, z długim, nakrytym szkarłatnym obrusem stołem znajdującym się pośrodku. Obecnie zastawionym dwoma kandelabrami i półmiskami pełnymi czegoś co wyglądało kolejno na jesiotra, baraninę, papuzie języczki, gotowane warzywa z beszamelem i olbrzymią karafkę z winem.

http://s17.postimg.org/b04ch8tb3/grig.pngA sięgający po nią, siedzący na honorowym miejscu, mężczyzna nie mógł być nikim innym jak gospodarzem.

Ubrany w koszulę z żabotem gospodarz przypominał elfa. Był przystojny, o raczej szczupłej sylwetce i zarówno na pierwszy jak i na drugi rzut oka ciężko było określić ile właściwie ma lat. Długie, ciemne, lekko falowane włosy nosił w nieładzie, który biorąc pod uwagę okoliczności śmiało było można określić jako artystyczny. Jego rysy, dostojne i szlachetne, mogły uchodzić za drugie po jego majątku marzenie każdego portrecisty.
Tym co prócz braku ostro zakończonej małżowiny, odróżniało go od elfa był wyraz jego twarzy i sposób w jaki się nosił. Był to rodzaj przepełniającej każdy gest pychy, którego na próżno szukać u dzisiejszych elfów, zaszczutych w miastach lub tych zagłodzonych i wykrwawiających się po lasach. Była to duma i nonszalancja znana niegdyś wyłącznie najstarszym z nich, lub ich przodkom, którą obecnie bezpowrotnie zatracili. Czujne, choć nieco znudzone oczy lustrowały pomieszczenie w towarzystwie błądzącego na wargach półuśmiechu, który zdawał się drgnąć nieco gdy Hagan oraz zapowiadający go i kłaniający się Merkurio, przekroczyli w końcu próg.

Powiadają, że głodny artysta to płodny artysta. — Gestem dłoni i przyzwalającym skinieniem odprawił pazia, już szykującego się do wymieniania zaszczytów i kłaniania się w pas. — A mimo to, świadom ryzyka, zapraszam was do tego stołu panie Haganie. Dom mój jest waszym domem. Zechciejcie być moim gościem — wyrzekł formalnie choć nieco niedbale, zaraz potem pociągając łyk z napełnionego winem pucharu. Dla odmiany mocno nieformalnie choć z wielką starannością i zapałem.

Offline

 

#3 2015-12-08 00:05:02

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Rezydencje wielmożów

Wnętrze imponowało bogactwem. W budynek zostały zainwestowane spore pieniądze. Pieniądze, o których malarz mógł sobie co najwyżej pomarzyć. Nie interesowało go tempo narzucone przez pazia, szedł powoli i spokojnie. Zwykły korytarz został zamieniony w niezwykłą galerię, pełną dzieł sztuki. Płaskorzeźby przykuwały jego uwagę jedynie na chwile. Potrafił docenić kunszt autora, lecz nie widział powodu, aby akurat nimi się zachwycać. Prawdziwą ciekawość i ekscytację budziły obrazy. Same największe dzieła. Wiele z nich stanowiło dla niego inspirację, przynajmniej na samym początku kariery. Zatrzymywał się co jakiś czas, aby dokładniej zlustrować obiekt zainteresowań. Kopista znał się na swoim fachu. Namir od razu założył, że żaden z obrazów nie jest oryginałem. Każdy jeden był białym krukiem, o cenie iście niewyobrażalnej.

Chociaż... przemknęło mu przez głowę. Przystanął przy "Łunie nad Cintrą". Popularne, młode, być może w zasięgu cenowym szlachcica. Malarza kusiło, aby wyciągnąć dłoń i przeciągnąć nią delikatnie po płótnie. Zabrakło mu odwagi. Nie było sensu złościć gospodarza tak pochopnym postępkiem. Na to miał jeszcze wiele okazji. Pozytywnie zaskoczony, ponowił swoją wędrówkę. Bogactwo kulturowe uderzało go z każdej możliwej strony. Karsten Doran di Grigio, jak głosiło jego pełne imię, o sztuce musiał mieć pewne pojęcie. Dzieła dobierane były starannie, na pewno nie na oślep. Komuś bardzo zależało, aby jego galeria była imponująca, przypadkowa może jedynie z pozoru. Rozbieżność tematyki i stylistyki była celowa. Miała zawstydzić i przytłoczyć przekraczającego korytarz. U Zella budziła jedynie ekscytację. Do pełnego spełnienia brakowało tam jedynie jego dzieła.

No właśnie. Został wezwany zupełnie nie bez powodu. Na jego rękach musiało spocząć pewne zlecenie, co do tego nie było wątpliwości. Oczyma wyobraźni ujrzał mieszek pękający od liczby monet. Miłośnik i mecenas sztuki wykazał się skłonnością do wydawania sporych sum pieniędzy na bogate zdobienia oraz kopie klasycznych obrazów. Nie miał zatem zamiaru żałować grosza biednemu, acz utalentowanemu, Haganowi, czyż nie?

Nim zdążył się zorientować, trafił do jadalni. Przypominała nieco te znane mu z podróży Nilfgaardu. Pełne przepychu, imponujące. Można by pomyśleć, że w takim pomieszczeniu jadał sam cesarz.
- Płodny artysta to każdy artysta. Jeżeli artysta płodnym nie jest, to czy wciąż należy nazywać go artystą? Czy może rzemieślnikiem, twórcą? Na pewno nie artystą... - odparł bez namysłu, dopiero po chwili zwracając wzrok w stronę gospodarza. Budził w nim mieszane uczucia. Z jednej strony swoją postawą reprezentował pewność siebie, inteligencję. Z drugiej jednak, emanował pretensjonalnością. Oraz bogactwem. Niewypowiedziany argument pieniężny zadziałał na jego wyobraźnię, przyjmując zaproszenie Karstena.

- Interesująca galeria. Kto zdołał dokonać tak dokładnych replik? - zapytał, zasiadając do stołu. Rozpoczął rozmowę swobodnie, na negocjacje i rozmowy o rzeczach ważnych miał przyjść czas. Tak działali wszyscy rzekomi miłośnicy sztucy. Rozwiązywali się nad każdym możliwym tematem powiązanym ze sztuką, popisując się swoją wiedzą i możliwościami. Takie negocjacje były nużące, ale finalnie korzystne dla obu stron. Malarz i tym razem liczył, że opuści posiadłość gospodarza bogatszy o wiele koron.

Offline

 

#4 2015-12-10 00:29:16

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Celna... — Grigio uśmiechnął się szeroko, niczym wampir samymi ustami o zaciśniętych wargach. Czerwony ślad pozostawiony w ich kącikach przez zasychające wino z pucharu, wywoływał wrażenie jak gdyby uśmiech nigdy nie znikał na dobre z jego twarzy.— Celna uwaga, mistrzu. Choć ja sam ująłbym to nieco inaczej. Tym co prawdziwie odróżnia sztukę od rzemiosła jest to z czego ta płodność wynika. Mam na myśli przypadek. Ten sam, będący często dzieckiem tego cudownego stanu, który mieliście okazję podziwiać na obrazie Munchana. — Nie korzystając z leżącej na stole srebrnej zastawy, Karsten bez cienia żenady rozdarł na dwie sztuki pulardę podaną mu przez pojawiającego się nie wiedzieć kiedy i skąd lokaja.

Beltracchi.— szlachcic z pełnymi ustami zreplikował na pytanie zadane o repliki obrazów.
Część z nich posiadam oryginale ale oczywiście nie trzymam ich w korytarzu. Nazwijcie to fanaberią ekscentryka ale lubię na nie patrzeć po każdym powrocie w swoje nieskromne progi. Tym bardziej, że kupiłem właściwie za bezcen.— Podane przez gospodarza nazwisko trąciło strunę pamięci Hagana. Choć Dom Aukcyjny Borsodych wydawał grube korony na zatuszowanie tego skandalu, afera z falsyfikatami produkowanymi i sprzedawanymi przez tego krasnoludzkiego malarza pozostawała żywa w pewnych kręgach. Między innymi tych, do których Namir miał dostęp.

Życzy Pan sobie więcej wina, Panie Valentino? — Tym razem odsłaniając równe zęby i z trudem powstrzymując wydobywający się z trzewi chichot, Grigio skinął w kierunku swojej prawicy, nagabując siedzącego tam jegomościa.

http://s7.postimg.org/4do12aemz/pust.pngHagan dostrzegł go już po zajęciu miejsca za stołem, a przeoczenie go przy wchodzeniu zawdzięczał całkowitemu milczeniu osobnika oraz jego ukryciu za jednym z wysokich oparć, stojących pod kątem krzeseł. Powód milczenia drugiego gościa był prozaiczny i bezpośrednio powiązany z pochłanianiem stojącego przed nim półmiska z parującą strawą w sposób możliwie zapamiętały. Czyniąc to dokładał wszelkich starań by w trakcie owej czynności nie musieć zdejmować ani nadto odsłaniać znajdującej się pod nią twarzy, drewnianej maski z otworami na oczy, patrzącej właśnie, pod delikatnym skosem w górę z czeluści ciemnego kaptura zarzuconego na głowę jegomościa, będącego częścią długiej szaty skrywającej jego sylwetkę.
Ach! — Grigio klasnął w dłonie, kończąc przeżuwać, popijając i ocierając usta własnym żabotem. — Nie byliście sobie przedstawieni. Zatem poznajcie się, panowie. Mistrzu Haganie, oto mistrz Valentino, czarnoksiężnik. Mistrzu Valentino, oto Mistrz Hagan, artysta-malarz.

Mistrz Valentino, chrząknąwszy coś spod swojego kaptura, przestał jeść. Grigio uśmiechał się w milczeniu, patrząc to na jednego to na drugiego w oczekiwaniu reakcji. Poza nimi trzema i pojawiającym się tu z rzadka lokajem, w sali nie było nikogo. Poza niezręczną ciszą, która właśnie postanowiła się wprosić.

Offline

 

#5 2015-12-19 00:24:27

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Rezydencje wielmożów

Gospodarz imponował swoją wiedzą, a co więcej - postawą. Nie odnosił się do sztuki z tępą ekscytacją, nie skakał po pomieszczeniu w dziecinnym podnieceniu. Było w nim coś z ekscentryka, który sztukę darzył szacunkiem, może również specyficzną miłością. Czuć było od niego pasję. Mimo to jego prezencja była w pewnym stopniu niepokojąca. Namir nie był w stanie określić, skąd ten niepokój się bierze. Prześladowało go jednak wrażenie, że nie wynika ono jedynie z ekscentrycznej natury, czy próby przedstawiania siebie właśnie w ten sposób. To wszystko jednak budziło ekscytację. Grigio zdołał malarza zainteresować, co stanowiło nie lada komplement. Ciekawi ludzie przyciągali go do siebie.

- To wiele wyjaśnia. Znakomity z niego... fachowiec - odezwał się w końcu. Został zaproszony na obiad, więc bez większego skrępowania zaczął napełniać swój talerz różnymi rodzajami mięsa. Nie zdołał powstrzymać się przed upiciem dużego łyku wina. Po jakości żywności i trunków łatwo było poznać bogacza. Grigio musiał dysponować solidną fortuną. Przełykając kolejne kęsy, Namir odezwał się po raz kolejny - Zaś podziwiania obrazów nie nazwałbym fanaberią. Prędzej szacunkiem dla sztuki - upił kolejny łyk wina. Jego twarz pozostawała obojętna, oczy zaś skupił na talerzu, pełnego smakowitych kąsków.

Bardzo szybko jego uwaga została odwrócona. Wzrok skupił się na tajemniczej postaci, nie zauważonej wcześniej przez artystę. Długa szata, drewniana maska oraz nieuzasadniony chichot gospodarza przyprawiły Hagana o gęsią skórkę. Na chuj mu czarnoksiężnik? Co tu się właściwie, kurwa, dzieje? pomyślał Namir.

- Miło mi poznać - mruknął bez przekonania i przeniósł wzrok na szlachcica. Pozwolił, aby niezręczna cisza opanowała pomieszczenie przez jeszcze jedną, dłuższą chwilę. Dopił kielich wina i dopiero wtedy postanowił się odezwać -Nie zostałem tu jednak wezwany jedynie na obiad, czyż nie? Zakładam, że ma waszmość jakiś interes.

Offline

 

#6 2016-01-06 22:55:58

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Tak, tak. Na fanaberie przyjdzie jeszcze pora —  westchnął szlachcic, zakołysawszy winem w pucharze, zupełnie nie przejmując się faktem, że rozlewa go po obrusie i zastawie ku powolnej i wewnętrznej śmierci czekającego u jego boku pedantycznego lokaja, który przyuczony doświadczeniem i wieloletnią służbą, nie uczynił najmniejszego ruchu bez zezwolenia swojego pana celem uprzątnięcia.

Mistrz Valentino zachrząkał raz jeszcze po czym ewidentnie speszony, powrócił do jedzenia, zupełnie porzucając przy tym sztućce, którymi do tej pory próbował coś zdziałać a szło mu niesporo. Wyczulonemu oku artysty nie umknął również fakt, że nerwowa maniera gestów i zachowania "Mistrza" zupełnie nie przystawała komuś kto zawodowo parał się magią. Choć być może spotkał w życiu zbyt mało czarodziejów by móc to jednoznacznie stwierdzić.

Interes. — Twarz szlachcica skrzywiła zupełnie nieładnie i gniewnie, lecz nagle skrzywienie warg odwróciło się w szeroki uśmiech i parsknięcie wywołane myślą o tym jak to dowcipnie mógłby odpowiedzieć malarzowi w kontekście interesów poprzedzonych nastrojowymi obiadami.

O matulu, co za beznadziejnie nudne słowo. A obiad pewnie miałby stworzyć pod nie dobry grunt? — zastanowił się Grigio z namysłem na szlachetnym obliczu, przystającym co najmniej uczonemu filozofowi. — Nie, Panie Haganie. Nie chcę proponować Panu żadnych interesów. — Grigio otarł usta wierzchem dłoni, przechylając się na krześle i patrząc prosto na malarza.

Chciałbym zagrać z Panem w pewną grę — oznajmił wielmoża, uśmiechając się, a oczy błysnęły mu dziko. — Jej reguły przedstawię Panu w stosownym czasie. Ale póki co... — Wyraz twarzy jegomościa zmienił się natychmiast na spokojny i wyrażający uprzejme zainteresowanie.

Smakuje Panu wino? Może zechcecie skosztować innego? W międzyczasie możecie mi opowiedzieć o Waszej przygodzie ze sztuką. Powiedzcie, mieliście już kiedyś do czynienia z... Portretami? — Ostatnie słowo wypowiedziane przez mężczyznę brzmiało zupełnie tak jak gdyby mówił "szczury".

Offline

 

#7 2016-02-07 03:04:58

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Rezydencje wielmożów

Każdy kolejny ruch gospodarza zdawał mu się nieprzewidywalny, jakie zachowanie zaś - nieco obłąkane. Jego osobowości brakowało systematyczności, jego słowa nie zawsze odpowiadały jego mimice oraz mowie ciała. Malarz ze skrywanym zdziwieniem obserwował, jak szlachcic ze stoickim spokojem rozlewa wino. Samo marnotrawienie alkoholu nie było w oczach Namira postrzegane zbyt pozytywnie, zaś sposób w jaki robił to koneser sztuki - zwyczajnie niepokojący.

Czarodziej nie budził w nim natomiast większych obaw, co zdawało się co najmniej dziwne. To właśnie on, spośród tych dwóch, w teorii był potężniejszy i groźniejszy. Prostackie zachowanie oraz kompletny brak manier nie pobudzał również do zbytniego respektu względem jego osoby. Pod względem zachowania bardziej przypominał stereotypowego żołdaka, aniżeli maga.

- Nudne bądź nie, szanowny panie, nie każdy artysta śpi na górze złota. Naszych domów nie zdobią szykowne meble - ruszył ręką od niechcenia, wskazując całe pomieszczenie - A jedyne dzieła sztuki, na jakie nas stać, to nasze własne. Waszmość możesz się słowem interes brzydzić niczym starą kaszą podawaną w szpitalach. Ja niestety, muszę tą metaforyczną kaszę jeść każdego dnia - wzruszył ramionami i upił kolejny łyk wina, nieświadomie opróżniając kielich.

- Gry, kurwa, gry. On to normalny nie jest. I mam przeczucie, że gra ta będzie równie obłąkana, co on - pomyślał. Z nieznanych nawet Haganowi powodów, nie wstał jednak od stołu i nie wyszedł. Coś trzymało go na krześle. Ciekawość? Strach? Może jakaś tajemnicza siła? Ciężko stwierdzić, ważny był jednak efekt. Siedział na krześle bez ruchu, oczekując na kolejne wydarzenia.

- Wina nigdy nie za mało - skwitował. Nie miał zamiaru przechodzić wszystkich ekscesów przygotowanych przez szlachcica na trzeźwo - Zaś portrety... - artysta skrzywił się nieznacznie - Moje dzieła zdobią wiele Novigradzkich domów, zwłaszcza tych bogatszych. Nie jest to jednak... najciekawszy temat do rozmowy. Ludzi cieszą portrety bezpłciowe, bezcelowe, pozbawione przekazu. Ciężko im nadać jakiś głębszy sens, gdy klient pragnie otrzymać dzieło zgodne ze swą wizją, czyli będące wyidealizowaną gloryfikacją jego osoby - mężczyzna westchnął - Są oczywiście portrety nie wykonywane na zamówienie. Z pozoru identyczne do tych poprzednich, niosą ze sobą jednak coś więcej. Pewną symbolikę. A przynajmniej mogą, jeżeli artysta jest na tyle ambitny - malarz zakończył swój wywód.

Offline

 

#8 2016-04-15 02:29:24

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Jegomość Karsten milczał na tyle długo, by kołysana w pucharze resztka cieczy uspokoiła się zupełnie a pozostałe naczynia na stole, zdążyły zostać ponownie napełnione. Wyraz jego twarzy podczas słuchania wywodu malarza był równie dwuznaczny i nieodgadniony co uśmiech Lisy aep Jocondae na najsłynniejszym obrazie pędzla Van Diciego. Prawie się nie poruszył, nie licząc krótkiego momentu w którym pokręcił tylko głową i rozłożył ręce - jakby w geście wesołej bezradności, na uwagę o szykownych meblach. Sam Namir mógł przysiąść, że w tym samym momencie lokaj zbladł zerkając nerwowo to na zawieszone na ścianach łuczywa i kaganki, to na swojego pana.

— Pracując dla mnie... — Nieodgadniony uśmiech ustąpił czemuś co uśmiechem zdawało się być jedynie z wierzchu. Dwuzębny widelec, dzierżony luźno i zupełnie wbrew etykiecie właśnie w dłoni ekscentrycznego właściciela posiadłości, wskazał na artystę.  — Sami odmówicie przyjęcia zapłaty.

— Tak! — wykrzyknął nagle mężczyzna, wbijając dzierżony sztuciec w stojący najbliżej kawał zajęczego pasztetu i omal nie wstając od stołu. — Nuda! Bezpłciowość! Gnój! Trumienne konterfekty!— Wolną, nie zaciśniętą na na widelcu z pasztetem gestykulował żywiołowo w powietrzu z takim zapamiętaniem, że płomienie stojących najbliżej świeczników zatańczyły wydłużając się i kładąc na boki.

— Chcę by mój portret był kapkę inny — wyrzekł wesoło, spokojnie i jakby nigdy nic, gestem dłoni już bez widelca dając lokajowi znać by sprzątnął pasztet ze ściany. — Stąd też obecność Mistrza Valentino.

— Jako człowiek bywały... — zaczął poważnie, przybierając minę i pozę urodzonego gawędziarza lub dandysa chwalącego się swoją ostatnią podróżą do dalekich krajów. Szybko wypadł z roli, natychmiast parskając nad własną udawaną pretensjonalnością. — Pragnę rozwijać swoje zainteresowania o dziedziny elitarne i zwykle niedostępne dla zwykłych profanów. Żywię też głębokie przekonanie, że magia jest niczym innym jak sztuką. A my będziemy mieli zaszczyt wydobycia jej w sensie innym niż tylko symbolicznym.

Offline

 

#9 2016-09-12 20:39:00

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Rezydencje wielmożów

Karsten budził w Namirze liczne, często skrajne emocje. Lekką irytację, zainteresowanie, respekt, może też trochę obrzydzenie. Coś jednak w nim było, coś co trzymało malarza w napięciu, siedzącego cały czas przy stole. Dobrze wiedział, że nie będzie w stanie odmówić mężczyźnie. Że zaakceptuje jego zlecenie. Zdrowy rozsądek podpowiadał inaczej, próbował wysuwać racjonalne argumenty. Nieodgadniony wyraz twarzy szlachcica, niepokój lokaja. W tym nie było przypadku, w tym domu działo się coś, o czym Zell nie miał pojęcia i prawdopodobnie wiedzieć nie chciał.

- Chyba przecenia waszmość pan moją bezinteresowność - uśmiechnął się niemrawo. Ostatnimi czasy jego sytuacja wyglądała różnie, nabrał więc chciwych nawyków - Z przykrością muszę rzec, że moje usługi kosztują. Życie w Novigradzie bywa kosztowne - wzruszył ramionami w bezradnym geście. Był pewien, że szlachcic sięgnie do swego głębokiego skarbca, aby obdarzyć go kilkoma złotymi monetami. Z podobnych okazji należało korzystać, albowiem nie sposób było domyślić się, kiedy trafi się kolejne takie zlecenie.

Drgnął lekko, gdy mężczyzna wydał z siebie dziki krzyk. Nic wcześniej na to nie wskazywało, lecz słowa Hagana wywołały w gospodarzu silne emocje, być może nawet ekscytację. Brodaty mężczyzna przyglądał się swymi nieco nieobecnymi oczyma, jak drugi z siedzących przy stole, wymachuje w powietrzu widelcem. Dotarli w końcu do sedna sprawy.

Portret. To słowo od wielu lat wywoływało u niego mdłości. Wylewał się z niego brak ambicji, powtarzalność i nuda. W tym przypadku doskonale rozumiał się z jego przyszłym pracodawcą. Pierwszy raz, na dźwięk tego wyrazu nachylił się nad stołem, wsłuchując wyraźnie w wypowiedź Karstena. Magia. To zmieniało wszystko. Wyjaśniało również obecność drugiego mężczyzny. Namir przeczesał palcami brodę. Był o krok od projektu, który mógł raz na zawsze odmienić jego życie. Magiczny portret, o tym jeszcze nigdy nie słyszał. Przed oczami stanął mu obraz sławy, jaką mógł osiągnąć. Reputacja. Tego pragnął. Mógłby w końcu pokazać światu swój prawdziwy talent, ambitne obrazy. Nazwisko, które poparte jest sukcesem, trudniej się szkaluje. Być może ktoś, w końcu dostrzegłby prawdziwą wartość jego obrazów, zamiast spychać je od razu w mrok. Dotychczas nie miał takich możliwości. Nie był na tyle znany w środowisku, aby forsować swoje pomysły, próbować ukazać coś nowego.
Wkrótce to się zmieni - pomyślał.

- Wszystko to niezwykle intrygujące, nawet bardzo, drogi panie... - zaczął - I jestem gotów się tego zadania podjąć. Lecz dlaczego ja? Spośród tylu artystów, których można odnaleźć w Nilfgaardzie, Królestwach Północy lub chociaż tu, w Novigradzie, posłał waść po mnie. Dlaczego? - w rozumowaniu Namira powód był oczywisty. Sam uważał się za geniusza, jedynego w swoim rodzaju, czysty talent w ludzkiej postaci.  Mimo to był niezwykle ciekaw odpowiedzi szlachcica.

Offline

 

#10 2016-09-24 04:19:59

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Grigio słyszalnie oblizał wargi, odchylając się na rzeźbionym krześle. Chłonął każde słowo swojego gościa, jednocześnie przesuwając końcem palca po krawędzi stojącego najbliżej pucharu. Gdy ten skończył, szlachcic pochylił się do przodu, a twarz zmienił mu kolejny uśmiech z szerokiego repertuaru. Równie nieodgadniony co wszystkie poprzednie.

— Dom mój jest twoim domem, szanowny gościu — powtórzył wypowiedziane już dzisiaj stwierdzenie tonem, który pod wyświechtanym płaszczem zdawkowej uprzejmości krył w sobie coś jeszcze. Ostrzeżenie. — Przebywając w nim, do woli zażywaj jego wygód, jadła i napoju. Tak jak gdybyś był mi bratem. Bo to właśnie bratnią duszę ujrzałem w twoich obrazach, Haganie. Pozwól za mną.

To było tak płynne i niespodziewane, że niemal nie zauważało się momentu, w którym wstał. Odrzucając zużytą serwetę na stół, Karsten naraz stał obok krzesła i poprawiając w marszu mankiety, wyparował z pokoju, drzwiami bliźniaczymi do tych, którymi tutaj weszliście.

— Pozwólcie ze mną, mistrzu. Nie wy — oznajmił wychodząc, z miejsca usadzając obserwującego go wyzierającymi zza maski małymi oczkami czarodzieja w szacie z kapturem. Po krótkim, milczącym spacerze, pokonując po drodze spiralne schody i przewiewny, nieoświetlony korytarz, znajdowaliście się w końcu sami, otoczeni księgami, w zaciszu domowej biblioteki, naprzeciw stojącej samotnie pośród regałów sztalugi i dzieła przedstawiającego zamieć pośrodku Wyzimy.

— Właśnie dlatego. — Karsten zdawał się nie zauważać Hagana, całą swoją uwagę jak i wzrok poświęcając w całości malowidłu, zupełnie jak gdyby po raz pierwszy od wielu lat oglądał dawno niewidzianego przyjaciela, którego wszyscy uznali już za martwego.

— Robisz to inaczej niż wszyscy. Zostałeś pobłogosławiony, nie gonisz za pięknem. Odnalazłeś je w ohydzie. Wiem to i mogę to stwierdzić, bo zostawiłeś w tym swoją duszę — Karsten chłonął detale, jak gdyby to co widział na obrazie rozgrywało się przed jego oczami na żywo. Wypowiadając ostatnie słowa, jego spojrzenie zbłądziło w miejscu, w którym znajdowała się postać umykająca szponom wiatru, jako jedyna kpiąca sobie z zalewającego miasto zimna.

—Co sądzisz o naszym czarodzieju?— Kolejna niespodzianka. Jak gdyby nigdy nic, przerywając swój krótki wywód, Grigio zadał malarzowi niespodziewane pytanie, wracając do tego samego niefrasobliwego tonu z rozmowy przy stole.

Offline

 

#11 2016-10-01 20:04:34

Hagan

Dziecko Niespodzianka

Miano: Namir
Rasa: Człowiek
Wiek: 35

Re: Rezydencje wielmożów

Gospodarz był w posiadaniu nieodgadnionej liczby masek. Ile tak naprawdę posiadał oblicz? I które było tym prawdziwym? Każdy kolejny uśmiech był równie zagadkowy co poprzednie, wszystkie jednak inne, unikalne. Nie sposób było odczytać intencji szlachcica. Jego emocje zmieniały się dynamicznie, ciężko było za nim nadążyć. Namir zaczynał rozumieć, dlaczego zwykli, szarzy ludzie nie przepadali za artystami. Po prostu nie byli w stanie ich zrozumieć, a to ich irytowało. Byli zbyt prości i nie fascynowała ich zagadka. Nieodgadniona osobowość Grigio fascynowała malarza, w specyficzny sposób. Nie potrafił wyzbyć się lęku, który mu towarzyszył, lecz zdołał go zdominować i zepchnąć w głąb siebie.

-Dziękuję, panie. Doceniam gościnę, niezwykle rzadką w tych czasach. Niegdyś zdałaby się być codziennością, dziś stanowi cechę najszlachetniejszych dusz. Smutne to, lecz prawdziwe. Obiecuję, panie, że nie będę nadużywał twej hojności. Skromny artysta nie potrzebuje do szczęścia wiele - kiwnął głową w geście podziękowania i delikatnie uniósł kielich, spoglądając na gospodarza. Oczywiście, Namir nie był w żadnym stopniu skromny. Coś jednak utrzymywało jego ego w ryzach. Co nie zmieniało faktu, że wspomnianych wygód miał zamiar używać do woli.

Moich obrazach? - tknęło go to stwierdzenie. Cóż takiego mógł Karsten dostrzec w mdłych portretach i krajobrazach, do których obrzydzenie głośno obaj rozmówcy wyrażali kilka minut wcześniej? Hagan wypił kolejny łyk wina, które uzupełnił mu lokaj. Niewiele jego ambitniejszych dzieł ukazywane było publicznie. Jedynie kilka zawisło na ścianach bogatszych domów, reszta zaś zalegała w kątach jego własnych pokoi. Nierzadko dotykała go krytyka środowiska malarskiego, co nie przysparzało mu największej renomy.

Artysta nie zauważył nawet, że jego pracodawca podniósł się z krzesła. Zell dopił wino i ruszył śladami drugiego mężczyzny, dopiero gdy ten się do niego zwrócił. Podczas krótkiego spaceru żaden z nich się nie odezwał. Widok, jaki czekał na nich na końcu, zaparł mu dech w piersiach. Obraz obudził w nim przez chwilę dawne emocje. Ból, gniew, zrezygnowanie, smutek. Powróciły do niego wspomnienia, o których bardzo chciał zapomnieć. Zupełnie jakby upomniała się o niego przeszłość.

Mimo to, uśmiechnął się lekko. Wyciągnął dłoń w stronę płótna, zacisnął ją jedna w pięść i cofnął. Nie miał odwagi go dotknąć. Jakby bał się, że wraz z dotykiem obraz przerodzi się w pył i rozpłynie się po pokoju. Wyłapywał łapczywie pochwały szlachcica. Pieściły jego ego, uspokajając jego wcześniejszy niepokój. Magię chwili przerwało niespodziewane pytanie, które zbiło malarza z tropu.

-Czarodzieju? - rzucił. Przez chwilę faktycznie zapomniał o jego istnieniu -[/b] Ach, tak, oczywiście. Cichy, niepozorny. Zakładam jednak, że w jego przypadku pozory mylą. Skryty osobnik. Ciężko powiedzieć o nim coś więcej. Nie odezwał się ani słowem, spoglądając jedynie zza swej maski[/b] - Hagan przeczesał palcami brodę i wzruszył ramionami. Nie miał okazji wyrobić sobie zdania na temat małego człowieczka.

Offline

 

#12 2016-11-14 02:07:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Rezydencje wielmożów

Spędzili moment w milczeniu. Hagan patrzący na swoje odnalezione po latach dziecko i Karsten, patrzący na Hagana, zaskakująco spokojny i pozbawiony zuchwałego, ludożerczego uśmiechu wyciosanego zwykle na jego marmurowej i absurdalnie symetrycznej twarzy. Spojrzenie wielmoży, z tlącą się w nim iskrą drwiny, powędrowało w kierunku z którego przyszli, jak gdyby jego wzrok był w stanie ignorować ściany i patrzył właśnie prosto na osamotnionego w jadalni mistrza Valentino.

— Pozory mylą. Nasz... czarodziej nurza się w milczeniu i zakrywa twarz. Kryje za osobliwym aliasem, próbuje otaczać woalem tajemnicy... — Grigio przechadzał się po pomieszczeniu, z twarzą ciągle skierowaną na ścianę, gestykulując przy tym jak gdyby dyrygował niewidzialnej orkiestrze. W trakcie dywagacji, przemawiał powoli i z nienaturalną wręcz starannością, przeciągając sylaby. Jego twarz zmieniała się kilkukrotnie, przybierając pełne zadumy i znaczące grymasy.

A potem, odrzuciwszy głowę do tyłu, roześmiał się rozbrajająco szczerze przez co cała powaga niedawnego rozważania poszła się wałęsać do Koviru.

— Ten tam — powiedział, skinąwszy głową na ścianę, gdy czerwona kurtyna ust uchyliła ponownie, prezentując rząd równych jak u elfa zębów. — To ewidentny szarlatan i oszust. Cienki jak zaliczka dla artysty, że użyję familiarnego dla ciebie porównania, Haganie. Chcesz wiedzieć na co mi on tutaj? Zapytaj. Zapytaj dlaczego go sprowadziłem. — Grigio przerwał na moment, spoglądając na malarza w milczeniu, którego ten nie zdążył przerwać, nawet jeśli zamiarował właśnie otwierać usta.

— Świetnie, powiem ci dlaczego  — nie wytrzymał  mecenas sztuki, trzęsąc się od tłumionego chichotu.  — Uwielbiam patrzeć jak się poci. A poci się pod tymi szatami jak Kaedweńczyk w samym sercu Zerrikani. Zwłaszcza jeśli zadać mu zbyt wiele pytań.

— Wyobraź sobie, że zaproponował mi, że uczyni mnie nieśmiertelnym — ciągnął, małym palcem wycierając wyciśniętą śmiechem łzę błyskającą w kąciku oka.  — Zamiast kazać wyrzucić go na zbity pysk, zaprosiłem go do siebie, chociaż od początku jego motywy cuchnęły mi bardziej niż jego oddech. A najlepsze w tym wszystkim jest to...

Błogość i zadowolenie jaka zagościła w tym momencie na twarzy Grigia, byłaby w stanie przyćmić uczucie ulgi towarzyszące wysikaniu się po siedmiu piwach.

Że on zaczyna powoli rozumieć. Wie, że go przejrzałem. Ale jest już dla niego za późno, żeby się wycofać. W pewnym sensie jest moim więźniem  — mężczyzna skinął głową, widocznie rad z takiego obrotu spraw.  — Nieśmiertelność  — przypomniał sobie, wracając do przerwanego wątku.  — Nasz oszust twierdzi, że zapewnić mi ją może stosowny rytuał związany z zaklęciem mojej młodości w fetyszu, najlepiej przedstawiającym mój wizerunek. Pomysłowo, nie ukrywam. Założę się, że nie wpadł na to sam. Zaproponowałem obraz, bo tak się złożyło, że dowiedziałem się o kilku portretach, które jak mi się zdaje, wykonałeś dla tych zblazowanych nuworyszy i dandysów, których mam nieszczęście nazywać swoimi sąsiadami  — Grigio spojrzał ku sufitowi z miną, jak gdyby po całym życiu spędzonych w pogaństwie, uwierzył w istnienie bogów i zamierzał prosić ich o wybawienie.

  — Resztę znasz. To czego jeszcze brakuje to element rozrywkowy. Zamierzam pozwolić odegrać łżemagikowi jego przedstawienie. Więcej, sam dołożę starań, by uczynić je jak najbardziej interesującym. Ciebie wziąłem sobie na wspólnika. Zaufałem ci, liczę że mnie nie wydasz. W przeciwnym razie, będę musiał nakarmić tobą moje charty. A to byłoby dosyć niezręczne — westchnął, zadumawszy się na chwilę. — Zanim zaczniemy, jedna kwestia techniczna, mistrzu — Grigio, wyprostował się, unosząc wyciągniętą dłoń przed siebie. — Próbowałeś kiedyś malować krwią? Niekoniecznie swoją.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.oszustwsieci.pun.pl www.2lo.pun.pl www.szczuryvs.pun.pl www.motorynka.pun.pl www.prof-mat-fiz.pun.pl