Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:14:00

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Giełda

http://oi60.tinypic.com/fattle.jpg



Wielka miejska giełda — ostatek życia w podupadającym Starym Mieście. Wcale żwawy ostatek, bowiem w tę najlepiej zachowaną część dzielnicy i szeroką, wybrukowaną aleję co dzień ściągają setki, nawet tysiące mieszkańców oraz przyjezdnych. Novigrad jest celem kupców, handlarzy i wielkich przedsiębiorców pośród największych z północnych miast, zaś giełda jest ich celem w Novigradzie. Ciągnie się przez zachodni skraj Starego Miasta i kończy olbrzymim, kwadratowym placem, otoczona z dwóch stron przez rzędy zabytkowych kamienic, starannie odnowionych z kieszeni inwestorów. Niegdyś domostwa mieszczańskich elit, dziś pełnią rolę przede wszystkim magazynów, cekhauzów, domów towarowych i urzędów celnych bądź lombardów. Małe banki i izby pożyczek wyglądają zza każdego rogu.

Na giełdzie lza w jeden dzień z przeciętnego przedsiębiorcy stać się prawdziwym magnatem lub stracić cały dorobek swego życia. Każdego dnia zjawiają się tam nowi inwestorzy, a pieniądz płynie nieprzerwanie, uśmiechając się do jednego, drugiemu w tej samej chwili czmychając sprzed nosa. W miejscu tak gwarnym i pełnym narodu nie brak ludzi gotowych wykorzystać to do ostatniego grosza. Swojego lub cudzego.

Ostatnio edytowany przez Licho (2015-02-01 21:39:57)


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-01-04 13:05:25

Morria de Helt

Dezerter

Re: Giełda

Młoda powierniczka woli wiecznego, palącego ognia, który trawił mrok, spacerowała sobie po rynku, zaglądając to tu to tam. Oglądając przedstawienia sztukmistrzów, słuchając muzyki i bajdania bardów. Było gwarno, tłoczno, a słońce prawie było w zenicie. Tak dawno nie miała sposobności do tego, żeby przejść się gdzieś sama, bez ciekawskich spojrzeń nikogo. W końcu mogła zrobić coś dla siebie, zrobić coś na co miała ochotę. Zawitała do kramu sklepikarza, który handlował słodyczami, kupiła trochę orzechów w czekoladzie i suszonych owoców, które uwielbiała jeść. To była miła odskocznia od ciągłych ćwiczeń, wart. Przystanęła na chwilę przy jakimś mężczyźnie, który grał na flecie zasłuchując się w muzyce.

Offline

 

#3 2015-01-04 14:37:49

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Nie zauważyła, gdy nadeszli od tyłu. Dwóch rosłych mężczyzn wyrosło tuż za dziewczyną na tyle blisko, że mogła poczuć ich oddech na swoim karku. Pierwszy z nich, trochę niższy i wyraźnie grubszy, swoją aparycją przypominał knura, nawet śmierdział jak on. Stał nieco bliżej Morrii, mlaskając co jakiś czas grubymi, czerwonymi ustami, w których stare, zeżarte próchnicą zęby policzyć można na palcach jednej ręki. Drugi mężczyzna, wyższy i chudszy, zdecydowanie odbiegał wyglądem od grubasa. Twarz miał szarą i naciągniętą, pociętą zmarszczkami. Nos świecił niczym czerwona latarnia, wystające zęby i rozrzedzony wąs dokładały jeszcze do szczurzej, lekko przygarbionej sylwetki. Obaj ubrani byli w ciemne łachmany, ukryte pod dużymi, skórzanymi kurtami w kolorze czerni. Na głowach wisiały stare, podarte czapy, pod którymi kłębiły się kępki czarnych, tłustych włosów. Morria poczuła ich spojrzenia na swoim ciele, wiedziała, że na twarzach gości zaległy obleśne uśmiechy.

-Witamy piękną panienkę... Może panienka się zgubiła? Chętnie ja i Oczybor, tutaj obecny, odprowadzimy panienkę... Gdzie by chciała panienka... Miasto niebezpieczne, wielu zbirów się kręci, a panienka sama, samiuteńka jak palec, paluszek...- Zaśmiali się grubym, ochrypłym śmiechem, zbliżając się delikatnie do dziewczyny. Czuła ciepło ich ciał, obrzydliwy oddech na karku. Nikt na całą sytuację nie zwrócił uwagi, gwar wzmagał się z każdą chwilą - można było odnieść wrażenie, że oprócz Morrii i dwóch bandytów na rynku nie ma nikogo. Dziewczyna była osamotniona, miała małe szanse zwrócić się do kogokolwiek. A panowie podchodzili coraz to śmielej, coraz to bliżej.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-01-04 14:39:00)

Offline

 

#4 2015-01-05 21:19:19

Morria de Helt

Dezerter

Re: Giełda

Słyszała za sobą ten obskurny, obleśny głos, pełen niezdrowej fascynacji. Coś jak warkot wygłodniałych wilków, które upatrzą swoją małą, niewinną ofiarę, by zaraz dać nań susa, wbić kły w tętnice i dać się porwać w tańcu śmierci. To jednak nie było przetrwanie, lecz tylko lubieżna potrzeba prostego motłochu. Dziewczyna odwróciła się, zobaczyła dwóch mężczyzn. Nie pomyliła się, z pewnością to nie były ani dobrotliwe elfy, które chciały jej wręczyć medal za odwagę, ni zwykły, porządny obywatel Novigradu. Samo najbrudniejsze i najbardziej smrodliwe szambo, które wylewało się z rynsztoków w nadmiarze. "To miasto się mnie boi. Widziałem jego prawdziwą twarz. Ulice to przedłużenie rynsztoków, a rynsztoki są pełne krwi i kiedy studzienki pokryją się wreszcie strupami, całe robactwo się potopi. Nagromadzony brud seksu i morderstw spieni im się na wysokość pasa a wszystkie kurwy i politycy spojrzą w górę i zakrzykną: „Ocal nas!”, a ja spojrzę w dół i szepnę: „nie”." Lecz ona nie mogła powiedzieć, nie nie była takiego charakteru, nie była ni szara, ni czarna, lecz biała, biała róża, która zawsze będzie w niej kwitła, a wieczny ogień zawsze płonąć. W tłumie było nierozważnym podjąć walkę, można było narazić ludność na niebezpieczeństwo. Musiała załatwić to bardziej dyplomatycznie.
-Wybaczcie Panowie, pochodzę z Novigradu, znam tu każdy zakamarek i uliczkę, w dodatku jestem tutaj na służbie. Z Zakonu Białej Róży.-wyjaśniła spokojnie sytuację mając nadzieję że odpuszczą, w końcu nikt normalny nie będzie się porywał na zakonnika w biały dzień, w dodatku, w mieście, gdzie jest tak mocno zakorzeniona wiara w Wieczny Ogień.

Offline

 

#5 2015-01-06 00:53:33

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

-Wie... Wieczny Ogień?- spojrzeli po sobie, jakby z niekrytym strachem, ale i również zmarnowaną okazją do łatwej zabawy. Jeden z nich mruknął coś pod nosem, spluwając niedaleko stóp dziewczyny gęstą, żółtawą śliną. Jak na sygnał stracili kompletnie zainteresowanie zakonnikiem - odwrócili się i podeszli na drugą stronę ulicy, do małego punktu z warzywami i mięsiwem. Często ich wzrok wracał na piękne, kształtne ciało dziewczyny, zaś usta wypowiadały najgorsze znane człowiekowi przekleństwa. Niedługo się nastali - tuż po kilku minutach można było dostrzec ich idących za samotnym, nieco podstarzałym kupcem. Kątem oka widać było, jak w całym ferworze ulicznym chudy zbir złapał biedaka za kark, szepnął mu kilka słów, po czym cała trójka zniknęła w sąsiedniej uliczce. Każda normalna osoba wiedziała, co się stanie. Najpewniej starzec straci pieniądze, a być może i życie. Pod koniec dnia młody chłystek na swoim pierwszym dniu patrolu znajdzie go - szarego starucha z poderżniętym gardłem, wyprutymi wnętrznościami, pozostawionego pośród śmieci, obrabowanego ze wszystkiego, co warte trochę grosza. Do małego, marmurowego domu z pięknym ogrodem oliwnym dotrze tragiczna wiadomość. Straż zapuka do drzwi, wyważając słowem ściany. Na wieść o śmierci ojca dwie dorosłe córki upadną na podłogę z przeraźliwym skurczem niszczącym im serca, z krzykiem pełnym bólu, szaleństwa i niedowierzania. Jeden sztylet zabije wiele osób. Będzie w stanie zmiażdżyć serca i umysły, wyważyć wielkie, mahoniowe drzwi, zburzyć marmurowy dom na przedmieściach, spalić stary ogród oliwny. Odwróci szczery uśmiech w obłąkańczy ryk, wypali łzy na policzkach, zatrzyma czas.

Zbierało się na deszcz.

-Niesamowicie ich panienka przegoniła, ny ma co!- zagadnął flecista, jakby po przyjacielsku. Dopiero teraz Morria dokładnie się przyjrzała mężczyźnie - ciemna i delikatna karnacja, duże sarnie oczy, piękny uśmiech, krótkie, migdałowe włosy. Patrzył na dziewczynę w sposób zupełnie inny niż ten, do którego się przyzwyczaiła w ciągu ostatnich chwil. Widać było w jego oczach szacunek, ciepło, a nawet i religijny żar. Uśmiechnął się ponownie, tym razem podsuwając się bliżej dziewczyny. Po kilku małych krokach nieoczekiwanie zdecydował się zawirować wokół niej, wygrywając niesamowicie skomplikowaną i równie piękną melodię. Gdy już skończył szaleńczą sekwencję, stanął twardo na obu nogach, łapiąc głębokie, ciężkie wdechy. Cały czas patrzył na dziewczynę, a z jego twarzy nie znikał szeroki uśmiech.
-Mam na imię Yasmir, choć często wołają na mnie Szczurołap. A jak Ty się zwiesz, panienko?-

Offline

 

#6 2015-01-27 11:37:40

Morria de Helt

Dezerter

Re: Giełda

Kobieta zauważyła blady strach w oczach zbirów i ten zawód, że nie będą mogli się zabawić z panienką de Helt. Ależ w końcu po pierwsze była to wielka panna rodu, nie do zabaw z prostactwem i kołtuństwem jakie reprezentowali ci dwaj, a po drugie, śluby. Nigdy jakoś jej to jednak nie przeszkadzało, że umrze nie zasmakowawszy w fizycznych uciechach jakie niósł ze sobą seks, ten spontaniczny czy bardziej zaplanowany, dalece było jej nawet do fantazji o tym, toć dziwne. Mawiają, że kobieta jest siedliskiem zła, nieczystości, podatna na plugawe praktyki i zabawy erotyczne z diabłami. A może to było tylko tak, że to mężczyźni dorabiali sobie swoją samczą ideologię, by przykryć oraz obarczyć kobiet swoimi słabościami? Cież to oni, byli rozpustni, pożądali, gwałcili i zabijali. Och przewrotności losu, na Wieczny Ogień, toż to oni byli rozpustni, nieczyści i plugawi. Jak może być inaczej, kiedy mężczyzna czerpie satysfakcję z wymuszonego seksu na bezbronnej kobiecie. Jakąż winą jest to, że jest ona ładna, a on pożąda? Morria zwyczajnie ich nie rozumiała, może była zbyt młoda, zbyt niewinna, zbyt pochłonięta walką z mrokiem jako mała biała róża, która wyrastała spośród cierni Novigradu, złego, zepsutego miasta, które cuchło krwią, mordem i tanimi dziwkami w porcie. A może to status społeczny z jakiego się wywodziła? Odwróciła się od nich, nie chciała nawet na nich patrzeć. Przyprawiali ją o mdłości. Chmury coraz bardziej gęstniały, szarzały a słońce skryło się za nimi, przygasło niemal jakby miało się zaraz schować za horyzontem. Zwiastowało to szybką zmianę pogody i lepiej byłoby już wracać do kwatery głównej, kiedy jednak usłyszała głos grajka, który niespodziewanie się do niej odezwał. Zdziwiło ją to, a jeszcze bardziej została zaskoczona, kiedy się zbliżył, odruchowo cofnęła się o krok nie wiedząc jakie ma zamiary muzyk. Po spotkaniu oprychów była o wiele czujniejsza mimo tego, że nie wyczuwała zagrożenia, postanowiła zachować dystans.
-Jesteś artystą?-zadała beznadziejnie głupie i wymijające pytanie. Jakże niegrzecznie. Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Zreflektowała się natychmiast.
-Jestem Morria.-nie chciała zbyt wiele o sobie zdradzać przypadkowemu mężczyźnie, który nie wiadomo czemu do niej zagaił. Nadal była zdystansowana i czujna. Coś mówiło jej, by mu nie ufać, a może to po prostu zwykłe przewrażliwienie wywołane przez oprychów.

Offline

 

#7 2015-01-27 13:37:14

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Yasmir rozszerzył oczy w zdziwieniu, po czym stanął w lekko przygarbionej, smutnej pozycji. Ale nic to, skoro za chwilę wybuchnął czystym, głębokim śmiechem, świecąc wszędzie swoimi białymi, równymi zębami. Zdążył zachwiać się kilka razy, zanim stanął pewnie na nogach. Starł z twarzy łzy, poczochrał się po migdałowej głowie.-Ar.. artystą? Och nie! Jam jest Yasmir, syn Jonasza, wojownik Północy, Cień Wśród Drzew!- przybrał szermierczą pozycję, wymachując fletem w stronę dziewczyny. Cięcie z lewej, obrót, wyjście w górę z jednoczesną in-quartatą - nie były to bynajmniej ruchy nowicjusza. W każdym spięciu mięśni dało się wyczuć gładkość, opanowanie mistrza. Chłopak tętnił życiem.



-Ale... to było dawno i nieprawda! Wyznam Ci tajemnicę... tak naprawdę jestem wędrownym grajkiem. Ta cała szopka z wojownikiem to tylko przykrywka, ale ci! Nikt nie może się dowiedzieć!- Znów zrównał z nią spojrzenie, przeczesał włosy. Miał ochotę na dłuższą pogawędkę z piękną panną, ale gdzieś z tyłu głowy, z najgłębszego miejsca w umyśle coś pulsowało. Słaby i chichy tętent nie pozwolił o sobie zapomnieć. Starał się wyrzucić go z głowy, ale nie było to możliwe. Zresztą wydawało mu się, że panna zwyczajnie nie widzi w nim niczego interesującego. Przysiadł na bruku i zdawać by się mogło, choć było to niemożliwe, że osłabł. Brakowało mu sił, zapału do życia. Nie raczył nawet się uśmiechnąć, zaszczycić Morrię swoim pięknym, jelenim wzrokiem. -Piękne imię. Jak na piękną kobietę przystało. Ale widać, że panienka, Morrią zwana, ma dużo spraw na swojej głowie, nie będę tedy przeszkadzać! Oh nie!- Yasmir kiwnął głową. -Jeśli natomiast muzyka się podobała, wtem proszę o grosz, a nawet grosik! Trza mieć z czego żyć, a i tonący potrafi chwycić się pirackiej szabli...-

Offline

 

#8 2015-01-27 14:18:28

Morria de Helt

Dezerter

Re: Giełda

Chłopak był żywy, energiczny, entuzjastyczny. Widać nie wygasła w nim wola życia, tak jak w większości mieszkańców Novigradu, co mogła tłumaczyć tym, że prowadził dość zmienny tryb życia, pełen przygód. Wyciągnął do niej flet i wykonał dość skomplikowany wymach nim. Kobieta nie chciała po sobie zdradzić zdziwienia, jego umiejętnościami, szczególnie, że później zaprzeczył, iż kiedyś był wojownikiem. Jego postać z minuty na minutę stawała się dla niej coraz bardziej tajemnicza i przez to w jakiś sposób pociągająca. Sama nie wiedziała, co to za dziwne uczucie, chęć poznania go może nieco lepiej, niż każdego grajka na ulicy, ale on przecież nie był każdy. To on do niej zagaił, a ilu muzyków tak robi? Nie zbyt wielu. Chciał tylko porozmawiać, zaczął od grzeczności, na co ona odpowiedziała również pewną formą uprzejmości.
-Skoro mówicie panie, że z wojskiem macie niewiele wspólnego, bowiem to daawno i nie prawda, to powiedzcie mi, skąd znacie te ruchy? Nie uwierzę wam, że w Oxenfurcie na wydziale sztuk pięknych uczą szermierki.-po raz pierwszy się uśmiechnęła tym razem szczodrze i serdecznie. Było w jej osobie coś niezwykłego, co pociągało mężczyzn, czy to to, że służyła w zakonie, miała krótkie, jasne włosy niemal białe? Muzyk, usiadł zrezygnowany na ulicy, jakby stracił nadzieję, że w dzisiejszych czasach ktoś taki jak on może wzbudzić zainteresowanie.
-Dziękuję ślicznie za komplement, wygadani jesteście nieludzko.-przerwała na chwilę, zastanawiając się, czy obdaruje grajka pieniędzmi po czym się uśmiechnęła lekko, niezauważalnie, unosząc jeno kącik ust, co dodawało jej zawadiackiego wyglądu.
-A pewnie, pewnie, jeno najpierw mi coś zagrajcie. Może coś o Wiecznym Ogniu? Możecie panie zmyślać, ja się nie obrażę.-jej oczy załyskały entuzjazmem. Od dawna nie czuła się swobodna, czuła, że praca ją bardzo męczyła, dopiero teraz jakby się pozbyła brzemienia stresu.

Offline

 

#9 2015-01-29 00:03:34

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Pytanie o mistrzowską technikę minęło Yasmira niczym pojęcie kąpieli przeciętnego chłopa. Zdawał się nie usłyszeć pytania, choćby i zostało ono zadane kolejne kilka razy. Usłyszawszy ciepłe słowa chłopak wystrzelił jak z procy, stając przed Morrią z nową dawką energii, z jeszcze większym uśmiechem i z jeszcze bielszymi zębami. Chwycił swój instrument w dłoń, wykonał kilka delikatnych pchnięć i ataków, przecinając powietrze - wyraźnie ironizował, nabijając się nieco z dziewczyny. Ale po jego twarzy było widać, że śmiech ten, choć nieco zduszony, był jak najbardziej szczery i nieco pobłażliwy. Uderzył butem w bruk i zaśpiewał, przecinając każdy wers wysokim, aczkolwiek szybko schodzącym w dół staccato:



"I spojrzała na mnie biała,

Pełna strachu, krwi i krzyku,

Pod powieką wątła, słaba,

Toż to jej krwi teraz pragną!



I choć mrok mieszka wokół,

Ogień bucha, łaknie życia!

Boś nie sama w czarnym mroku,

Cienie duszą nie zawładną!"




Melodia kąsała przeraźliwie umysł, sycąc kolorami, burzą wspomnień. Zanim Yasmir skończył występ, zdążyła się zebrać spora grupa osób. Skupiła się jednak ona nie na pieśni, a na pobliskiej uliczce. Słychać było gorączkowe krzyki, nawoływania, zduszone szlochy. Z urywanych w gwarze wypowiedzi można było wywnioskować, że ktoś znalazł zmasakrowane ciało szanowanego kupca, obdarte ze wszelkich kosztowności. Wrzawa zdawała się kołysać wśród zebranych, pełznąć od jednego człowieka do drugiego, aż w końcu, przynajmniej tak się Morii zdawało, przybywało i do niej. Podniosły się głosy. Ktoś krzyknął, że chwilę wcześniej widział tą białą dziewczynę w towarzystwie dwóch zbirów. Tak, tych samych, których widziano z ofiarą. Tłum może i nie był skory do pomocy, ale do osądu - już tak. Anonimowość nadawała mu niespodziewaną siłę, zaś ta, wymieszana z głupotą ciemnego ludu, potrafiła nieść spustoszenie. Teraz na nic się nie zda Wieczny Ogień. Cała nadzieja we własnych nogach. Yasmir chwycił kurczowo dziewczynę za rękę i pociągnął ją w drugą stronę ulicy. Morria widziała jego spojrzenie na nadchodzący tłum, który powoli się rozpędzał w ich stronę.

Offline

 

#10 2015-01-29 12:06:03

Morria de Helt

Dezerter

Re: Giełda

Słuchała pięknej ballady, daleko pogrążona w świecie imaginacji, gdzieś, gdzie dawno nie była, chyba jako dziecko. Dzieckiem już jednak nie była, tylko kobietą, która właśnie poczuła, że może w wilczej zamieci znaleźć duszę, w której płonie Ogień. Na tyle zapadła w myśli, że nie słyszała nawet krzyków, nie zauważyła krzątaniny ludzi na placu, ocknęła się kiedy, chłopak skończył grać, a i ona poczuła, że łapie ją za rękę i wiedzie w głąb uliczki. W pierwszym momencie, była zdezorientowana, lekko przestraszona nagłą gwałtownością chłopaka, lecz po chwili zauważyła tłum gapiów, krzyki, głośne rozmowy. Prócz tego co werbalne wyraźnie wyczuwało się złość, gniew, rozpacz i gotowość do zrywu. Takie sytuacje najlepiej, trzeba było załagodzić w samym zarodku. Jej krok przyspieszył, stał się stanowczy. Z trybu słodkiej, zasłuchanej marzycielki przeszła do swojego normalnego trybu, zakonniczki. Twardej, nieco szorstkiej, zdecydowanej.
-Odsunąć się, przejście, przejście, no dalej!-warknęła zdecydowanym, władczym tonem jak do młodych zakonników podczas ćwiczeń z szermierki.
-Proszę mnie przepuścić, jestem z Zakonu Białej Róży.-powiedziała łagodniej przedzierając się przez tłum spoconych, śmierdzących ciał obwiesiów, gapiów, sklepikarzy, którzy otoczyli ciało korowodem jak na jakimś pochodzie.
-Prosiłabym cię, byś poszedł do kwatery i powiadomił resztę zakonników, żeby przybyli ze wsparciem.-rzuciła rozkaz muzykowi, który tu ją przywiódł. Teraz trzeba było zachować spokój. W końcu przedarła się do ciała.
-Proszę się odsunąć od zwłok o kilka kroków.-wydała polecenie do tłumu i sama rzuciła okiem na denata, by móc jak najwięcej zapamiętać szczegółów. Nie znała się zbytnio na sekcji, ale pewne informacje mogły być cenne w późniejszym dochodzeniu, głębokość ran, umiejscowienie. Nie nowością było, że ludzie się zarzynali od wieków i pokoleń, lecz równie dobrze, mógł być to jakiś bardzo śmiały potwór, który ma możliwość zmiany wyglądu, omamienia ludzkiego umysłu.

Offline

 

#11 2015-01-29 21:08:14

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Tłum delikatnie się odsunął, tworząc wąski korytarz. Morria, wchodząc dzielnie między ludzi, poczuła silny uścisk na ramieniu. W pewnym momencie ręka pociągnęła ją do tyłu, z dala od gapiów, w uliczkę tuż za straganem z owocami. Trwało to nie dłużej niż sekundę. Stała między wysokimi budynkami, ramię piekło jak cholera. Yasmir po raz kolejny pokazał, że bynajmniej nie zalicza się do ludzi zwykłych. Jego siła i aparycja wykluczały się całkowicie.

-Oszalałaś!? Ludzie i tak są wystarczająco wściekli na zakon! Napięcie jest tak duże, że można je kroić nożem! A Ty jeszcze wyjeżdżasz, że jesteś jedną z nich!? Daj spokój, Ci ludzie byli gotowi na lincz za wszelką cenę!- Yasmir starał się nie krzyczeć, ale słabo mu to wychodziło. Schował flet w spodnie, wziął kilka głębokich oddechów i przeprosił dziewczynę. Szczerze. Wyjaśnił jej jednak, że powinni się stąd jak najszybciej zabrać. On i miejscowy dowódca straży nie darzyli się szczególnie pozytywnym uczuciem, co mogło by mieć duży wpływ na fakt, że na miejscu zdarzenia jego poplecznicy spotkaliby Szczurołapa. Powiedzieć, że Yasmir miałby przesrane, to tak jakby nic nie powiedzieć.

Zaczął iść pośpiesznie w stronę uliczki wychodzącą na plac po drugiej stronie. Po kilku krokach odwrócił się do dziewczyny, spojrzał w jej piękne oczy, po czym roześmiał się zdawkowo, odzyskując spokój. -Czy panienka Morria miałaby zachciankę ze szlachcicem Yasmirem, synem Drana, uciec jak najdalej, czy raczej woli towarzystwo wideł i pochodni? Domyślam się, że wybór ten prostym nie jest, ale czasu na rozmysł jest mało!-

Offline

 

#12 2015-03-29 22:13:57

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Oślica wydała z siebie charakterystyczny zew kiedy ktoś dotknął ją po zadzie rulonem jakiegoś taniego szarego materiału. Zwierzę nie omieszkało odpłacić się nieostrożnemu tragarzowi i wyrzuciło tylne kończyny w powietrze. Na szczęście była już osłem drugiej młodości i źle oceniła odległość, a jej wykop nie był tak mocny, jakby oślicy mogło się wydawać. Dzięki czemu nie trafiła tragarza i nie zrzuciła z siebie licho wyglądającego jeźdźca. Dziewczynka podziękowała za to wszystkim bóstwom o jakich kiedykolwiek słyszała. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Popędziła Wiedźmę cmokaniem i obie ruszyły do przodu razem z nurtem ludzkiej, elfickiej i krasnoludzkiej rzeki ciał. Kawka była świadoma tego, że zapasy powoli im się kończą, starczą na dzień lub dwa. Przyjechanie tu było pewnym ryzykiem, ale wiedziała, że jeśli przestaną jeść, opadną z sił, będzie po nich. Nie miały już grupy, przyjaciół ani znajomych którzy pomogliby im gdy będzie już na prawdę źle. Musiała więc coś ukraść, albo znaleźć. Skłaniała się raczej ku drugiej opcji. Postępowała tak od kilku miesięcy, co sądząc po jej lichym wyglądzie i niskiej masie ciała było raczej złym wyborem. Kawka jednak ponownie oceniała za i przeciw. Ryzykować nie potrzebnie w jej przypadku także nie jest warto. Kradnące i przyłapane na gorącym uczynku  dzieci albo obija się porządnie, albo brakuje ze stada głodnych istot ulicy. Widziała takie przypadki. Nie miała zbytniej ochoty dołączyć do grona nieszczęśliwców. Chociaż czasem... czasem miała już ochotę się poddać. Rozglądała się bacznie na boki szukając jakiejś ciekawej rzeczy która mogłaby wypaść z kosza jakiejś gospodyni albo kilku pieniążków, które jakieś kupiec upuścił i o których zapomniał w pośpiechu wydając resztę. Przy takiej masie istot która się tu tłoczyła o to nie trudno. Czasem widziała jak jakiś nieuważny przechodzień niemal uderza ją sakiewką przyczepioną do pasa. Kilka razy wyciągała rękę, ale... w ostatniej chwili powstrzymywała sama siebie.
W pewnym momencie Wiedźma stanęła i zakwiczała w ośli sposób bijąc przednim kopytem o ziemię.
No tak, nie ma nic za darmo. Osioł jak to osioł był uparty, a Wiedźma w dodatku nie robiła niczego za darmo. Kawka uśmiechnęła się tylko na zaistniałą sytuację i wyciągnęła "paliwo" w postaci jabłka i podała je zwierzęciu które wyciągało ku niej pysk na ostro wygiętej do tyłu szyi.
Zatankowana stara oślica ruszyła znowu do przodu słuchając jako tako swojego jeźdźca.

Offline

 

#13 2015-03-30 18:15:49

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda


Wiedźma stąpała leniwie z prądem motłochu, oganiając ogonem wyliniałe boki od much, kołysząc jeźdźcem i trzepiąc okazyjnie długimi, kosmatymi uszami. Czy był to jej charakterystyczny aromat, czy niezłomny upór z jakim poruszała się leniwie naprzód, oślica bezbłędnie torowała Kawce drogę przez ściśniętą między jedną fasadą kamienic a drugą miejską ciżbą. Czasem przystanęła, niepomna na szturchnięcia. Czasem denerwowała się na gwar i skwar lejący się z rozpogodzonego nieba, i zaczynała ryczeć bez miłosierdzia. Ale niosła swoją właścicielkę — albo podopieczną — niestrudzenie. Podjezdki pędzone na targ rżały dziko, płosząc się i bijąc kopytami o bruk, wiosna w powietrzu je kąsała. Oślica nie podnosiła już nawet głowy.

Tłum nagle zafalował i zaczął rozstępować się na brzegi szerokiej alei wśród przekleństw oraz splunięć. Znaczy się, Giełdą przeparadowywał ktoś ważny. Kawka miała nawet okazję popatrzeć, bo wylądowały z Wiedźmą na samym skraju stłoczonego pospólstwa i nikt nie zasłaniał jej brzuchem ni zwalistymi ramionami. Oślica też patrzyła, znudzona.

Dwóch jeźdźców otwierało zastęp na dzianetach w półderkach z haftowanej purpury, wyszytej w złotą poczwarę, która miała zdaje się wyobrażać lwa ryczącego na dwóch łapach. Skromnym okiem dziecka przypominała raczej srającego żółtego kota. Kwintet zamykało dwóch identycznie ustrojonych przybocznych, a w samym środku kłusował na siwku wymuskany blondyn z redańskim ryngrafem na kaftanie. Tak zadzierał głowę, że chyba tylko siwek patrzył za niego na drogę. Wielkie ogierzysko miało wodze nabijane złotymi guzami, zapleciony ogon i landę drogą jak mały folwark.

I kiedy zastęp znalazł się na wysokości Kawki, również poczuło zew wiosny.

Rumak zarżał, zachrapał, podwijając wargę. Przystanął i zatańczył histerycznie, targając łbem jak kowadło. Jeździec próbował z resztkami godności zachować panowanie nad szlachetnym wierzchowcem rozpaczliwymi szarpnięciami za wodze munsztuka, ale był skazany na porażkę. Nie stawało się naturze na drodze. Siwek wspiął się, a zaraz potem opadł na cztery nogi, skrząc iskry podkowami. Poniósł. Wpadł w dzianety na przedzie, te na tyłach się spłoszyły same. Buchając żądzą amorów — majestatycznie kołyszące się spod landy przyrodzenie nie pozostawiało ku temu żadnych wątpliwości — ogierzysko ruszyło w stronę Kawki. I w stronę skonfundowanej Wiedźmy.

Koń staranował przerażony tumult ludzi, pryskający spod kopyt na wszystkie strony. Ktoś zaczął wrzeszczeć, ktoś komuś dał w mordę dla uspokojenia sytuacji. Przyboczni spadali z rumaków. Blondynek kurczowo uczepiał się łęku siodła na szczycie obłąkanego z miłości zwierzęcia, a oślica ryczała rozpaczliwie, kopiąc przypadkowe ofiary. Kawkę ktoś w zamieszaniu zdzielił łokciem w tył głowy, aż przed oczami jej pociemniało.

Offline

 

#14 2015-03-30 21:56:04

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Dziewczynka obserwowała z zaciekawieniem piękne młode koniki. Znajdując powód ich płoszenia się, raczej z złym traktowaniu niż wiośnie patrzyła z pode łba na handlarzy i poganiaczy. Tłum nagle rozstąpił się spychając dziewczynkę na bok.
Bogaci ludzie są bardzo ciekawi. Niby normalni, mają ręce, nogi i głowę. Jedzą może lepiej od innych, ale koniec końców pokarm przekształca się w tą samą ohydną breję. A jednak ludzie schodzą im posłusznie z drogi, kłaniają się w pas, jakby to miało zmienić  ich życie. Ogólnie szanowani obywatele z pozycją zwykle nie szanowali nikogo, co dla dziecka było już zupełnie niezrozumiałe. Jak ktoś jest dla ciebie miły to i ty musisz być miły dla niego prawda?
Herb bogatego człowieka był niezwykle zabawny w oczach dziecka. Zachichotała widząc kotka który robił kupę. Zasłoniła przy tym usta aby nikt tego nie zauważył. Nie miała ochoty dostać, a mogła.... nie wiedziała w prawdzie kim jest ten dostojny jeździec z eskortą. Mrużąc oczy w pełni skupienia obserwowała, może nie samego jeźdźca ale konia. Był przepiękny! Niczym koń księcia z bajki który jedzie ratować jakąś zaklętą księżniczkę! Dziewczynka westchnęła z zachwytu. Wszystko byłoby wspaniale. Koń przeszedłby spokojnie przez ulicę zostawiając miłe wspomnienie. Kawka mogłaby chwalić  się innym dzieciom, że widziała najpiękniejszego konia na świecie. Który zapewne po małym ubarwieniu stałby się jednorożcem... ale no właśnie.
Koń najpierw "zaśmiał się", zapewne z herbu pana, a potem. Zrobił coś czego dziecko nie do końca rozumiało. A niedoszły jednorożec rzeczywiście miał róg ale nie w tym miejscu co trzeba, bo pod brzuchem. Kiedy niebezpieczeństwo było jeszcze daleko dziecko przypatrywało się wydarzeniu z dużą dozą ciekawości marszcząc lekko nos.
Wybuchła mała panika, która od razu udzieliła się  Kawce. Trzeba reagować jak tłum, zawsze i wszędzie, wtedy przynajmniej unika się zdeptania. Widząc zbliżającego się  ku niej ogiera pisnęła głośno gapiąc się na jego wielką jego szeroką pierś. Teraz to był demon. Przerażający potwór sypiący spod kopyt iskrami. Oślica zgłupiała. Po chwili zachowała się typowo dla siebie. Dziewczynka z całej siły starała się utrzymać na kopiącym i wierzgającym ośle. Krzyczała przy tym tak jak wszyscy w około. Ścisnęła oślicę piętami z całej siły.
-Wioo! Wiooo ! Wiedź... - bum! Dostała w głowę. Przez małą chwilę nic nie widziała, czuła tylko pod sobą oślą szyję, której uczepiła się jak najmocniej. Zupełnie jakby zależało od tego jej życie... cóż poniekąd tak właśnie było. Spadłaby... a ludzie na pewno by ją zadeptali. Albo koń... albo osioł... żadna z tych opcji nie przypadła do gustu dziewczynce. Kopnęła Wiedźmę w boki. Miała nadzieję, że oślica wypłoszy się albo jej posłucha. Wszystko byle by przestała walczyć i wyciągnęła ich z tego burdelu! Może tłum gdzieś się rozstąpił? Albo przerzedził troszkę. Wtedy gdyby oślica nie zobaczyła wyrwy spróbowała by ją tam skierować... jeśli jest oczywiście jakakolwiek droga ucieczki... ratunku.

Offline

 

#15 2015-04-04 23:05:32

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda


Zdawało się, że sytuacja była fatalna. Chaos nie do owładnięcia, żądza ogiera niezaspokojona, a cnota Wiedźmy — stracona. Blondynowi w kaftanie z ryngrafem ramiona ześlizgnęły się z szyi rumaka i runął na bruk, huknął, jęknął, przewrócił się w agonii na drugi bok, deptany przez ludzi. Wiedźma zaryczała, siwek zarżał namiętnie. Na kopnięcie oślica zareagowała nadzwyczaj zgodnym i posłusznym skokiem naprzód, ale zaraz drogę zablokowała im wzdychająca i ochająca gawiedź, przyglądająca się zajściu spoza zasięgu okutych kopyt. Z drugiej wózek z glinianymi garnkami rozkraczył się sklepikarzowi, a garnki potłukły, co do jednego. Sklepikarz lamentował. Osaczona Wiedźma jęła bronić się przed nachalną miłością, gryząc, kopiąc i wierzgając, skoro tylko ogier jął intensyfikować swoje zaloty. Kawka zmuszona była uczepić się skąpej oślej grzywy z całych sił, by nie wylądować pod kopytami.

Pełnej krwi rumak brał się do oślicy. Gapie albo zakrzykiwali z trwogą, albo wyli ze śmiechu, ale nikt nie zdawał się patrzeć na przerażoną małą istotkę, trzymającą się grzbietu osiołka. Ktoś zbierał z bruku młodzieńca. Ktoś w końcu poszedł po rozum do łba i pomógł pachołkom od spłoszonych dzianetów dorwać wodze ogiera. Po dwóch chłopa z każdej strony musiało za nie schwycić, ale w końcu posadzili galopanta z powrotem na cztery — tudzież pięć nóg.

Zbóje, bandyty! — wył sklepikarz. — Awanturnicy! Cały towar… Cały towar, kurwa w dupę mać, mię potłukli! Ja żądam wetu!

Paniczu! Paniczu! Caliście?
Cały jest, zakuto pało, nie widać? Ręka, noga, jest i łeb. Chyba nawet dycha.
Skrócić… o głowy… obraza…
Ta. Cały, psiakrew. Ino mu się piąta klepka z szóstą przemieszała. Widno taka wasza redańska przypadłość…
Rekompensaty żądam!
Zawrzyj gębę, chamie! Przemawiasz do dziedzica margrabiego Heswimyra, pana Gelibolu!
Wasz dziedzic się właśnie zrzygał, giermku.

Trzech pachołków z wielkim zafrasowaniem podtrzymywało otoczonego wianuszkiem widzów panicza, który haftował na wykamieniowaną ulicę. Bredził przy tym o ścinaniu łbów i lwich pomstach za afront. Wiedźma oraz jakimś cudem wciąż siedząca na niej Kawka zdawało się, że miały sposobność umknąć z miejsca zdarzenia chyłkiem. Ale ostatni giermek doskoczył do nich jak gończy pies. Chwycił zwierzę za uzdnicę, a dziewczynkę za chude ramię.

Mam sprawcę, mam sprawcę! — podniecił się jak świnia w koniczynie. — Jest sprawca, paniczu! Elfka powodowała osłem, rozjuszyła szlachetnego rumaka!

…o głowę!… — reszta polecenia utonęła w strumieniu wymiocin.

Wygadany chłop ze zgromadzonej gawiedzi — ramiona miał jak tur, brodę osmaloną i ręce zniszczone robotą — zmarszczył brwi z politowaniem i odrazą. — To dziecko jest. Smarkula.

Offline

 

#16 2015-04-05 19:23:00

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Wszystko działo się tak szybko. Ogier atakujący ich w dziwaczny sposób, tłum ludzi, którzy nijak nie chcieli ich przepuścić. I Wiedźma tak strasznie ryczała zapewne działa się jej jakaś wielka krzywda... Ucieczka nie powiodła się. Dźwięk tłuczonych garnków spowodował, że spanikowała całkowicie. Nie próbowała już poruszyć oślicy. Zamknęła oczy i przytulona do jej szyi modliła się o życie. Nie ma ucieczki. Zginie tu. Może to i lepiej? Wszystko się skończy. Nie będzie zimna ani głodu... W końcu jacyś dobrzy ludzie powstrzymali straszliwego demonicznego jednorożca, któremu róg wyrastał nie stąd skąd trzeba. Oślica nieco się uspokoiła... To znaczy przynajmniej nie wierzgała. Dziewczynka nieśmiało otworzyła jedno oko, potem drugie. Zobaczyła ogiera na czterech nogach w jakiejś odległości od oślicy i wypuściła powietrze  z płuc z ulgą. Pomimo przerażenia wróciła do pionu siadając  z powrotem na grzbiecie Wiedźmy. Chwyciła za wodzę.
Mogłaby uciec, ale zapatrzyła się na leżącego na ziemi dziedzica. Powoli przerażenie znikało... zastępowała je złość. To jego wina! To on siedział na koniu. Każdy kto siedzi na zwierzęciu jest za nie odpowiedzialne! Zmarszczyła twarz, przybierając na prawdę "groźny wygląd". Na sklepikarza, za utrudnianie ucieczki  zła nie była. Ba! Współczuła mu nawet. Miała zamiar po wszystkim pomóc mu posprzątać cały ten bałagan... pewnie stracił cały swój dobytek, albo sporą jego część. Być może da jej za pomoc pieniążek?
Kłócił się jednak z nadętymi bogatymi... bałwanami.
Dziedzic zwymiotował. Dziewczynka uśmiechnęła się zwycięsko. Los jej pomógł. Dziedzic miał karę. Dobrze mu tak. Może w końcu weźmie kilka lekcji jazdy konnej i porządnie nauczy się jeździć!
Wyprostowała się dumnie na kocu rozciągniętym na grzbiecie oślicy.
Nie miała czasu ani na dalsze delektowanie się porażką bogacza, ani na ucieczkę. Jego sługa. Wrzeszczał jak opętany.
Sprawcę?! Przecież ona była ofiarą! Zaczęła wyrywać się zawzięcie ściskając równocześnie boki oślicy z całej siły. Może którejś z nich uda się wyswobodzić. Albo ... chociaż utrudni to porządniejsze pochwycenie "sprawczyń". Kawka poczerwieniała nie potrafiąc początkowo wyrwać ramienia z  żelaznego uścisku sługusa.
- Puszczaj mnie! Puszczaj bo dostaniesz! Puszczaj mnie słyszysz!?- zaryczała wściekle, po czym poniesiona przypływem adrenaliny dodała - To on nie potrafi jeździć! To jego wina!
Oczywiście miała na myśli szlachcica. Dla potwierdzania swoich wcześniejszych słów odwróciła w stronę giermka głowę. Ugryzła trzymająca ją rękę najmocniej jak umiała.
W całej tej szarpaninie, nawet nie zauważyła dobrego anioła o obliczu człowieka pracy. A szkoda, bo byłaby mu na prawdę wdzięczna... i zapewne to on był jej jedyną szansą na wydostanie się z tego szamba.

Offline

 

#17 2015-04-10 20:04:43

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Wbrew powszechnie powtarzanym legendom, dzieci głos miały. To dorośli głuchli jak porażeni, ilekroć przemawiały. Podczaszy szlachetnego podrostka zdawał się tedy nawet nie usłyszeć zawodzeń Kawki o jej niewinności i szarpnął Wiedźmę w stronę poszkodowanego, podrygując i piejąc o pochwyceniu jakże groźnej terrorystki niczym podekscytowana małpa. Nic tak nie leczyło zranionej dumy, jak ukaranie kogoś nie mającego z tym nic wspólnego. A duma zrzuconego z siodła panicza bardzo ucierpiała.

Nagle podczaszy zawył, wyskoczył z dwóch nóg do góry. Szarpnął dłonią, ale zęby Kawki zostawiły w niej doprawdy imponujący ślad, jak na jej posturę i nietypowy zgryz. Nazwał jak tak, jak nigdy dotąd nikt jej nie nazwał. Zamachnął się otwartą dłonią, elfka w błyskawicznym odruchu zamknęła oczy. Ale cios jej nie dosięgnął.

Barczysty robotnik huknął giermka w skroń, aż zadzwoniło. Giermek nawet stęknął, zwiotczał i padł długi na ziemię. Siwy koń się spłoszył i znowu wyrwał chłopom, tym razem w tłum. Ludziska zaczęli wrzeszczeć, jeszcze bardziej strasząc konie i w popłochu uskakiwać spod kopyt. Niektórzy potraktowali sprawę jako zaproszenie do mordobicia szlachetnych panów, póki się nie zbiegły miejskie straże i uciecha mogła ujść im na sucho. Trzech pozostałych giermków bohatersko stanęło na ostatniej linii obrony. Panicz nadal rzygał, bełkocząc w przerwach o sądach na oślicy i o głowach na ostrokole. Kawka nie zdążyła mrugnąć okiem, kiedy na linii obrony został już tylko jeden giermek, czołgający się z resztą.

Ejże! Nie stój tak! — Jakaś dłoń klepnęła dziewczynkę w ramię, zdecydowanie za delikatna na robotnika z manufaktur lub chłopa. — Chcesz, żeby znowu cię capnęli?

Rozwichrzona, brudno-blond czupryna, przypominająca słomę, którą zgniła, zamiast się osuszyć. Chłopak miał dziurawą koszulę i wyglądał jak chudy pająk ze zbyt dużą ilością łokci oraz kolan, by poruszać się zgrabnie. Kawka nie widziała go dotąd wśród gawiedzi ze zbiegowiska, ale jego ospowata twarz była tak pospolita, że można ją było przegapić wszędzie. Poganiał małą elfkę niecierpliwymi gestami, pokazując jej drogę między ludźmi.

Offline

 

#18 2015-04-12 12:01:02

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

O! Dziewczynka była zaskoczona prawie tak bardzo jak giermek. Nie spodziewała się, że jej zęby mogą wywołać aż taki ból. Poczuła niemałą satysfakcję na widok podskakującego do góry mężczyzny. Ale cóż... życie to życie, a zadany ból prawie zawsze wraca z zdwojoną siłą. Kawka widząc zbliżającą się rękę zdążyła tylko zamknąć ślepia. Nie poczuła jednak nic... Czyżby umarła?
Nie, nie tym razem. Zaskoczona zauważyła mężczyznę leżącego u kopytek jej oślicy. Potem były krzyki! Koń znowu uciekał! Elfka była całkowicie skołowana. Widziała jak ludzie walczą między sobą tłuką się jak jakieś demony w dzikim szale. To nie miejsce dla małej dziewczynki... Była tego świadoma, ale... w tej trudnej chwili irracjonalnie myślała o tym, że musi podziękować temu robotnikowi który się za nią wstawił. Dałaby mu jabłko a może dwa... Oślica coraz bardziej się denerwowała, a jej właścicielka szukała w gąszczu ludzkich ciał tego jednego miłego pana który uratował jej życie. Wiedźma kopnęła kogoś i zakiwczała. Linia obrony panicza już dawno padła. Wtedy coś ją zaczepiło.
Chłopak nieco podobny do Talara, niemalże od razu wzbudził jej zaufanie. Wszystko co było brudne, obdarte i miało blond czuprynę dobrze jej się kojarzyło.
-Eeee, nie... racja...och... dzięki. - wymruczała wyrwana z dziwacznego transu wywołanego obserwacją tłukących się na wzajem ludzi. Ścisnęła mocno oślicę łydkami poganiając ją w ten sposób.Wiedźma ruszyła pokracznym galopem wybierając roztropnie drogę pomiędzy dzikim tłumem i szerokim łukiem omijając spłoszone konie. Nie obracała się za siebie chciała się stąd wyrwać, czując beznadzieję sytuacji w której się znalazła. Miała wyrzuty jednak wyrzuty sumienia, że zostawiła tam bez pomocy dobrego robotnika oraz chłopaka który jej pomógł się otrząsnąć. W sumie może Wiedźma, pomimo, że był duży zdołałaby unieść ich oboje? A co by jej to dało? Nic mogłaby być złapana... a jakby się przyczepił to i tak by umarł za niedługo. " Bez sensu mieć  jakichkolwiek kolegów" pomyślała smucąc się przy tym. Albo radzisz sobie sam albo umierasz, proste. Ten robotnik był jednak głupi skoro tak się narażał. Skoro zrobili mu krzywdę do tego wina. Czuła, że sama zbliża się jednak do drugiej opcji, umierania. W środku czuła przytłaczający ją smutek, była też świadoma tego, że nie radzi sobie najlepiej, a dzisiejsze wydarzenia jeszcze bardziej pogorszyły jej sytuację. Może ktoś ją rozpozna? Skojarzy jako tą która spłoszyła konia? Wtedy znowu ją dorwą i nie wiadomo co się stanie... A może skoro jest elfem... Słyszała wielokrotnie jak psioczący na ten gatunek ludzie wrzeszczeli, że szpiczastousi powinni wracać tam gdzie ich miejsce, do lasu... Może tam będzie jej lepiej? Skoro jest elfem powinna być stworzona do życia w lesie.
Oślica, jeśli oczywiście udało im się wyrwać z gąszczu przerażonych ludzi i koni zwolniła do kłusa a następnie do stępa. Jej pysk przybrał ten sam znudzony wyraz pyska jakby nic się nie stało.
Dziewczynka i oślica miały dość przygód jak na jeden dzień. Bały się, że ktoś może je rozpoznać... że znowu rozwienie się z tego jakaś burda... i tym razme nie uda się zbiec. Cóż pora było im opuścić ukochane miejsce pełne obfitości w którym zawsze jakieś nadgniłe jabłko spadło na ziemie i można było je schrupać. Pora pożegnać je na jakiś czas... Będzie ciężko, ale życie jest jednak chyba ważniejsze niż pełny żołądek... no chyba, że pusty żołądek prowadzi do śmierci... Na razie jednak nie ma się czym martwić. Jakoś chyba dadzą sobie radę...
Chyba.
Dziewczynka i oślica zniknęły w ciemnej , brudnej uliczce.
/zt

Ostatnio edytowany przez Kawka (2015-04-24 19:22:12)

Offline

 

#19 2015-05-08 19:09:41

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

******************************************************************************************
Po dłuższym czasie dziewczynka wróciła w to przeklęte miejsce. Szczerzę powiedziawszy to bała się... bała się tego, że zetną jej głowę... że ktoś ją rozpozna i będzie chciał oddać złemu paniczowi. Albo, że nadjedzie wściekły jednorożec którego róg zwisał z dołu brzucha i dyndał. Zaatakuję Wiedźmę ponownie i tym razem nie uda jej się uciec spod jego kopyt.
Postanowiła więc nie wsiadać na Wiedźmę. Bo właśnie tak ludzie mogli ją zapamiętać, na ośle. Ubrań nie zmieniała bo innych nie miała, osła też nie przefarbowała, także pozostawała iść na własnych nogach. Wiedźma powoli z znudzonym wyrazem pyska człapała za dwójką ludzi i elfem w ogóle nie przejmując się tym co stało się tydzień temu. Bo czego niby miała się bać? Ogiera któremu się spodobała? Wrzeszczących ludzi? Nie takie rzeczy w swoim oślim życiu widziała. Już mało co ją ekscytowało czy przerażało. W przeciwieństwie do Kawki, która szła pomiędzy Sępem a Sową i rozglądała się nerwowo. Kiedy tylko jakiś kupiec albo żebrak spojrzeli na nią chowała się za czarnym panem, a jak dawało radę to wchodziła pod jego płaszcz. Jej nerwowość była widoczna na pierwszy rzut oka. Co prawda przy czarnym panu czuła się dość bezpiecznie, bo niby kto by go zaatakował? Wszyscy się przecież go boją. Dziewczynka była pewna, że poradziłby sobie ze wszystkimi giermkami rozpieszczonego panicza samym tylko hakiem... pytanie czy chciałby to zrobić w jej obronie... Póki co wystarczał sam jego straszny wygląd.
Szła powoli dostosowując się do tempa Sowy.
- Czy musimy szukać Mel, akurat tutaj? To bardzo niebezpieczne miejsce... - pisnęła cichutko skulona za mężczyzną. Spojrzała z nadzieją na dobrą panią bez nogi. To ona jest szefem. Może ona zmieni obszar który będą przeszukiwać. Elfka o wiele bezpieczniej i pewniej czułaby się w Czerwonej Dzielnicy albo w Porcie. Tam ludzie są mili... zwykle, a przynajmniej rozumieją problemy dziewczynki... A to... to po Nowym Mieście i Zamku ostatnie miejsce do którego by się udała. Źle na kogoś spojrzysz i tracisz głowę.

Offline

 

#20 2015-05-09 12:56:19

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Powolne tempo ich marszu drażniło Myrthiel niewypowiedzianie. Tym bardziej drażnił ją fakt, że to ona była powodem ślamazarnego poruszania się. Niestety, o kuli nie dało się inaczej, nie na Novigradzikich ulicach, gdzie wiele pułapek czyhało i na dwie zdrowe nogi. Jeden nieuważny krok mógł się w najlepszym razie skończyć poślizgnięciem i wylądowaniem w kałuży końskich szczyn.
Dlatego Myrthiel kulała z uwagą. Nie była, mimo swojego wyraźnie jednonożnego stanu, szczególnie przyzwyczajona do poruszania się o kuli.

Giełda, jak to giełda, była zatłoczona w stopniu przyprawiającym o ból głowy, tudzież inne części ciała posiniaczone przez przepychających się handlarzy z towarami i kupców z obłędem w oczach. Kanciarze czepiali się rękawów, usiłując sprzedać niezawodną maść na czyraki, wrzody i agresywne psy. Jakiś błazen w przypływie natchnienia spróbował wetknąć jej w dłonie amulet powodujący "odrastanie tego co utracone", a gdy w nieparlamentarnych słowach zagroziła mu nagłym zgonem, przeszedł samego siebie, dodając do amuletu gratis w postaci Nalewki Magicznej. Która miała jakoby przyczynić się do wypączkowania nowej kończyny.
Myrthiel wbiła mu łokieć w przeponę, rąbnęła kulą pod kolano i wepchnęła prosto w rozkładające się mewie truchło.
Zasmarkane i zagubione berbecie czepiały się rękawów, kupcy darli się wniebogłosy, śmierdziały ryby i psujące się warzywa, skądś dobiegał nieustający świński kwik.
Wypatrzenie żółtego pątlika w tym zbiegowisku nie wydawało się możliwe.

Co tym bardziej utwierdzało Myrthiel w przekonaniu, że Mel gdzieś tu siedzi. Latający na posyłki gówniarz, gdzie indziej miałby urzędować jak nie w tym ulicznym burdelu? Tu miał szanse podsłuchać plotki, znaleźć kogoś skłonnego zapłacić za szybkie dostarczenie wiadomości, i zwinąć śniadanie ze straganów. A także, jeśli potrzeba nakazywała, ukryć się.

Ukrywała się także Kawka, co i rusz szarpiąc Honbarta za płaszcz. Z jakichś bliżej nieznanych Myrthiel powodów, jego towarzystwo wydawało się małej bezpieczniejsze niż obojętne spojrzenia kupców... no tak, ale co już ustalili w "Kelpie", oboje dorosłych uważało, że elfie dziecko należało do gatunku, aby to ująć delikatnie, naiwnych. I niewątpliwie, szczęściarzy.
Cóż to takiego tak bardzo przerażało dziewczynkę w tej giełdzie? Co ona, tłumu nie widziała, świeżo z lasu wyskoczyła na grzbiecie swojego gnuśnego rumaka?

- Niebezpieczeństwo to pojęcie względne - burknęła patetycznie, następując kulą na stopę jakiemuś natrętnemu sprzedawcy cynowych garnków. Jego krótki wrzask był bardzo satysfakcjonujący. - Czego ty się zresztą boisz? Kto tu w tłumie takiego berbecia wypatrzy, choćby i szpiczastouchego? A Honbart Mel pod płaszczem nie ma, możesz przestać sprawdzać. Przydałoby się, żebyś i gdzie indziej poszukała.
Nie przejęła się przestrachem Kawki, bo i czemu by miała. Nie zamierzała także jej zapewniać, że nie ma się czego bać. Oczywiście, było, jak wszędzie, ale jakby człowiek nic nie robił tylko się bał, toby padł trupem już w pierwszych dniach życia. Mała zresztą obiecała pomóc; i tylko dlatego szła z nimi, przecież nie zabrali jej w charakterze maskotki i żeby się pętała pod nogami.

Myrthiel nie była w końcu jakąś pomyloną kapłanką Melitele, żeby miłosiernie adoptować z ulicy elfie sieroty.

Offline

 

#21 2015-05-10 00:14:30

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Giełda. Miejsce przepychu, sprzedaży dóbr i przepływu monet, co nie za bardzo interesowało Honbarta, a zwłaszcza już ci wszyscy trudniący się tym tutaj ludzie go nie interesowali.
Nie lubi tłumów, tak jak wielu, wielu innych rzeczy. Ale przeciskanie się przez głupców którzy kręcą się tu jak muchy nad latryną irytowało go im dłużej musiał to robić.
A obecnie nie zapowiadało się na szybki koniec. Jeszcze pół biedy gdyby był zachlany.
Wtem przebija się przez ludzi niczym książę, nie bacząc kto, gdzie, po co, po prostu idzie przed siebie, rozpycha się kiedy tylko ktoś mu wejdzie pod nogi i w rzyci ma ewentualne zarzuty pod jego adresem.
Na trzeźwo zaś podjudza go każdy głupiec który przepychając się nie wiadomo gdzie wpada na niego.
Niektórzy też czasem zwykli dotykać czyichś ramion przechodząc przez większe tłumy. Honbart reagował na wszelki dotyk jak na potencjalnego złodzieja, czyli szybko i agresywnie. Oczywiście nie wyciągał na nikogo broni, ale jeśli jakiś parszywy handlarzyna tylko chciał się na chwilę czegoś podeprzeć, a tym czymś zostało ramię lub ręka Cerezy, spotykał się z natychmiastowym, mocnym odepchnięciem i gniewnym wzrokiem.
Póki co jednak nie było na szczęście aż takich tabunów ludzi, aby przeciskali się przez siebie. Za to wyraźnie przestraszona Kawka się do niego przykleiła.
Czemu przestraszona? Czort wie, Honbart nie zamierzał nawet pytać, nie miał ochoty. Nie zamierzał też jej pocieszać, nie widział takiej potrzebny jednak jak na jego obmierzły charakter dość uprzejme było już samo to, że w żaden sposób nie sprzeciwiał się temu by mała chowała się w jego cieniu.
Rozglądał się dookoła, jednak nawet jego dość pokaźny wzrost był tutaj tak przeciętnie przydatny.
-Niebezpiecznie? -Zapytał po chwili w wyśmiewczym tonie, zaraz po Myrtille.
-Skoro się boisz byle zbiorowiska handlarzy, rzemieślników, pajaców, tanich złodziei i innych obwiesi, to może być jakaś wskazówka do zbioru cech które pozwoliły ci przeżyć te dziesięć lat.
Brnęli dalej przed siebie. W niezbyt zawrotnym tempie, ale przynajmniej pozwalającym na dokładne rozejrzenie się po okolicy.
Jak już powiedział Honbart na głos, obwiesie, pajace i handlarze. To było widać głównie na pierwszy rzut oka. Dało się zauważyć również liczne stragany z jadłem i innymi towarami, oraz gdzie nie gdzie stoiska miejscowych rzemieślników, czyli bednarzy, garbarzy, grotników, łataczy, łagiewników, rogowników i innych. Dało się również poczuć woń świeżego pieczywa, a chwilami i mieszanki różnych przypraw czy żywicy. Najczęściej była to jednak woń szczyn i miasta.
Jakoż to sprecyzować woń miasta? To dość osobliwe, ale w gruncie rzeczy jest dość łatwe, po prostu lepiej nie wnikać we wszystkie rzeczy tworzące tą kompozycję zapachów. Zapewne były to miedzy innymi właśnie te szczyny, ale gdy się przechodziło przez pewne miejsca to można by stwierdzić że zasługują na osobne miejsce w hierarchii.
Nigdzie jednak nie było widać chłopaka imieniem Mel.
-Mała, rozglądaj się lepiej a nie mi płaszcz tarmosisz. -Na kogoś było trzeba zgonić chwilowe niepowodzenie, a na kogóż by to jak nie na dziecko?

Offline

 

#22 2015-05-10 19:34:59

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Dziewczynka nie znalazła ani poparcia ani współczucia u dorosłych i trzeba przyznać, że wcale go nie szukała. Nie pamiętała aby ktokolwiek się nad nią kiedykolwiek rozczulał, także braku tych śmiesznych uczuć wcale nie poczuła.
Kawce wydawało się, że wszyscy na nią patrzą, a co gorsza, że to ona wszystkich rozpoznaje i kojarzy z tamtym nieprzyjemnym wydarzeniem. O tego kupca jabłek kojarzyła! I tą małą dziewczynkę w ślicznej różowej sukieneczce! Schowała się jeszcze bardziej za wielkiego mężczyznę z tasakiem na plecach. Za nim czuła się w miarę bezpiecznie... ale dorośli naciskali aby i ona tego całego Mel szukała. Nie rozumieli jej widać... Kawka jak to Kawka postanowiła wszystko wyjaśnić. Bo przecież podróżują razem i byli taką jakby drużyną.
- Chyba w zeszłym tygodniu była tutaj z Wiedźmą. Zaatakował nas jednorożec z rogiem pod brzuchem. Taki biały, a róg był różowy... Może kojarzycie? I miałyśmy pecha bo na tym jednorożcu jechał taki chłopak który nie umiał jeździć konno i z niego spadł. Był bogaty bo miał herb, takiego kotka który się załatwiał i złych panów na zwykłych koniach. No i jako, że ten panicz nie umiał jeździć konno to spadł z atakującego nas jednorożca, który nas prawie zabił. Straszy był z jego nozdrzy wylatywał ogień, a kopyta wznieciły pożar straganu...a drugi rozwaliły. Panicz rozkazał ściąć mi głowę, ale pokonałam jego złego pana swoimi zębami to nas puścił, a potem przyszedł pan robotnik i dał mu w dziób... No i zwiałyśmy. A co jeśli ten panicz nadal chce moją głowę? Co jak co ale ja ją nawet lubię... - odpowiedziała na pytanie Myrtille.
Zmarszczyła czoło gdy Honbart zarzucił jej, że się boi. Phi.
- Wcale nie boję się ani zbiorowisk ani handlarzy ani ogólnie ludzi. Tylko panicza i jego złych panów i jednorożca oczywiście. - powiedziała przez chwilę robiąc nadąsaną minę. Po chwili westchnęła i wychyliła nieco bardziej głową zza swojego obrońcy. Jeszcze ją z drużyny wyrzucą jak pomagać przestanie... a tego by nie chciała. Fajnie jest. Jedzenie dają... i mądrzy są... Zaczęła więc się rozglądać wyostrzając swoje elfickie oczy, które jednak widziały lepiej niż ludzkie.... Szkoda tylko, że taka niska była... widziała więcej ale odległość była i tak za mała jak na jej możliwości. Spojrzała więc najpierw na Sowę... Nie, nie sumienia ją o to prosić... Potem na Sępa.... cóż mu nie omieszka zaproponować.
- A może wziąłbyś mnie na barana? Ludzie mi zasłaniają. - powiedziała dziewczynka zadzierając głowę i patrząc w twarz byłemu katowi. Pomysł wydawał się jej być przedni. Zawsze chciała być tak wysoko, a jechanie na kimś innym niż na Wiedźmie też może być ciekawym doświadczeniem.

Offline

 

#23 2015-05-11 23:03:24

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Jednorożec z rogiem pod brzuchem. Na Melitele, Wieczny Ogień i resztę bezsensownego panteonu! Jakim cudem dziesięciolatka, zwykła uliczna sierota, nie chowana pod kloszem księżniczka, dożyła dekady nie zyskując świadomości działania "pszczółek i kwiatków"? Kolejny raz w ciągu zaledwie kilku chwil ich znajomości kobieta zadała sobie pytanie jak małej elfce udało się pozostać taką... naiwną. Uliczne dzieci które znała Myrthiel były zwykle ostatnimi istotami na ziemi które można by nazwać naiwnymi; w swoich dziesięcioletnich ciałach mieściły za to więcej cynizmu i chłodnego okrucieństwa niż niejeden siwy weteran wojenny. Dobór naturalny. Te naiwne po prostu nie dożywały drugiego krzyżyka.

To było najmniej odpowiednie z odpowiednich miejsc na tłumaczenie dziecku działania funkcji rozrodczych. A przydałoby się. Jeszcze z trzy lata, maksymalnie, jak kolejna wierząca w jednorożce zacznie się zastanawiać czy to od wzdęć jej tak brzuch puchnie. A przeludnienie i tak już było znaczne.
Myrthiel skrzywiła się w wysiłku nie podejmowania tematu "różowych rogów" natychmiast.
- Kojarzymy, kojarzymy... przypomnij mi później, to ci wyjaśnię czego ten "jednorożec" od was chciał - niemalże słychać było jak cudzysłowy opadają na miejsca. - Pana z srającym kotem też kojarzymy, ja w każdym razie. I uwierz mi na słowo, że prędko to on się tu nie pojawi.
Jak każdy, kto przy publiczności zleciał z ogiera napalonego na podstarzałą oślicę. Wątpiła, by małą elfkę ktokolwiek zapamiętał. Za to herbowego lądującego w gnoju, bo wierzchowcowi w głowie były amory? Po wsze czasy. Już teraz sprawne języki miejscowych plotkarzy dbały by legenda dotarła do uszu potomków panicza, razem z niechybnie ukutym już przydomkiem. Kariery to on już w mieście nie zrobi...

- A jednorożca pewnie już dawno wyjednorożcowali - dodała. Z jakże ludzkiej zemsty. Ta w końcu nie będzie ścigać jakiegoś szpiczastouchego obdartusa, znacznie łatwiej dokonać jej na bezbronnym zwierzęciu. No cóż, można było tylko mieć nadzieję, że zabieg przeprowadził ktoś znający się na rzeczy...

Bez szczególnego przejęcia odepchnęła kolejnego sprzedawcę Magicznego Zwierciadła Wymiarów, zrobiła unik przed tłustym kurczakiem, który w fontannie pierza wyrwał się z rąk handlarki na spotkanie wolności, i niemalże poślizgnęła się na martwym węgorzu. Na barana, Myrthiel zwróciła poważne spojrzenie na Honbarta, odzyskując równowagę pomimo ryby. Tego nie chciała przegapić. Wielki, odziany czarno i jednoręki bandzior z berdyszem na grzbiecie i elfim dzieckiem na karku. Można by ich pokazywać w cyrku, oczywiście o ile wcześniej nie ukamienują ich tutejsi rasiści.

Offline

 

#24 2015-05-13 14:29:23

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Przemierzając giełdę z rozczarowaniem i zażenowaniem słuchał dziewczynki. Już zapomniał o wieku w którym w ogóle się nic nie wiedziało o takich sprawach, zresztą on w tym wieku, bodajże dziewięciu lat to już dużo wiedział dzięki temu że włóczył się z miejscową dzieciarnią plebsu.
Tam większość ludzi była prawie tak trywialna i chamska jak on.
-Toż to kutas był, nie róg.
Po wypowiedzeniu tych słów insynuacyjnie coś go zaswędziało przy jego ,,rogu", podrapał się więc tam i splunął w bok.
Jakiś przechodzeń strasznie się przed nim gramolił i co dwa kroki skręcał to raz w prawo, to raz w lewo, drażniąc Honbarta.
W końcu stracił do niego cierpliwość i kiedy zaplątał mu się w nogi, Półręki złapał go za bark i szarpnął go w bok. A że karypel był dość lekki to prawie że się uniósł w powietrze i wyglądało to jakby bez trudu Honbart przesunął go sobie w bok.
Starszy mężczyzna w akcie protestu rozdziawił usta ale nie odezwał się, brakło mu odwagi na głośny sprzeciw.
Mógłby zacząć zapewniać elfkę że nie ma czego się bać, żeby się uspokoiła, że w razie czego ją obroni i takie tam, ale nie chciało mu się szargać języka na zbędne gadanie. Nie ma gestu do dzieciaków i pewnie nie przemówił by jej do rozsądku i tak.
-Co kurwa? -Skwitował elokwentnie prośbę Kawki.
-Mowy nie ma, nie jestem jucznym koniem ani wieżą strażniczą. -Żachnął się i rozejrzał dookoła, chcąc się odciąć od tematu.
Ale po chwili spojrzał na dzieciaka i w końcu się również zatrzymał.
Złapał ją pod rękę a hakiem pociągnął za uzdę oślicy by zbliżyła się do nich bardziej.
-Wskakuj na Wiedźmę i rozglądaj się. Będziesz tak wysoka jak ja.
Nieporęcznie wrzucił ją na oślicę, wspomagając się łokciem prawej ręki.
Sapnął ciężko i zawiesił sobie luźno hak na uździe Wiedźmy, żeby mieć tę dwójkę pod ręką. Coby się nie rozdzielili jakby jakiś ogier chciał pochędożyć sobie wśród ludzi.
Nagle Honbart dojrzał grupkę biegnących dzieciaków na których zwrócił swoją uwagę.
Przebiegli koło nich, krzycząc coś do siebie, większość na bosaka taplając się we wszystkich kałużach błota jakie spotkali na swej drodze.
Ale pamiętając opis Myrtille, to raczej żaden z nich nie był szukanym przez nich Melem.
-Może inne dzieciaki nas doprowadzą do tamtego?

Offline

 

#25 2015-05-13 23:49:04

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Trzeba przyznać, że Myrtille uspokoiła młodą na tyle,że ta przestała co chwilę uczepiać się plaszcza czarnego jegomościa, który nabrał ochoty  na agresywne przesuwanie z drugi innych użytkowników ulicy. Skoro młodzieniec od srającego kota nie wróci to nie wróci. Sowa ma zawsze rację i wie chyba wszystko dlatego wypada jej słuchać. Przytaknęła ochoczo głową.
- Przypomnę.- powiedziała zdecydowanym tonem głosu. Tak, chciała wiedzieć co ten głupi jednorożec od nich chciał bo na chwilę obecną  nie miała pojęcia. Z resztą przez ten krotki okres czasu w główce dziewczynki pojawiło się przekonanie, że wszystko co mówi Myrtille jest co najmniej fascynujące... Chciałaby wiedzieć wszystko teraz ale... mają zadanie. To przykre ale jest zmuszona poczekać na wyjaśnienie.
- Kutas - powtórzyła za Hombratem. Głupiutki Sęp, przecież wiadomo że to mają w spodniach chłopcy, a konie przecież nie mają spodni... Co za niemądre rzeczy wygaduje... Ale trzeba mu to wybaczyć, przecież czarny pan był niezwykle mądry ale w zabijaniu i biciu ludzi, a nie anatomii zwierząt.
Kiedy jej odmówił zrobiła smutną minkę. Broda jej się zmarszczyła, uśmiech znikł, a oczy jeszcze raz prosiły rozpaczliwie. Oczywiście na nic się to dało. Nie zdążyła mrugnąć, a już siedziała na ośle. Jadąc na obojętnej na wszelakie bodźce oślicy dziewczynka zadarła głowę do góry i założyła ręce na klatkę piersiową.
- Wcale nie jestem wyższa. I tak nic nie widzę. Myślę, że by cię nie ubyło gdybyś raz kogoś na grzbiecie przewiózł. Jeden raz nie czyni cię osłem. - powiedziała z wyrzutem. Wiedziała, że nic nie wskóra... uparty był ten Honbart.
Dzieci... dzieci ulicy. Dziewczynka uśmiechnęła się pod nosem.
- Myślisz, że wskażą go za darmo? Z dobroci serca?  Musisz mieć coś czego chcą. - powiedziała będąc świadoma, że obca osoba bez pieniędzy czy jedzenia niczego nie wskóra. Szczególnie gdy ma się do czynienia z całą zorganizowaną bandą. Nawet gdy jest dzieckiem w ich wieku.
Pomimo tego, że cały czas miło sobie z swoją nową "drużyną" gawędziła nie zapominała o zadaniu i poza krótkimi spojrzeniami na ich twarze jej wzrok błądził po targowisku szukając Mel. Przeczesywała teren widząc rzeczywiście o wiele lepiej z grzbietu oślicy. Szukała osób pasujących do opisu Sowy, a także nasłuchiwała bacznie czy może ktoś nie wymienia przypadkiem jego imienia.
Szczerzę powiedziawszy, świetnie się bawiła. Chciała znaleźć tego chłopca przed swoimi towarzyszami. Zawołać, że go widzi i pokazać im, że jednak dziecko na coś może się przydać.

Ostatnio edytowany przez Kawka (2015-05-13 23:54:31)

Offline

 

#26 2015-05-15 14:47:06

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Sowa rzecz jasna, nie była nieomylna. Była, ostatecznie, tylko człowiekiem, a ci z natury mają skłonność do omyłek. Pewna doza książkowej wiedzy czyniła ją jedynie profesjonalistką w wąskiej dziedzinie, i całkowitą ignorantką w innych. W końcu, nie można się interesować wszystkim. I Myrthiel się nie interesowała, co z kolei stawiało ją w trudnej sytuacji gdy przychodziło do, powiedzmy, polityki. Rozmowy bywają trudne, jeśli znajomość królewskiego imienia zaginęła pod wiedzą o działaniu nerek. Choć akurat srającego kota zapamiętałą, ze względu na sumę jaką kot jej zapłacił za zatuszowanie efektów wstydliwej choroby na którą zszedł zramolały patriarcha rodu.
Ot i nie mieli szczęścia, ledwo się uchronili przed skandalem jaki wywołałoby ujawnienie patriarszych skłonności od których złapał choróbsko, a już latorośl buduje nową niechlubną legendę...

Zmyślna próba Myrthiel, aby nie rozwijać tematu narządów rozrodczych na środku ulicy została brutalnie zamordowana przez Honbarta. Kutas, z pewnością, i nie ma co owijać w bawełnę, ale może jednak by się przydało. Kawka, jak się zdawało, miała skłonność do chwytania za słówka i szczegóły, zaraz jeszcze weźmie zacznie o tych kutasach głośno prawić. Straż na pedofili nie zwracała uwagi, ale tylko dopóki swoje brudne sprawki załatwiali po cichu i poza zasięgiem wzroku.

- Jeśli widzi ci się łapanie któregoś i grożenie... - podjęła czym prędzej za Kawką. - Czy raczej, wyłapanie ich po kolei i grożenie. Nawet zakładając, że wszystkie znają Mel i wiedzą gdzie jest, złapiesz jednego, reszta poleci z ostrzeżeniem do wszystkich wartych łapania... I się tak można cały dzień w podchody bawić.

Wypatrywanie pojedynczego dzieciaka w tłumie było bezsensownym i frustrującym zajęciem, ale czy miała jakiś wybór? Znaczy, tak, miała, zniknięcie z Novigradu byłoby prostsze niż splunięcie, jednak nie o Dmytrowe, dość śmieszne, groźby tu chodziło. Musiała odzyskać tę cholerną protezę, a Mel póki co był jedyną możliwością dowiedzenia się czegoś więcej.

Kawka, oczyść skrzynkę, bo ci PW nie mogę wysłać. Po poście Honbarta proponuję zaczekać na MG.

Offline

 

#27 2015-05-17 00:59:38

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Kutas, tak. A teraz pewnie Kawka będzie to powtarzać. Dopiero mu się przypomniało z czasów zadawania się z dzieciakami z ulic że gdy tylko któryś poznał jakieś nowe słowo, cała reszta zaraz ochoczo je powtarzała dopóki im się nie znudziło.
-A jeden gwałt nie nie uczyni nikogo gwałcicielem?
Honbart zdecydowanie nie jest dobrym wzorcem dla małej dziewczynki, ale pohamowywać się przed kimkolwiek? Omieszka.
-Z dobroci serca? -Parsknął.
Wiedział dobrze że to niemożliwe. Musiałby spotkać wyjątkowo głupie i naiwne dzieciaki, by wydały kogoś ze swoich. A takie dość szybko giną. Także dobroć serca na nic się tu nie zda ani jednej, ani drugiej stronie.
Gdy Kawka zaproponowała ,,okup" dla dzieciaków, Honbart pomyślał o żarciu. Ona się do niego przyczepiła dzięki temu. A przecież ma nadal sporo mięsa kurczaka i pół jabłka.
Jednak dzieciaki z ulicy nie będą tak wybredne jak elfka i te mięso pewnie starczyłoby na może trzech gówniarzy?
A pewnie na jego widok prędzej by uciekły niż przyjęły żarcie.
Zatoczył oczami na uprzedzenia Myrtille.
-Tak, na pewno sam wyłapię je wszystkie, zacznę grozić i torturować. Na środku oberży, zagryzając potrawkę i popijając nalewkę z dziecięcej czaszki. Nie jestem aż taki głupi.
Pytanie tylko czy nie jest aż tak głupi, żeby uganiać się za nimi, czy aby je przesłuchiwać...
Na jego szczęście i szczęście całej grupki jednak po prostu wie jak funkcjonują takie zbiorowiska dzieciaków wychowanych na ulicy.
-Niech mała do nich pójdzie. Tylko wymyślmy jej jakiś pretekst godny zainteresowania tych gówniarzy.
Chodźcie do piwnicy, pokażę wam małe kotki- raczej nie przejdzie.
-A ty byś wlezła na oślicę żeby widzieć ponad ludźmi, nie powinnaś być za ciężka. -Bo chuda i bez nogi? No nie powiedział o dziwo tego na głos. Może dlatego że sam jest kaleką.
Oczywiście Honbart jej pomoże, ale nie powie tego na głos.


[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#28 2015-05-18 21:20:36

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Twarze przechodniów kłębiły się i zlewały ze sobą, nadając miejscu niezwykle obcą scenerię. Przekupki na straganach przekrzykiwały się w cenach, młodzi przedsiębiorcy biegali od banku do cekhauzu, od cekhauzu do lombardu, od lombardu do burdelu. Każda wolna przestrzeń w jednej chwili zapełniana była przez tłumy handlarzy i klientów, wrzeszczących na siebie i na kogokolwiek, kto akurat przechodził. Wszędzie wisiała jakaś pilna sprawa do załatwienia i mogło by się zdawać, że każdy za punkt honoru obrał sobie wykonanie jej tuż przed nosem trójki bohaterów, byleby tylko choć na chwilę wstrzymać ich pochód.

Oczywiście dopatrywanie się w tym reguły było czystym głupstwem, bowiem ludzie, gnomy, krasnoludy, elfy, czy jakakolwiek rasa rozumna były z natury skurwysynami - ot, taka dola tych, którzy gdzieś się spieszą lub czegoś poszukują. Wtedy działa się pięścią i ostrzem, a świat stoi otworem. Trzeba tylko wiedzieć, którym.

Myrtille, Honbart i Kawka rozglądali się w poszukiwaniu kogokolwiek, kto byłby w stanie odpowiedzieć im, gdzie znajduje się pewien posłaniec. Ot, brakujące ogniwo i element opowieści, który byłby w stanie ją dalej popchnąć. Wyczyn ten można porównać do znalezienia dziewicy na królewskim dworze - poniekąd niewykonalne, ale bardzo, bardzo opłacalne.

Jedynym poważnym pomysłem była propozycja podpytania miejscowej hałastry dzieci. Pewnikiem znają każdego, kto choć raz postawił tutaj nogę - oczy dziecka są bystre i zapamiętują o wiele więcej, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. A szczególnie, gdy dziecko jest głodne, gdy instynkt przetrwania zmusza do wykorzystania każdej okazji, do obserwacji wszystkiego i wszystkich, byleby tylko znaleźć upragnioną skórkę chleba albo przygniłe jabłko.

Szczęściem lub przypadkiem nazwać to można, że akurat taka grupa dzieci bawiła się na małym, okrągłym skwerku, wzniesionym nieco ponad kilka łokci od poziomu drogi. Ubrane w szare szmaty, z twarzami poparzonymi słońcem zdawały się królować nad tą częścią ulicy. Niektóre z nich biegały w kółko, grając w niezrozumiałą grę, niektóre siedziały i rozmawiały, głośno się przy tym śmiejąc i szczerząc niepełne kolekcje zębów. Inne siedziały dwójkami, grając drewnianymi pionkami, a jeszcze inne - spały, odurzone słońcem i styrane kilkudniowym głodem. Każdy miejscowy znał to miejsce, a ludzie bardziej związani nawet je nazwali - Skwer Dziecięcy. Tutaj zawsze siedziała ta sama banda kilkulatków i kilkunastolatków, a każdy z nich wiedział, co oznaczało przyjście tutaj - długie oczekiwanie w palącym słońcu na kogokolwiek, kto będzie w stanie dać im pracę. Wbrew pozorom często zdarzało się, aby dzieciaki pracowały. Czasem posyłano je na służbę do miejscowego kupca, czasem kazano posprzątać kram i wyłapać kury z zagródki, czasem nawet zebrać owoce z sadu. Wszystko, byleby przeżyć kolejny dzień w tym zasranym, przeklętym mieście.

Ich widokiem, jakby na złość, każde dziecko z osobna nie przejęło się choć ani trochę. Gry i zabawy, lekkie rozmowy i sen stanowiły poważną całość dnia codziennego, którą ciężko było zachwiać.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-05-18 21:23:09)

Offline

 

#29 2015-05-19 21:08:16

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

- To bez sensu- stwierdziła dziewczynka wstrzymując osła. Wiedźma stanęła odganiając od siebie muchy ogonem i trzepiąc wściekle resztką grzywy.
Szukali już długo, a Mel ni widu ni słychu. Stanęła akurat przy Skwerze dziecięcym na którym wielokrotnie także spędzała swój czas. Nie czuła współczucia dla tych dzieci. Nie czuła się ani trochę lepsza, to byli jej koledzy po fachu... I tak za niedługo znowu  będzie krążyć samotnie po ulicach. Dziewczynce ścisnęło się serce. Mogłaby specjalnie przedłużać poszukiwania, aby jak najdłużej być w nowo powstałej grupce... ale chciała się im na coś przydać. Kto wie może pozwolą jej zostać dzień czy dwa.
Przyglądała się chwilę dzieciom w zamyśleniu, mrużąc lekko skośne elfickie oczy. Nie ma co trzeba wykorzystać kolegów po fachu. Sprawa mogła być o tyle łatwiejsza, że dziewczynce wydawało się, że Skweru nie przejęła jakaś zorganizowana grupa. Gdyby było inaczej raczej nie zdecydowałaby się na podejście do dzieci, mogła dostać... zostać pobita bo weszła by na ich rewir, który jak trzeba było przyznać charakteryzował się niemałą obfitością w drobne pracę i jedzenie.
Przeniosła wzrok na swoich towarzyszy. Podjechała do nich jak najbliżej.
- Dajcie mi pieniądze. Pójdę do nich i powiem, że szukam Mel, dam im po pieniążku.  Jeśli zapytają po co, powiem, że chłopak chcę kupić ode mnie Wiedźmę i dał mi już zaliczkę. Zaprowadzą mnie do niego, a wy będziecie mnie śledzić. Chyba, że macie lepszy plan... - powiedziała bardzo, bardzo cichutko. Może mają lepszy plan, w końcu są dorośli, a co a tym idzie mądrzejsi. Nie robiła niczego sama, oni są szefami a dziewczynka doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Podpadnie; znowu zostanie sama. Proste.
Ewentualnie Sęp wszystkich zabije, a Sowa wyczyta informację z ich flaków; takie rozwiązanie wydawało się całkiem prawdopodobne z ich umiejętnościami.  Kawka może nie była zwolenniczką zabijania szczególnie kogoś kto był do niej tak podobny, ale skoro będzie trzeba przymknie oko na taką rzeź. Musi być tolerancyjna.

Offline

 

#30 2015-05-20 00:01:16

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

- Sam widzisz - ucieszyła się. - Łapać nie ma co, to jakby chcieć wyłapać pchły na psie. A w przekupstwo nie wierzę... żadnej gwarancji nie ma, że przekupywany nie kłamie, a nim mrugniesz, spieprzy aż się będzie kurzyło. Ja w każdym razie tak robiłam... - zamilkła na chwilę, niechybnie wspominając chwalebne - i odległe w czasie - czasy dzieciństwa. Na końcu języka miała "za moich czasów", i było to wręcz wypisane na jej twarzy. Należało podziwiać wysiłek jaki włożyła w powstrzymania się od wspominek. Zamiast tego z roztargnieniem poczochrała osła po grzywie; jej własna oślica, Salami, miała w tym punkcie łaskotki.

- Lżejsza o nogę to nie znaczy lekka - skwitowała beztrosko, ale na ośli grzbiet ani myślała się pchać. Wiedźma kłębem ledwo sięgała jej talii - siedząc na niej widziałaby niewiele więcej niż stojąc. To jednak nie wrodzona dobroć ani twarde fakty powstrzymywały ją przed wdrapaniem się na osła. Nie było to nawet zwyczajne zamiłowanie do czucia gruntu pod podeszwą.
Chodziło o prezencję. Prędzej ją szlag trafi, niż da się zobaczyć na ośle, wielką babę na zwierzaku rozmiarów kucyka, z kolanami pod brodą, ledwo mieszczącą się na wąskim grzbieciku.

Miejsce zresztą było już zajęte, i to przez posiadaczkę wcale sprytnej głowy. Wymyślona na poczekaniu historyjka była niezła, choć ufność w dawaniu zaliczki, czy chęć kupienia Wiedźmy były podejrzane. Zwłaszcza chęć kupienia Wiedźmy...
Wzruszyła ramionami, wzrokiem sceptycznego kupca oceniając ów worek oślich kości utrzymywanych razem przetartą skórą i paskudnym charakterem. Na pewno można było uwierzyć w to, że Mel stać było na kupno zwierzaka; po co w ogóle miałby chcieć go kupić to już była inna kwestia.

Podobnie jak fakt, że miała przy sobie tylko sześćdziesiąt kopperów. Tak czy owak, nie zamierzała ich dawać Kawce. Sześćdziesiąt kopperów to sześćdziesiąt kopperów, jeszcze czterdzieści i będzie cała korona. Korona to majątek dla smarkacza, a Myrthiel nie zamierzała więc wodzić dziecka na pokuszenie. Ani stracić prawie korony, gdyby Kawka uznała, że łatwiej prysnąć z "zaliczką" niż czekać na wątpliwe korzyści z całej przygody. Dlatego nie wykonała najmniejszego gestu w stronę sakiewki, uwiązanej pasa jakby miała tam skarbiec króla Dezmoda, a nie marne kilka kopperów. Pokiwała jednak głową, zgadzając się z planem.

- Wcale niezła myśl - stwierdziła. - Tak przynajmniej brzmi... to ty tu jesteś specjalistką od kłamstw w które uwierzą dzieci. Nie stójmy tak na środku drogi jak zator w klozecie, bo nas zaraz te smarkacze skojarzą i tyle wyjdzie z śledzenia...
Odkuśtykała kawałek dalej, pod mur o który kaleka mogła się oprzeć by dać odetchnąć nodze, całkiem przypadkowo i wcale nie mając na celu obserwacji skwerku. Liczyła na to, że zanim Honbart i Kawka do niej dołączął mężczyzna zdecyduje się sfinansować Kawkowy pomysł.

Ostatnio edytowany przez Myrtille (2015-05-20 00:01:51)

Offline

 

#31 2015-05-22 11:48:43

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

On też by spieprzył. Choć może zwyczajnie odszedł w swoją droga, a w razie roszczeń pogroził stalą. W gruncie rzeczy nie tym się teraz zajmować pora.
Honbart mimo krnąbrnej miny nie wywnioskował wystarczająco dobrego pretekstu po co dzieciakowi osioł, po co miałby go kupować.
Może aby go zeżreć?
Zatrzymawszy się przy skwerku mężczyzna przyjrzał się po kolei dzieciakom. Wyglądają na dobrze zorganizowaną bandę. Kiedy tylko jeden bachor podniósł by alarm, reszta pieprzonych dzieciaków od razu by uciekła na wszystkie strony uniemożliwiając skuteczny pościg, albo bądź co bądź może nawet rzuciła się na nich z lagami, kamieniami, a może i nawet jakimś nożem.
A nóż nie musi być wielkim niczym miecz, ani jego właściciel nie musi być skrytobójca, aby jedno cięcie lub dźgnięcie znienacka zawlokło go na cmentarz, do bezimiennego grobu.
Tu leży... ktoś tam, nie znaliśmy go.
Zastanowił się nad tym chwilę i spojrzał na Myrtille.
Skoro Kawka może mieć oślicę i chce ją mieć, to czemuż Mel by nie mógł chcieć jej zwyczajnie posiąść?
-Myślę że to może się udać. -Odrzekł kobiecie po chwili zastanowienia, a ta poleciła im by przenieść się dalej.
I mądrze, jeśli za długo by tam stali nabrali by ciekawości w dziecięcych oczach. Ciekawości i widma zagrożenia.
Przeszli pod mur, Honbart oparł się po części na oślicy jeszcze w pełni nie świadomy pewnej rzeczy.
Nagle się wzdrygnął i przerwał krótką chwilę ciszy.
-Niech zgadnę, ty nie masz żadnych pieniędzy? -Rzucił kobiecie i oderwał się do oślicy, aby też oprzeć się o mur.
Po wzroku elfki widział, że prosi go o dotację do tej akcji. No i co tu kurwa zrobić, jak mieszka nie otworzyć? Inaczej nic nie zrobią. A jak właśnie to, zrobią wystarczająco dobrze to monety zaryzykowane możliwością zniknięcia w dziecięcych gatkach zwrócą się i to jeszcze namnożą.
Honbart zakurwił cicho pod nosem i odpiął mieszek od pasa.
Pogrzebał w nim chwilę i wyciągnął dłoń do Kawki. Gdy ta wyciągnęła ręce by wziąć pieniądze Honbart położył jej na malutkiej dłoni kilka monet.
-Słuchaj uważnie, to są koppery. Masz tu siedem. Dasz po jednym każdemu dzieciakowi. Wiem, że jest ich więcej. Staraj się je rozdać tym, które wyglądają na najstarszych i najsilniejszych, bo oni mogli by najmocniej się sprzeciwiać braku zapłaty. Kiedy się skończą wyczuj ich, jeśli nadal nie będą chcieli gadać, powiedz że okradłaś kogoś w porcie i masz koronę novigradzką. Zapamiętasz nazwę? Powiesz, że masz ją schowaną w gaciach. I zobaczą ją tylko jeśli zaprowadzą cię do Mel. Jeśli zaczną cię rozbierać albo będą chcieli ukraść Wiedźmę pomogę ci, ale tylko wtedy. Inaczej się spłoszą.
Zamknął jej dłoń na garści monet.
-Dasz radę mała? -Spojrzał jej głęboko w oczy, nie tylko czekając na odpowiedź ale i szukając w nich pewności dla tej odpowiedzi.

Offline

 

#32 2015-05-23 20:39:01

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Wiedźma nastawiła się do głaskania gdy tylko ręka kobiety dotknęła jej grzywy. Ona lubiła być czochrana, czasem nawet stawała się agresywna gdy nie poświęcało się odpowiedniej ilości czasu na czyszczenie i pieszczoty... Wydawać się to może dziwne, bo oschła się wydaje, ale tak właśnie jest. Pieszczoty skończyły się tak niespodziewanie jak się zaczęły. Oślica sapnęła i uderzyła kopytem o bruk, wyrażając swoje niezadowolenie. A Kawka... Słysząc słowa pani Sowy zagryzła dolną wargę. Fajnie. Szkoda, tylko, że żadnym specjalistą od kłamstw nie jest... Bo gdyby była to na pewno nie wyglądałaby tak mizernie jak teraz. Zdziwiona nieco tym, że kobieta sobie poszła, nie zdążyła skomentować tego wszystkiego. Spojrzała tylko w ślad za nią. Nie mogła jej jednak przyjrzeć się gdzie sobie poszła, bo ona sama niemal spadła. Czarny pan oparł się o Wiedźmę która zareagowała ostrym kopnięciem. Nie jest ścianą, a osłem. Nie może pozwolić sobie na taki brak szacunku. Na szczęście dla Honbarta była już stara i zdarzało jej się jej tak jak teraz nie trafić.
Dziewczynka poprawiła się na starym kocu który służył jej za siodło i wzięła powoli z wielkim szacunkiem pieniądze od mężczyzny. Ale gdy zaczął tłumaczyć jej ich wartości i akcentować liczby. Wywróciła oczyma jak zirytowana nastolatka.
- Znam się na pieniądzach. I potrafię liczyć lepiej niż ty - fuknęła urażona zabierając pieniądze i unosząc dumnie głowę. Nie kłamała. Nie wiedziała skąd, dlaczego ani kto ją tego nauczył, ale matematyka nie stanowiła dla niej problemu. Schowała pieniądze do jedynej nie dziurawej kieszeni.
Gdy zapytał ją czy da sobie radę. Cała złość zniknęła. Czyżby się o nią martwił? Przez chwilę jej oczy zabłysły radośnie, zupełnie jakby dostała cukierka. Nieco się bała, ale nie tego, że ją pobiją czy nawet zbiją, ale bała się, że zawiedzie dwójkę dorosłych których się uczepiła i wtedy ją przegonią. Wzięła głęboki oddech odganiając od siebie strach. Została tylko odrobina niepewności.
- Tak. Kto miałby dać radę jak nie ja? - powiedziała i zawróciła osła. Pchnęła Wiedźmę łydkami a ta gładko ruszyła do przodu. Wjechała pomiędzy dzieci. Strach zniknął przynajmniej na razie. Musi dać sobie radę. Rozejrzała się w około wjeżdżając na skwer. Przez chwile jeszcze miała nadzieję, że może jednak Mel zobaczy.
Podjechała do jednych ze starszych chłopców. Wybrała tego który grał w grę drewnianymi pionkami. Wydawał jej się być spokojny i w miarę kumaty.
Wstrzymała osła.
- Cześć. - powiedziała uśmiechając się do niego. Nie mogła się oprzeć i wysiliła wzrok by lepiej widzieć grę planszową.
- Szukam Mel. Wiesz może gdzie jest? - zapytała beztrosko i zamachała nogami zwisającymi z osła.
- Co to za gra? - wymsknęło jej się zanim zdążyła się pohamować.
Póki co nie chciała wydawać pieniędzy. po przemyśleniu to byłoby podejrzane. Wiedzieliby, że szuka go w jakimś niezbyt... przyjemnym dla Mel'a celu. Spróbuje najpierw tak. Może sam powie, wtedy uda jej się zaoszczędzić pieniądze i Honbart będzie z niej dumny.

Offline

 

#33 2015-05-28 01:07:10

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Tkwienie pod murem, na nieszczęście, na dłuższą metę nie było pomysłem lepszym niż otwarte gapienie się na dzieciarnię ze skraju skwerku. Na ludnej i ruchliwej giełdzie w bezruchu pod ścianami czatowały tylko kurwy i szpicle. Za tę pierwszą uchodzić nie mogła, chyba że w oczach tych najbardziej zdesperowanych, co to im giezła na dziurawym garnku starczy, za to drugie uchodzić nie miała zamiaru, bo w końcu celem oddalenia się było nie uchodzenie za szpicla.

Czubkiem kuli wypchnęła z sterty spiętrzonych pod murem odpadków połówkę glinianego antałka, po czym całkiem bez wstydu rymnęła koło niego na kolana. Szybko ściągnęła udającą opaskę szmatę z głowy, zgarnęła włosy na twarz, zakutany w szmatę kikut wyciągnęła przed siebie. Po dzisiejszym dniu żadnych właściwie więcej przygotowań nie musiała czynić, by uchodzić za wymemłaną przez życie żebraczkę. Była brudna i mokra, w postrzępionej koszuli i kradzionych portkach, z podrapaną twarzą i sinymi z niewyspania powiekami.
Ujmując skorupę w dłonie zajęczała żałobnym głosem do mijającej ją właśnie kobiety:
- Błagam, choć kopper... od tygodnia nie jadłam...
Kobieta ostentacyjnie nie zwróciła na nią uwagi.
Bo i takaż była funkcja targowiskowych żebraków - żałobnym jękiem kontrapunktować targi o cenę garnków, zachwalanie śledzi i usług cyrulicznych, żałobnym wyglądem przypominać, że nie jest jeszcze z nami tak źle. Być tłem. I z pewnością zwracać na siebie mniejszą uwagę niż kurwy i szpicle.

Mamrocząc coś czasami dla podtrzymania roli i wyciągając obtłuczoną połówkę antałka Myrthiel oparła się wygodnie o mur - obejrzawszy go uprzednio, na wypadek przyklejonej tam jakiej obrzydliwości - i przymknęła oczy, wystawiając twarz na promienie słońca. Niebo co prawda było zachmurzone, ale gdyby jaki promień przebił się przez deszczowe opary, znalazł by Myrthiel gotową na grzanie się w nim. Spod wpół opuszczonych powiek, przez rzęsy i tłum, obserwowała dzieciarnię kłębiąca się na skwerku niczym muchy na truchle. Jej ciało przeszło odruchowo w tryb oszczędzający energię, na wpół drzemiący, zwykle dostępny jedynie wartownikom i studentom.

Dwójka tymczasowych towarzyszy kobiety tymczasem zamieniła ostatnie słowa, zanim rozeszli się każdy w swoją stronę. Rychło w czas, bo dostrzegała już jedno czy drugie uważniejsze spojrzenie rzucone na Honbarta. Dzieci, a zwłaszcza uliczne dzieci, były nieporównywalnie lepszymi obserwatorami niż dorośli; ten, czarny od stóp po głowę, mimo zwykle burych kolorów odzienia chłopów i kolorowych mieszczuchów, z wielkim rożnem, czy jak to się tam zwało, na plecach, musiał czyjąś czujność wzbudzić. No, oby Kawka dalej tak szybko myślała, i ułożyła sobie na poczekaniu bajeczkę, o czymże to gaworzyła z mężczyzną. Gdyby któremuś smarkaczowi zechciało się o to pytać, bo Honbart, bądź co bądź, ulotnił się z zasięgu czujnych spojrzeń, zanim ich większa rzesza przemieniła się w spojrzenia podejrzliwe.

- Oby was Wieczny Ogień błogosławił... dobrodzieju... - zakwiliła równie idiotycznie co odruchowo, gdy o jej "żebraczy garnuszek" zadzwoniła drobna moneta. Dobry dzień, pięć minut żebrania i już kopper. Musiała wyglądać naprawdę żałośnie.

- Poratujcie nieszczęsną... - wyciągnęła glinianą skorupę w kierunku Honbarta, gdy ten rozmówiwszy się z Kawką, skierował się ku niej. Miała nadzieję, że pojmie aluzję, weźmie z niej przykład i zacznie nie rzucać się w oczy, podejmując jakąś targową czynność. Na przykład, oglądając zdobione siodła na straganie obok, targując się o cenę pomidorów, albo zaczepiając zmęczoną wszetecznicę dwa kroki dalej.
A Kawka niech robi swoje.

Offline

 

#34 2015-05-30 00:00:53

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Wyglądało na to że da radę. A raczej że tak sądzi, ale oby to wystarczyło. W końcu kto lepiej podejdzie dzieciaka, niż inny dzieciak?
Tak swoją drogą Honbart żywi nadzieję że Kawka nie rozda wszystkich pieniędzy, choć i tak nie ma ich zbyt dużo. Ot początki skąpości, może i starości?
Półręki zorientował się szybko bez niczyjej pomocy że nie może stać w miejscu jak te widły w gnoju bo zaraz dzieciaki przejmą się zanadto jego osobą.
Przeto wygląda na porządnego i miłego obywatela, do prawdy, o co się tym wszystkim ludziom rozchodzi...
Honbart spojrzał spodełba na glinianą skorupkę i zmarszczył brwi.
-Mogę cię poratować kopniakiem nieszczęsno. Tak jak chodzić nie możesz pewnie, nagle zaczniesz latać.
Przyjąwszy swoją rolę, oczywiście jak zawsze niezbyt sympatyczną, odszedł w tłum nie odwracając się za Myrtille.
Założył na głowę kaptur i zaciągnął go mocno, by cień zakrywał twarz. Upewnił się jeszcze czy hak jest dobrze ukryty pod płaszczem, co miał w zwyczaju by ludzie nie widzieli jego słabości.
Zaczął krążyć wśród ludzi, wtłaczając się w miejski gwar i stając się jego częścią. Samemu teraz tworząc mrowisko person zajmujących się swoimi interesami i pilnującymi tylko i wyłącznie swojego nosa.
Prawie tylko i wyłącznie, za spacerniak obrał sobie obszar z którego będzie mógł co jakiś czas doglądać dziecięcego skwerku i następstwa zdarzeń na nim.
Jeśli coś się spartoczy powinien się o tym szybko dowiedzieć. A jeśli będą coś chcieli zrobić Kawce, no cóż, będzie musiał się pofatygować z pomocą. Nie to żeby się jakoś bardzo jej losem przejął, to po prostu interes, zlecenie, zadanie. Tyle.
Zainteresowało go stoisko jakiegoś rogownika i łuczarza, który wspólnie urzędowali obok siebie, chowając pod gęstymi zarostami swoje usta i słowa. Na widok Honbarta oglądającego nóż myśliwski z rękojeścią z poroża, a następnie garści ozdobnych wytworów z kości, kłów i pazurów również się nie odezwali. Tak samo jak on zresztą.
Spojrzał kątem oka na wspaniale wykonany łuk, chyba cisowy. Co prawda nigdy nie był typem łucznika, ale nagle zamarzyło mu się móc jeszcze kiedyś chwycić w dwie dłonie majdan i cięciwę.
Stracił zainteresowanie ów wyrobami równie szybko co je podjął, obejrzał się za siebie ale nie widział stąd ni kawałka skwerku dziecięcego.
Poprawił więc kaptur i wolnym chodem ruszył w kierunku, który miał go zbliżyć do niego nieco, aby zobaczyć co się dzieje.

Ostatnio edytowany przez Honbart Cereza (2015-05-30 00:01:04)

Offline

 

#35 2015-06-03 18:42:26

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Na słowa Kawki chłopak odwrócił się nieśmiało, choć widać było, że został oderwany w decydujących momentach rozgrywanej partii. Dopiero teraz mogła zobaczyć jego delikatną twarz, ciemne, niebieskie oczy, lekko odstające uszy, nieco przykryte włosami. Chwilę dobrą zajęło mu zrozumienie pytania, jakie zadała elfka.

-Cze-cze-cześć... Gr-gra? Ah, gra! To ulit... czna we-e-ersja Zabójców Kró... lów. Potocznie zwana też cza... cza... cza-czachami. Pe-ewnie znasz. Ale... Mel? To je chło-o-opak od Dmyt.. tra, ta? Pewnie kręci się ko... koło Passiflory. Męczy Kra-asną, jak zawsz... zawsze.- słowa nie przychodziły mu łatwo, dlatego też po wymęczonym zdaniu wokół zapanowało wrażenie, że dalsza rozmowa nie ma racji bytu, a tym bardziej jakiegokolwiek sensu.

Passiflora.

Najbardziej znany burdel w mieście. Mel miał gust, nawet jeśli było to niedoścignione marzenie.

Tymczasem kilka metrów dalej inne marzenia, tym razem staruszki o dzisiejszym posiłku, albo chociaż zalaniu się w trupa, legły w gruzach. Bo jakże delikatnej odmowie kobieta wypowiedziała niezrozumiałe słowa, przeżegnała się i splunęła tuż za odchodzącym mężczyzną. Jak na zawołanie ludzie, nie przejęci niczym, napłynęli ze wszystkich stron i natychmiast rozdzielili Honbarta, Myrtille oraz Kawkę. Czasu było coraz mniej, a Daherte pewnie czekał już przy bramie, skąd mieli wyruszyć na poszukiwania zagubionej ark... karawany.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2015-06-03 18:43:49)

Offline

 

#36 2015-06-03 22:34:55

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Dziewczynka przyjrzała się uważnie chłopcu. Tak, w sumie to dobrze trafiła. Wygląda na ciamajdę, a one nie chcę pieniędzy tylko uwagi ewentualnie albo świętego spokoju. Dzieci jąkałów, strachliwych czy głupich traktują gorzej niżeli dorośli siebie na wzajem. Tak, dzieci to bezwzględne bestie.
Skupiła się na jąkale w pełni. Udawała, że wcale nie przeszkadza jej to, że słowa wydusić z siebie nie potrafi. Tak na prawdę, w środku aż coś ją rozrywało. No gadaj, gadaj! Szybciej! Zamiast ponaglających gestów grymasu złości, na jej twarzy wciąż widniał przyjazny dziecięcy uśmiech. Wyglądała na na prawdę łagodną.
W grę grała... kiedyś... nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie ani kiedy... figury były ładniejsze... z brązu chyba. Każda wyrzeźbiona. Najładniejszy był koń. Ktoś się śmiał, ładnie pachniało. Siedziała chyba na jakimś dywanie... miękki był. Niemal czuła jak muska skórę jej stóp, a to wszystko jakby przez mgłę.
Dziwaczne jakby nie jej wspomnienia zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Bogowie wiedzą skąd ona je w głowie ma. Nie ważne.
Przytaknęła chłopcu. Znała... chyba.
Ponownie przytaknęła gdy wymienił imię tajemniczego chłopaka. Chyba o niego chodzi. Melów w życiu nie spotkała, rzadkie imię widać.
Gładko poszło, ani płacić nie musiała ani łgać o oślicy. Jeśli oczywiście to co powiedział było prawdą. Oby. Bo lubiła i znała Passiflorę. Czasem tam zachodziła. Kurtyzany lubią dzieci, a jak ładnie się uśmiechną, dadzą prezent jakiś aby rozczulić to i jedzenie dostaną. Przynajmniej Kawka dostawała. Uwielbiała te panie. Na samą myśl uśmiechnęła się szerzej, ciekawe czy nadal mają te dobre gruszki...
Krasna. Zapamiętane. Będą wiedzieć o kogo chodzi jeśli zapyta. Wciśnie kit, że ma jakiś prezencik dla niej laurkę albo co.
Kawka skinęła głową.
- Dziękuję bardzo kolego. Zwycięstw życzę! Może kiedyś pogramy.Ja muszę lecieć, cześć! - powiedziała i zawróciła osła w miejscu... Trzeba zmykać bo jeszcze kasy zażąda za informację albo kolegów na nią naśle. Ścisnęła oślicę łydkami, a ta chętnie przeszła do lekkiego kłusa. Dumna z siebie Kawka zadzierając wysoko głowę i prostując się w siodle jak jakaś dama szukała wzorkiem towarzyszy. Sępa dostrzegła od razu bo był wielki jak dąb i czarny, gorzej z Sową. Ją rozpoznała po głosie. Czyżby żebrała? Dobrze jej idzie! Kawka nie potrafi tego robić... ludzie nie chcą wrzucać monet do koszyka. Zaiste mądra jest ta Sowa, nawet na żebraniu się zna.
Jako, że Myrtille słabo chodzi zmierzała w jej kierunku. Pomachała do Honbarta niemalże stając na ośle. Zwróciwszy jego uwagę gestem kazała mu iść za nią.
Wtedy... na ulicę wylali się ludzie. Wysypali się jak z worka. Kawka zawarczała gniewnie manewrując osłem między ludźmi. Wiedźma także nie była z takiego ścisku zadowolona.
Jeśli udało jej się przejść przez ulicę w jednym kawałku i odnaleźć Sowę...
- Wiem gdzie jest Mel. - oznajmiła zadowolona. Poczekała na Honbarta. Powie im obojgu. Wtedy zbierze podwójną porcję pochwał... chyba.

Offline

 

#37 2015-06-05 10:03:43

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Myrthiel rozważała akurat zebranie się z ziemi i ruszenie na dyskretne żebry w tłumie. Z poziomu kolan motłochu widziała skwerek tylko urywkowo, ot, tu minęła ośla nóżka, tam buńczuczna dziecięca sylwetka. Wystarczająco, żeby orientować się w jakim kierunku znajduje się Kawka, całkiem niewystarczająco,  by wiedzieć, czy uzyskała informacje.
Honbart już dawno zniknął jej z oczu, zręcznie wtopiwszy się w tłum. Jego jednak nie powinno być trudno wypatrzyć. Z tą halabardą był charakterystyczny.
Nie warto zresztą kusić losu. Miała w ukruszonej skorupie antałka już całe trzy koppery i jakiś tajemniczy, poczerniały przedmiot, wyglądający na połówkę monety wydobytej z diablego wychodka. Niezły urobek jak na dziesięć minut bycia żebraczką.

Ostrożnie i powoli zebrała się na nogi - nogę - wepchnęła kulę pod pachę, i mamrocząc żałośnie podetknęła najbliższemu przechodniowi glinianą skorupę pod nos. Zaskoczenie sprawiło, że wrzucił tam to co akurat trzymał w ręku; cebulę nie pierwszej świeżości. Myrthiel czym prędzej wyłowiła ją i ukryła za pazuchą.

W tym momencie, nie stratowana tylko dzięki Wiedźmie, z motłochu wyłoniła się Kawka. Jej triumfalna mina mówiła więcej niż tysiąc słów i pani Sowa po raz pierwszy tego feralnego dnia poczuła coś zbliżonego do zadowolenia. Nawet uśmiechnęła się, odrobinę, nie za wiele, żeby rzeczywistość nie przyzwyczajała się do tego widoku.
Podrzuciła monety w swojej żebraczej miseczce, niczym zawodowy sztukmistrz przechwyciła je w powietrzu i jak mogłoby się wydawać, zdematerializowała, bo gdy otworzyła dłoń, już ich w niej nie było.

- To nie kiś w sobie tej rewelacji, ptaszyno. Gdzie?
W kilku szybkich rzutach oka dookoła zlokalizowała Honbarta - ta jego broń, jakkolwiek się zwała - była wielce wygodna, wystawała mu ponad ramieniem, znacząc jego pozycję w tłumie tak skutecznie, jakby miał flagę uczepioną kaptura. Zanurzyła się w tłum, kulawo, ale z wieloletnią wprawą lawirując wśród przekupek, oszustów, handlarzy, psów, dzieci, i przypadkowo porzuconych towarów. Wyminęła łaciatą krowę, stojącą z wyrazem zagubienia na pysku na samym środku, nie patrząc oderwała lepkie dziecięce paluchy od sakiewki, i niemalże wpadła na Honbarta.
Odzyskała równowagę łapiąc go za płaszcz; równowagę psychiczną odzyskała bluzgając jednym tchem na złodziei, oportunistów, kłusowników i felczerów.

- Tośmy w komplecie - orzekła, puszczając płaszcz mężczyzny i ponownie wspierając się na kuli. - Mów, co tam się wywiedziałaś, Kawko.

Offline

 

#38 2015-06-06 00:34:40

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Było już mówić dalej, bo nie mam praktycznie nic do napisania

Honbart przedzierał się dalej przez tłum wśród różnorakich handlarzy, rzemieślników, jak i zwykłych szumowin, złodziei i kurew.
Zdało mu się nagle że ludzie zaczęli się przepychać o swoje miejsce do przejścia z każdej możliwej strony. Co róż ktoś się koło niego ocierał, a kto zrobił to za mocno spotykał się z jego wzrokiem mówiącym wszak coś w deseń ,,urwę ci łeb i nasram do szyi". Takowem nikt nie próbował go potraktować jak zwyczajnego obwiesia którego można pchnąć w błoto bez większych konsekwencji. Największą konsekwencję w takim wypadku była by kłótnia w miejskim folklorze, porzucanie kurwami, pohańbienie godności ich matek, lub jeszcze bardziej ewentualnie zwyczajne danie sobie po mordzie.
Ale jak widać do spróbowania swoich sił z Honbartem póki co nikomu się nie piekli. I bardzo dobrze, bo nie wiadomo jak by to się skończyło. Ale Półręki z pewnością momentalnie by się rozwścieczył, ot taki charakter niczym kora brzozy. Nie wiele iskier potrzeba aby wykrzesać ogień. A gdy już się wkurwi... no oby się nie wkurwiał.
Także mimo tłumu dobrnął do miejsca z którego powinien widzieć Kawkę, acz jednak jej nie mógł zauważyć.
Dopiero po chwili wysiłku i sekundzie czarnych myśli zauważył dziewczę siedzące na oślicy i machające do niego. Chyba się uśmiecha, to dobrze. Dość szybko poszło, może nawet nie wymarnowała jego wszystkich pieniędzy.
Ruszył w ich stronę, ledwo o parę kroków wyprzedzając napływ tłumu, jednak zaraz zorientował się że zaczął on napływać z każdej strony i są już w jego centrum.
Myrtille na chwilę straciła równowagę i uczepiła się jego płaszcza. Honbart pomógł jej odzyskać ją lewą ręką.
Wpierw jedna, teraz druga. Dziwne jakowem, że koło burdelu też się w nim już kręcił a żadna nie zwróciła nań uwagi.
-Mówże mała. -Dodał sęp zaraz po kobiecie, ubiegając odpowiedź Kawki której już oczekiwał.

Offline

 

#39 2015-06-06 21:23:33

Kawka

Dezerter

Re: Giełda

Dziewczynka wyszczerzyła zęby w dzikiej satysfakcji. Poprawiła się na swoim kocu i sięgnęła po pieniądze. Wygrzebała je, zacisnęła w pięści i wyciągnęła ją ku Honbertowi, podając mu dokładnie tyle samo ile jej dał.
- Proszę, obyło się bez twoich pieniędzy. - powiedziała z prawdziwą dumą w głosie. Oddała mu kasę bez żadnego bólu w sercu. Oczywiście była świadoma, tego jak prosto mogła go oszukać i okraść, ale nie chciała... Jakoś tęskniła za ludźmi, a teraz gdy zdołała się przyczepić do tego dziwnego acz ciekawego towarzystwa  to wydawało jej się to cenniejsze od tych kilku monet... Ześwirować można od gadania tylko z osłem.
Gdy tak na nią patrzyli oczekując odpowiedzi czuła się  świetnie. Czuła się ważna. Istotna. Potrzymała ich więc chwilę w niepewności. Popatrzyła na grzywę osła i pogłaskała ją, zupełnie jakby ta informacja którą chowała w głowie była mało istotna. W końcu podniosła wzrok i nie wytrzymała.
- Jest w Passiflorze... Znaczy bywa tam niezwykle często. Podoba mu się jedna z tych miłych pań, zwą ją Krasna. Co to znaczy, że Mel jest od Dmyt ? Pójdziemy tam, prawda? Pod Passiflorę. Te panie co tam mieszkają są bardzo miłe. Czasem w siódmy dzień tygodnia dadzą coś do jedzenia. Musimy iść tam wieczorem najlepiej wczesnym, bo w dzień panie śpią... niezbyt też późno, bo potem kręcą się tam dziwni panowie... Oni nie są zbyt mili. Który mamy dzień tygodnia?  - mówiła szybko i słychać było w jej słowach dziecięce podniecenie. Nikt jej nie uświadomił czym jest burdel, a nawet jeśli to nie tego nie pamiętała. Dla niej była to stołówka pełna miłych pań, które w dodatku pachniały ładnie no i fajnie się ubierały. Miała nadzieję, że niektóre z miłych kobiet pamiętają ją jeszcze i jak przyprowadzi nowych kolegów to też coś dostaną...
Teraz czekała w napięciu. Miała nadzieję na usłyszenie dobrego słowa, pochwały albo czegoś w ten deseń. Bo spisała się prawda?
A co jeśli ją zostawią? W sumie nie jest im już potrzebna...

Offline

 

#40 2015-06-09 00:05:23

Myrtille

Dezerter

Re: Giełda

Passiflora! Piekło, szatani i wszystkie podziemne demony. Było od razu się skierować do domu, zamiast krążyć w tym bagnie jak zarazek duru brzusznego. A nie chciała przecież wracać się do swojej kwatery, właśnie po to, żeby czas zaoszczędzić. I jak wszelkie inne przedsięwzięcia podejmowane w tym żałosnym dniu, wyszło jej zgoła na odwrót.
Myrthiel, o czym dwójka jej towarzyszy nie wiedziała i nie miała prawa wiedzieć, mieszkała w bezpośrednim sąsiedztwie burdelu. Tak bezpośrednim, że mogła, w razie kaprysu, zajść do nich pożyczyć szklankę cukru, albo na ploteczki. I tak czasami robiła. Czasami też waliła w ścianę tym co akurat miała pod ręką, by przypomnieć sąsiadkom o wątpliwej dźwiękoszczelności dzielących ich ścian. Ale niezbyt często. Myrthiel sypiała mało, a zarówno ze snu jak i od pracy dźwięki tak prozaiczne jak czyjeś stękanie nie były w stanie jej oderwać.

- Ech, cholera - mruknęła pod nosem. - Po całym mieście przyjdzie gówniarza szukać, jakby to nie mogło na dupie siedzieć... tak, pójdziemy, po to przecie o niego pytamy, żeby pójść. I to zaraz, zanim się znowu gdzieś zmyje.
Co było wielce prawdopodobne, biorąc pod uwagę tempo jego wcześniejszej rejterady. A wtedy naprawdę przyjdzie go ganiać po całym mieście, dopóki sam Dmytr nie zwali jej się na głowę, żądając wyjaśnień. A może po prostu zwali się na głowę, lamią, bez żadnych wyjaśnień. Był wyraźnie typem skorym do rozwiązań siłowych.

Przyszedł chyba czas, aby przestać się opierdalać i znaleźć utrapieńca, dowiedzieć się od niego o ów piekielny transport, a następnie odnaleźć sam piekielny transport i tryumfalnie zakończyć ten cholerny dzień zmuszając Dmytra do zjedzenia własnej lamii, kiedy tylko powie, gdzie jest jej proteza. Bo nie w transporcie zmierzającym do Novigradu, chyba, że gdzieś w tym wszystkim tkwił głęboko zakonspirowany czarodziej, zaangażowany w teleportację czyichś nóg poza obręb miasta w celu wwiezienia ich z powrotem.
Mało prawdopodobne.

- Chociaż i tyle dobrze, że w Passiflorze siedzi - stwierdziła. - W każdym innym burdelu musiałbyś sam szukać, a tak... Dziewczyny mnie znają. Żeby zbytniego zamieszania nie robić, poczekacie na zewnątrz, ja z nimi pogadam, i może od razu z Mel, jeśli w końcu szczęście mi sprzyja. Później... co powiesz na kilka koron zarobku w zamian za pomoc w pewnych poszukiwaniach? Tym razem nie dzieci. - To ostatnie pytanie skierowała do Honbarta. Daherte może i czekał przy bramie, a może i nie czekał, a ona na jednej nodze zdziała właśnie tyle, co jednonogi na parkiecie.

Cóż jednak począć z tą ptaszyną na ośle? Sympatyczna dziewuszka, bądź co bądź. Nijak to jednak jej przydatności nie zmieniało; ot, dzieciak. Przydać się więcej nie mogła, chyba, że w charakterze maskotki. Tylko kto przy zdrowych zmysłach bierze maskotki na polowanie? I tak wystarczy im jednej zawalidrogi w postaci Myrthiel, która, z czego świetnie sobie zdawała sprawę, w tym jednonogim stanie nadawała się do polowania na złodziei jak masło do ostrzenia miecza. I mniej więcej tak samo mogła się przydać Kawka.

Myrthiel jednak póki co nie wyraziła na głos swoich myśli: że należy małej wręczyć koronę czy dwie i posłać w swoją stronę, coby nie zawadzała. Bo na razie, póki jeszcze Mel nie schwytali, ptaszyna wciąż mogła być użyteczna.

Cisnęła obłupaną skorupę wraz z poczerniałym półgorszakiem na pobliską stertę odpadków i skręciła w jeden z licznych zaułków, który jak wiedziała, mógł ich znaczącym skrótem doprowadzić do Passiflory.

<zt>

Kawka, oczyść skrzynkę bo ci PW nie mogę wysłać

Ostatnio edytowany przez Myrtille (2015-06-09 00:08:29)

Offline

 

#41 2015-06-11 23:30:24

 Honbart Cereza

Dezerter

Re: Giełda

Honbart poruszył ustami jakby mlasnął, lecz bezgłośnie, poruszając przy tym gęstym zarostem w górę i dół.
O dziwo udało się bez pieniędzy, a już spokoju ducha nie mógł zaznać że od samego rana przepierdala pieniądze na prawo i lewo.
Ot łut szczęścia, jakie czasem się zdarza w agonii nieszczęść.
Półręki odebrał swoją należność i podrzucił w dłoni, aby zaraz sięgnąć po mieszek i z powrotem je tam schować.
Poklepał dziewczę po głowie, bardziej może jakby podziękował krasuli za mleko, aniżeli dziecku za pieniądze, ale z pewnością był to jak na niego bardzo miły gest.
-Mówże. -Popędził elfkę, bo chyba nie śpieszyło się jej w wydobyciu z siebie tych informacji.
W końcu wysłuchał, jej i Myrtille, stojąc nieruchomo tylko zmieniał kierunek spojrzeń od jednej do drugiej.
A zatem młodziak nie taki młody pod pasem, jak widać na starej piczy młody... Mel się ćwiczy.
Coś mu tu jednak nie pasowało... tak, nawet bardzo po głębszym namyśle.
-Czemu jestem tu jedynym facetem, a to nie ja znam te babki tylko wy?
Honbart wzdychnął ciężko, zastanawiając się nad tym kiedy to ostatni raz on odwiedzał jakikolwiek burdel.
Zaraz jednak wrócił do bieżącego tematu, coby za daleko w pamięć się nie zagłębiać i nie gorszyć sobie nastroju.
Poruszał chwilę wąsem i udał że się nad tym zastanawia, choć z góry postanowił się tym zająć, coby zarobić trochę.
-Zaczęliśmy od dzieci, teraz idziemy na dziwki. Poprzeczka chyba pnie się do góry, zatem czemu nie.
-Za parę koron. -Dodał oczywiście po chwili.
A po kolejnej, dłużej chwili zapytał czy tak będą tu stać, czy ruszą swoje rzycie do Passiflory, czy jak to tam się zwało, ale Myrtille jak widać była szybsza, choć cichsza i zaraz udała się jakimś znanym jej skrótem w ich miejsce docelowe.
Ruszyli więc za nią.



<z/t wszyscy>

Offline

 

#42 2015-06-14 13:54:34

Lucjan

Dezerter

Re: Giełda

Lucjanowi zawsze ciężko było się ukryć, a szczególnie dzisiaj gdy wszędzie w okół niego krążyły chmary kupców ubranych w kolorowe, niemal jarmarczne stroje. Szary, wysoki strażnik mimowolnie zwracał swoją personą zbyt dużą uwagę. Postanowił oddalić się od głównego zgiełku i ukrył się w przestrzeni między kamienicami. Odrobina cienia w ten skwarny dzień, była dla niego błogosławieństwem. Wierzchem dłoni starł pot z czoła. Oparty o chłodne cegły kamieniczki zaczął obserwować te dziwną zgraję. Stare miasto miało na pewno swój urok, aczkolwiek on nigdy go nie doświadczył.
    Nie stał tu z resztą dla przyjemności, po dzisiejszej porannej wizycie rozjuszonego klechy musiał rzucić okiem na sytuacje. Kapłani wiecznego ognia należeli do osób z lekka nadwrażliwych, więc komendant słysząc o innowiercy, którego sama obecność obraża ich zasrany płomień niechętnie odłożył antałek wina. Powątpiewał, że spotka kogoś ciekawszego niż obdartusa bredzącego o białym zimnie i końcu świata. Z lekka podchmielony, niesmacznym, a na dodatek ciepłym winem, nie miał dobrego humoru. Na nieszczęście dla gminnego proroka.     
    Według słów oskarżyciela, jegomość pojawiał się w południe przy giełdzie by uświadamiać ciemny lud Novigradu. W przeciętny dzień można tu było spotkać kurwy niepokalane, pokutników i wróżbitów wszelkiej maści, wszystkimi nimi w równym stopniu gardził Novigradzki kościół. Psiarz nie miał bladego pojęcia czemu akurat ten heretyk naraził na gniew wysuszonego płomiennego sługę.  Z doświadczenia wiedział, że wybrańcy bożków sięgają mu najczęściej do piersi, więc wysłał pozostałych strażników na patrol. Zmrużył oczy wypatrując zbawiciela, a głowa zaczęła boleć od ogarniającej cały plac duchoty.

Ostatnio edytowany przez Lucjan (2015-06-14 13:56:34)

Offline

 

#43 2015-06-14 19:51:27

 Castor

Dezerter

Re: Giełda

Cztery uderzenia młotkiem, pożyczonym od pobliskiego cieśli. Cztery uderzenia i ogłoszenie gwoździem przybite:
   " Najemnik szuka pracy w dziedzinie obróbki metali, produkcji oręża lub grawerii. Radnie przyjmie także zlecenia na bestii ubicie lub rozwiązanie sporów drogą siłową. Gwarantuje solidnie wykonaną robotę. Płatne po zleceniu. Chętni przybyć winni po zmierzchaniu do karczmy „Pod Pręgierzem”, gdzie często przybywam."- przeczytał jeszcze raz, mamrocząc pod nosem.
    Obok opancerzonego staneło ledwo kilku zainteresowanych. Większość wolała przyglądać się procesowi przybijania ogłoszenia z daleka od rycerza. Kto wie, co to za szkarada kryła się pod szyszakiem z wymalowanymi temerskimi liliami po prawej stronie. Ambalt znał ich myśli. Nie musiał ich słyszeć, żeby je znać. Nie ruszało go to, póki nie zaczynało być przeszkodą w zrealizowaniu celu. Wtedy Vastorg skutecznie wybijał poszkodowanemu wredne myśli z głowy, łącznie z kilkoma zębami.
    Ulubionym jego miejscem tutuaj była tablica ogłoszeń. Tablica ogłoszeń, kilka spróchniałych desek z drzewa bukowego, przytwierdzona do ziemi tak licho, że bujała się przy silniejszym podmuchu wiatru. Wiatru, którego dziś jak na złość akurat nie było. Para z tysięcy poruszających się osób zdawała się wypełniać nozdrza. Wydychane powietrze nagrzewało jeszcze bardziej otoczenie. Ruch legionu ciał naraz powodował zamęt, w którym nie jeden stracił już sakiewkę, dobytek, godność lub życie, w skrajnych przypadkach. Presja tłumu powodowała, że zatrzymanie się w miejscu wydawało się wręcz niemożliwe. Cała mniej można część Novigradu zleciała się do jednego miejsca jak muchy do łajna. Porównanie dotyczyło równierz zapachu. Ambalt nie lubił tego miejsca, lecz to ono często decydowało, czy będzie miał co do gęby włożyć.
   Pewnym ruchem zdjął szyszak, ukazując pokiereszowane oblicze tłumowi. Bynajmniej, nie w ramach wywołania szoku lub obrzydzenia. Najprościej mówiąc, było zbyt gorąco na jakikolwiek hełm. Stróżki potu spływały Ambaltowi po czole, wzdłuż wgłębienia blizny, poprzez czarną opaskę na lewym oku, niknąc w gąszczu dzikiej, krótkiej, śnieżnobiałej brody. Zerwał skórzany czepiec, świecąc łysą głową, lśniącą od potu. Z lewej strony czaszki, mocno umiejscowiony był metalowy kawał sztychu miecza. Nie wystawał spoza łysiny, został odpowiednio przypiłowany. Mimo wszystko, wyglądał dość groteskowo przy gniewnym obliczu Vastorga. Ten, chowając czepiec do torby, odniósł cieśli młotek, po czym zaczął rozglądać się za jakimś cienistym miejscem. Wypatrzył sobie przejście pod kamienicami, niedaleko "tablicy" ogłoszeń. Krocząc w tę stronę, Ambalt zwrócił uwagę na brodatego jegomościa, opierającego się o jedną z kamienic. Nie obchodziło go jednak to, póki mógł schować się przed tym skwarem.
   Po chwili marszu Ambalt, wolnym krokiem, dotarł do wnęki w kamienicach. Oparł się plecami o przyjemnie zimny kamień i natychmiastowo zsunął się po nim do pozycji siedzącej. Położył szyszak obok siebie, po czym spojrzał na nieznajomego, opierając jednocześnie głowę o budynek.
-Mam nadzieję, że mogę się przyłączyć?- zapytał, odpinając rzemienie napierśnika.

Offline

 

#44 2015-06-14 20:25:03

Lucjan

Dezerter

Re: Giełda

Lucjan powoli tracił cierpliwość, a jedyną atrakcją były drobne utarczki kupców walczących o najdrobniejszą monetę. Splunął chłop na ziemie, już godzinę stał a proroka ani widu, ani słychu. Wino już dawno z niego wyparowało, pozostawiając jedynie nieznośny ból głowy. Mimo bolączek nadal trzymał dzielnie swoją warte. Podczas przeklinania swojego parszywego losu, stało się coś co urozmaiciło jego nudne zajęcie. Widział mężczyznę wcześniej, jak większość przechodniów nie mógł nie rzucić okiem na brzydala. Próbował nie dać się swoim ludzkim odruchom i nie gapić się jak ślepe ciele. Możliwe, że dałby radę ale nieznajomy miał inne plany. Na cycki melitele, zajęczał w duchu...
Instynktownie sięgnął dłonią w okolice błyszczącej w słońcu pałki, taki nawyk miał każdy kto co codziennie odwiedzał plebejskie dzielnice. Szybko zmienił zdanie słysząc nie natarczywy głos zbrojnego, mimowolnie odetchnął. Popatrzył się z lekka zaskoczony.
- Z tego co pamiętam, to siedzenie na dupie nie zostało jeszcze zakazane przez zasrany płomień.
Uśmiechnął się z lekka, dziwnym trafem obrażanie najświętszego ogniska bardzo poprawiało mu humor. Przyciągnął tym samym nieprzychylne spojrzenie przejeżdżających, co jeszcze bardziej go ucieszyło. Nieco bardziej rozluźniony zaczął wnikliwie badać twarz cudzoziemca. 
- Nie znam Cię paskudo, a ja znam tutaj wszystkie parszywe gęby - znów wyszczerzył się w uśmiechu - mam nadzieje, że nie planujesz nic szemranego? Nie mam ochoty na uganianie się za nikim dzisiaj, no chyba że za antałkiem czegoś. - odczekał chwilę, rozmyślając -Nie chcesz przejść się po coś? Ja nie mogę stąd odejść choćbym miał się ugotować w tej zbroi...
Popatrzył się nieco życzliwie, nieco błagalnie na jegomościa. Jeśli ten zgodzi się to wyjmie z mieszka kilka monet z przymocowanego mieszka. Jeśli nie, to... nadal będzie przeklinać swój los. Jedyne co mógł usłyszeć towarzysz to ciche - pierdoleni prorocy...

Ostatnio edytowany przez Lucjan (2015-06-14 20:40:33)

Offline

 

#45 2015-06-14 21:29:25

 Castor

Dezerter

Re: Giełda

Ambalt zdążył już porządnie się rozgościć, zdjąć napierśnik, ukazując lekką tunikę, jednak wyglądającą, na trwałą i porzyteczną, gdy nagle usłyszał, co nieznajomy brodac miał do powiedzenia. Po wszystkim zrobił wielkie oczy. W zasadzie, wielkie oko, bo drugiego nie było widać.
- Dlaczego sam nie pójdziesz? - odrzekł chrypkim głosem, trochę bardziej metalicznym niż zawsze, jako że nic nie łyknął od kilku już godzin, po czym, po krótkiej pauzie, dodał- Pozwól, że ujmę to inaczej... Nie przywykłem do panujących tu zwyczajów, ale... czy wszystkich nowo poznanych, w dodatku nieznajomych, traktuje się tutaj jak chłopców na posyłki?
   Nie, żeby to go w jakiś sposób obraziło, lub choćby wzruszyło, nie obchodziło go to, nawet sam by chętnie skoczył po jakąś gorzałkę. Sprawa w tym, że dopiero co się rozłożył w cieniu, nie zamierzał się nigdzie zrywać.
W dodatku, faktycznie nie znał gościa.

Offline

 

#46 2015-06-14 22:20:27

Lucjan

Dezerter

Re: Giełda

Psiarz wyburczał coś jedynie i pomagał z irytacją głową. Strużka potu powoli płynęła po jego błyszczącym napierśniku. Nadąsany odwrócił się do brzydala. Melitele nie miała dzisiaj dla niego dobrego serca.
- Już nie bulwersuj się tak wrażliwcu, ujmuj to sobie jak chcesz - odwrócił twarz w kierunku ulicy bacznie obserwując- Już człowieka kurwa o pomoc poprosić nie można, cholerna stolica świata.
Niestety swoich ludzi od brudnej roboty wysłał w siną dal, zaczynał żałować tej decyzji. Niezbyt pomocny jegomość zaczął brzmieć podejrzanie. Lucjan nie ufał nikomu, kto tak ładnie mówił. Grzecznie, miło, no po prostu człowiekowi gęba się wykrzywia jak po niziołkowym pierniku.
- Poza tym za brzydki jesteś, żeby zostać moim chłopcem. Jeśli chcesz wiedzieć to gdzieś tu ma się pojawić zbawca Novigradu, a ja muszę mu uświadomić żeby zabierał swoje chędożone cielsko z tego miasta
Niecierpliwiąc się wyjął zza pasa swoją maczugę i w celu odstresowania się zaczął uderzać nią o dłoń. Zaczynał się niecierpliwić, a brak napitku tylko potęgował ten stan. Przez chwilę pomyślał, że może rzeczywiście prorok ma dar jasnowidzenia i przewidział zbliżające się nadchodzącą zadymę.
- W każdym razie nie może mi skurwiel uciec, więc nie będę ryzykować dla odrobiny przyjemności. Nawet nie wyobrażasz sobie jak długo klechy umieją nad uchem potrafią te swoje kazania wygłaszać...
Bezpośredniość komendanta straży nie dziwiła chyba tylko jego najbliższych przyjaciół. Prawie przywykł do reakcji jaką uosabiał brzydal.

Offline

 

#47 2015-06-14 23:47:19

 Castor

Dezerter

Re: Giełda

Ambalt zaczynał być wyraźnie zainteresowany jegomościem. Przed chwilą przybijał ogłoszenie do tablicy, jakoby szukał jakiejś roboty, aż tu nagle spotyka gościa, który ma problem. Na twarzy Drzazgi pojawił się lekki grymas uśmiechu. Kiesa już dawno nie widziała koron, a i dobrej strawy od dawna nie jadł. Choć brodacz wyglądał, jakby umiał o siebie zadbać, także szansa na najem była nikła, ale może przynajmniej coś zaczełoby się dziać. Podniósł się, ściągnął pochwę z mieczem dwuręcznym, z pleców i położył obok siebie. Przetarł swe zmęczone oko, westchnął przez spiekotę, panującą na Giełdzie i rzekł:
- Karwasz... Właśnie szukam jakiejś roboty, za którą można dostać nieco koron... albo przynajmniej zajęcia. Zesrać się można tutaj z nudów.
   Zachodzące słońce poczeło wydłużać cienie. Ludzie powoli rozchodzili się do domów, a Vastorgowi nie chciało się wracać do karczmy tak wcześnie. Poczuł rosnącą ochotę rozpierdolenia czegoś. Stan to był zwyczajny przy zbyt długiej przerwie między wstaniem rano a mordobiciem. Poczuł też przemożną ochotę wypicia gorzały.
-  Gdzie jest najbliższa karczma, sklep, gospoda, cokolwiek, w czym można by było kupić coś do picia?- zapytał.
   Brodacz wydawał się zniecierpliwiony lub zniesmaczony jego widokiem. To, plus skwar i jego widoczne zmęczenie, dawały obraz człowieka, który chętnie by się czegoś napił. Pytanie tylko: W czyim towarzystwie?
- Jak już pójdę po trunek, to i tobie coś przyniosę. Może być wóda?- zapytał, ze zmęczeniem w głosie. Więc albo bijatyka...albo pijatyka. Cudowny, kurwa, wieczór!- pomyślał.

Offline

 

#48 2015-06-15 22:50:04

Lucjan

Dezerter

Re: Giełda

Na całe szczęście dla Lucjana, nieznajomy nie bawił się już w te całe "etykietowe" pierdoły. Były może i były czasu kiedy przejmował się niuansami kultury, lecz one już dawno utonęły w litrach napitków i kilogramach wchłoniętych mięsiw wszelakich. Nieznajomy jak się okazało, szukał tego co wszyscy - zajęcia, najlepiej intratnego zajęcia. Skoro go nie znalazł musiał albo ledwie przybyć do miasta, albo był wybredny. Co jak co ale w Novigradzie nudzić się nie można, szczególnie gdy jesteś uzbrojony. Spojrzał się badawczo.
- Taki wykidajła, a jeszcze bez zleceń? Cholera, źle się dzieje w kraju jeśli już nawet na obijanie mord nie ma popytu. Monet nie gwarantuje acz liczę że jakaś rozrywka się znajdzie nim zajdzie słońce
Na wieść o gorzałce ucieszył się co niemiara, no i to jest podejście na które liczył. Wszystko szło w dobrym kierunku, więc wyszedł na ulicę usilnie kogoś wypatrując. Szybkim ruch wskazał palcem na chuderlawego kupca trzy kamienice dalej. Chociaż właściciel drobnego wózka nie należał do najmłodszych, szybko zorientował się że o niego chodzi. Zląkł się i widać to było z daleko.
- Widzisz dziada? Wiesir, ze wsi niedaleko - komendant splunął, gęstą śliną nie przejmując się ni kulturą, ni poprawnym językiem.
- Ostatnio moi chłopcy złapali go na szczaniu na świątynie Melitele, nie wiem co ta pierdoła sobie myślała. Po konfiskacie zawartości jego wózka spierdala jak tylko się zbliżę, acz dobre nalewki sprzedaje. Przetestowaliśmy z chłopakami - zarechotał i szybko dodał- Gorzałkę też pono znajdzie. Widząc Ciebie co najwyżej się zesra ze strachu ale nie spierdoli, więc jak po wódkę to do niego w ciemno można iść.
Oddychając miarowo z już poprawionym humorem poczekał na nieznajomego. Brzydal, bo ich imiona nadal pozostawały dla nich zagadką, stał się miłym urozmaiceniem dnia. Jak wiadomo wszystkie wielkie historie zaczynały się dopiero po pierwszej kolejce, co jeszcze miało się wydarzyć? To wiedziała jedynie matula Melitele.

Ostatnio edytowany przez Lucjan (2015-06-15 22:52:56)

Offline

 

#49 2015-06-16 21:36:20

 Castor

Dezerter

Re: Giełda

Mutant, podczas ledwie dwutygodniowego pobytu w tym mieście musiał już cztery razy bronić się przed idiotami, którzy próbowali go okraść. To pewnie przez te cholernie drogie uzbrojenie. Trzeba było, kurwa, walczyć kijem.-pomyślał. Dwa razy WYBIŁ złodziejom ten pomysł z głowy, za trzecim razem napastnicy byli uzbrojeni. Dzięki Ambaltowi, skończyli z rabowaniem NA DOBRE. Za czwartym razem spotkał tych samych gości, co próbowali go obrobić jako pierwsi. Nawet nie chcieli walczyć. Niektórzy już nawet nie mieli żadnych POMYSŁÓW do wybicia. Cena niezależności tego miasta jest taka, że garnizon nie wyrabia z opanowywaniem przemocy na ulicach... Dobra to rzecz dla skutecznego najemnika w tych czasach. W sumie więcej pracy dla niego.
- Dobra, dosyć pierdolenia typu "brodacz" i "brzydal". Ambalt Vastorg jestem, ale możesz mi mówić Drzazga.- Rzekł mutant, ściągając rękawicę i wyciągając rękę. Dawno w sumie jej nie widział, nagiej, bez uzbrojenia. A może po prostu nie zwracał uwagi na bliznę, odseparowującą kciuk od reszty dłoni, na setki małych uszkodzeń, ledwie zarysowanych na skórze. Uścisk miał mocny. Przynajmniej tak mu mówiono. Nawet jeśli mocno ściskał rękę, to tego nie czuł. Przyrost masy mięśniowej prawdopodobnie zawdzięcza tylko i wyłącznie mutagenom. Prawdopodobnie, bo tego nie pamięta.
   Dziadek na którego wskazał mężczyzna ręagował z wyraźnym niepokojem, gdy obydwaj panowie zaczęli się nim interesować. Postura dziada przypominała skórzany płaszcz na niskim wieszaku.  Z pierwszego wrażenia, ot, zwykły kupczyk, handlujący jakimś żelastwem i trunkami. Jednak po wskazaniu palcem przez brodacza, zamienił się nagle w strachliwą skorupkę od jajka. Ten człowiek złamałby się wpół pewnie pod jednym uderzeniem pięści Vastorga i, bynajmniej, nie świadczyło to o sile mutanta.
- To w takim razie pójdę do niego. Chcesz, żebym mu coś od ciebie przekazał?

Offline

 

#50 2015-06-17 20:19:51

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Giełda

Pomimo upału Giełda jak zwykle pełna była ludzi. Kupcy krzyczeli zachwalając swoje towary, kobiety plotkowały przerzucając bakłażany i pietruszki, których wcale nie potrzebowały, a kieszonkowcy kręcili się pozostając niepozornymi, wyczekując na okazję. Dzień jak co dzień, może nieco cieplejszy niż zwykle, co nie umknęło uwadze zgromadzonych na placu przypadkowych ludzi. Co rusz usłyszeć można było mniej lub bardziej kulturalne narzekanie na pogodę. Równie często w powietrze leciały odgrażania, że "jak tylko tu skończę, to na piwo, a nawet dziesięć idę".

Przestraszony chłopek roztropek ze wsi patrzył z przerażeniem na komendanta i zastanawiał się czy czas mu uciekać, czy lepiej jednak nie. Biedaczysko po weselu siostry nieco pijany wracał. I jak go przycisnęło... Tyle piwa wyżłopał, a ono mu nagle ku wolności się rwać poczęło. A że pijany, to nie patrzył gdzie zaszedł. Pod pierwszy murek stanął i ulżył pęcherzowi. A tu taki pech, że to świątynia była. Na drugi dzień modlić się poleciał i dobrą Melitele przepraszać. Ale komendanta bał się nadal. A ten jeszcze jakiego potwora na niego nasyła. Niby człek, ale widział kto człowieka z taką gębą?

- Dobry panie, szanowny mój. Służyć hym... hym.... mogę jakoś, najjaśniejszy?

Głos mu się trząsł, oczy miał wielkości pięści Drzazgi, a ręce chodziły jak w delirium. Wokół zaś unosił się zapach dobrego alkoholu, który najpewniej konsumował cały dzień. Na wózku za nim stały butelki, których zawartość nie była żadną tajemnicą tajemnicą.

***



Tymczasem Lucjan mógł obserwować przechodzących ludzi w poszukiwaniu heretyka. Nic jednak nie wskazywało, by ktokolwiek miał ochotę bluźnić przeciwko Wiecznemu Ogniu. Jakby wiedział, że Giełda jest dokładnie obserwowana przez komendanta i postanowił milczeć.

***



Wszedł niepewnie na Giełdę opierając się o Dobrego Chłopca, który podtrzymywał go z lewej strony. W prawej dłoni podpierał się laską. Wiedział, że przed nim idzie drugi Dobry Chłopiec, pilnuje, żeby znalazło się przejście dla schorowanego człowieka. Wokół było ich jeszcze trzech, ale dziadek nie wiedział, gdzie dokładnie się znajdują. Nie słyszał ich, nie czuł też ramion, które ocierałyby się o niego. A wiedzieć nie mógł. Jego oczy przestały oglądać ten świat w chwili Natchnienia. Od tamtej pory widział tylko plany bogów i mówił o nich ludziom na ziemi.

- Mój synek jest chory! Pobłogosław go, Dziadku!

Dziadek wyciągnął pomarszczone i powykręcane artretyzmem dłonie. Poczuł jak ktoś wkłada w nie małego chłopca. Pocałował jego czoło.

- Bogowie nad tobą czuwają.
- Dziadku, chcesz wygłosić kazanie?
- Głos jednego z Dobrych Chłopców rozbrzmiał mu tuż nad uchem. Z uśmiechem kiwnął głową.

***



Dziadek może nie mógł dostrzec, jak wyglądali jego Dobrzy Chłopcy, inni nie mieli jednak tego problemu. Starego, przygarbionego ślepca otaczała piątka ludzi, pięciu rosłych mężczyzn ogolonych na łyso, bez śladu włosa na całej głowie. Ubrani byli na szaro, poza głowami całe ciała mieli zakryte, każdy z nich dzierżył długi kostur, którym nie wahał się odtrącać ciekawskich. Ich oczy pomalowane na czarno, jakby węglem, prześlizgiwały się po wszystkich z tym samym wyrazem obojętności. Jeden z nich schylił się w kierunku starca, wyszeptał mu coś na ucho, a zrobił to z tak wielkim szacunkiem, z jakim podwładni zwracają się do swojego Imperatora w Cesarstwie, a może i większym, bo szczerym. Starzec przy pomocy chłopców wszedł na drewniany wóz i zaskakująco silnym głosem przemówił uśmiechając się tak ciepło i przyjaźnie, że sympatię wzbudziłby nawet u największej kanalii.

- Cieszę się, że żyjecie. Na świecie jest tyle zła, a wy jesteście tutaj. Nawet nie wiecie, jaką sprawia mi to radość. Miałem dzisiaj w rękach chłopca. Jego ciało trawiła gorączka. Ale on przeżyje. Tak jak my przeżyliśmy Czarną Powódź. Tak, tak, przeżyliśmy, nie utonęliśmy w tym morzu nienawiści i okrucieństwa, które przyszło do nas z południa...

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.2800728.pun.pl www.slaskwedkuje.pun.pl www.uampila.pun.pl www.starozytnyswiat.pun.pl www.zakazaneportale.pun.pl