Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:58:10

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Pola i łąki

http://oi58.tinypic.com/11w7gpd.jpg


Malownicza ścieżka przez zagajnik i płynący niwami strumień wiedzie ze wsi na rozległe, obsiane zbożem pola oraz czerwone od maku łąki porastające miedze. Łany jęczmienia latem złocą się w słońcu, wyciągają kłosy do nieba, hasający po nizinach wiatr porusza owsem oraz falującym morzem pszenicy, a rzepaczyska cieszą oko barwą żółciejszą, niźli wytoczone na odłogi baloty słomy. W wysokich stogach siana niekiedy buszuje smarkateria, niekiedy w skrytości oddaje się igraszkom wiejska młodzież. Chłopi pocą czoła po pas w zbożu od świtu do zmierzchu, przerywając robotę jedynie w porze najwyższego słońca, pomni na przestrogi o snujących się w skwarze południcach. Rok w rok sieją, pielęgnują, w żniwa tną kosami i sierpami — jęczmień, owies, proso, len… Warzywa na poletkach, w sadach jabłka i soczyste gruszki. Na pobliskim pagórku można przysiąść w miękkiej, zielonej trawie, w cieniu jabłoni i w przerwie od roboty podjeść malin z dzikich chruśniaków, patrząc na szczypiące trawę na odległych pastwiskach zwierzęta.


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-11-25 23:07:23

Matteo

Dezerter

Re: Pola i łąki

Drewniane koła terkotały smętnie, gdy rozklekotany wóz toczył się po błotnistej drodze zostawiając płytkie, wypełniające się wodą koleiny. Na tyle fury, pośród narzędzi i klatek z drobiem siedziała mała grupka chłopów - dziad, dwie baby i skłębiona masa bachorów. Z przodu woźnica wąsaty, czerwony i wyraźnie zagniewany popędzał co chwilę parę wołów, które niestrudzenie przepychały pojazd przez masy błota. Za nim, na małym podwyższeniu, górowały trzy osoby - młoda i stara kobieta ( zapewne żona i córka właściciela zaprzęgu ) oraz osoba kompletnie niepasująca do kompanii.
Był to młodszy mężczyzna o bujnej czuprynie i znoszonym acz eleganckim stroju. Wszyscy - poza powożącym - byli w niego wpatrzeni wręcz z nabożną czcią. Sam trubadur, jak szło się domyślić po lutni w jego rękach, spoglądał w dal z udawaną obojętnością i pobrząkiwał smutno co jakiś czas kontynuując wersy pieśni:

Dawnom zwiedził cudze strony:
Nilfgaard, Kovir i Skellige;
Potrawiłem mienia wiele;
Poszukując sobie miłej;
Nie nalazłem aliż ninie


O zmierzchu wóz dotoczył się w końcu do wsi Vizimbory. Poeta odetchnął z ulgą - darmowa podróż to zawsze miła rzecz, jednak towarzystwo cuchnących i przygłupich kmieci zaczęło mu już doskwierać, tym bardziej że skończyła się gorzałka. Na środku osady Matteo zeskoczył z powozu i skłonił się w stronę pasażerów, krzywiąc się przy tym gdy zabolały go naciągnięte stawy. Woźnica burknął pod nosem jakieś przekleństwo, ale reszta radośnie pomachała w jego stronę i rzucono mu nawet mały wianek kwiatów.

Uwolniony od ciężaru przyziemności Jemioła skierował się do pierwszego miejsca które winny jest odwiedzić każdy strudzony podróżny - do karczmy o wdzięcznej nazwie "Rajza".

Offline

 

#3 2015-11-27 07:56:59

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Pola i łąki

Miarowy tętent kopyt rozbrzmiewał w okolicy, tłumiąc nocne odgłosy natury. Jeździec ani na moment nie odpuszczał swego konia. Czasu było mało, albo wcale go nie było. Ta szalona gonitwa ucichła dopiero na obrzeżach wsi.
Vizimbora. Typowa wiocha, tyle, że nie zabita dechami. Karczmę postawili, to i prosperują dobrze. Nie dziwota, skoro są w sąsiedztwie do największej aglomeracji Północy.
Temerczyk zwolnił Piwoszkę, prostując się w siodle. Krótki ruchem zsunął szal z nosa, zaciągając się mocno wiejskim powietrzem. Zmarszczył nos. Gówno pachnie tak samo wszędzie. Ze względu na późną porę, ludzi nie krzątało się zbyt wielu. Większość była albo w domu, albo na małym w "Rajzie". Szczur ponownie spiął konia, ruszając w jej stronę. Planował już po drodze, jak załatwić Bertrama. Z takim bydlakiem mało kto chciałby się siłować w bliskim kontakcie. Najlepiej byłoby posłać mu bełt i zająć się Widem i Adaiem. Z drugiej strony, przy bójce w karczmie mogą być ofiary wśród miejscowych kmieci czy innych bogu ducha winnych ludzi.
Bertram może się połapać, widząc mnie. Kuszę i tak trzeba nacią...
Griffin był tak głęboko zamyślony i wpatrzony w grzywę Piwoszki, że nie zauważył mężczyzny drepczącego ku "Rajzie". Gdy ten nagle pojawił się w polu widzenia, gwałtownie skręcił konia i wyhamował, gdy klacz głośno zarżała z oburzenia.
- Już, już. Wybacz, Piwoszka. - Wojak poklepał zwierzę po szyi, momentalnie kierując wzrok na włoczykija. Wyglądał na jakiegoś artystę. Oni zawsze się wyróżniają. Podjechał nieco bliżej, zaplatając pewnie uzdę w dłoni.
- Wybaczcie, panie, bym was nieźle poturbował. Chociaż moglibyście nieco uważać na około was. - Zagadał, a w jego głosie z łatwością można było wyczuć temerski akcent.


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#4 2015-11-27 22:08:37

Matteo

Dezerter

Re: Pola i łąki

Wsi zapadła, wsi wesoła! Któż na trzeźwo cię zdzierżyć zdoła? - pomyślał poeta zatrzymawszy się przed karczmą żeby się rozejrzeć i przy okazji opróżnić pęcherz pod najbliższy płot. Cała miejscowość wydawała się cicha, wręcz sielankowa - z okolicznych chat dobiegały przytłumione głosy chłopów którzy właśnie zabierali się za wieczerzę po której męska część mieszkańców zapewne przywlecze się do karczmy by mierność swoich żywotów utopić w żytniej.

Żytnia. Matteo otrząsnął się na samą myśl o wódce. A może to nie przez to? Nagle usłyszał błyskawicznie zbliżający się odgłos pędzącego konia i podzwaniających troków - z drogi wyskoczył jeździec i ruszył wprost na niego tak, że trubadur uskoczył w ostatniej chwili. Odruchowo sięgnął po miecz sądząc, że to mąż którejś z miłych bardowi pań jednak na słowa opancerzonego nieznajomego uśmiechnął się i skłonił wykonując przy tym skomplikowany i pozbawiony sensu gest ręką, który zapewne miał dodawać finezji przywitaniu.
-Nic się nie stało mości podróżniku, nijak to zdrożne pędzić tak ku ciepłu i komfortowi jakie oferuje przydrożna oberża. A to, żem się nieco pogrążył w myślach to niestety rezultat profesji którą parać mi się przyszło. Obmyślałem właśnie słowa do mej nowej pieśni.
Srać mi się cholera chce. Pomyślał Jemioła.
-Zamiarujecie zatrzymać się tu panie? W kompanii światowego człowieka zawsze milej upłynie czas.

Offline

 

#5 2015-11-30 01:46:27

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Pola i łąki

Wiedziałem, że artysta.
Wojak zaśmiał się wesoło, opierając o tylni łęk siodła.
- Jaki ja tam światowy. Za to Wy panie też nie wyglądacie mi na tutejszego. Obieżyświat jak nic.
Zapowiadał się spory ruch w karczmie. Nie rozsądnym będzie rozlew krwi w tym miejscu. Trzeba będzie podążyć za Bertramem i jego bandą. O ile nie przybył za późno i nadal tam są.
Szczur wskazał od niechcenia w kierunku "Rajzy" i dał znać Piwoszce, a klacz powolnym tempem ruszyła do przodu. Temerczyk jeszcze na moment wstrzymał konia, by jego rozmówca mógł się zrównać. Wtedy znów ruszył, mozolnie kołysząc się w siodle.
- W każdym razie, towarzystwa nie odmówię. Nie ma gorszej rzeczy od samotnego picia, nie mam racji? Oby tylko Otto miał jeszcze gorzałkę w piwniczce.
Trzeba było grać. I odegrać swoją rolę, tak jak to w zwyczaju mają agenci wywiadu czy inni szpiedzy. Teraz jeszcze wystarczyło mieć nadzieję, że Bestia i jego chłopcy nie ropoznają w nim Pasa.  A przynajmniej nie domyślą się, dlaczego zawitał w "Rajzie".
Griffin zerknął na swojego towarzysza, po chwili jednak wrócił wzrokiem na drzwi karczmy.
- Swoją drogą, z daleka panie przybywacie?


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#6 2017-10-18 22:27:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Jechali.

Powożony przez kupca wóz terkotał na wiejskiej drodze, wymijając chaty wyjątkowo cichej o tej porze dnia wioski. Zza przymkniętych okiennic przyglądały się wehikułowi nieliczne ciekawskie oczy.  Pomijając to, że wyrobiona oś wozu, powodowała sakramencie rzucanie nim na każdym wyboju czy zakręcie, był dodatkowo wyładowany po same burty śmierdzącymi materiałowymi pakunkami oraz przesuwającymi się po nim, niekiedy przewiązanymi skórzanymi paskami lub sznurkiem, masywnymi skrzyniami z drewna. Rysławowi, z jego gabarytami, które nie pozwoliły mu zmieścić się na koźle, mogłoby być wygodnie tylko i wyłącznie, gdyby zdecydował sobie urżnąć sobie obydwa kopyta. Siedział gdzieś pośrodku prawej burty, która ani chybi wżynałaby mu się teraz w plecy poniżej łopatek, gdyby nie przeszywanica. Siedział z podkulonymi nogami, z dwoma mniejszymi skrzyniami pod pachami, wyczuwając każdy ruch pojazdu na nierównym podłożu, skutkujący podskakiwaniem zapakowanego towaru, jego brzęczeniem, a nawet okazjonalnym jego zderzeniem z każdą wystającą akuratnie kończyną najmity, ze szczególnym uwzględnieniem piszczeli. Siedzący na koźle obok kupca Hurn nie narzekał, spędzając dłużącą się podróż na milczeniu. Najwyraźniej było mu wygodnie. Braki w marudzeniu dzielnie uzupełniał Schmeisser, skrzekliwie komentując każdy podskok wehikułu nieprzyzwoitymi słowy lub obscenicznym bluźnierstwem. Co rusz odwracał się za siebie z wypisanym na twarzy frasunkiem, doglądając czy aby skrzynie nie ucierpiały. A, jako że nie patrzył przy tym na drogę, wjeżdżał na kolejny wybój lub wyrwę, przez co błędne koło toczyło się dalej, razem z kołami wozu.

„Nagotowioną strawą”, którą poczęstował obydwu najmitów, oraz z wyraźną lubością samego siebie, okazał się być kiszona kapusta na świńskim ryju. Przyrządzona według przepisu, który był wierny nazwie potrawy w całej dosłowności. Wyłowienie z morza kapusty smaku innego niż ten, którym zaprawił ją ryj lubo kawałka golonka czy żeberka, zdarzało się im równie często co znalezienie nieoberżniętej korony leżącej samotnie na bruku Starego Miasta. Jedli w trakcie jazdy, skrobiąc drewnianymi łyżkami o dna drewnianych misek. Trzęsący się wóz nie ułatwiał sprawy, zarówno w trakcie, jak i po posiłku, wywołując wzdęcia, które w przypadku Rysława objawiały się dostatecznie gromko, by Schmeisser wziął je za grzmoty, ze zdziwieniem spoglądając w górę, na bezchmurne niebo.

Chat ubywało na korzyść młodych drzewek oraz majaczącego w oddali krajobrazu tak wiejskiego i sielskiego, że nic tylko wymalować go na kiczowatym obrazie, a potem powiesić w domostwie jakiegoś nuworysza. Do całości brakowało tylko uwijających się chłopów, ale ci do sezonu żniw mieli jeszcze trochę czasu.

Wycieczka, choć krótka, miała swój walor edukacyjny. W chwilach wolnych od przeklinania, poganiania szkapy i cackania się nad skrzyniami, Schmeisser zwykł gadać. Robił to chętnie i zapamiętale, niezależnie od tego, czy Rysław zechciał mu akurat odpowiedzieć. Krzyczał przy tym okropnie, nie wiada czy z powodu hałasującego wozu, czy wzburzenia, w jakie wprawiały go jego własne wywody. Najmita zdążył się z nich dowiedzieć, że kowal z wioski, zachlany cap i lebiega, pies z nim tańcował, próbował wystawić jego, szanowanego przedsiębiorcę oraz nie chwaląc się, weterana rufą do wiatru, to jest okantować, sprzedając mu trefne podkowy, które jego koń zgubił, nie ujechawszy nawet pół stajania od tej zaśmiardłej kuźni. Pomstował na rozwydrzoną smarkaterię, bandy tutejszych gówniarzy, które to — ilekroć przejeżdżał przez okolicę, goniły za nim, wywrzaskując ułożoną na jego temat piosenkę, o tym, że siedzi w kantorze, liczy jajca i zboże. I o tym, że jak nie umkniesz przed nim snadnie to i ciebie okradnie. Długo gadał na temat sołtysa, którego otrzymany w spadku urząd, jak twierdził, trafił mu się jak ślepej kurze ziarno, bo nie dość, że nie musiał płacić czynszu, to pobierał jedną szóstą opłat od łanów oraz dwa razy tyle od kar sądowych na terytorium sioła. Których to przywilejów nadużywał i naginał jak mógł, ocierając się o złodziejstwo, co nowy pryncypał Rysława podkreslał ze źle skrywanym podziwem i zazdrością.

Dalsze tyrady ucięło walące się na ścieżkę przed nimi drzewo oraz kłujący w uszy kwik umierającej szkapy. Potem była wystrzelona od strony zagajnika w plecy Rysława strzała, przeleciała ze świstem obok jego głowy, wbijając się po grot w drewnianą pakę, po jego lewej stronie. Wkrótce dołączył do niej bliźniaczy świst, głośnym stukiem rozchodząc się po burcie wozu. Zaraz też skryli się za nią Hurn oraz pryncypał, czym prędzej zeskakujący z kozła i dający nura pośród skrzyń, trzymając głowy nisko. Ten pierwszy, klnąc paskudnie, zrobił użytek ze swojej tarczy, przezornie osłaniając nią ich od drugiej burty, mniej zabezpieczonej spiętrzonymi skrzyniami. Drugi, tarzający się na czworakach Schmeisser odwijał zawinięty w pakuły pokrowiec z kuszą, macając wolną ręką w poszukiwaniu koziej nogi. Do świstu względnie rzadkich szypów nadlatujących z lasu dobiegł ich z oddali szelest z zarośli oraz odgłos stawianych pospiesznie kroków. Czyjeś gardło wydało z siebie przeciągły, w zamierzeniu bojowy ryk, budzący bardziej skojarzenia z ukąszonym w rzyć osłem, choć biorąc pod uwagę obecną sytuację, wcale nie odebrało mu to grozy.

Według wszystkich znaków na niebie i ziemi, dla naszych dzielnych wojaków zbliżał się najwyższy czas, aby zarobili na swoją dniówkę...

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2017-10-18 22:28:27)

Offline

 

#7 2017-10-20 12:17:10

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Dokuczało mu silne poczucie nieukontentowania, zawodu czy też niespełnienia. Albo były to po prostu gazy po kapuście i siniaki od źle ułożonych na tym rozjebanym w trzy dupy skocznym wehikule Schmeissera pakunków. Tak czy siak, przemożną wręcz miał ochotę spierdalać z tego wozu, wygarnąć szpakowatemu kupczykowi a potem ulotnić się w kierunku miasta, które nie jest chujowym Novigradem, i gdzie życie jest prostsze a jego koszt mniejszy, zaś ludzie odrobinę mniej pazerni i troszeczkę uczciwsi. Niestety, bycie w finansowej dupie nie pozwala nazbyt wybrzydzać przy wyborze zajęcia, pryncypała oraz kapusty - tedy pracować powinien, i cieszyć się, że praca jest.

Kapuście na świńskim ryju należy się usprawiedliwienie i obrońca z urzędu - Rysław nie miał nic do kapuchy, a zawartość mięsa jak najbardziej sobie chwalił. Można rzec nawet, że była to miła odmiana po wpierdalaniu po wsiach grochu i fasoli, po których rzeczywiście dupa mogła się już wyrobić w grzmiącą trąbę.

Kowal to był chuj - wojowi niewiada było czy to prawda, ale w interesie swojej sakiewki i świętego spokoju swego miał przyznać, iż z takim to tylko na umowę, że jak odpadną, to będzie je wpierdalał z własnymi szczynami za popitkę. Tego mu nie mówił, ale dzieci to tylko śpiewają piosenki, a jak okradniesz takiego Rysława, to będziesz miał zafundowaną BITĄ godzinkę masażu twarzy pięścią. Bo wychodziło na to, że ich pracodawca był nie tylko liczykrupą ale i wyzyskiwaczem, którego wioskowa społeczność mogła, i miała do tego pełne prawo, nie lubić. No to chujowo, nie?...
Oszczędzę ci zachodu - tak.
Jakby tego było mało, pewnie ciągnie zyski z karczmy, młyna, tartaku, podatków i jeszcze, ani chybi, ugadany jest z tymi swoimi ziomkami z sądu, żeby przyklepywali przypierdalanie jak najwyższych kar. A jakby było mało mu tego dobrobytu, to ta nienasycona kanalia, i tu nie ma wątpliwości, zawsze najmuje najemników za pół ceny, a resztę zebranego od kamratów pieniądza zatrzymuje w sakiewce i o tym milczy. Prawdziwie dobrze się tylko z tym wszystkim kryje. Do pieca... Do pieca... NIECH, KURWA, ŚWIAT ZAPŁONIE!


***


Albo zabicie swego pryncypała i podzielenie się z bandziorami łupem. Choć istniała naprawdę niewielka, mikra szansa, że takie postępowanie wyszło by im na dobre. Zapewne, i to w najbardziej optymistycznej wersji, napastnicy wyśmialiby ich jako chujowych a strachliwych ochroniarzy, i puścili w samych gaciach pędem i pierdzących przed śmiercią do wioski lub miasta, mając przy okazji niezgorszy ubaw. Wątpliwe jednak, aby jakikolwiek szanujący się zbój zostawiał przy życiu świadków, nawet jeśli perspektywa zapakowania ich do worków i przegonienia rózgą przez trakt byłby kusząca.

W swoim nikłym, ubogim opancerzeniu miał się czego obawiać, nawet jeśli po sukcesie, jakim niewątpliwie było zabicie konia jedną strzałą, bandyci postanowili oddać kilka tryumfalnych salw w powietrze i bogom ducha winne obiekty martwe. Powstanie oznaczało natychmiastową strzałę w którejś części cielska, pakunki uniemożliwiały sprawne opuszczenie wozu, które i tak skończyłoby się właśnie strzałą lub walką przeważającym liczebnie - nie wiedział, czy wyskoczy na jednego osła czy pod trzy topory, dwa tasaki i jedną włócznię oraz kilka łuków - przeciwnikiem. Toteż Rysław zrobił - dobrze czy źle, to już los rozsądzi - jak mu rozum podpowiadał, i chwyciwszy tarczę, osłonił lukę między pakunkami, wraz tym osłaniając też siebie, tak że ewentualnie mógł wystawać kapalin. Jeśli to nie są porządne łuki - dało się to zweryfikować na podstawie szybkiej oceny wzrokowej, "burta nieprzebita lub przebita, a jak przebita to czy głęboko", na którą raczej nie miał czasu -, to kolczy czepiec też winien wytrzymać, a z dalszej odległości może nawet pikowaniec. Miecz podejmował w tych niesprzyjających i niewygodnych warunkach najprędzej jak mógł. - Ładujcie w nich. - Warknął do kupca, a dobywszy broni i robiąc za osłonę pozycji strzelca, baczył przed siebie i luknąć próbował, ledwo oczy znad tarczy wystawiając, jak mają się sprawy. Nacierających, być może nawet próbujących siłą kupy obalić wóz bandytów, byłby raził mieczem zza burty i tarczy, żgając wściekle, tnąc i krojąc po łapach - tą nieco bardziej opancerzoną dłonią rzacz jasna.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-10-20 12:42:25)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#8 2017-10-22 15:58:07

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Jedno należało mu oddać jak królewski podatek — Schmeisser, być może wyzyskiwacz i liczykrupa, na czym jak na czym ale na bełtach nie oszczędzał. Ze sprawnością o którą nie posądzałoby się tego  zakutanego w płaszcz chudzielca o aparycji głodnego wampira, raz-dwa napiął kuszę, wychylił się zza osłony oraz poczęstował grotem nadbiegającego napastnika. Wzbierający krzyk opuścił  gardło tamtego jako charkot, gdy trafiony prosto w piersi legł na wznak w świeżej trawie z rozrzuconymi szeroko rękami.

Ach, wy skurwysyny! — warczał kupiec, uchylając się przed nadlatującą w odpowiedzi salwą przelatująca nad wozem, klękając z zamiarem załadowania kolejnego pocisku. — Jeśli mało, naści więcej! — Kolejny wychylenie, kolejny oddany strzał. Sądząc po towarzyszącej mu klątwie strzelca, chybiony. Pryncypał kuca niezrażony, łapiąc za kozią nogę by powtórzyć procedurę, skwapliwie korzystając z osłony  jaką akuratnie zapewniał mu najemnik.

Przewidywania Rysława okazały się niechybnie prawdziwe. Atakujący uzbrojeni byli przeważnie w topory. Poręczne przy napadach śmiercionośne i wielofunkcyjne narzędzia zdolne nie tylko rąbać na szczapy, ale i rozłupać czerep celnie lądującym obuchem. Toporników, oprócz jednego ustrzelonego, doliczył się trzech, dwóch pomykających w ich kierunku i jednego, uczepionego już burty wozu, który — być może będąc niespełna rozumu lub z powodu bitewnego narwania, dawał o sobie znać raz po raz rąbiąc w tarczę młodego Payensa. W tym samym czasie, czwarty zbójca, pozbawiony pancerza, z zawiązaną na twarzy chustą mającą uchronić go przed odkryciem tożsamości, znalazł się na tyłach wozu, wskakując na jedną z pak. Wyposażony był w miecz, niebrzydkiego bastarda dzierżonego oburącz, który w przeciwieństwie do oręża jego kamratów dawał mu w obecnej sytuacji przewagę zasięgu, z której to przewagi napastnik  chętnie korzystał, przechodząc do niemal karkołomnego wypadu i pchnięcia. Powstrzymał go Hurn, w ostatniej chwili zbijając sztych zamaszystą zastawą swojej tarczy, przypominającą bardziej rzut dyskobolem niż sensowną osłonę i kosztującą go utratę równowagi. Z narwańcem pod burtą oraz składającym się do kolejnego ataku miecznikiem nie wróżyło to pomyślnych wieści.

Strzały wciąż świszczały ostrzegawczo nad głowami, sporadycznie rozlegał się też ich stuk. Szybki rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że łukom, z których strzelali do nich tamci najbliżej było do masówek, które można było dostać na lokalnych bazarach w każdym większym mieście. Co ciekawsze, część szypów w ogóle nie wbijała się w drewno, walając się połamana pod nogami lub wręcz odbijając się od drewna wozu. Dla kogoś pamiętającego czasy wojny i mającego jako takie pojęcie o taktyce bitewnej elfich partyzantów,  szybko stawało się jasnym, że skurczybyki korzystały z rozpryskowych grotów, uzupełniając nimi regularne sianie strzałami.

Offline

 

#9 2017-10-22 20:18:26

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Z nieukrywaną przyjemnością byłby mu pogratulował tej wprawy w obsłudze kuszy, następnie wesolutko zauważając, że pierwszy dzień pracy jest bardzo emocjonujący i pełen wyzwań. Ale... no, umknęło mu to w natłoku frapujących zajęć i być może rzeczywiście należało będzie poprowadzić z Rysławem rozmowę o tym, czym jest pracoholizm i jak bardzo negatywnie wpływa on na życie. Tutaj nawet miły pan z długim mieczem zamierzał problem pomóc rozwiązać dość okrężną drogą, w myśl zasady "nie ma życia, nie ma problemów w życiu", zapierdalając wielkoluda, definitywnie kres kładąc prawdopodobnemu, choć jeszcze oficjalnie nie stwierdzonemu, nałogowi. Tymczasem wojownik nie był skory imać się sposobów leczenia stosowanych przez konowałów i ze wszelkich sił próbował uniknąć niesionej pomocy.

Tutaj łeb był poniekąd skutecznie osłonięty, aczkolwiek na chłopski rozum sprawę biorąc, wolał nie przyjmować ciosu ani obuszkiem topora, ani ostrzem, bo, jak też powszechnie wiadomo, lepiej nie być trafionym niż być trafionym.

A tak bez pierdolenia, to...

To zależy. No bo poza tym, że do rachunku "zasięg" należy wliczyć posturę - czasem błogosławieństwo, czasem przekleństwo - Rysława i oczywiście ten drobny fakt, że przy właściwej postawie oraz chwycie oburęcznym dłoń wspomagająca uzbrojoną też ten zasięg niewiele zmniejsza, co właśnie przy wypadach i walce na granicy dystansu może mieć jakieś znaczenie, zakładając, iż taką walkę prowadzą.

Głównym kryterium doboru taktyki było położenie przeciwnika z mieczem, czyli tego najgroźniejszego obecnie skurwysynka:

Jeśli po wypadzie przeciwnika  i desperackiej obronie Hurna wróg był odsłonięty a Rysław mógł zaatakować, to prędko ciął od lewej do prawej w udo, biodro i przez brzuch, lub w nadgarstki czy przedramiona, cel wyznaczając sobie dostępnością, którą dyktowała odległość. Niewykluczone,  że byłby musiał wychwycić się z pozycji.

Jeśli natomiast przeciwnik przechodził już do kolejnego ataku, to zgodnie z zasadą "nie daj się trafić, traf - w tej kolejności", a nie mogąc zupełnie bronić się ani dystansem, ani zejściami, postawił swe życie na szali i położył obciążnik... Zbicie na zewnątrz silną częścią na słabą przeciwnika, z ostrzem weń wcelowanym, związanie zawiniętym ku ostrzu jelcem i pchnięcie po ostrzu w pobliże pachy, bardziej centralą część piersi, lub twarz jeśli wystawiona, korzystając z faktu, iż tak pochwycony miecz mógł kontrolować w stopniu bodaj równym, jak człek łapiący drugi koniec ściskanego przez nas kija może owym badylem operować. Niewykluczone, że do choćby ranienia i zepchnięcia nieprzyjaciela z wozu będzie konieczny nie tyle wypad, co wyciągnięcie ciała i przeniesienie masy na prawą nogę.
Położenie, przyznać trzeba, niekorzystne bardzo ograniczało możliwości szermierza i tutaj pozostawało mieć nadzieję, iż kmiot miecz zrabował i jeszcze nie do końca pojmuje, jak to się maca i w czym ta broń jest inna od topora, poza tym, że skuteczniej można nią żgnąć.

Co prawda wypada zazwyczaj liczyć na siebie, jednak podejmując akcję, choć niewiele miał czasu na myślenie, być może przejawiał nadzieję, iż artysty z toporem nie opuści natchnienie, a jeśli opuści i będzie on szukał luki w defensywie, to zarobi bełt w ryj i chuj...

Można się spodziewać, że mając tam jakiś własny rozum, Hurn był w stanie podejmować taktyczne działania bez ponagleń od kamrata, który w obecnej sytuacji miał od zajebania roboty i nijak nie mógł działać na wszystkich frontach taj leśnej batalii.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-10-23 10:08:52)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#10 2017-10-27 00:41:18

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Miecznik – odsłonięty po mierzonym sztychu zatrzymanym desperacką obroną Hurna, zmuszony był uskoczyć, by nie spotkać się z nadlatującą klingą Payensa. Spotkanie, umówione na jego lewym udzie zapowiadało się nader obiecująco, jednakże nie doszło do skutku. Stojący na pace miecznik znalazł się poza zasięgiem ostrza oponenta. Unikając, zleciał z paki poza wóz, akuratnie pod rękę nadbiegającego od tylnej strony wehikułu topornika, który pomógł mu zachować równowagę.

Drugi z podkradających się ku wehikułowi ładował się nań z naprzeciwka, od strony kozła i jedną nogą był już w środku. Ostatni zbójca – ten, który był przy wozie jako pierwszy, do niedawna rąbiący Rysława po tarczy, wykorzystując jego chwilowe starcie z gościem od bastarda, chwycił się niekonwencjonalnego pomysłu (a wraz z nim burty), by podciągnąć się i wleźć do środka. Na lepszy nie dane będzie mu już wpaść. Pada z bełtem niemal wpakowanym w rozdziawione usta. Mściwy ze swej natury pryncypał z czystej złośliwości posłałby mu kolejnego, zgoła niżej, ale nie zdąża. Raz, że tamten umiera na miejscu, dwa, że sam ma teraz mały problem sterczący lotką z jego uda, zmuszający go do klapnięcia rzycią na dnie wozu. Nie wypuściwszy kuszy z ręki, zaklął jak wozak, przyklękając na nietkniętą nogę, i opierając się o jedną z paczek.

W tym samym czasie do akcji wkracza też odzyskujący pion Hurn, który bierze na siebie zbója, który wlazł tu od strony kozła i raczej nie zrobił tego, by spytać co słychać. Dwójka naprzeciwko Rysława  rozproszyła się, o ile można było mówić o rozproszeniu, w ciasnocie, która tu panowała. Bastardzi syn trzymał się prawej burty, depcząc po wyżej położnych skrzyniach, podczas gdy przychodzący mu w sukurs łeb z toporem, krępy i zarośnięty jak elfi cmentarz, trzymał się lewej, depcząc po pakułach, omijając mniejsze paczuszki, przesunięte turbulencjami podróży. Strzelano jakby rzadziej, co było dobrą wiadomością. Złą było przypuszczenie, że być może w końcu zaczęli mierzyć.

Offline

 

#11 2017-10-27 15:50:51

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

- Dalej, komorzy! - Warknął, ewidentnie czując rozemocjonowanie. Czy chciał dodać kompanowi w tej trudnej sytuacji ducha, czy może chwalił jego strzał, czy też może zachęcał do dalszej walki, albo tylko darł ryja bo tak i chuj - nieważne, czas leciał a wróg kolejny raz podejmował się natarcia.

W tym trudnym położeniu, gdzie ani nie mógł przyjąć postawy, ani należycie manewrować, podjął ryzyko. Pewnym jest, że nie mógł im dać się osaczyć i odpierać ataków od frontu i flanki, nie wiedząc czy w pryncypale ma wsparcie kusznicze.
Podjął próbę natarcia. Na tym wąskim terenie jego siła i obycie z bronią mogły stanowić jakieś atuty, wysiedziana i stabilna pozycja na deskach podłogi również.  Mając więc opozycję w zasięgu, wybił się, uderzył tarczą, rantując nisko w brzuch gościa z toporem, od frontu i wyprowadził rychło pewne,  silne pchnięcie mieczem - niestety od skrzydła nogę miecznika pewnikiem zasłaniał kompan - w bebechy chuja z mieczem, jednocześnie chcą przepchnąć i obalić tarczą kudłacza, który to nie miał gdzie uciekać. Na aktywnej, bliższej lżej opancerzonym mieszkańcom wysp, sztuce współpracy tarczy oraz miecza oparł atak. W chuj ryzykował, ale na lepszy plan nie miał czasu. Jakąkolwiek nadzieję miał tylko dlatego, że zwierali się na takim terenie,  ograniczeni przestrzenią wozu a wróg łazi po klamotach. Niech się dzieje wola nieba!

Ostrzał?... W tej chwili wybierał między pewnym osaczeniem i śmiercią, a potencjalnym trafieniem, które być może długi pikowaniec zdzierży.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-10-28 16:03:47)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#12 2017-10-28 22:06:32

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Wyspiarze zwykli mawiać, że bez ryzyka nie ma zabawy. Że kto nie ryzykuje, ten nie pija miodu. A i o dziwkach i oszczędnościach na spokojną emeryturę może zapomnieć. Rysław, nieodrodny syn Północy, postępuje w myśl tej słusznej skądinąd maksymy, w swym ryzyku podpierając się również techniką wojenną synów Skellige.

— … twoją mać!

Dobiegający zza tarczy okrzyk kudłacza, głuche uderzenie oraz towarzyszący mu wstrząs sugerują wstępny sukces natarcia. Litania dalszych klątw raba z toporem ginie jednak w zalewającym świat wysokim dźwięku rozlegającym się pod czerepem Rysława piskliwym, jednostajnym tonem. Chłop z toporem przewraca się, pada mu nóg na samym skraju wozu. Mniej więcej w tym samym czasie coś ciężkiego i tępego, być może dłoń w pancernej rękawicy lubo nabierający rozpędu obuch ląduje najpierw na czerepie a zaraz potem na prawym barku najmity. Dostać po łbie, dla wojaka nie pierwszyzna, uszczerbek powoduje pewną niedogodność, ale ze starcia to właśnie on wychodzi na dwóch nogach. Ogłuszony, choć nie zamroczony. Białe iskry tańcują mu na granicy pola widzenia, a wzrok ulega zaskakującemu wyostrzeniu. A w każdym razie dostatecznemu, by w czas dostrzec to, co knuje łajza z półtorakiem.

Łajza, bo tamten istotni wyglądał jak najprawdziwsza łajza. Ubrany w zapinany skórzany kaftan bez rękawów założony na białą koszulę, z przylizanymi włosami, dzierżący półtoraka w wąskich i bladych dłoniach, które w życiu zdawały nie skalać się uczciwą pracą. Za to mającymi pewną wprawę w fechtunku. To, że stał i wymachiwał tu swoją brzytwą, dowodziło, że umknął wyprowadzonemu przeciw niemu pchnięciu. Zeskoczywszy ze skrzyni, znalazł się na dnie wozu, szukając sposobności do ataku i niemal z miejsca ją znajdując. Ciął na podlew, wypadem z lekkiego przyklęku, prawie bez zamachu, mierząc w lewe udo Rysława.

Offline

 

#13 2017-10-28 23:20:49

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Techniką pojedynkową oraz zaobserwowaną podczas walk na łodziach. Normalnie... Normalnie to chłop by się chwalił, że wyspiarskie, jakby kurwa były jakieś inne, dziewki macał, a ten to tam innych chłopom na miecze patrzył. I na topory... I dziewki macał - czasem trzeba a ktoś musi.

Niewątpliwie walka w konwencji "dwóch na jednego" jest ciekawa z perspektywy zakutego w blachy rycerza, który przegania sobie niedozbrojonych, obesranych chacharów, waląc w nich mieczem jak rekrut w słomianą kukłę i obserwując tryskającą juchę. Tutaj... Tutaj sprawa była kurewsko ciekawa! Nawet jeśli powalił brodatego, to on nadal żył i należało się nim przejmować. Ale nie mógł się nim przejmować!

Więc... Miał dostać na podlew w lewe udo od wewnątrz, czyli szykowało się dożylne podawanie żelaza. W tej sytuacji, nauczony i ćwiczony w szermierce, która to zakładał nie oddawania pola oraz inicjatywy, oraz ograniczony specyfiką terenu, postanowił skorzystać z tarczy. Ta była bliżej, i szybciej mogła rantem, którymkolwiek, uderzyć w broń przeciwnika na dowolniej długości ostrza, zbijając ją - lekka konstrukcja z "pracującego", lipowego drewna. Prawie że jednocześnie, decydując się na proste rozwiązanie - sztych już mniej więcej w kierunku celu miał -, energicznie wyprowadził dalekie, może - o tym decydował teren - nawet wspierane przekrokiem czy pół-przekrokiem, pchnięcie w odsłoniętego przeciwnika, prosto na jego lewe płuco - klata dość duży cel dla zmąconego umysłu, nawet jeśli są tam te fatalne żebra i kaftan. Cóż, jeśli nawet sam będzie się wykrwawiał, to chciał dopilnować, coby ten chujek bawił się razem z nim.

Ponownie ryzyko... Jeśli zbir go zwiąże walką, sprawę dokończy topornik. Jeśli bastard padnie, być może da radę się jeszcze obronić...

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-10-28 23:46:02)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#14 2017-10-31 00:35:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Walka w konwencji „dwóch na jednego” w przełożeniu na tutejsze i aktualne dla Rysława warunki musiała wyglądać natomiast szczególnie ciekawe z perspektywy tych pierwszych, to jest dwóch. Jeden z nich, chwilowo wyeliminowany z gry nie wypadł na dobre ze starcia, ani nawet z wozu. Payens wykazał się roztropnością, nie mogąc się nim nie przejmować.

Przejął natomiast inicjatywę ani myśląc jej oddawać. Tarcza zbija wymierzony weń sztych, gwarantując mu przynajmniej kolejne kilka sekund walki na deskach wozu i sceny zwanej życiem. Wymierzona w płuco kontra, przechodzi bokiem, niemal pod ramieniem tamtego, rozrywając mu rękaw koszuli, o włos mijając aż proszącą się o schadzkę tętnicę pachową.

W odpowiedzi i ferworze mimowolnego odruchu, Jegomość Półtorak ripostuje go jednorącz, po ojcowsku, lekkim, poziomym zamachem w szóstą, pomiędzy fatalne żebra.

Offline

 

#15 2017-10-31 01:18:03

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Nie mógł ale musiał. Co innego, gdyby miał przestrzeń i oponentów w odpowiednim zasięgu, ale już bliskie starcie zupełnie pochłaniało uwagę i na to radą była właśnie zbroja, która na polu bitwy, dajmy na to, miała za zadanie chronić też przed niespodziewanym ciosem, których to sporo lądowało jeszcze niezauważonych.  Sama w sobie walka to też nie były jakieś przemyślenia - pamięć mięśniowa, odruchy, nauka nie idąca w las. Także... Także nie bardzo był czas, prawda, na namysły i rozważania ze swoim wewnętrznym ja, jeśli takowe miał i chciałoby doradzać.

Cios za cios! Obrócił ostrze, szarpnął do góry i przyciągnął do siebie, stawiając na manewr nazywany "krojeniem". Najostrzejsza część miecz w styk z pachą oponenta - dorżnie się czy też nie, o tym zdecyduje los. Natomiast dlaczegóż przyjął cios na żebra? Bo tam ma pikowaniec. I on da radę - mieczowi, na sto procent, szczególnie, że nie było to mocne uderzenie, zdolne łamać kości; nie dałby mu na takie czasu. Bo to jest całkiem sporo warstw materiału, i właściwie takie to ma zadanie - ten pikowaniec. Nawet byłby po krojeniu capnął miecz wroga pod ramię i go tam usidlił, dając mu potem kolejne pchniecie, puszczając miecz, w brzuch tym razem - rzecz jasna, to drugie, gdyby się krojenie nie udało, bo tak to miał jeszcze na co uważać a martwej świni nie ma co dźgać.
Jeśli nie miał okazji, z powodu odległości być może, do krojenia, a to rozpoznać potrafił, to ograniczył się do capnięcia miecza i energicznego pchnięcie na klatę.
Tarcza to tam nogę lewą chroniła w jakimś stopniu, jakby brodacz miał zamiar atakować - była to jednak bardziej obrona bierna i statyczna, niż właściwa a aktywna.

Dlaczego miecz usidlić? Bo ranny też jest groźny i nawet krwawiąc, może zdobyć się na ostatnie pchnięcie. To jest taki przykładzik... "On wali od góry, ty pchnąłeś w brzuch, a nikt się nie broni - grabarz wykopie dwa dołki."

Gdyby się udało... Gdyby! To pewnie natychmiast by rzucił wzrok na topornika. I coś... Coś... No. Zależy.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-10-31 03:02:05)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#16 2017-11-01 01:03:01

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Dorżnąć się dorżnął, ale i tak było zabawnie. Poziome cięcie tamtego, wykonane prawie bez zamachu, w dodatku jedną ręką i klingą o tym profilu nie uczyniło Rysławowi szkody większej niż stłumione uderzenie, od którego jeno spożyta niedawno kapusta podeszła mu do gardła. Stanowiło znamienny przykład potwierdzający tezę o zgubności odruchów. Gdy rozum śpi, budzą się odruchy. Wpojone reakcje wypraktykowane setką powtórzeń, dla poprawy pamięci wyhaftowane bólem na skórze podczas wszystkich tych momentów, w których nie zdążyłeś się uchylić. Podczas momentów takie jak ten strategia idzie w krzaki. I nie poznałbyś się na niej, gdyby niespodzianie z nich wyskoczyła i kopnęła cię w dupę.

Każdy ma jakiś plan. Dopóki nie zostanie trafiony.

Jak było już wspomniane, trafienie nie okazało się dla Rysława fatalnym, daleko było mu doń do fatalności jak stąd do Koviru. On sam też zresztą nie miał zbyt wiele czasu na myślenie, ale wyjątkowo jeden z jego planów sprawdził się akuratnie. Który?

Ten, żeby kupić gruby pikowaniec.

Capnięcie nie unieruchomiło miecza na dobre, ale wystarczyło przytrzymać je na tyle długo, by tamten stracił równowagę. Orientując się o nadlatującym pchnięciu, odskoczył. Jak na warunki, nieludzko wręcz szybko, praktycznie cudem. Z tym że nawet cuda mają swoje prawa. Czubek sztychu przebija kaftan, grymas bólu rozgaszcza się na twarzy miecznika, podczas gdy on sam, przewraca o skrzynię. Ściskając świeżo wyrwany z potrzasku miecz w dłoniach, ląduje na dechach, podczas gdy wyrasta nad nim wyraźnie ciemny, wkurwiony kształt, który właśnie pozbył się strzały z uda. Zbrojny nie w kuszę, lecz broń, która w rankingu śmiertelnie paskudnych oraz nowoczesnych plasowała się niewiele niżej. Zwaną potocznie nadziakiem.

Ból przeszywa dzierżące tarczę ramię Rysława, odbierając mu w niej czucie, niemal prowadząc do jej wypuszczenia. Topornik, świeżo wyłuskany wzrokiem, zaatakował nagle i zdradziecko, choć niecelnie i przy pomocy siekiery tępej jak samo nieszczęście. Gdyby nie to, sytuacja mogłaby wyglądać zgoła inaczej. Ból promienieje przez ramię jak cholera, ma kłopot z poruszaniem barkiem i dłuższym utrzymaniem ramienia w górze, ale do złamania mu daleko. Zarośnięty dzikus z toporem, wciąż lekko chwiejny składa się do kolejnego uderzenia, sygnalizuje, że będzie walił z bliska oburącz, przypuszczalnie nisko.

Offline

 

#17 2017-11-01 02:30:22

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Stać cię na pancerz, to kupujesz pancerz - proste.  Bo prędzej czy później zostaniesz trafiony i nie ma się co łudzić, że będzie inaczej.  Taka jest, psia mać, kariera wojownika i koniec kropka.

Zdecydowanie! Jego oponent miał więcej szczęścia niż rozumu i umiejętności razem wziętych, i pomnożonych przez trzy. Pewnie skurczybyk wpierdalał każdą znalezioną czterolistną koniczynę, na bank i to krasnoludzki.

Ponownie, nie mógł na wiele sobie pozwolić, zatem szczytem luksusu musiało być syknięcie poparte natychmiastową reakcją. Gdyby miał tylko więcej miejsca i dobry dystans... Większości toporów, maczug, nadziaków, młotów, czekanów brakuje zasięgu, ochrony dłoni, a wszystkim brakowało właściwej sztuce miecza finezji. Szybko by poszło. A tymczasem nie mógł nawet właściwie ocenić sytuacji. Cóż...
Na przekór temu co zrobiłby mają większy a mniej zagracony areał pola walki, skrócił dystans z prawej nogi. Chciał zaatakować atak przeciwnika, więc skrócił dystans, uderzając w zamach przeciwnika, chcąc go jeszcze we w miarę wstępnej fazie złapać na silną część miecz stykającą już mocno jelcowi. Broń swoją wypychał w kierunku ataku, więc tutaj znaczniej działały partie miecza bliższe dłoni. Na trzonku, bliżej żelaźca może uzyska kontrolę i wraz z mocą ruchu ciała, w tym i biodra, chociaż wyhamuje uderzenie z ostrzem wycelowanym w przeciwnika. Potem to już popchnąć własną masą i pchnąć w japę czy klatę, zależy przed czym, jeśli w ogóle, sztych będzie. Ewentualnie krojenie po szyi, jeśli wróg był na tyle blisko, że sztych wylądowałby za nim; mecz do gardła i przeciągnąć.

Można też było cofnąć ostrze i pchnąć w przeciwnika, gdyby próbował kolejnego zamachu. Albo mógł cofnąć  ostrze po trzonku i pchnąć, gdyby wróg był na tyle głupi, aby się siłować. W końcu... mógł kroić po palcach, gdyby wróg chciał mu schwycić ostrze.
Był uzależniony od tego., w jakim stanie zakończy się akcja i co potem zrobi oponent. W końcu to on miał teraz inicjatywę, i ta akcja miała mu ją, jeśli nie życie, odebrać.   

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-01 11:50:14)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#18 2017-11-02 02:38:32

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki


Skrócił dystans, ograniczając tym samym rozpęd, jaki tamten zamierzał uzyskać dla swojego uderzenia. Wyszedł z tempem, przechodząc do zbicia rodzącego się właśnie ciosu. I udaje mu się, klinga z suchym chrobotem przesuwa się w górę trzonka po zastawę. Powodowany odruchem, chcąc uniknąć niekorzystnego dla siebie zwarcia, przesuwa się także jego oponent, przez co ostrze Rysława zatrzymuje się wyłącznie na licu topora, miast tym zarośniętym, w które może i by wcelował, gdyby mógł kontrolować sytuację o sekundę dłużej.

Mając ostrze pod głowicą topora, przeciwnik odtrąca je, pozbawiając go ponownej okazji do sztychu. Idąc przed ciosem, tamten sam decyduje się skrócić dystans jeszcze bardziej, zmuszony do tego dłonią, która w trakcie całej operacji przesunęła się ku środkowi drzewca. Stojąc naprzeciwko najemnika, uderza od dołu, z bardzo bliska. Trzonek toporzyska znajduje się w górze, pod kątem, a jego ostrze – na razie gdzieś w połowie drogi od lewej pachy tamtego do żuchwy młodego Payensa.

Nie wygląda to ładnie, a Waligóra ma podstawy przypuszczać, że sam będzie wyglądał jeszcze gorzej jeżeli scenariusz dojdzie do skutku. A wtedy żegnaj omasto w kapuście, bywajcie mięsiwa i wszystko co nie jest rzadką polewką. Do zobaczenia również i tobie, gro na flecie, jeżeli kiedykolwiek miałaś znaleźć się w planach dzielnego wojaka.

Offline

 

#19 2017-11-02 14:20:10

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Dobrze... Jeśli on odtrącił ostrze, przypuszczalnie na swoje prawo, to musiał je mieć dalej od jelca i musiał też włożyć próżny wysiłek w popchnięcie ostrza, które wróci na swoje miejsce nim on weźmie zamach. Bo to miecz i ostrza ma lekkie, a po drugiej stronie topór - nie tak "ciężki" (względem miecza już mówimy o wyważeniu) jak robocza siekiera, ale jednak-, którym trzeba się namachać. Także dla zbliżającego się oponenta miałby, tak lekko od swojej prawej, sztych w bebechy, gdzie podniósł rękę aby skrócić zasięg spychanego ostrza właśnie celując odepchniętym sztychem – przecież nie będzie się biernie przyglądał  jak cielak rzeźniczemu tasakowi. Uderzenie od doły w opancerzoną szczękę musiało być mocne, co wymagało zamachu, ale nawet jeśli taki nastąpił, to wbita w bebechy klinga, na którą sam mu wchodził, stawała jego broni na drodze okolicami jelca. Ba, wojownik mógłby jak wajchą operować bronią w miękkich bebechach bandyty - góra i dół, na lewo i prawo mógłby robić; niebierne blokowanie ataku, zapewne spychając silną część miecz w dół, tak żeby w dłoń nie poszło.

Żeby skończyć nieprzygotowanym w czasie natarcia topornika, musiałby stać jak ciota i czekać na dymanie. Bierność to śmierć. Także dla propozycji "weź grzecznie zdychaj" miał dwa dobrze zaakcentowane słowa odpowiedzi: "pierdol się".


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#20 2017-11-04 23:51:29

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Słysząc dwa celne słowa odpowiedzi, kostucha siada z powrotem na drewnianym orczyku, łączącym wóz z uprzężą jej pierwszej zdobyczy. Zerkając od niechcenia na przesypującą się klepsydrę, wraca do obserwowania wydarzeń wewnątrz wytyczonych burtami wozu szranków.

Szykujący się do rąbnięcia go siekierą w szczękę psubrat mityguje się w ostatniej chwili. Tchórzy i robi krok w tył, zmieniając uderzenie w odległy od twarzy wymach, służący właściwie chuj wie czemu. Może postrachowi? Nie znajdując chwilowo rozwiązania dla kwestii zasięgu wynikającej z długości ramion oraz różnicy w specyfice ich broni, ustawia się bokiem do Rysława, z dłonią lekko wyciągniętą przed siebie i toporem ostrzegawczo wzniesionym nad głowę. Zatrzymuje się w tej pozycji, trzymając na dystans i wyczekując. Bacznie obserwuje przeciwnika, choć jego wzrok mimowolnie i nerwowo umyka niekiedy na bok.

W tym samym czasie triumfalny ryk rozlega się od strony dyszla, coś dudni i wstrząsa podstawami wehikułu. Kątem oka, Waligóra widzi padającego Hurna oraz drugiego topornika, który przychodzi w sukurs bandycie od mieczowej roboty, rzucając się kulejącemu pryncypałowi na plecy i powstrzymując go od ukrócenia żywotu towarzysza.

„Przejebane” myśli sobie przyglądająca się zdarzeniu kostucha, kręcąc głową ze znawstwem.

Offline

 

#21 2017-11-05 00:44:19

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Przejebane, przejebane... Czas było umierać, skoro dopadło go takie upośledzenie, że prostego pchnięcia nie mógł wyprowadzić i jakiś brudas z toporem, robiąc sobie zamachy i postępując kompletnie bez zdecydowania, mu spokojnie warunki walki dyktował. Tak, tak... w momencie gdy ten brał zamach, miało paść pchnięcie, bo facet cięższym narzędziem odtrącał ostrze, tak jakby pacnięciem dłoni uderzał w długie źdźbło trawy, które i tak wróci z łatwością na miejsce. Wystarczy ruch nadgarstka - dlatego miecze są takie niebezpieczne - no, włócznie biją je na głowę - dla nieopancerzonego.

A chuj ci w dupę, brudna kurwo z toporem. Poszedł za nim, za zamachem, znaczy po zamachu (kiedy broń minęła twarz), i korzystając z faktu, że przeciwnik ustąpił pola, zadał już przygotowane pchnięcie w bebechy, dla odsłoniętego wroga. Płytko gdzieś na dłoń z kawałeńkiem do żołądka, treści jego dać ujście, i szybko (ewentualne skrócenie dystansu,  najprędzej przez wypad tułowia, choć terenu do zabawy mieli mało, ręka do przodu i ręka do tyłu, bez czekania aż miecz zapuści tam korzenie a dramatyzm sytuacji się rozwinie), korzystając z faktu, że jego miecz od toporka jest w chuj dłuższy i być może pozwoli mu zostać poza zasięgiem. Przecież nie będzie czekał, aż gość sobie tak z rączką stanie i będzie cacy - walka jest dynamiczna, to nie szachy a chwila namysłu kosztuje życie. Pryncypał? Kąt oka? Odpowiedź: dynamiczna, on nie miał czasu się temu przyglądać. Może mógł postąpić lepiej, a może siłą rzeczy wybrał najlepsze rozwiązanie... Może powinien uciekać - chuj z tym.
Jeśli z jakiegoś powodu - może adrenalina zwana bodaj gorączką bitewną - lewa ręka byłaby względnie władna, reagowałby aktywnie tarczą. Jeśli nie... trudno. To znaczy chodzi o poziom natężenie bólu jaki odczuwał.

A gdyby się udało? Cofając się, wyszarpnąłby ostrze tak, coby pokierować je z całych sił na dół, w prawo, do cięcia na leżącego/ wstającego miecznika, któremu opieszały szpak wymierzał śmierć, uprzednio chyba wystawiając rachunek za usługę. Głównie szło tutaj o zbicie ewentualnego ataku na swoje nogi, gdyby leżący mlecznik chciał spróbować.  Bo musiał leżeć gość,  albo próbować wstawać -  cała akcja z pchnięciem mogła trwać tyle co szturchnięcie palcem i natychmiastowe zabranie ręki - może ćwierć sekundy dłużej,  trudno dokładnie zgadnąć. Istnieje szansa, że gość byłby w stanie obrócić toporkiem i zbić wyciągany miecz na lewo wielgusa, wtedy ten zwyczajnie by go cofnął. Pewnie dziś dzień śmierci Rysława, ale próbować mu nie zabronią - i tak myślał tylko o walce.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-05 12:50:33)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#22 2017-11-06 00:46:28

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki


Dostawszy odpowiednio mocno po czerepie, walcząc bez przewagi liczebnej na zagraconym wozie, z krępym, sporo niższym od siebie, cholernie ruchliwym typkiem, upośledzenie mogło dopaść najlepszych. Pchnięcie minęło go, prawda. Pan Topór miał nieco miejsca na to, by zejść mu z drogi, szczególnie cofając się przedtem o krok i lekko skręcając w biodrach. Miał też ciut więcej szczęścia niż rozumu. Obiektywnie rzecz biorąc minął się ze sztychem, więc na chuj drążyć temat?

No, przynajmniej jeśli mówimy o pierwszym sztychu. Rysław nie próżnował, wykorzystał okazję.
Ruch był wszystkim, stagnacja niczym. Elastyczność, pozwalająca być w odpowiednim miejscu i czasie. Głęboki wydech oraz nagle wytrzeszczone oczy wskazywały na przykład, że bebech tamtego znalazł się w nieodpowiednim. Chciał poprawić chwyt na toporze, ale paluchy jakby odmówiły mu posłuszeństwa, miast przesunąć chwyt niżej, narzędzie boju z hukiem upadło na wóz. Chciałoby się powiedzieć, że tamten podążył w ślad za nim, ale był zbyt zajęty trzymaniem się za przeciekający kałdun rozlatanymi łapami. Próbując chwytać nimi coś obrzydliwego, ciemnego i fusowatego, czego w normalnych warunkach raczej nikt nie zechciałby dotknąć gołą ręką.

Tymczasem wracając do bólu Rysława – ten, który odczuwał w porażonym przez tamtego ramieniu dzierżącym tarcze był mniej więcej proporcjonalny do tego na wysokość, jaką przychodziło mu ją podnosić. Może z wyjątkiem mającego miejsce przed chwilą momentu, w którym poczuł coś na kształt uderzenia rozchodzącego się w okolicach lewego bara. Znalazł tam strzałę, wbitą raczej płytko. Przypuszczalnie nie zyskała odpowiedniego rozpędu, by dojść do miękkiego przez liczne warstwy przeszywanicy, choć trudno było mu stwierdzić. Paradoksalnie, pierwszy ból znieczulał. No cóż, to przynajmniej wyjaśniałoby sprawę koszenia przez tamtego oczami w stronę lasu. I ewidentnej gry na zwłokę mającej uzupełniać brak umiejętności.

Offline

 

#23 2017-11-06 01:24:00

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Po czas. Po przestrzeń - areał. Bo czasem trzeba kazać kulturze zostać za drzwiami, i upomnieć się, jak upomina się babsko na targu - inaczej życie cię zje, chcesz czy też nie. Ot... takie tam.

Dobrze, przynajmniej jednego zabrał ze sobą. Teraz trzeba wziąć coś na drogę!

Strzał się spodziewał. Nawet się nie przyglądał. Przecież wiedział o łucznikach. Nie wierzył w cuda, więc wraz z upadkiem sojuszników, pogodził się ze śmiercią. Żywy trup... Skupiony już na jednym celu. He. Jeśli mógł, starał się stale mieć tarczę z rękę u kałduna, od boku - może osłoni tors i kawałek uda, burta coś tam pomoże nodze, a łeb tylko od przodu jest odsłonięty. Dalej wyszarpnięte ostrze miało iść na leżącego/ wstającego miecznika, z całą dostępną siłą i chyżością - cięcie w dół, skierowane na szyję lub rękę, albo zbicie ataku, zależy co tam miał bardziej dostępne i jakie były okoliczności. Razem z cięciem, dla wzmocnienia efektu szedł krok prawej nogi w tył; jeśli nic nie trafi, to przynajmniej ostrze będzie miał względnie do pchnięcia w dół naszykowane.

Co było pewne? Że nie ucieknie, przegra z honorem, a przynajmniej czymś co za honor uważał, i postara się pociągnąć za sobą jeszcze jakąś łajzę. Albo... cudem ocaleje. Ta...

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-06 01:25:40)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#24 2017-11-06 21:20:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Schmeisser, jak na upadłego prezentował się całkiem raźnie. Drugi topornik, dla odmiany łysy i gładko ogolony, choć wąsaty, był akuratnie zajęty parowaniem i uchylaniem się od jego wściekłych razów. Szło mu niesporo, bo zwieńczony kolcem obuch tamtego był w przeciwieństwie do jego posiadacza dosyć wyważony w walce.

No– gi – z – rzy – ci – po– wy– ry — wam. — Jaj- ca – po- uci- nam! — Dyszał rozsierdzony komorzy, stając w obronie życia i majątku, a każdą jego sylabę przecinał zamach i świst ciężkiego narzędzia.

Miecznik klęczał akuratnie za tym ostatnim, zaskoczony przez Rysława w połowie dźwigania się na nogi, wrzasnął gromko, parując ukośnie i oburącz w momencie wstawania, niemal środkiem swojego bastarda. Zderzające się klingi szczęknęły głośno, a zaraz potem zgrzytnęły, gdy jedna z nich, ta należąca do Rysława, zjechała po ostrzu przeciwnika. Nie zostawiając dalszego biegu wydarzeń przypadkowi, ripostuje wielkoluda wyrzuconym w kałdun pchnięciem, które biorąc poprawkę na odległość, mogłoby znaleźć się w nim na połowę długości sztychu. Mogłoby.

„Cudnie” aż chciałoby się rzec.

Offline

 

#25 2017-11-06 23:07:17

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Tak, tak... Bo cuda dzieją się, gdy wierzysz w nie. Aczkolwiek Rysław wskazałby za powód mocne trafienie w środek ostrza; gdyby rypnął blisko jelca, byłby już pewnie martwy. W tej sytuacji mógłby próbować jakiś koślawych manewrów z mieczem, ale ani chybi byłby oponent był w jego wnętrznościach, nim własny miecz siłacza skontaktowałby się z wrażą stalą odpowiednią swą partią. Pozostawało więc użycie tarczy, która wsparta na bebechu od boku, coby nie obciążać zanadto ręki mogłaby wyłapać cios lub zbić go rantem.

Tak więc w celu obrony życia obrócił tułowiem na prawo praz tam pociągnął w tą stronę ręką z tarczą (tak po brzuchu pociągnął), coby atak zbić lub wyłapać. Tym samym cofnęłaby się, ale bynajmniej nie bezwiednie tylko, prawa ręka a poszła do przodu lewa noga.
Zatem gdyby mu się udało wyprowadził pchnięcie tak troszkę z góry a z prawej w górne dostępne partie oponenta - najpewniej mając go w takiej sytuacji, byłby to kark, tylko tak bardziej od boku. Miecz oponenta byłby przeciwko temu raczej bezradny... Raczej.

No ale wiadomo, wszystko się mogło popieprzyć i nie wyjść tak, jak trzeba. Życie.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#26 2017-11-07 01:04:10

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Rwący ból, przeszywający ramię, jak gdyby sami diabli, a nie obite mięśnie przesuwały mu gnaty tuż pod skórą. Zasłaniając się, wychodzi naprzeciw ciosu. Chwila cierpienia, przełamanego może nawet bardziej instynktem niż siłą woli, wprawiającego w ruch tarczę, której rant zbija wycelowany w kałdun sztych. Nawet jeśli nie śmiercionośny to z pewnością wart tej porównywalnie niewygórowanej ceny. I nie trzeba było być starym Schmeisserem, żeby poznać się na podobnej okazji.

Jego własne pchnięcie dosięgnęło przeciwnika. Nie posiadając tarczy ani ochrony na ciele mógł wyłącznie, powodowany odruchem spróbować uniknąć. Skończyło się to krwawo, choć nie śmiertelnie. Tamten stał nawet na nogach, co było warte pewnego uznania, biorąc pod uwagę, że czubek ostrza Payensa wytyczył sobie krótki, choć niebrzydki szlak z boku jego głowy. Niebrzydki – zależy dla kogo, choć nawet gdyby tamten przejrzał się obecnie zwierciadle, wątpliwe, że krwawej masie rozlewającej się po prawej stronie swojej facjaty dostrzegłby jakiekolwiek ucho. Być może jeszcze tam było. Sam wóz był zbyt zagracony, by zauważyć je na pierwszy rzut oka pod nogami.

Wkurwiony, cofnął się po okręgu, tak by zajść go częściowo z jego prawej strony, wyprowadzonym z ramienia zamachem mającym dojść do skutku na jego ramieniu lub boku, jeżeli ostrza nie spotkają się w połowie drogi.

Offline

 

#27 2017-11-07 02:49:00

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Nie odmawiając bandycie szermierczej wprawy, nadal należy mieć na uwadze to, iż musiał spróbować wojownika zajść, musiał cofnąć własne ostrze do zamachu i wykonać kolejne uderzenie - to czas. Czyli strzał raczej nie mógł być mocny, nie? Inaczej zbyt długo by się odsłaniał. 

Jeśli tak, to najemnik posłał jego ostrzu na spotkanie swoje, które skierowane w dół po uprzednim ataku wypchnął rękojeścią do góry i w prawo, nadal ostrzem w dół. Dla ręki trzymającej rękojeść, jako dla punktu, był to ruch po pół-łuku - coś takiego. Towarzyszył tamu krok lewej nogi, mający na celu ponownie "zjednanie spojrzeń" oraz wspomagał siłę kontruderzenia. Ostatecznie tarcza też była blisko bebechów, więc jej rant raczej chronił bok, kiedy silna część miecz mogła zbić atak na ramię.

Tak czy siak, szło by pchnięcie ostrzem skierowanym na brzuszek.

Szło to jakoś... mógłby już mieć nadzieję, że dożyje chwili, kiedy ich wystrzelają.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#28 2017-11-07 16:55:25

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki


Zastawa, kupiona za cofnięcie i zamach przeciwnika, związała ostrza ze sobą, zatrzymując nadlatujący raz. Atakując, tamten sam zdecydował się podejść lewą nogą i kontrolować zwarcie środkiem miecza. Trajektoria sztychu Rysława wchodzi w krótkotrwałą, boczną kolizję z jego tarczą, odbijając się od niej ze stukiem.

Miecznik pozostaje w ruchu, natychmiast po ciosie podchodzi z lekko z lewej, zmieniając pozycję. Hazardownie, bo chwytając miecz w połowie i szykując się do sztychu z bliska wymierzonego w okolice gardła czy splotu przeciwnika, korzystając z ewentualnej luki dla zrealizowania swojego planu.

Zginąć od strzały, w takim momencie? Ej Payens, Payens, ty marzycielu.

Offline

 

#29 2017-11-07 17:38:53

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Chwycił lewą, tak?

W takim układzie prawa w tył po łuku, do zjednania spojrzeń i zasłonięcia się lub nawet odtrącenia kolejnego sztychu. Miecz również wraca, z zamiarem cięcia po łapie oponenta - po nadgarstku lub boku dłoni, jeśli - przyjmując za punkt wyższy sztych - ręka owego była wyżej od ostrza Rysława; po palcach, jeśli była bliżej jelca niż ostrze najemnika.

Nie żeby mu tam coś odciął. Chciał zranić, sprawić, że puści ostrze... A wtedy miecz wojownika, który tym manewrem miał też wrócić do pozycji wycelowania w bandytę ponownie poleci w jego klatkę, w lewą pierś... lub bebechy (zależy troszkę od tego też, czy musiał przeciągnąć po nadgarstku czy też wbić się ostrzem po palce zbira). Zależy co będzie odsłonięte.
W razie potrzeby prawa powrót i skrócenie dystansu.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#30 2017-11-08 00:46:26

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Chwycił lewą, dzierżąc do góry i lekko pod skosem, by dosięgnąć nieznacznie wyższego punktu, co nawet mu się udało. Czubek ostrza żga przeszywanicę, z oporem wbija się w jej materiał do chwili, gdy psubrat dostaje po łapie. Puszcza natychmiast, cofając się o krok, pozostawiając na broni wyłącznie prawą dłoń, trzymającą rękojeść, a lewą przyciskając do żeber. Miałby może jeszcze okazję złożyć się do sztychu, ale w tym samym czasie Rysław wyprowadza własny, który kończy ich walkę.

Trafiony w pierś, nieco dalej od mostka, bandyta tężeje w bezruchu, upuszczając własną broń i zwalając się niemal bezwładnie na kolana. Na oko weszło płytko, nawet nie na połowę piędzi, ale przy braku osłony korpusu, taka głębokość spokojnie wystarcza.

Osuwając się pod nogi zwycięzcy, próbuje spluwać. — Jebał... Jebał cię... — Waligóra nie dowiaduje się kto lub co. Głowa tamtego jest zbyt nisko i zbyt blisko desek wozu, by szło go zrozumieć.

Z chwilą, gdy bandyci na wozie przestają być w przewadze liczebnej, nadlatują dwie strzały. Jedna łamie się Rysławowi na tarczy, druga gubi gdzieś pośród skrzyń, za którymi zbrojny w nadziak pryncypał odpiera zaczepne działania pragnącego wywabić go zza nich topornika.
Aj! Chodźże tu, bydlaku! — zachęca go komorzy, samemu pragnąc wymóc na tamtym skrócenie dystansu. — Zrobię ci z dupy wiosnę Pierwszego Lądowania!

Offline

 

#31 2017-11-08 02:24:15

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

A chuj go obchodziło, jakimi pomówieniami się posiłkując, byłby zbir na dobre imię jego życia seksualnego nastawał. Martwi głosu nie mają, natomiast pozostali przy życiu nie ograniczali się tylko do werbalnych ataków, a bynajmniej, zdecydowanie przedkładali czyn ponad słowo.

Łucznicy... Pamiętał o nich. Pobieżna ocena: dwóch i raczej takich sobie. Nie żeby przestał uważać ich za zagrożenie, bynajmniej, bo nadal stanowili dość spory problem. Zwyczajnie... No zwyczajnie dobrze, że to celowanie do tej pory im szło, tak jak szło, o.

Zakładając, że miał ku temu sposobność, spróbował zaatakować topornika, gdy ten zaczepiał jego pracodawcę. Sposób ataku zależał od możliwości, a one od wstępnej pozycji.
Zatem... Stawiałby na pierwszym miejscu, z powodu ograniczonej przestrzeni do manewrowania na wozie, pchnięcia, które nawet bez użycia sporej siły były szybkie i niebezpieczne - , szybko "myk-myk" w te i we wte, jedno w kałdun od boku i  właściwie po gości. Jeśli jednak nie był w dystansie, to ciął na rękę przeciwnika, gdy ten przeprowadzał jedną ze swych zaczepnych akcji; potem dystans skrócić i zabić. Gonił ich czas, bo...

Łucznicy, właśnie. Tutaj, w razie powodzenia, był plan osłonięcia pozycji tarczą i pomstowania za pomocą kuszy/ kusz. Plus taki, że byliby na wozie niezgorzej osłonięci i sprzętu, w tym i bełtów, mieli pod dostatkiem. Gorzej, że można było ich pozycję obejść - tedy bardzo trza było baczyć na takie zamiary. Ale... to jeśli maruder na wozie byłby trupem.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-08 02:31:06)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#32 2017-11-08 18:58:05

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

W trakcie, gdy Schmeisser ściąga na siebie uwagę chłopa z toporem, Rysław ma sposobność zajścia go od boku, znajdując wyjątkowo dobrą okazję do sztychu w zajętego walką, w pełni odsłoniętego przeciwnika. Nawet w bitewnej zawierusze nie umyka to uwadze ostatniego, bo zbliżający się waligóra jest równie trudny do przeoczenia co smok w jarzębinie.

Rzut oka na wóz, dwa szybkie rachunki, w tym jeden sumienia.
Wąsaty odstępuje, odskakując ku burcie poza zasięg obydwu, orientując się, że nie stanowi już części szturmującej wóz kupy, a jedyna kupa, jaka mu się ostała to ta, na którą nabrał spontanicznej ochoty po uświadomieniu sobie niniejszego. Nie mając do dyspozycji nic, czym mógłby się osłaniać, a jedynie rzęsiste wsparcie strzelców, decyduje się na najroztropniejsze posunięcie biorąc pod uwagę obecne okoliczności.

Przesadziwszy burtę jednym susem, wyskakuje z wozu, kierując się w stronę pobliskich krzaków, przypuszczalnie nie tylko za nagłą potrzebą. W trakcie lądowania wywala się prosto w pył drogi, wzniecając tumany kurzu, drąc szary piach i żwir gościńca butami podczas rozpaczliwej próby podniesienia się na nogi.

Głowa nisko! — krzyczy pryncyapał, porzucając nadziaka i czołgając się w kierunku walającej się pod nogami kuszy. Jego ręce, choć wciąż roztrzęsione adrenaliną działają sprawnie, ładując bełt na łożysko i łapiąc za kozią nogę. — Do kusz! — ordynuje, chyba nawet bardziej podekscytowany niż przejęty, zupełnie jak gdyby właśnie czekał na ten moment, mający wynagrodzić mu całą poprzednią farsę, strach i niebezpieczeństwo z nią związane.

Offline

 

#33 2017-11-08 20:22:08

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Hmm... liczył, że wymierzy chociaż jakieś szersze cięcie uciekającemu - jakaś pamiątkowa blizna, żeby mu towarzyszyła do końca, najlepiej rychłego, życia. Trudno. Zakładając nawet, że gość wyskoczył za burtę gdzieś blisko kozła, a tam chciał zająć pozycję Rysław, musiałby się mocno odsłonić, zadając cięcie w dół. Ten... o ile by zdążył. To znaczy, bandzior próbował się podnieść, ale chyba nie można była liczyć, że wstanie, otrzepie się i ładnie nadstawi karku na stosownej wysokości. Bardziej prawdopodobne, że odpełznie i dopiero spierdalając, w toku ewolucji, przybierze wyprostowaną postawę.

Mniej istotne niż łucznicy.

Zastosował się do polecenia, chcą zabrać miejsce u burty, montując się za jakimś pakunkiem i prowizorycznie postawionej osłony z tarczy (można było postawić na górnym rancie, coby zwężająca się powierzchnia wystawała poza ładunek; można było płat kawałek za pakunek wstawić i poszerzyć osłonę - kolanem albo bokiem dla stabilności docisnąć, a jak będzie wadzić to chuj z nią i niech upada). Proces ładowania w kucki był trudny, ale z nogą wsadzoną w strzemię i kolbą (ale wyżej, nie spustem) opartą o bark lub pierś dało się to zrobić - ciągnąć uchwyconym w garść paskiem. Potem bełt, wychylić się, wycelować i puścić. Celował w tułowia - spore i zgon prawie murowany.

Bełty... no pożyczać musiał. Swoich nie miał. W ogóle nie przyszło mu do głowy, żeby był z tym problem - toteż nie pytał, tylko brał. 

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-08 21:57:27)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#34 2017-11-09 20:09:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Nie wiedział, czy Schmeisserowi zapomniało się o ich wcześniejszej rozmowie, w której wspomniał brak amunicji, czy rozumiał to jako przyzwolenie na skorzystanie z tej, którą znajdowała się na wozie, niemniej było jej pod dostatkiem, wysypującej się z dwóch walających się tu i ówdzie futerałów.  Pod rękę nawinęła się akuratnie myśliwska, z poszerzanym grotem wyposażonym w nieładny zadzior. W innej sytuacji mogłaby okazać się mniej adekwatna, ale tak się akurat składało, że nie polował na grubego zwierza.

Zaciągnąć, załadować, wychylić się, wycelować, puścić. Trafić skurwiela, bo nie zbieżał daleko, a jego szerokie plecy stanowiły idealny cel. Grot wbija mu się poniżej łopatki, odejmując mu powietrze z płuc oraz życie. Ot, tylko drygnął nieco, padając w pół drogi do celu. Biegnąc ku krzakom, zdradził pozycję jednego ze strzelców, który jeszcze w trakcie starcia zaszedł tu z zagajnika, by móc razić ich z bliższej odległości. Chcąc osłonić kompanowi ucieczkę, wychylił się z ukrycia, o moment za późno. Akurat, by zdążyć na drugi nadlatujący bełt, ten wystrzelony przez kupca.

Pocisk, choć wymierzony nisko i w gąszcz kryjących go do pasa krzaków, dosięga go z całą pewnością. Chłop pada do tyłu, znikając w nich dokumentnie. Obrońcy ponownie kryją się za burtami wozu. Zewsząd zalega cisza. Pryncypał powraca do ładowania broni, uniesionym gestem dłoni zalecając zachowanie szczególnej ostrożności.

No? — woła w okoliczną przyrodę, pozostając ukrytym i z kuszą narychtowaną do strzału. — To komu jeszcze po bełcie? Bo jak nie, to idę! Znużyło się panom zbójcom strzelanie? — Dodaje, zgrzytając zębami, z dłońmi zaciśniętymi mocno na kolbie. Rozgląda się pobieżnie wokoło wozu, wypatrując zagrożenia, z pozostałym przy życiu ochroniarzem u swego boku.

Offline

 

#35 2017-11-09 21:09:42

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

A co mu tam - jeszcze się poczęstował jednym. Toż to na zbożny cel! Naciągnął,  załadował i gotowe do strzału.

- Tam patrzcie, komorzy. - Wskazał kuszą teren za drugą burtą i rychło obrócił spojrzenie oraz broń na swoją pozycję. - Ja filuję tutaj. - Dorzucił. Odważniej się przy obserwacji wychylił nad osłonę i z kuszą gotową do oddania strzału otaksował teren wzrokiem.  Co prawda, sądził, iż reszta zbirów zwyczajnie zrejterowała - napędzana zwykłym, ludzkim strachem i być może, tak sądził, śmiercią dowódcy. Ta... ten z mieczem nieźle fechtował, a jego broń była lepszej jakości niż pozostałych trzech zwarciowców.

Wolał chwilę odczekać, ale i do usranej śmierci nie mogli tutaj sterczeć, aż przestępca wróci na miejsce zbrodni. Zatem jeśli nie pojawił się wrogi ostrzał, najemnik postanowił przepatrzeć ubite przez siebie trupy - jak rasowy sęp. Długi miecz, toporek się naostrzy, wszelkie kosztowności i monety. Ekhmmm... jego kompanowi też już stal ani złoto nie będą potrzebne; tarcza też mu się nie przyda.

Nie no... wcześniej zamienił słowo z pryncypałem - sprawdził, jak ten się ma. Ciekaw był też, co teraz - bez konia i z towarem.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#36 2017-11-10 22:21:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Czekali na wozie, obserwując sytuację. Roztropnie, nie wychylając nosa poza obręb wehikułu, zwarci i gotowi, by w razie potrzeby odpowiedzieć na ewentualny ostrzał swoim własnym. Schmeisser nakazał Rysławowi milczenie, krzątając się przy swojej burcie i nasłuchując.

Krótkie przepatrywanie terenu pozwoliło ocenić zagrożenie i oszacować dotychczasowe straty. To pierwsze zdawało się minąć, w polu widzenia nie ostał się żaden żywy przeciwnik, nikt nie próbował też strzelać. Z tymi drugimi poszło nieco gorzej. Wyniosły starą szkapę ciągnącą ich wóz, kilka porozwalanych na nim skrzyń oraz przesypanego towaru, ich kompana Hurna oraz mnogo zachodu. Walczyli zaciekle jak na zbójców, prawie do ostatniego człowieka, w sytuacji, gdy większość bandytów zrejterowałaby przy pierwszej udanej próbie stawienia im oporu. Złe oszacowanie sytuacji? Być może spowodowane praktycznie dwukrotną przewagą liczebną, jak się okazało niewystarczającą na lepiej uzbrojonego i zaopatrzonego przeciwnika?

Trudno było dociekać motywów, zwłaszcza gdy bitewny rausz opadał, a organizm dawał o sobie znać. Tępy, pulsujący ból skakał po czerepie Rysława raz wzbierając, raz odchodząc niczym morskie fale, lecz nie dając o sobie zapomnieć. Trudniej było się przez niego skupić, zwłaszcza wzrok, lecz nie miewał mdłości ani zawrotów, co sugerowało, że to nic poważniejszego. Ramieniu daleko było do pełnej sprawności, lecz poza upierdliwym bólem w trakcie najbliższych dni, odzywającym się przy codziennych czynnościach nie powinno dolegać mu nic więcej, zwłaszcza jeżeli da łapsku odpocząć. Ze strat materialnych ucierpiała wyłącznie przeszywanica, przyjmując na siebie jedno niepełne pchnięcie mieczem oraz jedyny celny strzał, który doszedł do skutku. Nie czyniło ją to niezdatną do użytku, a sama sprawiła się akuratnie, pomagając mu przetrwać atak w warunkach ścisku i wrażej przewagi.

Szaber całkiem dobrze podsumował Schmeisser, który jak przystało na człeka bywałego i dobrze wychowanego, za którego pragnął uchodzić, zlazł z wozu (czujny jak świstak) i obdzierał tylko te trupy, które padły od jego bełtów.

Pieprzone gołodupce. — Kręcił głową, gdy po dołożeniu broni poległych zbirów do swego asortymentu, przetrzepywał ich kieszenie, wyławiając z nich drobnicę w monetach i jakiejś nędznej biżuterii. — W biały dzień, na trakcie, tak blisko miasta! — wybuchnął, dając upust emocjom wywołanym niedawnym starciem — Bez niczego na grzbiecie, wyskoczyli uczciwemu człeku turbacje zadawać! Nie do pomyślenia! — Tyradę przerwała konieczność oparcia się o burtę. Kupiec dostał grotem w nogę, w okolice uda. Zabandażowawszy ranę, był nawet w stanie chodzić, kusztykając i klnąc co dwa kroki. — Nowe nogawice! — wznowił lament, przypominając sobie o nich, zmuszony poprawić opatrunek na miejscu, w które ugodziła go strzała. — I mój koń, aj kurwa, mój wierny Gulden! Posłużyłby mi jeszcze co najmniej ze trzy roki!

Dobrze, oj dobrze się stało, że zabrałem was ze mną i sporządziliśmy umowę. Samotrzeć mógłbym im nie ujść. A i wy dzielnie stawaliście ze mną ramię w ramię. Aj, wiem teraz, że kontrakt dla was nie dym. Pięknie też, widzę, pożgaliście o tych skurwysynów. Tych tu, o. Jak artysta. — Ze złością kopnął jednego z zalegających na wozie trupów, który niedawno skończył wykrwawiać się na dechy. — Wódki? — Ostatnie pytanie było propozycją, zadaną przez komorzego, który wygrzebał z jednego z pakunków opleciony słomą gąsior, z którego łyknął bez ceregieli, tak jak potrafili zaciągać się wojacy, którym walna bitwa zajrzała lub miała zajrzeć w oczy.

Wyciągnięte ramię z butlą zastało Waligórę akurat przy jego padłym kompanie, który ku pozytywnemu raczej zaskoczeniu okazał się jeszcze dychać. Zakrzepła krew oblepiała mu facjatę, a jego wierna tarcza poszła na szczapy, przyjmując o jeden cios za dużo, ale jego płytki, choć miarowy oddech wskazywał na to, że chłopina żył. I wyliże się, jeśli będzie mu dane.
Kosztowności i monety okazały się w głównej mierze jednym i tym samym. Trzy korony w gotówce, hubka i krzesiwo, tani pierścień, nóż do skórowania, kawałek ususzonej kiełbasy, niekompletna talia kart.

Nim zdążyli zastanowić się co dalej, z krzaczorów dobiegł ich szelest i następujący po nim odgłos, przeciągły i jakby zbolały. Komorzy, zsuwając się z krawędzi wozu na ziemię posłał spojrzenie Rysławowi, gestem wskazując kierunek. To były te same zarośla, z których niedawno do nich strzelano. Łapiąc za kuszę, garbiąc się i nieco utykając, począł skradać się ku celowi okrężną drogą. Cokolwiek to było, wolał mieć pewność oraz zaskoczenie po swojej stronie.


Spoiler:

Kanel —   możesz dopisać sobie do posiadanego ekwipunku: półtoraka, topór, 3 korony, hubkę i krzesiwo, tani pierścień, nóż do skórowania, kawałek kiełbasy oraz talię.

Offline

 

#37 2017-11-10 23:56:50

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Szczerą i najprawdziwszą prawdą jest, że w tej chwili Rysław czuł się jak po porządnym pieprzeniu, z tą dość sporą różnicą, że nie leżał obok dziewki z podrapanymi plecami, tylko stał poobijany pośród trupów. He... Hehehehehehehehe, kochał to - to cudowne zmęczenie, smak zwycięstwa i... Och, czyżby zapach uszkodzonego żołądka?

Wytarł ostrze z juchy, przyjrzał się swemu najulubieńszemu narzędziu i schował je w pochwę przy pasie. Tarczę przewiesił przez plecy. Przeszywanicę to wiedział jak zszyć - jak dziurę w onucach, nie ściągać nici i zmajstrować z niej swego rodzaju łatę.

- Ta. Może kto wiedział, co wieziecie i chciał się darmo dozbroić. Ponoć w wiosce bawi jakaś banda, wcale bym się nie dziwował, jakby w waszym towarze się jeszcze tam rozeznali i wszystko sobie zaplanowali. No... prawie wszystko. - Nie krył paskudnie wesołego uśmiechu, spojrzenie rzucając na oszpeconego miecznika, który jemu samemu najmocniej zapadł w pamięć. - Albo ktoś z miasta. Jakieś rezuny. Choć, jak widzę łuczników to bardziej wsią to pachnie. Choć... Ten... No... No mogli ze wsi do miasta przybyć, a potem, jak to chłopem w mieście... Cech nie przyjmie, roboty nie ma, zostaje bandytyzm. - Najwięcej uwagi poświęcił, co przeszkadzało mu gadać, ostrzu, przyglądając się uważnie i oceniając jakość broni. - Jebał ich pies. Nie żyją. - Skwitował, chowając broń w pochwę po ewentualnym uprzednim oczyszczeniu.

- A i wam, komorzy, nie można odmówić zawziętości, celnego oka i pewnej ręki. - Skoro już byli przy wzajemnych pochwałach, należało szpakowatemu szczerze przyznać, iż wykroczył poza oczekiwania. Należało też na tym poprzestać i nie tłumaczyć, jak daleko od artyzmu leżały te sztychy... Bliżej im było do porządnej, ale niezbyt estetycznej rzemieślniczej roboty. Gdyby tylko miał więcej miejsca i każdego z osobna, byłby im znacznie bardziej elegancko pokazał.
- Może później. Nie chce tego zapijać. - Już tam bodaj tłumaczył w karczmie, że jest o tyle specyficzną osobą, iż takie sytuacje go nakręcają. Podniecają. Budzą ogień. Ciężki oddech. Przyjemne ciarki przechodzące po ramionach. A to... To przyjemne uczucie i nie warto topić go w wódce. W ogóle to nie lubił siwuchy. Lubił piwo.

Zaskoczenie? Tak... Hurn przeżył. Nie popisał się, ale ciągle żył. Rysław zakomunikował o tym pryncypałowi i przynajmniej pobieżnie próbował ocenić stan kompana. Niestety, jeśli potrzebna była profesjonalna pomoc, to nie potrafił jej nijak udzielić. Zatem los jego kompana był w rękach Czegoś - zakładając, że jakieś Coś istnieje. Żył i wojował dość długo, aby wiedzieć, że nawet jeśli Coś owe istniało, to niekoniecznie skore było do pomocy - mogła wiara przydać odwagi, ale jakoś strzały nie zatrzymywała a i nigdy też nie szepnęła na ucho "za tamtym zakrętem, wiewiórki".

Z naładowaną ponownie kuszą ruszył i przede wszystkim osłaniał swojego pracodawcę, wybitnie bacząc na teren wokoło. Gotów do strzału. Spodziewał się, że to zwyczajnie ofiara postrzału właśnie pojękuje, ale wolał dmuchać na zimne i zapobiec ewentualnej pułapce lub przejęciu pozycji na wozie. Tak czy siak, sam trafił tylko jednego, tedy ten należał do kupca i tym samym należało doń wszystko, co ów jeszcze nie do końca trup posiadał.
Chętnie by się dowiedział, co ranny ma do powiedzenia. Tak... z czystej ciekawości.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#38 2017-11-11 23:44:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Może być. — Schmeisser przytaknął podejrzeniom najmity, opuszczając gąsior, wycierając usta wierzchem dłoni. — Mogli być i jedni i drudzy. Nie pierwszy raz podróżuję tymi drogami. — Co do domniemanego chłopstwa w ich szeregach nie był już tak pewien. Kilku z nich, być może, ale ten z mieczem oraz wąsaty od topora mieli większe pojęcie o boju niż kmieć, który niedawno chwycił się zbójeckiego fachu. Na ten moment liczyło się jedno, to tamci, a nie oni sami gryźli piach.

Poinformowany o stanie Hurna pryncypał, zainteresował się, nie pozostawiając dalszego obrotu spraw Czemuś. Ot, nic wielkiego, a przynajmniej tyle mu się należało. Jeśli nie z kontraktu, to na mocy resztek zwykłej, ludzkiej przyzwoitości, w końcu podczas napadu stawał razem z nim. Układając rannego w wygodnej pozycji na wehikule, podpierając mu głowę, poświęcił nieco wychylanej właśnie siwuchy na przetarcie rany na czerepie, nim docisnął ją opatrunkiem. Widać znał się nieco na felczerstwie, przynajmniej na tyle, by zmieścić się w medycznym minium mówiącym o nieszkodzeniu. To gdzie nabył tej umiejętności rychło zdradził, określając stan nieprzytomnego stricte wojskowym skrótem „ha gie wu” oznaczającego względną stabilność przy braku pomysłów na wdrożenie dalszych wektorów kuracji.

Zresztą obecnie i tak chwilowo byli zajęci czymś innym, w myśl złotej zasady o udzielaniu pomocy nakazującej w pierwszej kolejności zadbać o swoje bezpieczeństwo oraz nie działać w warunkach bezpośredniego zagrożenia.

Zagrożenie okazało się żadne, będąc zgodnie z przypuszczeniami Rysława jednym z postrzelonych zbójców. Odgarnąwszy zarośla, Schmeisser oraz jego ochroniarz ujrzeli bladą facjatę należącą do młodego mężczyzny o błędnym wzroku, półleżącego z bełtem sterczącym mu gdzieś pomiędzy udem a biodrem. Pocącego się obficie, choć przy tym bladego jak serwatka. Obok leżał prosty jesionowy łuk oraz nieco obdarta, pusta, skórzana tuba, ani chybi kołczan. Obserwował ich, ewidentnie zesrany, wodząc oczami od jednego do drugiego, ale nie zrobił nic, żeby się podnieść. Trudno było się dziwić, bełt tkwił w nim po lotkę, a wnioskując z miejsca trafienia, jakiekolwiek poruszanie się w tym stanie musiało być bolesne jak cholera. Zakładając, że miał jeszcze jakieś czucie w okolicach pasa. Gadał coś, unosząc jedną otwartą dłoń do góry, jednak ledwie go rozumieli z powodu dzwoniących o siebie zębów.

... bo dalej nie mogę i nie ma-mam też już st-rza-rza-ł.

Schmeisser, którego wyraz twarzy był teraz jeszcze mniej ładny niż naturalny, pochylił się nad nim, a poły jego czarnego płaszcza rozchyliły się na wzór skrzydeł wielkiego, upiornego gacka.

Chcesz kupić? — Lewe ramię kupca, uniosło się, wskazując na wóz z towarem. — Uprzedzę, że mam tylko zwykłe szypy, nic z waszej specjalności. — Mówiąc to, ręką sięgnął za pazuchę, wyjmując zza niej połamaną strzałę. Dosyć cienką o rozdzielającym się na igły grocie, jedną z pierwszych, które rąbnęły w ich wóz, gdy się zaczęło. Rzucona przez kupca spoczywała właśnie na piersi wpatrującego się w nią strzelca. — Zajrzała bieda w oczy, od dawna nie było żadnego komanda w okolicy, a? Umyśliło się napadzik, wiedząc w jakich porach zwykłem odwiedzać Novigrad, i że zazwyczaj podróżuję samemu. Od kogo kupiliście tę informację? — Były komorzy, jak dotąd opanowany, przerwał konsekwentną interrogację nagłym wybuchem wzburzenia, zaciskając dłoń w kułak i wygrażając nią siedzącemu zbójcy. — Na pewno Sulimir! W zeszłym roku szachraj sprzedał mi zapleśniałe pakuły, ale tym razem posunął się za daleko! Mści się, bo przed laty to ja, a nie on zostałem rajcą w Oxenfurcie! Napiszę skargę do gildii, będzie to pierwsza rzecz, jaką uczynię, gdy dotrę do miasta! — Ocierając ślinę z podbródka, kupiec porzucił kuszę, chwytając szmondaka za bety, i targając go z mocą. Poddany temu zabiegowi ranny bandyta, zbladł jeszcze bardziej, a oczy zaczęły uciekać mu w głąb czaszki, przy wtórze bezwładnie kiwającej się głowy.

Przyznaj się ile wam dał! Płacił w koronach? Może wekslem? Masz go przy sobie? Gadaj gdzie, wstrętny bydlaku!

Zmęczony, puścił go, a tamten opadł na trawę. Dysząc, podniósł się z klęczek, posyłając Rysławowi spojrzenie, jak gdyby przypomniał sobie o czymś.

Nie chce gadać, psie nasienie — skrzeknął, wskazując na wymęczonego napastnika, teraz znajdującego się w roli ofiary, z trudem wspierającego się na łokciu, wypluwającego z siebie krótki wymiot. — A ja dumam, że jednemu z nas mus dotrzeć do miasta, bo sami nie popchniemy załadowanego wozu.
— Schmeisser odszedł trochę na bok, by niepowołane uszy bandziora nie przysłuchiwały się ich rozmowie. — Zróbmy tak, że ja wypiszę stosowne dokumenty, a wy dostarczycie je moim przyjaciołom. — Schmeisser przetrząsnął swoje kieszenie, szukając kupieckiej pieczęci, oglądając się na wehikuł. — Wiesz jak trafić na Bazar Zachodni? I Stare Miasto? — W miejscu, w którym się znaleźli, nie było wcale daleko do miejskich murów, a wyprawa na piechotę mogła okazać się mniej czasochłonna niż oczekiwanie na konny patrol straży lub kolejnych podróżnych. Tym bardziej, że droga na której przyszło im utknąć nie należała do szczególnie uczęszczanych.

Offline

 

#39 2017-11-12 00:32:40

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

To jest to, o łucznikach mówił. Tego z toporem byłby podejrzewał o dłuższy staż w fachu, ale to też nie wykluczało chłopskiego pochodzenia. Miecznik posługiwał się swoją bronią nawet przyzwoicie, więc pewnikiem załapał się na jakieś nauki - może ktoś najął go, żeby zabił chciwca i dał mu tych brudasów pod usługi.

Chuj... Można sobie przypuszczać.

Podziękował pryncypałowi w imieniu kompana, jakkolwiek byłaby ona zdawkowa i niewiele do sprawy wnosząca. Może przynajmniej syf go żreć nie zacznie, bo jak ten drugi o toporek dbał wzorem swego kolegi... Paskudnie zaniedbana broń.

Wysłuchał pogadanki, to rzucając spojrzenie na pobladłego bandytę, to taksując nim okolice. Wybuch złości uznawał za całkowicie uzasadniony, podejrzewanie konfratra o "kopanie dołków" też nie wydawały się wcale bezpodstawne. Ostatecznie najemnik nie miał dużo do powiedzenia, kwitując ich rozmowę beznamiętnym spojrzeniem na zbira, szybko przechodzącym na szpakowatego. - Skrójcie mu fiutka w plastry, to zacznie mówić. Nawet zaśpiewa. - I jeszcze raz złożył spojrzenie na rannym, tym razem wyraz twarzy ubogacając o skromny uśmiech. Oj bratku... masz pecha.

- Do miasta?... Dobra, piszcie waść. - A co miał się nie zgodzić? Też chciał coś zjeść, odpocząć, zaś noc na tym podmiejskim wypizdowie wcale nie wydawała się kuszącą. - Od bramy zachodniej, bodaj? I w stronę morza, a jak zacznie za bardzo walić rybami, biedą i szczynami, to zaszedłem zbyt daleko. Ta? Na arterii miasta jest też taka wieża czy cuś, na cześć Ognia - to pomiędzy. Kogo i gdzie szukać? Konfratrów waszych? - A zatem gdy jego najemca pisał, on uporządkował dobytek. Sakwę, nauczony doświadczeniem, schował w doszytej kieszonce, wewnątrz przeszywanicy  - wymagało to co prawda zdjęcia owej i ponownego nałożenia, a wraz z tym bólu ręki, ale miał czas przecież. Korony, jeśli poza swoją jedyną jakieś znalazł, schował do buta, gdzie nikt nie zajrzy. To skłoniło go do ponownego przeszukania trupów - w końcu banda zbirów to chyba i brak zaufania do siebie.
Kuszę zostawił. Tarczę wziął. Wziął też swój miecz. I sztylet zabrał. Jeśli czuł się dobrze, potruchtał - w końcu nigdy nie narzekał na brak kondycji. No... i nie chciał, żeby coś znowu spotkało jego źródło utrzymania.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-11-12 00:34:26)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#40 2017-11-13 00:07:50

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Może i skroję — mruknął kupiec, rozważając sugestię ochroniarza. — Albo poradzę sobie inaczej. Tylko rozejrzę się po wozie. — Jasnym było, że nie będzie marnował dobrego bełtu na półprzytomnego trupa in spe. W Novigradzie ceny za sztukę tej amunicji zaczynały się od 6 denarów.

Chwilę czasu zajęło mu gryzmolenie znaków po rozłożonym na skraju wozów pergaminie. Kreślił je pospiesznie choć sprawnie, lekko pochylony, pomagając sobie w całej operacji wysuniętym językiem. Zrolowawszy papier, wytrawił u dołu pergaminu pieczęć w rozgrzanym laku, klnąc przy tym, bo poparzył sobie i uświnił paluchy. Gdy skończył lakować, zwinął go w rulon, przewiązując kawałkiem sznurka.

Jedyna brama na zachód to Portowa — pouczył go, wręczając mu pisemne posłanie do ręki. — Przez tamtą przeprawisz się tylko statkiem, a i to nie zawsze i bynajmniej nie od razu. — Pryncypał nie wchodził w szczegóły, ale zdawał się wiedzieć co mówi. — Wielka Szpica, dokładnie — przytaknął mu. — Jak przestanie rybą, a zacznie samymi szczynami to znaczy, że jesteś na Starówce, zresztą hem, pojrzyj no tu sam— wyjaśnił,  a zaraz potem zaprosił go do studiowania wyciągniętego na światło dzienne, nakreślonego czarnym atramentem planu miasta. Konkretniej, jego fragmentu obejmującego bramy od południa. — Idąc wprost tą drogą powinieneś wyjść naprzeciw bramy Oxenfurckiej, o tej tu. Tyle że ta brama prowadzi na zamek, w dodatku przez kordegardę. Jest warowna jak cholera, zwłaszcza ostatnio, mogą cię na niej przytrzymać, czynić niepotrzebne wstręty i pryncypialności. Dlatego poszlibyście nieco dalej, przez most, ku Portowej. — Długi, chudy palec byłego komorzego przesunął się po mapie, nieco na północny zachód, zatrzymując się przy napisie „Flisacka”. — A, to. Na to nie patrzcie. — Skrzywił się wyraźnie, uprzedzając pytanie Rysława. — Nieuk widać i głąb musiał to podpisywać, niespełna rozumu albo pijany. Flisacza jest zupełnie dalej, gdzie by tam w porcie. To druga na wschód od Oxenfurckiej.  Pierwsza jest Zamkowa, wbrew pozorom mniej obstawiona niż wynikałoby to z nazwy. Korzystając z tamtych dwóch wyjdziecie na Nowym Mieście. Zdecydowanie bezpieczniej niż w porcie ale dalej od Starówki i Bazaru, tedy łacniej będzie wam pobłądzić...

Tak czy inaczej, po dotarciu na Bazar udacie się do straganu lombardu „Korona”. Pytajcie o człeka imieniem Akab, to właściciel interesu. Wręczycie mu to pismo, jemu i nikomu innemu — zastrzegł. — Jeżeli chodzi o Stare Miasto, mus wam odszukać Mendriego Hefetza. To krasnolud, ma stoisko na Giełdzie, po zachodniej stronie, praktycznie naprzeciwko gospody „Pod Pełnym Trzosem”. Znajdziesz go i powiesz mu, że ma się rychtować, bo najpóźniej do jutra trzeba będzie podać do stołu. Pojąłeś?

Ponowne przetrzepanie nieboszczyków, dokładniejsze niż za ostatnim razem zaowocowało znalezieniem kawałka osełki do ostrzenia, pięcioma denarami i małym, na wpół opróżnionym flakonikiem z przejrzystą substancją, ewidentnie na bazie alkoholu, zalatującą nieco ziołami i gryzącą wonią pieprzu.

No, tak czy inaczej mógł ruszać dalej. Truchtem czy nie. Kędy mu droga i przez którą bramę upatrzył sobie wejść do miasta. Mając wszystkie potrzebne informacje, które przekazał mu pryncypał, a o które ewentualnie dopytał go jeszcze przed oddaleniem się od wozu.

Spoiler:

Kanel —  po kolejnym przeszukaniu Rysław może wzbogacić swoje fanty o osełkę, pięć denarów oraz flakonik z bliżej nieznaną substancją.

Spoiler:


Fragment planu miasta


https://s1.postimg.org/12sowuun9b/mapke.png

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę określić kierunek ruchu. Prócz pytań i innych akcji, w następnym poście uwzględnij przez którą bramę lub w jaki sposób Rysław będzie chciał dostać się do miasta (lub gdziekolwiek indziej). Następujący po tym odpis Gonu wskaże temat-lokację, w którym nastąpi kontynuacja wątku. Swój wybór możesz uzasadnić.

Offline

 

#41 2017-11-13 01:10:13

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Piołunówka?... Jakby miał zgadywać, stawiałby na piołunówkę. Cóż, alkohol w tej chwili nie był mu potrzebny, więc go zostawił. Resztę zabrał.

Przymierzył palce wskazujące do mapy i wyszło mu, że... - Pójdę Zamkową, nie trza mi już dzisiaj przygód. Jeśli dobrze pojąłem i swoje pamiętam, to wchodzę i kieruję się jak w mordę strzelił prosto, póki nie trafię na rzekę i jeden most. Z boku, po lewo, duży most i ten wielki zamek. - Próbował pokazać "lewo" lewą, szybko jednak się zreflektował i, warknąwszy w odpowiedzi na ukłucie bólu, użył prawej. - Jak go przejdę, to jest zaraz arteria miasta, szeroka a w oddali widać Szpicę. Kierując się dalej na północ, i skręcając w lewo powinienem trafić na giełdę. Potem... Potem to chyba na północ prosto i jestem na bazarze. Hm? - Jakieś poprawki? Coś?
- Najwyżej chwycę jakiegoś dzieciaka i dam mu denara. - Tak, tak... po doprowadzeniu. Powodowany jednak tym pomysłem, schował w kolczą rękawicę trzy monety. Zabrał też nóż, może dzieciak skusi się na nóż... chłopcy lubią broń, nóż to broń, nawet jeśli służy do zdzierania skóry.

Powtórzył sobie kilka razy imiona i nazwy punktów. -  Giełda, Mendri Hefetz, naprzeciw gospody "Pod Pełnym Trzosem", przekazać, żeby się rychtował, bo najpóźniej jutro trza będzie podać do stołu. "Bazar, lombard Korona, Akab. Tak? - Pewien, że pamięta, powtórzył. Tutaj też czekał na ewentualne pouczenia czy wytknięcie błędu.

Wszystko w porządku? Tak... To w takim wypadku mógłby ruszać, na północ, a potem w kierunku Zamkowej. Tak mu się wydawało, że odległość bardzo podobna, a może strażnicy bardziej... uczciwi. Ta...
Port kojarzył mu się z dzielnicą bandziorów. Taką niezbyt bogatą. Pełno plebsu, który w różny sobie sposób radzi - czy to rozładowując statki, czy rabując głupców zapędzających się w niewłaściwe uliczki. Wolał z dwojga złego nadłożyć drogi, skoro i tak za punkty odniesienia miał zamek i rzeki. Nie marzyło mu się znów stanąć do boju "trzech na jednego" z bandą nożowników, choćby i jego aparycja krzyczała "zły pomysł, bardzo zły pomysł!" - nie warto ryzykować.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#42 2017-11-13 17:24:16

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Idąc arterią na północ po lewej będziesz miał Starówkę i giełdę w jej centrum. Z giełdy rozglądaj się tak, żeby widzieć ratusz. Bazar znajduje tuż za nim. Trudno przeoczyć te miejsca. Tylko nie pogub się kiedy tamój dojdziesz, zwykle kręci się sporo ludu. — Komorzy wtrącił w dobrej wierze swoje trzy koppery, wysłuchał też powtórzonych przez ochroniarza adresów oraz wieści, które ma przekazać. — Nie inaczej. Spamiętajcie Rysławie, bo nie uśmiecha mi się tu nocować.

Spoiler:

Tajny rzut Gonu, na niespodzianki w drodze i orientację w terenie: częściowy sukces

Dotychczasowe zaprawienie w boju oraz długi staż piechociarza, pozwoliły Rysławowi uniknąć kolejnych przygód na ostatniej prostej do miasta oraz szybko ujrzeć jego mury.
Czas jaki zajęło mu dotarcie tutaj okazał się dobry, jako że nic nie opóźniło jego drogi oraz z powodzeniem był w stanie utrzymać solidne tempo narzuconego truchtu, bez objawów większego zmęczenia. Niedawna ekscytacja walką zdecydowanie dodała mu skrzydeł, opadając już nieco u celu jego wędrówki.

Być może dłużej niż ta ostatnia, towarzyszyła mu pomroczność i rozkojarzenie wywołane dostaniem po czerepie. Lub po prostu zwykłe rozkojarzenie czy ulatująca pamięć o topografii miasta splatały mu figla, każąc pomylić się o jedną bramę. Miast za planowaną Zamkową, wylądował za Flisacką, jak na ironię – tą właściwą. Błądzić jest rzeczą ludzką. Tym bardziej, że pomyłka nie była wielka, w końcu tak czy inaczej wylądował na Nowym Mieście.

Offline

 

#43 2017-11-20 22:55:16

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Nadjeżdżali w sukurs spod ratusza.

Przydzieloną eskortą okazała się trójka jeźdźców. Na pierwszy rzut oka tutejszych, prawdopodobnie zajmujących się transportem i logistyką na co dzień, wnioskując z ich wysłużonych jeździeckich strojów oraz zdradzających ich detali, na przykład sposobu poruszania. Dwóch jechało obok siebie, z płachtą rozwiniętą pomiędzy swoimi siodłami, spreparowaną oczywista do przewiezienia rannego.
Trzeci, nieco przed Rysławem, prowadząc jednocześnie konia, na którym chwilowo pozwalano mu siedzieć. Wszyscy trzej, podobni do siebie jak bracia byli jednako w średnim wieku, niewyróżniający się posturą ani fizjonomią. Także gadatliwością i poczuciem humoru, co być może ucieszyło najemnika po ostatnich przejściach z rozmaitymi współpracownikami, których trzymały się firleje.

Gdzieś w połowie drogi minęli, bez zatrzymywania się i wymienia uprzejmości trzech krasnali: Jona, Arnolda i Gburka wlokących wspólnie wózek załadowany końskim truchłem. Nikt nie skomentował.

W końcu znaleźli się przy wozie właściwym. Widzący ich już z daleka Schmeisser, pomachał im dłonią, podnosząc się z kucków znad lewego przedniego koła wehikułu. Tarasujące drogę drzewo leżało wzdłuż drogi, częściowo porąbane. Opierał się o nie trup. Będący do niedawna zbójem, który leżał postrzelony w krzakach.

No — ucieszył się kupiec, zacierając ręce. — Rychło w czas. I załatwione jak trzeba. Były problemy? — zagadnął Rysława w oczekiwaniu na dwójkę jeźdźców, która zszedłszy z koni, sposobiła się do przetransportowania Hurna. — Ten — oznajmił, wskazując ładowanego między wierzchowce towarzysza broni. — Wyjdzie z tego. W międzyczasie obudził się nawet, mamrotał od rzeczy, że nie chce do szkół. I zasnął. Tamten — dodał, kierując oblicze w stronę postrzelonego przy pniu. — Już nie. I dobrze, tfu. Swołocz — skrzeknął z mściwą satysfakcją. — Nie powiedział nic więcej, czegom się nie zawczasu nie domyślił. On i jego banda, zupełne gołodupce od czasu, gdy zmalała liczba elfich partyzantów w okolicy. Bo to havekarskie ścierwa byli, nie inaczej. Zasadzili, napadli. — Schmeisser pokręcił głową, ogarniając pobojowisko. — Patrz pan, Rysławie, co za głupota, żeby w siedem osób napaść robić. Tak jest, siedem. Ten tutaj wyrzekł mi jeszcze, że było ich siedmiu. Jeden zbój, co jeszcze strzelał, musiał zbiec. — Kupiec przerwał na chwilę, pomagając wprzęgnąć do wozu konia, na którym najmita przyjechał w tę stronę. Gdy wrócił, podzielił się z nim swymi podejrzeniami. Dyskretnie i półgłosem, nie chcąc zbyt wiele mówić w towarzystwie krzątającej się przy nich „pomocy drogowej”. — Mogłoby im się poszczęścić, gdyby trafili na mnie samego. Mogło być tak, że koczowali tutaj a na mię zasadzili się zupełnem przypadkiem. Że byli na tyle zdesperowani, że zaatakowali. — Zbliżył się do wehikułu, szykując do tego, by wspiąć się na kozła. — Ale dumam, że coś jakby to za mnogo zbiegów okoliczności jak na jeden raz. Zwłaszcza że poza zwykłem transportem mam też specjalny. O tym nie tutaj i jeszcze nie teraz — zastrzegł, gestem dając znać tamtym, że mogą ruszać przed nimi.

Właściwie, byli gotowi do drogi. Poza rozmową Schmeisser dawał czas Rysławowi na to, by ten mógł się w spokoju oporządzić i zająć miejsce na wozie, który w trakcie jego nieobecności został nieco uporządkowany, przez co niewygody dalszej podróży powinny doskwierać nieco mniej.


Offline

 

#44 2017-11-20 23:48:14

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

Nie tyle poczucie humoru tamtych dwóch go irytowało, co fakt, że był akurat tak, co nieco, w cholernej potrzebie, a im właśnie się na ten zjebany humor zebrało. Gdyby to były inne okoliczności, to... chuj im w dupska i niech se leją, ile im gardła wytrzymają, a jemu wystarczy coś takiego w poważanie głębokie wziąć. No ale... Doceniał dobre mordy. Ba, jak można z nimi było normalnie pomówić, albo chociaż głupot nie pierdolili między sobą i dali mu odpocząć - to w opór doceniał.

Po mijany wozie przeleciał nienachalnym, spokojnym  spojrzeniem. W sumie... lubił koninę, tylko ta to już stara i twarda.

- Jak zawsze, ale nic wartego uwagi. - Odparł. Co stało się w Novigradzie, zostaje w Novigradzie.  - Żyw więc. Dobrze. - Wraz ze zmianą tematu, zmienił też kierunek spojrzenia, dyktując mu, aby spoczął na rannym kompanie. - Ech... Głupi on, prawda, ale bić się umie.

Powoli, wysłuchując pryncypała, zaczął kompletować swój sprzęt i układać w jedno miejsce na wozie fanty. Nauczony tą krótką przygodą z bandytami, zostawił na sobie opancerzenie, zaś tarczę ustawił tuż obok burty, aby mieć ją świetnie pod ręką. Tym słuszniejszymi uznał swoje postępki, gdy wrona rzekł mu o tajemniczej przesyłce, co to miała być tematem ich późniejszej rozmowy. Informację skwitował skinięciem głowy, aby nazbyt się w sekretny temat nie wdawać.
Rozsiadł się na wozie. Jeśli było można, troszkę wygodniej.
- Tak sobie dumam, że ten z mieczem cokolwiek umiał. Nie taki zwykły zbir z niego, ktoś go musiał uczyć fechtować. Też handlował z wiewiórami? - A tak se zapytał. Czy Szmajser zna odpowiedź, czy też nie - niespecjalnie to ważne.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#45 2017-11-22 00:16:19

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Pożyje — skomentował względem stanu Hurna, którego widzieli rozwalonego bez czucia na płachcie między wyprzedzającymi ich nieco wierzchowcami odpłatnych przewoźników. — Nie martwcież się o niego. Powierzymy go pod opiekę Krevitom lub siostrom od Melitele. Za czas jakiś trza nam się też będzie rozejrzeć za jakim zastępstwem dla niego. Tuszę, że nie macie w mieście żadnego znajomka z branży, któren godzien byłby polecenia i zaufania, a?

Sprzęt zastał w komplecie i nienaruszony. Ułożywszy go na wozie, miał pewność, że został należycie zabezpieczony na dalszą podróż. Po usadowieniu się najmity na wozie, Schmeisser z lekka pognał świeżego konia, który począł coraz szybciej iść przed wozem. Do miasta mieli jeszcze kawałek drogi. W międzyczasie mogli rozmawiać.

Wykluczać tego nie należy — przyznał komorzy po dłuższej chwili poprzedzonej stosownym namysłem. — Niejednemu z kupieckiej braci zdarzyło obrócić się ku mieczowi. Albo i zejść na ścieżkę rabunku i napadać na dawnych konfratrów. Mogli znać go za murami, występuje taka możliwość. Z tym że... — Kupiec pokręcił nosem, rozejrzał się. — Posłałem was do mych kumotrów, a nie kordegardy, ale dumam, że wieści i tak się rozejdą. A póki co nie w smak mi rozgłos i marnowanie czasu na stawianiu się w charakterze świadka. Taka fama może zaszkodzić moim kontraktom. Że też pszakrew, musieli się napatoczyć akuratnie teraz. — Zgrzytnął zębami i wzniósł ręce ku niebu w przepełnionym frustracją geście. — Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to łacno może przejść w sprawę polityczną. A mnie nie w smak mieć bliżej do czynienia z Czarnymi Kaftanami Pana Namiestnika. Ani myślę, by dążyć k'temu — oznajmił poważnie, a wyraźny frasunek ściągnął jego usta i oblicze.

Szczęściem, wyjeżdżamy z tego bagna. Mus mi jak najszybciej zbyć towar, bo z tutejszymi cenami składu nie idzie zdzierżyć. Aj, i z cenami za konie! Ni w rzyć ni w stół! Gdzie ja tu kupię tanio zdatnego wierzchowca? Na Giełdzie, gdzie jeden kosztuje bez mała tyle, co uzbrojenie hufca na wojnę? W Diablim Brodzie, żeby mnie zlicytowali i walnęli w rogi na prowizjach? — Spowolnił nieco konia, jako że zbliżali się do momentu, w którym delikatnie zaczęliby zjeżdżać górki. — Mam jeszcze czas do namysłu. Przedtem mus nam załatwić insze sprawunki, choćby dostać się za te przeklęte mury. Tak w ogóle, Rysławie...— przypomniał sobie — Spotkaliście osobiście Akaba? Bardzo zajęty? Czy wyjątkiem zrobił sobie dziś wolne, hem?

Offline

 

#46 2017-11-22 01:12:35

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

- Dobrze zgadujecie, ani jednego. Byłby Morda, ale on, niech mu Wieczny Ogień i tak dalej, nie żyje... - Skoro i tak nie mieli nic lepszego do roboty, równie dobrze mogli pomówić. Nie? - To był swój chłop. Kawał byka, dobrze walczył i nie zdawał pytań. Przetrwał, skurkowany, wszystko... Każdą jebaną bitwę, potyczkę. A potem jednego dnia posrał się z krwią i zaraz chłopa położyło. - Westchnięciem zaakcentował koniec przykrej historyjki. Chujowe życie...


- Sprawy tego miasta to dla mnie nowina, ale już słyszę, że czasem lepiej mordę zamknąć. Tedy... - Nieważne, czy się odwrócił czy nie, Rysław mówił patrząc na pryncypała. - Tedy mi rzeknijcie, kiedy mam gębę trzymać.

- Mi się jako Sesir przedstawił. Złapałem go w Ratuszu, pośrednio uszczęśliwiał żony urzędników. Mówił, że wam by na spotkanie wyszedł, ale pracy ma dużo. - W zasadzie tyle mógł tutaj pogadać. Bo ni chuj się na lokalnym rynku zwierząt nie znał. W ogóle na żadnym rynku zwierząt się nie znał. Niby kogoś można posłać po konia, gdzieś do Tretogoru... Gdzieś gdzie taniej, ale to zaraz albo ograbią albo sam posłaniec spierdoli w pizdu i tyle go będzie widać.  O.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#47 2017-11-22 19:44:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Słuchając historii dawnego wiarusa i znajomego Rysława, komorzy zgarbił się i zasępił wyraźnie, zagapiwszy przed siebie niewyraźnymi oczami. — Wielu mych komilitonów, którzy doczekali powrotu do domów pomarła od chorób. Jak nie tyfusu i inszych przypadłości ciała to od wódki. Fisstechu. Albo pokaleczyła na rozumie. — Pokiwał głową i ptasim nosem, wyglądając równie posępnie co akuratnie jak gawron wydziobujący gnat z ziemi. — Wojna zebrała swoje żniwo w ludziach nawet, gdy było już dawno po niej — stwierdził ponuro. A że nie był religijny i nie chciał znowu sięgać po butelkę, całość podsumował splunięciem z kozła do mijanego rowu.

Posłałem was, bo niefortunnie ochwacił nam się koń — podsunął względem trzymania gęby. — Nic więcej. Jakby pytali. Hem, względem straży... Nadłożymy nieco drogi. Do miasta wjedziemy przez klasztorną. Strażnicy patrzają co dzień na całe masy przyjezdnych, a wy, za pozwoleniem wyróżniacie się nieco. Zwłaszcza że przy bramach zawsze znajdzie się paru takich, którym dokładnie płacą za przyglądanie się podróżnym. Zresztą, od wschodu łatwiej wstrzelić się w główną arterię. A jesteśmy wozem. — Propozycji rzeczywiście trudno było cokolwiek zarzucić. Tym bardziej że pojazdy wjeżdżające od zamkowej poddawane były nawet skrupulatniejszej kontroli, niż te zajeżdżające od strony Tretogoru.

Sesir, Sersil. Wcirórności, znam go kilka lat, a cięgiem mylę. Dlatego mawiam „Akab”, dawnem przezwiskiem od nazwiska. Do niego też mus nam będzie zajechać. Był mi krewny parę koron, ale za ten ratunek rzeknę mu żeśmy kwita.

Obręb murów coraz wyraźniej rysował się na horyzoncie i przybliżał się z każdą chwilą, przybierając kształty poznanej już Rysławowi okolicy. Komorzy patrzył na drogę, by nie przegapić momentu, w którym przyjdzie mu odbić w prawo celem objazdu.

Hmm... Możecie zechcieć przejrzeć swoje rzeczy. Jeśli masz przy sobie coś lub znalazłeś u tych psubratów coś podejrzanego czy o niejasnym pochodzeniu, masz jeszcze moment, by to dobrze skryć lub się tego pozbyć. Prochów chyba nie używasz? — spytał ostrożnie, orientując się poniewczasie, że tego typu pytania warto było zadawać przed spisaniem kontraktu.

Doczyściłem wóz ze śladów juchy jak cię nie było, powyciągałem też szypy. Nie powinni czynić wstrentów, choć sporo zależy komu akuratnie przypadła warta.

Offline

 

#48 2017-11-22 20:41:22

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Pola i łąki

- Nie, żadnego proszku. Hazard, pożyczki, pijaństwo - nie. O to możecie być spokojni. - Zapewnił. Zgodnie z prawdą zresztą, bo wojownik od wielu swych konfratrów się co nieco różnił - choćby wykształcenie i środowisko, w jakim został wychowany miały na to niebagatelny wpływ. Jak większość najemników miał dość płynną moralność i nie lubiąc, na ten przykład, zabijać niewinnych, mógł to uczynić, jeśli w tym był jego interes. Lubił walczyć, lubił wygrywać, dla irytującego elementu potrafił być niebywale okrutny w swej pomysłowości...
Rysław miał swój odcień szarości - jak każdy.

Napominany przez pryncypała, okazał mu flaszeczkę z płynem. Cokolwiek to było, wolał się skonsultować z najemcą, a w razie niepewności, zwyczajnie wyrzucić podejrzany towar, aby uniknąć komplikacji. - Nie wiem, co to? Pachnie alkoholem. Obstawiałem piołunówkę, ale chuj kurwa wie. - Wyciągnął flaszencję, okazując siedzącemu na koźle przedsiębiorcy. Dał mu to, jeśli chciał.

Jeśli ktoś mu powiedział, że u przeszywanicy dynda mu strzała, to i ją wyciągnął, złamał przy grocie i kawałek żelastwa dla zabicia czasu zaczął oglądać.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#49 2017-11-23 14:33:46

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Pola i łąki

Roztropna to polityka — pochwalił, popędzając nieco konia, który zaczynał się wlec. — Pieniądz będzie się was trzymał. Ha, rozważaliście może uczyć się kupiectwa? — Bardziej zażartował niż zapytał. Po niedawnych wydarzeniach, w których przyszło im obu uczestniczyć, fach handlarza i przedsiębiorcy nie prezentował się nic a nic obiecująco. Prędzej jako ciężki kawałek chleba. I wcale nie mniej ryzykowny niż jego własny zawód.

Chuj faktycznie wiedział. Potrzebował tylko powąchać kilka razy.

Piołunówka, też mi się tak zdaje — potwierdził jego przypuszczenia. — Nie pijacie, ale trzymajcie sobie. To bardziej medykament niż trunek. Wielgiem pomocny na rozmaite obstrukcje.

Znalazł praktycznie sam grot. Wbity głęboko, z daleka prawie niewidoczny. Podczas czasu spędzonego na jego przyglądaniu się, prawie przegapił, że to już brama
.

Spoiler:

Rysław może sobie dopisać do ekwipunku: żelazny grot od strzały.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.rammstein.pun.pl www.l2pl.pun.pl www.gra-naruto-pbf.pun.pl www.imir2010.pun.pl www.lingwistyka.pun.pl