Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#51 2016-09-14 18:22:25

 Ren

Mniejsze zło

Miano: Elenora Yarrid
Rasa: półelfka
Wiek: około dwadzieścia

Re: Burdel „Passiflora”

Śmiech rozmówcy nie napawał El zbytnim optymizmem. Nie podobał się jej sposób, w jaki się śmiał, nawet gdy dźwięk ten zamienił się w ciężki kaszel. Niestety ten nagły napad nie sprawił, że mężczyzna przybliżył się choć odrobinę, by mogła ujrzeć choć zarys jego twarzy. Mogła tylko obserwować ruchy cienia na tle jasności, który aktualnie prawdopodobnie ocierał usta.

Ziarno niepokoju zostało zasiane, a tuż po chwili porządnie podlane. Pierw wzmianka o głosie. Jakikolwiek fetysz ten tutaj miał, nie podobał się dziewczynie. Pierwszą reakcję natomiast można było zobaczyć, gdy zostało wypowiedziane imię zmarłej mentorki Elenory. Do tej pory przyjmowała wszystko ze spokojem, a nawet lekkim uśmieszkiem, rzecz jasna ukrywając swój strach. Teraz zaś szarpnęła się, a na jej twarzy zagościł grymas będący gniewem. Wytężyła wzrok jeszcze bardziej, prawdopodobnie na marne, zastanawiając się, ile jeszcze o niej wiedzą.

- Skąd wy... Jak śmiecie wypowiadać jej imię! - krzyknęła zdenerwowana w stronę prześladowców. To było nie do pomyślenia, aby śmieli jej grozić, przywołując znowu bolesne wspomnienia o łowczyni.

Prychnęła, słysząc tytuł porywacza. Ten tutaj musiał mieć bardzo wysokie mniemanie o sobie, skoro wymyślił tak idiotyczny pseudonim. Chyba, że był swego rodzaju kapłanem, który myśli, że może wszystko. Cóż. Ci od Wiecznego Ognia zawsze byli bucami, co do tego El nie miała wątpliwości. Tylko co chcieliby od niej? Oczywiście nie uwierzyła w to, że nic się nie stało alchemikowi. „Jest w dobrych rękach” przeważnie oznacza coś złego i tym panienka się martwiła. Że staruszek jest w złych rękach.

Elenora podskoczyła na krześle, na tyle, na ile pozwalały jej więzy, gdy jej rozmówca grzmotnął pięścią o stół. Skrzywiła się nieznacznie, zerkając na jego cień i po chwili znów uciekając wzrokiem, aby rażące światło do reszty jej nie oślepiło. Zaraz jednak znowu tam spojrzała, tym razem z nieukrywanym zdziwieniem, które z łatwością można było wyczytać z jej twarzy. Nie zrozumiała ni słowa z wypowiedzi prześladowcy. Dla niej pytanie było wystarczająco jasne – spytali o wieczny ogień, toteż odpowiedziała, co o nim wie. A myślała o tej cholernej religii panoszącej się w Novigradzie, a nie czymś, co najwyraźniej Ernest wytwarzał. No właśnie, co on do cholery wyprawiał?

- Ale... nie rozumiem o co wam chodzi – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Jej ton był pewien zdziwienia i bez krzty pogardy czy ironii, co można było wychwycić wcześniej. W co ty nas wpakowałeś, staruszku?


Karta Postaci  | Monety: 20 novigradzkich koron

Offline

 

#52 2016-09-15 19:41:50

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Burdel „Passiflora”

Najwyraźniej odpowiedzi nie spodobały się Wielebnemu. Oparł się ciężko na blacie.
- Mówiłem, że masz zważać na ton. Jeśli wydaje Ci się, że robimy sobie jakieś głupie  gierki to jesteś w błędzie. Mi się nie pyskuje i nie kłamie. Edwardzie. - skierował się do stojącego obok mężczyzny. Elenora została wskazana ruchem głowy. - Bądź tak łaskaw.
Pomocnik odburknął coś bliżej niezrozumiałego, prawdopodobnie odpowiadając pozytywnię na prośbę. Wyłonił się z cienia ślamazarnym krokiem, ukazując w pełnej krasie. Dość spory był to chłop, bez dwóch zdań. Przyodziany w skórzany płaszcz, utrzymany w ciemnym brązie. Opięty pasem i bandolierem z przeróżnymi ładownicami. Rękawice, porządne buty. Tak nie ubierali się podrzędni rębajłowie i porywacze. Nie było jednak żadnych ornamentów, odznaczeń. Nic. Gdy spojrzała w górę, spotkała się z parą niebieskich, beznamiętnych oczu. Twarz była zasłonięta chustą po sam nos. Długa szrama wydostawała się spod niej, idąc przez nos na czoło. Braciszek był bardzo krótko ostrzyżony, kilkumilimetrowy mech pokrywał jajowatą głowę.

Nie chciał się przywitać. Miast tego zamachnął się i uderzył prawą ręką na odlew, prosto w twarz pólefki. Tysiące receptorów poinformowało o bólu na jej twarzy. Prawa strona piekła żywym ogniem, ale to najwyraźniej nie miał być koniec. Brat Edward chwycił El za włosy, by poprawić ją do kolejnego strzału. Zanim zdołał znów przypierdolić, powstrzymał go Wielebny.
- Czekaj, moment Edwardzie. To takie... No, jak to się mówi?
- Oklepane? - damski bokser brzmiał jak bulgot w jakimś szambie.
- O, to to! Oklepane. Powiedz, proszę, Rogerowi by przyniósł koksownik. - zakomenderował. - Oklepane. A to dobre. Sytuacyjne.

Braciszek bez słowa puścił Elenorę i minął ją. Za nią były najwyraźniej drzwi. Usłyszała zgrzytnięcie zamka i pisk zawiasów. Chłodne powietrze wpadło do i tak lodowatego pomieszczenia. Wkrótce jednak miało się ocieplić. Po minucie ciszy, bowiem Wielebny nawet nie mruknął, wrócili braciszkowie. Trzymając za doczepione uchwyty, wnieśli żelazny kosz, z którego aż bił gorąc. Z środka wystawało kilka prętów. Ustawili go kilka stóp od El, a ktoś zamknął za nimi drzwi.
Drugi braciszek nie wyróżniał się prawie niczym od Edwarda. W ubiorze i fryzurze. Był za to mniejszy o głowę i znacznie chudszy. Nie robił aż takiego wrażenia jak jego kolega.

- Grzejcie żelazo, panowie. A Ty, moja droga panno Yarrid. - znów zabrzmiał Wielebny - Nie będziesz już kłamać, prawda? Więc raz jeszcze. Mów wszystko co wiesz o wiecznym ogniu. Gdzie składuje to co wytworzył. Receptura. Teraz.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-09-15 19:42:07)

Offline

 

#53 2016-09-15 23:55:00

 Ren

Mniejsze zło

Miano: Elenora Yarrid
Rasa: półelfka
Wiek: około dwadzieścia

Re: Burdel „Passiflora”

Elenora zerknęła niespokojnie na braciszka wchodzącego w krąg światła. Musiała zadzierać głowę, aby dojrzeć twarz. Wielki jak góra, dobrze ubrany i wyekwipowany, sprawiał wrażenie typowego osiłka, szczególnie ze swoją łysą głową i szramą wydostającą się spod szalika. Spojrzała przelotem w jego oczy, błękitne i zimne, sama otwierając swoje szeroko. Chyba nie zrobią tego...?

Przeliczyła się mocno. Głowa odskoczyła jej w bok, a wraz z mocnym plaśnięciem w pomieszczeniu można było usłyszeć krótki okrzyk bólu dziewczyny. Jej prawy policzek zaczął jakby płonąć żywym ogniem, a w oczach stanęły świeczki. Zachłysnęła się powietrzem, aczkolwiek nim zdążyła jakkolwiek zareagować na ten nagły zwrot akcji, Edward szarpnął jej włosami, siłą zmuszając ją do powrotu do poprzedniej pozycji. El zagryzła wewnętrzny policzek, usilnie próbując nie krzyknąć, jęknąć, czy inaczej zareagować, dając tym samym satysfakcję oprawcom. Zacisnęła przy tym dłonie na oparciach krzesła, aż kłykcie jej pobielały, zamykając powieki i nie dając ujścia łzom bólu. Niestety, słysząc niepokojącą rozmowę, o wiele trudniej było jej być opanowaną, nawet gdy Edward, niedźwiedzi braciszek postanowił zostawić ją w spokoju. Krótkie, brązowe włosy opadły na jej oczy, przysłaniając częściowo także czoło. Wewnątrz El było nieciekawie. Tak jak i Wielebny, przez minutę spędzoną w oczekiwaniu na sługusów tego tutaj, milczała, głowę trzymając spuszczoną. Oddychała głęboko, usilnie próbując się uspokoić. Na jej nieszczęście w głowie kołatało słowo koksownik, napawając ją obrzydliwym strachem rozlewającym się powoli i leniwie po jej ciele, centymetr po centymetrze opanowując każdy jego kawałek. El podświadomie czuła, że żarty powoli się kończą.

Jej podejrzenia niedługo się sprawdziły. Za nią z powrotem skrzypnęły drzwi, wyrywając przy okazji z zadumy nad swoim marnym losem. Gdy obróciła głowę w tamtą stronę, coś stanęło jej w gardle. Dwóch braciszków, z czego jeden prezentujący się dużo marniej od Edwarda, niosło wspomniany koksownik, a w nim żelazne, nagrzewające się pręty, jakby tylko czekające na to, aż zostaną przetestowane na Elenorze. Ciemne, dziewczęce oczy otworzyły się szeroko i z przerażeniem zerknęły pierw na kociołek, potem na dryblasów, a na końcu, gdy Wielebny zaczął mówić, na niego. Szarpnęła się, tym razem w rozpaczliwym akcie desperacji. Gdyby stała, gdyby była wolna, zapewne ugięłyby się pod nią nogi i zmuszona byłaby usiąść. Ciemna plama za oślepiającym światłem zadbała jednak o wszystko i wyręczyła El w tej czynności. Jedyne, co teraz mogła robić, to czuć bezsilność i panikować, co objawiało się pierwszymi kroplami potu występującymi na jej czole oraz przyspieszonym oddechem. Obrzydliwe uczucie coraz prędzej przejmowało kontrolę nad dziewczyną, zasnuwając jej myśli i każąc postępować irracjonalnie.

- Nic nie wiem, nie kłamię! – odpowiedziała przestraszona El. - Nie znam jego tajemnic, nie wiem o czym ty mówisz, co on tam u siebie wyrabia. Ja tam tylko sklep mu prowadziłam i uczyłam się prostych rzeczy. Nawet nie wiem co to jest, a co dopiero receptura! - słowa wychodziły z jej ust coraz szybciej, w miarę przedłużającej się obecności gorącego gościa, ponuro czekającego na swoją kolej. W myślach zaś Elenora przeklinała Ernesta. Nie dość, że nie wtajemniczał jej w nic poważniejszego, to teraz ona będzie musiała za to cierpieć, w dodatku bezpodstawnie. Niesprawiedliwym było, że mimo jej kompletnej niewiedzy o tym, o czym plótł Wielebny, i tak będzie torturowana.


Karta Postaci  | Monety: 20 novigradzkich koron

Offline

 

#54 2016-09-16 23:11:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Burdel „Passiflora”

- Nic nie wiesz. Nie kłamiesz.
Wielebny powtórzył słowa El i zamilkł. Cisza była nieprzyjemna. Elenora mogła odnieść wrażenie, że ten wpatruje się w nią. Dwóch braciszków sterczało jak słupy obok koksownika, jak jeden mąż splatając ręce na piersiach. Malowała się niezbyt ciekawa perspektywa kilku najbliższych minut. Niezręczne milczenie przerwał Edward, swoim jakże "radosnym" głosem.
- Przyjarać?
- Tak, Edwardzie. Czyń honory. A Ty, moja droga. Gorąc na pewno przypomni Ci jakieś szczególiki. - odpowiedział Wielebny. I postanowił uraczyć El małą opowiastką. - Wieczny ogień. Substancja, która w zetknięciu z powietrzem wybucha przeraźliwym ogniem. Płonie nawet na wodzie. To jest coś, co chcielibyśmy zabezpieczyć.

Braciszek Ed jak powiedział, tak chciał czynić. Z tyłu, zza paska wyszarpał on grubą szmatę, przez którą dopiero złapał jeden z prętów. Co by się upewnić do jakości usług, docisnął drugi koniec kilka razy, zanurzając go w koksie. Na sam koniec ostukał o krawędź, strącając resztki koksu. Żelazo musi być czyste. Był profesjonalistą.
I jako taki też profesjonalista zajął miejsce obok półelfki. A brat Roger tuż za nią. Ten objął Elenorę za szyję i głowę, zakładając całkiem fachowy chwyt. Z tej odległości dziewczyna mogła wyczuć jego zapach. Nie był za specjalny. Raczej śmierdział zmoczoną skórą i chyba nawet lekką woń szamba dało radę wyczuć. Nie to jednak było jej największym zmartwieniem w tym momencie.

Do lewej strony, tej jeszcze nie tkniętej przez Edwarda, zbliżył on pręt. Czuła ciepło, które nieubłaganie zmieniło się w gorąc. Jasny, gorejący pręt był już kilka centymetrów od niej, a i tak zdążył poparzyć skórę. Już prawie dotknął jej...
Drzwi otwarły się za nią z hukiem. Braciszek z żelazem aż wyprostował się. Gorąc znikł, wraz z oddalającym sie żelazem.
- Stop! Wielebny. - głos wybawcy Elenory był młody i całkiem dźwięczny. Ba, nawet przyjemny i gdyby nie fakt, że teraz wiedziała z kim się trzyma, chciałoby się mu zaufać.
- O co chodzi teraz? Przeszkadzasz nam w zbieraniu informacji, Prałacie. Czy Herming skonał, skoro tu jesteś?
- Wręcz przeciwnie, Wielebny. Czy dziewczyna jest cała?
- Jeszcze. Co w związku z nią?

Jegomość ruszył od drzwi szybki krokiem, zaznaczając swoją trasę cichym szumem szat. Cały czas trzymał się w cieniu. Przystanął jednak na moment, oceniając stan półelfki. Roger uwolnił ją ze swojego uścisku. Trzymał jednak dłonie na jej ramionach.
Prałat stanął wreszcie przed Wielebnym. Był zdecydowanie chudszy niż jej oprawca, to łatwo dostrzegła w drobniejszej sylwetce.
- Herming będzie współpracować. Jako jedyny warunek postawił ją.
- Stawia jeszcze warunki? Chyba zbyt miękki jesteś...
- Nie mów mi jak mam wykonywać swoje obowiązki. - Prałat zdenerwował się ździebko. - Czy mam Ci przypomnieć, kto dostał prym w tej operacji? Tak myślałem. Teraz ja z nią porozmawiam.
Wielebny żąchnął się ale pozostawił to bez komentarza. Prałat natomiast podszedł bliżej stołu, ewidentnie patrząc się w stronę Elenory.
- Panno Yarrid. Proszę wybaczyć powzięte środki. Na pewno zrozumie panienka, że czasem jest to konieczne. Novigrad musi pozostać bezpiecznym miastem. Ale, ale. Mam nawet dobrą wiadomość. Otóz wybraliśmy panienkę na ochotnika do współpracy z nami, przy takim obrocie spraw. Wiem, to nie jest łatwe tak od razu się przestawić... Proszę jednak zrozumieć, że to nie jest propozycja. I owszem, panienki teraz nie ruszymy. Co innego pani Esha. Rozumie panienka, o czym mówię?

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-09-16 23:12:26)

Offline

 

#55 2016-09-17 17:59:36

 Ren

Mniejsze zło

Miano: Elenora Yarrid
Rasa: półelfka
Wiek: około dwadzieścia

Re: Burdel „Passiflora”

Wielebny raczył jedynie powtórzyć pierwsze słowa Elenory, po czym zamilknął, a wraz z nim znieruchomieli jego pomocnicy. Przez ten czas dziewczyna zaczęła słyszeć szum krwi w uszach i bicie niespokojnego serca. Z sekundy na sekundę obawiała się coraz bardziej tego, co może jej się tutaj stać. Koksownik i jego obsługa stojąca jak słup straszyli swoją obecnością, również będąc cicho. Tylko delikatne ciepło dochodziło do panienki, zapowiedź czegoś strasznego.

Do tej pory siedząca nieruchomo, niby jakiś posąg, wpatrując się w punkt ponad światłem oraz za Wielebnym, teraz drgnęła, a jej wzrok powędrował to do Edwarda, który przerwał ciszę, to do wyjaśniającego właśnie szefa tej bandy. Zmarszczyła brwi. Słyszała o wielu podejrzanych substancjach, ale o tej nie. Ernest bardzo dobrze musiał ukrywać przed nią tę informację. Fakt, ostatnio był jakby nieswój – wiecznie podenerwowany, nazbyt czujny, co teraz wszystko wyjaśniało. O ogniu niestety nic jej nie mówił. I dzięki temu teraz będą ją żywcem przypalać.

Gdy braciszek maczał żelazny pręt w koksie, a potem podszedł od lewej strony do El, ta instynktownie zaczęła się wyrywać. Raz i drugi walczyła z mocno zawiązanymi sznurami, nim drugi z dryblasów, ten mniejszy, chwycił ją za głowę i unieruchomił ją. Próbowała się wyrwać, gdy rozgrzane do czerwoności żelazo zbliżało się nieubłaganie do jej policzka, pierw tylko ocieplając powietrze wokół, aby potem rozgrzać je do bardzo wysokiej temperatury, ale każde mocniejsze szarpnięcie głową skutkowało jedynie odciętym dopływem powietrza. Wtedy też Elenora poczuła, jak jej lewa strona zaczyna parzyć. Zacisnęła mocno powieki, czując pieczenie pod nimi. Zaczęła drżeć i oddychać szybko przez usta, wciąż bezskutecznie próbując się odsunąć od źródła gorąca parzącego jej skórę. Już chciała zacząć jęczeć, błagać o litość, gdy ktoś ją uratował.

Może to i za dużo powiedziane, aczkolwiek faktycznie, od blizny na poliku Prałat ją uratował, jak odezwał się do niego Wielebny. Głos miał