Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#51 2016-12-19 02:53:21

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Tibert otworzył usta w szerokim uśmiechu, zastygając tak na moment, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Choć trzymał właśnie w ręku trzydzieści dwie uncje kutej i hartowanej mahakamskiej stali o kształcie ostrego jak brzytwa obosiecznego miecza o szerokiej klindze, poczuł się zupełnie rozbrojony dyrdymałami własnej siostry.

Gruntownie? — wargi brata poruszyły się, akcentując wyraźnie powtórzone po siostrze słowo. Powiedzieć, że wiedźmini wysterylizowali mu mózg, było nie dość precyzyjne i śmiesznie nietrafione. Oni wykastrowali w nim wszystko, co zostało tam z człowieka. To, kim był i kimkolwiek mógłby się stać, przepadło bezpowrotnie strawione przez ogień rozpalony od Traw. Jego umysł zaczął jako czysta karta, stare zwoje zastąpiono nowymi, które zapisano, używając bólu jako pióra oraz krwi, potu i łez w charakterze inkaustu.

W mojej szkole zostawialiśmy ciała tych, którym szło „niezbyt dobrze” jako ostrzeżenie. Albo przynętę na ghule. Zupełnie jak starego Kerta i tego ryżego powsinogę, którym uparłaś się sprawić ten śmieszny pogrzeb. — Młody wiedźmin zwinnym ruchem schował miecz, zwalniając nieco uścisk i marszcząc czoło w udawanym namyśle. — W tym lesie żyją nie tylko pierzchające sarenki i zające z miękkim futerkiem. Pochowaliśmy ich płytko, obydwaj świeżo po krwawieniu... Daję im góra trzy dni. Bies, trupojad, może nawet jakiś głodny wilkołak. Chcesz się założyć? Możemy tam wrócić za jakiś czas, poznam po strzępach. Może nawet wytropię i utarguję coś od łowczego albo sołtysa z pobliskiej osady? Jak sądzisz? — Szalone, pogardliwe kocie oczy o spojrzeniu jak dwie włócznie wbijały się w młodą poetkę. — Teraz cię puszczę. Nie traktuj tego jak przyzwolenia. Dopóty nie będę wiedział, czy jesteś w stanie spłodzić coś oprócz paru ckliwych rymów, to jak najbardziej moje zmartwienie.

Dziewczyna? — uścisk zelżał, kot poprawił mankiety skórzanej kurtki, spluwając na poświęconą ziemię. — A myślałem, myślałem. I myślę też, że tam gdzie właśnie idziemy, będzie w czym wybierać.
Znudzony światem młody charakternik, którego sumienie znacznie przeważało miecz, nie objawiając swych grzechów ruszył w kierunku chramu, zostawiając siostrę za sobą.

Ostatnio edytowany przez Dziki Gon (2016-12-19 02:56:42)

Offline

 

#52 2017-01-19 00:33:42

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

Wzmiankę o trupożernych stworach z lasu Burza zbyła milczeniem i postarała się o niej natychmiast zapomnieć. Złowieszcze słowa na temat dziewcząt ze świątyni zaniepokoiły ją znacznie bardziej, bo coś naprawdę złego mogło się tu stać dosłownie za parę chwil. Pod powiekami rozbłysł jej na krótko paskudny obraz rzezi na umykających po kątach jak gromada przerażonego ptactwa adeptkach.

Nie pozwoliła na długo zostawić się w tyle.

— Stój, pajacu.

Poetka zdecydowanym chwytem złapała Tiberta za kołnierz i nie pozwoliła zrobić ani kroku więcej. Nie chodziło jej już nawet o niepokój względem jego zachowania na poświęconej ziemi. Po prostu chciała z nim porozmawiać przed udaniem się na pogawędkę z Melitele i jej najważniejszą służką. Porozmawiać długo, szczerze i od serca, tak jak z kimś, za kim tęskniła prawie całe swoje życie. Przytuliła się do pleców brata, nie pozwalając, by jego ordynarne odzywki i szorstkie ruchy zdławiły czułość tego gestu.

— No poczekaj, proszę, chcę z tobą pogadać. O wszystkim. Po to poprosiłam cię o ten spacer, a ty gnasz przed siebie bez opamiętania albo mi dokuczasz. Zatrzymaj się na moment. Usiądźmy pod tym drzewem. Całe życie tak pędzisz przed siebie, nie myśląc nawet po co i dokąd? Tak niedużo wiem na twój temat. Ty zdajesz się wiedzieć o mnie więcej, ale ja jestem w mniej komfortowej sytuacji... Byłeś wiedźminem, teraz nim już nie chcesz być, tyle zrozumiałam z tego, co mówił Jakert. — Głos dziewczyny nieznacznie drgnął, kiedy wymawiała to imię. — Dlaczego? I kim jesteś teraz, co robisz ze swoim życiem? Zabijasz ludzi za pieniądze z tą swoją bandą, tak? Tym się zajmujesz?

W głosie bezkrytycznie kochającej Lotty nie było wyrzutu, tylko ogromny głód wiedzy i pragnienie zbliżenia się do Berta. Przecież jeszcze przed narodzinami stał się jej bliższy niż ktokolwiek inny przez całe późniejsze życie.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#53 2017-01-26 03:36:37

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Rad nierad, zatrzymał się w pół kroku, zaskoczony nagłym dotykiem. Automatycznym, wpojonym przez instynkty ruchem, dłoń w rękawicy uniosła się ponad bark, ku jednej z czekających nad nim rękojeści. W ostatniej chwili, nabierając namysłu i delikatności, zmieniła kierunek, płynnie zdejmując dłoń siostry, najpierw z kołnierza, a potem ze swoich pleców.

— Stoję. Nie ściskaj mnie tak mocno, bo pokaleczysz się o moich przyjaciół.

Nie puszczając jej ręki, odbił nieco przed wejściem, szukając jakiegoś spokojnego miejsca. Koci medalion zawibrował nieznacznie, ale inaczej niż robił to w obecności Lotty. Tibert wytężył zmysły, marszcząc nos. Echo nie tak znowu dawnego swądu spalenizny dobiegło jego nozdrzy, nim stłumił je zapach pyłku i kwiatów rosnącego przy murach drzewa. Poluzował pas z bronią, pozwalając by dwa ostrza – to szerokie i żelazne, owinięte lamparcią skórą i drugie srebrne, w czarnym jaszczurze, opadły miękko na trawę obok pnia, o który sam oparł się z lubością, robiąc nieco miejsca i zapraszając siostrę, by usiadła razem z nim.
— Calusieńkie — przytaknął siostrze, gdy wyciągnął się już wygodnie, spoglądając na nocne niebo przez plątaninę konarów i gałęzi. — Spędziłem je na szlaku. — Od najmłodszych lat trakty i gościńce były jego domem a raczej jedyną jego alternatywą. Ciągle w drodze, bez ustanku na szkapie tłuczonej jego siodłem. Ścigając kogoś lub samemu będąc ściganym. Ale nigdy bez celu.
Nie zawsze był czas na myślenie. Wiedział co robi, zawsze będąc dwa kroki naprzód. To dlatego udawało mu się do tej pory.

— Chęci nie mają tu nic do rzeczy — Bert pokręcił głową, uśmiechając się nad niedomyślnością siostry. — To nie od wiedźmiństwa chciałem uciec, Lotko. Kert mógł tak twierdzić, bo zboczyłem ze szlaku. Myliłem tropy.

— Zabijam, obijam, okaleczam, przesłuchuję. Ludzi, elfy, krasnoludów, mieszańców. Czasami trafi się gnom — wymienił po krótkiej chwili zastanowienia, przysuwając do siebie jedno z ostrzy i opierając jego rękojeść o kolano. Kulista głowica z zatopioną w środku mieszanką tygrysiego oka i wąskiego paska onyksu udającego źrenicę, patrzyła na niego, udatnie imitując wejrzenie prawdziwego drapieżnika. — Nie chodzi o pieniądze — odparł z wolna, przenosząc na nią swoje własne, nie tak różne od tego, które imitowała głowica. — Tylko o zostawienie wiadomości.

— Niedługo w Novigradzie będzie więcej zabójstw. I będę brał w nich udział. Moi towarzysze mieli mi w nich pomagać. Te, które miały miejsce tego wieczora były niezamierzone. Poza jednym —
Kolejny uśmiech, pojawiający się na wargach jej brata, nie pozostawiał jej wątpliwości, że znowu miał na myśli Starego Kota. — On siedział w tym głębiej niż my wszyscy.

— Po co chciałaś tu przyjść? — spytał po chwili. — Masz tu znajomych? Czy po prostu wierzysz w te rzeczy? — Bert ruchem głowy wskazał w kierunku chramu, czując że samemu robi się głodny.

Offline

 

#54 2017-01-26 23:46:51

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Chram Melitele

— Więcej zabójstw? — Lotta pobladła. — Dlaczego? O co z tym wszystkim chodzi, dla kogo te... wiadomości? W czym on... Jakert siedział? To jakaś sprawa polityczna? Posłuchaj, jeśli przez to cię stracę, jeśli ktoś ci coś zrobi, to możesz być pewien, że to miasto spłonie.

Nie sądziła, żeby jej bratu specjalnie zależało na istnieniu Novigradu i żeby wizja jego spalenia zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że porzuciłby zaraz swój zbójecki fach, by zająć się hodowlą róż bądź jedwabników, ale to nie była groźba. To nie była groźba, to nie było ostrzeżenie, to była wizja, która oślepiająco jasno wymalowała się pod powiekami Burzy w piorunowym rozbłysku. I która przeraziła ją na tyle, że przytuliła się do ramienia Berta, z trudem powstrzymując się od płaczu.

Tygrysie oko patrzyło groźnie z głowicy miecza. Pogładziła je. Ładny kamyk.

— Tak, wierzę w te rzeczy. W Melitele. Czuję się tu spokojna i bezpieczna. Mam kilka przyjaciółek, a w każdym razie miłośniczek moich wierszy — dodała ze śmiechem, przypominając sobie zasłuchane w miłosne poezje podlotki. — Ale przede wszystkim muszę porozmawiać z Matką. Matką Katarą. Poradzić się w dziewczyńskich sprawach. Sercowych i tak dalej, no wiesz. Brakuje mi prawdziwej matki. A nasza mama... mama... Pamiętasz ją choć trochę? Myślałeś o niej kiedyś? To przeze mnie ona i tata...

Głos uwiązł Lotcie w gardle i za nic nie mogła dokończyć zdania. Drgający podbródek poprzedził falę łez, której tym razem już nie udało się powstrzymać. Dziewczyna nie była pewna, czy jej bliźniak w ogóle wie o tragedii, jaka spotkała ich rodziców, kiedy piorun spalił ich razem z rodzinnym domem. Stało się to wszak parę miesięcy po jego odejściu z Jakertem. Ale z drugiej strony, wiedział dużo. Może i to też. Oby. Oby nie musiała mu opowiadać.

— Nie, gdyby nie on... gdyby on cię nie zabrał, nigdy by się to nie stało!


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#55 2017-01-28 02:49:51

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Chram Melitele

Polityczna — potwierdził, nie wdając się w szczegóły. To prawda, istnienie Novigradu obchodziło go równie mało, co dajmy na to istnienie wolnego państwa elfów. W całej sytuacji chodziło o to, kogo poza nim, skromnym wiedźminem, interesowało istnienie tego miasta. Wolnego Miasta Novigrad,, stolicy Północy stanowiącej kość niezgody dla sił, których imię było Legion. To komu ta kość miała stanąć w gardle, zależało w dużej mierze od nadchodzących dni. W krojącej się harataninie nie mogło zabraknąć wiedźminów, stworów rzekomo apolitycznych, których to apolityczność — biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia historii najnowszej Kontynentu — traciła na wartości równie zawrotnie co kurs orena po Drugiej Nilfgaardzkiej. Kot by się uśmiał. Ten drugi, stary. Gdyby żył. Chociaż i młodemu było w tej chwili do śmiechu, patrząc na wyraz, jaki nagle przybrała jego twarz. Wyraz, który można było zinterpretować jako marzycielski, jeśli dysponowało się wyobraźnią równie zwyrodniałą i bogatą co miejscowa arystokracja. Wypisz wymaluj taką, jaką miewała jego siostra po narkotykach. Wierząca w Dobrą Melitele dziewczyna z dobrego domu, w chwilach wolnych od towarzyszenia swojemu bratu-bandycie, czytująca miłosne poezje podlotkom.

Spłonie, spłonie — pomyślał, kiwając głową. Nawet jeśli nie całe to i tak będzie wesoło.

"Podpalmy miasto". — Oznajmił po długiej chwili i zamilkł, do czasu, gdy jego siostra, po jeszcze dłuższej zorientowała się, że to nie propozycja. — Ładny tytuł dla ballady, nie uważasz? To znaczy, diabli wiedzą. Chyba nie, nie wiem. Nie znam się na balladach. Tak tylko chrzanię. — Bert zawiesił się na moment, rozgadawszy niespodziewanie i nawet jej trudno było odgadnąć teraz, o czym myśli.

Ze starą A... Z Matką Katarą? O, to... To dobrze. Świetnie się składa, naprawdę chciałaś tu przyjść? Bo to dobry pomysł. To miejsce faktycznie jest bezpieczne i dobrze będzie, jeśli zostaniesz w nim jakiś czas. Dopóki nie załatwię moich spraw. — Bert uśmiechnął się inaczej niż zawsze. Tym samym uśmiechem, który zdawała się sporadycznie widywać u Jakerta a u którego musiał go niechybnie podpatrzeć. Ponurym, bladym uśmiechem wojownika, który widział za dużo, przepracowanej śmierci. Jedynym, w którym dało się dostrzec coś ludzkiego.

Nie — odparł na wzmiankę o matce. — Myślałem tylko raz. Dlaczego zdecydowała się oddać mnie Kertowi. Potem odjechałem. To było na zgliszczach naszego starego domu. Sąsiedzi usypali kurhanik, jej i ojcu. Niedaleko studni z Żabim Królem. Tak ją chyba nazywaliśmy?

Kiedy zajechałem, resztki domu dalej stały — podjął swoją opowieść — Wszystko zarośnięte chwastami i zaniedbane. Czuję, że ktoś przygląda mi się zza tego, co zostało z płotu, to odwracam konia i nadjeżdżam. Jakiś staruch w łachmanach. "Dziadu!" wołam do niego, a on wychodzi. Pytam skąd tu taka ruina, czemu nikt tego nie obsiał ani nie zagospodarował. On na to, że to przeklęte miejsce, pierdoli mi, że niby straszy.

Krążyłem tam ze dwie noce. I zgadnij co. — Brat odwrócił się do siostry, zaglądając jej w oczy w wyczekiwaniu. — I gówno. Miejsce było zupełnie czyste. Jedyne co znalazłem to kulawego arachnomorfa trzy staje od domu. Poszedłem do sąsiadów, rzuciłem nieco grosza. Przykazałem, by nosili kwiaty. A żeby nie było zbyt miło, obiecałem, że jeśli kiedyś zajadę i zobaczę, że miast tego piją wódkę, to ich domostwu też przydarzy się wypadek. Ot, cała historia.

Myślisz, że to wystarczy jako pogrzeb przeszłości? — zapytał, odwracając się ku Lottcie i orientując, że ta płacze. Odruchowo złożył palce w Aksji, ale zamiast tego zdecydował się ją objąć i przycisnąć do piersi. — Już, uspokój się. — Chociaż wiedział już dostatecznie o byciu wiedźminem, musiał nauczyć się też być bratem. Miał...mieli sporo do nadrobienia.

Wiesz, kiedyś na Szlaku spotkałem starszego wiedźmina. To był jeden z naszych. Opowiedział mi, że też miał siostrę. Zabrali go od niej, kiedy był w podobnym wieku co ja wtedy. To było na krótko, zanim pojechałem w nasze strony. Między innymi dlatego się zdecydowałem.

Offline

 

#56 2017-02-10 01:12:29

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: