Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2014-12-08 19:13:20

Licho

Okruch Lodu

Miano: Alsvid
Rasa: człowiek
Wiek: 20 — 25

Czerwona Dzielnica

http://oi57.tinypic.com/9ss3zr.jpg



W tych dzielnicach północnych miast, gdzie trudem jest zaspokojenie ludzkich potrzeb znacznie bardziej prymitywnych, niźli utrzymanie higieny swojej oraz swego otoczenia, zwykł panować smród trudny do wyobrażenia sobie przez mieszkańców odmalowanych kamienic i zdobionych kwieciem bulwarów. Nigdzie zaś ten smród nie bywa bardziej dotkliwy, niż wśród chałup biedoty oraz zepchniętych do getta, ubogich i prześladowanych nieludzi. Novigrad nie uchodzi tym przykrym schematom, a przy olbrzymich rozmiarach miasta, równie olbrzymia jest skala ubóstwa panującego w jego niesławnych zakamarkach. Skrzętnie kryje się je cieniem wypacykowanych uliczek Nowego Miasta czy podniosłością świątyń oraz brukowanych placów w Dzielnicy Klasztornej. By nie pozostawić jego mieszkańcom żadnych wątpliwości, co do ich miejsca w grodzie — piętnuje. Od wiszących wszędy czerwonych latarni wzięto okrutne przezwisko okolicy.

Im głębiej od stojącej na forpoczcie społecznego rozkładu karczmy „Pod Pręgierzem”, tym gorzej wyglądają ulice oraz mijane domostwa. Z zabytkowych budynków w tej części miasta ostały się rudery porośnięte chwastem lub osmalone zgliszcza — bezdomni żebracy w jesienne i zimowe mrozy regularnie podpalają opuszczone budynki, usiłując się ogrzać. Niekiedy dochodzi do pożarów, które pochłaniają jeszcze ostałe się domostwa, wysyłając kolejne rodziny na ulice. Przedstawiciele władz oraz straży ograniczają swoje interwencje jedynie do zapobiegania pożogom, które strawić mogłyby całą dzielnicę i rozprzestrzenić się na pozostałe części miasta. Mieszkania biedoty to ruina — ich właśni mieszkańcy o nie nie dbają. Jedyną od nich odmianą są opustoszałe cekhauzy, speluny zamknięte po bankructwie oraz najplugawsze burdele, które tak długo stawały się przyczynkiem wybuchów kolejnych epidemii, póki ich nie pozabijano deskami. Zarazy, mimo to, dotrzymują tu ludności towarzystwa każdego dnia. Nieliczne stragany z żarciem, o którego pochodzenie lepiej nie pytać dla spokoju sumienia, wyczerpane studnie, rynsztoki i ulice z błota, gnoju oraz szczyn… Nawet Wieczny Ogień zdał się zapomnieć o novigradzkiej bohemie.

Jedynymi, którzy mogą poskarżyć się na los gorszy gorszy, niźli najubożsi ludzie, są najubożsi nieludzie. Pospychani do najpaskudniejszych z paskudnych ruder, tłoczeni niczym bydło po kilka rodzin w rozpadającej się izbie, zmuszani do porzucenia wszystkiego, co ich tradycją lub kulturą, by przetrwać. Jeśli na chwilę nie muszą martwić się o pożywienie oraz wodę, oraz choroby, to każdy dzień jest tym, w którym wybuchnąć może pogrom albo bliska osoba zostać zlinczowana, bo koso spojrzała się na ludzkiego sąsiada. Czymże wszakże ludzka biedota ma odróżniać się od nieludzkiej? Od ostroucha, który też głoduje, krasnoluda, którego również zmaga brak szans na lepszą przyszłość i beznadzieja? Cóż, nieludzi można wieszać i mordować…


http://i.imgur.com/oSvPbdj.png
Dhu Feain, moen Feain... | Karta Postaci  | Monety: 50

Offline

 

#2 2015-03-24 09:54:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Czerwona Dzielnica

Przez większość drogi dziewczynie nie zamykały się usta. Mówiła o tym, jak poznała Makrema, jak zabolała ją jego śmierć, i że ma na imię Mirt. W swojej opowieści poświęciła sporo czasu mężczyźnie, który przyniósł jej smutne wieści. Dokładnie opisał koniec życia elfa. A ona chciała się zemścić na kimś, kto bez powodu na środku placyku za fakt bycia innej rasy skazywał na ostateczność. W miarę swojej opowieści, a raczej zbliżania się do Czerwonej Dzielnicy jej twarz robiła się coraz bardziej purpurowa. Aż wreszcie nie wytrzymała, spuściła oczy i zamilkła skrępowana. Koszyk podskakiwał w jej dłoni w rytmie kroków.

Im bliżej znajdowali się paskudniejszej części miasta, tym Mirt bardziej się garbiła i coraz intensywniej wpatrywała w ziemię. Niechętnie też odpowiadała na wszelkie pozdrowienia obdartusów i brudasów, ale także podobnych jej nieludzi. Zadbanych choć biednych. Wreszcie otworzyła drzwi jednego z domów, które zaskrzypiały głośno. W środku było ciemno i duszno. Kręciło się tam więcej osób niż w niejednej karczmie. Izba podzielona była kotarami i sznurami, które zajmowały największą jej część. Gdzieniegdzie powieszono na nich pranie. Mirt skinęła leciutko głową do kilku osób i pospieszyła do schodów, którymi zeszła do piwnicy. Podziemie wyglądało podobnie, jak izba, którą dopiero opuścili. Podzielone ne części, w każdej krasnolud, elf, mieszaniec, zniszczone taborety, rozpadające się meble. Kobieta podeszła do zniszczonej, stęchłej kotary, którą pospiesznie rozchyliła wpuszczając Carvira do środka. Wnętrze było bardzo niewielkie. Brak okien rekompensowała świeca, jedna z bardzo wielu. Ich zapach zwyciężał nawet ze smrodem niemytych ciał. W kącie stał siennik, obok niego taboret, pod ścianą malutka szafka, na której stała miska. W misce było mydło.

- To tu mieszkam - wymamrotała. Nie patrząc na gościa wskazała mu jedyne krzesło, sama skierowała się do szafki, z której wyjęła jakiś pakunek. Usiadła na sienniku i szybko go rozpakowała. Była to malutka, drewniana skrzyneczka.

- To to dał mi Makrem przed wyjazdem. - W jej głosie brzmiały wstyd i skrępowanie. - W środku jest klucz, nie wiem do czego. To prawdopodobnie Makrem wyjaśnił w liście. Tylko... Tylko, że ten list zamókł i nic nie widać.

Wręczyła Carvirovi kawałek papieru. Zapisane na nim słowa były ledwo czytelne. Widać było, że kiedyś układały się one w wiersz, teraz jednak odczytać można było jedynie kilka początkowych liter z każdej linijki. Co więcej, nie zostały napisane we wspólnym, a w Starszej Mowie.

- Nie umiem czytać, ale pewnie i tak bym nie zrozumiała, nie znam tego języka. A co do tego tekstu, to wiem, z kim mógłbyś porozmawiać. Ale możesz też znaleźć kogoś na swoją rękę, co pewnie będzie prostsze.

Spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Siedząc na sienniku z podkulonymi nogami wyglądała bardziej na dziecko niż dorosłą kobietę.

Offline

 

#3 2016-09-06 03:18:22

 Yoel

Coś więcej

Miano: Belle
Rasa: elfka

Re: Czerwona Dzielnica

Belle musiała przyznać się do jednego - zabłądziła. Była w Novigradzie pierwszy raz i nie miała najmniejszego pojęcia, którędy trafić do jakiegoś godnego miejsca noclegowego. Przez całą drogę do miasta była przekonana, że rodzina Marcela ją ugości, tymczasem dostała pełną sakiewkę i jasną sugestię, ze ma się tam więcej nie pokazywać. Pięknie. Teraz sobie chodziła po uliczkach, szukając jakiejś tawerny, która nie wyglądałaby jak ostatnia melina. Na próżno. Elfka żałowała, że nawet przez myśl nie przeszło, iż może się znaleźć w takiej sytuacji, bowiem dokładnie by wypytała Marcela o tutejsze noclegownie, czy chociaż plan miasta. Tymczasem jednak błąkała się po omacku, z coraz większym lękiem spoglądając na niebo, z którego już dawno zniknęło słonce, i które coraz dobitniej jej oświadczało, że jej sytuacja robi się dość kiepska.

Głosy były wszędzie. Mimo iż zapadła noc, miasto nadal żyło, co dość negatywnie odbijało się na zmysłach Belle. Słowa z pobliskich domów mieszały się ze sobą, zwyczajne rozmowy, kłótnie, obok śmiechu był płacz, pijaństwo przeplatane z powagą rozmów o interesach. Dziewczyna cieszyła się, że na ulicach nie było już ludzi. Owszem, nie było to zbyt bezpieczne, ale przynajmniej hałasy były tłumione przez ściany budynków, co czyniło je bardziej znośnymi. No, przynajmniej większość z nich, bo elfkę aż zemdliło, kiedy mijała miejsce o nazwie Passiflora. Wzdrygnęła się nieco, potrząsnęła głową, jakby to mogło jej pomóc w odpędzeniu nachalnych dźwięków, po czym skierowała swe kroki byle dalej stamtąd, starając się nie myśleć o tym, co się dzieje w burdelu za jej plecami.

Przeszła może kilka kroków, gdy nagle ktoś złapał ja za ramię i szarpnął w tył. Grzmotnęła plecami o ścianę jakiegoś domu i dopiero wtedy zorientowała się, co się dzieje. Przed nią stali trzej mężczyźni. Pijani. Może nie tak zupełnie w sztok, ale czuć było od nich silny zapach gorzałki, a i miny nie świadczyły o zbytniej trzeźwości. Coś mówili, jednak zanim Belle zdążyła się skupić na wypowiadanych przez nich słowach, stojący najbliżej człowiek wyciągnął w jej stronę spoconą rękę.

- PRECZ! - krzyknęła, kiedy zrozumiała, że jej sytuacja zrobiła się z lekka nieciekawa. Miała w dłoniach swój poręczny kijek, który towarzyszył jej jeszcze od gór Mahakamu, więc gwałtownie dźgnęła nim natręta w twarz. Skutecznie. Facet zawył jak pies i zatoczył się w tył, mocno trzymając się za nos, w który ugodziła złowieszcza broń dziewczyny. Początek miała dobry, jednak dwóch towarzyszy uszkodzonego delikwenta nie zniechęciło się tym malutkim pokazem siły. Już po chwili Belle straciła swoją dwumetrową broń, a do jej sukienki zaczęły dobierać się rozochocone łapska. Alarm. ALARM! Jak wyjść cało z takiej opresji...?


http://i.imgur.com/GpVicNP.jpg
100 denarów
>mówi lekko zachrypniętym głosem<
>EVENT: aktualnie zasłonięte uszy i lewe, fioletowe oko<

Offline

 

#4 2016-09-06 16:39:23

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Czerwona Dzielnica

Od pamiętnej nocy w Rajzie, spotkania z Bestią i Niksą, minęło kilka dni. Dni, w których Szczur trzymał się nisko, starając się nie wychylać dupy. Kierował nim nie strach, a zdrowy rozsądek. Wolał oszczędzić problemów swoim konfratrom i przeczekać burzę. Co prawda wiedzieli oni o całym zajściu, w nieco innej formie niż to było naprawdę, nie było jednak sensu podejmować zbędnego ryzyka. Rana goiła się powoli i dobrze, przyprawiana odrobiną gorzałki podawanej doustnie. Tylko było kurewsko nudno. Miał może i czas, by pomyśleć o całym zajściu z WSI, ale monotonia go dobijała. Siedząc wciąż w czterech ścianach, Griffin rozważał nawet próbę nauki szczura w "martwego elfa" albo chociaż kości. Fortunnie dla temerczyka, czas zleciał szybciej niż sobie wmawiał. A ponieważ historia lubiła zataczać koło, skończyła się tam gdzie zaczęła. W Passiflorze.

Muszę się ogolić. Kurwa, miałem na to tyle czasu. - Skomentował w myślach swój zarost, oglądając się w lustrze. Który bezczelnie przekroczył dopuszczalne przez niego samego dwa centymetry długości. Szybkim ruchem dłoni poprawił bródkę i wyprostował się, rzucając krótkie spojrzenie w kierunku jednego z tutejszych szatniarzy, Radka. Raz jeszcze pożegnał go skinięciem głowy. Poprawił swój pas i opuścił lokal przez drzwi tuż obok zwierciadła.
Przyjemnie chłodne, wieczorne powietrze uderzyło łysą głowę, niosąc tak upragnione orzeźwienie. Energię, której człowiek potrzebuje po upojnym czasie między kształtami słodkiej Anette. Kierował się w stronę cisawej klaczy. Nim jednak Pas dotarł do swego konia, z krainy marzeń wytrącił go dziewczęcy krzyk i pijackie zawodzenie. Najpewniej znów jakiś palant nie chciał zapłacić panience za usługi. Nie pierwszyzna w kręgach ulicznej prostytucji. A skoro Szczur miał niegdyś swój udział w takowych, postanowił podać pomocną dłoń damie. Lub chociaż zobaczyć, co tam się wyprawia.

Griffin pojawił się w uliczce kilkanaście sekund później. Ocena sytuacji okazała się błędna. To byli klienci, nie klient. I nawet ich rozpoznał. Chujki były z Cidaris, gdzie zaciągnęły się na niewielki slup. Jego kapitan został aresztowany miesiąc temu, okręt skonfiskowany, a załoga rozpełzła się po mieście jak robactwo. Ci zdążyli dać się poznać przez częste nękanie dziewek. Zarówno tych na ulicy, jak i w Passiflorze. W lokalu jednak szybko byli eksmitowani.
Wkurwili go, przeginając teraz pałę totalnie. Scena była nad wyraz oczywista, nie pozostawiała żadnych złudzeń. Szczur nie lubił skurwysynów tego pokroju, zawsze zostawiając powód tejże nienawiści dla samego siebie. Jednak zawsze jasnym było, że takie zachowanie w jego obecności nie przejdzie. Ruszył wartko, zostawiając wyraźny ślad w ziemi. Dłonie skurczyły się w pięści, gotowe do użycia argumentów fizycznych.

Pojawił się tuż za zranionym w twarz Cidaryjczkiem. Jeden z kompanów odwrócił się od dziewuszki, zaskoczony nagłym najściem. Akurat by móc zaobserwować wspaniały moment lądowania prawego sierpowego Szczura na rannym. Rozległ się głośny plask, jakby uderzenie w coś pustego, i trafiony mężczyzna runął niczym kłoda prosto w błoto. Pech chciał, że tym razem nie była to zwykłe mordobicie w tawernie. Zdenerwowali Griffina. Bardzo go zdenerwowali. Reszta towarzystwa zrozumiała do tego czasu, że nie przyszedł tu by ustawić się w kolejce. Obaj puścili Belle, chcąc przejść do walki. Temerczyk nie zwlekał ani jednej zbędnej sekundy. Przeszedł dalej, chwytając najbliższego za głowę i nadgarstek. Z całej siły uderzył swoim celem o ścianę za jego plecami, rozpędzając się własnym ciałem. Otumanionego chłopka ściągnął za kark na kolano i potem dalej na glebę.
Krótki, intensywny ból dał znać o palącej, krwistej linii. Ciągnęła się od pachy prawie po sam łokieć Szczura. Adrenalina jednak buzowała już w żyłach, odciągając ból na drugi plan. To ostatni z trójki, ten najbardziej zorientowany. Widać nie w smak mu męski wpierdol, sięgnął więc po nóż i ciął nim żołdaka. Nie wiedział, jak bardzo go w tym momencie wkurwił.
- Nóż na mnie wyciągasz, kutasie? - ewidentnie temerski akcent zdawał się maskować jego złość. Brązowe oczy jednak krzyczały głośno, że teraz nienależy wchodzić mu w drogę.
Cidaryjczyk najwyraźniej nie posłuchał skrzętnie ukrytej porady w słowach Szczura. Ruszył znów naprzód, zamachując się swym ostrzem po szerokim łuku. Temerczyk był już przygotowany. Uchylił się od ciosu, skracając dystans, i chwycił nadgarstek napastnika. Obrócił go o prawie 360 stopni, wyginając do tyłu aż puści nóż. Puścił, dokładnie w momencie, w którym kolano wylądowało na jego brzuchu. Po kolejnym upadł na kolana, dając Griffinowi założenia dźwigni na trzymaną rękę. Jego noga nacisnęła łokieć, z którego rozległ się cichy trzask po chwili. Niedoszły nożownik zawył w bólu, odwołując się do swoich przodków, godności człowieka oraz matki Szczura.
Reszcie cidaryjskiej kompanii udało się zebrać do kupy. Wciąż nie mogąc ustać prosto, przyćmieni przez ból, przyjęli z goła inną taktykę. Chwycili leżącego za nogi i pociągnęli, wyrywając dzielnego kumpla z uścisku temerskiego wojaka. Spowodowali też kupę bólu nożownikowi, ale nie to było ważne. Głównym założeniem ich planu była ucieczka. Więc zaczęli spierdalać.

W pierwszej sekundzie Griffin wyrwał się za nimi, chcąc wbić im do głowy nieco kultury. Stanął jednak po pierwszym kroku, przypominając sobie o prawdziwej ofierze całego zejścia. Z zaskoczeniem przyjrzał sie dziewczynie, która bez najmniejszych wątpliwości nie była kobietą pracującą w najstarszym zawodzie świata. Delikatne, dziewczęce rysy twarzy. Smukłe kształty ukryte pod prostą suknią. I te oczy. Zjawiskowe oczy. Ich wyjątkowa kompozycja sprawiła, że Szczur pozwolił sobie na sekundę kontemplacji. Przystąpił do niej krok bliżej, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Kilka kropel krwi momentalnie spadło na grunt. Poczuł ponownie powracający ból, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
- Banda skurwysynów, co? - Chciał się uśmiechnąć, ale nie wyszło. Wyszedł za to syk bólu, który rósł z każdą chwilą. - Cała jesteś, ptaszyno?

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-09-07 04:07:21)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline