Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2016-08-02 22:19:39

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Koniec lata w Toussaint. Rozbuchana, lecz pomału więdnąca zieleń. Ciężko pachnące kwiaty i jeszcze cięższe, łamiące się pod nadmiarem owoców gałęzie drzew. Urodzaj w winnicach i oczekiwane niecierpliwie Święto Kadzi. A nade wszystko – upał, upał, który nie odpuszczał aż do późnej nocy, który kazał mieszkańcom ksiąstewka – oczywiście tym, co mogli sobie na ten luksus pozwolić – całymi dniami kryć się w chłodnych murach swych kamiennych zameczków i oddawać się rozkoszom doczesnego żywota. W jednym z owych bajecznych zameczków zaczęła się właśnie ta historia. Choć niektórzy powiadali, że w istocie zaczęła się dużo, dużo wcześniej.

Adela de Meyorino była właścicielką dobrze prosperującej winnicy. Odziedziczyła ją kilka lat temu po mężu, który niedługo po zaślubinach zmarł na skutek jakiegoś okropnego wypadku. Adelę bardzo smuciły nieżyczliwe dywagacje postronnych na temat tego, ile istotnie było w owym zdarzeniu przypadkowości. W jej ukochanym zameczku na szczycie wzgórza właśnie trwał bankiet, a ona sama, dumna gospodyni, oparta o marmurowy parapet patrzyła z okna na swoje włości, zalane wieczornym złotym blaskiem. Tłumaczyła przy tym komuś zawzięcie, jak ogromnie ranią ją nieżyczliwe plotki. Na szczęście niezawodnym lekarstwem na ból – ten i każdy inny – było produkowane tutaj wino, słodki cud koloru bursztynów. Pomocniczo w tej kuracji stosowano poezję, muzykę i taniec, a wszystko to w świetnym, dość wąskim, za to ogromnie wesołym gronie przyjaciół.

Gdyby był to jakikolwiek inny wieczór, Adela nie wpuściłaby do domu intruzów. Kazałaby czekać do jutra każdemu, kto miał do niej interes, chyba że byłaby to sama księżna Anna Henrietta. Ale tradycja głosiła, że w Toussaint w przedostatni dzień lata każdy wędrowiec ma prawo – a wręcz obowiązek – dołączyć do zabawy, jeśli po zmroku zechce zapukać do czyichś drzwi. Gospodarz zaś musi takiego gościa osobiście przywitać w drzwiach i uraczyć przynajmniej szklanką wina, a im chce uchodzić za zamożniejszą i świetniejszą personę, tym piękniej trzeba mu przyjąć nieznajomego.  Czy słyszano, by w Toussaint ktoś się sprzeciwił tradycji? Powiadomiona przez służbę o czyimś przybyciu, kobieta niechętnie odstawiła kielich, odłożyła na kryształowy talerzyk nadgryzione ciasteczko, wzniosła melodramatyczne westchnienie w stronę najwyraźniej głuchych na jej pretensje niebios i poszła.

Szeleszcząc suknią koloru księżyca, skrzętnie ukrywając pod wachlarzem z kościanej koronki siatkę pierwszych zmarszczek, a przy okazji i nieznaczny grymas irytacji, pani Adela stanęła w drzwiach swojego domostwa, aby możliwie godnie przyjąć gościa. Albo gości. Oby nie.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#2 2016-08-02 23:04:29

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Przed nią stał niewysoki rycerz w pełnej zbroi, misternie dłubionej i pozłacanej w liczne ornamenty. Pod kanelowanymi naramiennikami widniały dwa herby, z lewej strony w polu złotym orzeł czarny, zaś z prawej w polu srebrnym trzy czerwone rauty. Herby Lyrii i Rivii.
Przybysz ściągnął przyłbicę, a kasztanowe włosy opadły na kołnierz przeszywanicy o barwie lapis lazuli wystającej znad kirysu.
- Witaj, szanowna gospodyni tego domu! Chciej wpuścić gościa w swe progi, by móc zdrowie twe pić, jak i obrodzenie twych winnic - powiedziała wedle obyczaju młoda dziewczyna, uśmiechając się lekko. - Do północy nie mogę wyjawić imienia swego, mam jednak nadzieję, że mankament ten nie przeszkadza ci, pani tego domu. Wczoraj byłam z wizytą u Jaśnie Oświeconej Annie Henrietcie i jak tradycja nakazuje złożyłam ślub.
Coś wielkiego wyszło zza pleców dziewczyny i spojrzało jasnymi ślepiami na Adelę.
- To mój wieloletni towarzysz podróży, nie odpuści mnie na krok. Ale bez obaw, to bardzo spokojny wilk.

Ostatnio edytowany przez Muihre (2016-08-02 23:18:34)


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#3 2016-08-03 00:04:16

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Toussaint. Kraina winem i miodem płynąca. Kraina tradycji i źródło wielu opowieści o rycerskiej cnocie, rozpalające wyobraźnie młodych chlopców i serca dziewcząt. Nie inaczej było i w przypadku barona Alberta Gauthiera de Penthievre-Pouilly. Chociaż ten miał już swe młodzieńcze lata za sobą. Szlachetne ideały jednak były w nim wciąż żywe. Nie dziwota, skoro raptem przed miesiącem wrócił on w rodzinne strony, do Toussaint, po zgoła trzyletniej wyprawie. Nikt nigdy nie zarzucił Albertowi złego wyczucia czasu. Trafił idealnie na koniec lata, a więc najradośniejszy czas w roku w księstwie Jaśnie Oświeconej.

Fakt, że podróż zakończyła się niedawno, przysporzył mu tłumu słuchaczy i słuchaczek wśród gości. Ciekawych świata poza baśniowych księstewkiem. A ten, ochoczo opowiadał. W trakcie jednej ze swych historii, gdy flirt ze wspaniała, jasnowłosą de Launfal, zauważył on kątem oka ich wspaniała gospodynię, panią de Meyorino, zmierzającą ku wyjściu.
Grzecznie przeprosił swą rozmówczynię, puszczając jej krótko oczko na zakończenie i wymknął się za de Meyorino, poprawiając swój granatowy chaperon i ledwo wymijając kelnera z winem, który poplamiłby jego dublet w kolorach rodowych.
Pani de Meyorino już zdążyła przywitać gościa. W swej szarmanckości, postanowił on wspomóc gospodynię i przy okazji przedstawić się. Spokojnym krokiem zaszedł na prawicę de Meyorino, górując nad obydwiema postaciami i obdarzył uśmiechem obie... Kobiety. Gość momentalnie przykuł uwagę barona. I nie dlatego, że była nim kobieta w pełnej zbroi. Ale dlatego, iż znał ją. Przynajmniej tak mu się zdawało. Kilka lat przybyło, ale wszystko się zgadzało. Włącznie z herbem. Czy to możliwe? Przecież nikt nie przeżył.
- Wszystko w porządku, pani Adelo? Widzę, iż zaszczycił nas niebywały gość.
Na brodatej twarzy Gauthiera zagościł ciepły uśmiech, skierowany do gościa. Nadal nie był pewien, jednak radość powoli rozpalała go.
- Pozwólcie, pani, iż się przedstawię. Albert Gauthier de Penthievre-Pouilly, baron Pomerolu. - Ukłonił się on, poprawiając chaperon zaraz po wyprostowaniu - Zawsze rad jestem spotkać szlachetny kwiat rycerstwa. Wybaczcie mi, panie, ale zdążyłem podsłuchać zdanie o ślubach złożonych Jaśnie Oświeconej. I ach, rozgadałem się. Ciężko nie być tak rozmownym, będąc na nowo w rodzinnych stronach. W każdym razie, wydaje mi się, pani, iż my się już spotkaliśmy. Herb rozpoznaję dokładnie, aż dziw bierze. Jednak nie chciałbym zabierać głosu naszej nadobnej gospodyni, pani de Meyorino.
Lekkim ukłonem głowy przekazał pałęczkę rozmówcy Adeli.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-03 21:39:18)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#4 2016-08-03 02:08:59

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Panna rycerz o kasztanowych włosach w lśniącej zbroi, cała skąpana w blasku złotej godziny, przedstawiała sobą prawdziwie malowniczy obrazek. Jak z iluminowanego modlitewnika. Pani domu na dłuższą chwilę zapatrzyła się na to śliczne zjawisko, zanim zdołała dobyć głosu.

— Szlachetny gościu, strząśnij kurz drogi i jak do siebie wstąp w moje progi — wyrecytowała również zgodnie z obyczajem Adela, starając się nie wzdychać zbyt ostentacyjnie. — Pij moje wino, niech ci zaszumi w głowie, stąd mojemu domowi będzie pomyślność i zdrowie.

Dobrze, że wszystkie te tradycyjne formułki były zwykle do rymu. To bardzo pomagało je zapamiętać, no i do tego jakoś tak dodawało im wiarygodności. Głos Adeli, słodki jak tutejsze wino, nawet nie drgnął, jednak jej brwi uniosły się wysoko, kiedy tuż przed nią stanął wilk. Kobieta na chwilę przestała się wachlować. Nawet święta gościnność miała mimo wszystko pewne granice.

— Ciebie zapraszam, bezimienna przyjaciółko, wstąp do mego domu, rozgość się i zabaw nas opowieścią. Jednak zwierząt obyczaj nie obejmuje i ich do domu nie wpuszczam — oznajmiła bardzo stanowczo pani domu. — Niechaj twój towarzysz pozostanie w ogrodzie, ręczę że krzywda mu się tu nie stanie.

Uznając sprawę za wyjaśnioną, pani de Meyorino przeniosła wzrok na barona, któremu wytworne nakrycie głowy akuratnie znowu zsunęło się na oczy. Pocieszny był z niego kawaler.

— Baronie Albercie, skoroś już postanowił czynić honory, zechciej podać ramię naszemu gościowi i racz poprowadzić ją na salony, a za chwilę opowiecie, gdzie zdarzyło wam się spotkać, skoro nie jesteście sobie obcy. Ale nie będziemy stać w progu, nie wiadomo jakie licho nam się do domu ukradkiem wemknie. Zapraszam.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2016-08-03 02:09:56)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#5 2016-08-03 03:36:04

Wulf

Granica możliwości

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

    To był dobry rok, pomyślał z roztargnieniem Franz, patrząc przez okno na rozciągające się aż po horyzont plantacje winorośli domu Meyorino. Nadszedł już wieczór, a mrok począł pochłaniać świat. W polu już dawno nie było praktycznie nikogo; pani rozkazała dać robotnikom z pola wolne od południa z okazji bankietu, który, wyprawiony w przedostatni dzień lata, był wyjątkowy sam w sobie. Tu, w Toussaint, było wiele takich dni. Wyjątkowych i magicznych. Okraszonych starą jak świat tradycją, strzeżoną przez ludzi, dla których ta była nie tylko przyzwyczajeniem, ale niejednokrotnie sensem życia. Wśród krzewów krzątały się więc tylko cztery postacie: stróż Emanuel i jego trzy potężne mastify. Na wspomnienie o nich, przed oczami majordomusa mimowolnie pojawiła się scena sprzed dwóch tygodni, kiedy to musiał wraz ze starym Drazką, pomimo sprzeciwów Emanuela i pani Adeli, uśpić starą, schorowaną sukę, Bernadettę. Zwierze służyło domowi przez tuzin wiosen, a sama pani Adele zaprzyjaźniła się z nim wraz z wprowadzeniem na włości.
      Tak przynajmniej mówiono.

    Zbiory tego roku miały być udane. Gałęzie winorośli już teraz uginały się od ciężaru pęczniejących kiści, a niezagrożone wojną księstewko wydawało się być najpiękniejszym zakątkiem świata. I najbezpieczniejszym.
    Jednak ani plantacje, ani bezpieczeństwo, ani szczęście w domu Meyorino nie było powodem, dla którego Franz rozpatrywał ten rok jako dobry.
   
    Wypatrzył gości już jakiś czas temu. Kiedy tylko zobaczył zbliżającą się do bram opancerzoną sylwetkę rycerza, natychmiast posłał służbę, aby poinformowali panią Adele o przyjściu pierwszego, niezapowiadanego biesiadnika. Wiedział, że tradycja nakazywała, aby pani uczyniła powitanie osobiście. I równie mocno uważał to za idiotyczne.
    Wyszedł ze swojej komnaty, z której miał widok na główną drogę i zszedł na dół. Najpierw odwiedził kuchnię. Machinalnie i całkowicie instynktownie pogonił kucharza i upewnił się, że danie główne jest już gotowe. Potem udało mu się chwycić przebiegającą służkę i wypytać ją o stan wina. Jako, że niewiele na ten temat wiedziała, osobiście  udał się do piwniczki i wykonał szybką inwentaryzację. Powinno wystarczyć, fachowo skonkludował, spozierając w cieniu na ścianę wybrzuszoną dębowymi dnami.
    Potem natychmiast ruszył do stajni, a kiedy wrócił stamtąd usatysfakcjonowany jakością oporzędzenia koni, pozostało mu tylko jedno. Niczym cień, wyłonił się za plecami Adele de Meyorino, której zapach perfum jak zawsze podrażnił jego wrażliwe nozdrza. Franz lubił perfumy pani Adele. Lubił też znajdować się w jej otoczeniu.
    — Niech się łaskawa pani nie martwi — zwrócił się w stronę kobiety w zbroi, skłaniając lekko, splecione dłonie trzymając za plecami. Głos majordomusa był niski i lekko zachrypnięty. Mówił wolno i wyraziście. — Pani przyjaciel będzie w najlepszych, możliwych rękach. Nasz psiarz, Emanuel, z najwyższą przyjemnością się nim zaopiekuje. Jest bardzo doświadczony i zna się na swoim fachu, zaręczam.

Offline

 

#6 2016-08-03 06:23:06

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Baron milczał dłuższą chwilę, wpatrując się w gościa. Nie było pewne czy to zauroczenie osobliwym widokiem czy też Albert szukał jej w pamięci. Wszystko było skrzętnie ukryte za delikatnym, dobrodusznym uśmiechem jakim zwykł obdarowywać ludzi w okół siebie. Mimo statusu, był dość prostym człowiekiem. Zwykły uśmiech mógł poprawić komuś dzień. A może po prostu nie lubił okazywać ani dzielić się emocjami?
Spojrzał na Adelę i zarzucił ogon swego chaperonu na szyję, niczym szalik.
- Racja, pani. Dobrze powiedziane. I oczywiście, jak mógłbym odmówić wspaniałej damie? Zaoferowania swego ramienia tak osobliwej pannie. Tylko głupiec by sterczał, nie mam racji?
Przysunął się bliżej gościa, wyciągając swe prawe ramię ku niej.
- Pani, jeśli pozwolisz. - zaoferował się.

Po chwili usłyszał męski głos zza pleców de Meyorino. To był Franz, zasłużony majordomus pani Adeli. Baron kiwnął głową, potwierdzając słowa mężczyzny i jednocześnie swoiście witając go w całej konwersacji.
- Możecie mu zaufać, pani. - skierował się do właścicielki wilka, po raz pierwszy skupiając uwagę na zwierzęciu. Bydle. Ale piękne. - Franz nie zwykł kłamać. A Emanuela pamiętam jeszcze sprzed wyjazdu. Mało kto ma takie podejście do zwierząt. Swoją drogą, piękna bestia. Albo piękna i bestia? - na koniec okrasił to wesołym uśmiechem. Zażartował, może mądrze, może głupio. Nie wiedział.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-03 06:24:06)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#7 2016-08-03 20:46:28

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

W chwilę zebrało się już troje osób i wszyscy zaczęli mówić przez co dziewczyna nieco się speszyła, wycofując o krok. Wilk skrył się - co przy jego aparycji małego niedźwiedzia wyglądało komicznie - za znane mu rycerskie bigwanty, łypiąc tylko jasnymi oczami to na Adelę, to na Franza. Zupełnie, jakby rozumiał o czym mowa i nie chciał spędzić nocy z trefionymi kundlami wielmożów.
- Wątpię, by gdziekolwiek z wami poszedł. Bez urazy, panie Franz - uśmiechnęła się delikatnie w tej niezręcznej sytuacji.
Ponownie spojrzała na Adelę.
- Nigdy nie sprawiał problemu ani w karczmach, ani na królewskich dworach. Księżna go uwielbia... Jednak nie chcę nadużywać gościny i mojego wiernego towarzysza zostawię w ogrodach, by strzegł na czas hulanki twych włości, pani.

Gdy baron podał swe ramię zachichotała wesoło.
- A co mi tam - podjęła podane ramię ochoczo. - Trochę nie przystoi rycerzowi iść pod rękę, ale przecież nie odmówię komuś, kto walczył pod Brenną - jej głos załamał się jakby przez chwilę, zaraz jednak powstrzymała niemiłe ukłucie przywołane wspomnieniami z bitwy. - Daleką drogę miał pan do przebycia na tę uroczystość? - z wesołym uśmiechem zaczęła zwyczajowy wstęp do luźnej rozmowy.

Nim zamknęły się za nimi drzwi, obejrzała się jeszcze za Bestią. Ten usiadł przy wejściu, odprowadzając ją uważnym wzrokiem jasnych oczu.
Trzasnęły drzwi, wilk zawył cicho.
Bestia zniknęła w mroku.

Ostatnio edytowany przez Muihre (2016-08-03 20:47:04)


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#8 2016-08-04 00:32:10

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Widząc cień onieśmielenia w ruchach panny rycerz, baron postanowił ratować damę w opałach. Nawet jeśli ta dama uratowałaby siebie sama. Gdy tylko chwyciła jego ramię, Albert Gauthier porwał ją sprawnym i szybkim ruchem do środka, po drodze zgrabnie uważając na Franza i de Meyorino, jak i równowagę i ogólny komfort kasztanowłosej. Jej wzmianka o bitwie pod Brenną wstrzymała krok barona. Wrócił do Toussaint przed miesiącem i nie zdążył "pochwalić" się historią o bitwie nikomu, prócz Jaśnie Oświeconej, zgodnie z obowiązkiem.  Teraz też przypomniał sobie, skąd pamięta gościa i jej herb. Wznowił krok, kierując się ku wygodnemu salonowi i czekającym już na nich winie.
- Wciąż jednak jesteś damą, pani. A tym należy się szacunek. Jeszcze większy, jeśli wiesz, że ta niewiasta odwagą przewyższa niejednego rycerza. - na jego twarzy pojawił się ponownie szczery, wesoły uśmiech. - Nie zdążyłem pochwalić się jeszcze tą opowiastką ale ma pamięć ożyła. Doskonale pamiętam herb i Ciebie, pani. Oraz to, co się tam wydarzyło. Stąd też wybacz me zdziwienie. Nie, żebym ukrywał ten epizod. Rycerz winien być szczery w swym postępowaniu.
Krótkim ruchem przywołał kelnera z tacą z winem.
- Napijesz się, pani? - zaproponował, sam sięgając po kielich. - Meyorino z 1268. Pamiętny rocznik, nieprawdaż? Drogę daleką miałem, przyznam. Po podpisaniu pokoju, kontynuowałem swoją podróż. Zwiedziłem sporą część Królestw, zajeżdżając nawet do Kaedwen. Stamtąd kierowałem się już na południe, przez Aedirn oraz Lyrię i Rivię. - uśmiechnął się raz jeszcze, rzucając krótkie spojrzenie na orła oraz czerwone rauty. - Aż miesiąc temu zawitałem znów w rodzinne strony. Złożyłem nowe śluby na czaplę i podwiązkę Jaśnie Oświeconej i oto jestem. Tak na marginesie, wspaniałe wyczucie czasu. Nie ma weselszej pory w Toussaint.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-04 21:23:55)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#9 2016-08-04 21:56:35

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

W Toussaint istotnie trudno było o weselszą porę. Długie, przesycone zapachem róż i wina wieczory, byłyby w stanie wprawić w beztroski, birbancki nastrój nawet krasnoludzkiego poborcę podatkowego, zwłaszcza że pogoda dopisywała. Słońce zachodziło już za pagórki, na pożegnanie otulając porośnięte zbocza pledem swych promieni. Raz tylko, w pobliżu starej Meyorino, zdawało się, że coś błyska. Grupa wracających z pola parobków obróciła głowy, spoglądając w tamtym kierunku i nasłuchując grzmotu, który nie nadszedł. Niebo nad winnicą nadal pozostawało czyste, a krzewy z krzątającymi się sylwetkami nie poruszyły się o piędź.

http://i.imgur.com/Mr6qdPC.pngOczywiście nie licząc piątej, ubranej w długi, podróżny płaszcz odprowadzanej przez szóstą, przypominającą psa, ale nie mogącej należeć do żadnego z mastifów starego Manuela.
Podążające śladem obcego wilczysko warczało, szczerząc kły, podczas on sam, trzymając urękawiczone dłonie na widoku, przemawiał do niego bez ustanku coś czego nie szło usłyszeć z daleka, nie odwracając się do niego plecami i powoli przemieszczając w kierunku tylnego wejścia do posiadłości.

— Foile bleidd — odetchnął z ulgą ciemnowłosy przybysz, spluwając przez ramię i chowając dłonie w jednej z rozlicznych par kieszeni.

Gdy zaproszeni przez gospodynię i majordoma szlachetni rycerze i nie mniej rycerskie damy, znaleźli się już w salonie, zastali go tam pochłoniętego studiowaniem znajdującego się między stołem a kredensem portretu łysiejącego dziadygi, świętej pamięci stryja Archibalda, rodziny ze strony nieco mniej świętej pamięci Brunona Meyorino. Obraz ten, przymocowany niemal na stałe do salonowej ściany otwierał listę udręk i problemów, które prócz winnicy i licznych plotek były gospodarz zostawił swej małżonce w spadku.


— Cead'meal — powiedział przełykając kawałek znalezionego na jednej z mijanych tac kawałka pasztetu z gęsich wątróbek i trufli, zorientowawszy się, że wszystkie spojrzenia zostały naraz skierowane na niego. Akcent nie był jedyną rzeczą, która zdradzała w nim południowca. Blada cera w połączeniu z orlim nosem oraz ciemnymi, zaczesywanymi do tyłu włosami były cechami tak charakterystycznymi, że zakrawającymi na fenotyp.

— Jest może Bruno?


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#10 2016-08-05 02:15:18

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

— Bruno? — Umalowana pudrowym różem powieka pani de Meyorino drgnęła nieznacznie na wspomnienie małżonka. — Owszem, jest. Całkiem nieopodal, na cmentarzu. Nie od wczoraj zresztą.

Adela swoim głosem nie zdradzała ani przystającego wdowie żalu, ani właściwego zaskoczonej gospodyni zdziwienia. Posłała tylko powłóczyste spojrzenie sponad wachlarza i starannie zmierzyła mężczyznę wzrokiem od stóp do głów. Z całą pewnością nie należał do grona jej znajomych, a już w szczególności do owej ścisłej, zaproszonej dzisiaj grupki najbliższych przyjaciół.

— Jeśli pragnie mu pan złożyć wizytę, wystarczy zejść ze wzgórza tą samą ścieżką, którą się weszło, a za łąką skręcić w lewo, na pewno pan trafi. Pokazałabym drogę osobiście, ale akuratnie mam tu gości, więc sam pan rozumie... Jeśli potrzeba, Franz wskaże panu kierunek.

Gospodyni w duchu obiecała sobie skarcić nieposłusznego majordomusa za samowolne wpuszczenie pod jej dach w trakcie bankietu obcego człowieka. Nie takie polecenie mu wszakże wydała dziś rano. Reprymenda musiała jednak poczekać na lepszą chwilę, nie wypadało jej przecież udzielać w towarzystwie gości. Przez myśl Adeli nie przeszło, że intruz wkradł się tutaj bez niczyjej pomocy.

— Pozwoli pan... — dodała po chwili wymownym tonem, widząc że ciemnowłosy mężczyzna jakoś nie kwapi się do wyjścia. Poprawiła przypiętą przy dekolcie różę i rzuciła nieznajomemu kolejne wyczekujące spojrzenie. I jeszcze jedno. Przechodzącej akurat służącej szepnęła zaś naprędce, by przyniosła dla nowej uczestniczki przyjęcia zastawę. Tę ładniejszą, ze złoconymi brzegami.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#11 2016-08-05 04:00:28

Wulf

Granica możliwości

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

    Kiedy wszyscy weszli do środka, Franz zrobił to samo, podążając za panią Adele, wcześniej zamykając otwarte na rozcież drzwi. Skoro gospodyni wróciła do domu, oznaczało to niejako zakończenie ceremonii przyjęcia, a nikt przecież nie chciał, aby do środka naleciało komarów. Tak to przynajmniej majordomus miał tłumaczyć, jeśli ktoś był gotów zapytać. Szczerze jednak wątpił, by znalazł się ktoś taki. Tak naprawdę zrobił to z nadzieją, że w ten sposób zapobiegnie ponownemu wyjściu złotowłosej Adeli, jakkolwiek naiwnie to brzmiało. A wszystko dlatego, że na zewnątrz świecił księżyc w pełni. Nie byle jaki z resztą.
      Był to niebieski księżyc.
    Niebieskim księżycem nazywano te, które ukazywały się w pełni po raz drugi w jednym miesiącu. Dokoła wiele mówiło się o tym, jak bardzo złowieszcze potrafią być i jakie plugastwo budzą do życia. Pojawiały się tylko raz na około trzy lata. Bardzo rzadko, ale to tylko podsycało wszelakie bajania i sprzyjało rodzeniu się kolejnym. Franz znał niebieski księżyc nie od dziś. Znał też jego prawdziwe właściwości. I bardzo się ich obawiał.

    Okazało się, że w salonie czekał na wszystkich jeszcze jeden przybysz. Był nim ubrany w czarny płaszcz mężczyzna, o charakterystycznych rysach, które majordomus skądś niewątpliwie znał. Zanim jednak zdążył się nad nimi zastanowić, stare przyzwyczajenia wzięły górę i Franz zaczął gorączkowo myśleć, jak ów człowiek zdołał wedrzeć się do środka nie alarmując mastifów i ich właściciela. Cały ten proces zamaskował pod niewyrażającą nic, poza nutą podejrzliwości czającą się w bursztynowych źrenicach, twarzą. W momencie kiedy okazało się, że Adele de Meyorino nie zna czarnowłosego, jej reakcja była zgoła do przewidzenia. Każdy, kto spędził w tych czterech ścianach więcej niż dwie noce, wiedział jak bardzo wybuchowy temperament ta kobieta potrafi mieć.
    I wtedy właśnie Franz sobie coś uświadomił.
    — Za pozwoleniem, pani. — Wszedł w krąg światła. — Ja kojarzę tego człowieka. To Robert, zdaje się przyjaciel Emanuela. Zdarzało mi się widywać ich razem. Nie mam jednak pojęcia, jak udało się mu tu dostać. Ja… — zawahał się, zamilkł, widocznie zakłopotany.

Offline

 

#12 2016-08-07 18:42:34

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Aha — nieznajomy zaszczycił towarzystwo odpowiedzią, po chwili przedłużającej się, niezręcznej ciszy pełnej wymownych spojrzeń i subtelniejszych, choć nadal wymownych sugestii. Sugestii których - wnioskując po jego obojętnym i rozbrajająco szczerym wyrazie twarzy - albo nie rozumiał albo które celowo lekceważył.

To cholernie źle — wyraził swoje kondolencje, nurkując dłonią w srebrnej paterze z owocami i łowiąc z niej dorodną śliwkę. — Bo tak się składało, że mam do niego sprawę. Interes. Bruno... Pan Meyorino był moim... kolegą moim był — powiedział w przerwach między kolejnymi gryzami, wierzchem rękawicy ocierając sok płynący mu po brodzie.

Robert Corbell, nie zdaje się waszmości. — Przechadzający się po pokoju ciemnowłosy zatrzymał się nieopodal arrasu ze sceną z przypowieści proroka Lebiody, przedstawiającego pracujących w winnicy. — Honorowy członek Beauclerskiego Towarzystwa Gwintowego, zwycięzca międzynarodowych zawodów w Mettinie w tysiąc dwieście siedemdziesiątym i najlepszy karciarz od Alby po Sansretour, jeśli nie liczyć tego fiuta, von Himma. Gram w gwinta, karmana, guerrę, "martwego elfa" i szpunta. Od święta w kości. Z waszym stróżem, żeby daleko nie szukać — mężczyzna wskazał za siebie niedbałym ruchem dłoni, w kierunku wyjścia na tyły posiadłości przeznaczonego zazwyczaj dla służby.  — Dorobiłem sobie klucz jeszcze za życia Bruna.

Sam też nie wiem jak udało mi się tutaj dostać — pocieszył zakłopotanego lokaja, kiwając w zamyśleniu głową. — Bywałem tu wcześniej, i to niejeden raz, ale wilki nigdy nie podchodziły aż na podwórze. Wierzyć mi się nie chce, że ten przybytek zdążył się zapuścić przez te kilka lat.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#13 2016-08-08 21:16:44

Mustafa

Trochę poświęcenia

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Niski, barczysty mężczyzna o sumiastych wąsach i delikatnych, słomkowych włosach, ciężkim kroku i nabrzmiałej posturze. Łagodny wzrok i cichy, zachrypiały głos. Niewiele wiedział o świecie, a przynajmniej o tej jego części, o której zwykli rozmawiać dworscy goście podczas odwiedzin. Zresztą zdanie takie pachołka jak dworski psiarz nikogo nie obchodziło, co w zasadzie było rzeczą pozytywną -- był zwykłym człowieczkiem, bez obawy o własne życie, albo o cenne włości, albo o zamki, piękne pokoje czy wypełnione po brzegi złotem sejfy.

Emanuel pojawił się w pokoju niespodziewanie, kłaniając się wszystkim obecnym na tyle, na ile pozwalała jego doświadczona chorobą noga. Czekał na przyjęcie nowego chowańca, jednakże ku swemu zdziwieniu zaproszenie zostało odrzucone, wbrew panującym regułom dworskim. Zagryzł zęby i spojrzał otępiale na pana Franza -- obaj wiedzieli, że w ich kręgu była to obraza dworu. Czym niby różniła się zamkowa psiarnia od innych, ba, nawet królewskich! Psy gończe mogły konkurować na najwyższym poziomie z innymi grupami. Ale cóż, fakt pozostawał faktem, że wedle tradycji gościa trzeba było urządzić zgodnie z jego życzeniem. Dworski psiarz pożegnał wszystkich kolejnym, delikatnym ukłonem i wyszedł na dworskie ogrody, by zająć się swoimi pociechami.

Ciemność ogarnęła już całe zbocze zamkowe. Pachniało niedawno zasadzoną lawendą, wiał ciepły, przejmujący wiatr. W lawinie lasów można było dojrzeć małe, nietrwałe światełka domostw, powoli gasnące jedno po drugim. Nie każdy miał szansę i pieniądze, by uczestniczyć w zabawach święta, albo też i nie każdy musiał chcieć. Co człowiek, to inny. Co człowiek, to gorszy, bardziej obcy. Ale o tym się nie mówi, bo bajkowe Toussaint stoi otworem dla każdego. Pytanie tylko, który to był otwór. Księżniczka z bajki mogłaby się bardzo zawieść.

Zagwizdał śpiewnie, a gdy już usłyszał tupot łap i ciężkie, zwierzęce oddechy swoich psów ruszył w kierunku przybudówki w ogrodach, gdzie pracował. Przyjdzie, nie przyjdzie, co za różnica - myślał Emanuel - Poczuje zapach kolacji, to może i się skusi. Chociaż cholera wie, co taki wilk zwykł jadać. Pażyjem, obaczym.

Offline

 

#14 2016-08-10 17:34:47

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Chrześciła miło zbroja, brzęczały cicho kieliszki, mruczał szary kocur wdowy zwinięty w mięciutki kłębek nad piecem. A może był to zwykły kot-przybłęda, który w dzisiejszą noc również zamierzał skorzystać z obyczaju? Dziewczyna przyjęła podany kielich z winem, zmoczyła wysuszone wieczornym wiatrem usta. Uśmiechnęła się miło do barona, słuchając jak opowiada.
- Pora wyszła sama z siebie - odpowiedziała. - Zawinęłam tu prosto z gór Amell. Przesiedziałam tam sporo... - ucięła, stając w komnacie.
Zastanawiała się, czy rozsądnie jest mówić o tym, co znalazła wraz ze starym wiedźminem wśród oszklonych lodem gór, czy bezpiecznie było dzielić się wiedzą o ruinach. Uznała po chwili, że niebezpiecznie.
Niebezpiecznie dla tych, co chcieliby potem do nich wyruszyć.
Mało kto zwracał uwagę na rozszerzone źrenice dziewczyny i trzykrotnie zwolniony oddech. Mało kto.
Poprawiła opadające na twarz kosmyki włosów i spojrzała na nieznajomego przybysza, przy którym zrobiło się małe zamieszanie. Skrzywiła kształtne wargi, widząc czyste nilfgaardzkie rysy.
- Ciekawa jestem, Albercie - wróciła wzrokiem na barona. - Co tobie przyszło do głowy przysięgać?
Podniosła ponownie kielich do ust, a nim ponownie skosztowała wina uśmiechnęła się ładnie. I zupełnie szczerze.

Wilk, czując zażenowanie nie przyjęciem go do środka, co - jak uważał - było niewybaczalny afrontem w jego stronę, siedział uparcie w ogrodzie, czekając na powrót swojej towarzyszki.


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#15 2016-08-11 00:49:22

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Nie chciała się dzielić swoimi przeżyciami. Być może powodem było nieodpowiednie miejsce, lub nieodpowiedni słuchacz. Jak na dżentlemena przystało, nie drążył tematu ani nie dociekał. A i sama dama była raczej twardą osóbką. Przetrwać to co ona i jeszcze wyprawić się w góry Amell. Uśmiechnął się szeroko, słysząc pytanie.
- Ach, pani. To co zwykł ślubować rycerz Jaśnie Oświeconej.
Zerknął w kierunku małego tłumu, stworzonego przez de Meyorino, Franza i nieznajomego. Baron nadstawił uszu, mimo to spokojnie kontynuował.
- Życie i godność Xiężnej zawsze bronić. Poddanych bronić, niczym Jaśnie Oświeconej. Przeciw złu i występkowi stawać. Niesprawiedliwości nie tolerować. Cnót rycerskich przestrzegać. - wyrecytował dumnym głosem. Jedynym, jakim możesz uświadczyć od rycerza z Toussaint gdy mówi o tradycji. Przed dłuższym wywodem powstrzymały go jednak kłopoty. Nie jego, a pani de Meyorino z gościem nieproszonym. Uniósł dłoń w geście pauzy i przeprosił rozmówczynię skinięciem głowy. Poprawił swój wykwintny chaperon, pamiątkę z jego podróży, i przestąpił kilka kroków, dołączając do kręgu rozmówców. Tuż za panią Adelą.
- Pani de Meyorino? Jakieś problemy?
Jak na rycerza przystało, należało ratować damę w opałach. Nie ważne jakich.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-12 13:28:39)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#16 2016-08-13 11:54:13

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Na wygłoszoną znienacka przez Corbella litanię osiągnięć i zasług dla światowej społeczności miłośników gier karcianych, Adela przewróciła tylko oczami ze znudzeniem. Ładnych kolegów miał Bruno. Kolegów, tak – żona nieboszczyka nie miała złudzeń i dobrze wiedziała, na czym się zasadzało to całe ich koleżeństwo. I tym bardziej nie zachwycała jej obecność Roberta.

— Cóż, panie Corbell, obawiam się, że wszelkie interesy z moim nieodżałowanej pamięci mężem będą musiałby poczekać do chwili, gdy spotkacie się po drugiej stronie tęczy. Chyba że w zastępstwie ja mogę panu pomóc, ale jeśli chodzi o grę w karty albo coś podobnego, to wykluczone. W przeciwnym wypadku pragnęłabym oszczędzić panu dalszego przebywana w tak straszliwie zapuszczonej posiadłości i pożegnać pana, zanim otaczająca mój dom sfora dzikich wilków dostatecznie zgłodnieje.

Gospodyni wachlowała się coraz bardziej nerwowo, czując, że pomału, lecz nieuchronnie narasta w niej złość. A nad złością zdarzało jej się nie panować, co niektórzy z obecnych tu gości dobrze wiedzieli.

— Aha, proszę bezzwłocznie oddać mi ten klucz — zażądała jeszcze, wyciągając ku Robertowi swoją białą dłoń w nieznoszącym sprzeciwu, lecz jakże wdzięcznym geście. Zalśniły złocone czubki paznokci. Ostatni krzyk mody w Toussaint. — Mój małżonek odszedł bezpowrotnie, nie ma więc pan chyba powodu, by dalej składać tutaj niezapowiedziane wizyty. — Baronie Albercie, spokojnie — rzuciła na pozór nonszalancko, lecz był w tym wszystkim blady cień wymierzonej w intruza groźby. — Spokojnie, szanowny pan Corbell nie robi żadnych problemów.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2016-08-13 15:55:54)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#17 2016-08-13 16:57:11

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

— Nie robi — przyznał ciemnowłosy jegomość, patrząc nie na gospodynię, a na przywołanego ich rozmową rycerza, palącego się do znalezienia pretekstu, by uczynić zadość którejś z lokalnych tradycji, a jemu samemu uczynić coś zgoła gorszego. — I nie ma najmniejszej potrzeby występować przeciwko panu Corbellowi — dodał spokojnie, nieznacznie zadarłszy głowę, by objąć tego którego nazywali Baronem Albertem od stóp do chaperonu, szybko kalkulując coś w myślach. Po jego marmurowo nieruchomej twarzy  nie sposobna było się domyślić jaki wynik wyszedł mu z tego równania, ale ryzyko było wkalkulowane w stawkę, skoro zdecydował się grać dalej. Tym razem, już w otwarte karty.  — Obawiam się, że wbrew legendom i podaniom, tego czego szukam nie znajdę po drugiej stronie tęczy. A szukam złota, pani Meyorino. Złota, które Bruno, pani nieodżałowanej lecz serdecznej pamięci mąż był zobowiązany mi zapłacić. Witaj, Manuelu. — Ostatnie słowa skierowane były do stróża, który przelotnie nawiedził pokój, natychmiast, jak to miał w zwyczaju, wycofując się do swojej przybudówki. Równy gość z tego Manuela, powinien wpadać częściej.

Robert zatrzymał wzrok na wyciągniętej dłoni o pozłacanych paznokciach, dostrzegając też szybsze ruchy wachlarza oraz przebłyski tego jaki wyraz przybiera skrywana za nim twarz. Oblizując blade, wąskie wargi, sięgnął do jednej z kieszeni po ciężki, wykonany z mosiądzu ozdobny klucz, wyciągając  go na światło świec i kominka.

— Oczywiście, już oddaję. — Wyciągając go w kierunku kobiety, w połowie drogi, obrócił go w dłoni, zręcznym i szybkim ruchem sprawiając jego zniknięcie i pojawienie się na jego miejsce pestki śliwki, która zostaje ostatecznie wręczona gospodyni. — Byłbym zapomniał, zanim to  zrobię muszę pani pokazać coś innego. — Ręka przybysza na powrót zaczęła nurkować po kieszeniach, przetrzepując je w systematycznych poszukiwaniach, zakończonych wydobyciem niewielkiego, przewiązanego rulonu. W jednym płynnym pociągnięciu, pozbywając się krępującej go tasiemki, Robert Corbell, Dożywotni Honorowy członek Beauclerskiego Towarzystwa Gwintowego rozwinął dokument tuż przed oczami pani domu.

Dokument będący w istocie wekslem, wskazujący Roberta Corbella jako jego reminenta, podpisany znanym jej charakterem pisma, oraz opatrzonym pieczęcią ich domu, Opiewający czterysta florenów, kwotę za którą dałoby się kupić mały onager i opłacić obsługującą go załogę na miesiąc.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#18 2016-08-13 19:27:33

Wulf

Granica możliwości

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

    Nie mówiąc już ani słowa, Franz począł przysłuchiwać się kolejnym wypowiedziom, samemu zamierając wyprostowanym ze splecionymi, białymi jak mleko, dłońmi za plecami. Tajemniczy przybysz z każdą chwilą intrygował go coraz bardziej. Sam do końca nie wiedział, czy uspokajający był fakt, iż rzeczywiście Robert Corbell miał pewną niepodważalną wiarygodność. Wszak lokaj widywał go osobiście, lecz było to tak dawno, że wszelkie wspomnienia z tym związane, wydawały się ledwie czytelnym odbiciem atramentu na spłowiałym pergaminie.
    Robert Corbell był niewątpliwie jedną z tych postaci, które zyskiwały na poznaniu. Franz kojarzył go dotąd jedynie jako ziomka Manuela, być może tylko psiarza. Teraz zaś, mężczyzna o zadziwiająco enigmatycznej aurze, sprawiał wrażenie kogoś, kto własną dziarskością malował portret człowieka skrywającego w swym rękawie istną talię asów. Zupełnie tak, jakby jeszcze nie odszedł od stołu, przy którym knuł, jak ponownie okpić kamratów, tak, aby niczego nie zauważyli. Co istotniejsze jednak, Robert Corbell sprawiał też wrażenie człowieka cholernie niebezpiecznego. A milczący majordomus miał wrażenie, iż dostrzega to tylko on.
    Wejście do rozmowy barona nieco ożywiło atmosferę. Franz szanował szlachcica, ale też nie pałał do niego specjalną sympatią. Głównie dlatego, że wydawał mu się zbytnio fantastyczny, a przez to mdły. Zdążywszy zaś już poznać usposobienie ostatniego gościa, a także mając na uwadze temperament gospodyni i zamiłowanie Barona Alberta do ratowania dam z opałów, Franz był świadom jak blisko wysuszonej strzechy pozornego miru, tańczy płomień niebezpieczeństwa, który, nim ktokolwiek zdąży mrugnąć, połknie wszystko i zatrzaśnie w swych, ciskających iskrami, paszczękach. Spojrzał więc wyczekująco na damę z wilkiem, okutą w zbroi, o delikatnych rysach, do których w żaden sposób nie pasowała otulająca jej sylwetkę stal. Lecz kiedy tylko to zrobił, natychmiast poczuł na plecach charakterystyczne dreszcze, rozbiegające się wzdłuż kręgosłupa, niby pajęcza sfora. Nie, niemożliwe, pomyślał i zaklął w duchu. Niemożliwe, aby…
    Franz Bernard von Sarmoville odczuł nagłą potrzebę znalezienia się gdzieś z dala od winnicy de Meyorino. Jego pierś zaczęła falować, coraz to szybciej, powiedziałbyś tafla morza przed zbierającą nawałnicą.
    Wycofał się po cichu, ginąc w krzyżujących się cieniach kątów domu, tuż za progiem drzwi, prowadzących do kuchni.

Offline

 

#19 2016-08-15 00:07:03

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

A więc wierzyciel. I z pewnością nie z Toussaint. Tylko takie typy były w stanie wparować bez pardonu w Święto Kadzi, pomijając wszelkie zasady kultury. Brew barona drgnęła ledwie zauważalnie, gdy ten wpatrywał się w pestkę leżącą po środku dłoni pani Adeli. Kolejny magik. Aż mu przypomniał pewnego wydrwigrosza... Zagwozdką był jednak weksel. Gauthier nie był w stanie określić, czy podpis jak i pieczęć są oryginalne. Lata podróży i osobista niechęć do spraw urzędniczych sprawiały, że nie był pewnym źródłem informacji na te tematy. Jednak pani de Meyorino powinna być w stanie to określić. Umowa rzecz święta. Tak samo jak tradycja i kultura, której Dożywotniemu Honorowemu członkowi Beauclerskiego Towarzystwa Gwintowego najwyraźniej brakowało. Postanowił działać. I stanąć po stronie gospodyni. Nawet, jeśli miało zrobić się jeszcze goręcej od upału na zewnątrz.
- Widzicie, panie Corbell. W Toussaint przykładamy dużą wagę do tradycji i dobrych manier. Umów również, rzecz jasna. Święta rzecz. Nie godzi się jednak nachodzić damę w tak nonszalancki sposób, w święto i do tego domagając się pieniędzy. - Albert Gauthier de Penthievre-Pouilly wyraził swoje zdanie, w pełni naturalnie opuszczając ręce wzdłuż ciała. Warto było być gotowym.
- Wspaniała sztuczka, swoją drogą. - skomplementował oschle transmutację klucza w pestkę - Będąc w Novigradzie poznałem pewnego barda. Elfa, ale to nieważne. Potrafił podobne czary. Chociaż charakter miał nieznośny. W łysej na znak buntu głowie tylko fisstech, alkohol i hulanki. Hazard zdaje się też. Jedni zrzucali to na jego chorobę psychiczną, inni na zaburzenia emocjonalne. - Wstrzymał głos na moment, zauważając brak majordomusa. Służba zawsze potrafiła rozpłynąć się niczym kamfora. Albo faktycznie dobrze znał Roberta i chłodno kalkulujący jegomość był bardziej w gorącej wodzie kąpany, niż by mogło się wydawać.
- Faktem jednak jest, że pewnego dnia pomylił drzwi z oknem. Straszna pomyłka. Nie chciałbym, żeby pan, panie Corbell, popełnił to samo faux pas.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-16 14:27:44)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#20 2016-08-15 03:32:24

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Brwi Adeli uniosły się wysoko w wyrazie bezbrzeżnego oburzenia.

— Ach tak? Proszę przyjść innym razem, dzisiaj jestem zajęta. Przykro mi. Żegnam ozięble!

Gospodyni ze złością cisnęła pestkę prosto w twarz pana Roberta, a jej złocone paznokcie o mały włos nie wydrapały mu przy tym oczu.

— Franz! — krzyknęła na lokaja. — Franz! Wskaż panu drogę do... Gdzie jest ten utrapiony idiota? Trudno. Sama pana odprowadzę. Tylnymi drzwiami, tak jak pan wszedł. Baronie! — Wcisnęła Albertowi w ręce swój wachlarz i poklepała go przyjaźnie po ramieniu. — Racz przejąć na moment moje obowiązki i sprawdź, czy goście w sąsiedniej sali dobrze się bawią. Zechciej również dopilnować, by niczego nie zabrakło do szczęścia szlachetnej pani rycerz. Ja niedługo wrócę.

Dopiero po odczytaniu zapisanej na pergaminie kwoty wszystko stało się dla Adeli jasne. Nie poznała go, nie dziwne, w końcu wtedy wszyscy byli zamaskowani. Kwota czterystu florenów przypomniała wszystko. Nie codziennie obiecuje się komuś takie pieniądze. Nie za byle co. Teraz i głos wydał się znajomy. I ta lekceważąca postawa. Tak, wszystko składało się w całość.

Adela de Meyorino bez ceregieli złapała Corbella za łokieć i zdecydowanie pociągnęła za sobą w głąb obwieszonego ponurymi malowidłami korytarza, udając, że kieruje się ku kuchennemu wyjściu, w istocie jednak skręcając kawałek za kuchnią i prowadząc Roberta dalej wąskimi schodkami do piwnicy. Kluczyli przez parę chwil w podziemnych labiryntach, szli pomiędzy wielkimi kadziami, dziesiątkami dębowych beczek i półkami pełnymi butelek z ciemnego szkła. Przedostali się przez kilka par ukrytych drzwiczek, pokonali kilkanaście schodów w dół i znowu kilka w górę, aż wreszcie dotarli do samego serca podziemi.

— A więc to ty! Nie poznałam. Zapamiętałam sobie ciebie jakoś bardziej dostojnie. Nieważne. Uważasz, że należą ci się te pieniądze? To pozwól, że ci pokażę, co narobiłeś. Co narobiliście. Końmi cię każę włóczyć. Psom na pożarcie rzucę. Patrz.

Byli w rozległej, bardzo nieprzytulnej, wyłożonej białym marmurem sali. Zimno, w wyższych partiach budynku kojące, tutaj było już dokuczliwe i przykre. Na środku sali spoczywał długi szary głaz, nic nadzwyczajnego, jeśli ktoś nie był wtajemniczony. Jednak oni oboje byli. Pani de Meyorino uniosła górną część kamienia, która okazała się precyzyjnie odciętą pokrywą. Głaz był olbrzymią ametystową geodą – od wewnątrz porastały go wspaniałe fioletowe kryształy.

Był również czymś w rodzaju trumny.

Na łożu z fioletowego kryształu leżała dziewczynka. Miała pewnie coś koło jedenastu lat. Bił od niej śmiertelny chłód. Nie wiadomo, co w jej widoku było najsmutniejsze i najbardziej niepokojące. Czy czarna sukienka z zetlałego aksamitu, po której chodziły mrówki, czy dokładnie związane drutem ręce i nogi, czy może włosy, bardzo długie włosy w tym samym miodowym kolorze, co włosy jej matki. Włosy, po otwarciu kamiennej trumny wysypały się zeń i pokryły posadzkę miękkim dywanem. Włosy, które bezustannie i nienaturalnie rosły. Ich powolny, lecz wyraźnie zauważalny ruch przypominał... nie, nie przypominał nic, z czym zdrowy na umyśle człowiek mógłby spotkać się w ciągu swego życia.

O bolesnym grymasie na twarzy dziewczynki nie warto było nawet wspominać. Ten bez dwóch zdań był niepokojący i przykry.

— Czy to jest to, na co się umawialiśmy? Powiedz mi, Corbell! Odśwież mi pamięć!


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#21 2016-08-16 13:34:32

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Dziewczyna zacisnęła pełne usta, widząc zmianę kształtu w dłoni nilfgaardzkiego czarodzieja, spokojnym ruchem położyła drobną dłoń na rękojeści miecza. Jej oddech stawał się coraz płytszy, zdawało się, że przestała oddychać. Krew jednak szumiła miło, subtelnie odznaczając się na skroniach i bladych dłoniach ciemną pajęczynką. Czarna krew?
Poczuła coś.
Poczuła wzrok pełzający wolno po skórze niczym miękki, oślizgły robak. Ledwo utrzymała oczy na kielichu wina, chcąc jak najszybciej zobaczyć obserwatora. Odczekała jednak aż uczucie obcego wzroku na skórze zelżało, wtedy spojrzała za znikającym szybko majordomusem. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się chwilę.
Adela i niechciany przybysz wyszli. Chciała wpierw podążyć za nimi, by chronić panią domu, uznała jednak, że ewidentne widoczne jest kto kogo prowadzi i kto ma nad kim przewagę. Przynajmniej na tę chwilę.
- Dziwna sprawa - skomentowała krótko w stronę barona, marszcząc lekko mały nosek. - Miejmy nadzieję, że już zakończona.
Odłożyła pusty kielich, sięgnęła po kolejny. Uwielbiała wszelkie trunki, a najbardziej wino.
- Zdrowie Adeli de Meyorino, niech życie jej opływa w miód i wino! - wzniosła obyczajowy toast, po czym zatopiła blade usta w krwawej toni, oddając się rozkosznej symfonii smaku, zapachu i ciepła rozchodzącego się po ciele.
Afrodyzjak delikatnie łechtał rycerską duszę, pieścił zmysły. Świat piękniał mimowolnie, choć do alkoholowego otumanienia było kobiecie bardzo, bardzo daleko. Taki to już rycerski żywot.
- Opowiedz mi coś o sobie więcej, baronie Gauthier - skierowała się ku rozłożystej sofie, usiadła. - Miło się Ciebie słucha.


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#22 2016-08-19 18:22:44

Wulf

Granica możliwości

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Jak tylko wydostał się z salonu, co tchu popędził do kuchni. Służba na jego widok raptownie przyspieszyła ruchu, zagęszczając żywą krzątaniną, zasmolone i przesiąknięte wesołą gamą aromatów, pomieszczenie. On jednak minął ich wszystkich bez słowa, przeszedł jak duch obok szpaleru kotłów i palenisk, kołyszących się na wełnianych sznurach łbów czosnku i kiełbas zwisających ze sztyka. Zatopiony we własnych myślach, wpadł na jedną z dziewek służebnych i kiedy ta odbiła się od niego, przechylając niebezpiecznie nad jednym z blatów, nie zatrzymał się, pognał dalej, przechodząc przez kolejne drzwi. Czym prędzej pobiegł po zimnych, kamiennych stopniach schodów prowadzących do jego komnaty, a w otulającej go ciszy, jego kroki wybrzmiewały równomierny, złowieszczy rytm.

Zatrzasnął za sobą drzwi. Otworzył przylegający do łóżka kufer i w pośpiechu począł wyrzucać z niego kolejne tkaniny, dopóki nie ochłonął i nie osiadł apatycznie na usłanej suknem podłodze. Jego ciężkie spojrzenie spoczywało na nieodgadnionej dali, gdzieś w nicości, poza świat żywy i materialny. Nie był nawet wściekły.

Pogodził się z tym losem już dawno temu. Wiedział, że ten czas nadejdzie. Musiał nadejść. Prędzej czy później. Mimo wszystko było mu żal. Po tych wszystkich latach, po zadomowieniu się w tej nadgryzionej zębem czasu winnicy, gdzie odnalazł spokój i namiastkę zwykłego życia, które nigdy dotąd nie było mu dane. I dopiero w chwili, gdy zaczął sobie uświadamiać, że jeżeli odejdzie to straci to wszystko na zawsze, zawahał się. Chyba po raz pierwszy w swym życiu nie wiedział co zrobić. Z roztargnieniem pomyślał o Adele. A później o jej mężu.

Franz podniósł się i wyszedł.
   
Do siedzącej na rozłożystej sofie bezimiennej pani rycerz i stojącego nieopodal barona podeszła znana im już postać. Majordomus uśmiechnął się usłużnie, niosąc tackę wyłożoną brunatnymi krążkami.
— Wybaczą państwo, że przeszkodzę, ale zachęcam do skosztowania tych o to, cebulowych ciasteczek. Idealna do czerwonego Meyorino przekąska. Poza tym, raczę poinformować — powiedział, kładąc tackę na stoliku przy sofie —  że uczta już niebawem. Mam nadzieję, że jeleń w winie ze śliwkami i przepiórki faszerowane gęsią wątróbką trafią w państwa gust.

Offline

 

#23 2016-09-01 02:12:45

 Ivan

Wieczny Ogień

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Twarz Roberta, dotychczas niezmiennie kamienna, zaczęła kruszeć niczym zdany na nieubłaganą łaskę wiatru i morza skalny klif. Nienaruszony od frontu, choć zapadający się od wewnątrz, stopniowo i metodycznie pochłaniany przez ogarniające go wzburzone fale.
Delikatne zarysowania w kącikach warg, ledwie zauważalne drżenie powieki, zbyt mocne zaciskanie dłoni. Każdy ze znaków spiskował przeciw niemu, lecz tym który go wydał, był błysk odbijający się w nieporuszonych tarczach tęczówek barwy polerowanego brązu. Corbell wyglądał tak jakby chciał krzyczeć a ktoś zaszył mu usta. Jak gdyby w trakcie trwania zakrapianego bankietu utknął na przeludnionej sali tanecznej bez ubikacji.

Długie pasmo włosów przesunęło się jak żywe w wyciągniętej rękawicy. Wypuszczając je, dłuższą chwilę obserwował jak wije się i zakręca na kamiennej posadzce. Podsumowując ten widok siarczystym, wypowiadanym w myślach przekleństwem, uniósł spojrzenie na matkę znajdującego się w śpiączce ciała. W jego spojrzeniu był żal. Szczery i spowodowany faktem niezasięgnięcia informacji przed najściem winnicy w celu odebrania starego długu. Lenistwo było pretendentem do zaszczytnego tyłu jego głównego grzechu bronionego nieustępliwie przez zamiłowanie do hazardu.

Umawialiśmy się, że dziecko przeżyje. — Nilfgaardczyk przełknął ślinę, odstępując od naturalnego sarkofagu — Ametyst powstrzymuje klątwę. Ale z jakiegoś powodu dziewczynka pozostaje w letargu i cierpi na dosyć osobliwy efekt uboczny. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, nie moja specjalizacja. Wykonanie sekrecji i uaktywnienie kamienia zleciłem postronnemu specjaliście.

Corbell nie kłamał, choć wielka rosła w nim ochota, by zaprzeć się w żywe oczy, że miał cokolwiek wspólnego z z tym wszystkim i wiedział co właściwie się tu wtedy wydarzyło. Jego pamięć zresztą, nie tak świeża jak przypuszczała Pani tej winnicy, nosiła mgliste jeno wspomnienie tego dnia przed wieloma laty gdy Bruno wezwał go do siebie po raz pierwszy, powierzając rozpoznanie i ekspertyzę. Których, koniec z końców, ostatecznie się podjął, choć dawny druh nie ułatwiał mu pracy, ukrywając przed nim detale całej sprawy, a wciągając do konspiracji jedynie ich lokaja. To co udało mu się podsłuchać dotyczyło wycieczki w góry i znajdujących się tam ruin. Działając niemal na ślepo wdrożył standardową procedurę, korzystając z pomocy i usług lokalnego druida, który dostarczył mu materiały na sarkofag.

Jak długo już tu leży? — Zapytał na głos, przypominając sobie, że okres regeneracji i snu został wyliczony na niecałe pół roku i miał upłynąć z końcem zimy. Mimowolnie licząc na palcach zamarł w połowie rachunku, konstatując, że albo dziecko od zawsze było na tyle wyrośnięte, albo to on musiał się w ostatnim czasie zestarzeć i skurczyć.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#24 2016-09-03 07:13:20

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Niczym pomnik rycerskich cnót, baron obserwował nerwowo odchodzącą gospodarz i gościa. Nie dlatego, że wydało mu się to niegrzeczne. Ani też dlatego, że Adela zabrała mu rozmówcę z przed nosa, a Albert liczył na fizyczną wymianę zdań. Uwielbiał walkę. Egzamin własnych umiejętności. Kochał adrenalinę i niepewność tuż przed. To pozwalało żyć w pełni. Mało kto znał rycerza z tej strony, ten skrzętnie przykrywał wszystko kamienną maską spokoju.
Prawdziwą przyczyną zainteresowania barona nagłą reakcją de Meyorino była podejrzliwość. I przeczucie, że coś tu pachnie gorzej niż pieniądze. Cała scena wydała mu się nietuzinkowa, zdawała się wręcz krzyczeć, że coś jest na rzeczy. Coś więcej niż zaległy, choć wcale nie mały, dług za grę w karty. Pierw ulotnił się Franz. Czyżby coś przeczuwał? Przecież znał Corbella od lat. Sama Adela odeszła z wierzycielem w przeciwnym do wyjścia kierunku. Zapewne porozmawiać w cztery oczy, z dala od wścibskich uszu gości i samego barona. Sprawa z nieproszonym gościem bez wątpienia była większa niż którykolwiek z wtajemniczonych chciał by myślano. I Albert to pojął. Miał tylko nadzieję, że wdowa nie uwikłała się w niepotrzebną kabałę z Nilfgaardczykiem. Kusiło go też by podążyć zaraz za nimi, jednak to okazałoby się nietaktem ze strony szlachcica. Również szpiegowanie nie leżało w jego naturze, więc postanowił pozostać nad wyraz czujnym. A Adela? Zawsze potrafiła o siebie zadbać. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że w razie problemu wezwie pomoc. Miecz. Myśl pojawiła się w jego głowie. Zostawił broń w pokoju gościnnym na piętrze, w którym miał przyjemność nocować podczas swojego pobytu w winnicy. Blisko, a zarazem daleko, gdy liczą się każde sekundy. Przyjęcie wydawało się być skończone, chociaż żaden z gości jeszcze tego nie wiedział. Zatem grał dalej.
Odwrócił się na pięcie ku jego poprzedniej rozmówczyni, niemal machinalnie poprawiając swoje fantazyjne nakrycie głowy. Szeroki uśmiech znów zagościł na szlachetnie ciosanej twarzy gdy zbliżył się do siedzącej kobiety.
- W miód i wino. Do ostatniego tchu, zdrowie! - odpowiedział radośnie, i szczerze, po drodze przechwytując kolejny kielich z purpurową ambrozją. Momentalnie znalazł się on w powietrzu, salutując w geście toastu. Krótki, acz soczysty łyk okazał się remedium na suchość w gardle, spowodowaną niejasną sytuacją. Stanął tuż obok kobiety, przyjmując pozornie neutralną postawę.
- Pani. Nie chwaląc się, faktycznie miałbym kilka przygód do opowiedzenia, jak walka ramię w ramię z wiedźminem. Wybaczcie więc moje zachowanie. - skłonił się delikatnie ku pannie rycerz - Ale to ja chciałbym poprosić o to Ciebie, pani. Na śluby nie chcę naciskać, święta sprawa. Jednak ostatni raz gdy się widzieliśmy, a przynajmniej ja Ciebie, nie należał do przyjemnych. Jeśli nie masz nic przeciwko, pani, chętnie usłyszałbym co się wtedy wydarzyło. Z góry przepraszam za przywoływanie takich wspomnień.
Majordomusa zauważył, gdy ten tylko pojawił się w sali. Baron przywitał się ponownie krótkim skinięciem głowy.
- Ależ nic się nie stało, Franzie Bernardzie. Odmówię jednak ciasteczek. Jeleń brzmi tak zachęcająco, że chciałbym zachować miejsce dla tej przyjemności. A zdążyłem już pochłonąć kilka tych wspaniałych roladek z łososiem. Przekaż proszę wyrazy uznania kucharzowi. Ja na tę przystawkę się nie skuszę, ale może pani? - spojrzeniem przeniósł centrum rozmowy na bezimienną.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-09-03 07:32:44)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#25 2016-12-05 18:27:26

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

-Do ostatniego tchu – szepnęła, ponownie zatapiając blade usta w krwawym trunku.
Słodycz ambrozji jak zwykle przyniosła delikatnie spływające ukojenie i uczucie zanikającego zmęczenia. Kobieta odłożyła kielich i oparła się wygodnie.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc o wiedźminie, czując mocne ukłucie na samą myśl o tych, których spotkała, ukłucie ostre niczym puginał zatopiony po jelec w miękkim ciele. Cała beztroskość, jaka na ułamek sekundy ją opanowała, zniknęła w jednej chwili.
- Przepraszasz, a jednak decydujesz się zapytać - uśmiechnęła się, zaciskając pełne usta. – Było tak, jak często bywa na takich wojnach. Byliśmy na przedzie, otoczyli nas i wyżęli – ucięła nagle, choć głos miała spokojny i twardy. – Wszyscy, którzy byli mi wtedy bliscy zginęli. Poza moim ojcem, którego tam nie było.
Podziękowała w myślach majordomusowi, który przerwał rozmowę w miejscu, w którym zapewne przyszłoby jej usłyszeć kondolencje. I ponownie przeklęła dzień, w którym to zginęła jej kompania, sięgając po ciasteczko i zatapiając go w miękkich ustach. Po chwili ocknęła się z zamyślenia i uśmiechając się delikatnie do Franza, podziękowała za przekąskę.


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.transeuro.pun.pl www.underworldots.pun.pl www.koronakielce73.pun.pl www.hussars-rappelz.pun.pl www.teenbookforum.pun.pl