Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2016-08-02 22:19:39

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Koniec lata w Toussaint. Rozbuchana, lecz pomału więdnąca zieleń. Ciężko pachnące kwiaty i jeszcze cięższe, łamiące się pod nadmiarem owoców gałęzie drzew. Urodzaj w winnicach i oczekiwane niecierpliwie Święto Kadzi. A nade wszystko – upał, upał, który nie odpuszczał aż do późnej nocy, który kazał mieszkańcom ksiąstewka – oczywiście tym, co mogli sobie na ten luksus pozwolić – całymi dniami kryć się w chłodnych murach swych kamiennych zameczków i oddawać się rozkoszom doczesnego żywota. W jednym z owych bajecznych zameczków zaczęła się właśnie ta historia. Choć niektórzy powiadali, że w istocie zaczęła się dużo, dużo wcześniej.

Adela de Meyorino była właścicielką dobrze prosperującej winnicy. Odziedziczyła ją kilka lat temu po mężu, który niedługo po zaślubinach zmarł na skutek jakiegoś okropnego wypadku. Adelę bardzo smuciły nieżyczliwe dywagacje postronnych na temat tego, ile istotnie było w owym zdarzeniu przypadkowości. W jej ukochanym zameczku na szczycie wzgórza właśnie trwał bankiet, a ona sama, dumna gospodyni, oparta o marmurowy parapet patrzyła z okna na swoje włości, zalane wieczornym złotym blaskiem. Tłumaczyła przy tym komuś zawzięcie, jak ogromnie ranią ją nieżyczliwe plotki. Na szczęście niezawodnym lekarstwem na ból – ten i każdy inny – było produkowane tutaj wino, słodki cud koloru bursztynów. Pomocniczo w tej kuracji stosowano poezję, muzykę i taniec, a wszystko to w świetnym, dość wąskim, za to ogromnie wesołym gronie przyjaciół.

Gdyby był to jakikolwiek inny wieczór, Adela nie wpuściłaby do domu intruzów. Kazałaby czekać do jutra każdemu, kto miał do niej interes, chyba że byłaby to sama księżna Anna Henrietta. Ale tradycja głosiła, że w Toussaint w przedostatni dzień lata każdy wędrowiec ma prawo – a wręcz obowiązek – dołączyć do zabawy, jeśli po zmroku zechce zapukać do czyichś drzwi. Gospodarz zaś musi takiego gościa osobiście przywitać w drzwiach i uraczyć przynajmniej szklanką wina, a im chce uchodzić za zamożniejszą i świetniejszą personę, tym piękniej trzeba mu przyjąć nieznajomego.  Czy słyszano, by w Toussaint ktoś się sprzeciwił tradycji? Powiadomiona przez służbę o czyimś przybyciu, kobieta niechętnie odstawiła kielich, odłożyła na kryształowy talerzyk nadgryzione ciasteczko, wzniosła melodramatyczne westchnienie w stronę najwyraźniej głuchych na jej pretensje niebios i poszła.

Szeleszcząc suknią koloru księżyca, skrzętnie ukrywając pod wachlarzem z kościanej koronki siatkę pierwszych zmarszczek, a przy okazji i nieznaczny grymas irytacji, pani Adela stanęła w drzwiach swojego domostwa, aby możliwie godnie przyjąć gościa. Albo gości. Oby nie.


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#2 2016-08-02 23:04:29

 Muihre

Be Pe Pe

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Przed nią stał niewysoki rycerz w pełnej zbroi, misternie dłubionej i pozłacanej w liczne ornamenty. Pod kanelowanymi naramiennikami widniały dwa herby, z lewej strony w polu złotym orzeł czarny, zaś z prawej w polu srebrnym trzy czerwone rauty. Herby Lyrii i Rivii.
Przybysz ściągnął przyłbicę, a kasztanowe włosy opadły na kołnierz przeszywanicy o barwie lapis lazuli wystającej znad kirysu.
- Witaj, szanowna gospodyni tego domu! Chciej wpuścić gościa w swe progi, by móc zdrowie twe pić, jak i obrodzenie twych winnic - powiedziała wedle obyczaju młoda dziewczyna, uśmiechając się lekko. - Do północy nie mogę wyjawić imienia swego, mam jednak nadzieję, że mankament ten nie przeszkadza ci, pani tego domu. Wczoraj byłam z wizytą u Jaśnie Oświeconej Annie Henrietcie i jak tradycja nakazuje złożyłam ślub.
Coś wielkiego wyszło zza pleców dziewczyny i spojrzało jasnymi ślepiami na Adelę.
- To mój wieloletni towarzysz podróży, nie odpuści mnie na krok. Ale bez obaw, to bardzo spokojny wilk.

Ostatnio edytowany przez Muihre (2016-08-02 23:18:34)


Karta Postaci w trakcie... | Monety: 150

Kto sobie rano posta strzeli, dzionek cały się weseli.
Ivan

Offline

 

#3 2016-08-03 00:04:16

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Toussaint. Kraina winem i miodem płynąca. Kraina tradycji i źródło wielu opowieści o rycerskiej cnocie, rozpalające wyobraźnie młodych chlopców i serca dziewcząt. Nie inaczej było i w przypadku barona Alberta Gauthiera de Penthievre-Pouilly. Chociaż ten miał już swe młodzieńcze lata za sobą. Szlachetne ideały jednak były w nim wciąż żywe. Nie dziwota, skoro raptem przed miesiącem wrócił on w rodzinne strony, do Toussaint, po zgoła trzyletniej wyprawie. Nikt nigdy nie zarzucił Albertowi złego wyczucia czasu. Trafił idealnie na koniec lata, a więc najradośniejszy czas w roku w księstwie Jaśnie Oświeconej.

Fakt, że podróż zakończyła się niedawno, przysporzył mu tłumu słuchaczy i słuchaczek wśród gości. Ciekawych świata poza baśniowych księstewkiem. A ten, ochoczo opowiadał. W trakcie jednej ze swych historii, gdy flirt ze wspaniała, jasnowłosą de Launfal, zauważył on kątem oka ich wspaniała gospodynię, panią de Meyorino, zmierzającą ku wyjściu.
Grzecznie przeprosił swą rozmówczynię, puszczając jej krótko oczko na zakończenie i wymknął się za de Meyorino, poprawiając swój granatowy chaperon i ledwo wymijając kelnera z winem, który poplamiłby jego dublet w kolorach rodowych.
Pani de Meyorino już zdążyła przywitać gościa. W swej szarmanckości, postanowił on wspomóc gospodynię i przy okazji przedstawić się. Spokojnym krokiem zaszedł na prawicę de Meyorino, górując nad obydwiema postaciami i obdarzył uśmiechem obie... Kobiety. Gość momentalnie przykuł uwagę barona. I nie dlatego, że była nim kobieta w pełnej zbroi. Ale dlatego, iż znał ją. Przynajmniej tak mu się zdawało. Kilka lat przybyło, ale wszystko się zgadzało. Włącznie z herbem. Czy to możliwe? Przecież nikt nie przeżył.
- Wszystko w porządku, pani Adelo? Widzę, iż zaszczycił nas niebywały gość.
Na brodatej twarzy Gauthiera zagościł ciepły uśmiech, skierowany do gościa. Nadal nie był pewien, jednak radość powoli rozpalała go.
- Pozwólcie, pani, iż się przedstawię. Albert Gauthier de Penthievre-Pouilly, baron Pomerolu. - Ukłonił się on, poprawiając chaperon zaraz po wyprostowaniu - Zawsze rad jestem spotkać szlachetny kwiat rycerstwa. Wybaczcie mi, panie, ale zdążyłem podsłuchać zdanie o ślubach złożonych Jaśnie Oświeconej. I ach, rozgadałem się. Ciężko nie być tak rozmownym, będąc na nowo w rodzinnych stronach. W każdym razie, wydaje mi się, pani, iż my się już spotkaliśmy. Herb rozpoznaję dokładnie, aż dziw bierze. Jednak nie chciałbym zabierać głosu naszej nadobnej gospodyni, pani de Meyorino.
Lekkim ukłonem głowy przekazał pałęczkę rozmówcy Adeli.

Ostatnio edytowany przez Szczur (2016-08-03 21:39:18)


Karta Postaci  | Monety:   12 novigradzkich koron

Dla Temerii zrobię wszystko. Nawet się skurwię.

Offline

 

#4 2016-08-03 02:08:59

 Aishele

Sezon Burz

Miano: Burza
Rasa: człowiek
Wiek: młoda

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Panna rycerz o kasztanowych włosach w lśniącej zbroi, cała skąpana w blasku złotej godziny, przedstawiała sobą prawdziwie malowniczy obrazek. Jak z iluminowanego modlitewnika. Pani domu na dłuższą chwilę zapatrzyła się na to śliczne zjawisko, zanim zdołała dobyć głosu.

— Szlachetny gościu, strząśnij kurz drogi i jak do siebie wstąp w moje progi — wyrecytowała również zgodnie z obyczajem Adela, starając się nie wzdychać zbyt ostentacyjnie. — Pij moje wino, niech ci zaszumi w głowie, stąd mojemu domowi będzie pomyślność i zdrowie.

Dobrze, że wszystkie te tradycyjne formułki były zwykle do rymu. To bardzo pomagało je zapamiętać, no i do tego jakoś tak dodawało im wiarygodności. Głos Adeli, słodki jak tutejsze wino, nawet nie drgnął, jednak jej brwi uniosły się wysoko, kiedy tuż przed nią stanął wilk. Kobieta na chwilę przestała się wachlować. Nawet święta gościnność miała mimo wszystko pewne granice.

— Ciebie zapraszam, bezimienna przyjaciółko, wstąp do mego domu, rozgość się i zabaw nas opowieścią. Jednak zwierząt obyczaj nie obejmuje i ich do domu nie wpuszczam — oznajmiła bardzo stanowczo pani domu. — Niechaj twój towarzysz pozostanie w ogrodzie, ręczę że krzywda mu się tu nie stanie.

Uznając sprawę za wyjaśnioną, pani de Meyorino przeniosła wzrok na barona, któremu wytworne nakrycie głowy akuratnie znowu zsunęło się na oczy. Pocieszny był z niego kawaler.

— Baronie Albercie, skoroś już postanowił czynić honory, zechciej podać ramię naszemu gościowi i racz poprowadzić ją na salony, a za chwilę opowiecie, gdzie zdarzyło wam się spotkać, skoro nie jesteście sobie obcy. Ale nie będziemy stać w progu, nie wiadomo jakie licho nam się do domu ukradkiem wemknie. Zapraszam.

Ostatnio edytowany przez Aishele (2016-08-03 02:09:56)


Najczęstszy ludzki błąd – nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Karta Postaci  | Monety: 11 koron novigradzkich, 4 denary i 6 kopperów

Offline

 

#5 2016-08-03 03:36:04

Wulf

Granica możliwości

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

    To był dobry rok, pomyślał z roztargnieniem Franz, patrząc przez okno na rozciągające się aż po horyzont plantacje winorośli domu Meyorino. Nadszedł już wieczór, a mrok począł pochłaniać świat. W polu już dawno nie było praktycznie nikogo; pani rozkazała dać robotnikom z pola wolne od południa z okazji bankietu, który, wyprawiony w przedostatni dzień lata, był wyjątkowy sam w sobie. Tu, w Toussaint, było wiele takich dni. Wyjątkowych i magicznych. Okraszonych starą jak świat tradycją, strzeżoną przez ludzi, dla których ta była nie tylko przyzwyczajeniem, ale niejednokrotnie sensem życia. Wśród krzewów krzątały się więc tylko cztery postacie: stróż Emanuel i jego trzy potężne mastify. Na wspomnienie o nich, przed oczami majordomusa mimowolnie pojawiła się scena sprzed dwóch tygodni, kiedy to musiał wraz ze starym Drazką, pomimo sprzeciwów Emanuela i pani Adeli, uśpić starą, schorowaną sukę, Bernadettę. Zwierze służyło domowi przez tuzin wiosen, a sama pani Adele zaprzyjaźniła się z nim wraz z wprowadzeniem na włości.
      Tak przynajmniej mówiono.

    Zbiory tego roku miały być udane. Gałęzie winorośli już teraz uginały się od ciężaru pęczniejących kiści, a niezagrożone wojną księstewko wydawało się być najpiękniejszym zakątkiem świata. I najbezpieczniejszym.
    Jednak ani plantacje, ani bezpieczeństwo, ani szczęście w domu Meyorino nie było powodem, dla którego Franz rozpatrywał ten rok jako dobry.
   
    Wypatrzył gości już jakiś czas temu. Kiedy tylko zobaczył zbliżającą się do bram opancerzoną sylwetkę rycerza, natychmiast posłał służbę, aby poinformowali panią Adele o przyjściu pierwszego, niezapowiadanego biesiadnika. Wiedział, że tradycja nakazywała, aby pani uczyniła powitanie osobiście. I równie mocno uważał to za idiotyczne.
    Wyszedł ze swojej komnaty, z której miał widok na główną drogę i zszedł na dół. Najpierw odwiedził kuchnię. Machinalnie i całkowicie instynktownie pogonił kucharza i upewnił się, że danie główne jest już gotowe. Potem udało mu się chwycić przebiegającą służkę i wypytać ją o stan wina. Jako, że niewiele na ten temat wiedziała, osobiście  udał się do piwniczki i wykonał szybką inwentaryzację. Powinno wystarczyć, fachowo skonkludował, spozierając w cieniu na ścianę wybrzuszoną dębowymi dnami.
    Potem natychmiast ruszył do stajni, a kiedy wrócił stamtąd usatysfakcjonowany jakością oporzędzenia koni, pozostało mu tylko jedno. Niczym cień, wyłonił się za plecami Adele de Meyorino, której zapach perfum jak zawsze podrażnił jego wrażliwe nozdrza. Franz lubił perfumy pani Adele. Lubił też znajdować się w jej otoczeniu.
    — Niech się łaskawa pani nie martwi — zwrócił się w stronę kobiety w zbroi, skłaniając lekko, splecione dłonie trzymając za plecami. Głos majordomusa był niski i lekko zachrypnięty. Mówił wolno i wyraziście. — Pani przyjaciel będzie w najlepszych, możliwych rękach. Nasz psiarz, Emanuel, z najwyższą przyjemnością się nim zaopiekuje. Jest bardzo doświadczony i zna się na swoim fachu, zaręczam.

Offline

 

#6 2016-08-03 06:23:06

Szczur

Kwestia ceny

Miano: Griffin
Rasa: Człek
Wiek: Około trzydziestki

Re: Co się zdarzyło w winnicy Meyorino

Baron milczał dłuższą chwilę, wpatrując się w gościa. Nie było pewne czy to zauroczenie osobliwym widokiem czy też Albert szukał jej w pamięci. Wszystko było skrzętnie ukryte za delikatnym, dobrodusznym uśmiechem jakim zwykł obdarowywać ludzi w okół siebie. Mimo statusu, był dość prostym człowiekiem. Zwykły uśmiech mógł poprawić komuś dzień. A może po prostu nie lubił okazywać ani dzielić się emocjami?
Spojrzał na Adelę i zarzucił ogon swego chaperonu na szyję, niczym szalik.
- Racja, pani. Dobrze powiedziane. I oczywiście, jak mógłbym odmówić wspaniałej damie? Zaoferowania swego ramienia tak osobliwej pannie. Tylko głupiec by sterczał, nie mam racji?
Przysunął się bliżej gościa, wyciągając swe prawe ramię ku niej.
- Pani, jeśli pozwolisz. - zaoferował się.

Po chwili usłyszał męski głos zza pleców de Meyorino. To był Franz, zasłużony majordomus pani Adeli. Baron kiwnął głową, potwierdzając słowa mężczyzny i jednocześnie swoiście witając go w całej konwersacji.
- Możecie mu zaufać, pani.