Vatt'ghern - Wiedźmin PBF

- wiedźmiński PBF

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Vatt'ghern pod przeniesiony! Znajdziesz nas teraz tutaj

---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ---------------------------------------------------- ----------------------------------------------------

#1 2017-12-08 00:50:03

 Ivan

Wieczny Ogień

Kantor na starówce

https://i.imgur.com/FfhtDSz.png


Niewielka dobudówka o wąskim froncie, wciśnięta między dwie kamienice jak naprężony materiał gaci między dwa półdupki. Mieści się na północo-wschodnim krańcu giełdy, prócz kamieniczek, będąc ograniczoną  siedzibą banku rodziny Zammorto od zachodu, a od południa – Cianfanellich. Wnętrze zostało zaanektowane na pojedyncze pomieszczenie o charakterze biurowe wyposażone w podstawowy komplet mebli w liczbie stanowiącego serce miejsca biurka, trzy krzesła, skrzynię, dwie komódki oraz drewniany żyrandol z mosiężnymi okuciami. Jedynymi otworami w pomieszczeniu są otwierane na zewnątrz drzwi z litego drewna od strony ulicy oraz okrągłe okienko wychodzące na zabudowany plac między kamieniczkami. Panujący wewnątrz nieporządek, na który składają się przede wszystkim weksle, umowy oraz dokumenty notarialne, zabezpieczone od przeciągu rozmaitymi bibelotami i szkatułkami pozwala przynajmniej w części domyślać się charakteru miejsca. Jest to kantor wymiany walut, ni mniej, choć może nieco więcej, bo udziela się tutaj też niewielkich pożyczek na procent oraz skupuje się drobne przedmioty, przeważnie biżtuerię i precjoza. Słowem, strategiczne miejsce, dla niejednego kupca, nad którym krąży widmo windykacji. Również strategicznie ulokowane, gdyż bardzo łatwo doń trafić, jeśli wyrzucą cię przedtem z jednego i drugiego banku.


Ale nie martw się, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże.

Offline

 

#2 2017-12-08 01:13:48

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Wracając z bazaru, wybrali się na spacer po starówce. Wóz powierzyli koniuchowi, z którym spotkali się pod stajniami „Gospody pod pełnym trzosem”. Pryncypał z góry opłacił opiekę nad zwierzęciem, uprzednio zabezpieczając dobytek swój oraz Rysława na wozie. Komorzy planował iść na miasto, by – jak to się sam wyraził: „Aj, gotowiznę wypłacić, bo wszystek co mam jest cienkie aby zaliczka!”. Nie brał ze sobą kuszy ni żadnej broni z wozu. Przynajmniej nie widocznej. Co miał pod płaszczem, nie wiada, choć złośliwi podpowiedzieliby, że ukrywa tam czarci ogon i kopyta zamiast kulasów. Znad placu giełdy, przy którym mieściła się gospoda przeszli się kawałek na wschód, idąc w stronę Wielkiej Szpicy a zaraz potem w kierunku nowego miasta. Mijali też wystawny front jakiejś instytucji ulokowanej w zabytkowym budynku, ani chybi banku lub możnej faktorii. Obecnie wyglądali zza węgła jakiejś odrapanej ściany, obserwując co dzieje się na najdłuższej ulicy starówki. Schmeisser co rusz mrużył oczy i się rozglądał, wyraźnie speszony i przesadnie ostrożny. Regularnie też syczał, nakazując Rysławowi zachowanie ciszy i upominając go, by mniej rzucał się w oczy. Czym trochę mu zresztą pochlebiał. By rzucać się w oczy w środku Novigradu należało pomalować sobie rzyć niebieską farbką i chodzić na rękach, lub przejechać się główną arterią wozem zaprzegniętym w małpy, na którym tańcowałyby gołe baby.

Cichajcież panie Ryśku i schowajcie się bardziej! — zaskrzeczał, by przekrzyczeć gwar, filując przy tym zza winkla i wyciągając szyję, by dostrzec coś w tłumie. — Zabierałeś może jaki sprzęt? I jak tam ramię? — Względem tego ostatniego szło odpowiedzieć, że lepiej niż przypuszczał. Nie było tak bezwładne jak tuż po starciu, a sam jego ciężar nie wystarczał już, by zadać najmicie ból podczas chodzenia. Szło też obracać nim w barku, choć gdyby sprawdzić, gwałtowny wymach lub próba uniesienia czegoś ciężkiego, co absorbowało naramienny mięsień, kazało odczuwać mu raczej dokuczliwy niż paraliżujący ból. Porównywalny z zastąpieniem mu kości nieco przyrdzewiałym prętem i wsadzeniem go w staw.

Offline

 

#3 2017-12-08 02:04:57

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Jak nie było żadnych przykazań specjalnych, to zwyczajowo sprzęt wziął calutki prawie, tak żeby jako ochroniarz dobrze służyć i powinność swą spełniać. Miał przy sobie zatem miecz swój, miał też sztylet po prawej i topór takoż ze sobą wziął z myślą o bardziej bezpośredniej a siłowej walce. Tarczę przez plecy przewiesił i pasa nieco podciągnął, tak że jej wygodnie nazbyt dobyć nie mógł, ale i plecy mu nieźle pilnowała a i nie majtała się jak popierdolona dziwka w pościeli.
A czy kapalin zabrał i czepiec? A rękawice? Waść, pytasz dzika czy sra w lesie?

Nie jemu było oceniać, ale tak się zachowując w gwarnym mieście, bardziej się uwagę przykuwało niż osobę swoją przed zbytnią uwagą ukrywało. Trochę tacy "niewidzialni", tajniacy z bożej łaski kijem mianowani.
- Ostatecznie ujdzie, ale bym jej życia nie powierzył. - Określił się względem swej górnej, lewej kończyny. - A co? - Ta pseudo konspiracja na krawędzi absurdu była dziwna, i mogła mieć nieprzewidywalne rozwinięcie. Bo i jedno to służba, rozkazów przyjmowanie, ale przecie nie będzie się, cholera jasna, tak na zawołanie lał. Panie, kurwa, o takich rzeczach to się mówi wcześniej, jeśli można.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-08 14:05:48)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#4 2017-12-08 23:19:00

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Stolica świata, stolicą świata, ale jednak nawet pośród tłumu mogli zwracać na siebie uwagę. Z jednej strony Schmeisser, który swoim przewrażliwieniem uzyskiwał efekt odwrotny do zamierzonego, z drugiej strony Rysław, na tle ciżby wyróżniający się nie tylko gabarytami, ale i rynsztunkiem. W ostatnich latach w mieście nie brakowało zbrojnych, większość obywateli nosiła przy sobie broń. Rysław miał jej przy sobie wcale sporo, a i w dodatku tarczę na plecach. Normalna rzecz, w końcu to narzędzia jego pracy. Jednak zawodowych wojaków dostrzegało się szybciej i zapamiętywało na dłużej. A tak się akurat składało, że w tłumie podążającym ulicą, przy której odprawiali owe dziwaczne podchody, znalazł się też patrol straży w liczbie czterech stróżów porządku. Szczęśliwie, tej zwykłej straży, wyposażonej w halabardy, a nie świątynnych drabów w czerni. Właśnie byli przez nich mijani.

Spoiler:

Będzie rzut na ukrywanie. Zachowanie Schmeissera oraz wygląd Rysława zwiększają jego trudność. Tłum na ulicy — zmniejsza. By nie zwrócono na nich uwagi, potrzebny jest rzut trzema kostkami, a na każdej musi wypaść co najmniej cztery oczka. Szóstka lub jedynka na pierwszej z nich oznacza krytyczny sukces/porażkę.

Wynik: krytyczny sukces. (Id rzutów: 511172 i dwa kolejne o jeden wzwyż.)

Przedstawiciele porządku minęli ich, nie zawracając sobie rzyci pierdołami, to jest dwoma dorosłymi facetami bawiącymi się w podchody w środku miasta, nieopodal giełdy. Ich czujne spojrzenia przepatrujące okolicę miały ważniejsze obiekty do obserwowania. W końcu tyłki mieszczek same się nie obejrzą, a i co jakiś czas trzeba było spoglądać pod nogi, by przypadkiem nie potknąć się o własną halabardę. Nadto zaś, jeden ze strażników, dziwnie znajomy łysol z mieczem i chustą, nie miał czasu spoglądać w ich kierunku, bowiem wdepnął nowiutkim kamaszem w gówno i usiłował się go pozbyć, głośno i plugawie przeklinając.

Schmeisser, zupełnie niezrażony przechodzącym właśnie patrolem, pochwalił Rysława za przygotowanie do wypadu na miasto.
Aj, dobrze. Miej w gotowości i na widoku, zwłaszcza toporzysko. A teraz... — komorzy rozejrzał się konspiracyjnie, po czym kontynuował. — Obejdźże budynek, tak żeby dostać się na jego podwórze od drugiej strony, o tam, widzisz? Wejdź w głąb najbardziej jak się da i szukaj tam małego, okrągłego okienka w murze. Obstaw je i pilnuj, dopóty nie zawołam. No, to tedy idź, tylko głowa nisko, żebyś nie świecił ludziom w okiennicach — pouczył go na drogę, samemu, wygładzając płaszcz i opierając się o węgieł w oczekiwaniu.

Offline

 

#5 2017-12-09 00:00:59

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz? No?... Jakaś zawszona konspiracja, i weź się tutaj domyślaj chłopie, co mości Wrona chce uczynić. Mur obsadzić?... Nie no, na to jak zwykle za mało ludzi.

- Aj. - Potwierdził swe zrozumienie dla przykazów.

Głęboko na podwórze, od drugiej strony. Okrągłe, małe okienko w murze. Pilnować. To w takim razie musiał się jakoś "przekraść" na swój posterunek. Póki był w tłumie, najlepiej było mu udawać zainteresowanego dupeczkami żołdaka, który łaził sobie i tak zaszedł do miejsca, gdzie mógłby się odlać czy przebimbać dzień wolny od pracy. Łeb schylił, chyba że i tak byłby na widok wystawiony, i tylko debila by z siebie zrobił, łażąc pod okiennicami, jakby zamierzał się pod którąś wysrać.

Udało się? No bo jeśli się udało, to stanął i filował przy murku, czekając na ów "znak" od pryncypała. Bo to panie prosty człek jest... Każą pilnować - pilnuje. A jak ojciec mówi, że "prać" - to pierze.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#6 2017-12-09 21:11:22

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Dowódca posłał na mur, rady nie było. Precyzyjniej to pod mury kamieniczek otaczających wzmiankowany placyk. Pochylając nieco łeb, szedł z tłumem, wypatrując miejsca, w którym znajdowało się wejście na wspomniane podwórze.

Udało się i owszem, znalazł. Obszedł cały kompleks budynków, dobrał się doń od rzyci strony (z punktu widzenia topografii miasta, od strony głównej arterii) stając przed wejściem na znajdujący się między nimi długi i wąski placyk. Był tylko jeden szkopuł. Mianowicie brama. Wysoka, wyższa od niego. Wpasowana z każdej strony w murowane wejście. Składająca się z metalowych prętów, wśród których wyróżniał się obrys drzwi zwieńczonych zdobioną klamką, stających na miejscu jego destynacji. Wiatr hula między prętami, śmiejąc się złowieszczo i metalicznie ze śmiałka. Albowiem są na tym świecie rzeczy znane lub takie, o którym nie śniło się nawet czarodziejem, jednak pomiędzy nimi zawsze znajdą się drzwi. Cóż zatem uczyni dzielny weteran? Czy pokona przeciwność losu? Poradzi sobie z przeszkodą stojąca na drodze między nim a celem misji, której podjął się wypełnić? Czy drzwi, wzorem Chaosu staną mu się drabiną?

Offline

 

#7 2017-12-09 21:54:47

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

WYRWIEM MUROM ZĘBY KRAT! Później, jeśli zawiodą mniej inwazyjne metody niż dewastacja ustro... wystroju.

Pierwej po prostu spróbował klamki - bo może brama była otwarta. A jeśli jednak zamknięta była, to skoro z prętów ona, to może rękę było można przesadzić i otworzyć, jeśli to jaki skobel czy innego gówno.
Wpychanie się siłą odpadało - byłoby sporo hałasu. To znaczy, można byłoby owinąć siekierę materiałem i bić, gdyby było w co tutaj bić. Niemniej... wpadanie przez bramę wymagało raczej wjebania się z bara lub buciora.

Nie sądził, aby było inne wejście, bo tedy na chuj byłaby brama. Można było jednak się za czymś na podest rozejrzeć. Ostatecznie się wspinał, blisko prawej strony gdzie brama łączyła się z murkiem - dobrze było mieć solidne oparcie murku.

Gorzej dla ogółu czynności, jeśli był tam pies. Dlatego ten... ostrożnie i jeśli mógł normalnie wejść, to toporek w łapę i obuchem przez łeb, gdyby się do ataku sposobił.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-09 22:24:11)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#8 2017-12-10 03:25:07

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Dobrze, że nie spieszył się z wyrywaniem. Niszczenie mienia oraz akty wandalizmu były w mieście karalne, przez co przyszłoby mu jeszcze zrywać kajdany i łamać bat. W najgorszym wypadku mury tylko by urosły, a łańcuch kołysał się u nóg.

Spoiler:

Skoro już jesteśmy przy testowaniu rzutów... Test na otwarcie drzwi oraz zdarzenie losowe.
Wynik: 6, id rzutu 511574
Rysławowi udaje się otworzyć drzwi.

Spróbował klamki. Przeciągły jęk zalał okolicę, rozbrzmiewając pod kamiennym sklepieniem łuku. To był lament. Lament sforsowanych wrót niesiony przez echo. Ginący natychmiast i bez pamięci pośród otaczającej ich symfonii miasta. Przekroczył próg, długim korytarzem wstępując prosto do serca zgromadzenia budynków, kryjących wzajem swoje wnętrza od zgiełku ulic. Znalazł się na małym, wyłożonym starym kamieniem placyku, na widoku kilku zaciemnionych okien, może trzech drzwi, z czego jednych zabitych dechami. Było schludnie, choć trochę śmierdziało szczynami. Psa nie znalazł. Pod ścianą po swojej lewej miał za to beczkę, na której wylegiwał się bury i pręgowany kot, jajami na wierzchu, przeciągłym ziewaniem demonstrując, co robi sobie z intruza. W prawym rogu stare koło od wozu. Po prawej nieco za sobą były też oparte o mur grabie a tuż przed nim – rozwieszony sznur z czyimś praniem, zdaje się damskim, choć białe powłóczyste szaty mogły być odświętnym strojem jakiegoś urzędnika lub kleryka. Nieco na lewo od nich znajdowało się zaś małe, okrągłe okienko, które miał mniej więcej na wysokości facjaty. Było niezasłonięte, przez jego wnętrze szło zajrzeć do środka, czegoś w rodzaju biura lub podobnego pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka dostrzegał niewielki pokoik zagracony meblami oraz panujący w środku niemały ruch.

Offline

 

#9 2017-12-10 15:19:53

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Zamknął za sobą, bo i nie chciał coby kogoś skusiło zajrzeć czy włazić. Kota też wolał omijać - nie tylko za kotami nie przepadał, ale i uważał za tego konkretnego potencjalne źródło hałasu, które byłoby mogło zdradzić jego obecność w tym miejscu.

Czego się spodziewał? Że skoro była mowa o pieniądzach, to ktoś ich nie będzie chciał wypłacić i pewnikiem spróbuje uciec. Jakaś zdecydowanie mała, chuderlawa osóbka - jeśli takowa by się przez okno przecisnęła. O jego wejściu nie było mowy - to się nie rozciągnie. Zresztą, już to kiedyś przerabiał - było ponoć dużo krzyku, a matka prawie że okrakiem potem chodziła.

Stanął obok, tak by po prawej swej mieć okienko. Toporek miał, zgodnie z zaleceniem, w pogotowiu, choć przy łapaniu uciekiniera bardziej by się chyba zdało ręki użyć i wytargać go. Ale cholera wiec, co jego pryncypał knuje - jemu kazano czekać, to czekał. 


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#10 2017-12-11 21:48:06

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Dobrze się spodziewał. Bo w końcu, jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, w grę wchodzą korony i zaległe długi. Słusznie także domyślał się powodu obstawienia okna. Bo skoro nie drzwiami, to właśnie nim. Swoją drogą, u Payensów musiało być całkiem zabawnie na chacie. W pewne miejsca wzorem tej samej rzeki, nie wleziesz po raz drugi, choćbyś się usrał i ziemię jadł. Możesz tylko wyjść, żeby nie wyjść na głupka.

À propos, właśnie zdawało mu się, że widział główkę. Niewielką, okrągłą, porośniętą kępkami włosów, wychylającą się przez otwór w ścianie, po rozwarciu jego okiennic. Poczerwieniałą z wysiłku, spoglądającą w dół na bruk i stękającą, by przeleźć przez mieszący ją na styk otwór. W sukurs łepetynie przyszła ręka, czepiająca się krawędzi i próbująca wyciągnąć resztę ciała na zewnątrz. W całym tym frasunku i zamieszeniu, postać chyba nie dostrzegała Rysława, który taktycznie ustawił się z boku, mając możliwość użycia swojej sprawniejszej ręki do wytargania jej, lub – jeśli nieoczekiwanie zapragnąłby rozrywki –  zagrania w popularną odmianę zabawy wioskowych dzieci znanej jako „rąbnij kreta”.

Offline

 

#11 2017-12-11 22:14:34

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Capnął wyciągniętą rękę jak ostatni kawałek mięsa z zakupionego na spół półmiska, oplótł się wokoło nadgarstka i "subtelnie" go wykręcił. Z uśmiechem na ustach stanął przed górnymi partiami ciała krecika.
- Witam... Najmocniej przepraszam, że przeszkadzam w tej nietypowej... Co waść właściwie robi? A zresztą, mam do was biznes, a przynajmniej ktoś kogo znam ma do was biznes. Chudy, trochę wronowaty, jeśli macie oczy w dupie zaraz wam się pokaże. - Jak na uprzejmego rozmówce przystało, zaczął grzecznościowo i zabawiał gościa do czasu przyjścia interesanta. - To co?... Przytyło się, nie? Pewnie żona zacnie gotuje, ha?

Jeśli przyjemność kulturalnej rozmowy została mu odebrana przez krzyki, to też się zrobił cham i puścił rękę, a wsadził ją - tą prawą, z rękawicą - w rozdziawioną buzię. Głęboko. Ciekawie, nie? No ale jak Jonetek Ogniowi, tak Ogień Jontkowi.
I tak by go wyszarpał. Za główkę...


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#12 2017-12-11 22:47:08

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Człowiek, bo to był człowiek, jakby mało było mu wykręconej ręki, wykręcił jeszcze szyję, by przyjrzeć się udaremniającemu mu nagły i niespodziewany wypad przez okno. Iście, jak w facecji dykteryjce. Brakowało, by jeszcze pod okiennicą podstawić onemu konia, by mógł na nim zbieżać w siną dal. Z tym, że urywający się przez framugę jegomość nie był ściganym za miłość kochankiem, umykającym od damy swego serca ni sprytnym łotrzykiem ograbiającym domy możnych a zepsutych mieszczan. Była prawda ballady i prawda życia, szara i nijaka, wypisz wymaluj jak gęba tego capniętego, który ze swoją posturą mógłby raczej dosiadać kuca. Względnie kota. Ha, może ten beczce był jego?

Zaskoczony światem zewnętrznym uciekinier, szybko zorientował się w błędzie jaki popełnił. Nabrawszy powietrza w płuca, zakrzyknął, choć nieco piskliwie i jakoś tak zupełnie bez mocy. Czerwień w jednej chwili opuściła jego twarz, niczym opróżniona karafka z winem, by ustąpić miejsca bladości pokrywającej jego wyciągnięte lico po same cebulki rzadziejących, szpakowatych włosów. Patrzył na Rysława powiększającymi się źrenicami, jakby właśnie przemówił do niego nie wojak, ale ogr lub pieczone prosię.

Pppuść p-pan — zreplikował cienko unieruchomiony chwytem, a szybki oddech oraz wyraz jego twarzy zapowiadał, że jeśli nie puści Rysław, to u delikwenta puści coś innego. Tak, że wystrzelą mu od tego oczy i gówno  z pokazywania.

Offline

 

#13 2017-12-11 23:12:52

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Ochujałeś?... Nie ma mowy, bratku. - No dobra, dobra... popuścił mu nieco tej ręki, ale swobody nijak dać nie mógł. Znaczy przestał mu kończynę wykręcać, ale mocno jej uczepiony nadal gotów był skrzywdzić delikwenta. - Coś mi się widzi, żeś dłużny Ty komuś pieniążki jesteś i wymigać się próbujesz nieelegancko. Tedy ja ci powiem, że spłacisz wszyściutko i to jeszcze z odsetkami za tak nieuprzejme zachowanie. A teraz to grzecznie, bo jak człek rozsądny jestem i ugodowy, to jednak się o staromodne metody pokuszę i ci pierdolnę. - Wytłumaczył mu to rzeczowo, dobitnie ale i spokojnie... bo nie mieli łopaty, żeby zakopywać truchło, a gość faktycznie wyglądał, jakby z tego wszystkiego miał zaraz zabrać się na tamten świat.

- Wiesz co mnie uspokaja? Pieniądze. Pomówmy o pieniądzach, co? Tak na spokojnie. - Zaproponował. A bo chuj, jemu też się coś z tego wszystkiego - tak stwierdził - należy, i może nie jakaś fortuna ale tak kurwa przyzwoita suma.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#14 2017-12-11 23:39:03

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Kret wciągnął głęboko powietrze, przymykając na moment oczy z ulgi, jakby właśnie przyszło mu się porządnie odlać. Początku słowem nic odparł, tylko głową kiwał. Bardzo szybko i bardzo skwapliwie.

Usta otworzył tylko po to, żeby narzygać Rysławowi na buty.

D-dwadzieścia koron! — krzyknął momentalnie, wyraźnie spanikowany. Potoku żółci, wpadając w potok wypowiedzi. Pod takim strumieniem buta sobie człowieku, nie wyczyścisz. Mimo wszystko liczył na polubowne załagodzenie sytuacji.  — Mmmam. Skryte w biurze. Oddam, tylko puśćcie!

Offline

 

#15 2017-12-11 23:50:21

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Trzydzieści. Dwadzieścia byłoby bez butów, a w Novigradzie wszystko droższe. - Wytłumaczył spokojnie, chłodno tym razem, wnosząc na usta nieprzyjemny a złowróżbny grymas, gdy oczy niby ukradkiem pociągnęły po zabrudzonych butach. - Rozliczymy się z Tobą razem z kupcem Schmeisser, i nie radzę, oj Ogniu, nie radzę łgać i próbować oszustw. Bo za te obecne już odpłacasz mnie za fatygę i memu pryncypałowi za konieczność fatygowania mojej osoby. I za nadwyrężoną cierpliwość. Rozumiemy się? Tak czy nie? He?! Czy mam ci palce bardziej giętkie do sakiewki zrobić? - No i chuj... Trafił się cwaniaczek miętki to się go przerobi. A co? Oszust poważył się majątki uszczuplać, to teraz za to beknie.

Teraz czekał tylko na znak od kupca, żeby podać mu ofiarę. Lub ewentualnie jej pierdolnąć, jeśli zacznie się ciskać czy próbować czegoś. Albo nie,  lepiej...  Ręką w japę. 

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-12 20:13:33)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#16 2017-12-12 21:40:33

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Dwadzieścia dwa — zaproponował z mieszaniną przestrachu, po chwili wahania. — To wszystko, co mam. I z przeproszeniem, ale ź-źle się zrozumieliśmy. To wszystko dla was. Tylko wypuście mnie, nie gadajcie nic pryncypałowiii! — Ostatnie zdanie było praktycznie wyciem. Moment zajęło mu odzyskanie na tyle rezonu, by przynajmniej nie robić z siebie szmaty. Zadziałały instynkty, odezwała się żyłka kupiecka, być może na tyle wytrzymała, by nie pękła wzorem żyłki zniecierpliwionego Rysława. — Będzie, że wam uciekłem. Gotowizna do ręki, a mogę wypisać też weksel, posiadam blankiet. Mamy też moment czasu, bo drzwi w biurze zaryglowane... — Targował się jegomość.

Znaków na niebie i ziemi od pryncypała nie było. Choć co prawda, w tym zamieszeniu i pośród gwałtownej gadaniny na wysokich rejestrach dłużnika jakieś mogły mu umknąć.

Offline

 

#17 2017-12-12 22:02:21

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Nie no, kurwa, boki zrywać... - Prychnął, zaśmiał się a potem wykręcił mu łapę. - Zrozum, kolego, że ja Ciebie nawet zrozumieć nie próbuję. To Ty źle rozumiesz mnie, a musisz mnie rozumieć poprawnie. Nie wiem czy mam ci to jakoś rozrysować,  czy co do kurwy. Chodzi o to, że chciałeś kogoś zrobić w chuja, zjebałeś i teraz się nie wymigasz. Musisz spłacić, przeprosić, wypłacić odsetki za zmarnowany czas, za zmarnowane nerwy. No nie ma chuja we wsi, trza ci się szarpnąć. Nie jestem litościwy - więc nie próbuj. Nie jestem przekupny - więc nie próbuj. Nie drażnij mnie - bo miewam problemy z panowaniem nad sobą i potem obaj będziemy żałować. Rozumiesz? - Spojrzał mu tak głęboko w oczy, tak jakby zapytać chciał "masz, kurwa, jakiś problem?" albo "chcesz wpierdol?" .

Jakby się darł - standardowo.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#18 2017-12-12 23:33:49

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Gość kwiknął, gdy po raz drugi wykręcono mu łapsko. Z tego, co Rysław powiedział mu potem, miał, zdaje się, coś rozumieć. Choć powrót nagłej tortury w okolicy nadwyrężonego ramienia pozwalał mu wyłapywać co drugie słowo, nie potrzebował skupiać się na całości, by poznać sens wypowiedzi. Głupota, bądź co bądź nie zajmowała honorowego miejsca w długim szyku jego licznych przywar.
Gdy zajrzano mu w oczy, w reakcji wrzasnął, raczej powodowany odruchem niż złośliwością. Wpakowana mu w pysk kolcza rękawica załagodziła sprawę. Delikwent czas jakiś majtał uwolnioną ręką, nie tylko, by ulżyć cierpieniu, ale dać jakiś znak. Pozbawiony krępującego uścisku, wsunął się kawałek z powrotem do wnętrza swego gabinetu.

Dobra, puśćcież mnie już — burknął skapitulowany, lekko sepleniąc. — Otworzę  Schmeisserowi i pogadamy. — Z wnętrza pomieszczenia dobiegały odgłosy uderzania w drzwi.

Offline

 

#19 2017-12-12 23:53:39

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

No to kurwa pięknie - pod warunkiem, że nic ten wątły szachraj nie kombinował. Gorzej, jeśli do głowy coś głupiego wpadnie i będzie chciał ich wychujać. No ale co pozostało zrobić, nie?

- Pogadamy. - Puścił chuderlaka i skinął mu głową, że może już się spuszczać tam na dół, i czym prędzej otwierać drzwi. Ale, ale... popatrzył sobie jeszcze, co to by nie było, że Rysław sobie pójdzie, a cwaniaczek spierdoli okienkiem, gdy mięśniak i jego pryncypał będą stali jak te dwa debile, gapiąc się w drzwi niczym ciele w obesrane wrota.

- Tylko zważ, że ze mną jesteś dogadany. A najemnicy są drażliwi na punkcie umów, żołdu i obiecanych dziewek, tedy... Naprawdę nie chcę robić nic, czego byśmy żałowali obaj. - Pouczył go, palcem mu przed nosem machając, kiedy wyciskał się z jednej strony na drugą. Ewentualnie go popchnął, żeby mu pomóc - tak troszkę.
Najchętniej by mu nadgarstek skręcił, coby nic nie odpierdolił, ale przykazu takiego nie było i... no.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-12 23:55:06)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#20 2017-12-13 18:56:44

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Złapany i przyciśnięty dłużnik, wypuszczony z uchwytu, zmięknął i w sensie dosłownym, wsuwając się z powrotem do swojej nory. Z pomocą Rysława wylądował w niej bez problemu, nieco szybciej niż zamierzał, wnioskując po dobiegającym z wewnątrz stłumionym odgłosie uderzenia, towarzyszącemu przewracanemu meblowi oraz klątwie delikwenta.

Zaglądając do środka, Rysław spostrzegł jak pokraczna sylwetka mężczyzny, przybliża się ku drzwiom, wlokąc nogami oraz zwiesiwszy głowę jak skazaniec prowadzony na szafot. Po zdjęciu rygla drzwi rozwarły się, wpuszczając do środka nieco ulicznego gwaru oraz znajomą ciemną figurę w płaszczu.

Dzień dobry, panie Bombaz — powitał go lekko skrzekliwy głos należący do pryncypała, wstępującego głębiej do biura. — Aj, dobrze, że was zastałem, bo jużem się obawiał, że nieczynne i że na przykład, że przytrafiło się wam coś niedobrego.

Dzień dobry — odparł nazwany Bombazem, tak przeciągle i kwaśno, że jasnym było, że osobiście miał inny pogląd na tę sprawę, podług którego o żadnym „dzień dobry” nie mogło być mowy.

Szczęśliwie, posłałem pana Rysława, by był uprzejmy sprawdzić, czy coś wam się nie stało. Ach właśnie, względem niego... Chodźże do środka panie Ryśku, skoro szanowny Bombaz jest doma. Jak widzisz nic mu nie dolega i rad będzie nas przyjąć. Prawda, panie Bombaz?

Jegomość burknął, podnosząc przewrócone krzesło spod okna. Treści burknięcia nie szło dosłyszeć, zapewne było więc ono przejawem radości. Nie czekając na zaproszenie, pryncypał zajął miejsce na jednym z dwóch siedzisk znajdujących się po drugiej stronie biurka.

Wobec tego najemnik, jeżeli nie miał innych planów, bądź naszła go niespodziewana ochota na spacer, mógł śmiało zaprzestać sterczenia pod oknem, okrążyć budynek oraz znaleźć się wewnątrz. Jak się okazało, rychło w czas. Pryncypał zaprzestał uprzejmości, przechodząc do konkretów.

… ja się pana zapytowywuję jeden z ostatnich razów, pan mi oddajesz moje pieniądze czy nie?!

A wiela ja panu jestem winien? — upewnił się siedzący za biurkiem Bombaz, przeglądając jakieś papiery. Mały, łysawy łeb, szeroko rozstawione oczka, biegające po otoczeniu, noszący ślady powymiotnej plwociny kaftan. Nie wyglądał piękniej niż, przed chwilą, za oknem. Widząc pakujacego się do środka Rysława, który w obecnych warunkach prezentował się, jakby wypełniał pół pomieszczenia, odruchowo schował łapy z widoku, skrywając je pod blatem.

Sto koron — Schmeisser odświeżył mu pamięć, poprawiając się na krześle, mrużąc oczy. Coś wisiało w powietrzu. To była cierpliwość byłego komorzego.

Ładna sumka — jęknął dłużnik, grzebiąc w szufladzie, wyraźnie speszony, zerkając co rusz to na komorzego to na najemnika, jak gdyby nie mogąc zdecydować się kogo więcej trza się bać. Jeden gotowy byłby obedrzeć go do gołej skóry, drugi

W razie pan oddajesz, ładna. W razie pan nie oddajesz, wyjątkiem paskudna.

Hem, panowie będą uprzejmi dać mi jeszcze momencik, aby znajdę zaraz jedną rzecz i wnet wyjaśnimy sprawę — orzekł, podnosząc się znad blatu i wędrując w kierunku komódki przy oknie, odwracając się do interesantów plecami i zaczynając przetrząsać jej zawartość. Schmeisser zareagował na to uniesieniem brwi, już szykując się do repliki, jednak miast tego zdecydował się spożytkować tę chwilę na krótką pogawędkę z pracownikiem. Dał znać Rysławowi, by się nachylił.

Jak go oceniasz? Śmierdzi groszem? Czy kombinował jak zawsze?

Offline

 

#21 2017-12-13 19:33:43

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Tylko buty pośpiesznie o trawę wytarł. A jak o trawę nie dało rady, to wytarł o czyjeś pranie. Głównie szło o to, żeby nie łazić z resztkami jedzenia na trepach, a nie o jakieś wybitne, godne pucybuta czyszczenie. No i oczywiście potem zaszedł do biura, bo i sam miał tam niemały interes do spełnienia.

Miał już, chwaląc się, do czynienia z dłużnikami. Wiedział, że postawieni pod ścianą będą ratować się każdym sposobem, a dopiero potem martwić konsekwencjami - w końcu nadzieja zawsze umiera ostatnia. Ten zaś człowieczek wyglądał tak, jakby albo się spłukał, albo jakby cholernie skąpy był z niego typ. I temu właśnie, gdy tylko wlazł, trzymał się blisko Bombaza, patrząc mu na rączki i wcale się nie przejmując, ile przestrachu w nim wywołuje.

Nie mógł rozmawiać z pracodawcą, bo robił za czyiś cień a samemu pryncypałowi mniej uwagi poświęcał. I upewniał się, że ten cwaniaczek nie wyciągnie zaraz tutaj tej małej kuszy i nie będzie im groził, jakoby zapędzonym w kąt psem był.  - Szukajcie, szukajcie... A ja wam w dotrzymaniu pilności pomogę. - Nie ma chuja, żeby go zostawił. Mało komu choćby odrobinę ufał, a temu cwaniaczkowi nawet i za koppera tego zaufania by nie dał.

Hajs miał się zgadzać!


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#22 2017-12-13 21:43:59

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Bombaz posapał trochę, gmerając gdzieś przy przyokiennym meblu, co rusz zerkając przez ramię. Podczas tych kilku minut spocił się jak prawiczek w burdelu, po czym z przygarścią monet w jednej ręce a z blankietem w drugiej, wrócił do biurka, spoglądając koso na najemnika. Złote pieniądze z brzękiem wylądowały na blacie, przysunięte w kierunku Schmeissera dłonią nerwowego jegomościa.

Komorzy, milczącym kiwnięciem głowy pochwalił przezorność Rysława, po czym spojrzał na kupkę monet.

Brakuje jednego zera — oznajmił głośno i wyraźnie. Dłużnik zaczerpnął głęboko powietrza, przecierając spocone czoło rękawem.
Nie mam więcej, szanowny. Z gotówki tylko to. Mogę wypisać...
Wasze weksle warte są tyle, co papier, na którym je wystawiacie. Gówno, znaczy się — westchnął zrezygnowany pryncypał, kręcąc głową. — Panie Bombaz, widzę przecie, że wzmiankowanej kwoty nie posiadacie. Nie wstyd to tak? Stary chłop, a odczynia takie jasełki. A ja jestem w potrzebie. Prędko trzeba mi będzie gotówki, każda chwila zwłoki bez niej naraża mnie na dodatkowe straty. Mnie mus opłacić stosowne pozwolenia, przygotować tu sobie interes, zorganizować wikt, opierunek, mieć na opłacenie mego pomocnika, obecnego tu pana Rysława... — wyliczał spokojnie, patrząc nie na Bombaza, lecz na okrągłe okienko. — Pan świetnie mnie rozumiesz, przecież sam jesteś pan kupiec.

Gotówki nie mam, faktycznie — przyznał w końcu, wyraźnie zły i skwaszony, unikając patrzenia w oczy jednemu i drugiemu. — Chwilowo brak mi płynności i nic, mości Schmeisser, na to nie poradzę. Nie w tej chwili. Nie wy pierwsi przychodzicie do mnie po dług i nie wam jednemu jestem krewny zapłatę. Ot, nie poszczęściło mi się, koniunktura wywróciła na nice i ostatnia inwestycja wyszła na chybioną. Zdarza się. Na pewno mnie rozumiecie, panie Schmeisser, w końcu pan też jesteś kupiec. — Łysawy rozłożył ręce, z bezradnym wyrazem twarzy. — Tedy nie pozostaje mi nic innego, jak przeprosić panów za próżny zachód i zaprosić do ponownych odwiedzin. W innym terminie. Najlepiej ze stosownym dokumentem poświadczającym moje zadłużenie oraz sprokurowanym nakazem jego wyegzekwowania lege artis.

Schmeisser rozumiał. Wyrazem tego zrozumienia miało być coś, czego nie robił od dawna, a mianowicie uśmiechnięcie się szeroko i serdecznie, w odpowiedzi na uprzejme słowa oraz pouczenia swojego dłużnika.

Rysław, przypierdol panu w mordę — poprosił, pozornie zainteresowany wyłącznie wypruwaniem niesfornej nitki z rękawa swojego płaszcza.

Offline

 

#23 2017-12-13 22:15:05

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Miało być ładnie... ale w miarę słuchania i przyswajania wysłuchanych słów humor wielkoluda pierdolił się coraz bardziej, dokładnie tak jak prawiczkowi, który zobaczył zażenowanie na licu kobiety, gdy skończyło się piękne dziesięć sekund. Nie po to psia mać włożył - tego łysola - do dziury, żeby nic z tego nie wyjąć.

Może nie z całej siły - bo byłby chyba zabił to wątłe, oszukańcze gówno - ale cokolwiek solidnie i zarazem z wielką przyjemnością pierdolnął mu, wedle zalecenia. Prosto w mordę, konkretnie to w nos, bez wahania czy dręczących wątpliwości. Czyściutko, wyższą partią pięści. - Ty chuju... - Rozpoczął wiadomość od należytego nagłówka  - Nie dość, że próbujesz się wymykać jak szczur... spierdalać od odpowiedzialności jak ostatnia pizda... To wiesz, co Ty jeszcze robisz?! No?! - Warknął na niego, względem świadomości poczynionych przewin. - To ja Ci powiem, co TY robisz! A w żywe oczy kłamiesz, kurwiu jebany! I jeszcze jakiś poświadczeń się domagasz. Zaraz butem na mordzie Ci wypiszę poświadczenie, kurwa twoja w te i nazad, za moje upierdolone buty, które parszywą, kłamliwą mordą obrzygałeś. - Wyprostował się. Odchrząknął. I zaczął już spokojniej, zapewne nad gościem, którego zapach piąchy zwalił z nóg. - To. - Wskazał na marne grosze. - To to jest EWENTUALNIE na poczet reperacji nerwów pana Schmeissera, za traktowanie go nie jak kolegę, który łaskawie użyczył wam pieniądza, a jak jakąś nieznajomą szmatę. Macie jeszcze dług wobec kolegi. I wobec mnie, gdzie chętnie wam przypomnę o dwudziestu dwóch koronach, którymi próbowaliście mnie przekupić, a które ponoć są u was w biurku. He... - Wbił no w niego wzrok. - Ładnie to tak? Odpowiem za cię... Nie ładnie, chujowo wręcz. Tedy kasa, calutka i bez kręcenia, albo z was sobie walutę wybiję a ze skóry buty uszyję. - Skończył. Oddał głos głównemu prowadzącemu.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#24 2017-12-14 23:18:39

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Siadło konkretnie. Krew siknęła mu z nosa, plamiąc przód kaftana, a jego mała głowa, na wzór zwolnionej sprężyny wychyliła się do tyłu, niemalże zwisając na karku. Powstrzymując krwawienie, krętacz buczał przez obydwie zatkane napływającą juchą dziury, chlapiąc na podłogę i ściskając za nasadę nosa.

Aj, aj. Panie Rysławie, cóż też pan wyczynia. Opamiętajcież się, tak nie można. Pax, pokój między ludźmi interesu. Gwałtu rety — oznajmił leniwie i bez przekonania komorzy ze swojego krzesła, nie patrząc w kierunku obalonego Bombaza, całkowicie pochłonięty ocenianiem stanu własnych paznokci. — Zostawcie go, natychmiast —  dodał ziewając, i dając dłużnikowi chwilę czasu, by przetrawił podane mu informacje.

Bardzo dobrze, Rysławie — ocenił dawny komorzy, wstając i przechadzając się po biurze, lustrując meble i krytycznie badając stan osadzającego się a nich kurzu, przejeżdżając po nich palcem. — Tylko kiedy napominacie człowieka wykształconego, jakim z pewnością jest pan Bombaz, pozwólcie sobie na więcej intieligencji. Tak sprytnie, wiesz, więcej niedomówień, pozwól działać wyobraźni. — Schmeisser obrócił się od oglądanej właśnie szafki, ostatecznie decydując się skierować wzrok na wyłysiałego, kulącego się na siedzisku z załzawionymi oczami, próbującego tamować krwotok jakąś wyciągniętą z szuflady szmatą.
Ot, na przykład. Czy wiecie, panie Bombaz, że pan Rysław poradził sobie kiedyś jedną ręką i ze strzałą w barku z dwoma zbójami, którzy nierozumnie zdecydowali się go osaczyć? Albo raz tak przycisnął nieboszczyka, że ten wstał i zbieżał przez pół Novigradu? Dalibyście wiarę podobnej konsekwentności? Ha, dumam że nie, bo gdybyście mieli o takowej pojęcie, nie zalegalibyście mi z długiem od czterech lat. Pożyczonym zresztą w dobrej wierze, na rozkręcenie owej wspomnianej przez was inwestycji. Mając czelność powoływać się na autorytet konfratrów z gildii i wycierać sobie gębę kilkoma szacownymi nazwiskami, zwąc ich swemi żyrantami. Nimi i sproukurowanymi oszukańczo papierami. Szachrajski ruch, panie Bombaz. Aj, prawda to, że upadły obyczaje, zginęła cnota, umarła poczciwość. — Pryncypał pokiwał smutno głową, dając rozbrzmieć swoim słowom, a dłużnikowi wykrwawić się nieco. — Baczcie jednak — podjął — Bym i ja nie powołał się na swych konfratrów. Bo to jegomość Schwann lub jego człowiek będzie egzekwował mój dług. A on ma za sobą lata doświadczeń i wszech autorytet tego miasta, a nie tylko uciekający czas i wrażliwego na nieuczciwość Pana Rysława.

Radziłbym tedy — rozpoczął konkluzję, po raz kolejny odwracając wzrok, by ogarnąć nim podwórze za oknem. — Robić to co panu przykazano. Naprawdę nie wiem, czy będę w stanie dłużej powstrzymywać mego pomocnika.
Stali obok siebie a naprzeciw niego. Klocowaty, wkurwiony i pod bronią, oraz drugi, długi, czarny i nie mniej wkurwiony, choć dobrze to ukrywający. Stali i grali w grą starą jak świat, w dobrego i złego strażnika. Choć gwoli prawdy, obydwaj byli tymi złymi. Mniejszym i większym złem, między którymi należało wybrać, zwłaszcza jeżeli to większe w każdej chwili gotowe było schwycić cię za gardło i kazać wybierać. W tym wypadku całkiem dosłownie.

Drżącymi łapami, niemal rozsypując, Bombaz, nie wiedząc kiedy i skąd nabrał drugą garść monet, fajdając je krwią i dokładając do stosu.

Mówiłeś, że ile? Dwadzieścia dwa? — zwrócił się do Rysława, nie odwracając wzroku od okna. — Bo brakuje jeszcze dwóch koron. Wspominałeś, że buty też ci ufajdał. Bardzo?  Nie wyżarło ci aby dziur w skórze? Szanowny kupiec Bombaz bywa jadowity. Nie tykajcie go więcej, Rysławie, bo jeszcze dostaniecie zakażenia i dopiero wtedy będzie wam musiał wypłacać odszkodowanie. O, jak na przykład z tym krzesłem — kupiec gestem dłoni wskazał na zajmowane niedawno siedzisko. — Nie bójmy się tego przyznać, ale ono zwyczajnie się kiwa. Powiem więcej, chwieje. Mogłem z niego spaść, ktoś się kiedyś z niego przewróci i będzie nieszczęście. — Poruszał oparciem, stukając nogami krzywego mebla o drewnianą podłogę. — Lepiej prewencyjnie to porąbać na szczapy zanim wydarzy się takowy wypadek i ktoś pana zaskarży. Mus panu zaciskać pasa, gwoli sprawiedliwości względem obecnych wierzycieli. Nie uważasz, Rysławie? Godzi się narażać interesantów na niebezpieczeństwo a siebie na dodatkowe koszta? — zastanowił się głośno, robiąc nieco miejsca i odsuwając się pod samą ścianę.


Offline

 

#25 2017-12-15 02:15:44

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Schmeisser mówił. Rysław natomiast nie wtrącał się i milczał, rzucając na dłużnika cień grozy - z miną srodze chłodną, czasem tylko przyozdabianą, nie wiada czy przyjaznym czy szyderczym, uśmiechem i godząc spojrzeniem nieprzerwanie jakoby ptak łowny na swą ofiarę. Rękę lewą złożył na rękojeści miecza, coby swemu wizerunkowi niemej grozy więcej jeszcze dodać.

- Ano, tyle właśnie. - Odparł krótko.

Planowanie spóźnionym uwieńczeniem przemowy pryncypała było głębokie westchnienie najemnika.
- Ja nie wiem... Kurwa. Panie Bombaz, rozdrabniacie się jak dziewica, kiedy wy pospolita dziwka jesteście. Tedy zważcie, jak ten uprzejmy człowiek, przyjaciel wasz, troszczy się o was i dba o dobro wasze, i oddajcie mu należny pieniądz bez kombinowania, raz jeden a porządnie. Zważcie też na mnie, gdzie ja was przecież upilnowałem i w porę się zjawiając, tam z potrzasku wypchnąłem. - Ruszył po omawiane krzesło. - Czy wy wstydu nie macie za koppera? Nie dość przecież, że kiwacie swoich dobrodusznych przyjaciół, to jeszcze życie klientów narażacie na niebezpieczeństwo. - Chwycił, westchnął i spojrzał na Bombaza, kiwając głową z rozczarowaniem. I zaczął z tym krzesłem iść ku niemu. - Dobrze, że ja jestem pomocny człowiek. I ciężko się zrażam. Ba, ja bym was przełożył przez kolano i w ramach pouczenia łoił do skutku, jak bachora. Dumam jednak, że pan Schmeisser ma rację i tutaj inaczej, SUROWIEJ, trzeba odpowiedzialności nauczyć. - Rzucił mu mebel przed nos. Wbił weń, w kupca, spojrzenie. - Zajmijcie się tym groźnym cholerstwem. Uprzejmie NALEGAM. - Tak jako i resztę przełożył mu dobitnie, głosem, który oscylował na granicy zdenerwowani i siłą zachowywanego spokoju. W tej chwili, jako aktor w tym spektaklu, był najmita właśnie osobą, która powoli wracała do stanu wewnętrznego spokoju po wybuchu nerwów.

Wycofawszy się dwa kroki w tył, prawicę złożył na żeleźcu i prezentując swą mocarną aparycję, spoglądał na nieboraka z góry. - Toporka wam nie pożyczę, bo wam pożyczać nic nie wolno. Pożyczone wam rzeczy giną. Mimo to nalegam, śpieszcie się, bo rozmowy jeszcze nie skończyliśmy. A bardzo, BARDZO bym nie chciał interweniować... Nerwy, zmęczenie, no i skutkiem tego może mnie ponieść.

Odchrząknął.
- Tak jakby nie dotarło i byłby pan zbyt wszystkim tym skonfundowany... To źle się będzie działo, z panem. - Objawił.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-15 02:21:17)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#26 2017-12-15 20:42:51

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Wodząc oczami od jednego do drugiego, słuchał i naprzemiennie z otwartą gębą i jak świnia grzmotów. Może to strach mącił mu umysł, może ból. Bo raczej nie dostał na tyle mocno, by móc od tego ze szczętem ogłupieć. Zrobił wielkie gały słuchając supozycji Schmeissera, wciągnął ze świstem powietrze, gdy Rysław objechał go jak burą sukę. Obecnie wpatrywał się w podsunięte mu krzesło, nie wiedząc co z nim zrobić. I właśnie ta niewiedza, to zupełne zatracenie poczucia sytuacji, w której właśnie się znalazł przerażała go chyba najbardziej.

Panowie, zlitujcież się! — zaskomlał, wyraźnie pogubiony. — Dałem już wszystko, co miałem, przysięgam. Niechajcież mi tych dwóch koron, nie puszczajcie z obdartym łbem! Muszę mieć choćby i te grosze, żeby nie sczeznąć. Ze mnie martwego nie wyciśniecie przecież ni koppera, co? — Bardziej upewniał się, niż stwierdzał, patrząc wyczekująco na Schmeissera jednym okiem, drugim natomiast upewniając się co do Rysława i jego zamiarów. Zabieg ten, ma się rozumieć, powodował, że kupiec wyglądał cokolwiek kretyńsko.

Bogowie — skrzywił się Schmeisser, który prywatnie w żadnych bogów nie wierzył, ani im się nie kłaniał. Będąc akurat w trakcie wycierania ostatnio podanych mu monet, splamionych krwią krętacza, posłał mu obruszone, pełne nagany spojrzenie. — Martwego? Co wy tu powiadacie, panie Bombaz. Za kogo wy nas macie? Za barbarzyńców? Dzikusów uciekających się do nieuzasadnionej przemocy? Baczcie, że przemawiacie do weteranów. A żołnierski honor nie gorszy od rycerskiego. Niemniej, pozwolę sobie puścić tę obelżywą sugestię mimo uszu. Nie wiem jak pan Rysław. Jest wyjątkiem przeczulony na punkcie niepoprawności i gotowy spoliczkować. Jak za przeproszeniem, krnąbrną dziwkę. Nie przymierzając.

Ttto c-co wobec tego? — dopytał, cofając się na sam skraj krzesła, odsuniętego coraz bardziej pod okno. — Będziecie mieli wzgląd? I daru... — Spojrzenie komorzego poparte jego obróceniem się w kierunku Rysława, sprawiło, że Bombaz ugryzł się w język. — ...odroczycie dług?

Tego nie powiedziałem. Jednakże w swem miłosierdziu, niedającego się zmierzyć podług miary kogoś takiego jak waszmość, skłonny jestem pójść na ustępstwo — wyrzekł Schmeisser z ciężkim westchnieniem, dowodząc pewnego talentu aktorskiego miną tak cierpliwą i pokorną jak oblicze Proroka Lebiody na witrażu. — Aby jednak wszystko odbywało się w sposób cywilizowany oraz zgodny z obyczajem mus mi się przedtem skonsultować z innym rzeczoznawcą — orzekł, ponownie przechadzając się po pokoju, dla większego dramatyzmu, choć biuro było na tyle niewielkie, by dramatyzm diabli wzięli po dwóch krokach.

Rysławie, rzeknij no, podoba ci się coś z tego, co tu widzisz? Pytam o ruchomości, bo względem towarzystwa i traktowania nas, domyślam się odpowiedzi. Mnie na przykład przypadło do gustu to biurko. Dałbyś radę je dźwignąć we dwu, razem z innym krzepkim młodzieńcem? Tak bez uszkadzania?

Offline

 

#27 2017-12-15 21:36:26

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Otaksował biurko bardzo dokładnie, spoglądając to od jednej, to od drugiej strony. Wszystko oczywiście w ramach odgrywanego przedstawienia. Zebrał kilka porozrzucanych na biurku papierów. - Hmm... Oczywiście. - Odpowiedział, równając dokumenty tak, aby choć względnie estetycznie one wyglądały. Potem odłożył je na powrót na meblu i poważnie spojrzał na dłużnika. - Panie Bombaz, zapomnijmy póki co o tym krześle. Macie tutaj trochę spisanych przez was oszustw, gówno wartych kłamstw, i zjedzcie je teraz, bo będzie wam potrzebna siła do targania biurka. A ja tymczasem się nieco rozejrzę... Ale proszę nie oszukiwać, bo będę i na pana spoglądał. - Zaproponowane jadło podsunął mu bliżej, z uśmiechem na ustach godnym spełnionego kuchcika.

Zapowiedział, że się rozejrzy i zaczął się rozglądać. Bardzo "nieostrożnie" rozglądać. Sprawdzał szkatułki, które, jeśli zawartość mu się nie podobała, opróżniał na podłogę. Zajrzał też do komódki, wywalając z niej wszystko jak leci. Potupał trochę w poszukiwaniu obluzowanych desek, popukał w ściany. Nie było tutaj wiele miejsce, ale skąpstwo właściciela było zapewne wybitnie świetną inspiracją do kreatywnego chomikowania majątku. Problem w tym, że trafił mu się Rysław a nie jakiś byle trep, który tylko i wyłącznie umiał przypierdolić - co, żeby nie było, stanowiło całkiem konkretną i przydatną umiejętność.

- Smacznego, smacznego... Proszę się zajadać, sam przygotowałem. I byłbym wielce nierad, gdybyście wybrzydzali, waszmość. - Mówił w międzyczasie, od jednego przeszukania do drugiego. Tak sobie. Rzucając króciutkie spojrzenie Bombazowi. - Na wojnie docenialiśmy każdy posiłek, prawda panie Schmeisser? Trudno by było pogodzić się z takim marnotrawstwem.

Szukał, szukał i szukał - czegoś, co by mu się spodobało.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#28 2017-12-17 01:09:47

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Dokumenty, które wpadły mu w ręce były – jakże by inaczej – wekslami wypisanymi na różne nazwiska i wszystkie bez wyjątku na niewielkie akredytywy, papierami giełdowymi, dotyczącymi głównie powszechnych tekstyliów lub jakiś niewiele mówiących mu przedsiębiorstw. Poza tym jakiś opieczętowany arkusz, ostemplowana korespondencja, jeden brudnopis i ze dwie czyste kartki.

Zjeść? — Bombaz, uniósł przerażone ślepia w górę, a zaraz potem na Schmeissera, upewniając się, czy najmita mówi poważnie. Schmeisser nie potwierdził, sam zajęty oględzinami, zerkając na przerzucane przez Rysława szpargały, by nie przeoczyć niczego interesującego.

Opróżniona zawartość pierwszej szkatułki także okazała się szpargałami, nieco drobniejszymi, zapisanymi drobnym maczkiem, notatkami kupca. Prócz nich kilka luźnych kości do gry, zastrugane pióro, buteleczka z inkaustem... O, złota brosza, jakaś pieczątka, małe zwierciadełko, teraz już potłuczone. Szkiełko powiększające, lekko nadłamane i zarysowane, ale było już takie wcześniej.

W drugiej szkatułce znalazł się kościany grzebyk (po czarta on komuś, kto miał niewiele więcej włosów na łbie niż zdrowy człowiek zębów – tego nie wiedział), ozdobna sakiewka szamerowana z dodatkiem srebrnej nici, niestety pusta, chusteczka, obosieczny nożyk z metalową rękojeścią, ostry, choć wąski, przypuszczalnie do otwierania kopert, co potwierdził też znaleziony zaraz po nim kawałek czerwonego laku. Był też szkic z gołą babą, zdaje się, że elfką.

Z komódki na podłogę wysypało się kilka ksiąg i niemało kurzu. Gdzieś w głębi, skryta za nimi, znalazła się i butelczyna z jakimś czerwonym trunkiem, być może winem, zaszpuntowana korkiem i okręcona smołą, co uratowało ją od potrzaskania, a nadało jej ruch obrotowy, który wraz ze stuknięciem o podłogę nakazał jej się potoczyć pod nogi Schmeissera, który zatrzymał ją ciżmą. Przeszukując dalej, znalazł komplet zapasowych świec, świecznik do nich, porządny, mosiężny.

Prawda — potwiedził Schmeisser, oceniając pod światło zawartość podniesionej przed chwilą butelki, kołysząc jej zawartością, wznosząc ją w stronę okna. — Ale względem marnotrawstwa muszę się nie zgodzić. Papier to zbyt cenny surowiec my marnować go na pospolite kichy pana Bombaza. Znajdę dlań lepszy użytek, choćby na pakunki.

Niefortunnie dla niego, Bombaz, bydlę złośliwe a wszystkożerne, kończył właśnie w pośpiechu przeżuwanie pierwszego pergamentu z podsuniętego mu stosu. Właśnie przeżuwał pieczątkę.

Gówno — ocenił Schmeisser, kwitując cały bałagan, jaki uczynił wewnątrz jego ochroniarz. — Wiesz, Rysławie, zaczynam wierzyć, że on naprawdę nie ma gotówki. Ha, może też zeżarł? Przyglądałeś się może czym rzygał?

Ne wewarłem — odezwał się obmawiany, głosem tak słabym, że zapowiadającym powtórkę z rozrywki na podwórzu. — Nawawde.


Offline

 

#29 2017-12-17 03:08:25

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Chuj i dupa. Mości Bombazie, wy jesteście chuj a ta nora to jest dupa, zaś ze spowinowacenia chuja z dupą co nam wychodzi? - Zapytał tak i spokojnie jak i stanowczo, rzucając złotą ozdobę, niewiele w tym momencie zmieniającą, na biurko. - Gówno wychodzi. Przez co ja rozumiem, że jesteście i będziecie niewypłacalni. Źle drogę życia obraliście, winniście więc pomyśleć o zmianach... Może pucybut? Chłopiec stajenny? ŻEBRAK?... -  Ostatnie wyraźnie zaakcentował, bijąc krytycznym spojrzeniem po pożerającym papier dłużniku.

- Żadnej monety. Jeno marchew, bo w rzygach zawsze jest marchew. - Odparł pryncypałowi, krzywo się uśmiechając.

- Panie Bombaz... - Zaczął, zwracając swoje spojrzenie ponownie na drugiego kupca. - Trzy ja wyjścia widzę, kochaniutki. Pierwsze jest takie, że dług odpracujecie jak dziwka, w porcie. Jako, że szpetni jesteście okrutnie jedynie oren za włożenie do japy i dwa za dupę, a wziąwszy pod uwagę, że temerczyk stoi na poziomie kolan krasnoluda, lub waszej godności, jak wolicie; chwieje się zaś jak głodny elf... Sami pomyślcie, ile by wasz przyjaciel musiał czekać. A długi rosłyby, rosłyby tak samo jak wasz otwór w dupie, gdzie ani chybi byłoby wkrótce słychać echo. A jeszcze mi winni jesteście... - Jak kat nad dobrą duszą, siłacz nad chuderlawym kupcem stał. - Drugi pomysł jest taki, że nagle pieniążki znajdziecie i wszyściutko spłacicie. - Dał mu to przetrawić. Chwilę, po której podjął mowę. - Trzecie wyjście jest takie, że przepisujecie na mości Schmeisser tą nieruchomość i wszystkie w niej ruchomości obecne, o ile oczywiście on się na to dobrodusznie zgodzi. - Urwał. Na każdą próbę jęczenia byłby reagował stanowczym spojrzeniem, póki co do przemocy się nie uciekając.

Wdech i wydech - próbując, na pokaz, dojść do ładu z własną nerwacją. - No, i jak to widzicie? Jakieś pomysły, panie Bombaz? Tylko proszę... proszę... bez jęczenia, bo zjebaliście i jesteście potężnie dłużni, a "wybacz" nie ma.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-17 03:46:17)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#30 2017-12-17 19:20:20

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Młody to i wszystko mu pachnie kutasem i dupą — skrytykował pomysły pracownika Schmeisser, kręcąc głową na jego koncepta i porównania. — Tu nie wystarczy chęć, tu musi być i popyt, a oren jako sami rzekliście, słabo stoi. Ha, dumam, że właściwie już leży biorąc pod uwagę, że odkąd sięgam pamięcią, była to wyjątkiem mierna waluta. Ale ja nie o tym. Nie możesz tak po prostu szantażować ludzi, groźbą nakłaniając ich do dysponowania majątkiem! To wielce nieetyczny postępek, nawet względem kogoś, kto samemu nie ma oporów przed podobnym postępowaniem, a któremu wyraz „etyka” kojarzy się, dajmy na to, z nieżytem żołądka. Przypominam, że mówimy o stu koronach. No, powiedzmy, osiemdziesięciu — przypomniał, przestępując nad całym uczynionym tu przed momentem bałaganem, opierając się o krzesło i stając na jednej nodze, bo papier przykleił się mu do podeszwy.

Potwierdziwszy przypuszczenia, widząc, że nie ukrywacie i faktycznie jesteście golec, mości Bombaz, przyjmuję wyjaśnienie o niewypłacalności. Względem konfratra lub człeka uczciwego, gotowy byłbym odroczyć termin zapłaty. Ha, może nawet rozłożyć na raty. Ale nie darować. Sto koron to nie jest suma, której można nie oddać. Nie, jeśli samemu zdzierało się z dłużników i wyrzucało ich na bruk. — Schmeisser ponownie zajął miejsce, mierząc Bombaza zimnym spojrzeniem — Nie poszło co? Nie chcieli kupować waszych oszukańczych akcji?

Zaraz tam oszukańczych — mruknął właściciel biura, samemu łypiąc na wierzyciela. — Utopiłem pieniądz. Ostatnie kupione udziały okazał się niewarte oberżniętego koppera, mimo poręczeń, jakie dostawałem na ich temat — otworzył się i żalił, zaciskając paluchy na skraju biurka.

Widno źle dobraliście sobie informatorów — wzruszył ramionami dawny komornik — Albo płaciliście im za mało, nie zdziwiłoby mnie to. A ciekawość, jakie to aukcje? Wysokiego ryzyka? Zamorskimi ingrediencjami? Winem? Może bronią?
Spółki–przedsiębiorstwa jednego jegomościa, niejakiego Fasza — przyznał po chwili, wyraźnie niechętnie. — Tutejszy, robi w przerobie i nieruchomościach. „Gwarantowany pewniak”, który wyszedł mi bokiem.
Nie znam, nie słyszałem — przyznał pryncypał. Nie bywałem od dawna w Novigradzie, nie jestem na bieżąco. Także z waszymi planami. Co zamierzacie, panie Bombaz?
Odkuć się, co mi zostaje? Względem tego zaś... — łysawy odsunął się kawałek, by znaleźć się poza zasięgiem górującego nad nim najemnika — Wasz pracownik, jegomość Rosław...
Rysław.
Przecie mówię. No, tak czy inakszy, miał trochę racji. Mus mi komuś przekazać biuro. Odpłatnie. Wynoszę się z Novigradu, wracam do Vengerbergu, bo tutaj to same tylko, kurwa mać, straty a podatki takie, że ledwo związać koniec z...
— Ile?

Bombaz oblizał wargi, łypiąc ostrożnie na drugiego kupca.

— Pięćset.

Komorzy skrzywił się w uśmiechu.

Szanowny pan raczy sobie żartować.
Z przeproszeniem waszmości, ale to chyba was trzymają się żarty W takiej lokalizacji? Przy obecnej sytuacji na rynku nieruchomości? Przecież to...
Ja nie o tym. Gdzie haczyk?
Weźmiecie to ode mnie w cholerę. Razem z meblami. I anulujcie resztę długu.
No nie wiem... — Komorzy rozejrzał się po pomieszczeniu, krytycznie przyglądając wyposażeniu. — Nie szkoda wam? Zresztą, nie wiem, czy te wasze klamoty są warte aż tyle, ile sobie wołacie...
Szkoda, jak kurwa mać — przyznał szczerze, wyraźnie skwaszony. — Ale co mam robić? Oprócz pana przychodzi tu dziennie jeszcze czterech takich, choć przyznaję, że pan do tej pory był najgorszy... — Dodał nieco ciszej i zaraz rozkaszlał się w kułak, chcąc zatuszować głupotę zbyt długiego jęzora. — Pszakrew, stać was na ochroniarza, a grymasicie... Eee, znaczy się, chciałem rzec... — powstrzymał drugi wybuch, plącząc się nieco. — Chciałem rzec, że skoro i tak planujecie wynosić mi meble, to równie dobrze możecie je wziąć. Obecnie i tak nikt nie wynajmie wam na to składu czy magazynu, a nawet jeśli to miarkujecie dobrze, że nijak się wam to nie opłaci. A nie będziecie ich chyba taszczyć ze sobą na plecach.
Gdzie masz konto?
U Zammorto.
Masz gdzieś blankiety?
Na podłodze — stwierdził. — A bo co?
Trzeba będzie zrobić przelew.
Wolałbym gotówkę do ręki... — chytrzył Bombaz.
Rysławie — zaczął Schmeisser, kręcąc głową nad powolnością w rozumowaniu swojego dłużnika. — Wytłumacz panu, dlaczego moje wypłaty są pewne. I dlaczego podobna sugestia względem renomowanego kupca i przedsiębiorcy jest niedopuszczalna, a co najmniej nieładna. Opowiedz mu na czym polega etos profesjonalisty, o którym zdaje się zapominać — poprosił. — Od tego momentu biorę cię również na świadka poczynionych dzisiaj ustaleń. Aż do momentu, gdy potwierdzimy wszystko u notariusza.

W końcu nawet cyrografy musiały być sporządzane w poszanowaniu prawa oraz jego majestatu.

Offline

 

#31 2017-12-17 19:53:23

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Uśmiechnął się? Bo żartował... Przecie nikt by takiego szpetnego szynszyla w dupę nie chciał jebać. Ba, Rysław za dopłatą by nawet się nie skusił. Zdecydowanie lepiej ślinić się do dziwki i jechać na ręce niż... to... no... gówno.

Rozmowy o kupiectwie - lawiranctwie, przekupstwie, sprzedawaniu informacji i tym podobnym czynnościach oficjalnie potępianych a skrycie przez wszystkich stosowanych - wysłuchał bez żadnych uwag. Słabo znał środowisko, nie miał nic do dodania i nie chciał się też pryncypałowi w negocjacje wtrącać.

- Gdyby ten człek... - Poproszony o poręczenie, wskazał na Schmeisser. - Gdyby ten człowiek powiedział, że za kolejne wypowiedzenie słowa "kurwa" stracicie głowę, to po kolejnym "kurwa" byście ją stracili, nim by do was doszło, jaki błąd popełniliście. Oczywiście hipotetycznie mówimy, ale szczerze odradzam proszenia o jakiekolwiek próby słowności pana Schmeissera. - Wzrok przenosząc na Bombaza, z lewą ręką na rękojeści miecza, prawą wskazał na niego samego. - A to, że wy jesteście łajza i krętacz, nie pozwala wam innych swoją miarą mierzyć. Człowiek słowny przyrzeczenia dotrzymuje i na tym buduje swoją reputację, gdzie wasza chyba została na moich butach. - Wyjaśnił chyba należycie.

- Dobrze, będę wam świadkował. Pytanie tylko... Co pan Bombaz ma zamiar zrobić z obietnicą daną mnie? Słowo to w końcu słowo, prawda? - Szantaż nie szantaż, miał przyobiecane. Mógł to odłożyć do czasu załatwienia sprawy Schmeisser, ale zaniechać.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#32 2017-12-18 21:51:51

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Schmeisser skromnie milczał, czasem kiwając głową i drapiąc się w czubek długiego nosa. Parsknął też raz, jednak udał, że to niby kaszlnięcie, by nie wychodzić z odgrywanej tu roli.

O-obietnicą? — Bombaz poruszył wargami, zmarszczył czoło. — Jejże, niechajcie już Panie Rosławie. Jesteśmy w środku inszych interesów. Sami widzicie, że nijak wam teraz nie zadośćuczynię...

Dane słowo, święta rzecz — wtrącił się Schmeisser, wznosząc palec do góry i marszcząc brwi. — I bardzo chętnie posłucham co też ci szanowny pan kupiec obiecał. Ot, chyba obiło się o uszy, ale bądź łaskawy przypomnieć, Ryśku. Ino szybko, bym prosił, bo wypadałoby się nam zbierać, jeżeli mamy zdążyć.

Offline

 

#33 2017-12-18 22:25:42

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Obiecaliście mi trzydzieści koron z tytułu nie tylko fatygi, chamskiego zachowania ale i zanieczyszczonych butów. Na domiar, obiecaliście mi zadośćuczynić panu Schmeisserowi za konieczność fatygowania mnie. Ja wiem... wiem... - Uśmiechnął się. - Zdzierstwo na was uprawiam. No ale sami przecież wiecie, że kto ma złoto, ten rządzi. A ja w tamtej chwili ciebie miałem złociutki... I TY sam to sprawiłeś, uciekając. A gdybyś załatwił sprawę jak mężczyzna i stanął oko w oko ze swoim kolegą, to byłbyś teraz miał zdecydowanie mniej długów. - Tutaj chwilowo urwał, coby zapoznał się z beznadzieją sytuacji. Może chciał pojęczeć.

- Dumam, że to wszystko da się połączyć tak, cobyśmy wyszli stąd uradowani. Ale... pierwej wy proponujcie, niech wreszcie ta wasza główka zrodzi coś prócz porażek i długów. - Tylko ostatnie pizdy wymyślają sobie przezwiska, ale kurwa... mogliby go nazywać Wyzysk.
- Aha... i nie ma "daruj". - Napomniał, tak gdyby knypek zapomniał o zasadach.

Ostatnio edytowany przez Kanel (2017-12-18 22:35:56)


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#34 2017-12-19 21:43:30

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Trzydzieści... Trzydzieści miało być na... — Bombaz, któremu pamięć szwankowała, lub który celowo nie chciał pamiętać, zająknął się. W sukurs uprzejmie przyszedł mu Schmeisser.

Na łapówkę —  dokończył zanim tamten, dopowiedział resztę. — Bo kalkulowało a uśmiechało wam się zapłacić trzydzieści memu pracownikami, miast opłacić okrągłą setkę, którą winniście byli mnie. A to i bez odsetek. Ale te w obecnej sytuacji skłonny jestem wam darować.
No, macie nieco racji. Zemknąć chciałem, wstyd mnie żarł, przyznaję. Ale odrobiłbym! I zwrócił, w swoim czasie! Jak dwa a dwa cztery!

Srali muchy, będzie wiosna — skwitował Schmeisser, nie uznając za stosowne zaszczycać wyjaśnienia bardziej wylewnym komentarzem. — Pomyślałby kto, żeście tacy dobrzy w rachunkach, mości Bombaz.
To rzeknijcie coś swojemu podkomendnemu! Przecie sam widział, że inkryminowane pieniądze przekazałem waści! — zasapał się, i zatrząsł brzuszyskiem, bliski płaczu.
A cóż mam rzekać? MNIE dłużni byliście w pierwszej kolejności, to był wasz psi obowiązek oddać. Pierwszą ratę, przypomnę. Na którą wielkodusznie przystałem w obliczu czekającego nas targu, który wyjaśni resztę.
Proścież pana Ignacego, bo ja... — dłużnik przełknął ślinę, podczas gdy w jego wnętrzu biły się ze sobą jego dwie najsilniejsze namiętności. Choć to mało powiedziane, bo okładały się wzajem, gryzły, szarpały i kopały, a i tak żadna nie uzyskiwała znaczącej przewagi nad drugą. Chciwość i Tchórzostwo zwarte w uścisku, w którym jedno nie mogło przepchnąć drugiego. Jednakże mina rozdartego wewnętrznie jegomościa zmieniła się nagle, sugerując że wpadł na coś. Albo zerżnął się w portki, trudno było jednoznacznie ocenić po jego wyrazie facjaty. — To może uczyńmy tak. Możecie zabrać sobie kilka z ruchomości z mego biura. Poza meblami rzecz jasna, bo te zamierzam odsprzedać panu Schmeisserowi. Co powiecie?

Opłacicie mu też pucybuta — zasugerował przytoczony pan Schmeisser. — I cokolwiek powiecie, Rysławie, zróbcie to szybko — dodał, uśmiechnąwszy się. — W swej wielkoduszności gotowym zrezygnować z zadośćuczynienia. Nie śmiem też przeszkadzać panom we ich interesach, ale jak już rzekłem, w mym interesie, a szczególności w pańskim, panie Bombaz, jest zdążyć.
Zdążyć? Gdzie zdążyć?
—  Do ratusza — wyartykułował powoli komorzy, z westchnięciem dźwigając się z siedziska. — Gdybyście dotrzymywali umów danych na słowo honoru, w ogóle by nas tu dzisiaj nie było.

Offline

 

#35 2017-12-19 22:46:41

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Jesteście, panie Bombaz, niereformowalna kutwa... To wam trzeba oddać. Niestety, mojemu pracodawcy bardzo się śpieszy, więc nie możemy nad tym długo pracować. Słuchajcie zatem... - Dla podkreślenia pokazał osobę dłużnika palcem, zbliżając się do niego. -  Nie obchodzą mnie wasze bibeloty z biura, bo tutaj nic cennego dla mnie nie ma. Nie obchodzą mnie nic wasze kłamliwe obietnice. Trzydzieści koron. Nieoberżniętych, uczciwych. A skąd na to pieniądz? - Rozłożył ręce i pokiwał głową. - Nie wiem. Wasza w tym głowa. Możecie paść na kolana i błagać swojego kolegę, żeby wam pożyczył... Jak mu zaproponujecie niezaprzeczalnie uczciwy, zyskowny układ, to może wtedy się ulituje i pożyczy. A może nie pożyczy... Pewne jest natomiast, że ja swoje pieniądze chcę otrzymać zgodnie z ustaleniami, więc jeśli tu i teraz ich nie otrzymam, to spiszemy sobie krótką umowę i po zakończonych interesach w ratuszu, przejdziemy się poszukać pieniążków, razem. Umiem rachować, umiem czytać, więc nie próbujcie kantować. - Wyłożył mu to cięgiem, bez znaczących przerw. Dokładnie i bardzo wyraźnie, tak coby przekaz był zrozumiały a ton w jakim został wystosowany dostatecznie dobitny.

Najwygodniejszym rozwiązaniem, które sam sugerował, było zapożyczenie się u Schmeissera w zamian za opuszczenie ceny lokalu. Na to właśnie chciał naprowadzić Bombaza, ale jeśli gość był zbyt hardym skąpiradłem, to sam by zasugerował właśnie takie rozwiązanie. A jeśli jego pryncypał nie chciałby przystać... Trzy korony z owego zysku szły by do jego kieszeni - ale nie tak prędko, to było wyjście ostateczne w kwestii dążenia do takiego właśnie rozwiązania problemu.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#36 2017-12-20 20:25:14

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Bombaz podrapał się w łeb. Milczał długo i uparcie, nabierając czerwoności na twarzy, zupełnie jak w momencie, gdy utknął w ramie okna, rozdwojony pomiędzy biurem a futryną. Obecna sytuacja była zresztą wcale analogiczna, bo znalazł się w podobnym potrzasku. Jak ta przysłowiowa mysz, zapędzona w kozi róg przez kota. Choć może bliżej było mu do płaza niż do gryzonia, to wzorem tego ostatniego i do ostateczności doprowadzonego, przegięła się w nim czara goryczy, każąca zaatakować kota. Nie dosłownie rzecz jasna. W końcu mieli przewagę liczebną.

Trzydzieści koron? Trzydzieści? Za co? Za straty moralne?! Schmeisserowi dłużny byłem, to fakt. Ale wam? — wrzasnął, nie wytrzymując w końcu, wyrzucając łapy w powietrze razem z kilkoma papierami, pędem spowodowanym przeciągiem. — Za to żeście naszli mnie w biurze, dali po gębie, powywracali wszystkie sprzęty? Po tym, jak próbowałem ugody? I jeszcze chcecie kontraktu na to bezprawie? To wymuszenie i szantaż! Pójdę z tym do straży! Gówno, gówno i jeszcze raz gówno! — podsumował, a zaraz potem wciągnął w siebie powietrza, mając czas na ostygnięcie i zastanowienie się nad tym, co właśnie powiedział.

Stojący obok Schmeisser spojrzał na Rysława, kręcąc głową i dyskretnym ruchem dłoni w poziomie zasugerował zbastowanie. Wyglądało na to, że przyciśnięty za bardzo kupczyk, wzorem rybiego pęcherza gotowy jest puknąć. A puknięty pęcherz to nie blacha zbroi, co by się dało go wyklepać. Sam były komorzy też nie palił się do pożyczenia gotówki. Mając niejakie doświadczenie w ściąganiu należności, potrafił rozpoznać beznadziejne przypadki. Lokowanie świeżo wydartych, splamionych krwią koron ponownie w tego samego dłużnika, wydawało mu się cokolwiek nieprzyszłościowe. Wznosząc ręce w uspokajającym geście, zdecydował się położyć je na pulsie całej sytuacji.

Proponuję, by przyjąć sugestię Pana Rysława względem dania sobie nieco czasu. Który wy, panie Bombaz będziecie ewentualnie mogli spożytkować aktywnie, rozmyślając nad ewentualną możliwością zadośćuczynienia — oznajmił tak cierpliwie i pojednawczo, jak gdyby był zupełnie innym człowiekiem, niż był prywatnie. Prywatnie było w nim coraz mniej tych obydwu cnót.

Offline

 

#37 2017-12-20 21:00:14

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

Gdyby nie Schmeisser, połamałby krzykaczowi wszystkie kończyny, wybiły zęby, obił nerki, spętał jak baleron i zostawił na bolesną śmierć, a sam ulotniłby się z miasta. Chuj, dla zasady i po złości - choleryczna część charakteru byłaby wygrała z całą pewnością. Miał jednak pracę, podpisaną umowę i póki co honor nakazywał się jej trzymać. Wziął zatem głębszy wdech.
- Macie racje, panie Bombaz. Macie rację... Teraz jest mi cholernie głupio. - zwrócił się do kupca w spokojnych tonach. - Na całe szczęście wiem, jak wam zadośćuczynię mój postępek. Jak mi Ogień miły, pomogę wam spłacić długi, panie Bombaz. Nie puszczę was z miasta, póki wasze sumienie nie będzie czyste jak łza, a każdy u którego ma pan dług nie odzyska swoich pieniędzy. Będziemy szukać, szukać i szukać... Pytać, grzebać i wertować, aż wreszcie znajdziemy wszystkich i zostaną oni spłaceni co do ostatniego koppera. - Na koniec... To nie był wesoły uśmiech, tonie był też szydercy uśmiech. To był naprawdę uprzejmy ale i skromny uśmiech. Ty kurwo...

- A teraz chodźmy, mój przełożony dość się na swój dług naczekał. - Pokazał mu prawicą, gdzie ma iść, gotów w każdej chwili mu pomóc. Złowił jeszcze tylko złoto ozdóbkę na rzecz opłacenia pucybuta i z łapskiem tuż przy kołnierzu dłużnika... No, mogli iść.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#38 2017-12-21 20:34:37

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Choć Rysław uderzył w spokojne tony miast w dłużnika, ten dziwny spokój gwałtownego do tej pory najmity, przeraził go najmocniej. Bardziej niż bicie, wywracanie sprzętów i lżenie. Poczęstowany słowami woja oraz pobrzmiewającą w nich obietnicą, oraz błyskającą w jego oczach gotowością jej spełnienia, Bombaz zrobił się nerwowy jak dawniej. Tak, że w ciszy, która nastała kontrapunktując wszystko, co zostało powiedziane, przełknął głośno ślinę, a gardło miał przy tym tak ściśnięte, że prawie się nią nie udławił.

Twarz Schmeissera podczas ostatniego aktu ich małego przedstawienia nie zdradzała zbyt wiele, choć Rysław, który poznał go już trochę, mógłby zaryzykować stwierdzenie, że komorzy gotuje się wewnątrz od śmiechu lub z innej uciechy. No, niemniej to gotowanie się do drogi było teraz jego priorytetem. Wychodząc jako pierwszy, otworzył drzwi oraz ich szyk, idąc na jego czele. Tuż za nim podążał Bombaz, prowadzony i pilnowany przez Rysława, dzierżącego go za kołnierz. Podefilowali tak do samego ratusza.

Spoiler:

Złota brosza przechodzi na własność Kanela.

Offline

 

#39 2018-01-06 01:17:12

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Biegali tam i z powrotem, jak hobbit w podróży, lub gnom po pustym sklepie.

Życie najemnika pełne było ekscytujących momentów, przepełnionych wartką akcją, orzeźwiającymi pojedynkami, pościgami czy przygodami, które opowiadać się będzie wnukom.

To nie był jeden z tych momentów. Zgodnie z niepisaną umową Rysław czekał za drzwiami. Po części dlatego, by Bombaz się nie rzucał, a częściowo dlatego, by nie wpuszczać tu nikogo niepowołanego, a postura Rysława i jego marsowe oblicze sprawiały, że niejeden chętny do tego, by znaleźć się w środku i przeszkadzać, zacząłby kwestionować swoje powołanie. Czekał tedy sobie trochę, zupełnie jak przed ratuszem. Tym razem jednak oczekiwanie przerwało wychynięcie Schmeissera zza uchylonych drzwi.

Wciórności, że też odesłaliśmy już panów krasnoludów... Trzeba nam transportu. Na teraz, już. Dasz radę rozejrzeć się za jakim? Zapłać jakiemuś gnomowi lub dzieciakowi, żeby dostarczył tragarzom informację, że kupiec Schmeisser będzie miał pilne zlecenie pod kantorem na starówce. Naści tu sześć denarów, jak zostanie, to reszta dla ciebie. Jak nie kojarzysz gdzie kogoś takiego znajdziemy, pofatyguj się osobiście, w okolice portu, albo „Trzosa”, tam zawsze znajdziesz paru chętnych. W miarę możliwości szybko, jeśli ci się zda, ja muszę przypilnować tego szachraja, bo guzdrze się potwornie. — Schmeisser skrzywił się lekko. — Ale raczej z wrodzonej ślamazarności, nie ze złej woli jak ostatnio. Mogę na ciebie liczyć?

Spoiler:

Rysław dostaje 6 denarów

Offline

 

#40 2018-01-06 03:32:50

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- Pewnie. Ilu trzeba? - Rzucił. Wedle umowy nie był chłopcem na posyłki, ale czasem w pracy należy być elastycznym, no i kolejny raz stać jak chuj na weselu mu się wcale nie uśmiechało. - Pójdę pod Trzos, tam pełno kupców, to i parobków ani chybi też. -No własnie zdecydował, że pójdzie sam.

Zgarnął monety i schował je sobie do rękawicy, którą to ową zaciągnął na prawą łapę. Potem ruszył do gospody kupieckiej, tam gdzie mieli się spotkać z młodym i jego pracodawcą. Pierwej chciał właśnie te krasnoludy znaleźć, bo widać było, że nudziły się i może by zarobkiem nie pogardziły. Źle wróżył ten Gburek pod ratuszem - mogli się już rozejść - ale mimo wszystko zaryzykował.

To ten... na poszukiwanie krasnoludów - przed gospodą to stoisko było, jeśli pamięć go nie myliła.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#41 2018-01-06 13:21:38

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Jak ludzi, to dwóch, aby krzepkich. Co najmniej — poinstruował Schmeisser. — Jak krasnali, to też dwóch. Byle trzeźwych, trzymających się na nogach —  zastrzegł.  — Trzos? Tak, to dobry pomysł. Wtedy równie dobrze możesz zaczekać już na mnie w gospodzie, chyba że bardzo chce ci się nadzorować postęp prac, albo bęcwały tragarze nie będą umieli tu trafić.

To ten... Komu w drogę, temu szkło w nogę, co? Na giełdę, pod „Pełny Trzos”.

Offline

 

#42 2018-01-10 20:51:33

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Przybyli spod gospody.

… — i właśnie dlatego nie powinno się degustować skażonego spirytusu przeznaczonego na rozpałkę obok paleniska. Koniec — zakończył swoją opowieść Arni, zatrzymując się naprzeciw świeżo pozyskanego gabinetu i smarkając w palce. — Bry — przywitał się uprzejmie, widząc wychodzącego im naprzeciw Schmeissera. Gburek nic nie powiedział, tylko kiwnął głową.

Panowie krasnoludy? Dobrze, nawet bardzo — pochwalił. — Wszystko przygotowane, mebel opróżniony, możecie z miejsca zabierać się do pracy. Trzeba będzie zanieść biurko pod bank Cianfanellich, ufam że nie będzie z tym problemu. Naści tu po pięć denarów, panowie. Przed bankiem zaczepi was jegomość, który wyda wam dalsze polecenia. — Komorzy otworzył drzwi obydwu karłom, którzy bujając szerokimi barami wkroczyli do środka, gdzie przy wtórze klątw zaczęli się przymierzać do dźwignięcia mebla.

Szkoda żeście nie zdążyli na wyrzucanie stąd Bobmaza. Kiedy już pozbierał wszystkie swoje szpargały, siadłem sobie wygodnie za fotelem i rzekłem mu: „wynocha z mojego biura”! Alem mu powiedział, nie uważacie? — Wyraźnie ubawiony własnym żartem zatarł ręce. — Dumam, że to przedostatnia rzecz na dziś. Mebel miał z początku iść na skład, ale na ten moment nikt nie chciał wynająć mi wolnego. Ja nie wiem cóż takiego w nich trzymają o tej porze roku, że im się nie opłaca! Chyba platynę a ferroaurum — stwierdził kwaśno.  — Otóż, uważasz, pozbywam się starocia, przekazując go Cianfanelliemu. Jak dobrze się przyjrzysz, zobaczysz że to biurko to prawdziwy antyk. Żadne wielkie dzieło sztuki, ale tego rodzaju drewno zwykło być wykorzystywane przy renowacji starych dzieł sztuki, zwłaszcza ram na obrazy lub desek z drugiej strony płótna. A że stary Cianfanelli jest wziętym kolekcjonerem... Sam rozumiesz — objaśnił swój tok rozumowania. — Może będzie z tego nieco grosza. Po tym jak rzeczoznawcy ocenią jak faktycznie wiekowy jest ten mebel. Podobne rzeczy skupują także Borsody, wiesz, ci od domu aukcyjnego. Ale z nimi byłoby zdecydowanie więcej zachodu.

Krasnoludy podniosły już biurko i zaczęły go wynosić. W chwili obecnej klęli na siebie, obracając je raz w lewo, raz w prawo, decydując się który z nich ma wyjść pierwszy.

Będę szedł rozliczyć się z Akabem i uznam, że to koniec na dziś. Możesz uznać to za fajrant, a jak będziesz potrzebował przenocować, to zajdź do „Trzosa”, będziesz miał tam opłacony pokój na moje nazwisko. Chyba, że pójdziesz ze mną. Najwyższa pora na posiłek, a zdaje się że sam miałeś coś do omówienia z naszym znajomym.

Arni i Gburek wydostali się wraz z biurkiem na zewnątrz. Postawiwszy je na ziemi, poprawiali chwyty, by ruszyć z nim w podanym im uprzednio kierunku.

Offline

 

#43 2018-01-10 22:41:18

 Kanel

Starsza Krew

Miano: Rysław Payens
Rasa: Człowiek
Wiek: 26-29

Re: Kantor na starówce

- A to ci dopiero. - Podsumował wywody Arniego.

- Uważam... Pewno zły był, że oddawać za taką cenę musi. - Przyznał, choć po prawdzie gówno wiedział o nieruchomościach w mieście i chciał jeno temat zakończyć. Bombaz działał mu na nerwy.
- Ha! To jest to, o czym mój dziad mówił. Prawdziwy kupiec wszędzie znajdzie pieniądz, nawet tam gdzie zwykły człowiek nijak by się go nie dopatrzył. Macie zmysł, panie Schmeisser. - Pochwalił. I to nie to, że chody chciał sobie robić, ale faktycznie sam by w życiu nie pomyślał, coby mebel na renowację dzieł sztuki oddawać. Oczywiście, tutaj była to kwestia wiedzy - wiedzy, której dobry kupiec musi posiadać spory zasób, żeby żadna okazja mu nie umknęła.

- Z tego co mówił ten młodzieniec, to wasz kolega zapraszał nas obu na rozliczenia. Zdaje mi się, grzeczność to była, jednak... Fakt, mam tam do omówienia sprawę zapłaty za nauczanie, a widzi mi się, że lepszej okazji nie będzie. - Odparł. - Jak wam potem towarzystwo potrzebne, to służę. I tak nie znam miasta.


- Hm. Wiecie może, ile by za balię z wodą wzięli? I mydło. W ogóle można sobie zamówić? - Długo już podróżowali. Znaczy on i ten biedny skurwysyn, Hurn. Zdałoby się obmyć z tego brudu, potu.


Na wiosnę wszystko się pierdoli

Karta Postaci  | Monety:  2 korony i 95 denarów

Offline

 

#44 2018-01-11 18:51:31

Dziki Gon

Miecz przeznaczenia

Re: Kantor na starówce

Zły to on się dopiero zrobi, jak przyjdzie mu się zorientować za ile naprawdę mogłaby pójść ta nieruchomość. Na razie miał tak pełne gacie, że uznał to za łut szczęścia, po którym ułoży sobie życie na nowo —  skwitował komorzy. — No, po prawdzie szło rozegrać to lepiej, głównie to on podyktował mi warunki —  przyznał bardziej szczerze niż ze skromności. — Ale utarg jest utarg, może naskłada się na nowego konia. Mocno rozważam, czy nie opłaci się nam ruszyć po niego za miasto. A, choćby i w takiej Rdestowej Łące idzie kupić takiego niedrogo, z tyle że tam przeważnie hodują kuce. To niziołkowa osada. Ale szło by zrobić po drodze kilka interesów, popytać co u wielmożnych Biberveldtów... No, obaczym jeszcze. Chwilowo dosyć mam traktów i gościńców. Zwłaszcza po ostatnim... Incydencie. —  Tu pryncypał wyraźnie zniżył głos.

Tedy zapraszam — skonkludował decyzję odnośnie ich dalszych planów — Ile? Ciebie – nic. Mus ci wymoczyć obolałe gnaty i ramię. — Wrona mógł mieć sobie węża w kieszeni, jednak nigdy nie przekraczał cienkiej, lecz wyraźniej granicy między skąpstwem a zwykłą głupotą. — Cholera, jak tak wspomniałeś to aż poczułem własny smród — przyznał. — Tedy chodźmy ku gospodzie, zmyć z siebie brud drogi, jeśli nie masz nic przeciwko.

Offline

 
POLECAMY: Herbia PBF Everold

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.uampila.pun.pl www.zakazaneportale.pun.pl www.starozytnyswiat.pun.pl www.dsw.pun.pl www.slaskwedkuje.pun.pl